Dziś ostatni dzień wakacji. Jutro rusza machina państwowej edukacji młodego pokolenia Polaków. Zaludnią się placówki szkolne, nastąpi prezentacja tegorocznego programu nauczania, na ścianach zawisną plany zajęć. Pora, by także w Kościele z nową energią i pomysłami zająć się nauczaniem dzieci w szkółce niedzielnej i nie tylko.
Praca z dziećmi w ramach chrześcijańskiego zboru może mieć znaczący wpływ na ich dalszy rozwój duchowy i wzrost w wierze. Wielu dziś już dojrzałych, zaangażowanych chrześcijan zgodnie świadczy, że korzenie ich osobistej wiary w Jezusa Chrystusa tkwią w szkółce niedzielnej. Jednak najczęściej podkreślają oni przy tym, nie tyle samą instytucję nauczania biblijnego w zborze, co raczej charyzmę konkretnego nauczyciela szkółki, który się nimi zajmował.
Właśnie dlatego postanowiłem dziś poświęcić kilka zdań charakterystyce chrześcijańskiego pracownika wśród dzieci. Chociaż wiadomo, że podstawowy ciężar wychowania dziecka spoczywa na rodzicach i nauczyciel szkółki niedzielnej nie ma ich w tej powinności wyręczać, to jednak zbiorowe zajęcia z dziećmi w zborze mogą znacznie wesprzeć wychowawczy trud rodziców, a nauczyciel ma szansę na całe lata stać się dla dziecka duchowym autorytetem.
Znany obraz ewangeliczny przedstawia dzieci przynoszone do Jezusa i ludzi, którzy w tym kontakcie przeszkadzają. Oburzyło to Jezusa, który wypowiada znamienne słowa: Pozwólcie dziatkom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im, albowiem takich jest Królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam, ktokolwiek by nie przyjął Królestwa Bożego jak dziecię, nie wejdzie do niego. I brał je w ramiona, i błogosławił, kładąc na nie ręce [Mk 10,14–16].
Dobry pracownik wśród dzieci skupia się przede wszystkim na tym, by i dzisiaj umożliwić dziecku tak bliski kontakt z Jezusem. Dzieci potrzebują Jezusa! Nie aż tak bardzo potrzeba im świetnych, pasujących do najnowszych osiągnięć psychologii i pedagogiki, programów nauczania, co bardziej kogoś, kto ich osobiście zapozna z Panem Jezusem. Nie tyle warto dostarczyć im tu kolorowych zajęć z malowaniem twarzy włącznie, co znajdą niemal w każdym klubie i świetlicy, ile niezapomnianego, świętego wrażenia spotkania z Jezusem.
Kto więc chce w chrześcijańskim zborze zajmować się pracą wśród dzieci, ten koniecznie powinien sam zadbać o osobisty, bliski kontakt z Jezusem. Oczywiście, pomocne może okazać się wykształcenie pedagogiczne czy choćby udział w kursie dla nauczycieli szkółki niedzielnej, jednakże nic nie zastąpi serca rozmiłowanego w Jezusie! Dziecko udające się w niedzielę na zajęcia biblijne nie potrzebuje jeszcze jednej lekcji, podobnej do tych, jakie ma w państwowej szkole. Ono potrzebuje tu spotkania z Jezusem, którego nauczyciel winien mu uosabiać.
Jest na tym świecie całkiem sporo osób i okoliczności, które stają dziecku na drodze do osobistego kontaktu z Panem Jezusem. Szkółka niedzielna i jej nauczyciele mają szansę zawsze być w tym absolutnym wyjątkiem!
Dla równowagi chcę dodać, że przydałoby się też zachować zdrowy rozsądek w przypisywaniu szkółce niedzielnej znaczenia dla duchowej przyszłości dziecka. Znam wiele niegdysiejszych dzieci regularnie biorących kiedyś udział w nauczaniu biblijnym, dzisiaj żyjących zupełnie poza chrześcijańskim zborem. Znam jednak i takich, jak na przykład piszący te słowa, którym nie dane było w dzieciństwie uczestniczyć w zajęciach szkółki niedzielnej, a jednak ostali się w wierze i w miarę możliwości przez całe lata starają się pracować na Niwie Bożej.
W przeddzień nowego roku szkolnego modlę się, by w tegorocznych zajęciach dla dzieci w chrześcijańskich zborach największą atrakcją była obecność samego Jezusa.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
31 sierpnia, 2011
29 sierpnia, 2011
Niepotrzebni ważniacy
Dziś w Polsce Dzień Straży Gminnej – święto państwowe obchodzone w rocznicę uchwalenia ustawy określającej funkcjonowanie tej formacji, potocznie zwane Dniem Strażnika Miejskiego.
We wstępie do wspomnianej Ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 roku o strażach gminnych, jest napisane, że straż gminna utworzona do ochrony porządku publicznego na terenie gminy spełnia służebną rolę wobec społeczności lokalnej, wykonując swe zadania z poszanowaniem godności i praw obywateli.
Dobrze, gdy strażnicy miejscy pełniąc swe obowiązki trzymają się tej ustawowej wskazówki. Niestety, zbyt często obserwujemy w praktyce inny niż służebny charakter ich aktywności. Co takiego dzieje się z ludźmi, że gdy otrzymają mundur i pałkę oraz bloczek do wypisywania mandatów, to nabierają jakiegoś dziwnego poczucia wyższości w stosunku do bliźnich?
Ileż to razy widziałem ruszający na miasto samochód Straży Miejskiej, w połowie załadowany blokadami na koła. Niech mi ktoś powie, że ci panowie wyjeżdżają, żeby pomagać ludziom, bo przyświeca im dobro obywateli ;)
A jak jest w środowisku kościelnym? Biblia poucza: Bądźcie wobec siebie jednakowo usposobieni; nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych [Rz 12,16], ale służcie jedni drugim w miłości [Ga 5,16]. Dobrze, gdy bracia o tym pamiętają i niezależnie od tego, jak się tytułują i jakie funkcje przyszło się im pełnić, zachowują postawę zwyczajnego braterstwa.
Co takiego dzieje się jednak z niektórymi z nich, że gdy dostaną jakiś tytuł i stanowisko, to zaczynają się zachowywać jak niejeden strażnik miejski? Skąd w nich to poczucie władzy, choćby duchowej, nad innymi? Dlaczego myślą, że stali się ważniejsi od pozostałych ludzi?
Bo któż to jest Apollos? Albo, któż to jest Paweł? Słudzy, dzięki którym uwierzyliście, a z których każdy dokonał tyle, ile mu dał Pan [1Ko 3,5]. Oto godny naśladowania sposób myślenia o sobie. Ludzie prawdziwie powołani przez Boga nie oczekują, że ktoś będzie ich witał z honorami, tytułował i nazywał czcigodnym. Zamiłowanie do tytułów i poczucie władzy charakteryzuje ludzi, którzy windują siebie nawzajem.
Na okoliczność Dnia Strażnika Miejskiego mam jeszcze inną uwagę. Większość ludzi uważa, że straż miejska dubluje pracę policji i jest – mówiąc krótko – faktycznie niepotrzebna. Czyż to możliwe, żeby działalność ludzi o tak wybujałym poczuciu misji społecznej w rzeczywistości była zbędna i mało komu potrzebna?
Pobudzony tą refleksją zastanawiam się, jak wiele funkcji i stanowisk, również kościelnych, można by dezaktywować bez większego uszczerbku dla normalnego funkcjonowania lokalnej wspólnoty mieszkańców lub Kościoła?
We wstępie do wspomnianej Ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 roku o strażach gminnych, jest napisane, że straż gminna utworzona do ochrony porządku publicznego na terenie gminy spełnia służebną rolę wobec społeczności lokalnej, wykonując swe zadania z poszanowaniem godności i praw obywateli.
Dobrze, gdy strażnicy miejscy pełniąc swe obowiązki trzymają się tej ustawowej wskazówki. Niestety, zbyt często obserwujemy w praktyce inny niż służebny charakter ich aktywności. Co takiego dzieje się z ludźmi, że gdy otrzymają mundur i pałkę oraz bloczek do wypisywania mandatów, to nabierają jakiegoś dziwnego poczucia wyższości w stosunku do bliźnich?
Ileż to razy widziałem ruszający na miasto samochód Straży Miejskiej, w połowie załadowany blokadami na koła. Niech mi ktoś powie, że ci panowie wyjeżdżają, żeby pomagać ludziom, bo przyświeca im dobro obywateli ;)
A jak jest w środowisku kościelnym? Biblia poucza: Bądźcie wobec siebie jednakowo usposobieni; nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych [Rz 12,16], ale służcie jedni drugim w miłości [Ga 5,16]. Dobrze, gdy bracia o tym pamiętają i niezależnie od tego, jak się tytułują i jakie funkcje przyszło się im pełnić, zachowują postawę zwyczajnego braterstwa.
Co takiego dzieje się jednak z niektórymi z nich, że gdy dostaną jakiś tytuł i stanowisko, to zaczynają się zachowywać jak niejeden strażnik miejski? Skąd w nich to poczucie władzy, choćby duchowej, nad innymi? Dlaczego myślą, że stali się ważniejsi od pozostałych ludzi?
Bo któż to jest Apollos? Albo, któż to jest Paweł? Słudzy, dzięki którym uwierzyliście, a z których każdy dokonał tyle, ile mu dał Pan [1Ko 3,5]. Oto godny naśladowania sposób myślenia o sobie. Ludzie prawdziwie powołani przez Boga nie oczekują, że ktoś będzie ich witał z honorami, tytułował i nazywał czcigodnym. Zamiłowanie do tytułów i poczucie władzy charakteryzuje ludzi, którzy windują siebie nawzajem.
Na okoliczność Dnia Strażnika Miejskiego mam jeszcze inną uwagę. Większość ludzi uważa, że straż miejska dubluje pracę policji i jest – mówiąc krótko – faktycznie niepotrzebna. Czyż to możliwe, żeby działalność ludzi o tak wybujałym poczuciu misji społecznej w rzeczywistości była zbędna i mało komu potrzebna?
Pobudzony tą refleksją zastanawiam się, jak wiele funkcji i stanowisk, również kościelnych, można by dezaktywować bez większego uszczerbku dla normalnego funkcjonowania lokalnej wspólnoty mieszkańców lub Kościoła?
28 sierpnia, 2011
Start do wieczności
Corocznie, 28 sierpnia w Polsce, na mocy decyzji Ministra Obrony Narodowej, obchodzone jest Święto Lotnictwa Polskiego. Upamiętnia ono zwycięstwo kpt. pil. Franciszka Żwirki i inż. pil. Stanisława Wigury w międzynarodowych zawodach samolotów turystycznych Challenge w 1932 roku.
Zawody lotnicze Challenge rozegrane w dniach: 20 – 28 sierpnia 1932 roku w Niemczech zgromadziły 24 załogi z kilku krajów europejskich, przy czym połowę z nich stanowili uważani za faworytów piloci niemieccy. Polska załoga Żwirki i Wigury zajęła pierwsze miejsce, co było znaczącym sukcesem ówczesnego lotnictwa polskiego.
Niestety, zaledwie dwa tygodnie później, 11 września 1932 roku, w drodze na zlot lotniczy w Pradze, obydwaj polscy piloci zginęli niedaleko Cieszyna. Podczas burzy w ich samolocie RWD–6 oderwało się skrzydło i maszyna runęła na ziemię.
Tak oto dwaj stojący na progu kariery młodzi ludzie, których zwycięstwo upamiętnia dzisiejsze święto, nagle odeszli z tego świata. Na bramie prowadzącej do małego mauzoleum, wybudowanego w miejscu tragicznego wypadku, zamieszczono napis: "Żwirki i Wigury start do wieczności".
Dokąd dolecieli? Wprawdzie ich ciała zostały pochowane w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Lecz co stało się z ich duszami? Czy w porę pomyśleli o swoim duchowym przeznaczeniu?
W świetle Biblii do wieczności startujemy już za życia w ciele. Teraz jest czas, by podjąć stosowną decyzję i wierzyć w Jezusa Chrystusa. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki [Jn 11,26]. Teraz jest czas, by określić parametry swojej duchowej podróży. Ociąganie się i odkładanie tej sprawy do chwili śmierci fizycznej, to narażanie się na duchową katastrofę.
Każdy z nas któregoś dnia przeżyje swój start do wieczności. W Święto Lotnictwa przypominam słowa Pisma Świętego: Życie nasze trwa lat siedemdziesiąt, a gdy sił stanie, lat osiemdziesiąt; a to, co się ich chlubą wydaje, to tylko trud i znój, gdyż chyżo mijają, a my odlatujemy [Ps 90,10].
Nie wiem, z jakim lądowaniem wiązał się "Żwirki i Wigury start do wieczności". Wiem natomiast na pewno, że przez wiarę w Jezusa Chrystusa mamy zapewniony bezpieczny port docelowy tego ostatniego lotu.
Za apostołem Pawłem mogę powtórzyć: Ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa [...] jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie [Flp 3,12–14]. A ty?
Zawody lotnicze Challenge rozegrane w dniach: 20 – 28 sierpnia 1932 roku w Niemczech zgromadziły 24 załogi z kilku krajów europejskich, przy czym połowę z nich stanowili uważani za faworytów piloci niemieccy. Polska załoga Żwirki i Wigury zajęła pierwsze miejsce, co było znaczącym sukcesem ówczesnego lotnictwa polskiego.
Niestety, zaledwie dwa tygodnie później, 11 września 1932 roku, w drodze na zlot lotniczy w Pradze, obydwaj polscy piloci zginęli niedaleko Cieszyna. Podczas burzy w ich samolocie RWD–6 oderwało się skrzydło i maszyna runęła na ziemię.
Tak oto dwaj stojący na progu kariery młodzi ludzie, których zwycięstwo upamiętnia dzisiejsze święto, nagle odeszli z tego świata. Na bramie prowadzącej do małego mauzoleum, wybudowanego w miejscu tragicznego wypadku, zamieszczono napis: "Żwirki i Wigury start do wieczności".
Dokąd dolecieli? Wprawdzie ich ciała zostały pochowane w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Lecz co stało się z ich duszami? Czy w porę pomyśleli o swoim duchowym przeznaczeniu?
W świetle Biblii do wieczności startujemy już za życia w ciele. Teraz jest czas, by podjąć stosowną decyzję i wierzyć w Jezusa Chrystusa. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki [Jn 11,26]. Teraz jest czas, by określić parametry swojej duchowej podróży. Ociąganie się i odkładanie tej sprawy do chwili śmierci fizycznej, to narażanie się na duchową katastrofę.
Każdy z nas któregoś dnia przeżyje swój start do wieczności. W Święto Lotnictwa przypominam słowa Pisma Świętego: Życie nasze trwa lat siedemdziesiąt, a gdy sił stanie, lat osiemdziesiąt; a to, co się ich chlubą wydaje, to tylko trud i znój, gdyż chyżo mijają, a my odlatujemy [Ps 90,10].
Nie wiem, z jakim lądowaniem wiązał się "Żwirki i Wigury start do wieczności". Wiem natomiast na pewno, że przez wiarę w Jezusa Chrystusa mamy zapewniony bezpieczny port docelowy tego ostatniego lotu.
Za apostołem Pawłem mogę powtórzyć: Ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa [...] jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie [Flp 3,12–14]. A ty?
24 sierpnia, 2011
Nie na każde wesele warto jechać
Przywołajmy dziś z historii Noc św. Bartłomieja, czyli noc z 23 na 24 sierpnia 1572 roku w Paryżu, kiedy to katolicy dokonali masowego mordu na protestantach zwanych tam hugenotami.
Wydawało się, że relacje między hugenotami a katolikami znacznie się poprawiają. Znakiem tej zgody miał być ślub katolickiej księżniczki, Małgorzaty de Valois, z Henrykiem Burbonem, królem Nawarry, jednym z przywódców hugenotów. Na tę uroczystość zjechała do Paryża szlachta protestancka z całego kraju.
Jednak zamiast wesela spotkała ich w Paryżu śmierć. Za sprawą matki króla Francji, Karola IX de Valois, Katarzyny Medycejskiej i księcia Henryka Gwizjusza, przywódcy Ligi Katolickiej, żołnierze królewskiej gwardii szwajcarskiej wspierani przez Paryżan, znienacka napadli na bawiących od kilku dni w Paryżu protestanckich gości weselnych. W ciągu dwóch dni wymordowali około 3 tysiące hugenotów.
Nawet sam świeżo upieczony małżonek, Henryk Burbon, znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Przeżył tylko dzięki pomocy Małgorzaty. Mordy nie ograniczyły się do Paryża. Do końca września w pogromach we Francji zginęło łącznie około 20 tysięcy ludzi.
Można by się spodziewać, że tak podstępny i nieludzki mord spotka się przynajmniej z potępieniem ze strony papieża i ówczesnych hierarchów rzymskokatolickich. Nic bardziej naiwnego. Papież Grzegorz XIII z tej okazji odprawił mszę dziękczynną i kazał wybić pamiątkowy medal [patrz foto], a wielu znaczących katolików jawnie się cieszyło z pogromu hugenotów.
W chwilach takiej krzywdy budzi się w człowieku chęć odwetu. Protestanci we Francji w znacznym stopniu tej złej emocji ulegli. Jednak Biblia wyraźnie poucza: Najmilsi! Nie mścijcie się sami, ale pozostawcie to gniewowi Bożemu, albowiem napisano: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan. Jeśli tedy łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go; jeśli pragnie, napój go; bo czyniąc to, węgle rozżarzone zgarniesz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj [Rz 12,19–21].
Wspominając Noc św. Bartłomieja myślę o obecnej sytuacji mniejszości religijnych w katolickiej Polsce. Żeby nie szukać przykładów daleko, minionej niedzieli po nabożeństwie podeszła do mnie wierząca kobieta z Ukrainy, od niedawna pracująca w Gdańsku jako opiekunka starszej Gdańszczanki, katoliczki. Gdy siostra Luba ujawniła jej, że należy do zielonoświątkowców, jej podopieczna wpadła w szał. Nie chce, żeby ktoś taki się nią opiekował.
Strach pomyśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdyby ta sędziwa katoliczka odzyskała pełnię sił i gdyby tu w Gdańsku udzieliła się jej atmosfera paryskiej Nocy św. Bartłomieja. A przecież można się domyślać, że przed laty brała udział w niejednym nabożeństwie ekumenicznym...
Nie jesteśmy w stanie zmienić ludzkich serc. Możemy natomiast być bardziej roztropni i mniej naiwni w kontaktach z ludźmi nieodrodzonymi duchowo. Jezus zapowiedział, że Jego prawdziwi uczniowie będą w tym świecie znienawidzeni. Nie ma się więc co dziwić, że tak jest do dzisiaj. Nie dziwcie się, bracia, jeżeli was świat nienawidzi [1Jn 3,13].
Ażeby więc uniknąć naiwności hugenockich weselników, w rozmaitych okolicznościach i kontaktach dobrze jest brać pod uwagę pouczenie Słowa Bożego: Ten, kto nienawidzi, udaje wargami innego, lecz w sercu knuje podstęp. Nie wierz mu, choć odzywa się miłym głosem, gdyż siedem obrzydliwości jest w jego sercu. [Prz 26,24–25].
Nie na każde wesele od razu warto jechać tylko dlatego, że dostaliśmy zaproszenie.
Wydawało się, że relacje między hugenotami a katolikami znacznie się poprawiają. Znakiem tej zgody miał być ślub katolickiej księżniczki, Małgorzaty de Valois, z Henrykiem Burbonem, królem Nawarry, jednym z przywódców hugenotów. Na tę uroczystość zjechała do Paryża szlachta protestancka z całego kraju.
Jednak zamiast wesela spotkała ich w Paryżu śmierć. Za sprawą matki króla Francji, Karola IX de Valois, Katarzyny Medycejskiej i księcia Henryka Gwizjusza, przywódcy Ligi Katolickiej, żołnierze królewskiej gwardii szwajcarskiej wspierani przez Paryżan, znienacka napadli na bawiących od kilku dni w Paryżu protestanckich gości weselnych. W ciągu dwóch dni wymordowali około 3 tysiące hugenotów.
Nawet sam świeżo upieczony małżonek, Henryk Burbon, znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Przeżył tylko dzięki pomocy Małgorzaty. Mordy nie ograniczyły się do Paryża. Do końca września w pogromach we Francji zginęło łącznie około 20 tysięcy ludzi.
Można by się spodziewać, że tak podstępny i nieludzki mord spotka się przynajmniej z potępieniem ze strony papieża i ówczesnych hierarchów rzymskokatolickich. Nic bardziej naiwnego. Papież Grzegorz XIII z tej okazji odprawił mszę dziękczynną i kazał wybić pamiątkowy medal [patrz foto], a wielu znaczących katolików jawnie się cieszyło z pogromu hugenotów.
W chwilach takiej krzywdy budzi się w człowieku chęć odwetu. Protestanci we Francji w znacznym stopniu tej złej emocji ulegli. Jednak Biblia wyraźnie poucza: Najmilsi! Nie mścijcie się sami, ale pozostawcie to gniewowi Bożemu, albowiem napisano: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan. Jeśli tedy łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go; jeśli pragnie, napój go; bo czyniąc to, węgle rozżarzone zgarniesz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj [Rz 12,19–21].
Wspominając Noc św. Bartłomieja myślę o obecnej sytuacji mniejszości religijnych w katolickiej Polsce. Żeby nie szukać przykładów daleko, minionej niedzieli po nabożeństwie podeszła do mnie wierząca kobieta z Ukrainy, od niedawna pracująca w Gdańsku jako opiekunka starszej Gdańszczanki, katoliczki. Gdy siostra Luba ujawniła jej, że należy do zielonoświątkowców, jej podopieczna wpadła w szał. Nie chce, żeby ktoś taki się nią opiekował.
Strach pomyśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdyby ta sędziwa katoliczka odzyskała pełnię sił i gdyby tu w Gdańsku udzieliła się jej atmosfera paryskiej Nocy św. Bartłomieja. A przecież można się domyślać, że przed laty brała udział w niejednym nabożeństwie ekumenicznym...
Nie jesteśmy w stanie zmienić ludzkich serc. Możemy natomiast być bardziej roztropni i mniej naiwni w kontaktach z ludźmi nieodrodzonymi duchowo. Jezus zapowiedział, że Jego prawdziwi uczniowie będą w tym świecie znienawidzeni. Nie ma się więc co dziwić, że tak jest do dzisiaj. Nie dziwcie się, bracia, jeżeli was świat nienawidzi [1Jn 3,13].
Ażeby więc uniknąć naiwności hugenockich weselników, w rozmaitych okolicznościach i kontaktach dobrze jest brać pod uwagę pouczenie Słowa Bożego: Ten, kto nienawidzi, udaje wargami innego, lecz w sercu knuje podstęp. Nie wierz mu, choć odzywa się miłym głosem, gdyż siedem obrzydliwości jest w jego sercu. [Prz 26,24–25].
Nie na każde wesele od razu warto jechać tylko dlatego, że dostaliśmy zaproszenie.
23 sierpnia, 2011
Nie wszyscy są ofiarami
Dziś Europejski Dzień Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu. Oto obszerne fragmenty oświadczenia Parlamentu Europejskiego w sprawie ogłoszenia dnia 23 sierpnia Europejskim Dniem Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu:
Parlament Europejski [...] uwzględniając rezolucję 1481 Zgromadzenia PRE w sprawie potrzeby międzynarodowego potępienia zbrodni totalitarnych reżimów komunistycznych [...], mając na uwadze podpisany między Związkiem Radzieckim a Niemcami pakt Ribbentrop-Mołotow, który za sprawą tajnych protokołów dodatkowych podzielił Europę na dwie strefy interesów [...], mając na uwadze, że masowe deportacje, morderstwa i zniewolenie, popełnione w ramach aktów agresji stalinizmu i nazizmu, kwalifikują się do kategorii zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości [...] mając na uwadze, że Europa słabo orientuje się w tym, jaki wpływ wywarł reżim radziecki na byłe komunistyczne republiki, oraz jakie było znaczenia jego okupacji dla obywateli tych krajów [...], proponuje, by dzień 23 sierpnia ogłosić Europejskim Dniem Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu celem upamiętnienia ofiar masowych deportacji i eksterminacji, a jednocześnie ściślejszego zakorzenienia demokracji i wzmocnienia pokoju i stabilizacji naszego kontynentu...
Ile było tych ofiar, których pamięci poświecony jest dzisiejszy dzień? Szacuje się, że reżim stalinowski pochłonął około 30 milionów istnień ludzkich, a hitlerowcom bezpośrednio lub pośrednio można przypisać całe śmiertelne żniwo II Wojny Światowej, czyli 72 miliony.
Ludobójstwo, metodyczna eksterminacja całych narodów, masowe przesiedlanie lub wypędzanie – to wszystko tworzyło atmosferę całkowitej bezbronności wobec stalinizmu i nazizmu. Ludzie nie mieli gdzie zwrócić się po pomoc ani do kogo się odwołać ze swoim poczuciem krzywdy.
Lata stalinizmu i nazizmu zdają się być okresem, w którym Bóg zdjął z wielu narodów swój parasol ochronny i odsłonił je, umożliwiając Złemu je krzywdzić i wyniszczać. Tę myśl wyraził Jezus w stosunku do samego siebie w chwili aresztowania: Gdy codziennie bywałem z wami w świątyni, nie podnieśliście na mnie ręki. Lecz to jest wasza pora i moc ciemności [Łk 22,53]. Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci to nie było dane z góry [Jn 19,11] – powiedział potem Piłatowi. Wierzę, że ani Stalin, ani Hitler, nie mogliby nic zrobić, gdyby Bóg na to nie pozwolił. Z jakiegoś powodu granice Bożego dopustu stały się tak rozciągliwe, że mogło dojść do takich okropności.
Biblia ostrzega, że zbliża się kolejny, ostateczny już sąd nad narodami. Bliski jest wielki dzień Pana, bliski i bardzo szybko nadchodzi. Słuchaj! Dzień Pana jest gorzki! Wtedy nawet i bohater będzie krzyczał. Dzień ów jest dniem gniewu, dniem ucisku i utrapienia, dniem huku i hałasu, dniem ciemności i mroku, dniem obłoków i gęstych chmur, dniem trąby i okrzyku wojennego przeciwko miastom obronnym i przeciwko basztom wysokim. Wtedy ześlę strach na ludzi, tak iż chodzić będą jak ślepi, gdyż zgrzeszyli przeciwko Panu. Ich krew będzie rozbryzgana niby proch, a ich wnętrzności rozrzucone niby błoto. Ani ich srebro, ani ich złoto nie będzie mogło ich wyratować w dniu gniewu Pana, bo ogień gniewu Pana pochłonie całą ziemię. Doprawdy, koniec straszną zagładę zgotuje wszystkim mieszkańcom ziemi [So 1,14–18].
Dlaczego gniew Boży ciąży nad narodami? Z powodu naszych grzechów. Albowiem gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę [Rz 1,18]. Bóg się gniewa widząc bezbożność wśród ludzi. Gdy lekceważą nawet Syna Bożego i odrzucają podarowaną w Jezusie możliwość ratunku, przychodzi ze swoim sądem.
Jedynym sposobem, by z nadchodzącego sądu wyjść cało, jest żyć w bojaźni Bożej i osobistej wierze w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Wtedy nikt nam nie jest w stanie zaszkodzić, ponieważ – jak mówił Jezus – kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie [Jn 11,25].
Niebezpieczeństwem byłoby tu jedynie samowolne zejście z drogi zbawienia i oddalenie się od społeczności z Bogiem. Jednakże kto na co dzień żyje w bliskiej więzi z Jezusem, nie musi się obawiać, że zostanie wystawiony na działanie sił ciemności i pozbawiony należytej ochrony. Umie Pan wyrwać pobożnych z pokuszenia, bezbożnych zaś zachować na dzień sądu celem ukarania [2Pt 2,9].
W Europejskim Dniu Ofiar Stalinizmu i Nazizmu, zasmucając się nad losem owych milionów istnień ludzkich, błogosławię Boga, który w Jezusie Chrystusie dał nam cudowne miejsce schronienia. Kto się boi Pana, ma mocną ostoję, i jeszcze jego dzieci mają w niej ucieczkę [Prz 14,26].
Patrząc na wspominane dziś ofiary z biblijnego punktu widzenia przypominam słowa Biblii: Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [Jn 3,36]. Ktokolwiek w okresie stalinizmu lub nazizmu żył w prawdziwej wierze w Jezusa Chrystusa, a został zabity, nie jest żadną ofiarą tych reżimów. W jednej chwili został uwolniony od przykrości życia w ciele i znalazł się w ramionach umiłowanego Syna Bożego.
On zaś, będąc pełen Ducha Świętego, utkwiwszy wzrok w niebo, ujrzał chwałę Bożą i Jezusa stojącego po prawicy Bożej i rzekł: Oto widzę niebiosa otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Bożej. Oni zaś podnieśli wielki krzyk, zatkali uszy swoje i razem rzucili się na niego. A wypchnąwszy go poza miasto, kamienowali. Świadkowie zaś złożyli szaty swoje u stóp młodzieńca, zwanego Saulem. I kamienowali Szczepana, który się modlił tymi słowy: Panie Jezu, przyjmij ducha mego [Dz 7,55-59]. Czy do kogoś takiego, jak Szczepan, pasuje określenie - ofiara?
Ofiarami stalinizmu i nazizmu można nazywać ludzi, którzy poumierali nie mając w sercu żywej wiary w Jezusa Chrystusa. Z powodu swej niewiary poszli na wieczne potępienie. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy będzie potępiony [Mk 16,16]. Jeżeli nie uwierzycie, nie ostaniecie się [Iz 7,9]. Kto wówczas odrzucał ewangelię i kto ją dziś świadomie ignoruje, to poniekąd sam sobie jest winien.
Kto jest posłuszny ewangelii, ten poza Bogiem nie boi się już nikogo i nie stanie się ofiarą żadnego reżimu, ponieważ ma w sobie żywot wieczny!
Parlament Europejski [...] uwzględniając rezolucję 1481 Zgromadzenia PRE w sprawie potrzeby międzynarodowego potępienia zbrodni totalitarnych reżimów komunistycznych [...], mając na uwadze podpisany między Związkiem Radzieckim a Niemcami pakt Ribbentrop-Mołotow, który za sprawą tajnych protokołów dodatkowych podzielił Europę na dwie strefy interesów [...], mając na uwadze, że masowe deportacje, morderstwa i zniewolenie, popełnione w ramach aktów agresji stalinizmu i nazizmu, kwalifikują się do kategorii zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości [...] mając na uwadze, że Europa słabo orientuje się w tym, jaki wpływ wywarł reżim radziecki na byłe komunistyczne republiki, oraz jakie było znaczenia jego okupacji dla obywateli tych krajów [...], proponuje, by dzień 23 sierpnia ogłosić Europejskim Dniem Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu celem upamiętnienia ofiar masowych deportacji i eksterminacji, a jednocześnie ściślejszego zakorzenienia demokracji i wzmocnienia pokoju i stabilizacji naszego kontynentu...
Ile było tych ofiar, których pamięci poświecony jest dzisiejszy dzień? Szacuje się, że reżim stalinowski pochłonął około 30 milionów istnień ludzkich, a hitlerowcom bezpośrednio lub pośrednio można przypisać całe śmiertelne żniwo II Wojny Światowej, czyli 72 miliony.
Ludobójstwo, metodyczna eksterminacja całych narodów, masowe przesiedlanie lub wypędzanie – to wszystko tworzyło atmosferę całkowitej bezbronności wobec stalinizmu i nazizmu. Ludzie nie mieli gdzie zwrócić się po pomoc ani do kogo się odwołać ze swoim poczuciem krzywdy.
Lata stalinizmu i nazizmu zdają się być okresem, w którym Bóg zdjął z wielu narodów swój parasol ochronny i odsłonił je, umożliwiając Złemu je krzywdzić i wyniszczać. Tę myśl wyraził Jezus w stosunku do samego siebie w chwili aresztowania: Gdy codziennie bywałem z wami w świątyni, nie podnieśliście na mnie ręki. Lecz to jest wasza pora i moc ciemności [Łk 22,53]. Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci to nie było dane z góry [Jn 19,11] – powiedział potem Piłatowi. Wierzę, że ani Stalin, ani Hitler, nie mogliby nic zrobić, gdyby Bóg na to nie pozwolił. Z jakiegoś powodu granice Bożego dopustu stały się tak rozciągliwe, że mogło dojść do takich okropności.
Biblia ostrzega, że zbliża się kolejny, ostateczny już sąd nad narodami. Bliski jest wielki dzień Pana, bliski i bardzo szybko nadchodzi. Słuchaj! Dzień Pana jest gorzki! Wtedy nawet i bohater będzie krzyczał. Dzień ów jest dniem gniewu, dniem ucisku i utrapienia, dniem huku i hałasu, dniem ciemności i mroku, dniem obłoków i gęstych chmur, dniem trąby i okrzyku wojennego przeciwko miastom obronnym i przeciwko basztom wysokim. Wtedy ześlę strach na ludzi, tak iż chodzić będą jak ślepi, gdyż zgrzeszyli przeciwko Panu. Ich krew będzie rozbryzgana niby proch, a ich wnętrzności rozrzucone niby błoto. Ani ich srebro, ani ich złoto nie będzie mogło ich wyratować w dniu gniewu Pana, bo ogień gniewu Pana pochłonie całą ziemię. Doprawdy, koniec straszną zagładę zgotuje wszystkim mieszkańcom ziemi [So 1,14–18].
Dlaczego gniew Boży ciąży nad narodami? Z powodu naszych grzechów. Albowiem gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę [Rz 1,18]. Bóg się gniewa widząc bezbożność wśród ludzi. Gdy lekceważą nawet Syna Bożego i odrzucają podarowaną w Jezusie możliwość ratunku, przychodzi ze swoim sądem.
Jedynym sposobem, by z nadchodzącego sądu wyjść cało, jest żyć w bojaźni Bożej i osobistej wierze w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Wtedy nikt nam nie jest w stanie zaszkodzić, ponieważ – jak mówił Jezus – kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie [Jn 11,25].
Niebezpieczeństwem byłoby tu jedynie samowolne zejście z drogi zbawienia i oddalenie się od społeczności z Bogiem. Jednakże kto na co dzień żyje w bliskiej więzi z Jezusem, nie musi się obawiać, że zostanie wystawiony na działanie sił ciemności i pozbawiony należytej ochrony. Umie Pan wyrwać pobożnych z pokuszenia, bezbożnych zaś zachować na dzień sądu celem ukarania [2Pt 2,9].
W Europejskim Dniu Ofiar Stalinizmu i Nazizmu, zasmucając się nad losem owych milionów istnień ludzkich, błogosławię Boga, który w Jezusie Chrystusie dał nam cudowne miejsce schronienia. Kto się boi Pana, ma mocną ostoję, i jeszcze jego dzieci mają w niej ucieczkę [Prz 14,26].
Patrząc na wspominane dziś ofiary z biblijnego punktu widzenia przypominam słowa Biblii: Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [Jn 3,36]. Ktokolwiek w okresie stalinizmu lub nazizmu żył w prawdziwej wierze w Jezusa Chrystusa, a został zabity, nie jest żadną ofiarą tych reżimów. W jednej chwili został uwolniony od przykrości życia w ciele i znalazł się w ramionach umiłowanego Syna Bożego.
On zaś, będąc pełen Ducha Świętego, utkwiwszy wzrok w niebo, ujrzał chwałę Bożą i Jezusa stojącego po prawicy Bożej i rzekł: Oto widzę niebiosa otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Bożej. Oni zaś podnieśli wielki krzyk, zatkali uszy swoje i razem rzucili się na niego. A wypchnąwszy go poza miasto, kamienowali. Świadkowie zaś złożyli szaty swoje u stóp młodzieńca, zwanego Saulem. I kamienowali Szczepana, który się modlił tymi słowy: Panie Jezu, przyjmij ducha mego [Dz 7,55-59]. Czy do kogoś takiego, jak Szczepan, pasuje określenie - ofiara?
Ofiarami stalinizmu i nazizmu można nazywać ludzi, którzy poumierali nie mając w sercu żywej wiary w Jezusa Chrystusa. Z powodu swej niewiary poszli na wieczne potępienie. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy będzie potępiony [Mk 16,16]. Jeżeli nie uwierzycie, nie ostaniecie się [Iz 7,9]. Kto wówczas odrzucał ewangelię i kto ją dziś świadomie ignoruje, to poniekąd sam sobie jest winien.
Kto jest posłuszny ewangelii, ten poza Bogiem nie boi się już nikogo i nie stanie się ofiarą żadnego reżimu, ponieważ ma w sobie żywot wieczny!
21 sierpnia, 2011
Żeby niechcący nie walczyć z Bogiem
Dwadzieścia lat temu w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich rozegrały się wydarzenia, które wbrew swoim intencjom tylko przyśpieszyły całkowity upadek sowieckiego imperium. W nocy z 18 na 19 sierpnia 1991 roku doszło tam do zamachu stanu i nieudanej próby przejęcia władzy w ZSRR przez "twardogłowych" liderów komunistycznych.
Samozwańczy, ośmioosobowy Państwowy Komitet Stanu Wyjątkowego z wiceprezydentem Giennadijem Janajewem, usiłował wymusić na prezydencie Michaile Gorbaczowie wprowadzenie stanu wyjątkowego w celu zatrzymania procesu demokratyzacji.
Wobec odmowy prezydenta internowano go, odebrano mu aparaturę kierującą głowicami jądrowymi i przetrzymywano go w miejscu, gdzie spędzał urlop. 19 sierpnia o 6 rano w państwowej telewizji i radiu, ogłoszono, iż ze względu na rzekomy zły stan zdrowia Gorbaczowa, został on zawieszony w wykonywaniu funkcji prezydenta, a jego obowiązki na mocy konstytucji przejął tym samym wiceprezydent Janajew.
Komitet ogłosił na niemal całym terytorium ZSRR stan wyjątkowy, wydał odezwę do narodu radzieckiego, wprowadził kontrolę prasy, zakaz demonstracji i strajków oraz godzinę milicyjną. Do Moskwy wkroczyły oddziały wojskowe uzbrojone w czołgi, okrążając wszystkie ważniejsze gmachy w mieście.
Zamach wywołał zdecydowaną reakcję sił demokratycznych, a głównym ogniskiem oporu stał się budynek parlamentu Rosji (tzw. Biały Dom), broniony przez kilka tysięcy ludzi. Prezydent Republiki Rosyjskiej, Borys Jelcyn uznał działanie komitetu za nielegalne i wezwał do protestów oraz bojkotu zarządzeń przywódców zamachu. Część oddziałów wojskowych znajdujących się w Moskwie przeszła na stronę Jelcyna.
21 sierpnia 1991 roku komunistyczny pucz Janajewa załamał się. Kilku członków komitetu w obliczu klęski poleciało negocjować porozumienie z Gorbaczowem, nie zostali jednak przez niego przyjęci. W godzinach popołudniowych uwolniono prezydenta Gorbaczowa, który natychmiast powrócił do Moskwy, gdzie mianował nowych szefów resortów spraw wewnętrznych, obrony oraz służby bezpieczeństwa.
W rezultacie puczu trzy dni później zawieszono, a następnie zlikwidowano Komunistyczną Partię Związku Radzieckiego. Mało tego. Chociaż działania przeciwników zamachu stanu prowadzone były teoretycznie w obronie legalnej władzy Gorbaczowa, jednak po zwycięstwie jego rola jako przywódcy ZSRR została już całkowicie zmarginalizowania, a realną władzę w Rosji miał odtąd Prezydent Federacji Rosyjskiej, Borys Jelcyn. Wykorzystując polityczną zawieruchę, cześć republik ogłosiła swoją niepodległość. Ostateczna likwidacja ZSRR nastąpiła cztery miesiące później, w grudniu 1991 roku.
A co z autorami zamachu stanu? Już następnego dnia po załamaniu się puczu moskiewskiego samobójstwo popełnił członek Państwowego Komitetu Stanu Wyjątkowego Boriss Pugo, a w kolejnych dniach kilku innych związanych z puczem polityków. Sam Janajew osadzony został w więzieniu i zwolniony w roku 1994. We wrześniu ubiegłego roku zmarł na raka płuc w moskiewskim szpitalu.
Gdy myślę dziś o tym nieudanym puczu, cisną mi się do głowy Słowa Biblii: Przeto kto się przeciwstawia władzy, przeciwstawia się Bożemu postanowieniu; a ci, którzy się przeciwstawiają, sami na siebie potępienie ściągają [Rz 13,2]. W kontekście ZSRR rozumiem to w ten sposób, że Bóg ustanowił Michaiła Gorbaczowa, aby pokojowo i na spokojnie rozmontował związek sowiecki. Janajew i jego partyjni koledzy stanęli przeciwko Bożemu postanowieniu. Musieli więc ponieść klęskę.
Gdy Bóg ustanawia kogoś, aby dokonał niezbędnych zmian, czy to ogólnie w społeczeństwie, czy w Kościele, to lepiej dla nas, żebyśmy jego misję rozpoznali i nie stawali mu na drodze. I z drugiej strony, jeżeli otrzymujemy od Boga powołanie,by coś takiego robić, to możemy śmiało ruszać, gdyż On jest z nami, jak z młodziutkim Jeremiaszem: Nie bój się ich, bo Ja jestem z tobą, aby cię ratować! - mówi Pan. Potem Pan wyciągnął rękę i dotknął moich ust. I rzekł do mnie Pan: Oto wkładam moje słowa w twoje usta. Patrz! Daję ci dzisiaj władzę nad narodami i nad królestwami, abyś wykorzeniał i wypleniał, niszczył i burzył, odbudowywał i sadził [Jr 1,8–10].
Jeżeli jacyś ludzie działają z upoważnienia Bożego to nie zdołacie ich zniszczyć, a przy tym mogłoby się okazać, że walczycie z Bogiem [Dz 5,39].
O, Boże! Daj mi rozeznanie, abym potrafił rozpoznać, kto działa z Twojego upoważnienia, a kto wprowadza jedynie własne wizje i pomysły, abym zawsze potrafił tu na ziemi stawać w interesie Królestwa Bożego.
Samozwańczy, ośmioosobowy Państwowy Komitet Stanu Wyjątkowego z wiceprezydentem Giennadijem Janajewem, usiłował wymusić na prezydencie Michaile Gorbaczowie wprowadzenie stanu wyjątkowego w celu zatrzymania procesu demokratyzacji.
Wobec odmowy prezydenta internowano go, odebrano mu aparaturę kierującą głowicami jądrowymi i przetrzymywano go w miejscu, gdzie spędzał urlop. 19 sierpnia o 6 rano w państwowej telewizji i radiu, ogłoszono, iż ze względu na rzekomy zły stan zdrowia Gorbaczowa, został on zawieszony w wykonywaniu funkcji prezydenta, a jego obowiązki na mocy konstytucji przejął tym samym wiceprezydent Janajew.
Komitet ogłosił na niemal całym terytorium ZSRR stan wyjątkowy, wydał odezwę do narodu radzieckiego, wprowadził kontrolę prasy, zakaz demonstracji i strajków oraz godzinę milicyjną. Do Moskwy wkroczyły oddziały wojskowe uzbrojone w czołgi, okrążając wszystkie ważniejsze gmachy w mieście.
Zamach wywołał zdecydowaną reakcję sił demokratycznych, a głównym ogniskiem oporu stał się budynek parlamentu Rosji (tzw. Biały Dom), broniony przez kilka tysięcy ludzi. Prezydent Republiki Rosyjskiej, Borys Jelcyn uznał działanie komitetu za nielegalne i wezwał do protestów oraz bojkotu zarządzeń przywódców zamachu. Część oddziałów wojskowych znajdujących się w Moskwie przeszła na stronę Jelcyna.
21 sierpnia 1991 roku komunistyczny pucz Janajewa załamał się. Kilku członków komitetu w obliczu klęski poleciało negocjować porozumienie z Gorbaczowem, nie zostali jednak przez niego przyjęci. W godzinach popołudniowych uwolniono prezydenta Gorbaczowa, który natychmiast powrócił do Moskwy, gdzie mianował nowych szefów resortów spraw wewnętrznych, obrony oraz służby bezpieczeństwa.
W rezultacie puczu trzy dni później zawieszono, a następnie zlikwidowano Komunistyczną Partię Związku Radzieckiego. Mało tego. Chociaż działania przeciwników zamachu stanu prowadzone były teoretycznie w obronie legalnej władzy Gorbaczowa, jednak po zwycięstwie jego rola jako przywódcy ZSRR została już całkowicie zmarginalizowania, a realną władzę w Rosji miał odtąd Prezydent Federacji Rosyjskiej, Borys Jelcyn. Wykorzystując polityczną zawieruchę, cześć republik ogłosiła swoją niepodległość. Ostateczna likwidacja ZSRR nastąpiła cztery miesiące później, w grudniu 1991 roku.
A co z autorami zamachu stanu? Już następnego dnia po załamaniu się puczu moskiewskiego samobójstwo popełnił członek Państwowego Komitetu Stanu Wyjątkowego Boriss Pugo, a w kolejnych dniach kilku innych związanych z puczem polityków. Sam Janajew osadzony został w więzieniu i zwolniony w roku 1994. We wrześniu ubiegłego roku zmarł na raka płuc w moskiewskim szpitalu.
Gdy myślę dziś o tym nieudanym puczu, cisną mi się do głowy Słowa Biblii: Przeto kto się przeciwstawia władzy, przeciwstawia się Bożemu postanowieniu; a ci, którzy się przeciwstawiają, sami na siebie potępienie ściągają [Rz 13,2]. W kontekście ZSRR rozumiem to w ten sposób, że Bóg ustanowił Michaiła Gorbaczowa, aby pokojowo i na spokojnie rozmontował związek sowiecki. Janajew i jego partyjni koledzy stanęli przeciwko Bożemu postanowieniu. Musieli więc ponieść klęskę.
Gdy Bóg ustanawia kogoś, aby dokonał niezbędnych zmian, czy to ogólnie w społeczeństwie, czy w Kościele, to lepiej dla nas, żebyśmy jego misję rozpoznali i nie stawali mu na drodze. I z drugiej strony, jeżeli otrzymujemy od Boga powołanie,by coś takiego robić, to możemy śmiało ruszać, gdyż On jest z nami, jak z młodziutkim Jeremiaszem: Nie bój się ich, bo Ja jestem z tobą, aby cię ratować! - mówi Pan. Potem Pan wyciągnął rękę i dotknął moich ust. I rzekł do mnie Pan: Oto wkładam moje słowa w twoje usta. Patrz! Daję ci dzisiaj władzę nad narodami i nad królestwami, abyś wykorzeniał i wypleniał, niszczył i burzył, odbudowywał i sadził [Jr 1,8–10].
Jeżeli jacyś ludzie działają z upoważnienia Bożego to nie zdołacie ich zniszczyć, a przy tym mogłoby się okazać, że walczycie z Bogiem [Dz 5,39].
O, Boże! Daj mi rozeznanie, abym potrafił rozpoznać, kto działa z Twojego upoważnienia, a kto wprowadza jedynie własne wizje i pomysły, abym zawsze potrafił tu na ziemi stawać w interesie Królestwa Bożego.
20 sierpnia, 2011
Wszystko zależy od okoliczności?
Dziś kilka słów o ludzkiej skłonności do relatywizmu. W chwilach silnej potrzeby osobistej, w pragnieniu osiągnięcia zysków albo dla własnej wygody gotowi jesteśmy przymknąć oko na to, co teoretycznie uznajemy za złe i w innych okolicznościach okrzyknęlibyśmy jako niedopuszczalne. Oto dwie ilustracje, powiązane z dzisiejszą datą:
20 sierpnia 1619 roku amerykańscy osadnicy przekroczyli granicę, której tutaj, w Europie nie odważyliby się naruszyć. Otóż tego dnia angielska osada Jamestown w Wirginii przyjęła pierwszy transport dwudziestu czarnoskórych niewolników przywiezionych na pokładzie holenderskiego statku. Chrześcijanie wyszli naprzeciw zapotrzebowaniu innych chrześcijan. I co? Porwanych ludzi zaczęli wykorzystywać dla własnych celów i wygody!
20 sierpnia 1947 roku zakończył się tzw. proces lekarzy, pierwszy z 12 procesów norymberskich przeprowadzonych przed amerykańskimi trybunałami wojskowymi, zapoczątkowany 9 grudnia 1946 roku. Dotyczył on zbrodni popełnionych przez członków nazistowskich służb medycznych III Rzeszy. Lekarze ci w szczególności zostali oskarżeni o przeprowadzanie pseudomedycznych eksperymentów na więźniach obozów koncentracyjnych. Bez zgody więźniów, z częstym narażeniem ich zdrowia i życia eksperymentowali sobie na tych ludziach, robiąc rzeczy nie mające większego sensu z medycznego punktu widzenia, a nawet wyraźnie zbrodnicze.
W czasach pokoju i na swoich rodakach lekarze niemieccy nie śmieliby robić czegoś takiego. Czas wojny, łatwy dostęp do tysięcy więźniów i silne poczucie bezkarności, popchnęły ich na śliski grunt eksperymentowania na ludziach.
Można by mnożyć przykłady takich ludzkich przeobrażeń. Jesteśmy przeciwko, dopóki ktoś nas czymś nie kupi. Jesteśmy za kimś, do czasu, gdy nie zalezie on nam za skórę. W wielu z nas tkwi taka zła gotowość do zwrotu w praktycznym podejściu do danej sprawy, a nawet do zmiany poglądów na jej temat, jeżeli ulegną zmianie okoliczności, w których mamy z nią do czynienia.
Na przykład, nadgorliwa siostra bardzo oburza się na widok dziewczyny w krótkiej spódniczce przychodzącej na nabożeństwa, dopóki jej własna córka nie wyrośnie i nie zacznie się tak ubierać. Wtedy nagle nabiera wody w usta i nie tylko milknie, ale nawet okazuje się, że potrafi tę młodość zrozumieć.
Inny z kolei młody chrześcijanin odsądza od czci i wiary człowieka rozwiedzionego, aż do czasu, gdy jego własne małżeństwo się rozpadnie. W tych nowych okolicznościach nierzadko zmieniają się też jego poglądy na kwestię nierozerwalności związku małżeńskiego.
Innymi słowy, zbyt często zmiana okoliczności powoduje zmianę poglądów i podejścia do sprawy. Tak bracia moi być nie powinno! Owszem, nasze poglądy mogą ewoluować z racji dojrzewania w wierze i nabywania mądrości Bożej. Co innego natomiast, gdy zaczynamy inaczej myśleć i mówić powodowani np. korzyścią materialną lub chęcią zdobycia popularności.
Okoliczności mają charakter przejściowy i wciąż będą się zmieniać. Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Porywanie człowieka w świetle Biblii zawsze jest złem zasługującym na bezwzględną karę śmierci [2Mo 21,27], jakkolwiek próbowalibyśmy ten proceder usprawiedliwiać. Grzech pozostaje grzechem, niezależnie od naszych opinii i poglądów. Żadna wojna, żadne tzw. cele wyższe ani żaden rodzaj osobistej potrzeby, nie dają nam prawa do naruszania Słowa Bożego.
Mówił więc Jezus do Żydów, którzy uwierzyli w Niego: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie [Jn 8,31].
20 sierpnia 1619 roku amerykańscy osadnicy przekroczyli granicę, której tutaj, w Europie nie odważyliby się naruszyć. Otóż tego dnia angielska osada Jamestown w Wirginii przyjęła pierwszy transport dwudziestu czarnoskórych niewolników przywiezionych na pokładzie holenderskiego statku. Chrześcijanie wyszli naprzeciw zapotrzebowaniu innych chrześcijan. I co? Porwanych ludzi zaczęli wykorzystywać dla własnych celów i wygody!
20 sierpnia 1947 roku zakończył się tzw. proces lekarzy, pierwszy z 12 procesów norymberskich przeprowadzonych przed amerykańskimi trybunałami wojskowymi, zapoczątkowany 9 grudnia 1946 roku. Dotyczył on zbrodni popełnionych przez członków nazistowskich służb medycznych III Rzeszy. Lekarze ci w szczególności zostali oskarżeni o przeprowadzanie pseudomedycznych eksperymentów na więźniach obozów koncentracyjnych. Bez zgody więźniów, z częstym narażeniem ich zdrowia i życia eksperymentowali sobie na tych ludziach, robiąc rzeczy nie mające większego sensu z medycznego punktu widzenia, a nawet wyraźnie zbrodnicze.
W czasach pokoju i na swoich rodakach lekarze niemieccy nie śmieliby robić czegoś takiego. Czas wojny, łatwy dostęp do tysięcy więźniów i silne poczucie bezkarności, popchnęły ich na śliski grunt eksperymentowania na ludziach.
Można by mnożyć przykłady takich ludzkich przeobrażeń. Jesteśmy przeciwko, dopóki ktoś nas czymś nie kupi. Jesteśmy za kimś, do czasu, gdy nie zalezie on nam za skórę. W wielu z nas tkwi taka zła gotowość do zwrotu w praktycznym podejściu do danej sprawy, a nawet do zmiany poglądów na jej temat, jeżeli ulegną zmianie okoliczności, w których mamy z nią do czynienia.
Na przykład, nadgorliwa siostra bardzo oburza się na widok dziewczyny w krótkiej spódniczce przychodzącej na nabożeństwa, dopóki jej własna córka nie wyrośnie i nie zacznie się tak ubierać. Wtedy nagle nabiera wody w usta i nie tylko milknie, ale nawet okazuje się, że potrafi tę młodość zrozumieć.
Inny z kolei młody chrześcijanin odsądza od czci i wiary człowieka rozwiedzionego, aż do czasu, gdy jego własne małżeństwo się rozpadnie. W tych nowych okolicznościach nierzadko zmieniają się też jego poglądy na kwestię nierozerwalności związku małżeńskiego.
Innymi słowy, zbyt często zmiana okoliczności powoduje zmianę poglądów i podejścia do sprawy. Tak bracia moi być nie powinno! Owszem, nasze poglądy mogą ewoluować z racji dojrzewania w wierze i nabywania mądrości Bożej. Co innego natomiast, gdy zaczynamy inaczej myśleć i mówić powodowani np. korzyścią materialną lub chęcią zdobycia popularności.
Okoliczności mają charakter przejściowy i wciąż będą się zmieniać. Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Porywanie człowieka w świetle Biblii zawsze jest złem zasługującym na bezwzględną karę śmierci [2Mo 21,27], jakkolwiek próbowalibyśmy ten proceder usprawiedliwiać. Grzech pozostaje grzechem, niezależnie od naszych opinii i poglądów. Żadna wojna, żadne tzw. cele wyższe ani żaden rodzaj osobistej potrzeby, nie dają nam prawa do naruszania Słowa Bożego.
Mówił więc Jezus do Żydów, którzy uwierzyli w Niego: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie [Jn 8,31].
19 sierpnia, 2011
Czynić dobrze nie ustawajmy!
Dziś Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej (ang. World Humanitarian Day), święto ustanowione przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 2008 roku. Upamiętnia ono zamach bombowy, dokonany 19 sierpnia 2003 roku na placówkę ONZ w Bagdadzie, podczas której zginął Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka Sérgio Vieira de Mello.
Obchody Dnia mają na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat działań związanych z niesieniem pomocy humanitarnej na świecie i przybliżenie znaczenia międzynarodowej współpracy w tej dziedzinie.
Dzień ten jest również okazją, aby wyrazić szacunek w stosunku do wszystkich pracowników humanitarnych ONZ i innych organizacji oraz uczcić pamięć tych, którzy pełniąc obowiązki stracili życie. Podczas ubiegłorocznych obchodów Dnia Sekretarz Generalny ONZ powiedział: W Światowym Dniu Pomocy Humanitarnej potwierdzamy nasze zaangażowanie w ratowanie ludzi oraz składamy hołd tym, którzy oddali życie dla tej szczytnej sprawy.
Docenianie dobrodziejstwa działań humanitarnych i wdzięczność dla ludzi tak zaangażowanych społecznie, to postawy mocno zaakcentowane również w Biblii. Zwłaszcza, gdy udzielanie pomocy wiąże się z narażeniem życia lub inną szkodą osobistą, Pismo Święte zauważa to poświęcenie.
Największym tego przykładem jest sam Syn Boży, który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej [Flp 2,6–8].
To jest naprawdę wielka rzecz, świadomie zostawić wygody życia, bezpieczny dom oraz grono przyjaciół i udać się do miejsc rażących niedostatków, by tam żyć i pomagać.
Jezus opuścił chwałę Nieba z powszechnie znanego powodu: Albowiem znacie łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, że będąc bogatym, stał się dla was ubogim, abyście ubóstwem jego ubogaceni zostali [2Ko 8,9]. Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby szukać i zbawić to, co zginęło [Lk 19,10].
Wartość poświęcenia dla innych jest też podkreślana w nauce apostolskiej. Apostoł Paweł szczycił się przed chrześcijanami z Filippi swoim uczniem Tymoteuszem: Albowiem nie mam drugiego takiego, który by się tak szczerze troszczył o was; bo wszyscy inni szukają swego, a nie tego, co jest Chrystusa Jezusa [Flp 2,20–21]. Pamiętał też o postawach innych osób: Pozdrówcie Pryskę i Akwilę, współpracowników moich w Chrystusie Jezusie, którzy za moje życie szyi swej nadstawili, którym nie tylko ja sam dziękuję, ale i wszystkie zbory pogańskie, także zbór, który jest w ich domu [Rz 16,3–5].
Niesienie pomocy humanitarnej jest o tyle niebezpieczne, że najczęściej wiąże się z koniecznością przebywania w miejscach bardzo niebezpiecznych. Każdego roku ataki na transporty humanitarne zbierają żniwo śmierci około stu osób. W 2010 roku doszło do 129 ataków na pracowników humanitarnych. 69 z nich zostało zabitych, 86 rannych a 87 zostało porwanych. Takie statystyki mogą zniechęcać.
W Światowym Dniu Pomocy Humanitarnej proszę Boga o utrzymanie mojego serca w należytej wrażliwości na ludzkie nieszczęście, tak abym zawsze był gotowy nieść pomoc ludziom w potrzebie, niezależnie od ceny, jaką trzeba przy tym zapłacić. A czynić dobrze nie ustawajmy, albowiem we właściwym czasie żąć będziemy bez znużenia [Ga 6,9].
Biblia mówi: Czystą i nieskalaną pobożnością przed Bogiem i Ojcem jest to: nieść pomoc sierotom i wdowom w ich niedoli i zachowywać siebie nie splamionym przez świat [Jk 1,27].
Obchody Dnia mają na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat działań związanych z niesieniem pomocy humanitarnej na świecie i przybliżenie znaczenia międzynarodowej współpracy w tej dziedzinie.
Dzień ten jest również okazją, aby wyrazić szacunek w stosunku do wszystkich pracowników humanitarnych ONZ i innych organizacji oraz uczcić pamięć tych, którzy pełniąc obowiązki stracili życie. Podczas ubiegłorocznych obchodów Dnia Sekretarz Generalny ONZ powiedział: W Światowym Dniu Pomocy Humanitarnej potwierdzamy nasze zaangażowanie w ratowanie ludzi oraz składamy hołd tym, którzy oddali życie dla tej szczytnej sprawy.
Docenianie dobrodziejstwa działań humanitarnych i wdzięczność dla ludzi tak zaangażowanych społecznie, to postawy mocno zaakcentowane również w Biblii. Zwłaszcza, gdy udzielanie pomocy wiąże się z narażeniem życia lub inną szkodą osobistą, Pismo Święte zauważa to poświęcenie.
Największym tego przykładem jest sam Syn Boży, który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej [Flp 2,6–8].
To jest naprawdę wielka rzecz, świadomie zostawić wygody życia, bezpieczny dom oraz grono przyjaciół i udać się do miejsc rażących niedostatków, by tam żyć i pomagać.
Jezus opuścił chwałę Nieba z powszechnie znanego powodu: Albowiem znacie łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, że będąc bogatym, stał się dla was ubogim, abyście ubóstwem jego ubogaceni zostali [2Ko 8,9]. Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby szukać i zbawić to, co zginęło [Lk 19,10].
Wartość poświęcenia dla innych jest też podkreślana w nauce apostolskiej. Apostoł Paweł szczycił się przed chrześcijanami z Filippi swoim uczniem Tymoteuszem: Albowiem nie mam drugiego takiego, który by się tak szczerze troszczył o was; bo wszyscy inni szukają swego, a nie tego, co jest Chrystusa Jezusa [Flp 2,20–21]. Pamiętał też o postawach innych osób: Pozdrówcie Pryskę i Akwilę, współpracowników moich w Chrystusie Jezusie, którzy za moje życie szyi swej nadstawili, którym nie tylko ja sam dziękuję, ale i wszystkie zbory pogańskie, także zbór, który jest w ich domu [Rz 16,3–5].
Niesienie pomocy humanitarnej jest o tyle niebezpieczne, że najczęściej wiąże się z koniecznością przebywania w miejscach bardzo niebezpiecznych. Każdego roku ataki na transporty humanitarne zbierają żniwo śmierci około stu osób. W 2010 roku doszło do 129 ataków na pracowników humanitarnych. 69 z nich zostało zabitych, 86 rannych a 87 zostało porwanych. Takie statystyki mogą zniechęcać.
W Światowym Dniu Pomocy Humanitarnej proszę Boga o utrzymanie mojego serca w należytej wrażliwości na ludzkie nieszczęście, tak abym zawsze był gotowy nieść pomoc ludziom w potrzebie, niezależnie od ceny, jaką trzeba przy tym zapłacić. A czynić dobrze nie ustawajmy, albowiem we właściwym czasie żąć będziemy bez znużenia [Ga 6,9].
Biblia mówi: Czystą i nieskalaną pobożnością przed Bogiem i Ojcem jest to: nieść pomoc sierotom i wdowom w ich niedoli i zachowywać siebie nie splamionym przez świat [Jk 1,27].
17 sierpnia, 2011
Dwadzieścia lat odrealniania świata?
Mamy dziś w Polsce 20 rocznicę narodzin polskiego Internetu. 17 sierpnia 1991 roku fizyk z Uniwersytetu Warszawskiego, Rafał Pietrak, po raz pierwszy nawiązał łączność w oparciu o protokół IP z pracownikiem Uniwersytetu Kopenhaskiego Janem Sorensenem. Chociaż korzenie światowego Internetu sięgają roku 1969, to jednak to pierwsze udane połączenie i wysłany e-mail wspomnianego Polaka zostały uznane za symboliczny dzień narodzin Internetu w Polsce.
Globana Sieć od lat spotyka się z ostrą krytyką osób widzących w niej samo zło, jak i z wielkim zachwytem jej fanów. Pomiędzy tymi skrajnościami zaś mamy całe mnóstwo jej zwykłych użytkowników. Oczywistym faktem jest to, że dziś, zaledwie dwie dekady od tamtej chwili, życie bez Internetu wydaje się być nie do zniesienia. Internet stał się i ogromnym zasobem informacji potrzebnych do nauki, pracy czy rozrywki, i globalną siecią łączności pomiędzy ludźmi, instytucjami oraz służbami społecznymi na całym świecie.
Także z mojej prywatnej, bardzo ograniczonej i skromnej perspektywy, Internet stwarza ogromne możliwości. Biorąc pod uwagę samą tylko posługę Słowa, jest dla mnie sporym błogosławieństwem, gdy siedząc w swoim gabinecie, mogę posłuchać, co danej niedzieli było głoszone z rozmaitych kazalnic w Polsce i na świecie. Możliwości takiego przeglądu nie było nigdy wcześniej.
Działa to również w drugą stronę. Dzięki Internetowi kilkaset osób codziennie czyta moje wpisy na blogu, a dla przykładu, jedno z moich ostatnich kazań, zarejestrowanych na video pt. Czy narodziłeś się na nowo? w ciągu następnych dziesięciu dni obejrzało, a przynajmniej zaczęło oglądać, ponad pięćset osób. Aż chce się tu zacytować znane słowa Biblii: I rozeszło się Słowo Pańskie po całej krainie [Dz 13,49].
Myśląc wszakże o tych internetowych możliwościach docierania ze Słowem Bożym do tysięcy i milionów ludzi na całym świecie, mam na uwadze także drugą stronę medalu. Obawiam się, że wiara części chrześcijan staje się coraz bardziej iluzoryczna, a Internet do tego odrealniania bardzo się przyczynia. Łatwo można na odległość grać rolę wspaniałego kaznodziei i ubarwiać walory własnego zboru. Trudniej być takim na co dzień, w realnym życiu na miejscu, pośród swoich.
Tego lata sporo osób, które do tej pory znały nasz zbór tylko z Internetu, w ramach wakacyjnych wojaży zawitało w nasze progi i zetknęło się z nami w realu. Co zobaczyli? Czy ich wyobrażenie o Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE nie zostało boleśnie stłamszone obrazem rzeczywistości? Aż boję się kogokolwiek o to zapytać ;)
Nie interesuje mnie fama, jaką można uzyskać poprzez sprytną obecność w Internecie. Pragnę, by Słowo Boże rozchodzące się z naszej kazalnicy po całym świecie było zawsze powiązane z przykładnym, biblijnym życiem zboru, a w szczególności moim własnym postępowaniem. Oby i o naszym zborze ktoś wiarygodnie mógł powiedzieć:
Staliście się wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i w Achai. Od was bowiem rozeszło się Słowo Pańskie nie tylko w Macedonii i w Achai, ale też wiara wasza w Boga rozkrzewiła się na każdym miejscu, tak iż nie mamy potrzeby o tym mówić; bo oni sami opowiadają o nas, jakiego to u was doznaliśmy przyjęcia, i jak nawróciliście się od bałwanów do Boga, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu i oczekiwać Syna jego z niebios, którego wzbudził z martwych, Jezusa, który nas ocalił przed nadchodzącym gniewem Bożym [1Ts 1,7–10].
W dniu narodzin polskiego Internetu ostrzegam przed odrealnieniem życia w różnych jego dziedzinach i nakłaniam własną duszę do dbałości o należyty poziom świadectwa wiary w realnym świecie.
Globana Sieć od lat spotyka się z ostrą krytyką osób widzących w niej samo zło, jak i z wielkim zachwytem jej fanów. Pomiędzy tymi skrajnościami zaś mamy całe mnóstwo jej zwykłych użytkowników. Oczywistym faktem jest to, że dziś, zaledwie dwie dekady od tamtej chwili, życie bez Internetu wydaje się być nie do zniesienia. Internet stał się i ogromnym zasobem informacji potrzebnych do nauki, pracy czy rozrywki, i globalną siecią łączności pomiędzy ludźmi, instytucjami oraz służbami społecznymi na całym świecie.
Także z mojej prywatnej, bardzo ograniczonej i skromnej perspektywy, Internet stwarza ogromne możliwości. Biorąc pod uwagę samą tylko posługę Słowa, jest dla mnie sporym błogosławieństwem, gdy siedząc w swoim gabinecie, mogę posłuchać, co danej niedzieli było głoszone z rozmaitych kazalnic w Polsce i na świecie. Możliwości takiego przeglądu nie było nigdy wcześniej.
Działa to również w drugą stronę. Dzięki Internetowi kilkaset osób codziennie czyta moje wpisy na blogu, a dla przykładu, jedno z moich ostatnich kazań, zarejestrowanych na video pt. Czy narodziłeś się na nowo? w ciągu następnych dziesięciu dni obejrzało, a przynajmniej zaczęło oglądać, ponad pięćset osób. Aż chce się tu zacytować znane słowa Biblii: I rozeszło się Słowo Pańskie po całej krainie [Dz 13,49].
Myśląc wszakże o tych internetowych możliwościach docierania ze Słowem Bożym do tysięcy i milionów ludzi na całym świecie, mam na uwadze także drugą stronę medalu. Obawiam się, że wiara części chrześcijan staje się coraz bardziej iluzoryczna, a Internet do tego odrealniania bardzo się przyczynia. Łatwo można na odległość grać rolę wspaniałego kaznodziei i ubarwiać walory własnego zboru. Trudniej być takim na co dzień, w realnym życiu na miejscu, pośród swoich.
Tego lata sporo osób, które do tej pory znały nasz zbór tylko z Internetu, w ramach wakacyjnych wojaży zawitało w nasze progi i zetknęło się z nami w realu. Co zobaczyli? Czy ich wyobrażenie o Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE nie zostało boleśnie stłamszone obrazem rzeczywistości? Aż boję się kogokolwiek o to zapytać ;)
Nie interesuje mnie fama, jaką można uzyskać poprzez sprytną obecność w Internecie. Pragnę, by Słowo Boże rozchodzące się z naszej kazalnicy po całym świecie było zawsze powiązane z przykładnym, biblijnym życiem zboru, a w szczególności moim własnym postępowaniem. Oby i o naszym zborze ktoś wiarygodnie mógł powiedzieć:
Staliście się wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i w Achai. Od was bowiem rozeszło się Słowo Pańskie nie tylko w Macedonii i w Achai, ale też wiara wasza w Boga rozkrzewiła się na każdym miejscu, tak iż nie mamy potrzeby o tym mówić; bo oni sami opowiadają o nas, jakiego to u was doznaliśmy przyjęcia, i jak nawróciliście się od bałwanów do Boga, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu i oczekiwać Syna jego z niebios, którego wzbudził z martwych, Jezusa, który nas ocalił przed nadchodzącym gniewem Bożym [1Ts 1,7–10].
W dniu narodzin polskiego Internetu ostrzegam przed odrealnieniem życia w różnych jego dziedzinach i nakłaniam własną duszę do dbałości o należyty poziom świadectwa wiary w realnym świecie.
15 sierpnia, 2011
Nie każdy cud od razu jest doceniony
Dziś mamy w Polsce państwowe święto Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej. Obchodzone 15 sierpnia Święto Wojska Polskiego upamiętnia zwycięską Bitwę Warszawską, stoczoną w 1920 roku w czasie wojny polsko-bolszewickiej, nazwaną potem "Cudem nad Wisłą". Tego dnia w godzinach nocnych oddziały polskie, forsując rzekę Wieprz pod Kockiem, rozpoczęły słynną kontrofensywę, w wyniku której zatrzymano bolszewicką ekspansję, po ich stronie wyrażaną następująco:
„Armia spod Czerwonego Sztandaru i armia łupieżczego Białego Orła stają twarzą w twarz w śmiertelnym pojedynku (...) Ponad martwym ciałem Białej Polski jaśnieje droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach poniesiemy szczęście i pokój ludzkości pełnej mozołu. Na zachód! Wybiła godzina ataku. Do Wilna, Mińska, Warszawy!”
Zwycięstwo Polaków w Bitwie Warszawskiej miało wielkie znaczenie dla całej Europy, ale mało kto z zewnątrz je docenił. W kraju owszem, trzy lata później Minister Spraw Wojskowych II RP ustanowił Święto Żołnierza, pisząc w swoim rozkazie m.in.: W rocznicę wiekopomnego rozgromienia nawały bolszewickiej pod Warszawą święci się pamięć poległych w walkach z wiekowym wrogiem o całość i niepodległość Polski.
Europa Zachodnia zdawała się jednak "Cudu nad Wisłą" zupełnie nie dostrzeegać. Ambasador brytyjski, lord Edgar Vincent D'Abernon w jednym z artykułów opublikowanych w sierpniu 1930 roku napisał: "Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej docenione... Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż upadkiem Warszawy Środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji (...). Zadaniem pisarzy politycznych jest wytłumaczenie europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę zbawiła Polska".
Nie jestem historykiem, więc ograniczając się do przypomnienia tych podstawowych informacji o "Cudzie nad Wisłą", zachęcam do chwili refleksji o duchowym wydźwięku. Ileż to razy, przeciwstawiając się złemu we własnym życiu, czynimy coś zbawiennego również dla swoich bliźnich?!
Polacy w 1920 roku wprawdzie bronili przed bolszewikami przede wszystkim swojej stolicy i własnego narodu, a okazało się to zbawienne dla całej Europy! Jeśli nawet do dziś niewielu Europejczyków ma tego świadomość, "Cud nad Wisłą" zachowuje swoją wartość i historyczne znaczenie.
Nie inaczej jest w sferze walki duchowej. Bezpieczne i owocne życie Kościoła nie tyle bierze się z nagłaśnianej aktywności przywódców, co bardziej z mało znanych i najczęściej niedocenianych gorliwych modlitw zwykłych wierzących. Tajemnica większości duchowych zwycięstw nie kryje się w sprytnych posunięciach kościelnych taktyków, lecz w wiernej i pokornej pracy ludzi posłusznych Duchowi Świętemu.
Podejmujmy więc walkę o wiarę, nawet jeśli inni nas o to nie proszą! Módlmy się o swoich bliskich, znajomych, współpracowników i rodaków! Dawajmy odpór złemu! Głośmy Słowo Boże! Chodzi tu nie tylko o nas samych. Pilnuj siebie samego i nauki, trwaj w tym, bo to czyniąc, i samego siebie zbawisz, i tych, którzy cię słuchają [1Tm 4,16].
Na przykładzie wspominanego dziś "Cudu nad Wisłą" przypominam, że zawsze warto walczyć i przeciwstawiać się Złemu, bo nie tylko nam samym przyniesie to pożytek, ale może okazać się zbawienne dla wielu. Ludzie niekoniecznie to docenią. Jednak któregoś dnia przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc; a wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga [1Ko 4,5].
„Armia spod Czerwonego Sztandaru i armia łupieżczego Białego Orła stają twarzą w twarz w śmiertelnym pojedynku (...) Ponad martwym ciałem Białej Polski jaśnieje droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach poniesiemy szczęście i pokój ludzkości pełnej mozołu. Na zachód! Wybiła godzina ataku. Do Wilna, Mińska, Warszawy!”
Zwycięstwo Polaków w Bitwie Warszawskiej miało wielkie znaczenie dla całej Europy, ale mało kto z zewnątrz je docenił. W kraju owszem, trzy lata później Minister Spraw Wojskowych II RP ustanowił Święto Żołnierza, pisząc w swoim rozkazie m.in.: W rocznicę wiekopomnego rozgromienia nawały bolszewickiej pod Warszawą święci się pamięć poległych w walkach z wiekowym wrogiem o całość i niepodległość Polski.
Europa Zachodnia zdawała się jednak "Cudu nad Wisłą" zupełnie nie dostrzeegać. Ambasador brytyjski, lord Edgar Vincent D'Abernon w jednym z artykułów opublikowanych w sierpniu 1930 roku napisał: "Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej docenione... Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż upadkiem Warszawy Środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji (...). Zadaniem pisarzy politycznych jest wytłumaczenie europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę zbawiła Polska".
Nie jestem historykiem, więc ograniczając się do przypomnienia tych podstawowych informacji o "Cudzie nad Wisłą", zachęcam do chwili refleksji o duchowym wydźwięku. Ileż to razy, przeciwstawiając się złemu we własnym życiu, czynimy coś zbawiennego również dla swoich bliźnich?!
Polacy w 1920 roku wprawdzie bronili przed bolszewikami przede wszystkim swojej stolicy i własnego narodu, a okazało się to zbawienne dla całej Europy! Jeśli nawet do dziś niewielu Europejczyków ma tego świadomość, "Cud nad Wisłą" zachowuje swoją wartość i historyczne znaczenie.
Nie inaczej jest w sferze walki duchowej. Bezpieczne i owocne życie Kościoła nie tyle bierze się z nagłaśnianej aktywności przywódców, co bardziej z mało znanych i najczęściej niedocenianych gorliwych modlitw zwykłych wierzących. Tajemnica większości duchowych zwycięstw nie kryje się w sprytnych posunięciach kościelnych taktyków, lecz w wiernej i pokornej pracy ludzi posłusznych Duchowi Świętemu.
Podejmujmy więc walkę o wiarę, nawet jeśli inni nas o to nie proszą! Módlmy się o swoich bliskich, znajomych, współpracowników i rodaków! Dawajmy odpór złemu! Głośmy Słowo Boże! Chodzi tu nie tylko o nas samych. Pilnuj siebie samego i nauki, trwaj w tym, bo to czyniąc, i samego siebie zbawisz, i tych, którzy cię słuchają [1Tm 4,16].
Na przykładzie wspominanego dziś "Cudu nad Wisłą" przypominam, że zawsze warto walczyć i przeciwstawiać się Złemu, bo nie tylko nam samym przyniesie to pożytek, ale może okazać się zbawienne dla wielu. Ludzie niekoniecznie to docenią. Jednak któregoś dnia przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc; a wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga [1Ko 4,5].
14 sierpnia, 2011
Dobrodziejstwo krzyża
Zapraszam do kontynuacji rozważań o fundamentch nowego życia. Po skonfrontowaniu się z pytaniem "Czy narodziłeś się na nowo?" proponuję przemyśleć "Dobrodziejstwo krzyża". Stały dostęp do obydwu kazań audio tutaj.
Już wkrótce powrócimy do tytułowej aktywności bloga.
Już wkrótce powrócimy do tytułowej aktywności bloga.
04 sierpnia, 2011
Czy narodziłeś się na nowo?
Na co dzień nie mam tego w zwyczaju, ale ponieważ temat jest naprawdę ważny, zapraszam dzisiaj do namysłu nad kwestią osobistego narodzenia na nowo przy moim kazaniu z ostatniej niedzieli lipca 2011 roku. Znajdziecie je tutaj.
Głosiłem je przede wszystkim do siebie samego i do zboru NOWE ŻYCIE w Gdańsku, ale może jeszcze ktoś inny z tego skorzysta?
Głosiłem je przede wszystkim do siebie samego i do zboru NOWE ŻYCIE w Gdańsku, ale może jeszcze ktoś inny z tego skorzysta?
03 sierpnia, 2011
Poszanowanie prawa własności
Dziś rocznica przeprowadzonej w 1954 roku w Polsce Akcji "X–2" – rządowej operacji wysiedlenia zakonnic i likwidacji domów zakonnych. 3 sierpnia w nocy milicja wtargnęła do domów zakonnych, dała zakonnicom chwilę na zabranie osobistych rzeczy, po czym wywiozła ich do różnych obozów pracy.
Wysiedlono ponad 1500 sióstr zakonnych z dziesięciu zgromadzeń, mieszkających i pracujących w klasztorach zlokalizowanych na terenie województwa opolskiego, wrocławskiego i katowickiego. Władze PRL skonfiskowały przy tym należące do zakonnic 323 nieruchomości, w tym szpitale, przedszkola, sierocińce oraz budynki klasztorne i grunty.
W taki oto sposób władza ludowa pod kierownictwem premiera Józefa Cyrankiewicza neutralizowała niemieckie wpływy w środowiskach zakonnych. Wprawdzie dwa lata później zaczęto zwalniać represjonowane zakonnice, ale nie miały one już do czego wracać. Do dziś państwo nie zwróciło im około 30 procent zagrabionego bezprawnie mienia.
Zabór własności prywatnej w powojennej Polsce był zjawiskiem dość powszechnym. Dziś przed Naczelnym Sądem Administracyjnym w Warszawie odbywa się na przykład rozprawa dotycząca zwrotu skonfiskowanej po wojnie kamienicy przy ul. Świętojańskiej w Gdyni. Budynek wyszedł bez szwanku z pożogi wojennej i chyba dlatego stał się łakomym kąskiem dla żarłocznej komuny. Córka nieżyjącej już właścicielki, jako jedyna spadkobierczyni, próbuje dochodzić swoich praw do tego budynku. Czy jej się to uda?
Starania wspomnianych zgromadzeń zakonnych po krzywdach akcji "X-2" zostały wsparte potężnym systemem wpływów rzymskokatolickich, a i tak nie wszystko jeszcze odzyskano. Ona w pojedynkę stoi naprzeciwko administracji państwowej, która niechętnie cokolwiek oddaje, chociaż z drugiej strony potępia metody i decyzje swojej zdyskredytowanej poprzedniczki.
Zazwyczaj tak jest, że gdy zaczyna chodzić o pieniądze, to ideały idą w kąt. Takie reguły rządzą tym światem. W ten sposób myślał diabeł o pobożności Hioba. Był przekonany, że z chwilą, gdy Bóg wyciągnie rękę i zabierze coś Hiobowi, ten od razu zmieni swój stosunek do Boga i zacznie inaczej postępować.
Czy za darmo jest Job tak bogobojny? Czy Ty nie otoczyłeś go zewsząd opieką wraz z jego domem i wszystkim, co ma? Błogosławiłeś sprawie jego rąk i jego dobytek rozmnożył się w kraju. Lecz wyciągnij tylko rękę i dotknij tego, co ma; czy nie będzie ci w oczy złorzeczył? [Jb 1,9–11].
Gdy próba nadeszła, Hiob okazał się jednak człowiekiem stałym w swojej pobożności. Dobre przyjmujemy od Boga, czy nie mielibyśmy przyjmować i złego? W tym wszystkim nie zgrzeszył Job swymi usty [Jb 2,10]. Trwał przy swoim, niezależnie od poniesionych strat. Był gotów zapłacić za swoje ideały każdą cenę.
Rządy III RP w sferze ideologicznej nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że potępiają metody i decyzje władz PRL. Czy są w tym konsekwentne, również w obliczu konieczności zwrotu zagrabionego przez PRL mienia? Owszem, w wielu przypadkach problem jest bardzo złożony, ale pieniądze nie mają przecież prawa zmieniać tu optyki podejścia do sprawy.
Nie raz już pisałem, że nie wierzę w sprawiedliwość na tym świecie. To oczywiste, że władza minionej epoki nie liczyła się z ludźmi i zabierała, co chciała. Czy zadziwię się brakiem poszanowania prawa do własności także u obecnej administracji? A jakie to ma znaczenie?
Ważne, abym sam był człowiekiem prawym, nie wyciągał ręki po to, co nie moje i zawsze postępował zgodnie z wyznawaną wiarą. Tak mi dopomóż Bóg!
Wysiedlono ponad 1500 sióstr zakonnych z dziesięciu zgromadzeń, mieszkających i pracujących w klasztorach zlokalizowanych na terenie województwa opolskiego, wrocławskiego i katowickiego. Władze PRL skonfiskowały przy tym należące do zakonnic 323 nieruchomości, w tym szpitale, przedszkola, sierocińce oraz budynki klasztorne i grunty.
W taki oto sposób władza ludowa pod kierownictwem premiera Józefa Cyrankiewicza neutralizowała niemieckie wpływy w środowiskach zakonnych. Wprawdzie dwa lata później zaczęto zwalniać represjonowane zakonnice, ale nie miały one już do czego wracać. Do dziś państwo nie zwróciło im około 30 procent zagrabionego bezprawnie mienia.
Zabór własności prywatnej w powojennej Polsce był zjawiskiem dość powszechnym. Dziś przed Naczelnym Sądem Administracyjnym w Warszawie odbywa się na przykład rozprawa dotycząca zwrotu skonfiskowanej po wojnie kamienicy przy ul. Świętojańskiej w Gdyni. Budynek wyszedł bez szwanku z pożogi wojennej i chyba dlatego stał się łakomym kąskiem dla żarłocznej komuny. Córka nieżyjącej już właścicielki, jako jedyna spadkobierczyni, próbuje dochodzić swoich praw do tego budynku. Czy jej się to uda?
Starania wspomnianych zgromadzeń zakonnych po krzywdach akcji "X-2" zostały wsparte potężnym systemem wpływów rzymskokatolickich, a i tak nie wszystko jeszcze odzyskano. Ona w pojedynkę stoi naprzeciwko administracji państwowej, która niechętnie cokolwiek oddaje, chociaż z drugiej strony potępia metody i decyzje swojej zdyskredytowanej poprzedniczki.
Zazwyczaj tak jest, że gdy zaczyna chodzić o pieniądze, to ideały idą w kąt. Takie reguły rządzą tym światem. W ten sposób myślał diabeł o pobożności Hioba. Był przekonany, że z chwilą, gdy Bóg wyciągnie rękę i zabierze coś Hiobowi, ten od razu zmieni swój stosunek do Boga i zacznie inaczej postępować.
Czy za darmo jest Job tak bogobojny? Czy Ty nie otoczyłeś go zewsząd opieką wraz z jego domem i wszystkim, co ma? Błogosławiłeś sprawie jego rąk i jego dobytek rozmnożył się w kraju. Lecz wyciągnij tylko rękę i dotknij tego, co ma; czy nie będzie ci w oczy złorzeczył? [Jb 1,9–11].
Gdy próba nadeszła, Hiob okazał się jednak człowiekiem stałym w swojej pobożności. Dobre przyjmujemy od Boga, czy nie mielibyśmy przyjmować i złego? W tym wszystkim nie zgrzeszył Job swymi usty [Jb 2,10]. Trwał przy swoim, niezależnie od poniesionych strat. Był gotów zapłacić za swoje ideały każdą cenę.
Rządy III RP w sferze ideologicznej nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że potępiają metody i decyzje władz PRL. Czy są w tym konsekwentne, również w obliczu konieczności zwrotu zagrabionego przez PRL mienia? Owszem, w wielu przypadkach problem jest bardzo złożony, ale pieniądze nie mają przecież prawa zmieniać tu optyki podejścia do sprawy.
Nie raz już pisałem, że nie wierzę w sprawiedliwość na tym świecie. To oczywiste, że władza minionej epoki nie liczyła się z ludźmi i zabierała, co chciała. Czy zadziwię się brakiem poszanowania prawa do własności także u obecnej administracji? A jakie to ma znaczenie?
Ważne, abym sam był człowiekiem prawym, nie wyciągał ręki po to, co nie moje i zawsze postępował zgodnie z wyznawaną wiarą. Tak mi dopomóż Bóg!
02 sierpnia, 2011
Dwie prawdy?
Dzisiejsza odpowiedź kierowanego przez Rosjan Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego [MAK] na raport polskiej komisji rządowej ministra Jerzego Millera w sprawie przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem dobitnie wskazuje na powszechną niezdolność docierania do prawdy. To wygląda na jakiś paraliż!
Ponad rok od katastrofy. Dwie komisje, dwie wizje tej samej rzeczywistości i – co za tym idzie – dwie wersje prawdy. Jak to możliwe, żeby na podstawie tych samych faktów formułować i prezentować tak rozbieżne opinie i wnioski? A jednak to już nawet nas nie dziwi. Każdy wie swoje i tyle. Dyskusja, chociaż na nowo rozgorzała, nie będzie tu miała żadnego znaczenia.
Kiedyś uczono nas w szkole całkiem innej historii, niż dzisiaj. Mówi się, że tamta była zafałszowana. A kto da gwarancję, że ta dzisiejsza jest w stu procentach prawdziwa? Trudności demokratycznego i podobno niezależnego państwa z wyjaśnieniem tak dramatycznego, ale jednak pojedynczego wydarzenia, jak katastrofa prezydenckiego samolotu, podważają we mnie wiarę we wszystko, co w tym kraju jest mówione.
Od kilku dekad żyję i pracuję w środowisku, gdzie teoretycznie wszyscy miłują prawdę, żyją prawdą i są gotowi stawać w jej obronie. Chciałoby się mieć pewność, że gdzie jak gdzie, ale w Kościele nie są to puste słowa, gdyż prawda jest w Jezusie [Ef 4,21], a przecież jest jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest; jeden Bóg i Ojciec wszystkich [Ef 4,5-6]. Gdy do tego dodać, że Jezus Chrystus wczoraj i dziś, i na wieki ten sam [Hbr 13,8], to wśród Jego naśladowców żadnych rozbieżności być nie powinno.
Niestety, rozbieżności są, i to nie tylko w kwestiach drugorzędnych. Na przykład, jedni przywódcy piętnują grzech i z jego powodu wyłączają danego człowieka ze zboru, a drudzy, spod tego samego szyldu kościelnego, odgrywają rolę dobrego wujka i chętnie go przyjmują. Jedni biją na alarm i ostrzegają przez fałszywą nauką, podczas gdy inni duchowni z tych samych kręgów kościelnych mają zdanie całkiem odmienne.
Swego czasu Jezus powiedział: Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego, czym wywołał znane pytanie. Rzekł do niego Piłat: Co to jest prawda? [Jn 18,37-38]. Piłat co nieco wiedział o tym, jak można prawdę zmanipulować. Dlatego wyraził swój sceptycyzm.
Prawdziwy chrześcijanin takiego sceptycyzmu w duszy nie nosi. Dlaczego? Bo jest tej samej myśli, co Chrystus mówiący do Ojca: słowo twoje jest prawdą [Jn 17,17]. Bóg zawsze mówi prawdę i tak samo robi każdy człowiek zrodzony z Boga. Kto prawdę zniekształca, ten nie mówi, jak Słowo Boże.
Nie ma dwóch prawd. Gdy mamy do czynienia z rozbieżnym oglądem tej samej sprawy, to znaczy, że przynajmniej jedna ze stron z prawdą się rozmija. Sęk w tym, że nie zawsze od razu wiadomo - która?
Ponad rok od katastrofy. Dwie komisje, dwie wizje tej samej rzeczywistości i – co za tym idzie – dwie wersje prawdy. Jak to możliwe, żeby na podstawie tych samych faktów formułować i prezentować tak rozbieżne opinie i wnioski? A jednak to już nawet nas nie dziwi. Każdy wie swoje i tyle. Dyskusja, chociaż na nowo rozgorzała, nie będzie tu miała żadnego znaczenia.
Kiedyś uczono nas w szkole całkiem innej historii, niż dzisiaj. Mówi się, że tamta była zafałszowana. A kto da gwarancję, że ta dzisiejsza jest w stu procentach prawdziwa? Trudności demokratycznego i podobno niezależnego państwa z wyjaśnieniem tak dramatycznego, ale jednak pojedynczego wydarzenia, jak katastrofa prezydenckiego samolotu, podważają we mnie wiarę we wszystko, co w tym kraju jest mówione.
Od kilku dekad żyję i pracuję w środowisku, gdzie teoretycznie wszyscy miłują prawdę, żyją prawdą i są gotowi stawać w jej obronie. Chciałoby się mieć pewność, że gdzie jak gdzie, ale w Kościele nie są to puste słowa, gdyż prawda jest w Jezusie [Ef 4,21], a przecież jest jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest; jeden Bóg i Ojciec wszystkich [Ef 4,5-6]. Gdy do tego dodać, że Jezus Chrystus wczoraj i dziś, i na wieki ten sam [Hbr 13,8], to wśród Jego naśladowców żadnych rozbieżności być nie powinno.
Niestety, rozbieżności są, i to nie tylko w kwestiach drugorzędnych. Na przykład, jedni przywódcy piętnują grzech i z jego powodu wyłączają danego człowieka ze zboru, a drudzy, spod tego samego szyldu kościelnego, odgrywają rolę dobrego wujka i chętnie go przyjmują. Jedni biją na alarm i ostrzegają przez fałszywą nauką, podczas gdy inni duchowni z tych samych kręgów kościelnych mają zdanie całkiem odmienne.
Swego czasu Jezus powiedział: Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego, czym wywołał znane pytanie. Rzekł do niego Piłat: Co to jest prawda? [Jn 18,37-38]. Piłat co nieco wiedział o tym, jak można prawdę zmanipulować. Dlatego wyraził swój sceptycyzm.
Prawdziwy chrześcijanin takiego sceptycyzmu w duszy nie nosi. Dlaczego? Bo jest tej samej myśli, co Chrystus mówiący do Ojca: słowo twoje jest prawdą [Jn 17,17]. Bóg zawsze mówi prawdę i tak samo robi każdy człowiek zrodzony z Boga. Kto prawdę zniekształca, ten nie mówi, jak Słowo Boże.
Nie ma dwóch prawd. Gdy mamy do czynienia z rozbieżnym oglądem tej samej sprawy, to znaczy, że przynajmniej jedna ze stron z prawdą się rozmija. Sęk w tym, że nie zawsze od razu wiadomo - która?
Subskrybuj:
Posty (Atom)