Wspomnijmy dziś niecodzienne zdarzenie, do jakiego doszło 2 czerwca 1901 roku w Nowym Jorku. Była niedziela. Niejaki Benjamin Adams, prawnik, członek lokalnego Komitetu Edukacji, w towarzystwie kilku kobiet wybrał się ze znajomym do Saegkill Golf Club. Wkrótce jednak na polu golfowym pojawili się dwaj policjanci i aresztowali go pod zarzutem złamania prawa i gry w golfa w niedzielę.
Aresztowanie to było aktem szerszej kampanii przeciwko uprawianiu sportu w niedzielę. Trzy tygodnie wcześniej kilku odpowiednio nastawionych ministrów, wspólnie wezwało nowojorską policję do podjęcia działań w celu uniemożliwienia w niedzielę gry w base–ball'a. Komisarz miejscowej policji okazał nadgorliwość i wydał całkowity zakaz uprawiania sportu w tym dniu.
W proteście przeciwko takiemu postawieniu sprawy, szereg bogatych graczy w golfa opuściło swoje kościoły. Pod naporem społecznego sprzeciwu wkrótce dwóch ministrów, którzy wcześniej podpisali petycję do policji, wycofało się ze swojego stanowiska. Tej niedzieli jednak policja wciąż jeszcze penetrowała okolicę w celu udaremnienia uprawiania sportu. Tak trafiła na pana Adamsa.
W czasie aresztowania i odprowadzania wspomnianego amatora niedzielnej gry w golfa na posterunek policji, w Centralnym Kościele Metodystycznym odbywało się nabożeństwo. Kaznodzieja John C. Havemayer wygłaszał kazanie przeciwko bezczeszczeniu sabatu. Piętnował postawę niektórych chrześcijan, m.in. właścicieli linii trolejbusowych i kolei żelaznych, którzy nie przerywali na niedzielę pracy swego taboru.
Pod koniec kazania, pośród audytorium zachęconego do dyskusji, powstał człowiek i powiedział: Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego pan i inni kaznodzieje, zamieniliście siódmy dzień na pierwszy dzień tygodnia, jako obowiązujący dzień odpoczynku. Pytanie zaskoczyło nieco kaznodzieję, ale spokojnie odparł, że ogólnie można uznać niedzielę, jako dzień siódmy. Starszy człowiek powstał znowu i wezwał Havemayera, aby udowodnił na podstawie Pisma, że niedziela naprawdę jest siódmym dniem. Kaznodzieja odpowiedział, że nabożeństwo nie jest właściwym miejscem do prowadzenia takiej dyskusji. Wówczas straszy pan poderwał się z miejsca i podnosząc ręce do góry, dramatycznie zawołał:
W imię Boga Wszechmogącego i Jezusa Chrystusa, wzywam cię do pokuty z twojego grzechu i do zaprzestania łamania prawdziwego dnia sabatu!
Jak z powyższego wynika, także na początku XX wieku, zarówno wewnątrz kościołów jak i na ulicy, toczyła się batalia o to, czy chrześcijanie będą uznawać niedzielę za dzień naprawdę świąteczny. Czy zechcą poświęcić go na fizyczny odpoczynek od pracy, skoncentrowanie się na sprawach duchowych i oddanie chwały Bogu w zgromadzeniach, czy też będą załatwiać w tym dniu swoje sprawy i poświęcać go głównie na fizyczną rekreację. Czy okażą dojrzałość w myśleniu, że nie o literalną rachubę tu chodzi, a o zasadę poświęcania co siódmego dnia na sprawy duchowe, czy też będą walczyć o literę i zakłócać pokój dnia Pańskiego?
Która opcja wygrywa? Z pewnością żadne zakazy i nakazy nic tu nie pomogą. Represjami nie doprowadzimy nikogo do rzeczywistego posłuszeństwa Słowu Bożemu. Jeżeli ktoś nie jest rozmiłowany w Bogu, ten zawsze ma jakiś powód, dla którego nie czytał ostatnio Biblii i jakoś nie może też utrafić z czasem i swoimi obowiązkami, aby w niedzielę móc być na nabożeństwie.
Kto zaś miłuje Boga, ten jeśliby nawet wylądował gdzieś na bezludnej wyspie straciwszy rachubę czasu, zacznie odliczać dni i co siódmy z nich poświęci Bogu. Czy gdyby ten jego co siódmy dzień okazał się być naszą środą, można byłoby postawić mu zarzut łamania sabatu? Odpocznienie chrześcijanina nie zasadza się na precyzyjnie odliczonym, literalnym dniu, lecz na regularnej społeczności z Panem Jezusem.
Kto miłuje Boga, ten nie może się też obejść bez społeczności z Jego dziećmi.
Po tym poznajemy, iż dzieci Boże miłujemy, jeżeli Boga miłujemy i przykazania jego spełniamy. Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe [1Jn 5,2-3]. Od dnia zmartwychwstania Jezusa Chrystusa dniem szczególnej społeczności Jego naśladowców stał się pierwszy dzień po sabacie [zob. Dz 20,7]. Walczyć z tym obyczajem, czy raczej lepiej się z radością przyłączyć?
Jutro niedziela. Jeśli Bóg da mi się rano obudzić, najpierw pojadę na nabożeństwo, aby uwielbiać Boga, podziękować Mu za miniony tydzień i posłuchać Słowa Bożego. Potem, już w luźnej formie, także przy stole, spędzę całe popołudnie w towarzystwie ludzi miłujących Jezusa. Będziemy rozmawiać, cieszyć się wzajemną społecznością, budować się w wierze i wzrastać w poznaniu Boga.
Nie pojadę do centrum handlowego, aby rozejrzeć się w cenach. Nie będę kosił trawnika ani malował płotu. Pomimo tego, że nie grozi mi za to żadne aresztowanie, nie udam się na pole golfowe, ani nawet na mecz piłki nożnej. Dla mnie niedziela – to dzień poświęcony Panu!
A Ty? Co planujesz jutro robić?