29 czerwca, 2013

Skąd w nim tyle złości?

Dzisiejsza lektura Pisma Świętego zgodnie ze Zwycięskim Planem Czytania Biblii zaprowadziła mnie do Drugiej Księgi Kronik. W szesnastym rozdziale tej księgi znajdujemy opis króla judzkiego Asy. Nie był zbyt pobożnym władcą. Miał na swoim koncie kilka sukcesów, ale w późniejszych latach swego panowania popełnił istotny błąd. W obliczu groźby bratobójczej wojny z Izraelem, zamiast zaufać Bogu, zawarł dość szemrany sojusz z królem aramejskim.

W tym czasie przybył do Asy, króla judzkiego, jasnowidz Chanani i rzekł do niego: Ponieważ oparłeś się na królu aramejskim, a nie oparłeś się na Panu, Bogu swoim, dlatego wojsko króla aramejskiego wymknęło się z twojej ręki. Czy Kuszyci i Libijczycy nie stanowili wielkiej siły z ogromnym mnóstwem wozów wojennych i jeźdźców? A jednak ponieważ oparłeś się na Panu, wydał ich w twoją rękę. Gdyż Pan wodzi oczyma swymi po całej ziemi, aby wzmacniać tych, którzy szczerym sercem są przy nim; lecz w tym postąpiłeś głupio, toteż odtąd będziesz miał ciągłe wojny [2Kn 16,7-9].

Byłoby słuszne i pożądane, aby zasiadający na tronie Dawidowym król Judy ukorzył się w tej sytuacji przed Bogiem i poprosił o przebaczenie. Posłaniec Boży jedynie obnażył jego brak zaufania do Boga. Jednakże Asa zachował się zupełnie inaczej. Wtedy Asa rozgniewał się na jasnowidza i kazał go wtrącić do więzienia, gdyż ogarnęła go z tego powodu wściekłość. W tym czasie także niektórym z ludu zadał Asa gwałt [2Kn 16,10].

Tak jest do dzisiaj. Byłoby dobrze, gdybyśmy - w sytuacji, gdy Bóg przez kogoś pokazuje nam nasze błędy – czym prędzej przyznali się do tego, ukorzyli się przed Bogiem i - jak Dawid po wizycie proroka Natana - pokutowali. Niestety, zbyt często powtarzamy błąd króla Asy. Oburzamy się, krzywdzimy ludzi, którzy z upoważnienia Bożego ośmielili się powiedzieć nam prawdę, a przy okazji wyrządzamy też szkodę innym ludziom. Wzbiera w nas złość, bo ktoś ośmielił się dotknąć nabrzmiałego w nas problemu.

Niechby negatywny przykład zachowania Asy otrzeźwił nas i pomógł nam należycie przygotować się do takich chwil we własnym życiu.

26 czerwca, 2013

Nierychliwy, ale przynajmniej sprawiedliwy?

Wczorajsze zaalarmowanie policji, ABW i służb ratowniczych groźbą ataków bombowych w kilkudziesięciu obiektach publicznych na terenie całego kraju narobiło sporego zamieszania. Czegoś takiego w naszej powojennej historii jeszcze nie było.
 
Służby śledcze zapowiadają energiczną akcję wytropienia sprawców fałszywych alarmów. W 15. rocznicę wciąż niewyjaśnionej śmierci Komendanta Głównego Policji, Marka Papały, może i te zapowiedzi brzmią mało przekonująco, ale naprawdę byłoby dobrze, gdyby autorów tych e-maili udało się szybko zatrzymać i osądzić.
 
Biblia wyraźnie zaleca szybkie i skuteczne karanie przestępców: Ponieważ wyroku skazującego za zły czyn nie wykonuje się szybko, przeto wzrasta u synów ludzkich chęć pełnienia złego, dlatego że grzesznik postępuje źle i mimo to długo żyje [Kzn 8,12-13]. Fakt, że polski wymiar sprawiedliwości w ubiegłym roku w trybie 24-godzinnym wydał na terenie całego kraju jedynie siedemset wyroków, a większość spraw ciągnie się latami, w świetle Biblii oznacza, że Polska jest krajem promującym rozwój przestępczości. Mam nadzieję, że jest to promocja mimowolna i nieuświadomiona, ale wcale przez to nie mniej szkodliwa.
 
Gdyby ludzie wyrządzający innym krzywdę wiedzieli, że już jutro z tego powodu staną przed sądem i pójdą do więzienia, to z pewnością niektórzy z nich odstąpiliby od swych niecnych zamiarów. Gdyby porywacz lub umyślny morderca musiał się liczyć z tym, że po paru dniach zostanie wytropiony i skazany na śmierć, to z pewnością niejeden z takich przestępów wybrałby jednak życie. Dlatego, że grzesznik postępuje źle i mimo to długo żyje, dlatego wzrasta u synów ludzkich chęć pełnienia złego. Złoczyńca powinien mieć czytelny sygnał od władzy, że szybko będzie musiał ponieść konsekwencje. Ale jeśli czynisz źle, bój się, bo nie na próżno miecz nosi, wszak jest sługą Boga, który odpłaca w gniewie temu, co czyni źle [Rz 13,4].
 
A jak wygląda sprawa naszych grzechów w oczach Bożych? Nikomu nie powinno przychodzić do głowy, że skoro przez całe lata grzeszy, a Bóg  jakby nic z nim nie robi, to miałoby oznaczać brak Bożej konsekwencji i skuteczności w osądzaniu zła. Albo może lekceważysz bogactwo jego dobroci i cierpliwości, i pobłażliwości, nie zważając na to, że dobroć Boża do upamiętania cię prowadzi? Ty jednak przez zatwardziałość swoją i nieskruszone serce gromadzisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez trwanie w dobrym uczynku dążą do chwały i czci, i nieśmiertelności, da żywot wieczny; tych zaś, którzy o uznanie dla siebie zabiegają i sprzeciwiają się prawdzie, a hołdują nieprawości, spotka gniew i pomsta [Rz 2,4-8].
 
Dobroć Boża ma konkretny cel: Abyśmy się odwrócili od swoich grzechów i całym sercem nawrócili się do Pana Jezusa Chrystusa, którego krew oczyści nas i usprawiedliwi. W cierpliwości Bożej nie ma żadnego zamiaru ostatecznego przebaczenia wszystkim, bez względu na to, czy uwierzą w Syna Bożego, czy nie uwierzą.  Dobrze ilustruje to historia potopu. Biblia mówi, że Bóg cierpliwie czekał za dni Noego, kiedy budowano arkę, w której tylko niewielu, to jest osiem dusz, ocalało przez wodę [1Pt 3,20]. Sąd Boży został wykonany. Wszyscy, którzy w porę nie chcieli wejść do arki, zginęli.
 
Wracając do kwestii doczesnego karania przestępców, trzeba powiedzieć, że polski wymiar sprawiedliwości na pewno jest nierychliwy. Niechby reakcja władz na wczorajszy przypadek nieco poprawiła ten zły wizerunek. A czy sądy polskie są przynajmniej sprawiedliwe? Póki co, ludzie z ich strony, niestety, nie mają dostatecznej przestrogi. Łatwo więc może w nich wzrastać chęć czynienia złego.

25 czerwca, 2013

Dziękujemy Wam, Marynarze!

Dziś Dzień Marynarza (ang. Day of the Seafarer). Ustanowiony przez  Międzynarodową Organizację Morską corocznie, 25 czerwca ma stanowić impuls do okazania marynarzom i rybakom uznania za wkład w międzynarodowy handel i światową gospodarkę kosztem osobistego życia i rodziny.

Czy Biblia mówi coś o marynarzach? Owszem. Czytając na przykład Księgę Psalmów, natrafiamy na niezwykły opis dalekomorskich wypraw. Ci, którzy na statkach płynęli po morzu, uprawiając handel na wielkich wodach, widzieli dzieła Pana i cuda jego na głębinach. Rzekł, i zerwała się burza, która spiętrzyła fale, wznosili się aż do nieba, zapadali się w głębiny; dusza ich truchlała w niebezpieczeństwie. Zataczali się i chwiali jak pijani, a cała ich mądrość obróciła się wniwecz. Wołali do Pana w swej niedoli, a On wybawił ich z utrapienia. Uciszył burzę, i uspokoiły się fale morskie. Wtedy radowali się, że się uspokoiły, i zawiódł ich do upragnionej przystani. Niechaj wysławiają Pana za łaskę jego i za cuda jego dla synów ludzkich! Niechaj go wysławiają w zgromadzeniu ludu, i niechaj go chwalą w radzie starszych! [Ps 107,23-32].

Kto w świetle natchnionego tekstu widział dzieła Pana i oglądał Jego cuda? Tylko ci, którzy podjęli ryzyko, opuścili bezpieczny port i wypłynęli na głębokie wody. Trzymając się stałego lądu - owszem - mogliby uchodzić za osoby należycie dbające o własną skórę, ale gospodarka ich ziemi nie miałaby szansy rozwoju. Tylko dzięki tym śmiałkom, którzy poprzez bliskie szaleństwa, niebezpieczne wyprawy, wyruszają po niedostępne na miejscu towary, przynoszą swemu krajowi pożytek i umożliwiają mu rozkwit.

Jaka z tego lekcja? Z natury wszyscy jesteśmy istotami lądowymi. Tzw. mądrość życiowa każe nam unikać ryzyka, a przynajmniej je minimalizować. Jednakże wśród wielu osób nad wyraz dbających o swoje bezpieczeństwo, wśród rozmaitej maści szczurów lądowych, konformistów i leniuchów, którymi po części wszyscy jesteśmy, Bóg poszukuje śmiałków, którzy w pracy dla Pana opuszczą „stały ląd”  i wypłyną na wielkie wody. Święta sprawa rozwoju Królestwa Bożego potrzebuje działania w wierze! Jezus Chrystus chce mieć świadków, którzy - jak marynarze - okresowo  pozbawią się przyjemności spędzania czasu z najbliższymi, zrezygnują z niektórych swoich wygód i poświęcą się dla Niego!

Zachwycamy się niezwykłymi przejawami mocy Bożej, opisanymi w Dziejach Apostolskich. Skąd wzięły się tamte cudowne i budujące historie? Z tego, że Bóg miał wtedy sporo mężczyzn i kobiet, którzy poznawszy Pana Jezusa i uwierzywszy w Niego, przestali się kierować wyłącznie własnym rozumem i naturalnymi ograniczeniami, a zaczęli chodzić w wierze. Wypłynęli na pełne morze i zobaczyli cuda Boże na głębinach.

Dziękujemy Wam, Boży "marynarze" minionych pokoleń, którzy poprzez liczne akty wiary stanowicie dla nas wspaniały obłok świadków. Dziękujemy Wam, Bracia i Siostry, duchowi marynarze obecnego pokolenia, którzy nie pozwalacie nam miesiącami wysiadywać w porcie, lecz niepokojąc nasze sumienie, wzywacie nas do wyjścia w morze! Dzięki temu jest szansa, że za jakiś czas ktoś z wypiekami na twarzy będzie mógł posłuchać budujących opowieści o nowych dziełach i cudach Bożych.

23 czerwca, 2013

Rezolucja ONZ zgodna z Biblią?

23. dzień czerwca poza tym, że w Polsce jest Dniem Ojca, z ustanowienia ONZ jest także Międzynarodowym Dniem Wdów [ang. International Widows Day]. Celem Dnia Wdów jest zwrócenie uwagi na sytuację wdów po śmierci ich mężów. Niezależnie od wieku i pochodzenia, większość z nich boryka się bowiem z niedostatkiem, a młodsze wdowy same dźwigają ciężar wychowywania dzieci.

Sekretarz Generalny ONZ, Ban Ki-moon w dniu 22 czerwca 2011 roku zaapelował:  Musimy uznać istotny wkład wdów i musimy zapewnić, aby korzystały z praw i zabezpieczenia społecznego na jakie zasługują. Śmierć jest nieunikniona, ale możemy zmniejszyć cierpienie wdowy poprzez podniesienie ich statusu i pomagając im w ich godzinie potrzeby . Przyczyni się to do promowania pełnego i równego uczestnictwa wszystkich kobiet w społeczeństwie. I to przybliży nas do zakończenia ubóstwa i promowania pokoju na świecie.

Dobrze się to czyta. Wspaniale, że na forum międzynarodowym podnosi się sprawę troski o wdowy. Taki apel całkowicie wpisuje się w treść wezwań Pisma Świętego.  Gdyż Pan, wasz Bóg, jest Bogiem bogów i Panem panów, Bogiem wielkim, potężnym i strasznym, który nie ma względu na osobę ani nie przyjmuje darów, on wymierza sprawiedliwość sierocie i wdowie, a miłuje obcego przybysza, dając mu chleb i odzież [5Mo 10,17-18].

Troska Boga o wdowy wyrażała się konkretnymi przepisami prawa: Gdy będziesz żął zboże na swoim polu, a zapomnisz snop na polu, to nie wracaj, aby go zabrać. Niech pozostanie dla obcego przybysza, dla sieroty i dla wdowy, aby ci błogosławił Pan, Bóg twój, we wszystkim, co czynisz. Gdy będziesz otrząsał swoje drzewo oliwne, to nie przeglądaj za sobą gałązek. To, co pozostanie, będzie dla obcego przybysza, dla sieroty i dla wdowy. Gdy będziesz zbierał winogrona w swojej winnicy, to nie zbieraj ostatków winobrania. To, co pozostanie, będzie dla obcego przybysza, dla sieroty i dla wdowy. Pamiętaj też, że byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej; dlatego Ja nakazuję ci, abyś to czynił [5Mo 24,19-22].

Nie inaczej było też po ustanowieniu Nowego Przymierza. Apostołowie od pierwszych dni istnienia Kościoła udzielali wsparcia wdowom. Takie zalecenie obowiązuje nas na wszystkich polach misyjnych, gdziekolwiek głoszona jest ewangelia.  Zarówno prazbór w Jerozolimie, jak też każda kolejna wspólnota chrześcijańska prowadziła listę  wspieranych przez siebie wdów. Obowiązywały przy tym określone kryteria. Na listę wdów może być wciągnięta niewiasta licząca lat co najmniej sześćdziesiąt i raz tylko zamężna, mająca dobre imię z powodu szlachetnych uczynków; że dzieci wychowała, że gościny udzielała, że świętym nogi umywała, że prześladowanych wspomagała, że wszelkie dobre uczynki gorliwie pełniła [1Tm 5,9-10].

Pan strzeże przychodniów, sierotę i wdowę wspomaga, lecz drogę bezbożnych zatraca [Ps 146,9]. Tak jest do dzisiaj. Czystą i nieskalaną pobożnością przed Bogiem i Ojcem jest to: nieść pomoc sierotom i wdowom w ich niedoli i zachowywać siebie nie splamionym przez świat [Jk 1,27].

Dobrze, że nawet oenzetowski Międzynarodowy Dzień Wdów przypomniał nam dziś tę chrześcijańską powinność.

17 czerwca, 2013

Odświeżone zapotrzebowanie na ludzi dobrej woli

Zachęcony informacją z "Wiadomości" obejrzałem dziś clip z występu Natalii Niemen podczas wczorajszej Gali festiwalu OPOLE 2013. Wykonała sławny przebój jej ojca, Czesława Niemena pt. "Dziwny jest ten świat". Najbardziej poruszająca okazała się sama końcówka, gdy Natalia - z dużą dawką emocji - zaapelowała: Najwyższy czas, ażeby ci, którzy złorzeczą, ażeby ci, którzy plują jadem, ażeby ci, którzy bezpodstawnie pysznią się prawością, może by tak spróbowali stać się ludźmi dobrej woli...

Trzeba powiedzieć, że w obliczu jej apelu trudno było pozostać obojętnym. Nasz naród naprawdę pilnie potrzebuje pomnożenia ludzi dobrej woli. Opolska publiczność wstała z miejsc i długo oklaskiwała artystkę. Dziennikarze podkreślają, że takiego wydarzenia festiwal opolski nie miał od lat. Miło mi to słyszeć, bo Natalia Niemen jest osobą ewangelicznie wierzącą w Pana Jezusa. Dobrze jest to zobaczyć, jak Polacy pozytywnie reagują na apel o zmianę serc.

Wczorajsze słowa Natalii dobrze wpisują się w wezwania apostolskie do większej życzliwości. Nawet wśród chrześcijan bowiem dojść może do niezdrowego zaciśnięcia serca i pięści. Usta nasze otwarły się przed wami, Koryntianie, serce nasze szeroko się otwarło; nie u nas jest wam ciasno, ale ciasnota jest w sercach waszych; ponieważ zaś należy się odwzajemniać, przeto jak do dzieci mówię: Rozszerzcie i wy serca wasze [2Ko 6,11-13].

Jako rodziny, zbory i cały naród potrzebujemy nie tyle punktowania się wzajemnie i wytykania sobie błędów, co bardziej potrzebujemy okazywania sobie większej serdeczności. Wzywamy was też bracia; napominajcie niesfornych, pocieszajcie bojaźliwych, podtrzymujcie słabych, bądźcie wielkoduszni wobec wszystkich. Baczcie aby nikt nikomu złem za złe nie oddawał, ale starajcie się czynić dobrze sobie samym i wszystkim [1Ts 5,14-15].

Okazywanie dobrej woli w sprzyjających okolicznościach życia nie jest żadną sztuką. To każdy potrafi. Pan Jezus wzywa swoich uczniów do wyższej szkoły jazdy: Kochajcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują. Tak czyniąc zachowujcie się, jak przystało na dzieci waszego Ojca w niebie. On sprawia, że słońce wschodzi nad złymi i dobrymi, a deszcz spada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Bo jeśli okazujecie miłość tym, którzy was kochają, co wam wynagradzać? Czyż celnicy nie czynią podobnie? A jeśli pozdrawiacie tylko swoich braci, co w tym nadzwyczajnego? Poganie też to robią [Mt 5,44-47].

W świetle wczorajszego apelu Natalii i w duchu ewangelii  myślę teraz o tych, którzy ostatnio sprawili mi przykrość. I co? Przebaczenie sprawiło, że pokój Boży mnie napełnia, a serce domaga się od moich ramion szczerego ich objęcia. A jak ty odnosisz się do osób, które ci podpadły?

Gdzie jak gdzie, ale w kościele ludzi dobrej woli nie ma prawa zabraknąć.

15 czerwca, 2013

Zatroszczmy się o źle traktowanych staruszków!

Od paru lat noszę w sercu zamiar poświęcenia większej uwagi osobom starszym. Tym bardziej cieszy mnie, że za sprawą rezolucji ONZ  z ubiegłego roku, 15. dzień czerwca został ogłoszony Światowym Dniem Świadomości Złego Traktowania Osób Starszych  (ang. World Elder Abuse Awareness Day). Mamy więc w roku przynajmniej jeden dzień oficjalnego sprzeciwu wobec nadużyć i cierpień spotykających codziennie wielu przedstawicieli najstarszego pokolenia.

Mało kto już tego nie zauważa, że ostatnie dekady owocują wyraźnym starzeniem się społeczeństwa. Światowa populacja osób w wieku 60 lat i starszych wzrośnie ponad dwukrotnie, z 542 milionów w 1995 roku do około 1,2 mld  w 2025 roku. Zatrważa przy tym fakt, że  4-6% z ogólnej liczby seniorów ze strony swoich domowników doświadcza złego traktowania. Prognozy są takie, że w krajach, gdzie proces starzenia się społeczeństwa postępuje szybciej, przemoc wobec osób starszych będzie się zwiększać.

Znęcanie się nad staruszkami dość często skutkuje obrażeniami ich ciała ale najdotkliwsze i najpoważniejsze są tu długoterminowe skutki psychologiczne. Złe traktowanie ze strony własnych dzieci i wnuków boli podwójnie, a ponieważ dotyczy to wielu milionów osób na całym świecie, trzeba nam bić na alarm i nagłaśniać ten problem w swoim otoczeniu.

Czy Biblia porusza problem złego traktowania osób starszych?  Słuchaj swojego ojca, bo on cię zrodził, i nie gardź swoją matką, dlatego że jest staruszką [Prz 23,22].  Stare Przymierze jest pod tym względem bardzo rygorystyczne: Ktokolwiek złorzeczy swemu ojcu i swojej matce, poniesie śmierć. Złorzeczył swojemu ojcu i swojej matce, przeto krew jego spadnie na niego [3Mo 20,9]. Jedynym sposobem uniknięcia gniewu Bożego za złe traktowanie swoich rodziców, jest szczera pokuta i usprawiedliwienie przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Inaczej sąd Boży nie ominie człowieka, który źle się odzywał do swojego ojca lub matki.

Również nauka apostolska mocno obstaje przy serdecznym, pełnym szacunku traktowaniu osób starszych. Czcij ojca swego i matkę, to jest pierwsze przykazanie z obietnicą: Aby ci się dobrze działo i abyś długo żył na ziemi [Ef 6,2-3].  Jeżeli zaś która wdowa ma dzieci lub wnuki, to niech się one najpierw nauczą żyć zbożnie z własnym domem i oddawać rodzicom, co im się należy; to bowiem podoba się Bogu [1Tm 5,4]. W chrześcijańskiej rodzinie żaden staruszek nie ma prawa być źle traktowany. Dlaczego więc takie sygnały dochodzą nas nawet zza murów niektórych chrześcijańskich domów i ośrodków opieki?

Narastające we mnie wewnętrzne przynaglenie do bliższego zajęcia się losem osób starszych będzie w kolejnych latach – z Bożą pomocą – owocować konkretnymi przedsięwzięciami. Będę nie tylko na ten temat nauczać Słowa Bożego, docierać do takich domów i troszczyć się o jednostkowe problemy. Noszę w sercu marzenie, by dla osób, których losu nie da się poprawić w ramach ich własnej rodziny, zorganizować stacjonarny Dom Pogodnej Starości.

Proszę o wsparcie w modlitwie, a korzystając z dzisiejszej okazji uczulam cię na powszechny w świecie problem złego traktowania osób starszych. Bądź uważny i nie przymykaj oczu, gdy coś takiego zauważysz w swoim otoczeniu.

14 czerwca, 2013

Czekają na pociechę

Ania Rempa, zmarła po zwolnieniu
z obozu na Majdanku
Mamy dziś w Polsce święto państwowe. Ustanowił je uchwałą z dnia 8 czerwca 2006 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, ogłaszając dzień 14 czerwca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych. Czternasty czerwca to rocznica przybycia w 1940 roku pierwszego transportu więźniów do KL Auschwitz.

Z punktu widzenia chrześcijanina dzisiejsze święto traktuję przede wszystkim jako kolejny bodziec do poświęcenia większej uwagi osobom, które w swoim życiu zakosztowały cierpienia, doznały poważnych urazów lub przeżyły jakąś tragedię, a wciąż jeszcze żyją gdzieś obok mnie. Właśnie do takiej postawy wzywa mnie Biblia: Przeto przyobleczcie się jako wybrani Boży, święci i umiłowani, w serdeczne współczucie [Kol 3,12].

Osób, które przeżyły Holokaust jest coraz mniej. Trawestując znane powiedzenie chce się zawołać:  „Śpieszmy się je kochać, bo tak szybko odchodzą”.  Odwiedzę więc dziś z kwiatkiem moją Mamę i okażę jej miłość jako osobie, która przeżyła obóz na Majdanku. Przymierzam się też do odnajdywania innych, żyjących jeszcze więźniów byłych obozów koncentracyjnych, by w imię Pana Jezusa, w miarę możliwości chociaż na koniec ich życie uczynić nieco jaśniejszym i piękniejszym.

Ale na tym nie może zakończyć się moja aktywność pobudzona przez Dzień Pamięci Ofiar Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych. Ludzi z traumatyczną przeszłością jest znacznie więcej, niż ofiar hitlerowskiej agresji. Wielu przeżyło swój „holokaust” już w latach powojennych, doznając ogromnej krzywdy ze strony złych ludzi. Ich dusze łakną miłości. Czekają na pociechę, dzięki której będą mogli powiedzieć: Zmieniłeś skargę moją w taniec, rozwiązałeś mój wór pokutny i przepasałeś mnie radością [Ps 30,12].

Dzień po dniu będę się starał o tym pamiętać.

12 czerwca, 2013

Jak będą wspominały swoje dzieciństwo?


Dwunasty dzień czerwca to Światowy Dzień Sprzeciwu wobec Pracy Dzieci. Został on ustanowiony pod auspicjami ONZ przez Międzynarodową Organizację Pracy w celu ograniczenia wyzysku dzieci na drodze likwidacji najcięższych form pracy dzieci i przestrzegania minimalnego wieku ich zatrudniania.

Zaganianie dzieci do pracy jest w niektórych krajach zjawiskiem powszechnym. Szacuje się, że każdego dnia na świecie pracuje ponad 350 milionów dzieci, z czego aż 180 milionów jest zmuszanych do pracy w warunkach zagrażających ich życiu i zdrowiu. Pozbawione szczęśliwego i spokojnego dzieciństwa pracują ponad swoje siły w zamian za posiłek lub marne grosze. Krajem o największej liczbie nieletnich pracowników są Indie, gdzie zmusza się do pracy kilkadziesiąt milionów dzieciaków.

Co na to Biblia? Zasadniczo znajdujemy w niej obraz dzieciństwa szczęśliwego. Pismo Święte, chociaż jednoznacznie wzywa dzieci do posłuszeństwa rodzicom i do okazywania czci ojcu i matce, to jednak stoi na straży dobra dziecka. Ojcowie, nie rozgoryczajcie dzieci swoich, aby nie upadały na duchu [Kol 3,21]. Nauka apostolska z pewnością jest przeciwna wykorzystywaniu dzieci do pracy zarobkowej, bo nie dzieci powinny gromadzić majątek dla rodziców, ale rodzice dla dzieci [2Ko 12,14].

Wychowany przez wierzących w Boga rodziców Salomon wspominał: Gdy jeszcze byłem synem u mojego ojca, jako miły jedynak pod opieką mojej matki [Prz 4,3]. Dzieciństwo zapamiętał więc jako miły okres swojego życia. Z pewnością te lata nie upływały mu wyłącznie na zbijaniu bąków, ale pozostały mu po nich dobre wspomnienia.

Rodzice! Zaczyna się lato. W miarę możliwości zadbajmy o to, aby nasze dzieci miały tego lata wspaniałe wakacje. Owszem, kształtujmy w nich postawę pracowitości, ale nie odbierajmy im przez to dzieciństwa! Niech je u naszego boku zapamiętają, podobnie jak Salomon, jako najmilszy okres swojego życia.

10 czerwca, 2013

Co może mała wspólnota, czyli o początkach ruchu AA


Dziesiąty czerwca to rocznica powstania w 1935 roku w Stanach Zjednoczonych pierwszej grupy Anonimowych Alkoholików (ang. Alcoholics Anonymous), założonej przez maklera giełdowego Billa W. (Williama G. Wilsona) i dr Boba (Roberta H. Smitha). Grupy AA znane są dziś na całym świecie jako samopomocowe mitingi osób uzależnionych od alkoholu, organizowane w celu utrzymania trzeźwości i wspomagania innych alkoholików w jej osiąganiu.

Wszystko zaczęło się od tego, że kolega Billa W., niejaki Ebby Thacher, z którym nieraz wcześniej razem pili, zadzwonił do niego z propozycją spotkania. Okazało się, że chciał opowiedzieć Billowi o swoim przeżyciu religijnym, dzięki któremu został uwolniony od alkoholu. Billowi nie spodobał się związek abstynencji kolegi z udziałem w spotkaniach religijnych, ale ziarno wolności od nałogu zostało zasiane. Gdy niedługo potem leżał na łóżku szpitalnym w depresji i rozpaczy wykrzyknął: Jeśli jest tam jakiś Bóg, niech mi się ukaże! Zrobię wszystko, wszystko! Doświadczył wówczas czegoś, co później nazywał doświadczeniem jasnego, oślepiającego światła. Obsesja picia zniknęła natychmiast.

Przemieniony Bill Wilson odczuł wielką potrzebę pomagania innym alkoholikom. Wkrótce podczas spotkania wspólnoty poznanej za sprawą Ebbiego, napotkał zmagającego się z nałogiem chirurga dr. Boba, który bez kieliszka alkoholu nie potrafił już wykonywać swojego zawodu. Spotkanie zaowocowało uwolnieniem lekarza od alkoholizmu a jego pierwszy dzień trzeźwości, 10 czerwca 1935 roku, uznano za symboliczną datę powstania ruchu Anonimowych Alkoholików. Dr Bob, czerpiąc inspirację z Biblii, stał się potem głównym twórcą tzw. 12 kroków, czyli podstawowej idei działania grup AA.

Oto te kroki: (1) Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem. (2) Uwierzyliśmy, że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie. (3) Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy. (4) Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny. (5) Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów. (6) Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru. (7) Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki. (8) Zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim. (9) Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych. (10) Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów. (11) Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia. (12) Przebudzeni duchowo w rezultacie tych kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

Skupiający dziś miliony osób światowy ruch Anonimowych Alkoholików, chociaż nie utożsamia się z żadnym wyznaniem chrześcijańskim, faktycznie powstał dzięki organizacji chrześcijańskiej pod nazwą Grupa Oksfordzka. Jej założyciel, misjonarz amerykański, Frank Buchman, po przeżyciu osobistej przemiany wewnętrznej w 1921 roku zapoczątkował wspólnotę, której podstawowym założeniem było osobiste poddanie każdego członka pod Bożą kontrolę. Właśnie do takiej wspólnoty trafił najpierw Ebby Thacher, a potem Bill Wilson i Bob Smith. Alleluja!

W niewielkim zgromadzeniu odrodzonych duchowo osób narodził się wielki ruch o zasięgu światowym, dzięki któremu miliony ludzi znajduje wolność od nałogów. Bogu niech będą dzięki! Ile jeszcze wielkich i chwalebnych dzieł wyczekuje na swój skromny początek?  Kto powiedział, że przynajmniej jedno z tych dzieł Bóg nie chce zapoczątkować przez ciebie i przez twój zbór?

08 czerwca, 2013

Kto miał odwagę o czymś takim pomyśleć?

Dziesięć lat temu, 8 czerwca 2003 roku rozpoczęto w Chinach budowę mostu przez Zatokę Hangzhou. Niewyobrażalnie wielkie przedsięwzięcie: Trzydzieści sześć kilometrów długości. Sześć pasów drogi ekspresowej, po trzy pasy w obu kierunkach. Pośrodku mostu centrum obsługi pasażerów z restauracją, stacją benzynową, hotelem, salą konferencyjną i punktem widokowym.

Oglądam fotografie mostu nad Zatoką Hangzhou, czytam i łapię się za głowę. Kto miał odwagę o czymś takim pomyśleć? A jednak nie tylko odważył się wierzyć w powodzenie takiej budowli, ale i ją rozpoczął. Mało tego, po pięciu latach most został oddany do użytku. Wow! Nawet ludzie niewierzący w Boga podejmują się niezwykłych przedsięwzięć i, o dziwo, osiągają swe cele.

Tym bardziej chrześcijanie mają podstawy do robienia odważnych kroków. Pan powiedział: Wszystko jest możliwe dla wierzącego [Mk 9,23]. Niestety, wiele wspaniałych pomysłów zrodzonych w sercach chrześcijan nigdy nie doczekało się realizacji. Dzieła mogące przynieść chwałę Bogu i plon dla Królestwa Bożego pozostały jedynie w fazie marzeń. Dlaczego? Ponieważ w życiu wielu współczesnych chrześcijan brakuje takiego mementu jak 8 czerwca 2003 roku nad Zatoką  Hangzhou, czyli dnia zakasania rękawów, przyłożenia ręki do dobrego dzieła i zrobienia pierwszego kroku wiary.

Bóg wkracza do akcji dopiero wtedy, gdy zobaczy wiarę w działaniu. Jordan nie zatrzymywał się aż do chwili, gdy nogi kapłanów zanurzyły się w przybrzeżnej wodzie. Liczenie na to, że Bóg wcześniej, zanim cokolwiek zrobimy, pootwiera wszystkie drzwi, jest zwykłym niedowiarstwem. Abraham usłyszawszy głos Boży wyruszył nie wiedząc dokąd idzie i przez to bardzo spodobał się Bogu.

Zbór w Tesalonikach, chodząc w wierze, najwyraźniej do tego stopnia się posunął, że aż swoimi przedsięwzięciami wywołał apostolską modlitwę przyczynną: W tej myśli też modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uznał was za godnych powołania i w mocy doprowadził do końca wszystkie wasze dobre zamierzenia i dzieła wiary, aby imię Pana naszego Jezusa Chrystusa było uwielbione w was, a wy w nim, według łaski Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa [2Ts 1,11-12]. Święty Paweł widząc rozpoczęte dzieła wiary Tesaloniczan złapał się za głowę i zaczął się modlić. I ośmielam się twierdzić, że jednak wolał taki stan rzeczy, niż żeby tych ryzykownych dzieł wiary miało nie być.

Panie Jezu, chcę żyć i postępować w wierze! Pragnę w moim życiu podejmować się dzieł, które wykraczają poza moje naturalne możliwości. Naucz mnie chodzić po wodzie! Pomóż memu niedowiarstwu! Wstyd mi przed Tobą, Panie, że tak często staram się asekurować na wszystkie możliwe sposoby i przez to tkwię w miejscu, podczas gdy nawet ludzie tego świata podejmując ryzyko spełniają swoje marzenia.

07 czerwca, 2013

Uwaga na złotoustych!

Chcę dziś zwrócić naszą uwagę na niebezpieczeństwo, jakie może na nas czyhać za tzw. gładką mową. Nastały czasy wielkiej niełaski dla wszelkiego rodzaju radykalizmu. Szczere, prostolinijne postawy i wypowiedzi są niemile widziane. Pozytywne recenzje zbierają ci, którzy każdemu potrafią powiedzieć coś miłego i mają zdolność przyjmowania postaw możliwych do zaakceptowania nawet przez osoby o skrajnie różnych światopoglądach.

Za miłymi i pięknymi słowami nie zawsze stoi taka sama rzeczywistość. Bywa, że stanowią one zwykłą przykrywkę wewnętrznej pustki i niewiary. Jeszcze częściej przyjemnie brzmiąca mowa staje się sposobem na zjednywanie sobie poparcia, a nawet pociągania słuchaczy w niewłaściwym kierunku. Taki scenariusz dla zboru efeskiego zapowiedział św. Paweł w natchnieniu Ducha Świętego:  Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą [Dz 20,29-30].

Melodia pociągających słów rozbrzmiewa w różnych sferach i na wielu poziomach życia. W Księdze Przypowieści Salomona znajdujemy obraz nierozumnego młodzieńca, który nieostrożnie dał posłuch miłym słowom nierządnej kobiety.  Uwiodła go wielu zwodniczymi słowami; swoją gładką mową usidliła go. Omamiony poszedł tuż za nią jak wół, który idzie na rzeź, jak jeleń, którego spętano powrozem, aż strzała przeszyje mu wątrobę; jak ptak, który leci prosto w sidło, nie przeczuwając, że chodzi o jego życie [Prz 7,21-23]. Młody człowiek nie rozpoznał zagrożenia. Uległ wrażeniu pięknych słów, które nawiasem mówiąc bardzo wpisywały się w naturalne pragnienia jego zmysłów.

Parę dni temu jeden z moich przyjaciół podesłał mi artykuł o trwającej w Wielkiej Brytanii debacie na temat ustawy mającej zalegalizować na Wyspach małżeństwa homoseksualne. Oto jak jeden z konserwatywnych lordów brytyjskich argumentuje swoje poparcie dla tej ustawy.  "...Popieram ją, bo wierzę w instytucję małżeństwa, która jest fundamentem społeczeństwa i powinna być otwarta dla wszystkich, bo wierzę w wartość rodziny, bo jestem konserwatystą i szanuję ludzkie swobody, bo jestem chrześcijaninem, bo wierzę, że jesteśmy wszyscy równi w oczach Boga i powinniśmy być równi w prawie stanowionym przez ludzi" [Gazeta Prawna, 5 czerwca 2013]. Aż dreszcze przechodzą mi po plecach, jak dalece można się zapędzić w gładkiej mowie. Jest w niej zręczne odwołanie się do wolności, równości, chrześcijaństwa i samego Boga. I jak tu się przyczepić do takiego miłego faceta? - napisał mój przyjaciel.

Biblia, oczywiście, wzywa nas do używania miłych i dobrych słów. Mowa wasze niech będzie zawsze uprzejma, zaprawiona solą, abyście wiedzieli jak macie odpowiadać każdemu [Kol 4,6]. Gdy jednak ktoś przemawia do nas tak mile, że wszystkim podoba się to, co mówi, lepiej dla nas, żebyśmy wzmogli swą czujność. A proszę was, bracia, abyście się strzegli tych, którzy wzniecają spory i zgorszenia wbrew nauce, którą przyjęliście; unikajcie ich. Tacy bowiem nie służą Panu naszemu, Chrystusowi, ale własnemu brzuchowi, i przez piękne a pochlebne słowa zwodzą serca prostaczków [Rz 16,17-18].

Najlepszym przykładem i niedoścignionym wzorcem właściwej mowy jest Pan Jezus Chrystus. On nie był mówcą złotoustym. Bywały w Jego służbie Słowa i takie chwile, gdy się wyjątkowo nie podobał swoim, nawet najbliższym słuchaczom.  Wielu tedy spośród uczniów jego, usłyszawszy to, mówiło: Twarda to mowa, któż jej słuchać może? A Jezus, świadom, że z tego powodu szemrzą uczniowie jego, rzekł im: To was gorszy? Cóż dopiero, gdy ujrzycie Syna Człowieczego, wstępującego tam, gdzie był pierwej? Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem, lecz są pośród was tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem od początku wiedział, którzy są niewierzący i kto go wyda. I mówił: Dlatego powiedziałem wam, że nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli mu to nie jest dane od Ojca. Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło [Jn 6,60-66]. Słowa Jezusa nie były obmierzone na to, żeby się podobać. Ich celem był żywot wieczny.

Pismo Święte wielokrotnie ostrzega przed zwiedzeniem. Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie [Kol 2,8]. Gdy nie trzymamy się blisko Pana Jezusa, wówczas bardzo łatwo przemawiają do nas ludzkie argumenty. Radykalizm biblijnych przykazań zaczyna jakoś źle brzmieć w naszych uszach. Żądni tego, co ucho łechce, powoli odwracamy się od prawdy, a zwracamy się ku baśniom [2Tm 4,3-4].

Bądźmy dojrzali w myśleniu! Miłych słów przyjemnie się słucha, ale nie zawsze służą one naszemu dobru. Czasem usypiają naszą czujność i uspakajają nas w lenistwie i niewierze.  W tym sensie lepsza jest jawna nagana, niż nieszczera miłość. Razy przyjaciela są oznaką wierności, pocałunki wroga są zwodnicze [Prz 27,5-6].

Wolę usłyszeć parę słów przykrych i gorzkich, które rzucą mnie na kolana i zmotywują do duchowego wzrostu niż tysiąc słów słodkich i pochlebnych, które jedynie wprawią mnie w niezdrowy błogostan.

05 czerwca, 2013

Czy dasz sobie przekłuć ucho?

Osobisty związek z Chrystusem Panem i wspólnotą Kościoła może mieć dwojaki charakter.  Możemy być z Jezusem i służyć Panu jakby z konieczności, bo czujemy się słabi i bezradni na tym świecie. Jesteśmy chrześcijanami niejako w ramach wdzięczności za okazaną nam łaskę. Możemy wszakże trwać przy Panu Jezusie, bo już świadomi rzeczy, obdarowani przez Niego prawdziwą wolnością, dokonaliśmy takiego wyboru, że oddajemy się Mu w służbę i nie chcemy żyć inaczej.
 
Dobrze tę różnicę ilustruje następujący fragment Pisma Świętego: Jeżeli kupisz niewolnika hebrajskiego, sześć lat służyć ci będzie, a siódmego wyjdzie na wolność bez okupu.  Jeżeli sam przyszedł, odejdzie sam; a jeżeli był żonaty, i żona z nim odejdzie.  Jeżeli jego pan dał mu żonę, a ona urodziła mu synów lub córki, żona i jej dzieci należeć będą do pana, a on odejdzie sam.  Jeżeli niewolnik oświadczy wyraźnie: Miłuję mojego pana, moją żonę i moje dzieci i nie chcę wyjść na wolność, wtedy jego pan zaprowadzi go przed Boga, potem postawi go u drzwi albo u odrzwi i przekłuje mu pan jego ucho szydłem, i będzie niewolnikiem jego na zawsze [2Mo 21,2-6]. Niby codzienne zajęcia i obowiązki takie same jak wcześniej, a jednak gdy takiego niewolnika po sześciu latach ktoś widział wciąż pracującego w tym samym miejscu, to było jasne, że jego służba miała już inny charakter.

Świętowany wczoraj w Polsce Dzień Wolności niesie też z sobą smutną obserwację słabego przywiązania Polaków do Ojczyzny. Gdy wreszcie nastała wolność polityczna, tysiące obywateli opuściło Rzeczpospolitą. Pojechali żyć i pracować gdzieś indziej. Nadal niektórzy nie mogą się doczekać zniesienia wiz do Stanów Zjednoczonych. Człowiek, który tu mieszka i pracuje, bo musi, a wieczorami marzy o wyrwaniu się za granicę, nie jest chlubą i dobrą wizytówką dla swojej Ojczyzny. Pragnieniem wyjazdu świadczy, że nie jest w niej szczęśliwy.

Przed laty Syn Boży wykupił mnie swoją krwią, zabrał z rynku niewolników grzechu i uczynił domownikiem Boga. Jakim sługą Jezusa jestem? Na jakim etapie przywiązania do Pana się znajduję? Służę, bo jestem związany jakimś kontraktem lub przymuszony jakąś okolicznością życia? Czyż takie powody pozostawania w służbie mogą Panu Jezusowi sprawiać przyjemność? Po latach służby przychodzę dziś do Pana Jezusa i proszę, aby przekłuł moje ucho do drzwi domu Bożego. Na zawsze chcę być Jego niewolnikiem.

04 czerwca, 2013

Aż do białego rana!

W dniu dzisiejszym słońce pojawiło się na polskim horyzoncie dwadzieścia cztery minuty po godzinie czwartej. Zanim to się stało, niebo od wschodu zaczęło przybierać żółto-pomarańczową barwę. To poprzedzające wschód słońca zjawisko jaśniejącego nieba nazywamy zorzą poranną. Kto miał okazję obserwować ją w pełni, ten wie, jak cudowny jest ów codzienny proces.

Rankiem przeczytałem w Biblii następujące słowa: Ale droga sprawiedliwych jest jak blask zorzy porannej, która coraz jaśniej świeci, aż do białego dnia [Prz 4,18]. Wspaniałe porównanie. Po mrocznych czasach grzechu w życiu robi się coraz jaśniej i jaśniej, aż w końcu nastanie pełnia dnia. Tego cudu doświadcza ten, kto szczerze uwierzył w Pana Jezusa Chrystusa i z Nim zaczął żyć na co dzień. Pan Jezus stał się wschodzącym słońcem naszego życia!

Nie wszędzie zjawisko zorzy porannej było dziś widoczne. Mamy w kraju załamanie pogody. W wielu miejscach można obserwować raczej gęste chmury, ulewy i burze. Nie oznacza to jednak, że zatrzymany został wschód słońca. Słońce niezmiennie jest tam, gdzie o tej porze być powinno.

Tak też jest w życiu duchowym. Niejeden chrześcijanin nie zobaczy dziś słońca. Zebrały się nad nim ciężkie chmury. Trwa burza. Ale czy to znaczy, że Pan Jezus przestał jaśnieć nad naszym życiem? O, nie. Wiemy, że On jest ponad chmurami naszych osobistych przeżyć i wkrótce znowu będziemy się Nim cieszyć.

Ale dla was, którzy boicie się mojego imienia, wzejdzie słońce sprawiedliwości z uzdrowieniem na swoich skrzydłach. I będziecie wychodzić z podskakiwaniem, jak cielęta wychodzące z obory [Ml 3,20]. Alleluja.