W wyniku wspólnej inicjatywy firm kurierskich dzień 29 września - w kościelnym kalendarzu dzień wspomnienia św. Gabriela - sześć lat temu został ustanowiony Dniem Kuriera i Przewoźnika.
W obchodach Dnia Kuriera chodzi o zwrócenie społecznej uwagi na ten zawód. Od kuriera oczekuje się doskonałej znajomości topografii, dynamiki, komunikatywności i dobrej znajomości przepisów drogowych. Kurier jest wizytówką firmy, reprezentując ją na co dzień w kontaktach z klientami. Jest także gwarantem terminowego i bezpiecznego dostarczenia transportowanych towarów.
Zakupy w sklepach internetowych i na różnego rodzaju wirtualnych aukcjach, tysiące rozmaitych umów zawieranych każdego dnia na odległość, stosy upominków i gadżetów firmowych itd. – to wszystko w coraz krótszym czasie trzeba dostarczyć do odbiorcy. Nic więc dziwnego, że w pejzaż polskich dróg już na dobre wpisały się różnokolorowe samochody kurierskie. Nie czekamy już jedynie na listonosza. Wyglądamy charakterystycznie oznakowanej furgonetki i miłego człowieka, który bez zbędnych ceregieli wręczy nam oczekiwaną przesyłkę.
Intryguje mnie wspomniany związek Dnia Kuriera ze św. Gabrielem. Jak wiadomo czytelnikom Nowego Testamentu, Gabriel – to anioł Boży posłany najpierw do Zachariasza z obwieszczeniem narodzin Jana Chrzciciela, a następnie do Marii, by zanieść jej dobrą nowinę o cudownym poczęciu i narodzinach Jezusa.
W tradycji katolickiej Gabriel uznawany jest za patrona m.in. pracowników łączności, pocztowców, dyplomatów oraz radia i telewizji. Zaś zgodnie z myślą żydowską Gabriel, obok Michała i Rafała, należy do grona trzech najważniejszych istot anielskich i jest archaniołem specjalnych objawień Bożych.
Każdy lubi dobre dla niego wiadomości i przesyłki. Nie zawsze jednak jesteśmy świadomi ich zawartości, zwłaszcza gdy nie zdajemy sobie sprawy z tego, że zostały do nas wysłane. Tak właśnie jest z Dobrą Nowiną o Jezusie Chrystusie. Ludzie żyją w duchowych mrokach i nie wiedzą, że Bóg posłał im Zbawiciela.
Ażeby skorzystać z daru zbawienia, trzeba się o nim dowiedzieć. Bóg potrzebuje więc kurierów, którzy poniosą ewangelię do zgubionych grzeszników. Każdy bowiem, kto wzywa imienia Pańskiego, zbawiony będzie. Ale jak mają wzywać tego, w którego nie uwierzyli? A jak mają uwierzyć w tego, o którym nie słyszeli? A jak usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje? A jak mają zwiastować, jeżeli nie zostali posłani? Jak napisano: O jak piękne są nogi tych, którzy zwiastują dobre nowiny! [Rz 10,13–15].
W Dniu Kuriera nachodzi mnie refleksja, jakże wielu ludziom z mojego otoczenia nie dostarczyłem jeszcze zaadresowanej do nich przesyłki...
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
29 września, 2010
28 września, 2010
Najlepiej trzymać się z daleka!
Mamy dziś Światowy Dzień Walki z Wścieklizną, niebezpieczną dla życia człowieka zakaźną chorobą wirusową, której nosicielami mogą być dzikie i domowe zwierzęta. Wirus wścieklizny przenosi się zwykle poprzez ugryzienie. Nie leczone na czas zakażenie tym wirusem kończy się zgonem. Każdego roku z powodu wścieklizny umiera na świecie ok. 100 000 osób.
Oczywiście, tam gdzie wprowadzono powszechne szczepienie zwierząt przeciwko wściekliźnie przypadki śmiertelne są sporadyczne. Przed wiekami jednak szczepionek nie było. Jedynym sposobem walki ze wścieklizną było wypalanie pogryzionego miejsca rozgrzanym do czerwoności żelazem albo izolowanie chorego w odosobnionym miejscu, gdzie opuszczony umierał.
Epokową postacią w historii szczepień był profesor Ludwik Pasteur, który postanowił zmierzyć się między innymi z wścieklizną. Odkrył on, że zarazki wścieklizny z miejsca ugryzienia wędrują do mózgu i rdzenia kręgowego, gdzie się umiejscawiają. Dopiero wtedy obserwuje się objawy wścieklizny.
U człowieka okres wylęgania się choroby - od zakażenia do pojawienia się pierwszych symptomów choroby - średnio wynosi kilkadziesiąt dni, ale może trwać do ponad 1 roku. Uczony opracował metodę przenoszenia choroby ze zwierząt wściekłych na zdrowe. Szczepionkę uzyskał z wysuszonego rdzenia zwierząt doświadczalnych i podał ją zdrowym psom. Po serii szczepień uzyskał u psów całkowite uodpornienie na zarazki wścieklizny. Okazało się, że w podobny sposób można ratować także psy, które już były na nią chore.
Wyniki swych prac na zwierzętach Pasteur ogłosił w 1885 roku. By uzyskaną szczepionkę po raz pierwszy zastosować u człowieka zmuszony został koniecznością. Przywieziono bowiem do niego chłopca w beznadziejnym stanie, ciężko pogryzionego przez psa chorego na wściekliznę.
Pasteur po wahaniach i wielu konsultacjach postanowił podać dziecku pierwszą dawkę szczepionki. Zaszczepiono go dwanaście razy. Kuracja okazała się skuteczna, zaś wieść o cudownym ocaleniu przez szczepionkę profesora Pasteura owego chłopca, jakby skazanego już na śmierć, obiegła cały świat.
Ciekawostką jest, że wkrótce po tym szczepieniu polski bakteriolog Odon Bujwid, po kilkumiesięcznym pobycie u Pasteura w Paryżu, założył w Warszawie – drugą po paryskiej – stację szczepień przeciwko wściekliźnie. Do Warszawy zaczęli przybywać pogryzieni przez wściekłe zwierzęta z całej Europy wschodniej i środkowej. Było to niezwykle istotne, gdyż nie musieli tracić czasu na długą podróż do Paryża, zmniejszającą z każdym dniem szansę ratunku.
Nawiasem mówiąc, miło jest wiedzieć, że polscy uczeni byli jednymi z pierwszych, którzy wprowadzali i upowszechniali szczepienia ochronne przeciwko wściekliźnie.
Aby ograniczyć ryzyko zakażenia się wścieklizną należy po prostu unikać dziwnie zachowujących się zwierząt – zarówno domowych, jak i dzikich. Nie karmić ich, nie głaskać i nie dotykać, bez względu na to, jak bardzo wydają się nam przyjazne.
Ciśnie mi się tu na myśl wezwanie apostolskie: Strzeżcie się psów [Flp 3,2]. Czyżby Słowo Boże już w pierwszym wieku po Chrystusie udzielało rady, która wiele wieków później okazała się elementarnym sposobem walki z wścieklizną? ;)
Tak czy owak, Biblia na pewno wzywa do ostrożności w kontaktach z dziwnymi, noszącymi w sobie jakąś zarazę ludźmi: A człowieka, który wywołuje odszczepieństwo, po pierwszym i drugim upomnieniu unikaj, wiedząc, że jest on przewrotny i grzeszy, i sam na siebie wyrok wydaje [Tt 3,10–11]. W Liście Judy czytamy o ludziach, którzy są chmurami bez wody unoszonymi przez wiatry, drzewami jesiennymi, które nie rodzą owoców, dwakroć obumarłymi, wykorzenionymi, wściekłymi bałwanami morskimi, wyrzucającymi hańbę swoją, błąkającymi się gwiazdami, dla których zachowane są na wieki najgęstsze ciemności [Jd 1,12-13, podkreślenie MB].
Dobrze jest pamiętać, że istnieją dwie postacie wścieklizny – agresywna i spokojna.
W przypadku odmiany agresywnej, wirus atakuje mózg zwierzęcia. Wyraźnie widać jego podniecenie, niepokój i agresję. Chore zwierzę ma "dzikie" spojrzenie, gryzie prawdziwe lub wyimaginowane obiekty a nawet samo siebie i traci wrażliwość na ból.
Wścieklizna w postaci spokojnej oznacza zaatakowany rdzeń kręgowy. Typowe objawy to chwiejny krok, brak koordynacji ruchowej, niemożność uniesienia głowy i wydania dźwięku, ponieważ szyja i mięśnie gardła są sparaliżowane. Można odnieść wrażenie duszenia się zwierzęcia. Nawet całkowicie dzikie zwierzęta wydają się przyjazne, uległe i oswojone.
Czytelnicy z pewnością zauważą tu analogię do zachowania niektórych chrześcijan. Niechby Duch Święty pomógł nam w porę rozpoznawać u nich objawy duchowej choroby i przede wszystkim ratować ich samych, a jeśli to już niemożliwe, to przynajmniej innych uchronić przed kontaktem z nimi.
Oczywiście, tam gdzie wprowadzono powszechne szczepienie zwierząt przeciwko wściekliźnie przypadki śmiertelne są sporadyczne. Przed wiekami jednak szczepionek nie było. Jedynym sposobem walki ze wścieklizną było wypalanie pogryzionego miejsca rozgrzanym do czerwoności żelazem albo izolowanie chorego w odosobnionym miejscu, gdzie opuszczony umierał.
Epokową postacią w historii szczepień był profesor Ludwik Pasteur, który postanowił zmierzyć się między innymi z wścieklizną. Odkrył on, że zarazki wścieklizny z miejsca ugryzienia wędrują do mózgu i rdzenia kręgowego, gdzie się umiejscawiają. Dopiero wtedy obserwuje się objawy wścieklizny.
U człowieka okres wylęgania się choroby - od zakażenia do pojawienia się pierwszych symptomów choroby - średnio wynosi kilkadziesiąt dni, ale może trwać do ponad 1 roku. Uczony opracował metodę przenoszenia choroby ze zwierząt wściekłych na zdrowe. Szczepionkę uzyskał z wysuszonego rdzenia zwierząt doświadczalnych i podał ją zdrowym psom. Po serii szczepień uzyskał u psów całkowite uodpornienie na zarazki wścieklizny. Okazało się, że w podobny sposób można ratować także psy, które już były na nią chore.
Wyniki swych prac na zwierzętach Pasteur ogłosił w 1885 roku. By uzyskaną szczepionkę po raz pierwszy zastosować u człowieka zmuszony został koniecznością. Przywieziono bowiem do niego chłopca w beznadziejnym stanie, ciężko pogryzionego przez psa chorego na wściekliznę.
Pasteur po wahaniach i wielu konsultacjach postanowił podać dziecku pierwszą dawkę szczepionki. Zaszczepiono go dwanaście razy. Kuracja okazała się skuteczna, zaś wieść o cudownym ocaleniu przez szczepionkę profesora Pasteura owego chłopca, jakby skazanego już na śmierć, obiegła cały świat.
Ciekawostką jest, że wkrótce po tym szczepieniu polski bakteriolog Odon Bujwid, po kilkumiesięcznym pobycie u Pasteura w Paryżu, założył w Warszawie – drugą po paryskiej – stację szczepień przeciwko wściekliźnie. Do Warszawy zaczęli przybywać pogryzieni przez wściekłe zwierzęta z całej Europy wschodniej i środkowej. Było to niezwykle istotne, gdyż nie musieli tracić czasu na długą podróż do Paryża, zmniejszającą z każdym dniem szansę ratunku.
Nawiasem mówiąc, miło jest wiedzieć, że polscy uczeni byli jednymi z pierwszych, którzy wprowadzali i upowszechniali szczepienia ochronne przeciwko wściekliźnie.
Aby ograniczyć ryzyko zakażenia się wścieklizną należy po prostu unikać dziwnie zachowujących się zwierząt – zarówno domowych, jak i dzikich. Nie karmić ich, nie głaskać i nie dotykać, bez względu na to, jak bardzo wydają się nam przyjazne.
Ciśnie mi się tu na myśl wezwanie apostolskie: Strzeżcie się psów [Flp 3,2]. Czyżby Słowo Boże już w pierwszym wieku po Chrystusie udzielało rady, która wiele wieków później okazała się elementarnym sposobem walki z wścieklizną? ;)
Tak czy owak, Biblia na pewno wzywa do ostrożności w kontaktach z dziwnymi, noszącymi w sobie jakąś zarazę ludźmi: A człowieka, który wywołuje odszczepieństwo, po pierwszym i drugim upomnieniu unikaj, wiedząc, że jest on przewrotny i grzeszy, i sam na siebie wyrok wydaje [Tt 3,10–11]. W Liście Judy czytamy o ludziach, którzy są chmurami bez wody unoszonymi przez wiatry, drzewami jesiennymi, które nie rodzą owoców, dwakroć obumarłymi, wykorzenionymi, wściekłymi bałwanami morskimi, wyrzucającymi hańbę swoją, błąkającymi się gwiazdami, dla których zachowane są na wieki najgęstsze ciemności [Jd 1,12-13, podkreślenie MB].
Dobrze jest pamiętać, że istnieją dwie postacie wścieklizny – agresywna i spokojna.
W przypadku odmiany agresywnej, wirus atakuje mózg zwierzęcia. Wyraźnie widać jego podniecenie, niepokój i agresję. Chore zwierzę ma "dzikie" spojrzenie, gryzie prawdziwe lub wyimaginowane obiekty a nawet samo siebie i traci wrażliwość na ból.
Wścieklizna w postaci spokojnej oznacza zaatakowany rdzeń kręgowy. Typowe objawy to chwiejny krok, brak koordynacji ruchowej, niemożność uniesienia głowy i wydania dźwięku, ponieważ szyja i mięśnie gardła są sparaliżowane. Można odnieść wrażenie duszenia się zwierzęcia. Nawet całkowicie dzikie zwierzęta wydają się przyjazne, uległe i oswojone.
Czytelnicy z pewnością zauważą tu analogię do zachowania niektórych chrześcijan. Niechby Duch Święty pomógł nam w porę rozpoznawać u nich objawy duchowej choroby i przede wszystkim ratować ich samych, a jeśli to już niemożliwe, to przynajmniej innych uchronić przed kontaktem z nimi.
27 września, 2010
Chwała bohaterom!
Dwanaście lat temu Sejm Rzeczypospolitej Polskiej specjalną uchwałą przypomniał naszemu społeczeństwu, że w dniu 27 września 1939 roku, w atmosferze powszechnej tragedii narodowej i kapitulacji stolicy powstała konspiracyjna organizacja pod nazwą Służba Zwycięstwu Polski. To mało znane wydarzenie okazało się kluczowe dla dalszej walki z okupantem i stało się fundamentem Polskiego Państwa Podziemnego.
Sejm RP wyraził szczególną wdzięczność i szacunek twórcom i ofiarnym działaczom podziemnych struktur Państwa Polskiego, którzy w wyjątkowo trudnych warunkach, z narażeniem własnego życia walczyli o niepodległość Ojczyzny. Pamiętając o ich poświęceniu, walce i umiłowaniu Ojczyzny polski Parlament ustanowił dzień 27 września Dniem Podziemnego Państwa Polskiego.
Z dumą w sercu myślę dziś o tych tysiącach dla mnie bezimiennych Polaków, którzy nie dali się stłamsić i w tamtych dniach stanęli do walki. Na tyle obchodziły ich losy Ojczyzny, że narażali siebie i swoich bliskich na wielkie niebezpieczeństwo, decydowali się na stres i nieustanne napięcie i byli gotowi za lepszą przyszłość Polski oddać życie. Chwała tym bohaterom!
Jako chrześcijanin w głębi duszy przynależę już do Niebiańskiej Ojczyzny. Nasza zaś ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa [Flp 3,20]. Żyję więc dziś na tym świecie, niczym ówcześni Polacy pod niemiecką i sowiecką okupacją. Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat [Jn 16,33].
Biblia nie pozostawia prawdziwym chrześcijanom najmniejszej wątpliwości, że ten świat jako duchowy system wrogi Bogu, jest do nich zasadniczo źle nastawiony. Jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż was znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi [Jn 15,18–19]. Nie dziwcie się, bracia, jeżeli was świat nienawidzi [1Jn 3,13].
Pismo Święte także ostrzega: Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć [1Pt 5,8] i napomina: Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4].
Jak się wobec tego stanu rzeczy zachowuję? Przeciwstawiam się złemu czy dla tzw. "świętego" spokoju jestem konformistą? Czy nie o mnie jest napisane: Wy nie opieraliście się jeszcze aż do krwi w walce przeciw grzechowi [Hbr 12,4]? Czy mam odwagę mówić tu prawdę? Noszę w sobie honor i godność dziecka Bożego, czy może łapczywie patrzę na ręce świata, żeby mi podrzuciły jakiś swój ochłap?
Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki [1Jn 2,15–17].
Nie jest wielką sztuką być Polakiem dzisiaj. Prawdziwy patriotyzm objawia się w czasach okupacji i wojny. Zbliża się dzień, gdy Niebiański Parlament przyjmie uchwałę o godności i odwadze chrześcijan w świecie. Czy będę na liście?
Sejm RP wyraził szczególną wdzięczność i szacunek twórcom i ofiarnym działaczom podziemnych struktur Państwa Polskiego, którzy w wyjątkowo trudnych warunkach, z narażeniem własnego życia walczyli o niepodległość Ojczyzny. Pamiętając o ich poświęceniu, walce i umiłowaniu Ojczyzny polski Parlament ustanowił dzień 27 września Dniem Podziemnego Państwa Polskiego.
Z dumą w sercu myślę dziś o tych tysiącach dla mnie bezimiennych Polaków, którzy nie dali się stłamsić i w tamtych dniach stanęli do walki. Na tyle obchodziły ich losy Ojczyzny, że narażali siebie i swoich bliskich na wielkie niebezpieczeństwo, decydowali się na stres i nieustanne napięcie i byli gotowi za lepszą przyszłość Polski oddać życie. Chwała tym bohaterom!
Jako chrześcijanin w głębi duszy przynależę już do Niebiańskiej Ojczyzny. Nasza zaś ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa [Flp 3,20]. Żyję więc dziś na tym świecie, niczym ówcześni Polacy pod niemiecką i sowiecką okupacją. Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat [Jn 16,33].
Biblia nie pozostawia prawdziwym chrześcijanom najmniejszej wątpliwości, że ten świat jako duchowy system wrogi Bogu, jest do nich zasadniczo źle nastawiony. Jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż was znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi [Jn 15,18–19]. Nie dziwcie się, bracia, jeżeli was świat nienawidzi [1Jn 3,13].
Pismo Święte także ostrzega: Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć [1Pt 5,8] i napomina: Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4].
Jak się wobec tego stanu rzeczy zachowuję? Przeciwstawiam się złemu czy dla tzw. "świętego" spokoju jestem konformistą? Czy nie o mnie jest napisane: Wy nie opieraliście się jeszcze aż do krwi w walce przeciw grzechowi [Hbr 12,4]? Czy mam odwagę mówić tu prawdę? Noszę w sobie honor i godność dziecka Bożego, czy może łapczywie patrzę na ręce świata, żeby mi podrzuciły jakiś swój ochłap?
Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki [1Jn 2,15–17].
Nie jest wielką sztuką być Polakiem dzisiaj. Prawdziwy patriotyzm objawia się w czasach okupacji i wojny. Zbliża się dzień, gdy Niebiański Parlament przyjmie uchwałę o godności i odwadze chrześcijan w świecie. Czy będę na liście?
26 września, 2010
Jest się czym chlubić?
Dzisiejsza Europa to 23 języki urzędowe oraz ponad 60 języków regionalnych i mniejszościowych. Jednym słowem – spore bogactwo lingwistyczne. By corocznie podkreślać tę różnorodność, Rada Europy ustanowiła dzień 26 września Europejskim Dniem Języków. Chodzi o uświadamianie ogółowi społeczeństwa znaczenia wielojęzyczności w Europie, pielęgnowanie różnorodności kulturowej i językowej oraz promowanie i wspieranie nauki języków obcych.
W świetle Biblii różnorodność językowa nie ma niestety najlepszych konotacji. Cała ziemia miała jeden język i jednakowe słowa. Podczas swojej wędrówki ze wschodu znaleźli równinę w kraju Synear i tam się osiedlili. I mówili jeden do drugiego: Nuże, wyrabiajmy cegłę i wypalajmy ją w ogniu! I używali cegły zamiast kamienia, a smoły zamiast zaprawy. Potem rzekli: Nuże, zbudujmy sobie miasto i wieżę, której szczyt sięgałby aż do nieba, i uczyńmy sobie imię, abyśmy nie rozproszyli się po całej ziemi! Wtedy zstąpił Pan, aby zobaczyć miasto i wieżę, które budowali ludzie. I rzekł Pan: Oto jeden lud i wszyscy mają jeden język, a to dopiero początek ich dzieła. Teraz już dla nich nic nie będzie niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Przeto zstąpmy tam i pomieszajmy ich język, aby nikt nie rozumiał języka drugiego! I rozproszył ich Pan stamtąd po całej ziemi, i przestali budować miasto. Dlatego nazwano je Babel, bo tam pomieszał Pan język całej ziemi i rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi [1Mo 11,1–9].
Powyższa historia wskazuje, że wielojęzyczność stanowiła karę za pychę budowniczych wieży Babel. To Boże przekleństwo do dziś utrudnia komunikację interpersonalną. Wprawdzie uczymy się obcych języków, ale niestety mało kto jest aż takim poliglotą, żeby mógł swobodnie posługiwać się kilkoma językami.
Chcę jednak dziś wspomnieć wydarzenie, które można potraktować jako symboliczną zapowiedź nadejścia czasów, gdy znów wszyscy ludzie pochodzący z różnych narodów będą się bardzo dobrze rozumieć. Mam na myśli święto Pięćdziesiątnicy w Jerozolimie i cudowne napełnienie zebranych w górnej izbie uczniów Duchem Świętym.
W jednej chwili za sprawą Ducha zaczęli mówić językami zrozumiałymi dla innych. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał. A przebywali w Jerozolimie Żydzi, mężowie nabożni, spośród wszystkich ludów, jakie są pod niebem; gdy więc powstał ten szum, zgromadził się tłum i zatrwożył się, bo każdy słyszał ich mówiących w swoim języku. I zdumieli się, i dziwili, mówiąc: Czyż oto wszyscy ci, którzy mówią, nie są Galilejczykami? Jakże więc to jest, że słyszymy, każdy z nas, swój własny język, w którym urodziliśmy się Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei i Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii i Pamfilii, Egiptu i części Libii, położonej obok Cyreny, i przychodnie rzymscy, zarówno Żydzi jak prozelici, Kreteńczycy i Arabowie - słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą wielkie dzieła Boże [Dz 2,4–11].
Wprawdzie pierwsi chrześcijanie nie zaczęli mówić jednym językiem, ale proszę zauważyć, że problem różnic językowych gdzieś zniknął. Całe to zbiegowisko zaczęło rozumieć wszystko, co było mówione.
Duchowy dar języków zawsze służy lepszemu porozumieniu. Przede wszystkim z Bogiem, w sferze duchowej. Bo jeśli się modlę, mówiąc językami, duch mój się modli, ale rozum tego nie przyswaja [1Ko 14,14]. Pełni też funkcję czynnika budującego innych. Jeśli kto mówi językami, niech to czyni dwóch albo najwyżej trzech, i to po kolei, a jeden niech wykłada; a jeśliby nie było nikogo, kto by wykładał, niech milczą w zborze, niech mówią samym sobie i Bogu [1Ko 14,27-28].
Różnorodność wynikająca z grzechu to marny powód do dumy i zachwytu. Można się nią chlubić, lecz w świetle Biblii wydaje mi się to naciągane. Wolą Bożą dla wszystkich wierzących jest jedność. A proszę was, bracia, w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście wszyscy byli jednomyślni i aby nie było między wami rozłamów, lecz abyście byli zespoleni jednością myśli i jednością zdania[1Ko 1,10].
Żywię nadzieję, że Pan Jezus przygotowuje nam taki dom w niebiesiech, gdzie chociaż trafią ludzie z każdego narodu i języka, to jednak nie będzie tam etatu dla tłumacza :) Za sprawą Ducha Świętego wszyscy wierzący już tutaj na ziemi coraz lepiej się wzajemnie rozumieją, by ostatecznie znowu wszędzie nastał - jak to jest w Biblii Poznańskiej - jeden język i te same wyrazy.
W świetle Biblii różnorodność językowa nie ma niestety najlepszych konotacji. Cała ziemia miała jeden język i jednakowe słowa. Podczas swojej wędrówki ze wschodu znaleźli równinę w kraju Synear i tam się osiedlili. I mówili jeden do drugiego: Nuże, wyrabiajmy cegłę i wypalajmy ją w ogniu! I używali cegły zamiast kamienia, a smoły zamiast zaprawy. Potem rzekli: Nuże, zbudujmy sobie miasto i wieżę, której szczyt sięgałby aż do nieba, i uczyńmy sobie imię, abyśmy nie rozproszyli się po całej ziemi! Wtedy zstąpił Pan, aby zobaczyć miasto i wieżę, które budowali ludzie. I rzekł Pan: Oto jeden lud i wszyscy mają jeden język, a to dopiero początek ich dzieła. Teraz już dla nich nic nie będzie niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Przeto zstąpmy tam i pomieszajmy ich język, aby nikt nie rozumiał języka drugiego! I rozproszył ich Pan stamtąd po całej ziemi, i przestali budować miasto. Dlatego nazwano je Babel, bo tam pomieszał Pan język całej ziemi i rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi [1Mo 11,1–9].
Powyższa historia wskazuje, że wielojęzyczność stanowiła karę za pychę budowniczych wieży Babel. To Boże przekleństwo do dziś utrudnia komunikację interpersonalną. Wprawdzie uczymy się obcych języków, ale niestety mało kto jest aż takim poliglotą, żeby mógł swobodnie posługiwać się kilkoma językami.
Chcę jednak dziś wspomnieć wydarzenie, które można potraktować jako symboliczną zapowiedź nadejścia czasów, gdy znów wszyscy ludzie pochodzący z różnych narodów będą się bardzo dobrze rozumieć. Mam na myśli święto Pięćdziesiątnicy w Jerozolimie i cudowne napełnienie zebranych w górnej izbie uczniów Duchem Świętym.
W jednej chwili za sprawą Ducha zaczęli mówić językami zrozumiałymi dla innych. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał. A przebywali w Jerozolimie Żydzi, mężowie nabożni, spośród wszystkich ludów, jakie są pod niebem; gdy więc powstał ten szum, zgromadził się tłum i zatrwożył się, bo każdy słyszał ich mówiących w swoim języku. I zdumieli się, i dziwili, mówiąc: Czyż oto wszyscy ci, którzy mówią, nie są Galilejczykami? Jakże więc to jest, że słyszymy, każdy z nas, swój własny język, w którym urodziliśmy się Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei i Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii i Pamfilii, Egiptu i części Libii, położonej obok Cyreny, i przychodnie rzymscy, zarówno Żydzi jak prozelici, Kreteńczycy i Arabowie - słyszymy ich, jak w naszych językach głoszą wielkie dzieła Boże [Dz 2,4–11].
Wprawdzie pierwsi chrześcijanie nie zaczęli mówić jednym językiem, ale proszę zauważyć, że problem różnic językowych gdzieś zniknął. Całe to zbiegowisko zaczęło rozumieć wszystko, co było mówione.
Duchowy dar języków zawsze służy lepszemu porozumieniu. Przede wszystkim z Bogiem, w sferze duchowej. Bo jeśli się modlę, mówiąc językami, duch mój się modli, ale rozum tego nie przyswaja [1Ko 14,14]. Pełni też funkcję czynnika budującego innych. Jeśli kto mówi językami, niech to czyni dwóch albo najwyżej trzech, i to po kolei, a jeden niech wykłada; a jeśliby nie było nikogo, kto by wykładał, niech milczą w zborze, niech mówią samym sobie i Bogu [1Ko 14,27-28].
Różnorodność wynikająca z grzechu to marny powód do dumy i zachwytu. Można się nią chlubić, lecz w świetle Biblii wydaje mi się to naciągane. Wolą Bożą dla wszystkich wierzących jest jedność. A proszę was, bracia, w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście wszyscy byli jednomyślni i aby nie było między wami rozłamów, lecz abyście byli zespoleni jednością myśli i jednością zdania[1Ko 1,10].
Żywię nadzieję, że Pan Jezus przygotowuje nam taki dom w niebiesiech, gdzie chociaż trafią ludzie z każdego narodu i języka, to jednak nie będzie tam etatu dla tłumacza :) Za sprawą Ducha Świętego wszyscy wierzący już tutaj na ziemi coraz lepiej się wzajemnie rozumieją, by ostatecznie znowu wszędzie nastał - jak to jest w Biblii Poznańskiej - jeden język i te same wyrazy.
20 września, 2010
Czy Chrystus będzie królem Polski?
Wydawać by się mogło, że wczorajszy marsz w Warszawie na rzecz intronizacji Chrystusa na króla Polski powinien wzbudzić we mnie – uczniu Pana Jezusa – entuzjazm i jak najlepsze myśli. Tymczasem zwyczajnie jest mi przykro.
Poddawanie całego narodu pod panowanie Chrystusa – to demagogia. Niestety, pobrzmiewa ona także w wielu chrześcijańskich piosenkach ;) Prawo przynależności do Królestwa Bożego, a więc i nazywania Jezusa swoim królem, mają wyłącznie Ci, którzy narodzili się na nowo z Ducha Świętego. Chrystus Pan króluje w życiu ludzi prawdziwie wierzących w Niego.
Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą. A takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci, uświęceni, i usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego [1Ko 6,9–11].
Z Biblii wiemy, że do Syna Bożego należy wszelka moc na niebie i na ziemi [Mt 28,18]. Jednakże Chrystus Pan nie jest i nigdy nie będzie królem żadnego państwa ani królestwa tego świata. Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd [Jn 18,36].
Zapytany zaś przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie Królestwo Boże, odpowiedział im i rzekł: Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie, ani nie będą mówić: Oto tutaj jest, albo: Tam; oto bowiem Królestwo Boże jest pośród was [Łk 17,20–21].
Intronizacja Chrystusa w sensie powszechnego i widzialnego panowania nie leży w kompetencjach człowieka. I zrzucony został ogromny smok, wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, który zwodzi cały świat; zrzucony został na ziemię, zrzuceni też zostali z nim jego aniołowie. I usłyszałem donośny głos w niebie, mówiący: Teraz nastało zbawienie i moc, i panowanie Boga naszego, i władztwo Pomazańca jego [Obj 12,9-10]. Nastąpi to w czasie określonym przez samego Boga i zgodnie z Jego planem.
Kto dzisiaj pragnie realnej władzy Chrystusa, ten po prostu powinien upamiętać się ze swoich grzechów i z całego serca sam nawrócić się do Jezusa. Wtedy jego życie staje się strefą panowania Jezusa Chrystusa. Nikogo w żaden sposób nie można uczynić poddanym Chrystusa bez jego osobistej pokuty. Tym bardziej samego Chrystusa Pana nie można "wmanewrować" w panowanie nad kimkolwiek. Zna Pan tych, którzy są jego [2Tm 2,19].
Organizatorzy wspomnianego marszu marnują czas. Ich działalność w świetle Biblii jest całkowicie absurdalna. Jezus nigdy nie będzie królem Polski. On rządzi w Królestwie Bożym i żadna inna korona Go nie interesuje!
Poddawanie całego narodu pod panowanie Chrystusa – to demagogia. Niestety, pobrzmiewa ona także w wielu chrześcijańskich piosenkach ;) Prawo przynależności do Królestwa Bożego, a więc i nazywania Jezusa swoim królem, mają wyłącznie Ci, którzy narodzili się na nowo z Ducha Świętego. Chrystus Pan króluje w życiu ludzi prawdziwie wierzących w Niego.
Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą. A takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci, uświęceni, i usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego [1Ko 6,9–11].
Z Biblii wiemy, że do Syna Bożego należy wszelka moc na niebie i na ziemi [Mt 28,18]. Jednakże Chrystus Pan nie jest i nigdy nie będzie królem żadnego państwa ani królestwa tego świata. Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd [Jn 18,36].
Zapytany zaś przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie Królestwo Boże, odpowiedział im i rzekł: Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie, ani nie będą mówić: Oto tutaj jest, albo: Tam; oto bowiem Królestwo Boże jest pośród was [Łk 17,20–21].
Intronizacja Chrystusa w sensie powszechnego i widzialnego panowania nie leży w kompetencjach człowieka. I zrzucony został ogromny smok, wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, który zwodzi cały świat; zrzucony został na ziemię, zrzuceni też zostali z nim jego aniołowie. I usłyszałem donośny głos w niebie, mówiący: Teraz nastało zbawienie i moc, i panowanie Boga naszego, i władztwo Pomazańca jego [Obj 12,9-10]. Nastąpi to w czasie określonym przez samego Boga i zgodnie z Jego planem.
Kto dzisiaj pragnie realnej władzy Chrystusa, ten po prostu powinien upamiętać się ze swoich grzechów i z całego serca sam nawrócić się do Jezusa. Wtedy jego życie staje się strefą panowania Jezusa Chrystusa. Nikogo w żaden sposób nie można uczynić poddanym Chrystusa bez jego osobistej pokuty. Tym bardziej samego Chrystusa Pana nie można "wmanewrować" w panowanie nad kimkolwiek. Zna Pan tych, którzy są jego [2Tm 2,19].
Organizatorzy wspomnianego marszu marnują czas. Ich działalność w świetle Biblii jest całkowicie absurdalna. Jezus nigdy nie będzie królem Polski. On rządzi w Królestwie Bożym i żadna inna korona Go nie interesuje!
18 września, 2010
Zielone światło
Każdy kierowca zna to uczucie, gdy tuż przed nim następuje zmiana sygnalizacji i zapala się czerwone światło. Niezależnie od tego, jak bardzo się nam śpieszy, trzeba się zatrzymać i poczekać.
Podobnie bywa w duchowym życiu człowieka. Zdarzają się chwile, gdy nagle zapala się pomarańczowe światło ostrzegawcze, sygnalizujące zmianę. Zatrzymujemy się i czekamy, aż znowu będzie można kontynuować nasz życiowy bieg.
Faktycznie nigdzie byśmy nie biegli i żadnych sensownych celów nie moglibyśmy w życiu realizować, gdyby nie łaska Boża. Czasem jednak – niezmiennie także za sprawą łaski Bożej – napotyka nas przeszkoda, która staje się jakąś próbą naszej prawowierności i okazją do korekty naszych postaw.
Od lat biorę udział w biegu zwanym pracą kościelną i posługą Słowem Bożym. Bardzo obchodzą mnie losy mojej wspólnoty kościelnej. Z opisanych wcześniej powodów minione tygodnie były dla mnie czasem jakby chwilowego zatrzymania się na światłach. Zawiesiłem nawet swoją aktywność na blogu. Podświadomie wyczekiwałem, co będzie dalej się działo.
Wczoraj z przyjemnością usłyszałem, że wizją Kościoła Zielonoświątkowego na najbliższe lata jest i będzie przede wszystkim to, żebyśmy byli pełni Ducha Świętego i koncentrowali się na głoszeniu Ewangelii. Wszystko inne ma znaczenie drugorzędne. Usłyszałem też dobre słowa o różnorodności w obrębie naszej wspólnoty kościelnej. Każdy zbór Kościoła ma prawo do zachowania swojego kolorytu. Niechby tylko wszyscy zadbali o pełnię Ducha.
Niby zawsze było to w prawdziwym Kościele oczywiste, więc tym bardziej dobrze się stało, że nie zatraciliśmy się w drobiazgowych dyskusjach. Dobrze, że te podstawowe wytyczne Słowa Bożego znowu głośno zabrzmiały.
Odczułem ulgę jak kierowca, któremu ponownie zapaliło się zielone światło. Bogu niech będą dzięki!
Podobnie bywa w duchowym życiu człowieka. Zdarzają się chwile, gdy nagle zapala się pomarańczowe światło ostrzegawcze, sygnalizujące zmianę. Zatrzymujemy się i czekamy, aż znowu będzie można kontynuować nasz życiowy bieg.
Faktycznie nigdzie byśmy nie biegli i żadnych sensownych celów nie moglibyśmy w życiu realizować, gdyby nie łaska Boża. Czasem jednak – niezmiennie także za sprawą łaski Bożej – napotyka nas przeszkoda, która staje się jakąś próbą naszej prawowierności i okazją do korekty naszych postaw.
Od lat biorę udział w biegu zwanym pracą kościelną i posługą Słowem Bożym. Bardzo obchodzą mnie losy mojej wspólnoty kościelnej. Z opisanych wcześniej powodów minione tygodnie były dla mnie czasem jakby chwilowego zatrzymania się na światłach. Zawiesiłem nawet swoją aktywność na blogu. Podświadomie wyczekiwałem, co będzie dalej się działo.
Wczoraj z przyjemnością usłyszałem, że wizją Kościoła Zielonoświątkowego na najbliższe lata jest i będzie przede wszystkim to, żebyśmy byli pełni Ducha Świętego i koncentrowali się na głoszeniu Ewangelii. Wszystko inne ma znaczenie drugorzędne. Usłyszałem też dobre słowa o różnorodności w obrębie naszej wspólnoty kościelnej. Każdy zbór Kościoła ma prawo do zachowania swojego kolorytu. Niechby tylko wszyscy zadbali o pełnię Ducha.
Niby zawsze było to w prawdziwym Kościele oczywiste, więc tym bardziej dobrze się stało, że nie zatraciliśmy się w drobiazgowych dyskusjach. Dobrze, że te podstawowe wytyczne Słowa Bożego znowu głośno zabrzmiały.
Odczułem ulgę jak kierowca, któremu ponownie zapaliło się zielone światło. Bogu niech będą dzięki!
02 września, 2010
Wyjaśnienie
W związku z licznymi pytaniami dlaczego na moim blogu nie ma nowych wpisów, uprzejmie wyjaśniam, że ranga sprawy poruszonej w tych kilkunastu ostatnich każe mi powstrzymać się od komentowania bieżących spraw aż do jej wyjaśnienia w połowie września.
Bóg zatrzymał dla Jozuego słońce aż do rozstrzygnięcia sprawy, a ja nie miałbym powstrzymać się od pisania?
Nie chcę, żeby cokolwiek odwróciło uwagę ludzi z mojej wspólnoty kościelnej od spraw, które będą rozstrzygane na wrześniowej konferencji duchownych.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich Czytelników!
Bóg zatrzymał dla Jozuego słońce aż do rozstrzygnięcia sprawy, a ja nie miałbym powstrzymać się od pisania?
Nie chcę, żeby cokolwiek odwróciło uwagę ludzi z mojej wspólnoty kościelnej od spraw, które będą rozstrzygane na wrześniowej konferencji duchownych.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich Czytelników!
Subskrybuj:
Posty (Atom)