Dziś w Polsce Dzień Spódnicy. Coraz mniej kobiet je nosi. Podobno aż 14% nie ma zamiaru nigdy jej założyć, a 40% tylko latem pozwala sobie na odsłonięcie nóg. Powodem jest wygoda. Spodnie pozwalają czuć się swobodnie i dobrze ukrywają wady figury. Poza tym nie trzeba się martwić oczkiem w rajstopach...
W niektórych kręgach chrześcijańskich chodzenie kobiet w spodniach jest jednak co najmniej problematyczne. Kobieta nie będzie nosiła ubioru męskiego, a mężczyzna nie ubierze szaty kobiecej, gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni [5Mo 22,5]. Oto przyczyna całego zamieszania. Problem bierze się z uproszczonego poglądu, że spódnica, to strój żeński, a spodnie, to strój męski.
Dobrze jest wiedzieć, że aż do XIV wieku spódnice były odzieniem noszonym zarówno przez panie, jak i przez panów. Dopiero w czasach nowożytnych stały się atrybutem ubioru kobiet, lecz wciąż za wyjątkiem Szkocji i Irlandii, gdzie spódnica, tzw. kilt, jest częścią narodowego stroju noszonego przez mężczyzn.
Jak w starożytności były spódnice męskie i spódnice żeńskie, tak dzisiaj są spodnie żeńskie i spodnie męskie. W zacytowanym wezwaniu Słowa Bożego chodzi o coś innego, niż o to, żeby wierząca kobieta w ogóle nie zakładała spodni. Spodnie kupione w salonie z damską odzieżą zupełnie nie podlegają tej biblijnej restrykcji.
Słowo Boże jednakowoż wzywa, ażeby kobieta nie przebierała się za mężczyznę. Tak samo, aby mężczyzna nie przebierał się za kobietę. A komuś mogłoby się wydawać, że takie rzeczy to dopiero w polskim Sejmie, że zjawisko transseksualizmu i transwestytyzm, to coś nowego...
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
30 października, 2012
27 października, 2012
Błogosławiona strzała
Od dawna wiem z Biblii, że dzieci są darem od Boga. Oto dzieci są darem Pana, podarunkiem jest owoc łona [Ps 127,3]. Setki razy doświadczyłem tego na własnej skórze, ciesząc się moimi dzieciakami. Wielokrotnie dzieliłem się też tą prawdą z innymi ludźmi.
Nie ulega to zmianie mimo upływu lat. Wręcz przeciwnie. Im starszy jestem, tym coraz wyraźniej odczuwam błogosławieństwo biorące się z posiadania potomstwa. Czym strzały w ręku wojownika, tym synowie zrodzeni za młodu. Błogo mężowi, który napełnił nimi swój kołczan! [Ps 127,4-5]. Wcześniej, gdy dzieci były małe, ja byłem dla nich oparciem i pomocą. Teraz role zaczynają się odwracać. Błogo mi jest z tym uczuciem…
Wczorajszy, urodzinowy wieczór, zaowocował absolutnie wyjątkowym dla mnie akcentem. Mój syn odwiedził mnie po pracy z życzeniami urodzinowymi i prezentem, który spowodował, że pięćdziesięciotrzyletni facet się popłakał. Chłopak, który dopiero od roku pracuje i to za psie pieniądze, wręczył mi nowiutkiego laptopa. Wiedział, że używany przeze mnie notebook coraz częściej odmawia mi posłuszeństwa i postanowił mnie ubłogosławić. Poświęcił trzynastą pensję i chyba wszystkie oszczędności, ale dostałem wspaniałe narzędzie i to z systemem operacyjnym Windows 8, który dopiero wczoraj miał światową premierę!
Najbardziej jednak niezwykła była dla mnie specjalna prezentacja, którą znalazłem na pulpicie po uruchomieniu komputera. Jej wzruszającą treść pozostawię tu niejawną. Nie mogę się jednak oprzeć potrzebie wyznania, że nigdy nie nosiłem w sobie świadomości zasługiwania na tak miłe słowa z serca dwudziestopięcioletniego mężczyzny.
Błogo mi, że mam taką strzałę w moim starzejącym się kołczanie…
Ps. Przy okazji pięknie dziękuję Wam, kochani Przyjaciele, za wczorajsze życzenia i mnóstwo ciepłych, ale też mądrych i budujących słów.
Nie ulega to zmianie mimo upływu lat. Wręcz przeciwnie. Im starszy jestem, tym coraz wyraźniej odczuwam błogosławieństwo biorące się z posiadania potomstwa. Czym strzały w ręku wojownika, tym synowie zrodzeni za młodu. Błogo mężowi, który napełnił nimi swój kołczan! [Ps 127,4-5]. Wcześniej, gdy dzieci były małe, ja byłem dla nich oparciem i pomocą. Teraz role zaczynają się odwracać. Błogo mi jest z tym uczuciem…
Wczorajszy, urodzinowy wieczór, zaowocował absolutnie wyjątkowym dla mnie akcentem. Mój syn odwiedził mnie po pracy z życzeniami urodzinowymi i prezentem, który spowodował, że pięćdziesięciotrzyletni facet się popłakał. Chłopak, który dopiero od roku pracuje i to za psie pieniądze, wręczył mi nowiutkiego laptopa. Wiedział, że używany przeze mnie notebook coraz częściej odmawia mi posłuszeństwa i postanowił mnie ubłogosławić. Poświęcił trzynastą pensję i chyba wszystkie oszczędności, ale dostałem wspaniałe narzędzie i to z systemem operacyjnym Windows 8, który dopiero wczoraj miał światową premierę!
Najbardziej jednak niezwykła była dla mnie specjalna prezentacja, którą znalazłem na pulpicie po uruchomieniu komputera. Jej wzruszającą treść pozostawię tu niejawną. Nie mogę się jednak oprzeć potrzebie wyznania, że nigdy nie nosiłem w sobie świadomości zasługiwania na tak miłe słowa z serca dwudziestopięcioletniego mężczyzny.
Błogo mi, że mam taką strzałę w moim starzejącym się kołczanie…
Ps. Przy okazji pięknie dziękuję Wam, kochani Przyjaciele, za wczorajsze życzenia i mnóstwo ciepłych, ale też mądrych i budujących słów.
23 października, 2012
Jak uniknąć dyskwalifikacji?
Światowe serwisy informacyjne donoszą, że Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) w dniu wczorajszym zadecydowała o ostatecznej dyskwalifikacji amerykańskiego kolarza Lance'a Armstronga, siedmiokrotnego zwycięzcy Tour de France. Został on całkowicie pozbawiony tych tytułów i dożywotnio usunięty ze społeczeństwa sportowców. Dlaczego? Ponieważ okazało się, że przez cały czas swojej kariery sportowej jeździł na niedozwolonym dopingu.
Lance Armstrong rozpoczął swoją wielką karierę w 1993 roku zdobywając tytuł mistrza świata w kolarstwie szosowym ze startu wspólnego. Trzy lata później lekarze odkryli u niego raka jądra. Po dwóch operacjach i chemoterapii wrócił do sportu, by w 1999 roku po raz pierwszy zatriumfować w Tour de France. Założył fundację "Livestrong" pomagającym chorym na nowotwory. Zwyciężał w sześciu kolejnych wyścigach i dla milionów był prawdziwym bohaterem.
Teraz kolarz stał się symbolem wielkiej przegranej i smutnym przykładem krzywoprzysięstwa. Czekają go pozwy sądowe o zwrot wielkich kwot, jakie odbierał z racji swoich zwycięstw, ubezpieczeń i w ramach sponsoringu. Krótko mówiąc, nie ma już wielkiego Armstronga.
Czy uczy nas to czegoś na chrześcijańskiej drodze wiary? Przypomnijmy sobie wezwanie apostolskie: Tak biegnijcie, abyście nagrodę zdobyli. A każdy zawodnik od wszystkiego się wstrzymuje, tamci wprawdzie, aby znikomy zdobyć wieniec, my zaś nieznikomy. Ja tedy tak biegnę, nie jakby na oślep, tak walczę na pięści, nie jakbym w próżnię uderzał; ale umartwiam ciało moje i ujarzmiam, bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony [1Ko 9,24-27].
Dyskwalifikacja po latach licznych zwycięstw i powszechnego przekonania, że wszystko z nami jest w porządku, to przykrość do kwadratu. Chrystus Pan zapowiedział jednak, że niektórych ona niestety czeka: W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie [Mt 7,22-23].
Dyskwalifikacja Armstronga to oczywiście dla niego kupa wstydu. To zwrot medali, może pieniędzy, ale poza tym chyba niewiele więcej. Natomiast dyskwalifikacja, o której wyżej mowa, to wieczne potępienie. Brr!
Jak uniknąć dyskwalifikacji w biegu po żywot wieczny? Ne pewno należy w uniżeniu zwrócić się ze swoimi grzechami do Jezusa Chrystusa i przez wiarę skorzystać z usprawiedliwienia Bożego, bo nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie [Rz 8,1]. Na pewno trzeba nam każdego dnia żyć w prawdzie. I coś jeszcze?
Lance Armstrong rozpoczął swoją wielką karierę w 1993 roku zdobywając tytuł mistrza świata w kolarstwie szosowym ze startu wspólnego. Trzy lata później lekarze odkryli u niego raka jądra. Po dwóch operacjach i chemoterapii wrócił do sportu, by w 1999 roku po raz pierwszy zatriumfować w Tour de France. Założył fundację "Livestrong" pomagającym chorym na nowotwory. Zwyciężał w sześciu kolejnych wyścigach i dla milionów był prawdziwym bohaterem.
Teraz kolarz stał się symbolem wielkiej przegranej i smutnym przykładem krzywoprzysięstwa. Czekają go pozwy sądowe o zwrot wielkich kwot, jakie odbierał z racji swoich zwycięstw, ubezpieczeń i w ramach sponsoringu. Krótko mówiąc, nie ma już wielkiego Armstronga.
Czy uczy nas to czegoś na chrześcijańskiej drodze wiary? Przypomnijmy sobie wezwanie apostolskie: Tak biegnijcie, abyście nagrodę zdobyli. A każdy zawodnik od wszystkiego się wstrzymuje, tamci wprawdzie, aby znikomy zdobyć wieniec, my zaś nieznikomy. Ja tedy tak biegnę, nie jakby na oślep, tak walczę na pięści, nie jakbym w próżnię uderzał; ale umartwiam ciało moje i ujarzmiam, bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony [1Ko 9,24-27].
Dyskwalifikacja po latach licznych zwycięstw i powszechnego przekonania, że wszystko z nami jest w porządku, to przykrość do kwadratu. Chrystus Pan zapowiedział jednak, że niektórych ona niestety czeka: W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie [Mt 7,22-23].
Dyskwalifikacja Armstronga to oczywiście dla niego kupa wstydu. To zwrot medali, może pieniędzy, ale poza tym chyba niewiele więcej. Natomiast dyskwalifikacja, o której wyżej mowa, to wieczne potępienie. Brr!
Jak uniknąć dyskwalifikacji w biegu po żywot wieczny? Ne pewno należy w uniżeniu zwrócić się ze swoimi grzechami do Jezusa Chrystusa i przez wiarę skorzystać z usprawiedliwienia Bożego, bo nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie [Rz 8,1]. Na pewno trzeba nam każdego dnia żyć w prawdzie. I coś jeszcze?
22 października, 2012
Aktywuj to, co dostałeś w pakiecie wiary!
Kto w dzisiejszych czasach zawiera umowę ubezpieczenia lub otwiera rachunek bankowy, ten zazwyczaj otrzymuje propozycję skorzystania z całego pakietu usług dodatkowych. Pozostają one w zasięgu nabywcy głównego produktu, który w każdej chwili może zacząć z nich korzystać. Podobnie jest z nowoczesnymi telefonami. Nabywca każdego smartfonu ma do dyspozycji cały szereg uśpionych aplikacji. Wystarczy je kolejno aktywować, a telefon staje się wszechstronnym i bardzo przydatnym narzędziem.
Niestety, niektórzy wcale owych aplikacji nie aktywują i z nich nie korzystają. Mają je w każdej chwili do dyspozycji, mogliby dużo lepiej wykorzystać zakupiony za spore pieniądze produkt, ale tego nie robią. Dlaczego? Bywa, że jest to rezygnacja przemyślana i celowa. O wiele częściej jednak wynika to ze zwykłej nieznajomości rzeczy. Koniec końców, kosztowne i bardzo wielofunkcyjne urządzenie w rękach tego rodzaju ludzi jest zaledwie telefonem i niczym więcej.
Niechby ta prosta ilustracja pomogła nam dziś dostrzec ważną możliwość na drodze wiary. Chrześcijanin to człowiek, który z łaski Bożej otrzymał dar wiary w Jezusa Chrystusa. Wraz z tym darem wiary Bóg otworzył nam dostęp do całego pakietu wartości duchowych, które możemy i powinniśmy kolejno aktywować.
I właśnie dlatego dołóżcie wszelkich starań i uzupełniajcie waszą wiarę cnotą, cnotę poznaniem, poznanie powściągliwością, powściągliwość wytrwaniem, wytrwanie pobożnością, pobożność braterstwem, braterstwo miłością. Jeśli je bowiem posiadacie i one się pomnażają, to nie dopuszczą do tego, abyście byli bezczynni i bezużyteczni w poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. [...] W ten sposób będziecie mieli szeroko otwarte wejście do wiekuistego Królestwa Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa [2Pt 1,5-11].
Oto siedem aplikacji otrzymanych w pakiecie wiary: Odwaga, poznanie, panowanie nad sobą, cierpliwość, pobożność, braterstwo, miłość. Kto wierzy w Jezusa, ten nie ogranicza się do werbalnych wyznań wiary. Bo jak ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków jest martwa [Jk 2,26]. Wierzący człowiek wprowadza w praktykę życia towarzyszące wartości i je pomnaża. Zachowuje się tak, jak dwaj dobrzy słudzy z przypowieści o talentach, którzy obracali otrzymanymi od pana talentami i po pewnym czasie zyskali drugie tyle.
Ile aplikacji otrzymanych w pakiecie wiary pozostaje w twoim życiu wciąż nieaktywne? Aktywuj je czym prędzej! A może którąś z nich wprawdzie swego czasu aktywowałeś, ale potem jakoś się w tobie zawiesiła i przestała działać? Uruchom ją ponownie.
Wiara Jezusa Chrystusa, prawdziwa, zbawcza wiara chrześcijańska jest wspaniałym darem, który pulsuje w nas i świeci szeregiem wartości i postaw wprowadzonych w czyn!
Niestety, niektórzy wcale owych aplikacji nie aktywują i z nich nie korzystają. Mają je w każdej chwili do dyspozycji, mogliby dużo lepiej wykorzystać zakupiony za spore pieniądze produkt, ale tego nie robią. Dlaczego? Bywa, że jest to rezygnacja przemyślana i celowa. O wiele częściej jednak wynika to ze zwykłej nieznajomości rzeczy. Koniec końców, kosztowne i bardzo wielofunkcyjne urządzenie w rękach tego rodzaju ludzi jest zaledwie telefonem i niczym więcej.
Niechby ta prosta ilustracja pomogła nam dziś dostrzec ważną możliwość na drodze wiary. Chrześcijanin to człowiek, który z łaski Bożej otrzymał dar wiary w Jezusa Chrystusa. Wraz z tym darem wiary Bóg otworzył nam dostęp do całego pakietu wartości duchowych, które możemy i powinniśmy kolejno aktywować.
I właśnie dlatego dołóżcie wszelkich starań i uzupełniajcie waszą wiarę cnotą, cnotę poznaniem, poznanie powściągliwością, powściągliwość wytrwaniem, wytrwanie pobożnością, pobożność braterstwem, braterstwo miłością. Jeśli je bowiem posiadacie i one się pomnażają, to nie dopuszczą do tego, abyście byli bezczynni i bezużyteczni w poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. [...] W ten sposób będziecie mieli szeroko otwarte wejście do wiekuistego Królestwa Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa [2Pt 1,5-11].
Oto siedem aplikacji otrzymanych w pakiecie wiary: Odwaga, poznanie, panowanie nad sobą, cierpliwość, pobożność, braterstwo, miłość. Kto wierzy w Jezusa, ten nie ogranicza się do werbalnych wyznań wiary. Bo jak ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków jest martwa [Jk 2,26]. Wierzący człowiek wprowadza w praktykę życia towarzyszące wartości i je pomnaża. Zachowuje się tak, jak dwaj dobrzy słudzy z przypowieści o talentach, którzy obracali otrzymanymi od pana talentami i po pewnym czasie zyskali drugie tyle.
Ile aplikacji otrzymanych w pakiecie wiary pozostaje w twoim życiu wciąż nieaktywne? Aktywuj je czym prędzej! A może którąś z nich wprawdzie swego czasu aktywowałeś, ale potem jakoś się w tobie zawiesiła i przestała działać? Uruchom ją ponownie.
Wiara Jezusa Chrystusa, prawdziwa, zbawcza wiara chrześcijańska jest wspaniałym darem, który pulsuje w nas i świeci szeregiem wartości i postaw wprowadzonych w czyn!
20 października, 2012
Propozycja dla współczesnych Filipów
Dziś ważny dzień dla ludzi z Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Jako osoby wierzące w Jezusa Chrystusa, rozmiłowane w naszym Zbawicielu i pragnące dzielić się ewangelią, spotykamy się o godz. 16:00, aby szkolić się w indywidualnej ewangelizacji. Zaprosiliśmy w tym celu pracownika Ligi Biblijnej, który poświęci nam kilka godzin i zapoczątkuje dziś w naszym środowisku tzw. "Projekt Filip".
A anioł Pański rzekł do Filipa, mówiąc: Wstań i idź na południe drogą, która prowadzi z Jerozolimy do Gazy. Jest to droga pustynna. I powstawszy, poszedł. A oto Etiopczyk, eunuch, dostojnik królowej etiopskiej Kandaki, który zarządzał jej wszystkimi skarbami, a przyszedł do Jerozolimy, aby się modlić, powracał, a siedząc na swoim wozie, czytał proroka Izajasza. I rzekł Duch Filipowi: Podejdź i przyłącz się do tego wozu. A gdy Filip podbiegł, usłyszał, jak tamten czytał proroka Izajasza, i rzekł: Czy rozumiesz to, co czytasz? Ten zaś powiedział: Jakżebym mógł, jeśli mnie nikt nie pouczył? I poprosił Filipa, aby wsiadł i zajął przy nim miejsce. A ustęp Pisma, który czytał, był ten: Jak owca na rzeź był prowadzony I jak baranek milczący wobec tego, który go strzyże, Tak nie otwiera ust swoich; W poniżeniu jego wyjęty został spod prawa, O jego rodzie któż opowie? Bo życie jego z ziemi zgładzone zostaje. Wtedy eunuch odezwał się do Filipa i rzekł: Proszę cię, o kim to prorok mówi? O sobie samym, czy też o kim innym? A Filip otworzył swoje usta i zwiastował mu dobrą nowinę o Jezusie, począwszy od tego ustępu Pisma [Dz 8,26-35].
Jestem przekonany w Panu, że podstawową kwalifikacją uczniów Jezusa, uzdalniającą nas dzielenia się ewangelią, jest chrzest w Duchu Świętym. Napełnieni Duchem chrześcijanie nie wstydzą się mówić o Jezusie, nie lękają się odrzucenia, a przede wszystkim wiedzą co, kiedy, jak i gdzie mają mówić. Gdy inni działają w oparciu o ludzki instruktaż, osoby chodzące w Duchu Świętym - Jak biblijny Filip - mają to kierownictwo bezpośrednio od Boga.
Chrzest w Duchu Świętym nie wyłącza w nas jednak zainteresowania tematyką ewngelizacji od strony praktycznej. Chętnie korzystamy z doświadczeń innych świadków Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Tak właśnie traktujemy dzisiejsze szkolenie. Jak nawiązywać i utrzymywać relacje? Jak zaprosić przyjaciela do wspólnego rozważania ewangeli? Jak przejrzyście skladać świadoectwo o Jezusie? Czego unikać podczas rozmów z ludźmi? Jak po raz pierwszy zaprosić na nabożeństwo?
Nad tym będziemy się dziś po południu zastanawiać. Zapraszam!
A anioł Pański rzekł do Filipa, mówiąc: Wstań i idź na południe drogą, która prowadzi z Jerozolimy do Gazy. Jest to droga pustynna. I powstawszy, poszedł. A oto Etiopczyk, eunuch, dostojnik królowej etiopskiej Kandaki, który zarządzał jej wszystkimi skarbami, a przyszedł do Jerozolimy, aby się modlić, powracał, a siedząc na swoim wozie, czytał proroka Izajasza. I rzekł Duch Filipowi: Podejdź i przyłącz się do tego wozu. A gdy Filip podbiegł, usłyszał, jak tamten czytał proroka Izajasza, i rzekł: Czy rozumiesz to, co czytasz? Ten zaś powiedział: Jakżebym mógł, jeśli mnie nikt nie pouczył? I poprosił Filipa, aby wsiadł i zajął przy nim miejsce. A ustęp Pisma, który czytał, był ten: Jak owca na rzeź był prowadzony I jak baranek milczący wobec tego, który go strzyże, Tak nie otwiera ust swoich; W poniżeniu jego wyjęty został spod prawa, O jego rodzie któż opowie? Bo życie jego z ziemi zgładzone zostaje. Wtedy eunuch odezwał się do Filipa i rzekł: Proszę cię, o kim to prorok mówi? O sobie samym, czy też o kim innym? A Filip otworzył swoje usta i zwiastował mu dobrą nowinę o Jezusie, począwszy od tego ustępu Pisma [Dz 8,26-35].
Jestem przekonany w Panu, że podstawową kwalifikacją uczniów Jezusa, uzdalniającą nas dzielenia się ewangelią, jest chrzest w Duchu Świętym. Napełnieni Duchem chrześcijanie nie wstydzą się mówić o Jezusie, nie lękają się odrzucenia, a przede wszystkim wiedzą co, kiedy, jak i gdzie mają mówić. Gdy inni działają w oparciu o ludzki instruktaż, osoby chodzące w Duchu Świętym - Jak biblijny Filip - mają to kierownictwo bezpośrednio od Boga.
Chrzest w Duchu Świętym nie wyłącza w nas jednak zainteresowania tematyką ewngelizacji od strony praktycznej. Chętnie korzystamy z doświadczeń innych świadków Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Tak właśnie traktujemy dzisiejsze szkolenie. Jak nawiązywać i utrzymywać relacje? Jak zaprosić przyjaciela do wspólnego rozważania ewangeli? Jak przejrzyście skladać świadoectwo o Jezusie? Czego unikać podczas rozmów z ludźmi? Jak po raz pierwszy zaprosić na nabożeństwo?
Nad tym będziemy się dziś po południu zastanawiać. Zapraszam!
17 października, 2012
Komu przynosi to ujmę?
Chciałoby się, żeby to był tylko jakiś absurdalny sen, ale - niestety - coś takiego działo się naprawdę. Wczoraj wieczorem na stadionie narodowym w Warszawie pół świata na żywo przypatrywało się czemuś, co nie było warte pokazywania. Przez parę godzin wszyscy patrzyli, jak przez otwarty dach stadionu leje się woda na boisko, po to by w końcu dowiedzieć się, że mecz Polska - Anglia, właśnie z powodu tej wody, zostaje przełożony na dzień następny.
Totalny obciach. Nie zamknięto wcześniej dachu, chociaż było wiadomo, że w czasie meczu będzie padać. Projektant stadionu twierdzi, że można było go zamknąć w czasie ulewy, a obsługa stadionu uważa, że to byłoby niebezpieczne. Podłoże murawy powinno być o wiele grubsze, lecz na ten mecz położono warstwę tak cienką, że nie mogła ona wchłonąć opadu. Kilkadziesiąt tysięcy kibiców zebranych na stadionie nie otrzymało żadnych rzeczowych informacji.
Ktoś nie potrafił przewidzieć prostego scenariusza i nie podjął w porę właściwych decyzji. Potem ktoś podjął decyzję niewłaściwą. Ktoś następny zaczął się wypowiadać, chociaż niewiele miał do powiedzenia. Kogo ta niekompetencja kompromituje? Nie jakiegoś tam pojedynczego człowieka, którego nazwiska być może nawet nie poznamy. W świat poszedł zły sygnał o Polsce i ogólnie o Polakach.
Zostawmy stadion narodowy i pomyślmy o czymś ważniejszym. Jako chrześcijanie budujemy wizerunek Królestwa Bożego. Niech życie wasze będzie godne ewangelii Chrystusowej [Flp 1,27]. Biblia zobowiązuje nas do życia odpowiedzialnego i kompetentnego. Albowiem nikt z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera; bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana umieramy [Rz 14,7-8].
Dlatego wierzący pracownicy powinni tak pracować, aby we wszystkim byli ozdobą nauki Zbawiciela naszego, Boga [Tt 10]. Starsze chrześcijanki niech pouczają młodsze kobiety, żeby miłowały swoich mężów i dzieci, żeby były wstrzemięźliwe, czyste, gospodarne, dobre, mężom swoim uległe, aby Słowu Bożemu ujmy nie przynoszono [Tt 2,4-5].
Trzeba nam pamiętać, że poprzez złe zachowanie psujemy opinię naszemu Panu i tworzymy fałszywy obraz całego chrześcijaństwa. Albowiem z waszej winy, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu [Rz 2,24]. Dzieje się tak, na przykład, gdy w środowisku chrześcijańskim przyzwala się na dominację bogatego nad biednym i nie piętnuje się wyniosłości bogaczy. Czy to nie oni zniesławiają zacne dobre imię, które zostało nad wami wezwane? [Jk 2,7].
Wczorajszy incydent z meczem Polska - Anglia uczy mnie czegoś ważnego w odniesieniu do lokalnej wspólnoty kościelnej. Bóg przyznaje się do chrześcijańskiego zboru i chce poprzez zbór objawiać samego Siebie. Zły sygnał o Królestwie Bożym wysyła więc w świat taka wspólnota, w której gołym okiem widać niekompetencję, bylejakość, chaos organizacyjny, gadanie od rzeczy i ogólne bezkrólewie. Bóg nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju [1Ko 14,33].
Kto się ciągle spóźnia, zapomina, bagatelizuje, łamie normy Słowa Bożego, ten przynosi wstyd całemu zborowi i Kościołowi Jezusa Chrystusa. Nie wszyscy chcą o tym pamiętać, ale od przywódców zboru Pan Kościoła wymaga szczególnej troski o dobrą opinię zboru. Masz wiedzieć, jak należy postępować w domu Bożym, który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podwaliną prawdy [1Tm 3,15]. Wszystkich zaś Biblia wzywa: abyście prowadzili życie godne Boga, który was powołuje do swego Królestwa i chwały [1Ts 2,12].
Jak osoby zaszczycone prawem do obsługiwania stadionu narodowego winny zdawać sobie sprawę z tego, że mogą swemu narodowi przynieść chwałę lub kompromitację, tak też ten, kto otrzymał wysokie stanowisko i prawo występowania w sprawie wiary, która jest w Chrystusie Jezusie [1Tm 3,13] nie może być dyletantem. Przecież nasz Zbawiciel godzien jest chwały i czci!
Totalny obciach. Nie zamknięto wcześniej dachu, chociaż było wiadomo, że w czasie meczu będzie padać. Projektant stadionu twierdzi, że można było go zamknąć w czasie ulewy, a obsługa stadionu uważa, że to byłoby niebezpieczne. Podłoże murawy powinno być o wiele grubsze, lecz na ten mecz położono warstwę tak cienką, że nie mogła ona wchłonąć opadu. Kilkadziesiąt tysięcy kibiców zebranych na stadionie nie otrzymało żadnych rzeczowych informacji.
Ktoś nie potrafił przewidzieć prostego scenariusza i nie podjął w porę właściwych decyzji. Potem ktoś podjął decyzję niewłaściwą. Ktoś następny zaczął się wypowiadać, chociaż niewiele miał do powiedzenia. Kogo ta niekompetencja kompromituje? Nie jakiegoś tam pojedynczego człowieka, którego nazwiska być może nawet nie poznamy. W świat poszedł zły sygnał o Polsce i ogólnie o Polakach.
Zostawmy stadion narodowy i pomyślmy o czymś ważniejszym. Jako chrześcijanie budujemy wizerunek Królestwa Bożego. Niech życie wasze będzie godne ewangelii Chrystusowej [Flp 1,27]. Biblia zobowiązuje nas do życia odpowiedzialnego i kompetentnego. Albowiem nikt z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera; bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana umieramy [Rz 14,7-8].
Dlatego wierzący pracownicy powinni tak pracować, aby we wszystkim byli ozdobą nauki Zbawiciela naszego, Boga [Tt 10]. Starsze chrześcijanki niech pouczają młodsze kobiety, żeby miłowały swoich mężów i dzieci, żeby były wstrzemięźliwe, czyste, gospodarne, dobre, mężom swoim uległe, aby Słowu Bożemu ujmy nie przynoszono [Tt 2,4-5].
Trzeba nam pamiętać, że poprzez złe zachowanie psujemy opinię naszemu Panu i tworzymy fałszywy obraz całego chrześcijaństwa. Albowiem z waszej winy, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu [Rz 2,24]. Dzieje się tak, na przykład, gdy w środowisku chrześcijańskim przyzwala się na dominację bogatego nad biednym i nie piętnuje się wyniosłości bogaczy. Czy to nie oni zniesławiają zacne dobre imię, które zostało nad wami wezwane? [Jk 2,7].
Wczorajszy incydent z meczem Polska - Anglia uczy mnie czegoś ważnego w odniesieniu do lokalnej wspólnoty kościelnej. Bóg przyznaje się do chrześcijańskiego zboru i chce poprzez zbór objawiać samego Siebie. Zły sygnał o Królestwie Bożym wysyła więc w świat taka wspólnota, w której gołym okiem widać niekompetencję, bylejakość, chaos organizacyjny, gadanie od rzeczy i ogólne bezkrólewie. Bóg nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju [1Ko 14,33].
Kto się ciągle spóźnia, zapomina, bagatelizuje, łamie normy Słowa Bożego, ten przynosi wstyd całemu zborowi i Kościołowi Jezusa Chrystusa. Nie wszyscy chcą o tym pamiętać, ale od przywódców zboru Pan Kościoła wymaga szczególnej troski o dobrą opinię zboru. Masz wiedzieć, jak należy postępować w domu Bożym, który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podwaliną prawdy [1Tm 3,15]. Wszystkich zaś Biblia wzywa: abyście prowadzili życie godne Boga, który was powołuje do swego Królestwa i chwały [1Ts 2,12].
Jak osoby zaszczycone prawem do obsługiwania stadionu narodowego winny zdawać sobie sprawę z tego, że mogą swemu narodowi przynieść chwałę lub kompromitację, tak też ten, kto otrzymał wysokie stanowisko i prawo występowania w sprawie wiary, która jest w Chrystusie Jezusie [1Tm 3,13] nie może być dyletantem. Przecież nasz Zbawiciel godzien jest chwały i czci!
15 października, 2012
Wzniośle o małości
Stało się i udało! Wczoraj wieczorem byliśmy świadkami niezwykłego wyczynu. Znany skoczek, Felix Baumgartner, wzbił się balonem na wysokość ponad 39 kilometrów, a potem wyskoczył z kapsuły. Swobodnie spadając na ziemię przez ponad cztery minuty, pędził przekraczając barierę dźwięku z oszałamiającą prędkością, w pewnym momencie sięgającą aż 1342 km/h. Następnie otwierając spadochron wyhamował i stanął na ziemi.
Jestem pod wrażeniem. Ten facet ma odwagę! Ma też po swoim wyczynie niezwykłą refleksję. Wiem, że czasem musisz wznieść się naprawdę wysoko, by zdać sobie sprawę, jak niewielki jesteś - powiedział po wylądowaniu.
Dość często zdarza się nam myśleć o sobie wysoko. Wydaje się nam, że wiemy lepiej i więcej możemy. Łatwo przychodzi nam patrzeć na innych z góry. Nawet chrześcijanie mają tę przypadłość, skoro Słowo Boże wzywa: Powiadam bowiem każdemu spośród was, mocą danej mi łaski, by nie rozumiał o sobie więcej, niż należy rozumieć, lecz by rozumiał z umiarem stosownie do wiary, jakiej Bóg każdemu udzielił [Rz 12,3].
Z poziomu ziemi nie widzimy siebie, jak należy. Niektórym chrześcijanom Słowo Boże uświadamia to wprost: Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły [Obj 3,17]. Stojąc na trawniku, wydajemy się być wielcy, bo przecież mocno wystajemy nad trawę. Gdy stajemy w obliczu Boga, natychmiast przestajemy się pysznić.
Nie trzeba, jak Baumgartner, wzbijać się 39 km nad ziemię, by zobaczyć swą znikomość. Tak samo wysoko zabiera nas Biblia. A teraz wy, którzy mówicie: Dziś albo jutro pójdziemy do tego lub owego miasta, zatrzymamy się tam przez jeden rok i będziemy handlowali i ciągnęli zyski, wy, którzy nie wiecie, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, która ukazuje się na krótko, a potem znika. Zamiast tego, winniście mówić: Jeżeli Pan zechce, będziemy żyli i zrobimy to lub owo [Jk 4,13-15].
Od lat czytam Biblię, więc mam w sercu tę wzniosłą refleksję o mojej małości. I cieszę się, że chociaż tak bardzo kruche jest moje życie, to jednak jest ono w rękach Bożych i od Boga zależne!
Jestem pod wrażeniem. Ten facet ma odwagę! Ma też po swoim wyczynie niezwykłą refleksję. Wiem, że czasem musisz wznieść się naprawdę wysoko, by zdać sobie sprawę, jak niewielki jesteś - powiedział po wylądowaniu.
Dość często zdarza się nam myśleć o sobie wysoko. Wydaje się nam, że wiemy lepiej i więcej możemy. Łatwo przychodzi nam patrzeć na innych z góry. Nawet chrześcijanie mają tę przypadłość, skoro Słowo Boże wzywa: Powiadam bowiem każdemu spośród was, mocą danej mi łaski, by nie rozumiał o sobie więcej, niż należy rozumieć, lecz by rozumiał z umiarem stosownie do wiary, jakiej Bóg każdemu udzielił [Rz 12,3].
Z poziomu ziemi nie widzimy siebie, jak należy. Niektórym chrześcijanom Słowo Boże uświadamia to wprost: Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły [Obj 3,17]. Stojąc na trawniku, wydajemy się być wielcy, bo przecież mocno wystajemy nad trawę. Gdy stajemy w obliczu Boga, natychmiast przestajemy się pysznić.
Nie trzeba, jak Baumgartner, wzbijać się 39 km nad ziemię, by zobaczyć swą znikomość. Tak samo wysoko zabiera nas Biblia. A teraz wy, którzy mówicie: Dziś albo jutro pójdziemy do tego lub owego miasta, zatrzymamy się tam przez jeden rok i będziemy handlowali i ciągnęli zyski, wy, którzy nie wiecie, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, która ukazuje się na krótko, a potem znika. Zamiast tego, winniście mówić: Jeżeli Pan zechce, będziemy żyli i zrobimy to lub owo [Jk 4,13-15].
Od lat czytam Biblię, więc mam w sercu tę wzniosłą refleksję o mojej małości. I cieszę się, że chociaż tak bardzo kruche jest moje życie, to jednak jest ono w rękach Bożych i od Boga zależne!
14 października, 2012
A gdyby dzisiejszego dnia nie było...
Czterysta trzydzieści lat temu, w 1582 roku w Polsce, 14 października nie było. Stało się tak ze względu na reformę kalendarza gregoriańskiego. Po trzynastym października był od razu piętnasty dzień tego miesiąca.
A gdyby dzisiaj w kalendarzu zabrakło nam czternastego października? Ileż dobrego nie miałoby miejsca? Tysiące zakochanych nie wyznałoby miłości. Nie padłyby oczekiwane słowa przeprosin. Zabrakłoby wielu aktów przebaczenia i pojednania. Ja nie głosiłbym dziś Słowa Bożego w Jastrzębiu Zdroju. Tysiące ludzi na całym świecie nie pojednałoby się z Bogiem...
Z drugiej strony, gdyby nie było dzisiejszego dnia, nie doszłoby do wielu wypadków drogowych. Nie padłoby wielu przykrych słów. Uniknęlibyśmy tysięcy aktów nienawiści. Tysiące niegotowych na to ludzi nie stanęłoby nagle przed Bogiem na sąd.
Każdy dzień czymś owocuje. Każdy niesie ze sobą wspaniałe owoce, ale też skutkuje czymś przykrym. Ponieważ mam swoje kolejne dzisiaj, to znaczy, że otrzymalem od Boga prawo dodania jeszcze jednego dobrego dnia do mojego życiorysu. Biblia mówi: Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy posiedli mądre serce! [Ps 90,12].
Dziękuję Bogu, że mamy dziś czternasty dzień października. Pragnę go przeżyć godnie. Pragnę dziś czynić to, co miłe w oczach Bożych i chociaż troszeczkę przyczynić się dziś do oddawania Bogu chwały.
A gdyby dzisiaj w kalendarzu zabrakło nam czternastego października? Ileż dobrego nie miałoby miejsca? Tysiące zakochanych nie wyznałoby miłości. Nie padłyby oczekiwane słowa przeprosin. Zabrakłoby wielu aktów przebaczenia i pojednania. Ja nie głosiłbym dziś Słowa Bożego w Jastrzębiu Zdroju. Tysiące ludzi na całym świecie nie pojednałoby się z Bogiem...
Z drugiej strony, gdyby nie było dzisiejszego dnia, nie doszłoby do wielu wypadków drogowych. Nie padłoby wielu przykrych słów. Uniknęlibyśmy tysięcy aktów nienawiści. Tysiące niegotowych na to ludzi nie stanęłoby nagle przed Bogiem na sąd.
Każdy dzień czymś owocuje. Każdy niesie ze sobą wspaniałe owoce, ale też skutkuje czymś przykrym. Ponieważ mam swoje kolejne dzisiaj, to znaczy, że otrzymalem od Boga prawo dodania jeszcze jednego dobrego dnia do mojego życiorysu. Biblia mówi: Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy posiedli mądre serce! [Ps 90,12].
Dziękuję Bogu, że mamy dziś czternasty dzień października. Pragnę go przeżyć godnie. Pragnę dziś czynić to, co miłe w oczach Bożych i chociaż troszeczkę przyczynić się dziś do oddawania Bogu chwały.
13 października, 2012
Bez rozżalenia spojrzeć prawdzie w oczy
Co jakiś czas, powiedziałbym - stanowczo za często, dowiadujemy się o skazujących wyrokach sądowych, które po latach okazują się być sędziowską pomyłką. Tej jesieni o takich wpadkach jakoś szczególnie głośno. A to właściciel ośrodka w Turawie niesłusznie przetrzymywany w areszcie przez 27 miesięcy. A to czterdziestoparoletni mężczyzna z Gdyni więziony niesłusznie przez 12 lat. A to znani przestępcy uniewinnieni przez sąd wychodzą na wolność...
Słowa te piszę w rocznicę ponurej "pomyłki" sądu we Francji, zapisanej w historii jako "proces Jana Calasa". Wszystko zaczęło się od tego, że 13 października 1761 roku w Tuluzie powiesił się młody człowiek, Marek, syn protestanckiego kupca, Jana Calasa. Rodzina nieszczęśnika, chcąc zapewnić mu chrześcijański pogrzeb, zatarła ślady samobójstwa. Rozpoczęło się więc śledztwo w poszukiwaniu zabójcy.
Protestanci w ówczesnej Francji byli z mocy prawa dyskryminowani. Ktoś puścił plotkę, że Marek chciał się nawrócić na katolicyzm, a jego rodzina była temu przeciwna. Władze natychmiast skierowały dochodzenie na ten tor, podejrzewając Jana Calasa o zamordowanie "przyszłego odstępcy" z pobudek religijnych. Histeryczna nagonka mieszkańców katolickiej Tuluzy podsycana przez miejscowy zakon dominikanów zakończyła się potwornie niesprawiedliwym werdyktem.
Parlament Tuluzy 9 skazał Jana Calasa na śmierć, bez udowodnienia mu winy. Zgodnie z prawem Calas najpierw był łamany kołem i duszony, a potem spalony żywcem na stosie. Biedak w trakcie męczarni cały czas wołał, że jest niewinny. Dopiero parę lat później, w 1765 roku, został uznany za niewinnego i pośmiertnie rehabilitowany, a król w ramach odszkodowania przyznał rodzinie Calas wysoką rentę.
Jak widać, od zawsze mamy na świecie ogromne trudności i niepowodzenia w dochodzeniu do prawdy i wydawaniu sprawiedliwych wyroków. Ułomność wymiaru sprawiedliwości bierze się głównie z tego, że sędziowie, choć obdarowani ogromnym zaufaniem społecznym, wkładają spodnie, jak każdy inny człowiek. Przekonania polityczne, przynależność religijna, osobiste zamiłowania i towarzystwo, w którym się obracają - to wszystko nie daje się zupełnie oddzielić od ich sędziowskiej roli. Nie tylko nie potrafią być zupełnie obiektywni, ale podlegają też, niestety, wpływom zewnętrznym.
To dlatego sędziowie w Izraelu otrzymali instrukcję: Nie bądźcie stronniczy w sądzie, wysłuchujcie jednakowo małego i wielkiego, nie lękajcie się nikogo, gdyż sąd należy do Boga [5Mo 1,17]. By tak się działo, potrzebne jest serce odrodzone przez Boga, posłuszne Słowu Bożemu i żyjące w bojaźni Bożej. Niestety, niewielu mamy dziś takich sędziów na świecie. Biblia zapowiada, że dopiero w przyszłości nastąpi oczyszczenie sądownictwa od tych, którzy słowem przywodzą ludzi do grzechu, zastawiają pułapkę na rozjemcę w sądzie, a tego, który ma słuszność, odprawiają z niczym [Iz 29,21].
Narazie gołym okiem widać, jak jeden na drugiego sieć zastawia. Do złego mają zgrabne dłonie: Urzędnik żąda daru, a sędzia jest przekupny; dostojnik rozstrzyga dowolnie - prawo zaś naginają [Mi 7,2-3]. Chrześcijańska Polska łudząco zdaje się być podobna do ludu Bożego Starego Przymierza.
Jan Calas w osiemnastowiecznej Francji. Dziesiątki osób niewinnie skazanych w dwudziestym pierwszym wieku w Polsce. Tysiące chybionych lub stronniczych wyroków na całym świecie. Powszechność dyskryminowania mniejszości przez większość. Czy Bóg tego nie widzi? Jak najbardziej widzi i - póki co - dopuszcza, by ludzie ludziom gotowali taki los. Pozwala nawet na to, by Jego dzieci cierpieli niesprawiedliwość na tej ziemi.
To jest dla prawdziwego chrześcijanina poważna próba wiary: Prowadzić nienaganne życie, dbać o prawo i sprawiedliwość, a być postrzegany w świecie jako sekciarz i społeczny wyrzutek, któremu sprawiedliwe traktowanie się nie należy. To nie jest miłe doznanie. Taka jednak jest prawda o losie człowieka wierzącego na świecie. Nieważne, że obiektywne argumenty przemawiają na jego korzyść. Mało kogo to obchodzi. Jest spoza układu, więc niech się buja i tyle.
Chrześcijaninie, czy stać cię na to, by taki los przyjąć z godnością syna Bożego? Pomyśl o Tym, który od grzeszników zniósł tak wielkie sprzeciwy wobec siebie [Hbr 12,3] abyś nie tylko potrafił zachować pogodę ducha, ale był wręcz dumny z tego, co cię tu spotyka.
Odtąd niech mi nikt przykrości nie sprawia; albowiem ja stygmaty Jezusowe noszę na ciele moim [Ga 6,17].
Słowa te piszę w rocznicę ponurej "pomyłki" sądu we Francji, zapisanej w historii jako "proces Jana Calasa". Wszystko zaczęło się od tego, że 13 października 1761 roku w Tuluzie powiesił się młody człowiek, Marek, syn protestanckiego kupca, Jana Calasa. Rodzina nieszczęśnika, chcąc zapewnić mu chrześcijański pogrzeb, zatarła ślady samobójstwa. Rozpoczęło się więc śledztwo w poszukiwaniu zabójcy.
Protestanci w ówczesnej Francji byli z mocy prawa dyskryminowani. Ktoś puścił plotkę, że Marek chciał się nawrócić na katolicyzm, a jego rodzina była temu przeciwna. Władze natychmiast skierowały dochodzenie na ten tor, podejrzewając Jana Calasa o zamordowanie "przyszłego odstępcy" z pobudek religijnych. Histeryczna nagonka mieszkańców katolickiej Tuluzy podsycana przez miejscowy zakon dominikanów zakończyła się potwornie niesprawiedliwym werdyktem.
Parlament Tuluzy 9 skazał Jana Calasa na śmierć, bez udowodnienia mu winy. Zgodnie z prawem Calas najpierw był łamany kołem i duszony, a potem spalony żywcem na stosie. Biedak w trakcie męczarni cały czas wołał, że jest niewinny. Dopiero parę lat później, w 1765 roku, został uznany za niewinnego i pośmiertnie rehabilitowany, a król w ramach odszkodowania przyznał rodzinie Calas wysoką rentę.
Jak widać, od zawsze mamy na świecie ogromne trudności i niepowodzenia w dochodzeniu do prawdy i wydawaniu sprawiedliwych wyroków. Ułomność wymiaru sprawiedliwości bierze się głównie z tego, że sędziowie, choć obdarowani ogromnym zaufaniem społecznym, wkładają spodnie, jak każdy inny człowiek. Przekonania polityczne, przynależność religijna, osobiste zamiłowania i towarzystwo, w którym się obracają - to wszystko nie daje się zupełnie oddzielić od ich sędziowskiej roli. Nie tylko nie potrafią być zupełnie obiektywni, ale podlegają też, niestety, wpływom zewnętrznym.
To dlatego sędziowie w Izraelu otrzymali instrukcję: Nie bądźcie stronniczy w sądzie, wysłuchujcie jednakowo małego i wielkiego, nie lękajcie się nikogo, gdyż sąd należy do Boga [5Mo 1,17]. By tak się działo, potrzebne jest serce odrodzone przez Boga, posłuszne Słowu Bożemu i żyjące w bojaźni Bożej. Niestety, niewielu mamy dziś takich sędziów na świecie. Biblia zapowiada, że dopiero w przyszłości nastąpi oczyszczenie sądownictwa od tych, którzy słowem przywodzą ludzi do grzechu, zastawiają pułapkę na rozjemcę w sądzie, a tego, który ma słuszność, odprawiają z niczym [Iz 29,21].
Narazie gołym okiem widać, jak jeden na drugiego sieć zastawia. Do złego mają zgrabne dłonie: Urzędnik żąda daru, a sędzia jest przekupny; dostojnik rozstrzyga dowolnie - prawo zaś naginają [Mi 7,2-3]. Chrześcijańska Polska łudząco zdaje się być podobna do ludu Bożego Starego Przymierza.
Jan Calas w osiemnastowiecznej Francji. Dziesiątki osób niewinnie skazanych w dwudziestym pierwszym wieku w Polsce. Tysiące chybionych lub stronniczych wyroków na całym świecie. Powszechność dyskryminowania mniejszości przez większość. Czy Bóg tego nie widzi? Jak najbardziej widzi i - póki co - dopuszcza, by ludzie ludziom gotowali taki los. Pozwala nawet na to, by Jego dzieci cierpieli niesprawiedliwość na tej ziemi.
To jest dla prawdziwego chrześcijanina poważna próba wiary: Prowadzić nienaganne życie, dbać o prawo i sprawiedliwość, a być postrzegany w świecie jako sekciarz i społeczny wyrzutek, któremu sprawiedliwe traktowanie się nie należy. To nie jest miłe doznanie. Taka jednak jest prawda o losie człowieka wierzącego na świecie. Nieważne, że obiektywne argumenty przemawiają na jego korzyść. Mało kogo to obchodzi. Jest spoza układu, więc niech się buja i tyle.
Chrześcijaninie, czy stać cię na to, by taki los przyjąć z godnością syna Bożego? Pomyśl o Tym, który od grzeszników zniósł tak wielkie sprzeciwy wobec siebie [Hbr 12,3] abyś nie tylko potrafił zachować pogodę ducha, ale był wręcz dumny z tego, co cię tu spotyka.
Odtąd niech mi nikt przykrości nie sprawia; albowiem ja stygmaty Jezusowe noszę na ciele moim [Ga 6,17].
10 października, 2012
Łowcy spadków. Czy aby na pewno nie twojego?
Sędziwi rodzice, to dla wielu zagonionych dziś ludzi temat dość niewygodny. Brakuje dla nich czasu. Ale czy koniecznie trzeba się nimi zajmować? Zazwyczaj mieszkają przecież we własnym mieszkaniu, mają - skromny, bo skromny - ale stały, comiesięczny zastrzyk gotówki, cieszą się w miarę dobrym zdrowiem...
O tak! Gdyby coś nagle się im pogorszyło, to wtedy nie mielibyśmy innego wyjścia, ale póki co, chyba nie jest to konieczne, żebyśmy niemal codziennie mieli do nich dzwonić i regularnie ich odwiedzać.
Jeżeli ktoś tak myśli, to może się grubo pomylić. Na polskim rynku działają już ludzie, którzy z dużym sukcesem docierają do naszych sędziwych rodziców, oferując im pomoc. Niestety, robią to naszym kosztem. Jak to, naszym kosztem? Otóż wpatrzonym w telewizor babciom i dziadkom proponują co miesiąc trochę dodatkowego grosza w zamian za podpis, że ich dom lub mieszkanie przechodzi na własność "dobroczynnego" funduszu i po śmierci nie będzie już przedmiotem żadnych roszczeń spadkowych.
Gdy wszystko dzieje się normalnie, wówczas dobra wypracowane w życiu przez rodziców, po śmierci przechodzą w spadku na ich potomstwo. Nawet Biblia o tym wspomina, jako o sprawie oczywistej, bo nie dzieci powinny gromadzić majątek dla rodziców, ale rodzice dla dzieci [2Ko 12,14]. Coraz większej ilości osób grozi jednak utrata spodziewanego spadku.
Niechybnie któregoś dnia obudzą się w tej sprawie z ręką w nocniku, bo zaniedbani rodzice zapiszą swoją własność obcym ludziom w garniturach, którzy z ekranu telewizora nie tylko ciepło i po ludzku do nich przemawiają, ale znajdują też czas (antenowy), by regularnie pojawiać się w ich mieszkaniu. Nie mówię, że łamią w ten sposób prawo, ale z pewnością próbują w życiu naszych rodziców przechwycić nie swoje miejsce.
Nie oddawajmy walkowerem tak ważnego pola obcym ludziom. Zajmujmy się naszymi sędziwymi rodzicami, dziadkami i babciami! Przyjmijmy to sobie za punkt chrześcijańskiego honoru, że będziemy mieli dla nich czas i na całe tygodnie nie będziemy pozostawiać ich samym sobie.
Biblia wzywa do okazywania im osobistej troski przede wszystkim dlatego, że jest to miłe w oczach Bożych. Jeżeli zaś która wdowa ma dzieci lub wnuki, to niech się one najpierw nauczą żyć zbożnie z własnym domem i oddawać rodzicom, co im się należy; to bowiem podoba się Bogu [1Tm 5,4]. Posłuszeństwo Słowu Bożemu ma tu jednak również praktyczny wymiar materialny. Spadek zostaje w rodzinie.
O tak! Gdyby coś nagle się im pogorszyło, to wtedy nie mielibyśmy innego wyjścia, ale póki co, chyba nie jest to konieczne, żebyśmy niemal codziennie mieli do nich dzwonić i regularnie ich odwiedzać.
Jeżeli ktoś tak myśli, to może się grubo pomylić. Na polskim rynku działają już ludzie, którzy z dużym sukcesem docierają do naszych sędziwych rodziców, oferując im pomoc. Niestety, robią to naszym kosztem. Jak to, naszym kosztem? Otóż wpatrzonym w telewizor babciom i dziadkom proponują co miesiąc trochę dodatkowego grosza w zamian za podpis, że ich dom lub mieszkanie przechodzi na własność "dobroczynnego" funduszu i po śmierci nie będzie już przedmiotem żadnych roszczeń spadkowych.
Gdy wszystko dzieje się normalnie, wówczas dobra wypracowane w życiu przez rodziców, po śmierci przechodzą w spadku na ich potomstwo. Nawet Biblia o tym wspomina, jako o sprawie oczywistej, bo nie dzieci powinny gromadzić majątek dla rodziców, ale rodzice dla dzieci [2Ko 12,14]. Coraz większej ilości osób grozi jednak utrata spodziewanego spadku.
Niechybnie któregoś dnia obudzą się w tej sprawie z ręką w nocniku, bo zaniedbani rodzice zapiszą swoją własność obcym ludziom w garniturach, którzy z ekranu telewizora nie tylko ciepło i po ludzku do nich przemawiają, ale znajdują też czas (antenowy), by regularnie pojawiać się w ich mieszkaniu. Nie mówię, że łamią w ten sposób prawo, ale z pewnością próbują w życiu naszych rodziców przechwycić nie swoje miejsce.
Nie oddawajmy walkowerem tak ważnego pola obcym ludziom. Zajmujmy się naszymi sędziwymi rodzicami, dziadkami i babciami! Przyjmijmy to sobie za punkt chrześcijańskiego honoru, że będziemy mieli dla nich czas i na całe tygodnie nie będziemy pozostawiać ich samym sobie.
Biblia wzywa do okazywania im osobistej troski przede wszystkim dlatego, że jest to miłe w oczach Bożych. Jeżeli zaś która wdowa ma dzieci lub wnuki, to niech się one najpierw nauczą żyć zbożnie z własnym domem i oddawać rodzicom, co im się należy; to bowiem podoba się Bogu [1Tm 5,4]. Posłuszeństwo Słowu Bożemu ma tu jednak również praktyczny wymiar materialny. Spadek zostaje w rodzinie.
08 października, 2012
Aby nie ustała wiara twoja
Z początkiem bieżącego miesiąca zapoczątkowana została w Polsce nowa kampania ateistyczna. Prowadzi ją Fundacja Wolność od Religii, która, jak na ironię, zaczyna swą akcję od Lublina - miasta, gdzie mieści się chyba największa w kraju kuźnia wiary katolickiej - Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Początki kampanii, nawiasem mówiąc, wzorowanej na akcji ateistów z Europy Zachodniej, są raczej skromne. Póki co - o ile dobrze wiem - w Lublinie pojawiły się zaledwie dwa billboardy z ateistyczną treścią: Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę i Nie wierzysz w Boga? – Nie jesteś sam. Później podobno będzie ich więcej, a w listopadzie i grudniu mają dotrzeć do dziesięciu innych polskich miast.
Poważnym błędem ateistów jest brak odróżniania ludzkiej religijności od rzeczywistej wiary w Boga. Jest w tym wiele racji, że chrześcijaństwo w wydaniu religii rzymskokatolickiej i innych kościołów historycznych w oczach postronnego obserwatora nie wytrzymuje krytyki. Widoczna w tych środowiskach niespójność pobożnych haseł i deklaracji z praktyką życia, może bulwersować. O społecznym wydźwięku zachowań religijnych Biblia mówi: Albowiem z waszej winy, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu [Rz 2,24].
Jezus mocno piętnował takie wypaczanie wiary. On zaś rzekł im: Dobrze Izajasz prorokował o was, obłudnikach, jak napisano: Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie [Mk 7,6-8].
Stawianie znaku równości pomiędzy religią, a wiarą w Boga świadczy nie tylko o sporym stopniu ignorancji, ale wręcz jest krzywdzące dla ludzi prawdziwie wierzących. Ateiści popełniają ten błąd. Do jednego worka wrzucają ludzi mających żywą wiarę i ludzi religijnych, którzy na co dzień żyją zupełnie po swojemu. Jeżeli religia i wiara miałyby oznaczać jedno i to samo, to rzeczywiście ateiści mieliby rację, ale ludzka religia nie jest tożsama z biblijną wiarą.
Niemniej jednak trzeba nam brać pod uwagę to, że zachowanie wiary w tym świecie jest wielkim wyzwaniem. Nie z powodu wspomnianej kampanii ateistów. Powiedziałbym nawet, że ich akcja dla ludzi naprawdę wierzących nie stanowi żadnego zagrożenia. Niebezpieczeństwo leży gdzie indziej. Wspomniał o nim Jezus w rozmowie z Piotrem: Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił sobie, aby was przesiać jak pszenicę. Ja zaś prosiłem za tobą, aby nie ustała wiara twoja [Łk 22,31-32].
Diabelskie przesiewanie trwa. Nawet z kręgów ludzi osobiście mi znanych mógłbym podać kilka smutnych przykładów owej odsiewki. Kiedyś uwierzyli w Jezusa Chrystusa. Przez parę lat żyli w wierze, a teraz niestety już nie wierzą. Ich wiara ustała. Nie każdy, dzisiaj wierzący człowiek, będzie mógł na końcu drogi powtórzyć za apostołem Pawłem: Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem [2Tm 4,7].
Piotr miał to szczęście, że sam Syn Boży wstawił się za nim. Dzięki temu jego wiara nie ustała, chociaż - jak wiadomo - nie obyło się bez chwil zwątpienia. My też mamy to szczęście, bo Pan Jezus żyje i wszedł - jak mówi Biblia - do samego nieba, aby się wstawiać teraz za nami przed obliczem Boga [Hbr 9,24]. Ważne, żeby naprawdę narodzić się na nowo i stać się szczerym chrześcijaninem. Tylko wówczas będzie On prosić i za nas.
Bardzo liczę na wstawiennictwo Chrystusa Jezusa w sprawie mojej wiary.
01 października, 2012
Starania o Dwór Olszynka bliskie fiaska?
Jak większości moich Czytelników wiadomo, od maja bieżącego roku czynię starania o przejęcie od Gminy Gdańsk zabytkowego Dworu Olszynka w Gdańsku, w celu urządzenia w tej nieruchomości siedziby Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Problem w tym, że władze Gdańska, które we wstępnej fazie entuzjastycznie zareagowały na ten pomysł, gdy przyszło co do czego, postawiły nam warunki, na które zgodzić się nie możemy.
Krótko mówiąc, my chcemy nabyć dwór na własność, a urzędnicy gotowi są oddać go nam jedynie w użytkowanie na 50. lat i to - jak się później okazało - użytkowanie odpłatne, z zapisem o zwróceniu Gminie nieruchomości wraz z wszystkimi przez nas zainwestowanymi w nią środkami. Może to nastąpić po wygaśnieciu umowy, ale też po jej wypowiedzeniu przez Gminę, np. w sytuacji, gdy pojawi się jakiś 'dobry' nabywca. Postawienie zarzutu niedopełnienia warunków umowy użytkowania, to przecież dla chcącego nic trudnego. Zdumiewające przy tym jest to, że Gmina Gdańsk wcześniej czterokrotnie chciała sprzedać tę nieruchomość. Teraz wszakże, w naszym przypadku, jakby nie widzi innej możliwości, jak tylko oddanie Dworu Olszynka w użytkowanie.
Chcemy zająć się tym dworem, ale nie możemy tego zrobić na warunkach zaproponowanych przez Gminę. Sugerowane przez nas rozwiązanie, ażeby przy zakupie wpisać w akt notarialny, że w przypadku gdyby Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE w określonym terminie nie wykonało remontu, dwór z powrotem przejdzie na własność Miasta, co zupełnie zabezpieczałoby Gminę Gdańsk w tej sprawie, pozostaje niestety bez echa.
Warto też dodać, że przy okazji wcześniejszych naszych starań o jakiś grunt lub obiekt na siedzibę naszej wspólnoty kościelnej, postawiono nam warunek, że Gmina Gdańsk może nam sprzedać z bonifikatą tylko taką nieruchomość, która wcześniej była wystawiona na przetarg i nie było na nią żadnego chętnego. Dwór Olszyński był kilkakrotnie wystawiany na przetarg. O co więc chodzi?
Swego czasu pisałem, że Dwór Olszyński przyjąłem jako wolę Bożą dla naszej wspólnoty. Wciąż takie przekonanie noszę w sercu. Czy więc, mając taki zamiar, postąpiłem lekkomyślnie? Albo czy plany moje według ciała układam, tak iż u mnie "Tak, Tak" jest równocześnie "Nie, Nie"? [2Ko 1,17]. Czy w życiu chrześcijanina na drodze do prawidłowo rozpoznanego celu może stanąć taka przeszkoda, która zupełnie udaremni jego osiągnięcie? Chyba wreszcie zaczynam rozumieć rozterkę św. Pawła.
Równouprawnienie wyznań w wydaniu aktualnych włodarzy Gdańska od lat w moich oczach jest zwykłą fikcją. Gdyby zaś do władzy doszli ludzie spod znaku "Obudź się, Polsko!" to czy - jako niechciana przez nich mniejszość religijna - mielibyśmy szansę na otrzymanie czegokolwiek? I tak źle, i tak niedobrze.
Na szczęście Dwór Olszynka nie jest "być albo nie być" dla naszej wspólnoty. Z Bożą pomocą wciąż będziemy trwać w wierze i w posłuszeństwie Słowu Bożemu. Nie opuścimy wyznaczonego nam stanowiska. Niezmiennie nadal będziemy głosić ewangelię i w imieniu Jezusa nieść pomoc ludziom w potrzebie. Błogosławiony ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego [Łk 12,43].
Czy ulokujemy naszą działalność w Dworze Olszynka? Pokażą to już najbliższe tygodnie. Póki co wydaje się, że te starania są bliskie fiaska... Ponawiam prośbę o wsparcie w modlitwie.
Artykuły o naszej sprawie na Portalu Trójmiasto.pl , w Gazecie Wyborczej i na Portalu Moja Orunia.pl
Krótko mówiąc, my chcemy nabyć dwór na własność, a urzędnicy gotowi są oddać go nam jedynie w użytkowanie na 50. lat i to - jak się później okazało - użytkowanie odpłatne, z zapisem o zwróceniu Gminie nieruchomości wraz z wszystkimi przez nas zainwestowanymi w nią środkami. Może to nastąpić po wygaśnieciu umowy, ale też po jej wypowiedzeniu przez Gminę, np. w sytuacji, gdy pojawi się jakiś 'dobry' nabywca. Postawienie zarzutu niedopełnienia warunków umowy użytkowania, to przecież dla chcącego nic trudnego. Zdumiewające przy tym jest to, że Gmina Gdańsk wcześniej czterokrotnie chciała sprzedać tę nieruchomość. Teraz wszakże, w naszym przypadku, jakby nie widzi innej możliwości, jak tylko oddanie Dworu Olszynka w użytkowanie.
Chcemy zająć się tym dworem, ale nie możemy tego zrobić na warunkach zaproponowanych przez Gminę. Sugerowane przez nas rozwiązanie, ażeby przy zakupie wpisać w akt notarialny, że w przypadku gdyby Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE w określonym terminie nie wykonało remontu, dwór z powrotem przejdzie na własność Miasta, co zupełnie zabezpieczałoby Gminę Gdańsk w tej sprawie, pozostaje niestety bez echa.
Warto też dodać, że przy okazji wcześniejszych naszych starań o jakiś grunt lub obiekt na siedzibę naszej wspólnoty kościelnej, postawiono nam warunek, że Gmina Gdańsk może nam sprzedać z bonifikatą tylko taką nieruchomość, która wcześniej była wystawiona na przetarg i nie było na nią żadnego chętnego. Dwór Olszyński był kilkakrotnie wystawiany na przetarg. O co więc chodzi?
Swego czasu pisałem, że Dwór Olszyński przyjąłem jako wolę Bożą dla naszej wspólnoty. Wciąż takie przekonanie noszę w sercu. Czy więc, mając taki zamiar, postąpiłem lekkomyślnie? Albo czy plany moje według ciała układam, tak iż u mnie "Tak, Tak" jest równocześnie "Nie, Nie"? [2Ko 1,17]. Czy w życiu chrześcijanina na drodze do prawidłowo rozpoznanego celu może stanąć taka przeszkoda, która zupełnie udaremni jego osiągnięcie? Chyba wreszcie zaczynam rozumieć rozterkę św. Pawła.
Równouprawnienie wyznań w wydaniu aktualnych włodarzy Gdańska od lat w moich oczach jest zwykłą fikcją. Gdyby zaś do władzy doszli ludzie spod znaku "Obudź się, Polsko!" to czy - jako niechciana przez nich mniejszość religijna - mielibyśmy szansę na otrzymanie czegokolwiek? I tak źle, i tak niedobrze.
Na szczęście Dwór Olszynka nie jest "być albo nie być" dla naszej wspólnoty. Z Bożą pomocą wciąż będziemy trwać w wierze i w posłuszeństwie Słowu Bożemu. Nie opuścimy wyznaczonego nam stanowiska. Niezmiennie nadal będziemy głosić ewangelię i w imieniu Jezusa nieść pomoc ludziom w potrzebie. Błogosławiony ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego [Łk 12,43].
Czy ulokujemy naszą działalność w Dworze Olszynka? Pokażą to już najbliższe tygodnie. Póki co wydaje się, że te starania są bliskie fiaska... Ponawiam prośbę o wsparcie w modlitwie.
Artykuły o naszej sprawie na Portalu Trójmiasto.pl , w Gazecie Wyborczej i na Portalu Moja Orunia.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)