Dlaczego obchodzony od ośmiu lat Międzynarodowy Dzień Tłumacza został ustalony przez Międzynarodową Federację Tłumaczy na trzydziesty dzień września? Ponieważ w kalendarzu chrześcijańskim jest to dzień wspomnienia św. Hieronima, wielkiego tłumacza Biblii. W latach 382-406 dokonał on przekładu ksiąg Pisma Świętego z języków oryginalnych, czyli hebrajskiego i greki, na łacinę. Przekład ten nosi nazwę Wulgata, a Hieronim jest uznawany za patrona wszystkich tłumaczy.
Międzynarodowy Dzień Tłumacza jest po to, aby zwrócić uwagę na ten zawód i podkreślić jego znaczenie. Ileż wspaniałych dzieł literackich pozostałoby niedostępnych dla ludzi spoza kręgów języka oryginału, jakże ograniczone byłyby kontakty międzyludzkie i o ileż bardziej skąpa byłaby wymiana myśli naukowej itd., gdyby nie było tłumaczy. Ich obecność, to naprawdę wielkie dobrodziejstwo.
Rolą tłumacza nie jest interpretacja wypowiadanych lub spisanych słów. On ma skupić się na tym, by maksymalnie uchwycić i wiernie oddać myśl autora. Tylko wówczas odbiorcy przekładu mają szansę na to, by samodzielnie i właściwie zinterpretować udostępnione im w ich języku dzieło.
Sięgając po Biblię mam świadomość, że czytam przekład, a nie oryginał. Tym bardziej pochylam się więc dziś nad trudem tłumaczy Pisma Świętego. Dzięki Bogu za tych ludzi, którzy z najwyższym respektem i oddaniem pracowali całymi latami, abym mógł czytać natchniony tekst w moim ojczystym języku.
Jednakże nie każdy przekład Pisma Świętego jest spolegliwy. Byli i są tacy tłumacze, którzy z racji osobistych poglądów lub za namową swoich zleceniodawców, ośmielili się odejść od zasady nienaruszalności Pisma. W rezultacie mamy dziś takie wydania Biblii, którym ufać nie można. Mam tu na myśli rozmaite wolne przekłady typu Living Bible, gdzie liczy się nie tyle wierność oryginałowi, co bardziej przystępność tekstu dla współczesnego czytelnika. Czasem niestety polega to też na świadomym naprowadzaniu czytelnika Biblii na tory myślenia bliskie autorom przekładu. Tak jest np. z przekładem Nowego Świata Świadków Jehowy czy też ze slangowym przekładem Nowego Testamentu, dokonanym w środowiskach hip–hopowych.
Kto zabiera się za udostępnianie Pisma Świętego innym ludziom, powinien wziąć pod uwagę następującą kwestię: Przede wszystkim to wiedzcie, że wszelkie proroctwo Pisma nie podlega dowolnemu wykładowi. Albowiem proroctwo nie przychodziło nigdy z woli ludzkiej, lecz wypowiadali je ludzie Boży, natchnieni Duchem Świętym [2Pt 1,20–21]. Na Biblii nie wolno eksperymentować. Trzeba ją maksymalnie wiernie tłumaczyć i objaśniać.
Co do mnie, to świadczę każdemu, który słucha słów proroctwa tej księgi: Jeżeli ktoś dołoży coś do nich, dołoży mu Bóg plag opisanych w tej księdze; a jeżeli ktoś ujmie coś ze słów tej księgi proroctwa, ujmie Bóg z działu jego z drzewa żywota i ze świętego miasta, opisanych w tej księdze [Obj 22,18–19]. Bogobojni tłumacze takich słów nie przeoczają, ale czy wszyscy jednakowo boją się Boga?
Nie znam hebrajskiego i greki. Jestem więc zdany na tłumaczy i ich przekłady Pisma Świętego. Czy mogę im w pełni zaufać? Chociaż znakomitej większości z nich nie posądzam o jakąkolwiek złą wolę, to jednak muszę pamiętać o tym, że nie ma ludzi nieomylnych. Aby uniknąć więc błędnego zrozumienia świętego tekstu, sięgam po rozmaite tłumaczenia Biblii i modlę się o ich należyte, duchowe zrozumienie. To jest moje zabezpieczenie.
Wracając do idei Międzynarodowego Dnia Tłumacza, chcę przede wszystkim oddać honory Słowu Bożemu. To ono bowiem stało się kiedyś, na początku, obiektem pracy translatorskiej św. Hieronima. Ono też na przestrzeni wieków inspirowało pisarzy i artystów, owocując tysiącami wspaniałych dzieł, wartych tłumaczenia na różne języki. Czyż więc to nie dzięki Biblii tysiące tłumaczy ma dziś tak ciekawą pracę i środki do życia?
Na początku było Słowo [Jn 1,1] i ono zostanie na zawsze, bo Pan powiedział: Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą [Mt 24,35]. Obym był wiernym sługą tego Słowa.