Wielu ludzi traci wiarę w Boga. Zjawisko na tyle się nasila,
że zaczynam już rozumieć zagadkowe niegdyś dla mnie słowa Jezusa:
Tylko czy
Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? [Łk 18,8]. Podłoże
tych rozterek może być różne, ale myślę, że jest nim również rozczarowanie
biorące się z jednostronnego pojmowania chrześcijaństwa. Polega ono na tym, że Bóg
i Kościół mają spełniać oczekiwania człowieka. Gdy tego nie robią, stają się
niepotrzebne. Ponieważ Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy w sposób, w jaki
byśmy sobie życzyli, to czy warto nadal się modlić? Skoro
kilka tabletek
- jak powiedziała mi pewna kobieta -
dało mi więcej, niż cztery lata
modlitwy, to czy jest sens nadal wierzyć w Boga?
Zacznijmy od tego, że przychodzenie do Boga z oczekiwaniem
nie mającym dostatecznych podstaw w Piśmie Świętym musi skończyć się
rozczarowaniem. Wielu nawracającym się ludziom powiedziano, że zapraszając
Jezusa do serca, dostąpią tym samym rozwiązania swoich problemów, a ich życie
stanie się pasmem rozmaitych sukcesów. Dzięki temu, że w Chrystusie staną się
dziećmi Bożymi, niebiański Ojciec będzie ich darzyć zdrowiem, dostatkiem i
pomyślnością. Z takim pojmowaniem chrześcijańskiej drogi nikt na dłuższą metę
na niej nie wytrwa. Bóg nikogo na tym świecie nie pociąga do Jezusa Chrystusa w
takim celu, aby ułatwiać mu życie i zasypywać go błogosławieństwami. Nie taki ma
być powód, dla którego stajemy się chrześcijanami.
Jedynym - całkowicie zamocowanym w Biblii - powodem
pojednania się z Bogiem przez wiarę w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa i naszego
oddania się Bogu, jest pragnienie poświęcenia reszty życia pełnieniu woli Bożej
i chęć służenia chwale Bożej. I to w każdych warunkach. Zarówno w dniach
dobrych jak i w złych nastawiam się na to, że - jak pisał św. Paweł - uwielbiony będzie Chrystus w
ciele moim, czy to przez życie, czy przez śmierć [Flp 1,20]. Cokolwiek
innego przyciągnie nas do Boga, wcześniej czy później skończy się niedosytem,
rozczarowaniem i zapotrzebowaniem na nowe bodźce. Uzdrowiony będzie spodziewał
się nowego cudu. Pocieszony będzie nastawiony na kolejną pociechę. Rozradowany
będzie wyglądał nowego powodu do radości. Wsparty materialnie będzie chciał,
żeby wciąż na nowo go wspierać. Uniesiony duchowo będzie żądny nowych uniesień.
Ludziom przychodzącym z powodu tego, że z ręki Jezusa
najedli się chleba, Pan powiedział: Zabiegajcie nie o pokarm, który ginie,
ale o pokarm, który trwa, o pokarm żywota wiecznego, który wam da Syn
Człowieczy: na nim bowiem położył Bóg Ojciec pieczęć swoją. Rzekli więc do
niego: Cóż mamy czynić, aby wykonywać dzieła Boże? Odpowiedział Jezus i rzekł
im: To jest dzieło Boże: wierzyć w Tego, którego On posłał [Jn 6,27-29].
Wiary w Jezusa Chrystusa nie można sprowadzać się do tego,
że Bóg jest na naszych usługach; że spełnia nasze życzenia, wsłuchuje się w
nasze pragnienia, działa zgodnie z naszym tokiem myślenia itd. Wiara w Boga
polega na zaparciu się samego siebie i naśladowaniu Jezusa Chrystusa z
gotowością dzielenia Jego losu na ziemi. A czego Syn Boży w ludzkim ciele tu
doświadczył? Co spotkało tu Jego apostołów, takich jak na przykład Paweł czy
Piotr? Jaki los mieli prawdziwi naśladowcy Jezusa Chrystusa na przestrzeni następnych
wieków? Zobaczmy to na kilku przykładach.
Wśród chrześcijan - jak najbardziej słusznie - sporo się
mówi o miłości. Pomyślmy wszakże, czy miłość zawsze ma prawo liczyć na
pozytywny odzew? Biblia mówi, że Jezus umiłowawszy swoich, którzy byli na
świecie, umiłował ich aż do końca [Jn 13,1]. Udowodnił to ponad wszelką
wątpliwość, bo większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje
kładzie za przyjaciół swoich [Jn 15,13]. Czy jednak Jego miłość spotkała
się z wzajemnością? Czy tak ma być, że im więcej ja was miłuję, tym mniej
przez was mam być miłowany? [2Ko 12,15] - pytał swoich współbraci apostoł
Jezusa Chrystusa.
Tenże sługa Boży kawał życia poświęcił usługiwaniu wierzącym
w Koryncie. A oni jak docenili jego oddanie? Wystarczy poczytać drugi List do
Koryntian, aby zobaczyć, że bardzo łatwo dali się urobić nauczycielom
podważającym apostolstwo Pawła. Dzieci moje, znowu w boleści was rodzę,
dopóki Chrystus nie będzie ukształtowany w was [Ga 4,19] - pisał też do
zborów w Galacji, bo tamtejsi wierzący szybko pozostawili naukę głoszoną przez
niego i zwrócili się ku innej ewangelii, chociaż innej nie ma; są tylko
pewni ludzie, którzy was niepokoją i chcą przekręcić ewangelię Chrystusową
[Ga 1,7].
Szczepan był pełen Ducha Świętego i wrażliwości na ludzkie
potrzeby. Był bardzo praktyczny i użyteczny w swoim naśladowaniu Jezusa
Chrystusa. Biblia mówi, że w jerozolimskim zborze troszczył się o wdowy. Czy
otrzymał z tego tytułu jakiś dyplom uznania? A wypchnąwszy go poza miasto,
kamienowali. Świadkowie zaś złożyli szaty swoje u stóp młodzieńca, zwanego
Saulem. I kamienowali Szczepana, który się modlił tymi słowy: Panie Jezu,
przyjmij ducha mego. A padłszy na kolana, zawołał donośnym głosem: Panie, nie
policz im grzechu tego. A gdy to powiedział, skonał [Dz 7,58-60].
Biblia mówi, że apostołowi narodów dokuczał jakiś problem.
Wiedział, że powinien się pomodlić o jego rozwiązanie. W tej sprawie trzy
razy prosiłem Pana, by on odstąpił ode mnie. Lecz powiedział do mnie: Dosyć
masz, gdy masz łaskę moją, albowiem pełnia mej mocy okazuje się w słabości
[2Ko 12,8-9]. Prorok Samuel od wczesnego dzieciństwa wiernie służył Bogu. Miał
podstawy, by się spodziewać, że jego synowie pójdą w jego ślady. A co powiedzieli
mu starsi Izraela? Oto zestarzałeś się, a twoi synowie nie chodzą twoimi
drogami [1Sm 8,5]. Co usłyszał Jezus po wygłoszeniu nauczania o ważności
Jego ciała i krwi? Twarda to mowa, któż jej słuchać może? [Jn 6,60]. Od
tej chwili wielu uczniów Jego zawróciło i już z Nim nie chodziło [Jn 6,66].
Oto kładę na Syjonie kamień węgielny, wybrany, kosztowny,
a kto Weń wierzy, nie zawiedzie się [1Pt 2,6] - przywołał prorocką zapowiedź
o Chrystusie apostoł Piotr. Czy synowie Izraela oparli się na tym 'Kamieniu'? Do
swej własności przyszedł, ale swoi Go nie przyjęli [Jn 1,11]. Lecz to nie
zmieniło stanowiska Bożego. Kamień ten, którym wzgardzili budowniczowie,
pozostał kamieniem węgielnym, ale też kamieniem, o który się potkną, i skałą
zgorszenia; ci, którzy nie wierzą Słowu, potykają się oń, na co zresztą są
przeznaczeni [1Pt 2,7-8]. Jezus nie był zaskoczony i rozgoryczony
odrzuceniem, które Go spotkało w Jerozolimie.
Już w starożytności było jasne, że nie najszybszym
przypada nagroda i nie najdzielniejszym zwycięstwo, również nie najmędrsi
zdobywają chleb, a najroztropniejsi bogactwo, ani najuczeńsi uznanie, lecz że
odpowiedni czas i przypadek stanowią o powodzeniu ich wszystkich [Kzn
9,11]. Było małe miasto i niewielu w nim mieszkańców. Wyruszył przeciwko
niemu wielki król, obległ je i wystawił przeciw niemu potężne machiny oblężnicze.
A znajdował się w nim pewien ubogi mędrzec; ten mógłby był wyratować to miasto
swoją mądrością. Lecz nikt nie wspomniał owego ubogiego męża [Kzn 9,14-15].
Nie inaczej bywa w dzisiejszych kręgach kościelnych. Smuci niski poziom posługi
osób, które doszły w Kościele do głosu. Boli duchowa miałkość wielu kazań. Czy jednak
osoby obdarowane duchowo, wypróbowane już i z potencjałem do owocnej służby,
mają z powyższych powodów opuszczać Kościół?
A problem zdrady i osamotnienia? Oto nadchodzi godzina,
owszem już nadeszła, że się rozproszycie, każdy do swoich, i mnie samego
zostawicie [Jn 16,32] - powiedział Jezus do swoich uczniów. Wielu
współpracowników zawsze mogło liczyć na apostoła Pawła. Troszczył się o nich i
wspierał na różne sposoby. A co, gdy sam znalazł się w tarapatach? W
pierwszej obronie mojej nikogo przy mnie nie było, wszyscy mnie opuścili: niech
im to nie będzie policzone; ale Pan stał przy mnie i dodał mi sił [2Ts
4,16-17]. Twoi przyjaciele są jak cienie. Gdy świeci słońce, wszędzie ich
pełno. Gdy słońce zajdzie za chmurę, nagle znikają - mówi przysłowie. Czy z
takich powodów mamy odchodzić od Kościoła? Czy takie doświadczenia podważają
sens naszej wiary w Boga?
Coś bardzo niepokojącego zostało zasiane do ludzkich serc i
umysłów, co będzie skutkować odchodzeniem od Boga i od Kościoła. Ludzie chcą
wierzyć w Boga, który jest wspaniały i wszechmocny, przyjazny, opiekuńczy i
troskliwy. Chcą w Nim wiedzieć tylko takiego Boga, który kocha, czyni cuda w
ich życiu i jest dla nich źródłem
błogosławieństw. Chcą z dumą korzystać z Jego dobrodziejstw, szczycić się takim
Bogiem i takiego Boga wychwalać. Gdy Bóg nie spełnia takich kryteriów, gdy nie
wychodzi naprzeciw ich oczekiwaniom, powoli, a czasem bardzo szybko, sercem
odwracają się od Niego. A ja? A ty?
Od ponad pięćdziesięciu lat, od kiedy poznałem osobiście
Jezusa Chrystusa i uwierzyłem w Niego, doświadczyłem wielu przykrości, mam na swoim
koncie sporo modlitw wg moich oczekiwań niewysłuchanych, parę razy poczułem się
zdradzony przez braci w Chrystusie itd., ale wciąż wierzę w Jezusa Chrystusa
jako mojego Zbawiciela i Pana. Znam takich chrześcijan, którzy przeszli o wiele
cięższe próby życiowe, a jednak trwają w wierze! Dlaczego? Ponieważ naszego
chrześcijaństwa nie zawęziliśmy do spodziewania się samych błogosławieństw.
Ponieważ dobrym sercem przyjęliśmy naukę apostolską, która mówi, że wam dla
Chrystusa zostało darowane to, że możecie nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego
cierpieć [Flp 1,29]. Przecież taki los Jezus wyraźnie zapowiedział swoim naśladowcom.
Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i
kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie i weselcie
się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali
proroków, którzy byli przed wami [Mt 5,11-12].
W tym miejscu należałoby jeszcze dodać, że żaden prawdziwy sługa Boży, żaden pastor, stojąc na czele zboru nie ma prawa skupiać się na ludzkich upodobaniach i postulatach. Kościół nie został bowiem powołany do tego, by podobać się ludziom i spełniać ich oczekiwania. Kościół - zarówno jako całość, jak i każdy lokalny zbór Kościoła - ma obowiązek podobać się Jezusowi Chrystusowi. Zgodnie z tą myślą, również należący do zboru pojedynczy chrześcijanin nie zastanawia się, czy jego zbór mu się podoba i czy zaspokaja jego potrzeby. Raczej koncentruje się na tym, by jego udział w życiu zboru podobał się Panu i spełniał Jego oczekiwania. Tylko wówczas dostępować będzie spełnienia pragnień swojego serca, bo Bóg spełnia życzenie tych, którzy się Go boją, a wołanie ich słyszy i wybawia ich [Ps 145,19].
Wierzę w Jezusa Chrystusa! Jak Jego apostołowie po przeżyciu
chłosty odchodzili radując się, że zostali uznani za godnych znosić zniewagę
dla imienia Jego [Dz 5,41], tak i ja chcę z godnością przyjąć każdą
przykrość wynikającą z mojej przynależności do Chrystusa. Wierzę w Boga i Mu
służę, bo taka jest moja powinność względem Boga, który powołał mnie do życia.
Wierzę w Boga, który ma prawo poddać mnie każdej próbie i zastosować wobec mnie
każdy środek wychowawczy. Wierzę w Boga, który przysposabia mnie i przygotowuje
do wiecznej chwały nawet w bolesny dla mnie sposób, bo nauka apostolska przecież
mówi, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego
[Dz 14,22]. Dopiero w niebie będą same przyjemności. Amen.