Parę dni temu, w tegorocznym, wrześniowym numerze miesięcznika Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE, natrafiłem na tekst, w którym mój syn wspomina lata swojego wczesnego dzieciństwa. Oto jego fragment:
Byłem zbyt młody, by brać aktywny udział w poważnych rozmowach, dlatego często po dwudaniowym obiedzie, gdy babcia podawała ciasto, ja leżałem wyciągnięty na wersalce. Moje oczy wędrowały po pokoju, a uszy śledziły słowa dorosłych. Pamiętam jak przyglądałem się sufitowej lampie, która do złudzenia (przynajmniej w tamtym czasie) przypominała serwowany przez babcię sernik na zimno, jednocześnie zastanawiając się kiedy skończą się te poważne dyskusje i ruszymy na spacer nad morze.
Jako dorośli zapominamy nieraz o tym, że dzieci, które zdają się być nieobecne i pogrążone w swoim świecie, wciąż nasłuchują i przetwarzają wszelkie docierające do nich bodźce. Nie będę udawał, że doskonale pamiętam anegdoty dziadka Mikołaja oraz to, co mówił mój Tata. Wiem jednak, że mnie to kształtowało, nawet gdy zdarzało mi się nudzić.
Dlaczego o tym opowiadam? Otóż nie tylko rozmowy przy stole mnie kształtowały. Również to jak urządzone było mieszkanie dziadków. Na ścianach, w formie obrazów, znajdowały się przepisane przez moją babcię fragmenty Pisma Świętego. Lubiłem na nie patrzeć, ale gdy i to mi się znudziło, ruszałem na eskapady w poszukiwaniu czegoś do zabawy. Jako, że były to lata 90-te, wybór zabawek był dość ograniczony (znacznie mniejszy niż ten jaki oferują dziś moi rodzice swoim wnukom). Jednym ze stałych miejsc, gdzie ich szukałem, był półko-tapczan znajdujący się w jadalni. Doskonale pamiętam, że ilekroć odsuwałem jego ciężko chodzącą szybę, moją uwagę przykuwała znajdująca się tam naklejka. Białe, pogrubione litery na przezroczystym tle z pytaniem: „Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?”
Choć tak mało wtedy jeszcze rozumiałem i wydawałoby się, że pełnia mojej uwagi dedykowana była odnalezieniu tych kilku resoraków, które musiały kryć się gdzieś na tamtej półce – pytanie to mocno zapadło mi w pamięć. Słowa wydrukowane na niewielkim prostokącie 34,5cm x 6,5cm (naklejkę taką nadal można kupić w Internecie za 3 złote) dotykały mojego malutkiego serca i wykonywały swoją pracę. Jakieś ćwierć wieku później nadal pamiętam tę naklejkę i uważam, że odpowiedź na zadawane przez nią pytanie należy do najważniejszych w życiu każdego człowieka.
Mój syn był wtedy mniej więcej w wieku dziewczynki, która w tę środę zrobiła swoje "notatki" z obecności na nabożeństwie. Jestem przekonany, że atmosfera tego nabożeństwa zostanie w niej na lata. Nie tylko z racji przeniesionego na papier wystroju kaplicy. Zapamięta też powagę zgromadzenia świętych, melodie - a może też trochę treść - pięknych pieśni, pouczających i wyrażających nasze uwielbienie dla Pana Jezusa. Zapadną jej w serce także modlitwy, zwłaszcza te zanoszone do Boga przez jej najbliższych i znajomych. Kto wie, czy w jej sercu nie zapisało się też coś z głównego przesłania środowego kazania, jeśli tylko zostało ono zrozumiale i dobitnie wygłoszone.
Rysunek małej uczestniczki środowego nabożeństwa mówi mi, że można i trzeba przyjeżdżać na nabożeństwa z dziećmi. Mówi też, że przyjeżdżając, niekoniecznie musimy w kościele serwować dzieciom to samo, co parki i sale rozrywki w centrach handlowych. Stosowna dawka sacrum w trakcie chrześcijańskiego nabożeństwa pomaga dziecku nabierać właściwego stosunku do Chrystusa Pana.