Chociaż skutki gniewu zależne są od charakteru i możliwości osoby zagniewanej, to nawet gniew dziecka jest zjawiskiem przykrym i strasznym. A skoro gniew człowieka potrafi siać grozę, to co dopiero gniew Boga?! Gdy Bóg się gniewa, trzeba się bać. Jest to gniew święty i zawsze słuszny. Albowiem gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę [Rz 1,18]. Gdyż to wiedzcie na pewno, iż żaden rozpustnik albo nieczysty, lub chciwiec, to znaczy bałwochwalca, nie ma udziału w Królestwie Chrystusowym i Bożym. Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi słowy, z powodu nich bowiem spada gniew Boży na nieposłusznych synów [Ef 5,5-6].
Syn Boży – Jezus Chrystus – wiedział, że nawet On biorąc na Siebie nasze grzechy, będzie musiał spotkać się z gniewem Ojca. Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni. Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył, a Pan jego dotknął karą za winę nas wszystkich [Iz 53,5-6]. Stąd modlitwa Jezusa: Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty [Mt 26,39]. Największym problemem Jezusa nie było zbliżające się cierpienie fizyczne, lecz gniew Ojca. Syn Boży, który zawsze zyskiwał upodobanie w oczach Ojca, teraz miał spotkać się z Jego gniewem. I tak się stało. Następnego dnia, pijąc z tego kielicha gniewu Bożego, Jezus dramatycznie zawołał: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? [Mt 27,46].
Grzech zawsze sprowadza na człowieka gniew Boży. Tylko przez osobistą wiarę w Jezusa Chrystusa możemy tego gniewu uniknąć. Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [Jn 3,36]. Trzeba koniecznie słuchać Syna Bożego. Kto zaś już jest chrześcijaninem, ma stały obowiązek utrzymywania się z dala od rzeczy wywołujących gniew Boży. Umartwiajcie tedy to, co w waszych członkach jest ziemskiego: wszeteczeństwo, nieczystość, namiętność, złą pożądliwość i chciwość, która jest bałwochwalstwem, z powodu których przychodzi gniew Boży [Kol 3,5-6].
Bóg tak samo, jak jest miłością, jest także Bogiem wywierającym gniew. To bardzo ważna prawda o Bogu. Bogiem żarliwym i mściwym jest Pan. Mściwy jest Pan i pełen gniewu. Mści się Pan na swoich wrogach i wybucha gniewem na swoich nieprzyjaciół. Pan jest cierpliwy i pełen łaski, lecz na pewno sprawi, że winny nie ujdzie bezkarnie. Jego droga jest w burzy i wichrze, a chmura jest prochem pod jego nogami. […] Kto ostoi się przed jego srogością? Kto wytrwa wobec zapalczywości jego gniewu? Jego zawziętość roznieca się jak ogień, a skały rozpadają się przed nim [Nah 1,2-6].
Biblia mówi o nadejściu strasznego gniewu Bożego. Bliski jest wielki dzień Pana, bliski i bardzo szybko nadchodzi. Słuchaj! Dzień Pana jest gorzki! Wtedy nawet i bohater będzie krzyczał. Dzień ów jest dniem gniewu, dniem ucisku i utrapienia, dniem huku i hałasu, dniem ciemności i mroku, dniem obłoków i gęstych chmur, dniem trąby i okrzyku wojennego przeciwko miastom obronnym i przeciwko basztom wysokim. Wtedy ześlę strach na ludzi, tak iż chodzić będą jak ślepi, gdyż zgrzeszyli przeciwko Panu. Ich krew będzie rozbryzgana niby proch, a ich wnętrzności rozrzucone niby błoto. Ani ich srebro, ani ich złoto nie będzie mogło ich wyratować w dniu gniewu Pana, bo ogień gniewu Pana pochłonie całą ziemię. Doprawdy, koniec straszną zagładę zgotuje wszystkim mieszkańcom ziemi [Sf 1,14-18].
Księga Objawienia św. Jana potwierdza, że ten gniew pochodzić będzie od Boga, bo wyszło ze świątyni siedmiu aniołów, mających siedem plag, odzianych w czyste, lśniące płótno i opasanych przez pierś złotymi pasami. A jedna z czterech postaci dała siedmiu aniołom siedem złotych czasz, pełnych gniewu Boga, który żyje na wieki wieków. I napełniła się świątynia dymem od chwały Bożej i mocy jego, i nikt nie mógł wejść do świątyni, dopóki nie dopełni się siedem plag siedmiu aniołów. I usłyszałem donośny głos mówiący ze świątyni do siedmiu aniołów: Idźcie i wylejcie siedem czasz gniewu Bożego na ziemię [Obj 15,6 – 16].
Wszyscy ludzie, którzy nie będą przez wiarę ukryci w Chrystusie, wszyscy przynależący do świata, każdy kto jest po stronie Antychrysta, spotka się ze strasznym gniewem Boga. Jeżeli ktoś odda pokłon zwierzęciu i jego posągowi i przyjmie znamię na swoje czoło lub na swoją rękę, to i on pić będzie samo czyste wino gniewu Bożego z kielicha jego gniewu i będzie męczony w ogniu i w siarce wobec świętych aniołów i wobec Baranka [Obj 14,9-10]. I uwaga! Sam Syn Boży – który za pierwszym razem przyszedł, aby zamiast grzeszników wypić kielich gniewu Bożego i świat zbawić, teraz będzie gniew Boży wywierać! I widziałem niebo otwarte, a oto biały koń, a Ten, który na nim siedział, nazywa się Wierny i Prawdziwy, gdyż sprawiedliwie sądzi i sprawiedliwie walczy. […] A z ust jego wychodzi ostry miecz, którym miał pobić narody, i będzie nimi rządził laską żelazną, On sam też tłoczy kadź wina zapalczywego gniewu Boga, Wszechmogącego. A na szacie i na biodrze swym ma wypisane imię: Król królów i Pan panów [Obj 19,11-16].
Gdy powyższe słowa Pisma Świętego bierzemy pod uwagę, to jakże błogosławiona jest w naszych sercach i uszach prawda o przeznaczeniu wierzących w Jezusa Chrystusa! Gdyż Bóg nie przeznaczył nas na gniew, lecz na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który umarł za nas, abyśmy, czy czuwamy, czy śpimy, razem z nim żyli [1Ts 5,9-10]. Alleluja! Kto uwierzył w Jezusa Chrystusa i jest Mu posłuszny, jest ocalony przed gniewem Bożym, który spada tylko na nieposłusznych synów [Ef 5,6].
Bogu niech będą dzięki, że – póki co - każdy z nas ma możliwość opamiętania się i złożenia Bogu wyznania zapowiedzianego przez proroka Izajasza: I powiesz w owym dniu: Dziękuję ci, Panie, gdyż gniewałeś się wprawdzie na mnie, lecz twój gniew ustał i pocieszyłeś mnie. Oto, Bóg zbawieniem moim! Zaufam i nie będę się lękał: gdyż Pan jest mocą moją i pieśnią moją, i zbawieniem moim [Iz 12,1-2].
Dołączmy do grona ocalonych od gniewu. Złóżmy Mu hołd. Pokłońmy się Panu Jezusowi Chrystusowi i żywiąc wdzięczność za to, że On zamiast nas wypił kielich gniewu Bożego, unikajmy wszystkiego, co mogłoby sprawić, że Jego gniew mógłby nad nami ponownie zawisnąć.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
30 marca, 2018
29 marca, 2018
A gdyby Jezus w te święta miał być naszą jedyną atrakcją?
W okresie Wielkiego Tygodnia przywódcy chrześcijańscy dwoją się i troją, aby w Wielkanoc przyciągnąć do kościoła jak najwięcej ludzi. Tam gdzie nie liczy się siła tradycji i obrzędów religijnych, wiernych zachęca się muzyką, nowym wystrojem miejsca spotkań, wyśmienitym jedzeniem, atrakcyjnym programem dla dzieci itd. Niektórzy nabożeństwo wielkanocne zapowiadają wręcz jako spotkanie, jakiego jeszcze nie było! Co mają na myśli? Do niedzieli ma to pozostać tajemnicą, bo tajemniczy charakter zaproszenia zwiększa jego siłę przyciągania...
A gdyby Jezus w te święta miał być naszą jedyną atrakcją? Gdyby wszyscy zborowi muzycy i wokaliści wyjechali na święta? Gdyby z powodu awarii prądu przestało działać oświetlenie i ogrzewanie? Gdyby nie miało być żadnego jedzenia, ba, żadnej nawet filiżanki kawy po nabożeństwie? Gdyby rozchorowały się osoby odpowiedzialne za program dla dzieci, a ulubiony nasz kaznodzieja miał tej niedzieli głosić swe porywające przesłanie w Warszawie, a nie u nas - to co..? Czy sama obecność Jezusa miałaby dla nas dostateczną siłę przyciągania, aby z radością wziąć udział w zbliżającym się nabożeństwie?
W Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku na Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego nie zapowiadamy żadnych nowych atrakcji. Będziemy głosić to samo, co głosili nasi ojcowie w wierze, a wcześniej, sami apostołowie Jezusa Chrystusa. A przypominam wam, bracia, ewangelię, którą wam zwiastowałem, którą też przyjęliście i w której trwacie, i przez którą zbawieni jesteście, jeśli ją tylko zachowujecie tak, jak wam ją zwiastowałem, chyba że nadaremnie uwierzyliście. Najpierw bowiem podałem wam to, co i ja przejąłem, że Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism i że został pogrzebany, i że dnia trzeciego został z martwych wzbudzony według Pism [1Ko 15,1-4].
Starodawna ewangelia Chrystusowa wciąż jest u nas na czasie. Nie rozglądamy się za żadnymi nowinkami teologicznymi, ani - tym bardziej - za nowymi metodami uatrakcyjniania spotkań naszej wspólnoty. Obecność Pana Jezusa, naszego umiłowanego Zbawiciela i Pana, w zupełności nam wystarcza. Wszystko czego chcę, jest w Tobie - śpiewamy Jezusowi i taka jest prawda.
Tak więc w Wielki Piątek zbór zgromadzi się, aby z powagą sprawować Wieczerzę Pańską. Niektórzy z nas zapłaczą nad swoimi grzechami, wyznają je i szczerze zwrócą swe serca ku Bogu, przyjmując usprawiedliwienie wyjednane nam ofiarą z krwi Chrystusowej. Dla umęczonej wyrzutami sumienia duszy nie masz nic lepszego od ulgi odpuszczenia win. Będziemy składać hołd naszemu Panu, który ocalił nas od nadchodzącego gniewu Bożego. Będziemy dziękować za zbawienie od naszych grzechów.
W Niedzielę Zmartwychwstania zaś będziemy się radować Chrystusowym zwycięstwem nad śmiercią. Będziemy się modlić. Będziemy Zmartwychwstałemu śpiewać znane pieśni dziękczynienia i uwielbienia. Ponieważ będzie z nami Ten - który był umarły, a oto żyje na wieki wieków i ma klucze śmierci i piekła - naszej nieudawanej radości nie będzie końca...
A gdyby Jezus w te święta miał być naszą jedyną atrakcją? Gdyby wszyscy zborowi muzycy i wokaliści wyjechali na święta? Gdyby z powodu awarii prądu przestało działać oświetlenie i ogrzewanie? Gdyby nie miało być żadnego jedzenia, ba, żadnej nawet filiżanki kawy po nabożeństwie? Gdyby rozchorowały się osoby odpowiedzialne za program dla dzieci, a ulubiony nasz kaznodzieja miał tej niedzieli głosić swe porywające przesłanie w Warszawie, a nie u nas - to co..? Czy sama obecność Jezusa miałaby dla nas dostateczną siłę przyciągania, aby z radością wziąć udział w zbliżającym się nabożeństwie?
W Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku na Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego nie zapowiadamy żadnych nowych atrakcji. Będziemy głosić to samo, co głosili nasi ojcowie w wierze, a wcześniej, sami apostołowie Jezusa Chrystusa. A przypominam wam, bracia, ewangelię, którą wam zwiastowałem, którą też przyjęliście i w której trwacie, i przez którą zbawieni jesteście, jeśli ją tylko zachowujecie tak, jak wam ją zwiastowałem, chyba że nadaremnie uwierzyliście. Najpierw bowiem podałem wam to, co i ja przejąłem, że Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism i że został pogrzebany, i że dnia trzeciego został z martwych wzbudzony według Pism [1Ko 15,1-4].
Starodawna ewangelia Chrystusowa wciąż jest u nas na czasie. Nie rozglądamy się za żadnymi nowinkami teologicznymi, ani - tym bardziej - za nowymi metodami uatrakcyjniania spotkań naszej wspólnoty. Obecność Pana Jezusa, naszego umiłowanego Zbawiciela i Pana, w zupełności nam wystarcza. Wszystko czego chcę, jest w Tobie - śpiewamy Jezusowi i taka jest prawda.
Tak więc w Wielki Piątek zbór zgromadzi się, aby z powagą sprawować Wieczerzę Pańską. Niektórzy z nas zapłaczą nad swoimi grzechami, wyznają je i szczerze zwrócą swe serca ku Bogu, przyjmując usprawiedliwienie wyjednane nam ofiarą z krwi Chrystusowej. Dla umęczonej wyrzutami sumienia duszy nie masz nic lepszego od ulgi odpuszczenia win. Będziemy składać hołd naszemu Panu, który ocalił nas od nadchodzącego gniewu Bożego. Będziemy dziękować za zbawienie od naszych grzechów.
W Niedzielę Zmartwychwstania zaś będziemy się radować Chrystusowym zwycięstwem nad śmiercią. Będziemy się modlić. Będziemy Zmartwychwstałemu śpiewać znane pieśni dziękczynienia i uwielbienia. Ponieważ będzie z nami Ten - który był umarły, a oto żyje na wieki wieków i ma klucze śmierci i piekła - naszej nieudawanej radości nie będzie końca...
16 marca, 2018
Czy słuchanie dobrych mówców może zaszkodzić?
Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat [1Jn 4,1]. Pan Jezus powiedział: Nauka moja nie jest moją, lecz tego, który mnie posłał [Jn 7,16]. Tak jak On ściśle trzymał się zasady, że nic nie czynię sam z siebie, lecz tak mówię, jak mnie mój Ojciec nauczył [Jn 8,28], tak też każdy dzisiejszy sługa Słowa Bożego powinien ściśle przekazywać Jego słowa i nic ponadto. Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie [Jn 8,31-32].
Dobrze rozumieli to pierwsi chrześcijanie i trwali w nauce apostolskiej [Dz 2,42]. Na żadną dowolność w głoszeniu Chrystusa w ich środowisku nie było miejsca. Przede wszystkim to wiedzcie, że wszelkie proroctwo Pisma nie podlega dowolnemu wykładowi [2Pt 1,20]. Również dzisiaj nie wolno cytować ludziom fragmentów Biblii, a przy tym mówić, co ślina na język przyniesie. Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty! Jak powiedzieliśmy przedtem, tak i teraz znowu mówię: Jeśli wam ktoś zwiastuje ewangelię odmienną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty! [Ga 1,8-9].
Każdy pastor, każdy prezbiter i diakon, każdy ewangelista, kaznodzieja i nauczyciel Słowa Bożego musi to mieć na uwadze. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie [2Jn 1,9-10]. Głoszenie nauki Chrystusowej jest wielkim zadaniem powiązanym z wysoką odpowiedzialnością. Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok [Jk 3,1].
Dlatego wzywam wszystkich braci posługujących Słowem Bożym, abyśmy niewzruszenie trzymali się zdrowej nauki, określonej przez apostołów i proroków Nowego Testamentu. Nie ulegajmy nawoływaniom, że Ewangelię trzeba dziś modyfikować i dostosowywać ją do współczesnego słuchacza. Pozostańmy posłusznymi sługami Słowa Bożego mając na ustach słowa wypowiedziane przez apostołów Jezusa Chrystusa [Jd 1,17]. Gdy chcemy poszerzyć w zborze grono kaznodziejskie, to przekazujmy kazalnicę tylko ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni i innych nauczać [2Tm 2,2]. Różnej maści błyskotliwi mówcy motywacyjni, ludzie sukcesu, osoby powszechnie podziwiane i chętnie słuchane – owszem - przyciągną tłumy, lecz jednocześnie mogą dla sprawy ewangelii przynieść więcej szkody niż pożytku, jeżeli Bóg ich do służby Słowa nie powołał. Albowiem Ten, którego posłał Bóg, głosi Słowa Boże; gdyż Bóg udziela Ducha bez miary [Jn 3,34].
Mam też prośbę, abyśmy wszyscy uważniej podchodzili do rozlicznych kazań, wykładów, filmików, artykułów i opracowań, które na jedno kliknięcie są dziś dostępne w Internecie. Nie wszystko złoto, co się świeci. Codziennie kuszą nas płomienne hasła i zaproszenia na przełomowe konferencje. Nie zawsze warto i nie wszędzie należy jechać. Nie polecajmy też nikomu słuchania - choćby nie wiem jak świetnych - mówców głoszących fałszywą naukę. Mam tu na myśli kaznodziejów nurtu np. ruchu wiary, ruchu nowoapostolskiego czy tzw. nowopowstającego kościoła. Owszem, niektóre z tych kazań są zgodne z Biblią, ale całokształt ich nauki ma charakter zwodniczy. Zainteresujmy się bliżej z kim trzymają i jaką ewangelię głoszą. Zanim coś zaczniemy reklamować, najpierw zbadajmy Pismo, czy tak się rzeczy mają [Dz 17,11].
Nowo nawróceni potrzebują niesfałszowanego duchowego mleka, aby wzrastać ku zbawieniu [2Pt 2,2]. Ludzka, choćby nie wiem jak porywająca mowa - owszem - łechce ucho, cieszy zmysły, rozbudza pozytywne emocje, ale nie przyczynia się do duchowego wzrostu i nie służy dobrze Ciału Chrystusa. Utalentowany mówca głoszący błędną naukę wyrządza zborowi Bożemu poważne szkody duchowe, bo pociąga za sobą wielu gorliwych chrześcijan. Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie [Kol 2,8].
Apostoł Paweł w natchnieniu Ducha Świętego napisał: A oznajmiam wam, bracia, że ewangelia, którą ja zwiastowałem, nie jest pochodzenia ludzkiego; albowiem nie otrzymałem jej od człowieka, ani mnie jej nie nauczono, lecz otrzymałem ją przez objawienie Jezusa Chrystusa [Ga 1,11-12]. Fundamenty zdrowej nauki chrześcijańskiej raz na zawsze zostały założone. Głosząc Słowo Boże - nigdy nie wolno nam poza to objawienie wykraczać.
Dobrze rozumieli to pierwsi chrześcijanie i trwali w nauce apostolskiej [Dz 2,42]. Na żadną dowolność w głoszeniu Chrystusa w ich środowisku nie było miejsca. Przede wszystkim to wiedzcie, że wszelkie proroctwo Pisma nie podlega dowolnemu wykładowi [2Pt 1,20]. Również dzisiaj nie wolno cytować ludziom fragmentów Biblii, a przy tym mówić, co ślina na język przyniesie. Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty! Jak powiedzieliśmy przedtem, tak i teraz znowu mówię: Jeśli wam ktoś zwiastuje ewangelię odmienną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty! [Ga 1,8-9].
Każdy pastor, każdy prezbiter i diakon, każdy ewangelista, kaznodzieja i nauczyciel Słowa Bożego musi to mieć na uwadze. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie [2Jn 1,9-10]. Głoszenie nauki Chrystusowej jest wielkim zadaniem powiązanym z wysoką odpowiedzialnością. Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok [Jk 3,1].
Dlatego wzywam wszystkich braci posługujących Słowem Bożym, abyśmy niewzruszenie trzymali się zdrowej nauki, określonej przez apostołów i proroków Nowego Testamentu. Nie ulegajmy nawoływaniom, że Ewangelię trzeba dziś modyfikować i dostosowywać ją do współczesnego słuchacza. Pozostańmy posłusznymi sługami Słowa Bożego mając na ustach słowa wypowiedziane przez apostołów Jezusa Chrystusa [Jd 1,17]. Gdy chcemy poszerzyć w zborze grono kaznodziejskie, to przekazujmy kazalnicę tylko ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni i innych nauczać [2Tm 2,2]. Różnej maści błyskotliwi mówcy motywacyjni, ludzie sukcesu, osoby powszechnie podziwiane i chętnie słuchane – owszem - przyciągną tłumy, lecz jednocześnie mogą dla sprawy ewangelii przynieść więcej szkody niż pożytku, jeżeli Bóg ich do służby Słowa nie powołał. Albowiem Ten, którego posłał Bóg, głosi Słowa Boże; gdyż Bóg udziela Ducha bez miary [Jn 3,34].
Mam też prośbę, abyśmy wszyscy uważniej podchodzili do rozlicznych kazań, wykładów, filmików, artykułów i opracowań, które na jedno kliknięcie są dziś dostępne w Internecie. Nie wszystko złoto, co się świeci. Codziennie kuszą nas płomienne hasła i zaproszenia na przełomowe konferencje. Nie zawsze warto i nie wszędzie należy jechać. Nie polecajmy też nikomu słuchania - choćby nie wiem jak świetnych - mówców głoszących fałszywą naukę. Mam tu na myśli kaznodziejów nurtu np. ruchu wiary, ruchu nowoapostolskiego czy tzw. nowopowstającego kościoła. Owszem, niektóre z tych kazań są zgodne z Biblią, ale całokształt ich nauki ma charakter zwodniczy. Zainteresujmy się bliżej z kim trzymają i jaką ewangelię głoszą. Zanim coś zaczniemy reklamować, najpierw zbadajmy Pismo, czy tak się rzeczy mają [Dz 17,11].
Nowo nawróceni potrzebują niesfałszowanego duchowego mleka, aby wzrastać ku zbawieniu [2Pt 2,2]. Ludzka, choćby nie wiem jak porywająca mowa - owszem - łechce ucho, cieszy zmysły, rozbudza pozytywne emocje, ale nie przyczynia się do duchowego wzrostu i nie służy dobrze Ciału Chrystusa. Utalentowany mówca głoszący błędną naukę wyrządza zborowi Bożemu poważne szkody duchowe, bo pociąga za sobą wielu gorliwych chrześcijan. Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie [Kol 2,8].
Apostoł Paweł w natchnieniu Ducha Świętego napisał: A oznajmiam wam, bracia, że ewangelia, którą ja zwiastowałem, nie jest pochodzenia ludzkiego; albowiem nie otrzymałem jej od człowieka, ani mnie jej nie nauczono, lecz otrzymałem ją przez objawienie Jezusa Chrystusa [Ga 1,11-12]. Fundamenty zdrowej nauki chrześcijańskiej raz na zawsze zostały założone. Głosząc Słowo Boże - nigdy nie wolno nam poza to objawienie wykraczać.
15 marca, 2018
Siła popularności i srebrników
Elvis Presley, Whitney Houston, Katy Perry itd. Łączy ich to, że wychowali się i muzykowali w chrześcijańskim zborze. Śpiewali Panu na chwałę, budując współwyznawców i swoim obdarowaniem przyciągając ludzi do Jezusa Chrystusa. Przyszła jednak godzina próby. Czy tak ewidentny talent ma pozostać jedynie w służbie kościelnej? Czy nie należy wyruszyć z nim na podbój świata? Czy nie warto spróbować i dostać się na listy przebojów, zyskać popularność a może i światową sławę? I tak zrobili.
Nie myślę, że którekolwiek z tych wyrastających w zborze, szczególnie utalentowanych młodych ludzi, świadomie postanowiło odwrócić się od Boga i zaprzedać się świeckiej karierze. Być może niektórym początkowo towarzyszyła nawet myśl, że stając się popularni jeszcze lepiej przysłużą się chwale Bożej. Niestety, bożek sławy i pieniądza powoli owładnął całą ich duszą. A przecież nikt nie może być sługą dwóch panów, gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego kochał, albo do jednego przylgnie, a drugim pogardzi. Nie jesteście w stanie służyć Bogu i pieniądzom - powiedział Pan [Mt 6,24]. Taka jest prawda.
Smucę się, obserwując podobne tendencje i procesy także nad Wisłą. W mniejszościowych społecznościach chrześcijańskich wyrasta wielu utalentowanych ludzi, motywowanych wiarą w Pana Jezusa i pragnieniem poświęcenia się Bogu. Lata modlitwy, wsparcia ze strony współwyznawców oraz własnej pracy nad sobą, przynoszą konkretne efekty. Zaczynają owocować wirtuozerią, sukcesem zawodowym i - oczywiście - przyciąga uwagę świata. Nadchodzi godzina próby. Otwiera się jakaś możliwość zrobienia kariery artystycznej, naukowej lub biznesowej. Ściśle trzymając się Słowa Bożego i udzielając się wyłącznie w środowisku kościelnym, popularności ani wielkich pieniędzy się nie zdobędzie. Co robić? Świat kusi wielką sceną, przyjaźnią ważnych ludzi, rozgłosem i dostatkiem. Z drugiej strony wiemy, że wszystko zawdzięczamy Chrystusowi Panu. Dlaczego On tak radykalnie stawia tę sprawę? Co robić..?
Smutno mi, gdy słyszę lub czytam, że młodzieniec, którego wierzący rodzice z trudem kształcili muzycznie, aby grał na chwałę Pana Jezusa, nie ma już czasu udzielać się w zborze, bo pochłania go wspinanie się po radiowych listach przebojów. Jeszcze bardziej martwią mnie tacy chrześcijanie, którzy wręcz wypychają chrześcijańskie dziecko na świecką scenę z nadzieją, że może uda mu się na niej zaistnieć. Dlaczego tak bezmyślnie składają go światu w ofierze? Czy aby nie świadczy to o bardzo płytkiej wśród wielu współczesnych chrześcijan świadomości tego, kim powinien być dla nas i kim jest Jezus Chrystus?
Ludziom pożądającym świeckiej sławy należy się wezwanie do opamiętania ze strony osób wierzących, a nie ich zachwyt i pochwała dla duchowo zgubnych zapędów. Miłowanie Boga z całego serca nie zgadza się z pożądaniem świeckiej sławy i bogactwa. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca [1Jn 2,15]. Korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy [1Tm 6,10]. Nie na próżno Pismo mówi: Zazdrośnie chce On mieć tylko dla siebie ducha, któremu dał w nas mieszkanie [Jk 4,5]. Kto miłuje Pana Jezusa, miłuje też Jego zbór. Do tego stopnia cenna mu jest społeczność świętych, że granie i śpiewanie ku zbudowaniu chociażby kilkudziesięciu braci i sióstr, przedkłada ponad występ na wielotysięcznych imprezach świata. Popularność w świecie i Królestwie Bożym wykluczają się wzajemnie.
Presley, Houston i inni, umiłowawszy doczesny świat, opuścili zbór i - owszem - zrobili wielką karierę. Stali się sławni na całym świecie. Biorąc jednak pod uwagę koniec ich życia czy chcielibyśmy tego samego? Czy show-biznes z całym swym blichtrem, warty jest płacenia takiej ceny? Najwidoczniej nie, skoro Elvis Presley pod koniec życia, uwikłany w uzależnienia i targany wyrzutami sumienia, miał żal do ludzi ze zboru, że nie próbowali powstrzymać go, widząc jak zyskując popularność odchodzi od Boga. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? [Mk 8,36].
Jest w Śpiewniku Pielgrzyma stara pieśń, która powinna na dobre zaniepokoić niejedną chrześcijańską duszę. Jak Jezusa swego kochasz, jak? Kiedy w sercu twym miłości brak? Jakim światłem jest tu życie twe, Jeśli serce twe do świata lgnie? [...] Choćbyś wszystkich gwiazd imiona znal, Choćby świat ci wszelką sławę dał, Stracon jest i najwspanialszy dzień, Jeśli nie płynęła miłość weń (Nr 485). Pan Jezus godzien jest miłości, która nie ulega pokusie sławy i bogactwa. Synowi Bożemu należą się najpiękniejsze głosy, największe talenty i uzdolnienia. Lokalny zbór jest właściwym miejscem do tego, aby budować Ciało Chrystusa oraz objawiać mądrość i chwałę Bożą.
Talenty sprzedane za garść srebrników i chwilową popularność, przestają być ofiarą miłą Panu. Nie zmarnujmy swojego życia
09 marca, 2018
Zanim zmienisz zbór i miejsce służby
Wyobraź sobie, że jesteś plantatorem truskawek. W środku sezonu wyznaczyłeś swojemu pracownikowi konkretny fragment plantacji do zbioru owoców. Rankiem zawiozłeś go tam i wytłumaczyłeś, co i jak ma w tym miejscu robić. Przyjeżdżając w południe po kosze z truskawkami odkryłeś, że twój pracownik opuścił wyznaczone mu miejsce. Poszedł sobie zbierać truskawki na innym polu, tam - gdzie jego zdaniem truskawki są ładniejsze i łatwiej się je zbiera.
Nie pytam, jak zareagowałbyś na taką samowolę swojego pracownika. Pytam natomiast, czy Chrystus Jezus - Pan Żniwa, ma prawo oczekiwać, że Jego słudzy będą pracować dla Niego w wyznaczonym im miejscu? Czy którykolwiek chrześcijanin na własną rękę może wybierać sobie miejsce swej służby i zmieniać je samowolnie? Czy możemy służyć Bogu gdziekolwiek i jakkolwiek nam się spodoba, czy raczej winniśmy trzymać się określonego dla nas zadania i wykonywać je we wskazanym miejscu?
Żaden przedsiębiorca nie zgodzi się na to, ażeby jego pracownicy krążyli w ciągu dnia po firmie, samowolnie zmieniając sobie stanowisko pracy i rodzaj zajęcia. Dlaczego mielibyśmy więc sądzić, że w Królestwie Bożym dozwolone jest samowolne przemieszczanie się pracowników Pańskich? Biblijne opisy Wczesnego Kościoła wskazują na ścisłe kierownictwo Ducha Świętego w określaniu miejsca i zakresu służby poszczególnych osób. Oto kilka przykładów: W Antiochii, w tamtejszym kościele, prorokami i nauczycielami byli: Barnaba, Symeon, noszący przydomek Niger, Lucjusz Cyrenejczyk, Manaem, który wychowywał się z tetrarchą Herodem, oraz Saul. W czasie gdy prowadzili publiczne nabożeństwo i pościli, Duch Święty powiedział: Oddzielcie mi Barnabę i Saula do tego dzieła, do którego ich powołałem [Dz 13,1-2]. Paweł natomiast obstawał przy tym, że lepiej nie zabierać z sobą kogoś, kto opuścił ich w Pamfilii i nie brał już udziału w ich dalszej pracy [Dz 15,38]. Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, w której was Duch Święty ustanowił przełożonymi [Dz 20,28]. On też uczynił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, jeszcze innych duszpasterzami i nauczycielami... [Ef 4,11].
Pierwszym czynnikiem określającym miejsce zaangażowania chrześcijanina w służbę jest środowisko, w którym rodzi się on duchowo. Podobnie jak przychodzące na świat dziecko w konkretnej rodzinie ma tym samym określone miejsce, gdzie będzie wyrastać, uczyć się i brać na siebie część obowiązków wspólnego zamieszkiwania, tak też niemowlę duchowe rodzi się w środowisku konkretnego zboru, aby właśnie w nim rosnąć, z czasem stając się użytecznym dla Boga i miejscowych ludzi. W świetle Biblii widać, że nawet stan cywilny nie jest tu bez znaczenia. Niech zatem każdy postępuje tak, jak mu wyznaczył Pan i jak go powołał Bóg. Tej zasady się trzymam we wszystkich kościołach. Ktoś został powołany jako obrzezany? Niech nie ukrywa obrzezania. Ktoś jako nieobrzezany? Niech się nie obrzezuje. […] Bracia, niech każdy pozostanie przed Bogiem w tym stanie, w którym został powołany [1Ko 7,17-24].
Chrystus Pan jako Głowa Kościoła troszczy się o poszczególne zbory. Dla ich dobra i rozwoju powołuje w nich do życia duchowego nowe, konkretne osoby. Nikt i nic w zborze nie pojawia się przypadkowo. Bóg ma swoje plany z każdym lokalnym zborem. Stosownie do tych planów sprawia, że w danej społeczności nawracają się określone osoby. Zamierzając posługiwać się jakimś zborem np. w dziedzinie muzyki lub pracy społecznej, Pan przydaje do zboru ludzi właśnie z takim obdarowaniem. Nie rozumiejąc tego niektórzy chrześcijanie - zamiast dążyć do rozpoznania swej roli na miejscu - rozglądają się za zewnętrznym miejscem aktywności, innym niż ich rodzimy zbór. Samowolnie opuszczają wyznaczone im stanowisko, a ich zbór nie jest w stanie spełnić roli wyznaczonej mu przez Boga.
Nie ma dla chrześcijanina ważniejszej sprawy ponad tę, żeby być posłusznym Bogu i wiernie wykonywać powierzone mu zadania w miejscu wyznaczonym przez Głowę Kościoła. Kto więc jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan postawił nad czeladzią swoją, aby im dawał pokarm o właściwej porze? Szczęśliwy ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego [Mt 24,45-46]. Trwożę się na myśl o tym, co czeka osoby, które do służby Bożej i miejsca jej pełnienia podchodzą tak, jakby to nie Chrystus, a oni sami byli jej panami.
Nie wiem, jak Chrystus Pan będzie nas rozliczał za tego rodzaju samowolę, ale wyraźnie dostrzegam problem. Wiem, że istniejącą od ponad dwu dekad wspólnotę Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE Bóg powołał do wielkich zadań duchowych w Gdańsku. Jak daleko posunęlibyśmy się już w wypełnieniu woli Bożej dla naszego zboru, gdyby wszystkie nowo narodzone tu osoby pozostały w wyznaczonym im przez Boga miejscu służby? Zjawisko samowolnej zmiany przynależności do zboru i przenoszenia swej aktywności do bardziej dogodnego miejsca, dotyczy nie tylko zboru, w którym posługuję. Ze smutkiem dowiaduję się i od innych pastorów, że np. niektórzy ich muzycy zaniedbują posługę muzyczną u siebie, łatwo dając się werbować do grania gdzieś daleko od domu. Inni ciągle wyjeżdżają gdzieś na akcje charytatywne do innych miast, podczas gdy służba socjalna ich własnego zboru cierpi na brak rąk do pracy.
Czy można tak postępować w Kościele i nie ponieść z tego tytułu żadnych konsekwencji? Również aniołów, którzy nie dbali o powierzone im stanowisko, lecz porzucili swój obszar działania, zatrzymał w wiecznych więzach i w mroku na wielki dzień sądu [Jd 1,6]. Serce mi drży na myśl o tym, że swoją samowolą miałbym stanąć w poprzek Bożym planom dla zboru i miasta, w którym Bóg wyznaczył mi służbę. Jeżeli aniołów, którzy odeszli z miejsc dla nich przeznaczonych, zatrzymał w ciemnościach, krępując ich więzami wiecznymi, aż do dnia wielkiego sądu [Jd 1,6 wg BW-P] to skąd pomysł, że mnie wolno w niedzielę pojechać sobie gdzie chcę i służyć tam, gdzie lubię..?
I mówił im: Żniwo co prawda wielkie, ale robotników mało. Proście przeto Pana żniwa, żeby posłał robotników do swego żniwa. Idźcie, oto posyłam was jak owce między wilki. […] Macie też pozostawać w tym samym domu, jedząc i pijąc to, co wam dadzą. Wart jest bowiem robotnik zapłaty swojej. Nie przenoście się z domu do domu [Łk 10,2-7 wg Biblii W-P].
Jeżeli Pan Żniwa posłał nas do pracy w określonym miejscu, lepiej dla nas, gdy okażemy Mu posłuszeństwo i pozostaniemy na wyznaczonym stanowisku, niezależnie od tego, jak wiele innych miejsc kusi nas milszym towarzystwem i lepszymi warunkami służby.
Przenosząc się do innego zboru i miejsca zaangażowania duchowego, trzeba mieć absolutną pewność, że taka jest wola Boża.
Nie pytam, jak zareagowałbyś na taką samowolę swojego pracownika. Pytam natomiast, czy Chrystus Jezus - Pan Żniwa, ma prawo oczekiwać, że Jego słudzy będą pracować dla Niego w wyznaczonym im miejscu? Czy którykolwiek chrześcijanin na własną rękę może wybierać sobie miejsce swej służby i zmieniać je samowolnie? Czy możemy służyć Bogu gdziekolwiek i jakkolwiek nam się spodoba, czy raczej winniśmy trzymać się określonego dla nas zadania i wykonywać je we wskazanym miejscu?
Żaden przedsiębiorca nie zgodzi się na to, ażeby jego pracownicy krążyli w ciągu dnia po firmie, samowolnie zmieniając sobie stanowisko pracy i rodzaj zajęcia. Dlaczego mielibyśmy więc sądzić, że w Królestwie Bożym dozwolone jest samowolne przemieszczanie się pracowników Pańskich? Biblijne opisy Wczesnego Kościoła wskazują na ścisłe kierownictwo Ducha Świętego w określaniu miejsca i zakresu służby poszczególnych osób. Oto kilka przykładów: W Antiochii, w tamtejszym kościele, prorokami i nauczycielami byli: Barnaba, Symeon, noszący przydomek Niger, Lucjusz Cyrenejczyk, Manaem, który wychowywał się z tetrarchą Herodem, oraz Saul. W czasie gdy prowadzili publiczne nabożeństwo i pościli, Duch Święty powiedział: Oddzielcie mi Barnabę i Saula do tego dzieła, do którego ich powołałem [Dz 13,1-2]. Paweł natomiast obstawał przy tym, że lepiej nie zabierać z sobą kogoś, kto opuścił ich w Pamfilii i nie brał już udziału w ich dalszej pracy [Dz 15,38]. Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, w której was Duch Święty ustanowił przełożonymi [Dz 20,28]. On też uczynił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, jeszcze innych duszpasterzami i nauczycielami... [Ef 4,11].
Pierwszym czynnikiem określającym miejsce zaangażowania chrześcijanina w służbę jest środowisko, w którym rodzi się on duchowo. Podobnie jak przychodzące na świat dziecko w konkretnej rodzinie ma tym samym określone miejsce, gdzie będzie wyrastać, uczyć się i brać na siebie część obowiązków wspólnego zamieszkiwania, tak też niemowlę duchowe rodzi się w środowisku konkretnego zboru, aby właśnie w nim rosnąć, z czasem stając się użytecznym dla Boga i miejscowych ludzi. W świetle Biblii widać, że nawet stan cywilny nie jest tu bez znaczenia. Niech zatem każdy postępuje tak, jak mu wyznaczył Pan i jak go powołał Bóg. Tej zasady się trzymam we wszystkich kościołach. Ktoś został powołany jako obrzezany? Niech nie ukrywa obrzezania. Ktoś jako nieobrzezany? Niech się nie obrzezuje. […] Bracia, niech każdy pozostanie przed Bogiem w tym stanie, w którym został powołany [1Ko 7,17-24].
Chrystus Pan jako Głowa Kościoła troszczy się o poszczególne zbory. Dla ich dobra i rozwoju powołuje w nich do życia duchowego nowe, konkretne osoby. Nikt i nic w zborze nie pojawia się przypadkowo. Bóg ma swoje plany z każdym lokalnym zborem. Stosownie do tych planów sprawia, że w danej społeczności nawracają się określone osoby. Zamierzając posługiwać się jakimś zborem np. w dziedzinie muzyki lub pracy społecznej, Pan przydaje do zboru ludzi właśnie z takim obdarowaniem. Nie rozumiejąc tego niektórzy chrześcijanie - zamiast dążyć do rozpoznania swej roli na miejscu - rozglądają się za zewnętrznym miejscem aktywności, innym niż ich rodzimy zbór. Samowolnie opuszczają wyznaczone im stanowisko, a ich zbór nie jest w stanie spełnić roli wyznaczonej mu przez Boga.
Nie ma dla chrześcijanina ważniejszej sprawy ponad tę, żeby być posłusznym Bogu i wiernie wykonywać powierzone mu zadania w miejscu wyznaczonym przez Głowę Kościoła. Kto więc jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan postawił nad czeladzią swoją, aby im dawał pokarm o właściwej porze? Szczęśliwy ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego [Mt 24,45-46]. Trwożę się na myśl o tym, co czeka osoby, które do służby Bożej i miejsca jej pełnienia podchodzą tak, jakby to nie Chrystus, a oni sami byli jej panami.
Nie wiem, jak Chrystus Pan będzie nas rozliczał za tego rodzaju samowolę, ale wyraźnie dostrzegam problem. Wiem, że istniejącą od ponad dwu dekad wspólnotę Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE Bóg powołał do wielkich zadań duchowych w Gdańsku. Jak daleko posunęlibyśmy się już w wypełnieniu woli Bożej dla naszego zboru, gdyby wszystkie nowo narodzone tu osoby pozostały w wyznaczonym im przez Boga miejscu służby? Zjawisko samowolnej zmiany przynależności do zboru i przenoszenia swej aktywności do bardziej dogodnego miejsca, dotyczy nie tylko zboru, w którym posługuję. Ze smutkiem dowiaduję się i od innych pastorów, że np. niektórzy ich muzycy zaniedbują posługę muzyczną u siebie, łatwo dając się werbować do grania gdzieś daleko od domu. Inni ciągle wyjeżdżają gdzieś na akcje charytatywne do innych miast, podczas gdy służba socjalna ich własnego zboru cierpi na brak rąk do pracy.
Czy można tak postępować w Kościele i nie ponieść z tego tytułu żadnych konsekwencji? Również aniołów, którzy nie dbali o powierzone im stanowisko, lecz porzucili swój obszar działania, zatrzymał w wiecznych więzach i w mroku na wielki dzień sądu [Jd 1,6]. Serce mi drży na myśl o tym, że swoją samowolą miałbym stanąć w poprzek Bożym planom dla zboru i miasta, w którym Bóg wyznaczył mi służbę. Jeżeli aniołów, którzy odeszli z miejsc dla nich przeznaczonych, zatrzymał w ciemnościach, krępując ich więzami wiecznymi, aż do dnia wielkiego sądu [Jd 1,6 wg BW-P] to skąd pomysł, że mnie wolno w niedzielę pojechać sobie gdzie chcę i służyć tam, gdzie lubię..?
I mówił im: Żniwo co prawda wielkie, ale robotników mało. Proście przeto Pana żniwa, żeby posłał robotników do swego żniwa. Idźcie, oto posyłam was jak owce między wilki. […] Macie też pozostawać w tym samym domu, jedząc i pijąc to, co wam dadzą. Wart jest bowiem robotnik zapłaty swojej. Nie przenoście się z domu do domu [Łk 10,2-7 wg Biblii W-P].
Jeżeli Pan Żniwa posłał nas do pracy w określonym miejscu, lepiej dla nas, gdy okażemy Mu posłuszeństwo i pozostaniemy na wyznaczonym stanowisku, niezależnie od tego, jak wiele innych miejsc kusi nas milszym towarzystwem i lepszymi warunkami służby.
Przenosząc się do innego zboru i miejsca zaangażowania duchowego, trzeba mieć absolutną pewność, że taka jest wola Boża.
08 marca, 2018
Kobiety tobą rządzą?
Obok wielu spraw poruszających środowiska ewangelicznego chrześcijaństwa w naszym kraju wciąż nie cichnie dyskusja, czy kobiety powinny stawać na czele zboru oraz czy z jego kazalnicy mogą nauczać Słowa Bożego? Wielokrotnie zabierałem już głos w tej sprawie i nie zamierzam powtarzać tu jednoznacznych wskazówek nauki apostolskiej. Ponieważ odnoszę wrażenie, że po obydwu stronach debaty przywołano już większość argumentów, pozwolę sobie tym razem zwrócić uwagę jedynie na prorockie zawołanie z przełomu VIII i VII wieku przed Chrystusem. Ludu mój! Twoi ciemiężcy są niczym dzieci! Kobiety tobą rządzą! Ludu mój! Zwodzą cię twoi przewodnicy! Gmatwają twoje ścieżki [Iz 3,12 wg BE].
Powyższa wypowiedź proroka Izajasza jest częścią szerszego proroctwa skierowanego do Judejczyków, zatytułowanego w Biblii Ewangelicznej - Kres świetności i powodzenia. Bałwochwalstwo, samowola i otwarte nieposłuszeństwo ludu Bożego okresu Starego Przymierza musiało wywołać gniew Boży i sprowadzić na nich sąd. Zanim doszło do najazdu Babilończyków i upadku Jerozolimy, prorok zauważył w Judzie dziwne zjawisko w sferze przywództwa. Książęta ludu mego są dziećmi, a niewiasty panują nad nimi. O ludu mój! ci, którzy cię wodzą, zwodzą cię, a drogę ścieżek twoich ukrywają [Iz 3,12 wg Biblii Gdańskiej].
Przywództwo ludu Bożego było sprawą na tyle poważną, że sam Bóg określał, kto ma stać na jego czele i sam przywódców Izraela ustanawiał. Wskazani przez JHWH mężowie Boży; Mojżesz, Jozue, Samuel i kolejni sędziowie, a potem namaszczani świętym olejem królowie, prowadzili zasadniczo lud Boży zgodnie z wolą Bożą. Problemy się zaczęły, gdy do władzy zaczęli dochodzić ludzie już wg innego klucza, a nie ze wskazania Bożego. Nie dbając o wyraźne wskazówki Tory rządzili bezbożnie i po swojemu. Znamy z Biblii sytuacje, gdy na króla ustanowiono dzieciaka, a też, gdy żona króla miała więcej do powiedzenia niż sam król. Co gorsza, działo się to przy aprobacie ludzi odpowiedzialnych przed Bogiem za ustanawianie władzy.
Dwie myśli cisną się do głowy po przeczytaniu powyższego Słowa od Pana do Judejczyków. Odnoszę je do współczesnego zboru chrześcijańskiego.
Po pierwsze, najwidoczniej źle się dzieje, gdy na czele ludu Bożego zaczynają stawać dzieci i kobiety. Oznacza to kres świetności i powodzenia zboru. Kres – oczywiście - w sensie duchowym, bo pod względem socjologicznym wspólnoty z młodzieżą i kobietami na czele jak najbardziej dziś rozkwitają. Można nawet odnieść wrażenie, że zbór dzięki tym zmianom dopiero zaczął żyć. Jeden z pastorów stwierdził swego czasu, że dopuszczając kobiety do przywództwa i nauczania w zborze, uwolnił namaszczenie Ducha Świętego nad zborem. Cokolwiek jednak powie jeden czy drugi, Biblia mówi, że rolą młodzieży i kobiet nie jest przywództwo. Na czele zboru mają stać starsi, których obdarowanie i kwalifikacje są dość szczegółowo opisane w Piśmie Świętym. Żadne dziecko ani żadna kobieta – ze względów naturalnych - nie są w stanie tych wymogów spełnić.
Po drugie, rolą przewodników ludu Bożego jest prowadzenie, a nie zwodzenie. Tak jak w Judzie doszło do wspomnianego nieposłuszeństwa Słowu Bożemu za sprawą chwiejnych kapłanów i królów, tak i we współczesnym chrześcijaństwie mielibyśmy jasność w kwestii przywództwa, gdyby nie rozchwianie duchowe prezbiterów kościoła. Słuchając wypowiedzi niektórych z nich odnoszę wrażenie, że bardziej zależy im na ukryciu, a przynajmniej - stępieniu ostrości wypowiedzi apostolskich, aniżeli na zaprezentowaniu ich rzeczywistego stanowiska. Mocno pogmatwana argumentacja, a na końcu jednoznaczny wniosek, że kobiety mogą nauczać i stać na czele zboru – taki jest mój odbiór wysłuchanego nauczania kilku z nich. Dominacja kobiety nad mężczyznami w zborze to jakiś rodzaj duchowej perwersji. Czemu coraz więcej mężczyzn jej ulega? Oto jest pytanie.
Bracia i Siostry! W imię Boże proszę, nie zmieniajmy w zborze niczego, w czym Słowo Boże nakazuje nam stałość i obowiązek trzymania się nauki apostolskiej! Ludu mój! Zwodzą cię twoi przewodnicy! Gmatwają twoje ścieżki. Nie chciałbym nigdy stanąć pod takim zarzutem. Dlatego trzymam się tej zasady, że siłą apostolskiego autorytetu przywództwo w zborze zostało przypisane powołanym do tego mężczyznom. Nie próbujmy tego zmieniać. Skoncentrujmy się na tym, co w świetle Biblii ewidentnie zmian wymaga.
Powyższa wypowiedź proroka Izajasza jest częścią szerszego proroctwa skierowanego do Judejczyków, zatytułowanego w Biblii Ewangelicznej - Kres świetności i powodzenia. Bałwochwalstwo, samowola i otwarte nieposłuszeństwo ludu Bożego okresu Starego Przymierza musiało wywołać gniew Boży i sprowadzić na nich sąd. Zanim doszło do najazdu Babilończyków i upadku Jerozolimy, prorok zauważył w Judzie dziwne zjawisko w sferze przywództwa. Książęta ludu mego są dziećmi, a niewiasty panują nad nimi. O ludu mój! ci, którzy cię wodzą, zwodzą cię, a drogę ścieżek twoich ukrywają [Iz 3,12 wg Biblii Gdańskiej].
Przywództwo ludu Bożego było sprawą na tyle poważną, że sam Bóg określał, kto ma stać na jego czele i sam przywódców Izraela ustanawiał. Wskazani przez JHWH mężowie Boży; Mojżesz, Jozue, Samuel i kolejni sędziowie, a potem namaszczani świętym olejem królowie, prowadzili zasadniczo lud Boży zgodnie z wolą Bożą. Problemy się zaczęły, gdy do władzy zaczęli dochodzić ludzie już wg innego klucza, a nie ze wskazania Bożego. Nie dbając o wyraźne wskazówki Tory rządzili bezbożnie i po swojemu. Znamy z Biblii sytuacje, gdy na króla ustanowiono dzieciaka, a też, gdy żona króla miała więcej do powiedzenia niż sam król. Co gorsza, działo się to przy aprobacie ludzi odpowiedzialnych przed Bogiem za ustanawianie władzy.
Dwie myśli cisną się do głowy po przeczytaniu powyższego Słowa od Pana do Judejczyków. Odnoszę je do współczesnego zboru chrześcijańskiego.
Po pierwsze, najwidoczniej źle się dzieje, gdy na czele ludu Bożego zaczynają stawać dzieci i kobiety. Oznacza to kres świetności i powodzenia zboru. Kres – oczywiście - w sensie duchowym, bo pod względem socjologicznym wspólnoty z młodzieżą i kobietami na czele jak najbardziej dziś rozkwitają. Można nawet odnieść wrażenie, że zbór dzięki tym zmianom dopiero zaczął żyć. Jeden z pastorów stwierdził swego czasu, że dopuszczając kobiety do przywództwa i nauczania w zborze, uwolnił namaszczenie Ducha Świętego nad zborem. Cokolwiek jednak powie jeden czy drugi, Biblia mówi, że rolą młodzieży i kobiet nie jest przywództwo. Na czele zboru mają stać starsi, których obdarowanie i kwalifikacje są dość szczegółowo opisane w Piśmie Świętym. Żadne dziecko ani żadna kobieta – ze względów naturalnych - nie są w stanie tych wymogów spełnić.
Po drugie, rolą przewodników ludu Bożego jest prowadzenie, a nie zwodzenie. Tak jak w Judzie doszło do wspomnianego nieposłuszeństwa Słowu Bożemu za sprawą chwiejnych kapłanów i królów, tak i we współczesnym chrześcijaństwie mielibyśmy jasność w kwestii przywództwa, gdyby nie rozchwianie duchowe prezbiterów kościoła. Słuchając wypowiedzi niektórych z nich odnoszę wrażenie, że bardziej zależy im na ukryciu, a przynajmniej - stępieniu ostrości wypowiedzi apostolskich, aniżeli na zaprezentowaniu ich rzeczywistego stanowiska. Mocno pogmatwana argumentacja, a na końcu jednoznaczny wniosek, że kobiety mogą nauczać i stać na czele zboru – taki jest mój odbiór wysłuchanego nauczania kilku z nich. Dominacja kobiety nad mężczyznami w zborze to jakiś rodzaj duchowej perwersji. Czemu coraz więcej mężczyzn jej ulega? Oto jest pytanie.
Bracia i Siostry! W imię Boże proszę, nie zmieniajmy w zborze niczego, w czym Słowo Boże nakazuje nam stałość i obowiązek trzymania się nauki apostolskiej! Ludu mój! Zwodzą cię twoi przewodnicy! Gmatwają twoje ścieżki. Nie chciałbym nigdy stanąć pod takim zarzutem. Dlatego trzymam się tej zasady, że siłą apostolskiego autorytetu przywództwo w zborze zostało przypisane powołanym do tego mężczyznom. Nie próbujmy tego zmieniać. Skoncentrujmy się na tym, co w świetle Biblii ewidentnie zmian wymaga.
07 marca, 2018
Kult ciała, dobrego wyglądu i sukcesu
Jakiś czas temu zadzwonił do mnie przyjaciel z pytaniem: Jak to jest, że gdy zaglądam w Internecie do niektórych społeczności chrześcijańskich, to widzę samych młodych, radosnych, pięknych i przystojnych chrześcijan z sukcesem wypisanym na twarzy - a u mnie w zborze tak wielu ludzi z nadwagą, przygarbionych, nieforemnych, o twarzach naznaczonych cierpieniem i ciężarem codziennych obowiązków? Czy z nami coś jest nie tak?
A może to świat ogarnięty kultem sukcesu i wyglądu – na tyle już utorował sobie drogę do serc chrześcijan – że i zbór staje się miejscem tylko dla ładnych, zdrowych i młodych? Przecież na świecie jest całkiem sporo ludzi zwyczajnych i przeciętnych, którzy gdy spojrzą przez swoje okno – to nie mają widoku całej zatoki, a jedynie szary mur sąsiedniego budynku. Wmawianie im i to – o zgrozo - w imię Chrystusa, że są cudowni, wspaniali, wyjątkowi, piękni, przeznaczeni do sukcesu – itp. – to zwykłe zakłamywanie rzeczywistości.
Do kogo adresowane jest to rozważanie? Do tych, którzy nie nadążają za świeckimi standardami dobrego wyglądu i piękna. Do wszystkich, którzy po ludzku mają marne widoki na sukces, wielką miłość, egzotyczne podróże czy chociażby lepsze zdrowie.
Na przykładzie Syna Bożego Jezusa Chrystusa zobaczymy, że przez wiarę w Niego tzw. "marne widoki" mają wyłącznie charakter przejściowy, a nawet warunkują przyszłą chwałę. Naszym podstawowym tekstem będzie fragment 53. rozdziału Księgi Izajasza. Zacznijmy jednak od kilku innych, biblijnych obrazów.
Niedługo po tym, jak Dawid rozprawił się z Goliatem, dostał się na celownik króla Saula. Musiał uciekać i przez lata żyć w ukryciu. I odszedł Dawid stamtąd, i schronił się w jaskini Adullam. A gdy usłyszeli o tym jego bracia wraz z całą rodziną jego ojca, przybyli tam do niego. I zgromadzili się wokół niego wszyscy ludzie uciśnieni i wszyscy zadłużeni oraz wszyscy rozgoryczeni, a on został ich przywódcą [1Sm 22,1 -2]. Czy jednak były to marne widoki na przyszłość? Zagrożenie i tułaczka Dawida miały charakter przejściowy. Ostatecznie Biblia podsumowuje jego historię następująco: Dawid, syn Isajego, panował nad całym Izraelem. Okres jego panowania nad Izraelem wynosił czterdzieści lat; [...]. I umarł w podeszłym wieku, syty życia, bogactwa i chwały, a władzę królewską po nim objął jego syn, Salomon [1Kn 29,26-28].
Pomyślmy teraz o uczniach Jezusa. Ich ziemski los nie wyglądał różowo. W myśl zasady "nie może być uczeń nad mistrza" naśladowcy Jezusa nie spodziewają się ze strony świata niczego miłego. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy płakać i narzekać będziecie, a świat się będzie weselił; wy smutni będziecie, ale smutek wasz w radość się zamieni. Kobieta, gdy rodzi, smuci się, bo nadeszła jej godzina; lecz gdy porodzi dzieciątko, już nie pamięta o udręce gwoli radości, że się człowiek na świat urodził. I wy teraz się smucicie, lecz znowu ujrzę was, i będzie się radowało serce wasze, a nikt nie odbierze wam radości waszej [Jn 16,20-22].
Weźmy jeszcze pod uwagę ludzi ubogich. Niedostatek materialny w powszechnej ocenie nie wygląda dobrze. A jednak z biblijnego punktu widzenia ubóstwo kryje w sobie bardzo pozytywny pierwiastek. Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czyż to nie Bóg wybrał ubogich w oczach świata, aby byli bogatymi w wierze i dziedzicami Królestwa, obiecanego tym, którzy go miłują? [Jk 2,5]. Ubóstwo może stać się trampoliną do chwały Królestwa Bożego. Gdy ubogiemu zwiastowana jest ewangelia i gdy ją przyjmie dobrym sercem, w sensie duchowym staje się najbogatszym człowiekiem na świecie. A niech brat ubogi chlubi się z wywyższenia swego [Jk 1,9].
Największym przykładem w omawianym zagadnieniu świeci nam sam Jezus. Na siedem wieków przed Chrystusem prorok Izajasz tak napisał o Nim: Nie miał postaci ani urody, które by przyciągały nasz wzrok, ani wyglądu, który można by podziwiać. Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi. Był człowiekiem obeznanym z cierpieniem, zaznajomionym z chorobą – kimś, przed kim zakrywa się twarz [Iz 53,2-3]. Wcielony Syn Boży nie wyglądał tak wspaniale, jak Go malują. Można nawet powiedzieć, że źle wyglądał. A gdy już stał się człowiekiem, uniżył się tak dalece, że był posłuszny nawet w obliczu śmierci, i to śmierci na krzyżu. Dlatego Bóg szczególnie Go wywyższył i obdarzył imieniem znaczącym więcej niż wszystkie inne, aby na imię Jezus zgięło się każde kolano w niebie, na ziemi, pod ziemią, i aby każdy język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – na chwałę Boga Ojca [Flp 2,7-11].
Marny wygląd Sługi Pana był wynikiem celowej rezygnacji Syna Bożego z posiadanej i należnej Mu chwały. Pomyślmy, jak bardzo widok Skazanego zderza się ze współczesnym kultem ciała i dobrego wyglądu?! Jakże widok Ukrzyżowanego nieprzyjemnie burzy nasze modele zwycięstwa. Tak. Nasze wyobrażenia o sukcesie i zachęcającym wyglądzie, bardzo kłócą się z widokiem Syna Bożego ostatecznie rozpiętego na krzyżu. Lecz – o, dziwo – widok Jezusa, pomimo Jego marnego wyglądu, jest dla mnie widokiem ukochanym. Marny widok – a jednak Go wybieram! Marny widok – ale na pewno z chwalebną przyszłością!
Przylgnijmy sercem do marnych - po ludzku – widoków! Są one mniej zakłamane i bliższe naszemu sercu. Zwróćmy się ku takim widokom, bo jesteśmy im bardziej potrzebni. Bo w ten sposób upodobniamy się do Boga, który jest z tym, który jest skruszony i pokorny duchem, aby ożywić ducha pokornych i pokrzepić serca skruszonych.
Prawdziwa wartość nie tkwi w zewnętrznym wyglądzie. Samuel przystępujący do wyboru jednego z synów Isajego na nowego króla otrzymał instrukcję: Nie patrz na jego wygląd i na jego wysoki wzrost; nie uważam go za godnego, albowiem Bóg nie patrzy na to, na co patrzy człowiek. Człowiek patrzy na to, co jest przed oczyma, ale Pan patrzy na serce [1Sm 16,7]. Liczy się serce, a nie wygląd! Naszą wartością jest Chrystus w nas. Mamy ten skarb w naczyniach glinianych.
Pismo Święte daje wyraźne świadectwo, że Chrystus Pan przenosi akcent z kultu ludzkiego ciała, dobrego wyglądu i sukcesu na Królestwo Boże. Nasz zewnętrzny wygląd i sprawność fizyczna mają być podporządkowane temu, abyśmy znaleźli się w Królestwie Bożym.
Pismo Święte daje wyraźne świadectwo, że Chrystus Pan przenosi akcent z kultu ludzkiego ciała, dobrego wyglądu i sukcesu na Królestwo Boże. Nasz zewnętrzny wygląd i sprawność fizyczna mają być podporządkowane temu, abyśmy znaleźli się w Królestwie Bożym.
Dobrze jest mieć zdrowe i sprawne ręce. Człowiek z obydwoma rękami dobrze wygląda, lecz nie zawsze ręce służą jego dobru. Jeśli więc twoja ręka przywodzi cię do upadku, odetnij ją. Lepiej jest dla ciebie kalekim wkroczyć w życie, niż mieć dwoje rąk i trafić do miejsca wiecznej kary, w ogień nieugaszony [Mk 9,43].
Dobrze jest mieć obydwie nogi. Lecz nie zawsze nogi niosą nas w dobrą stronę. Również jeśli twoja noga przywodzi cię do upadku, odetnij ją. Lepiej jest dla ciebie kulawym wejść do życia, niż mieć dwie stopy i być wrzuconym do miejsca wiecznej kary [Mk 9,45]. Człowiek bez nogi nie wygląda dobrze. Ważniejsze od jego wyglądu jest jednak zbawienie jego duszy i żywot wieczny.
Ładne oczy to prawdziwa chluba niejednej twarzy. Lecz w oczach kryją się czasem bardzo złe spojrzenia. Podobnie jeśli twoje oko przywodzi cię do upadku, wyłup je. Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do Królestwa Bożego, niż mieć dwoje oczu i być wrzuconym do miejsca wiecznej kary, gdzie robak dręczyć nie ustaje a ogień nie gaśnie [Mk 9,47-48]. Człowiek bez oka źle wygląda, to prawda. Lecz czymże jest ładny wygląd w porównaniu z wiecznym potępieniem. Z punktu widzenia Królestwa Bożego i zbawienia marny wygląd może okazać się o niebo lepszy!
Mam nadzieję, że powyższych słów Chrystusa nikt nie zrozumiał jako wezwań do samookaleczenia. Rzecz w tym, aby odcinać się od czynów, kroków i spojrzeń, które niszczą nas duchowo i wywołują zgorszenie wśród naszych bliźnich. Zachęcając do zerwania z kultem ludzkiego ciała i dobrego wyglądu nie namawiam też bynajmniej do tego, abyśmy celowo zaniedbywali swój wygląd. O, nie! Naśladowca Jezusa wygląda schludnie i jak najbardziej dba o higienę osobistą. Nie jest jednak na punkcie swego wyglądu czy sukcesu zafiksowany.
Zauważmy, że apostoł Paweł, kierując całą swą uwagę na osiągnięcie zbawienia, miał pozytywny stosunek do rzeczy, które w świecie uważane są nawet za przekleństwo. Dlatego mam upodobanie w słabościach, w zniewagach, w potrzebach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa; albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny [2Ko 12,10]. Najwyraźniej miał opinię człowieka źle wyglądającego, bo powiadają: Listy wprawdzie ważkie są i mocne, lecz jego wygląd zewnętrzny lichy, a mowa do niczego [2Ko 10,10].
Dodajmy na koniec, że prawdziwa miłość jest niezależna od wyglądu. Nasi najbliżsi – niezależnie od tego jak wyglądają – są dla nas piękni. Im słabsi, bardziej chorowici, niepełnosprawni – tym bardziej kochani! Bracia i Siostry z naszego zboru są dla nas najdroższymi ludźmi na świecie. Są warci tego, by poświecić im czas i aby społeczność z nimi przedkładać ponad przebywanie na salonach świata.
Wygląd Jezusa opisany w Księdze Izajasza porusza nas i przekonuje. Okazuje się, że po ludzku "marny wygląd" – w oczach Bożych może być bardzo cenny i mieć najwyższe rokowania na przyszłość! Dlatego wzywam do odrzucenia kultu ciała i dobrego wyglądu. Wzywam do zaprzestania porównywania się z innymi i starań o dorównanie im pod względem stylu i poziomu życia. Wzywam do sprzeciwienia się duchowi świata z jego pojmowaniem sukcesu. Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki [1Jn 2,15-17].
Wzywam do uznania Jezusa Chrystusa Pana za nasz najwyższy Ideał – godny chwały, czci i uwielbienia! On nie miał postaci ani urody, które by przyciągały nasz wzrok, ani wyglądu, który można by podziwiać. Ze względu na Pana Jezusa wzywam też do spojrzenia na samych siebie w świetle obrazu jaki w nim teraz zobaczyliśmy. Wzywam również do miłowania ludzi nie ze względu na to jak wyglądają, ale ze względu na to kim są w Chrystusie!
Kazanie na ten sam temat do posłuchania - tutaj!
Kazanie na ten sam temat do posłuchania - tutaj!
Subskrybuj:
Posty (Atom)