Ostatni dzień listopada – to od wielu lat pora akcji "Miasta dla Życia" [właśc. "Cities for Life/Cities Against the Death Penalty"]. Upamiętnia ona pierwszą na świecie uchwałę prawną znoszącą karę śmierci, co miało miejsce 30 listopada 1786 roku i dotyczyło Wielkiego Księstwa Toskanii.
"Cities for Life" to apel do rządów i parlamentów kilkudziesięciu krajów świata, gdzie wciąż kara śmierci jest wykonywana, aby odstąpili od jej stosowania. W tym roku nadzieję na zniesienie kary ostatecznej wyraża 1307 "Miast dla Życia" w 85 krajach świata, w tym 64 miasta stołeczne.
Akcja "Cities for Life" bierze się z przekonania, że wyrok śmierci jest nie tylko karą tak bardzo okrutną i nieludzką, że we współczesnym świecie nie powinien już być wykonywany, ale że jest karą wręcz niesprawiedliwą.
Rzeczywiście, wzdragamy się na myśl o takim strasznym, a przy tym jak najbardziej zgodnym z prawem i tak przeraźliwie proceduralnym zakończeniu ludzkiego życia. Co jednak mówi o tym Biblia?
Z Pisma Świętego wyraźnie wynika, że Bóg formując z potomków Abrahama, Izaaka i Jakuba nowy naród, nadając im prawa regulujące życie społeczne, w niektórych przypadkach nakazał stosowanie kary śmierci. Oto kilka przykładów:
Lecz jeżeli ktoś miał w nienawiści swego bliźniego i czyhał na niego, i powstawszy przeciwko niemu ugodził go śmiertelnie, a potem schronił się w jednym z tych miast, to wtedy starsi jego miasta poślą i sprowadzą go stamtąd, i oddadzą w ręce mściciela krwi, i poniesie śmierć. Nie ulitujesz się nad nim, lecz zetrzesz z Izraela winę przelania krwi niewinnej, aby ci się dobrze powodziło [5Mo 19,11–13].
Jeżeli zastanie się mężczyznę złączonego z kobietą zamężną, to śmierć poniosą oboje; zarówno ten mężczyzna, złączony z kobietą zamężną, jak i ta kobieta. Wytępisz to zło z Izraela [5Mo 22,22].
Jeżeli ktoś ma syna upartego i krnąbrnego, który nie słucha ani głosu swojego ojca, ani głosu swojej matki, a choć oni go karcą, on ich nie słucha, to pochwycą go jego ojciec i matka i przyprowadzą do starszych jego miasta, do bramy tej miejscowości, i powiedzą do starszych miasta: Ten nasz syn jest uparty i krnąbrny, nie słucha naszego głosu, żarłok to i pijak. Wtedy wszyscy mężowie tego miasta ukamienują go i poniesie śmierć. Wytępisz zło spośród siebie, a cały Izrael to usłyszy i będzie się bał [5Mo 21,18–21].
Przypominam, że sławne przykazanie Dekalogu znane nam w brzmieniu: "Nie zabijaj", w języku biblijnego oryginału brzmi: Nie wolno ci mordować [2Mo 20,13 wg Tora Pardes Lauder].
Świadomość nieodwołalnego poniesienia surowych konsekwencji za złe czyny jest najwidoczniej właściwym sposobem powstrzymania złych ludzi przed popełnieniem przestępstwa, a jednocześnie zapewnienia bezpieczeństwa ludziom prawym.
W międzynarodowym dniu akcji "Miasta dla Życia" wołam więc nie tyle o zniesienie kary śmierci, co bardziej o odrodzenie ludzkich serc, o odwrócenie się od grzechów i nawrócenie się do Boga. Jeżeli ktoś naprawdę uwierzy w Pana Jezusa Chrystusa, to kara śmierci już mu nie grozi. Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie. Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i śmierci [Rz 8,1–2].
W świetle Biblii wyraźnie widać, że kara śmierci nie została przez Boga zniesiona. Zgodnie z Nowym Przymierzem Syn Boży wziął tę karę na siebie. Zaliczony do przestępców poniósł śmierć w miejsce wszystkich, którzy w Niego uwierzyli lub uwierzą i ich usprawiedliwił. Na pozostałych grzesznikach ta kara ciąży nadal i wyrok zostanie wykonany, choćby nawet wszystkie parlamenty świata zgodnie orzekły inaczej.
Nawiasem mówiąc, hasło "Miasta dla Życia" bardziej pasowałoby mi do idei biblijnych "miast ucieczki", w których mogli się schronić przed odwetem mścicieli sprawcy śmierci nieumyślnej, a nie zdeklarowani przestępcy i mordercy.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
30 listopada, 2010
29 listopada, 2010
Niechby przestali nienawidzić Żydów
29 listopada – to Międzynarodowy Dzień Solidarności z Narodem Palestyńskim. Ustanowiło go Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w celu upamiętnienia rezolucji nr 181 Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych z dnia 29 listopada 1947 roku, projektującej podział brytyjskiego terytorium mandatowego Palestyny na dwie części żydowską i arabską. Miały one stać się zalążkami dwóch skonfederowanych ze sobą państw – Izraela i Palestyny.
Jak wiadomo, w następnym roku proklamowano państwo Izrael, które konsekwentnie umacniało i nadal umacnia swoją państwowość. Jeżeli zaś chodzi o Palestynę, to o niepodległym państwie wciąż mówić nie można. Wprawdzie Strefa Gazy i Zachodni Brzeg tworzą terytorium tzw. Autonomii Palestyńskiej ale mieszkający tam Palestyńczycy są zależni od Izraela.
Abstrahując tu od wszystkich racji społeczno – politycznych, wiem z Pisma Świętego, że Bóg jest jednakowo życzliwy dla wszystkich ludzi. Albowiem u Boga nie ma względu na osobę [Rz 2,11]. Nawet narody objęte swego czasu sądem i przekleństwem Bożym mogą liczyć na łaskawość Bożą. Lecz potem odmienię los Ammonitów - mówi Pan [Jr 49,6]. Lecz w dniach ostatecznych odmienię los Elamu - mówi Pan [Jr 49,39].
A co z Palestyńczykami? Czy jest dla nich miejsce na ziemi? Czy Bóg ma z tym narodem jakieś plany na przyszłość, czy raczej na wieki odrzucił ich jako wrogów Izraela?
Z pewnością los Palestyńczyków jest w jakimś stopniu determinowany ich stosunkiem do Żydów. I będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę; i będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi [1Mo 12,3] - powiedział Bóg do Abrahama, protoplasty Hebrajczyków.
Gdybym więc w Dniu Solidarności z Narodem Palestyńskim mógł stanąć przed nimi i gdybym cokolwiek mógł im powiedzieć, to wyrażając solidarność z tym narodem, przede wszystkim zaapelowałbym do nich, aby przestali nienawidzić Izraelitów.
Wszyscy powinniśmy wiedzieć, że nienawiść do kogokolwiek, choćby nie wiem jak uzasadniona, jest też zawsze strzałem do własnej bramki.
Jak wiadomo, w następnym roku proklamowano państwo Izrael, które konsekwentnie umacniało i nadal umacnia swoją państwowość. Jeżeli zaś chodzi o Palestynę, to o niepodległym państwie wciąż mówić nie można. Wprawdzie Strefa Gazy i Zachodni Brzeg tworzą terytorium tzw. Autonomii Palestyńskiej ale mieszkający tam Palestyńczycy są zależni od Izraela.
Abstrahując tu od wszystkich racji społeczno – politycznych, wiem z Pisma Świętego, że Bóg jest jednakowo życzliwy dla wszystkich ludzi. Albowiem u Boga nie ma względu na osobę [Rz 2,11]. Nawet narody objęte swego czasu sądem i przekleństwem Bożym mogą liczyć na łaskawość Bożą. Lecz potem odmienię los Ammonitów - mówi Pan [Jr 49,6]. Lecz w dniach ostatecznych odmienię los Elamu - mówi Pan [Jr 49,39].
A co z Palestyńczykami? Czy jest dla nich miejsce na ziemi? Czy Bóg ma z tym narodem jakieś plany na przyszłość, czy raczej na wieki odrzucił ich jako wrogów Izraela?
Z pewnością los Palestyńczyków jest w jakimś stopniu determinowany ich stosunkiem do Żydów. I będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę; i będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi [1Mo 12,3] - powiedział Bóg do Abrahama, protoplasty Hebrajczyków.
Gdybym więc w Dniu Solidarności z Narodem Palestyńskim mógł stanąć przed nimi i gdybym cokolwiek mógł im powiedzieć, to wyrażając solidarność z tym narodem, przede wszystkim zaapelowałbym do nich, aby przestali nienawidzić Izraelitów.
Wszyscy powinniśmy wiedzieć, że nienawiść do kogokolwiek, choćby nie wiem jak uzasadniona, jest też zawsze strzałem do własnej bramki.
27 listopada, 2010
Prymitywna refleksja
Dziś katolicy na całym świecie wspominają świętego Prymitywa, który w czasach rzymskich, u boku innego hiszpańskiego świętego, Fakunda, około 300 roku poniósł śmierć męczeńską.
Obaj mężczyźni zostali ścięci w Sahagún, nad rzeką Cea w Hiszpanii, gdy odmówili uczestniczenia w pogańskich świętach na cześć lokalnych bogów. Nic bliższego o nich jednak nie wiemy, ponieważ legenda o ich męczeństwie, znana od X wieku, nie może być źródłem wiarygodnych informacji.
Wiadomo, że czczono ich intensywnie w pobliskim León, na terenach hiszpańskiej Galicii, Austrii oraz w niektórych okolicach Kastylii. W miejscu egzekucji świętych zostało wzniesione opactwo benedyktynów. Wspomnienie liturgiczne św. Fakunda i św. Prymitywa w Kościele katolickim obchodzone jest 27 listopada.
Nie wiem dlaczego, ale pozwolę dziś sobie na krótkie rozważanie o Prymitywie ;). Prymityw to imię męskie pochodzenia łacińskiego. Wywodzi się od słowa primitivus, co znaczy – "pierworodny, pierwszy w swoim rodzaju".
Jakże inne skojarzenia wywołuje to słowo w naszych uszach. Nazwanie dziś kogoś prymitywem bynajmniej nie oznacza ani żadnego uznania czyjegoś pierwszeństwa, ani też nie jest pochwałą męczeństwa za wiarę. Prymityw – to przykry epitet, którym niektórzy próbują obrazić bliźniego.
Pomyślmy, jak bardzo zmiana epoki, kultury czy położenia geograficznego może temu samemu słowu nadawać zgoła inne znaczenie i wpłynąć na zupełnie inny jego odbiór społeczny. W starożytnej Hiszpanii mówiło się "święty Prymityw" i to hasło wzbudzało cześć. We współczesnej Polsce na dźwięk słowa prymityw ludzie gotowi są skoczyć sobie do gardeł.
Skoro nawet w granicach Europy mogą wystąpić tak wielkie rozbieżności w rozumieniu tego samego słowa, to cóż dopiero, gdy weźmie się pod uwagę różnice, jakie zachodzą pomiędzy tym światem a Królestwem Bożym?
Ważna wskazówka dla tych, którzy chcą coś znaczyć w Królestwie Bożym brzmi: Jeśli ktoś chce być pierwszy, niechaj stanie się ze wszystkich ostatnim i sługą wszystkich [Mk 9,35]. Problem w tym, że nikt w tym świecie nie chce uchodzić za prymitywa (primitivus), bo to wstyd.
Bracia, nie bądźcie dziećmi w myśleniu, ale bądźcie w złem jak niemowlęta, natomiast w myśleniu bądźcie dojrzali [1Ko 14,20]. To, co dla jednych jest godne chwały, u innych może być w całkowitej pogardzie.
Obaj mężczyźni zostali ścięci w Sahagún, nad rzeką Cea w Hiszpanii, gdy odmówili uczestniczenia w pogańskich świętach na cześć lokalnych bogów. Nic bliższego o nich jednak nie wiemy, ponieważ legenda o ich męczeństwie, znana od X wieku, nie może być źródłem wiarygodnych informacji.
Wiadomo, że czczono ich intensywnie w pobliskim León, na terenach hiszpańskiej Galicii, Austrii oraz w niektórych okolicach Kastylii. W miejscu egzekucji świętych zostało wzniesione opactwo benedyktynów. Wspomnienie liturgiczne św. Fakunda i św. Prymitywa w Kościele katolickim obchodzone jest 27 listopada.
Nie wiem dlaczego, ale pozwolę dziś sobie na krótkie rozważanie o Prymitywie ;). Prymityw to imię męskie pochodzenia łacińskiego. Wywodzi się od słowa primitivus, co znaczy – "pierworodny, pierwszy w swoim rodzaju".
Jakże inne skojarzenia wywołuje to słowo w naszych uszach. Nazwanie dziś kogoś prymitywem bynajmniej nie oznacza ani żadnego uznania czyjegoś pierwszeństwa, ani też nie jest pochwałą męczeństwa za wiarę. Prymityw – to przykry epitet, którym niektórzy próbują obrazić bliźniego.
Pomyślmy, jak bardzo zmiana epoki, kultury czy położenia geograficznego może temu samemu słowu nadawać zgoła inne znaczenie i wpłynąć na zupełnie inny jego odbiór społeczny. W starożytnej Hiszpanii mówiło się "święty Prymityw" i to hasło wzbudzało cześć. We współczesnej Polsce na dźwięk słowa prymityw ludzie gotowi są skoczyć sobie do gardeł.
Skoro nawet w granicach Europy mogą wystąpić tak wielkie rozbieżności w rozumieniu tego samego słowa, to cóż dopiero, gdy weźmie się pod uwagę różnice, jakie zachodzą pomiędzy tym światem a Królestwem Bożym?
Ważna wskazówka dla tych, którzy chcą coś znaczyć w Królestwie Bożym brzmi: Jeśli ktoś chce być pierwszy, niechaj stanie się ze wszystkich ostatnim i sługą wszystkich [Mk 9,35]. Problem w tym, że nikt w tym świecie nie chce uchodzić za prymitywa (primitivus), bo to wstyd.
Bracia, nie bądźcie dziećmi w myśleniu, ale bądźcie w złem jak niemowlęta, natomiast w myśleniu bądźcie dojrzali [1Ko 14,20]. To, co dla jednych jest godne chwały, u innych może być w całkowitej pogardzie.
24 listopada, 2010
Katarzynki
Noc z 24 na 25 listopada w dawnej Polsce to Katarzynki, czyli wróżby młodych mężczyzn dotyczące poszukiwania partnerki i ożenku. Wprawdzie to męskie "święto" poszło do lamusa wyparte przez bardziej dziś popularne święto panien, zwane andrzejkami, kiedy to dziewczęta próbują wywróżyć sobie partnera, niemniej jednak nadal świadczy o otwartości naszego narodu na tego rodzaju zaciekawienie przyszłością.
Świętą Katarzynę uważano za patronkę cnotliwych kawalerów, którzy pragną poznać pannę i w przyszłości wejść w szczęśliwy związek małżeński. Największe nasilenie jej kultu przypadło na okres średniowiecza. 24 listopada, w wigilię św. Katarzyny, w przekonaniu, że zatroszczy się ona o ich udany związek małżeński, mężczyźni przywoływali jej imię i poprzez rozmaite wróżby prosili o wskazanie partnerki.
Legenda o świętej Katarzynie-Męczennicy, dziewicy, która oprócz urody obdarowana była niezwykłą inteligencją i wiedzą, głosiła, że odrzucała małżeństwo, nie widząc godnego swej ręki, póki we śnie nie ujrzała ideału, jakim stał się Jezus, który włożył jej na palec złoty zaręczynowy pierścień. Od tego czasu Katarzyna czuła się Mu zaślubiona. Wśród odtrąconych zalotników znalazł się nawet cesarz, który upokorzony jej odrzuceniem, uwięził Katarzynę, a nie złamawszy jej postanowienia skazał ją na śmierć przez ścięcie.
Zwyczaj Katarzynek, powszechnie znany w Polsce i żywo obchodzony jeszcze pod koniec XIX wieku, podobnie jak Andrzejki przypadał na okres schyłku jesieni, czyli zakończenia prac polowych, porę długich jesiennych wieczorów, a jednocześnie przesilenia jesiennego, uważanego za czas najwłaściwszy dla nawiązania kontaktu z zaświatami. W ludowych tradycjach tę porę obrano też jako czas najlepszy dla zalotów, słania swatów, kojarzenia małżeństw. "Kto się zaleca w adwenta będzie miał żonę na święta".
Chociaż w dawnej Polsce małżeństwa przeważnie kojarzono na mocy porozumienia między rodzinami i młodzi niewielki mieli wpływ na decyzje podejmowane w ich imieniu przez głowy rodzin, to jednak Katarzynkowe wróżby cieszyły się dużą popularnością. Dla przykładu, w myśl porzekadła: "W noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny" wkładano pod poduszkę dziewczęce przedmioty, np. części garderoby lub ptasie pióro, mające sprowadzić proroczy sen o przyszłej narzeczonej, bądź karteczki z żeńskimi imionami, które zaraz po przebudzeniu miały być wylosowane. Wróżono też z kubków z ukrytymi w nich przedmiotami symbolizującymi: ożenek (obrączka), przypływ majątku (monety), dobrą pracę (zboże), chwilowy zastój (pusty kubek). Losowaniu towarzyszył wierszyk: Kasiu daj znać, co się będzie ze mną dziać.
Tego rodzaju zabawy, chociaż wydają się być absolutnie niewinne, kryją w sobie jednak duchowe niebezpieczeństwo. Po pierwsze, sugestywność takich wróżb, zwłaszcza jeśli niespodziewanie ich wynik pokryje się z wcześniej istniejącym już stanem serca (np. zakochaniem) może zintensyfikować nierealne dążenia do zdobycia ukochanej i doprowadzić młodego człowieka do zachowań wręcz obsesyjnych.
Po drugie, dają one siłom ciemności łatwy dostęp do ludzkiej duszy. Otwartość na każde wskazanie wróżby – to doskonała możliwość wpuszczenia w maliny, zwiedzenia do złego i skomplikowania życia wielu osobom. Wróg ludzkiej duszy takiej okazji nigdy nie przegapi. Dlatego Pismo Święte ostrzega: Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć [1Pt 5,8].
Już w okresie Starego Przymierza Bóg ostrzegał przed tego rodzaju poszukiwaniem odpowiedzi życiowych. A gdy wam będą mówić: Radźcie się wywoływaczy duchów i czarowników, którzy szepcą i mruczą, to powiedzcie: Czy lud nie ma się radzić swojego Boga? Czy ma się radzić umarłych w sprawie żywych? [Iz 8,19].
Owszem, król babiloński stoi na rozdrożu, na początku obydwu dróg, aby radzić się wyroczni: Potrząsa strzałami, radzi się bałwanów, bada wątrobę [Ez 21,26] i na tej podstawie podejmuje decyzję, jak ma postąpić. Jednakże człowiek wierzący w Boga ma inne źródła poznania swojej przyszłości i całkiem inne podstawy do podejmowania decyzji.
A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe [Rz 12,2]. Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim [Ps 119,105].
Sam Duch Święty chce prowadzić wierzącego człowieka i pomagać mu w podejmowaniu decyzji. A chociaż Pan dał wam chleb niedoli i wodę ucisku, to jednak nie będzie się już ukrywał twój nauczyciel i twoje oczy będą oglądać twojego nauczyciela. A gdy będziecie chcieli iść w prawo albo w lewo, twoje uszy usłyszą słowo odzywające się do ciebie z tyłu: To jest droga, którą macie chodzić! [Iz 30,20–21].
Zakochany chrześcijanin powinien swoje serce poddać pod autorytet Słowa Bożego i w Biblii szukać wskazówek w sprawie ożenku. Bóg przestrzegał swój lud przed wiązaniem się małżeństwem z osobami o innych wierzeniach i zwyczajach: Nie będziesz z nimi zawierał małżeństw. Swojej córki nie oddasz jego synowi, a jego córki nie weźmiesz dla swojego syna, gdyż odciągnęłaby ode mnie twojego syna i oni służyliby innym bogom. Wtedy zapłonąłby przeciwko wam gniew Pana i szybko by cię wytępił [5Mo 7,3–4]. Także Nowy Testament wzywa: Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi [2Ko 6,14] a mówiąc o swobodzie zawarcia związku małżeńskiego, uściśla tę wolność słowami: Byle w Panu [1Ko 7,39].
Chociaż w dzisiejszej Polsce mało kto bawi się w katarzynkowe wróżby po staremu, to jednak popularność tego rodzaju sposobów poznawania i przepowiadania przyszłości nie pozwala bagatelizować tematu. Każdego dnia tysiące osób karmi się bowiem horoskopami, przesądami i zabobonami, dopytuje się, co o ich losie mówią gwiazdy. Powracają nawet te starsze wróżby i zwyczaje, tyle że w nowoczesnym przebraniu [patrz: foto].
Ludzie żyjący bez Boga na świecie będą oczywiście nadal chodzić do wróżki, ale wszystkich wierzących zainteresowanych swoją przyszłością serdecznie zachęcam do zbliżenia się do Boga i o to modlę się, aby miłość wasza coraz bardziej obfitowała w poznanie i wszelkie doznanie, abyście umieli odróżniać to, co słuszne, od tego, co niesłuszne [Flp 1,9–19].
Świętą Katarzynę uważano za patronkę cnotliwych kawalerów, którzy pragną poznać pannę i w przyszłości wejść w szczęśliwy związek małżeński. Największe nasilenie jej kultu przypadło na okres średniowiecza. 24 listopada, w wigilię św. Katarzyny, w przekonaniu, że zatroszczy się ona o ich udany związek małżeński, mężczyźni przywoływali jej imię i poprzez rozmaite wróżby prosili o wskazanie partnerki.
Legenda o świętej Katarzynie-Męczennicy, dziewicy, która oprócz urody obdarowana była niezwykłą inteligencją i wiedzą, głosiła, że odrzucała małżeństwo, nie widząc godnego swej ręki, póki we śnie nie ujrzała ideału, jakim stał się Jezus, który włożył jej na palec złoty zaręczynowy pierścień. Od tego czasu Katarzyna czuła się Mu zaślubiona. Wśród odtrąconych zalotników znalazł się nawet cesarz, który upokorzony jej odrzuceniem, uwięził Katarzynę, a nie złamawszy jej postanowienia skazał ją na śmierć przez ścięcie.
Zwyczaj Katarzynek, powszechnie znany w Polsce i żywo obchodzony jeszcze pod koniec XIX wieku, podobnie jak Andrzejki przypadał na okres schyłku jesieni, czyli zakończenia prac polowych, porę długich jesiennych wieczorów, a jednocześnie przesilenia jesiennego, uważanego za czas najwłaściwszy dla nawiązania kontaktu z zaświatami. W ludowych tradycjach tę porę obrano też jako czas najlepszy dla zalotów, słania swatów, kojarzenia małżeństw. "Kto się zaleca w adwenta będzie miał żonę na święta".
Chociaż w dawnej Polsce małżeństwa przeważnie kojarzono na mocy porozumienia między rodzinami i młodzi niewielki mieli wpływ na decyzje podejmowane w ich imieniu przez głowy rodzin, to jednak Katarzynkowe wróżby cieszyły się dużą popularnością. Dla przykładu, w myśl porzekadła: "W noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny" wkładano pod poduszkę dziewczęce przedmioty, np. części garderoby lub ptasie pióro, mające sprowadzić proroczy sen o przyszłej narzeczonej, bądź karteczki z żeńskimi imionami, które zaraz po przebudzeniu miały być wylosowane. Wróżono też z kubków z ukrytymi w nich przedmiotami symbolizującymi: ożenek (obrączka), przypływ majątku (monety), dobrą pracę (zboże), chwilowy zastój (pusty kubek). Losowaniu towarzyszył wierszyk: Kasiu daj znać, co się będzie ze mną dziać.
Tego rodzaju zabawy, chociaż wydają się być absolutnie niewinne, kryją w sobie jednak duchowe niebezpieczeństwo. Po pierwsze, sugestywność takich wróżb, zwłaszcza jeśli niespodziewanie ich wynik pokryje się z wcześniej istniejącym już stanem serca (np. zakochaniem) może zintensyfikować nierealne dążenia do zdobycia ukochanej i doprowadzić młodego człowieka do zachowań wręcz obsesyjnych.
Po drugie, dają one siłom ciemności łatwy dostęp do ludzkiej duszy. Otwartość na każde wskazanie wróżby – to doskonała możliwość wpuszczenia w maliny, zwiedzenia do złego i skomplikowania życia wielu osobom. Wróg ludzkiej duszy takiej okazji nigdy nie przegapi. Dlatego Pismo Święte ostrzega: Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć [1Pt 5,8].
Już w okresie Starego Przymierza Bóg ostrzegał przed tego rodzaju poszukiwaniem odpowiedzi życiowych. A gdy wam będą mówić: Radźcie się wywoływaczy duchów i czarowników, którzy szepcą i mruczą, to powiedzcie: Czy lud nie ma się radzić swojego Boga? Czy ma się radzić umarłych w sprawie żywych? [Iz 8,19].
Owszem, król babiloński stoi na rozdrożu, na początku obydwu dróg, aby radzić się wyroczni: Potrząsa strzałami, radzi się bałwanów, bada wątrobę [Ez 21,26] i na tej podstawie podejmuje decyzję, jak ma postąpić. Jednakże człowiek wierzący w Boga ma inne źródła poznania swojej przyszłości i całkiem inne podstawy do podejmowania decyzji.
A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe [Rz 12,2]. Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim [Ps 119,105].
Sam Duch Święty chce prowadzić wierzącego człowieka i pomagać mu w podejmowaniu decyzji. A chociaż Pan dał wam chleb niedoli i wodę ucisku, to jednak nie będzie się już ukrywał twój nauczyciel i twoje oczy będą oglądać twojego nauczyciela. A gdy będziecie chcieli iść w prawo albo w lewo, twoje uszy usłyszą słowo odzywające się do ciebie z tyłu: To jest droga, którą macie chodzić! [Iz 30,20–21].
Zakochany chrześcijanin powinien swoje serce poddać pod autorytet Słowa Bożego i w Biblii szukać wskazówek w sprawie ożenku. Bóg przestrzegał swój lud przed wiązaniem się małżeństwem z osobami o innych wierzeniach i zwyczajach: Nie będziesz z nimi zawierał małżeństw. Swojej córki nie oddasz jego synowi, a jego córki nie weźmiesz dla swojego syna, gdyż odciągnęłaby ode mnie twojego syna i oni służyliby innym bogom. Wtedy zapłonąłby przeciwko wam gniew Pana i szybko by cię wytępił [5Mo 7,3–4]. Także Nowy Testament wzywa: Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi [2Ko 6,14] a mówiąc o swobodzie zawarcia związku małżeńskiego, uściśla tę wolność słowami: Byle w Panu [1Ko 7,39].
Chociaż w dzisiejszej Polsce mało kto bawi się w katarzynkowe wróżby po staremu, to jednak popularność tego rodzaju sposobów poznawania i przepowiadania przyszłości nie pozwala bagatelizować tematu. Każdego dnia tysiące osób karmi się bowiem horoskopami, przesądami i zabobonami, dopytuje się, co o ich losie mówią gwiazdy. Powracają nawet te starsze wróżby i zwyczaje, tyle że w nowoczesnym przebraniu [patrz: foto].
Ludzie żyjący bez Boga na świecie będą oczywiście nadal chodzić do wróżki, ale wszystkich wierzących zainteresowanych swoją przyszłością serdecznie zachęcam do zbliżenia się do Boga i o to modlę się, aby miłość wasza coraz bardziej obfitowała w poznanie i wszelkie doznanie, abyście umieli odróżniać to, co słuszne, od tego, co niesłuszne [Flp 1,9–19].
20 listopada, 2010
Przykrość szczególnej dezorientacji
Każdemu zdarza się doświadczyć przykrości braku orientacji. Gdy znajdziemy się w obcym mieście lub nowym środowisku, miewamy kłopoty z komunikacją, na nowo nabieramy orientacji, kto jest nam życzliwy, a od kogo winniśmy się trzymać z daleka.
Nigdy nie zapomnę własnej dezorientacji, gdy jako 15–letni chłopak ze wsi, dwa miesiące po rozpoczęciu nowego roku szkolnego, trafiłem do szkoły w Gdańsku. Wszystko było nowe; i miasto, i przedmioty szkolne, i środowisko rówieśnicze, a nawet wspólnota kościelna.
Dość szybko rozeznałem się jednak w nowym otoczeniu. Trochę pocierpiałem, popełniłem kilka błędów, ale wiedziałem kim jestem i czego chcę, więc nie było tak źle. Po jakimś czasie nowe środowisko okazało się całkiem dobre, bo już nabrałem w nim orientacji.
Gdzieś obok nas żyją jednak ludzie, którzy mimo zamieszkiwania przez całe lata w tym samym miejscu, przeżywają ustawiczny dramat kompletnej dezorientacji. Myślę o osobach borykających się z własną tożsamością płciową czyli tzw. transgenderach.
Bycie osobą transpłciową to musi być przykrość. Grać cudzą rolę płciową w społeczeństwie, czuć się obco we własnym ciele lub wręcz go nienawidzić, lękać się nietolerancji i idącej za nią przemocy. Problemem stają się nawet pozornie banalne czynności: codzienna higiena, zakup ubrania, złożenie podpisu na liście obecności, zamówienie posiłku w barze, spotkanie ze znajomym używającym niechcianego imienia. Czasem boli własne odbicie w lustrze. Transgender nierzadko zrywa kontakty ze znajomymi i samotnie przeżywa swój dramat.
20 listopada to Dzień Pamięci Osób Transpłciowych (ang. Transgender Day of Remembrance). Okazja do spokojnego przyjrzenia się sprawie, bez niepotrzebnej transfobii, bowiem brak zrozumienia tych osób i ich odrzucenie potęguje ich cierpienie i może skończyć się tragicznie. Świadczą o tym setki dramatycznych przypadków.
Co na to Biblia? Czy możemy wyczytać z niej jakiekolwiek wezwanie do transfobii? Absolutnie nie. Owszem, czytamy: Kobieta nie będzie nosiła ubioru męskiego, a mężczyzna nie ubierze szaty kobiecej, gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni [5Mo 22,5] ale Słowo Boże równie ostro odnosi się do innych grzechów: Tych sześć rzeczy nienawidzi Pan, a tych siedem jest dla niego obrzydliwością: Butne oczy, kłamliwy język, ręce, które przelewają krew niewinną, serce, które knuje złe myśli, nogi, które śpieszą do złego, składanie fałszywego świadectwa, i sianie niezgody między braćmi [Prz 6,16].
Nie zauważyłem, żebyśmy jakoś szczególnie piętnowali powyższe zachowania. Dlaczego mielibyśmy inaczej postępować w stosunku do osób transgender? Myślę, że jako chrześcijanie koniecznie powinniśmy nie tylko mniej surowo patrzeć na ludzi borykających się z grzechem, ale wręcz okazać im więcej empatii, gdyż On dobrotliwy jest i dla niewdzięcznych, i dla złych. Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz [Łk 6,35–36].
Jeżeli uważamy się za dzieci Boże, to pamiętajmy, że On miłuje grzeszników. Owszem, nienawidzi grzechu, który nas wyniszcza. Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł [Rz 5,8]. Nie naśmiewajmy się więc, nie róbmy przykrych uwag, gdy w naszym otoczeniu zauważymy kogoś borykającego się ze swoją płciowością.
Osoby transpłciowe mają aż nadto cierpienia i rozterki z powodu swojej wewnętrznej dezorientacji. Niechby chrześcijanie nie dokładali im kolejnych przykrości. W imię Boże okazujmy im miłość i w miarę możliwości podajmy rękę pomocy.
Nigdy nie zapomnę własnej dezorientacji, gdy jako 15–letni chłopak ze wsi, dwa miesiące po rozpoczęciu nowego roku szkolnego, trafiłem do szkoły w Gdańsku. Wszystko było nowe; i miasto, i przedmioty szkolne, i środowisko rówieśnicze, a nawet wspólnota kościelna.
Dość szybko rozeznałem się jednak w nowym otoczeniu. Trochę pocierpiałem, popełniłem kilka błędów, ale wiedziałem kim jestem i czego chcę, więc nie było tak źle. Po jakimś czasie nowe środowisko okazało się całkiem dobre, bo już nabrałem w nim orientacji.
Gdzieś obok nas żyją jednak ludzie, którzy mimo zamieszkiwania przez całe lata w tym samym miejscu, przeżywają ustawiczny dramat kompletnej dezorientacji. Myślę o osobach borykających się z własną tożsamością płciową czyli tzw. transgenderach.
Bycie osobą transpłciową to musi być przykrość. Grać cudzą rolę płciową w społeczeństwie, czuć się obco we własnym ciele lub wręcz go nienawidzić, lękać się nietolerancji i idącej za nią przemocy. Problemem stają się nawet pozornie banalne czynności: codzienna higiena, zakup ubrania, złożenie podpisu na liście obecności, zamówienie posiłku w barze, spotkanie ze znajomym używającym niechcianego imienia. Czasem boli własne odbicie w lustrze. Transgender nierzadko zrywa kontakty ze znajomymi i samotnie przeżywa swój dramat.
20 listopada to Dzień Pamięci Osób Transpłciowych (ang. Transgender Day of Remembrance). Okazja do spokojnego przyjrzenia się sprawie, bez niepotrzebnej transfobii, bowiem brak zrozumienia tych osób i ich odrzucenie potęguje ich cierpienie i może skończyć się tragicznie. Świadczą o tym setki dramatycznych przypadków.
Co na to Biblia? Czy możemy wyczytać z niej jakiekolwiek wezwanie do transfobii? Absolutnie nie. Owszem, czytamy: Kobieta nie będzie nosiła ubioru męskiego, a mężczyzna nie ubierze szaty kobiecej, gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni [5Mo 22,5] ale Słowo Boże równie ostro odnosi się do innych grzechów: Tych sześć rzeczy nienawidzi Pan, a tych siedem jest dla niego obrzydliwością: Butne oczy, kłamliwy język, ręce, które przelewają krew niewinną, serce, które knuje złe myśli, nogi, które śpieszą do złego, składanie fałszywego świadectwa, i sianie niezgody między braćmi [Prz 6,16].
Nie zauważyłem, żebyśmy jakoś szczególnie piętnowali powyższe zachowania. Dlaczego mielibyśmy inaczej postępować w stosunku do osób transgender? Myślę, że jako chrześcijanie koniecznie powinniśmy nie tylko mniej surowo patrzeć na ludzi borykających się z grzechem, ale wręcz okazać im więcej empatii, gdyż On dobrotliwy jest i dla niewdzięcznych, i dla złych. Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz [Łk 6,35–36].
Jeżeli uważamy się za dzieci Boże, to pamiętajmy, że On miłuje grzeszników. Owszem, nienawidzi grzechu, który nas wyniszcza. Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł [Rz 5,8]. Nie naśmiewajmy się więc, nie róbmy przykrych uwag, gdy w naszym otoczeniu zauważymy kogoś borykającego się ze swoją płciowością.
Osoby transpłciowe mają aż nadto cierpienia i rozterki z powodu swojej wewnętrznej dezorientacji. Niechby chrześcijanie nie dokładali im kolejnych przykrości. W imię Boże okazujmy im miłość i w miarę możliwości podajmy rękę pomocy.
19 listopada, 2010
Odróżniajmy przemoc od klapsa
Z inicjatywy szwajcarskiej organizacji Women's World Summit Foundation od początku XXI wieku 19 listopada obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Przemocy wobec Dzieci.
Organizatorzy obchodów odwołują się do art. 34 Konwencji Narodów Zjednoczonych o Prawach Dziecka, który mówi, że "Państwa-Strony zobowiązują się do ochrony dzieci przed wszelkimi formami wyzysku seksualnego i nadużyć seksualnych", a także do art. 19 tej Konwencji wzywającego do ochrony dzieci "przed wszelkimi formami przemocy fizycznej bądź psychicznej, krzywdy lub zaniedbania bądź złego traktowania lub wyzysku, w tym wykorzystywania w celach seksualnych".
Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Przemocy wobec Dzieci jest zawołaniem do rządów i społeczeństw o większą aktywność w promowaniu praw dziecka. Zdaniem jego organizatorów, międzynarodowe partnerstwo organizacji działających na rzecz podnoszenia świadomości społecznej o seksualnym wykorzystywaniu i przemocy wobec dzieci, zaowocuje stworzeniem powszechnej "kultury zapobiegania przemocy".
Warto mieć świadomość, że w samej tylko Polsce rokrocznie policja odnotowuje dziesiątki tysięcy przypadków różnorodnej przemocy w stosunku do dzieci i bynajmniej nie chodzi tu o zwykłego klapsa. Zbytnie nagłaśnianie takich przypadków owocuje jednak tworzeniem przesadnych przepisów prawa, w ogóle zakazujących stosowanie kar fizycznych. Związuje to ręce rodzicom odpowiedzialnym za należyte wychowanie swoich dzieci i z pewnością nie służy dobru nawet samych dzieci.
Pismo Święte jest oczywiście przeciwko krzywdzeniu i niecnym wykorzystywaniu dzieci. Trzeba jednak to odróżniać od prawidłowego dyscyplinowania dzieci w ramach rodzicielskiej miłości i troski. Ktoś z pewnością nazwie tę dyscyplinę przemocą, ale jest ona jak najbardziej uprawnionym sposobem przywoływania dzieci do porządku.
Biblia zaleca tu po prostu zachowanie zdrowego rozsądku. Ojcowie, nie rozgoryczajcie dzieci swoich, aby nie upadały na duchu [Kol 3,21]. Nie szczędź chłopcu karcenia; jeżeli go uderzysz rózgą, nie umrze. Ty go uderzysz rózgą, a jego duszę wyrwiesz z krainy umarłych [Prz 23,13–14]. Ćwicz swego syna, póki jeszcze jest nadzieja; lecz nie unoś się przy tym, aby nie spowodować jego śmierci [Prz 19,18].
W Międzynarodowym Dniu Zapobiegania Przemocy wobec Dzieci pragnę zaapelować o większą wrażliwość społeczną w przypadku zaobserwowania znęcania się nad dziećmi i ich wykorzystywania. Dziecko samo nie potrafi się obronić. Krzywdzone potrzebuje pomocy dorosłych!
Jednocześnie apeluję jednak, abyśmy do tego samego worka przemocy nie wrzucali rodzicielskich klapsów, bez których dzieci mogą nie nabrać właściwej orientacji, co jest dobre, a co złe.
Organizatorzy obchodów odwołują się do art. 34 Konwencji Narodów Zjednoczonych o Prawach Dziecka, który mówi, że "Państwa-Strony zobowiązują się do ochrony dzieci przed wszelkimi formami wyzysku seksualnego i nadużyć seksualnych", a także do art. 19 tej Konwencji wzywającego do ochrony dzieci "przed wszelkimi formami przemocy fizycznej bądź psychicznej, krzywdy lub zaniedbania bądź złego traktowania lub wyzysku, w tym wykorzystywania w celach seksualnych".
Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Przemocy wobec Dzieci jest zawołaniem do rządów i społeczeństw o większą aktywność w promowaniu praw dziecka. Zdaniem jego organizatorów, międzynarodowe partnerstwo organizacji działających na rzecz podnoszenia świadomości społecznej o seksualnym wykorzystywaniu i przemocy wobec dzieci, zaowocuje stworzeniem powszechnej "kultury zapobiegania przemocy".
Warto mieć świadomość, że w samej tylko Polsce rokrocznie policja odnotowuje dziesiątki tysięcy przypadków różnorodnej przemocy w stosunku do dzieci i bynajmniej nie chodzi tu o zwykłego klapsa. Zbytnie nagłaśnianie takich przypadków owocuje jednak tworzeniem przesadnych przepisów prawa, w ogóle zakazujących stosowanie kar fizycznych. Związuje to ręce rodzicom odpowiedzialnym za należyte wychowanie swoich dzieci i z pewnością nie służy dobru nawet samych dzieci.
Pismo Święte jest oczywiście przeciwko krzywdzeniu i niecnym wykorzystywaniu dzieci. Trzeba jednak to odróżniać od prawidłowego dyscyplinowania dzieci w ramach rodzicielskiej miłości i troski. Ktoś z pewnością nazwie tę dyscyplinę przemocą, ale jest ona jak najbardziej uprawnionym sposobem przywoływania dzieci do porządku.
Biblia zaleca tu po prostu zachowanie zdrowego rozsądku. Ojcowie, nie rozgoryczajcie dzieci swoich, aby nie upadały na duchu [Kol 3,21]. Nie szczędź chłopcu karcenia; jeżeli go uderzysz rózgą, nie umrze. Ty go uderzysz rózgą, a jego duszę wyrwiesz z krainy umarłych [Prz 23,13–14]. Ćwicz swego syna, póki jeszcze jest nadzieja; lecz nie unoś się przy tym, aby nie spowodować jego śmierci [Prz 19,18].
W Międzynarodowym Dniu Zapobiegania Przemocy wobec Dzieci pragnę zaapelować o większą wrażliwość społeczną w przypadku zaobserwowania znęcania się nad dziećmi i ich wykorzystywania. Dziecko samo nie potrafi się obronić. Krzywdzone potrzebuje pomocy dorosłych!
Jednocześnie apeluję jednak, abyśmy do tego samego worka przemocy nie wrzucali rodzicielskich klapsów, bez których dzieci mogą nie nabrać właściwej orientacji, co jest dobre, a co złe.
18 listopada, 2010
Dzięki Bogu za Biblię Gdańską!
Dziś rocznica wydania Biblii Gdańskiej, czyli przekładu Biblii z języka hebrajskiego i greckiego na język polski. Ukazała się ona drukiem 18 listopada 1632 roku w drukarni Hünefelda w Gdańsku i przez ponad trzysta lat była jednym z najpopularniejszych polskich tłumaczeń protestanckich. W 1975 roku zastąpił ją nowy przekład Pisma Świętego z języków oryginalnych, zwany Biblią Warszawską.
Rokrocznie 18 listopada jest więc dla mnie podwójnym świętem. Po pierwsze dlatego, że kocham Słowo Boże, a Biblia Gdańska była pierwszym egzemplarzem Pisma Świętego, jaki dostałem do ręki na początku lat siedemdziesiątych poznając Pana Jezusa. Prostota, dosadność i – jak potem odkryłem – wierność oryginałowi tego przekładu jest wartością, którą cenią sobie pobożni czytelnicy Biblii do dzisiaj. Nie zmieniło tego pojawienie się na rynku wielu nowych, współczesnych tłumaczeń.
Po drugie, 18 listopada jest dla mnie ważną rocznicą, bowiem dotyczy – jak nazwa wskazuje – Biblii Gdańskiej, a piszący te słowa od 1974 roku jest Gdańszczaninem. Jestem dumny, że 378 lat temu właśnie tutaj, w moim mieście, Słowo Boże zatriumfowało, stając się dostępne w języku polskim dla tysięcy ewangelicznie wierzących Polaków. Kto kocha Biblię, ten wie dlaczego czuję się szczęśliwy.
Odrodzeni będąc nie z nasienia skazitelnego, ale z nieskazitelnego przez słowo Boże żywe i trwające na wieki. Ponieważ wszelkie ciało jest jako trawa i wszelka chwała człowieka jako kwiat trawy; uwiędła trawa i kwiat jej opadł; ale słowo Pańskie trwa na wieki. A toć jest słowo, które wam jest zwiastowane [1Pt 1,23–25].
Słowo Chrystusowe niechaj mieszka w was obficie ze wszelką mądrością, nauczając i napominając samych siebie przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, wdzięcznie śpiewając w sercach waszych Panu [Kol 3,16].
Boć żywe jest słowo Boże i skuteczne, i przeraźliwsze nad wszelki miecz po obu stronach ostry, i przenikające aż do rozdzielenia i duszy, i ducha, i stawów, i szpików, i rozeznawające myśli i zdania serdeczne [Hbr 4,12].
Wiara tedy jest z słuchania, a słuchanie przez słowo Boże [Rz 10,17]. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą [Mt 24,35. Dziś wszystkie fragmenty w brzmieniu Biblii Gdańskiej].
Czyż wobec tego Pismo Święte nie jest warte czytania i głoszenia? Pragnę to czynić przez wszystkie moje dni na ziemi.
Rokrocznie 18 listopada jest więc dla mnie podwójnym świętem. Po pierwsze dlatego, że kocham Słowo Boże, a Biblia Gdańska była pierwszym egzemplarzem Pisma Świętego, jaki dostałem do ręki na początku lat siedemdziesiątych poznając Pana Jezusa. Prostota, dosadność i – jak potem odkryłem – wierność oryginałowi tego przekładu jest wartością, którą cenią sobie pobożni czytelnicy Biblii do dzisiaj. Nie zmieniło tego pojawienie się na rynku wielu nowych, współczesnych tłumaczeń.
Po drugie, 18 listopada jest dla mnie ważną rocznicą, bowiem dotyczy – jak nazwa wskazuje – Biblii Gdańskiej, a piszący te słowa od 1974 roku jest Gdańszczaninem. Jestem dumny, że 378 lat temu właśnie tutaj, w moim mieście, Słowo Boże zatriumfowało, stając się dostępne w języku polskim dla tysięcy ewangelicznie wierzących Polaków. Kto kocha Biblię, ten wie dlaczego czuję się szczęśliwy.
Odrodzeni będąc nie z nasienia skazitelnego, ale z nieskazitelnego przez słowo Boże żywe i trwające na wieki. Ponieważ wszelkie ciało jest jako trawa i wszelka chwała człowieka jako kwiat trawy; uwiędła trawa i kwiat jej opadł; ale słowo Pańskie trwa na wieki. A toć jest słowo, które wam jest zwiastowane [1Pt 1,23–25].
Słowo Chrystusowe niechaj mieszka w was obficie ze wszelką mądrością, nauczając i napominając samych siebie przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, wdzięcznie śpiewając w sercach waszych Panu [Kol 3,16].
Boć żywe jest słowo Boże i skuteczne, i przeraźliwsze nad wszelki miecz po obu stronach ostry, i przenikające aż do rozdzielenia i duszy, i ducha, i stawów, i szpików, i rozeznawające myśli i zdania serdeczne [Hbr 4,12].
Wiara tedy jest z słuchania, a słuchanie przez słowo Boże [Rz 10,17]. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą [Mt 24,35. Dziś wszystkie fragmenty w brzmieniu Biblii Gdańskiej].
Czyż wobec tego Pismo Święte nie jest warte czytania i głoszenia? Pragnę to czynić przez wszystkie moje dni na ziemi.
16 listopada, 2010
Całkowity pokój i bezpieczeństwo?
65 lat temu, 16 listopada 1945 roku w Londynie została powołana do życia specjalna Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kultury, w skrócie zwana UNESCO (od pierwszych liter ang.: The United Nations Educational, Scientific and Cultural Organization). Aktualnie zrzesza ona 193 państwa.
Celem UNESCO jest szerzenie pokoju i bezpieczeństwa na świecie poprzez upowszechnienie międzynarodowej współpracy w zakresie edukacji, nauki i kultury oraz respektowanie zasad sprawiedliwości społecznej i przestrzeganie praw człowieka.
Oto główne kierunki misji UNESCO w świecie, znane też jako Milenijne Cele Rozwoju: (1) wyeliminować skrajne ubóstwo i głód. (2) zapewnić powszechne nauczanie na poziomie podstawowym. (3) promować równość płci i awans społeczny kobiet. (4) ograniczyć umieralność dzieci. (5) poprawić opiekę zdrowotną nad matkami. (6) ograniczyć rozprzestrzenianie się HIV/AIDS, malarii i innych chorób zakaźnych. (7) zapewnić ochronę środowiska naturalnego. (8) stworzyć globalne partnerskie porozumienie na rzecz rozwoju.
Powyższe hasła, choć kryją w sobie wiele tajemnic, wydają się jak najbardziej dobrze brzmieć i zapowiadać świetlaną przyszłość świata. Tymczasem Słowo Boże ostrzega: Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną [1Ts 5,3].
UNESCO nie jest w stanie zaprowadzić pokoju na świecie ani też go utrzymać. Raczej nie ma co na to liczyć, bo nie mają pokoju bezbożni - mówi Pan [ Iz 48,22]. Nawiasem mówiąc, wprowadzanie i utrzymywanie pokoju na zasadzie zrównoważenia przciwległych sił nigdy nie zapewni trwałego pokoju. Wystarczy bowiem, że jedna ze stron zwiększy nagle napięcie albo druga na moment osłabnie, a już taki pokój ulega zachwianiu.
Można jednak już dziś cieszyć się trwałym pokojem we własnej duszy. Biblia wskazuje, że taki pokój daje wiara w Jezusa. On powiedział: Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze i niech się nie lęka [Jn 14,27]. Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa [Rz 5,1].
Ach, gdyby zechcieli to wziąć pod uwagę działacze UNESCO...
Celem UNESCO jest szerzenie pokoju i bezpieczeństwa na świecie poprzez upowszechnienie międzynarodowej współpracy w zakresie edukacji, nauki i kultury oraz respektowanie zasad sprawiedliwości społecznej i przestrzeganie praw człowieka.
Oto główne kierunki misji UNESCO w świecie, znane też jako Milenijne Cele Rozwoju: (1) wyeliminować skrajne ubóstwo i głód. (2) zapewnić powszechne nauczanie na poziomie podstawowym. (3) promować równość płci i awans społeczny kobiet. (4) ograniczyć umieralność dzieci. (5) poprawić opiekę zdrowotną nad matkami. (6) ograniczyć rozprzestrzenianie się HIV/AIDS, malarii i innych chorób zakaźnych. (7) zapewnić ochronę środowiska naturalnego. (8) stworzyć globalne partnerskie porozumienie na rzecz rozwoju.
Powyższe hasła, choć kryją w sobie wiele tajemnic, wydają się jak najbardziej dobrze brzmieć i zapowiadać świetlaną przyszłość świata. Tymczasem Słowo Boże ostrzega: Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną [1Ts 5,3].
UNESCO nie jest w stanie zaprowadzić pokoju na świecie ani też go utrzymać. Raczej nie ma co na to liczyć, bo nie mają pokoju bezbożni - mówi Pan [ Iz 48,22]. Nawiasem mówiąc, wprowadzanie i utrzymywanie pokoju na zasadzie zrównoważenia przciwległych sił nigdy nie zapewni trwałego pokoju. Wystarczy bowiem, że jedna ze stron zwiększy nagle napięcie albo druga na moment osłabnie, a już taki pokój ulega zachwianiu.
Można jednak już dziś cieszyć się trwałym pokojem we własnej duszy. Biblia wskazuje, że taki pokój daje wiara w Jezusa. On powiedział: Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze i niech się nie lęka [Jn 14,27]. Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa [Rz 5,1].
Ach, gdyby zechcieli to wziąć pod uwagę działacze UNESCO...
15 listopada, 2010
Czy staniemy się zdrowsi i lepsi?
Z dniem dzisiejszym weszła w życie nowelizacja ustawy o ochronie zdrowia, która wprowadza zakaz palenia tytoniu w miejscach publicznych. Nowe przepisy zabraniają palenia w szpitalu, w szkole, w pracy, w autobusie, w pociągu, w restauracji, na stadionie itd. Póki co, można będzie jeszcze palić w szczelnie zamkniętych palarniach, ale i to wkrótce zostanie zakazane.
Zadaniem sejmowej komisji zdrowia chodzi o dobro 9 milionów palaczy czynnych i znakomitą większość palaczy biernych. Teraz ma być inaczej. Polska dołączyła do dwudziestu pięciu europejskich państw, w których podobne przepisy już obowiązują. Nie wolno palić i koniec.
Palenie tytoniu z pewnością nie jest dobre dla zdrowia, ale czy aby naprawdę wspomniana ustawa jest dobrym pomysłem? Czy narzucając ludziom obowiązkową troskę o zdrowie i strasząc ich karami, rzeczywiście można poprawić stan zdrowia narodu?
Nie wierzę w takie metody. Przypomnijmy biblijny model podejmowania decyzji w podobnych kwestiach: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić [1Ko 6,12]. Wszystko wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne; wszystko wolno, ale nie wszystko buduje [1Ko 10,23]. Oto odpowiedzialne i dojrzałe podejście do życia człowieka naprawdę wolnego!
Uciekając przed policjantem lub ukrywając przed strażnikiem miejskim zapalonego papierosa, Polak jest przede wszystkim nastawiony na omijanie przepisów, chęć przechytrzenia funkcjonariusza, a nawet ewentulane jego korumpowanie. Czy w takim ferworze będzie go stać na jakąś głębszą autorefleksję nad stanem własnego serca?
Biblia w tzw. ostatnim słowie nie zmusza nikogo do czynienia dobrze: Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca [Obj 22,11]. Bóg respektuje wolną wolę człowieka, zapowiadając oczywicie na końcu sprawiedliwy sąd: Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku [Obj 22,12].
Rozumiem, że w zakazie palenia wyrażona została troska o tych, którzy nie palą. Coś mi się jednak zdaje, że surowe zakazy nie przerobią Polaków na lepszych ludzi, a może nawet jeszcze bardziej skłócą ich między sobą...
Jedno wiem na pewno: w Królestwie Bożym nie ma żadnego zakazu palenia w miejscach publicznych. Dlaczego? Bo jego obywatelom nie przychodzi do głowy, by palić nawet we własnym mieszkaniu. Dlatego wyglądam czasów pełnego objawienia się Królestwa Bożego, gdy nikt nikomu niczego nie będzie zakazywał i nakazywał.
Zadaniem sejmowej komisji zdrowia chodzi o dobro 9 milionów palaczy czynnych i znakomitą większość palaczy biernych. Teraz ma być inaczej. Polska dołączyła do dwudziestu pięciu europejskich państw, w których podobne przepisy już obowiązują. Nie wolno palić i koniec.
Palenie tytoniu z pewnością nie jest dobre dla zdrowia, ale czy aby naprawdę wspomniana ustawa jest dobrym pomysłem? Czy narzucając ludziom obowiązkową troskę o zdrowie i strasząc ich karami, rzeczywiście można poprawić stan zdrowia narodu?
Nie wierzę w takie metody. Przypomnijmy biblijny model podejmowania decyzji w podobnych kwestiach: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić [1Ko 6,12]. Wszystko wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne; wszystko wolno, ale nie wszystko buduje [1Ko 10,23]. Oto odpowiedzialne i dojrzałe podejście do życia człowieka naprawdę wolnego!
Uciekając przed policjantem lub ukrywając przed strażnikiem miejskim zapalonego papierosa, Polak jest przede wszystkim nastawiony na omijanie przepisów, chęć przechytrzenia funkcjonariusza, a nawet ewentulane jego korumpowanie. Czy w takim ferworze będzie go stać na jakąś głębszą autorefleksję nad stanem własnego serca?
Biblia w tzw. ostatnim słowie nie zmusza nikogo do czynienia dobrze: Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca [Obj 22,11]. Bóg respektuje wolną wolę człowieka, zapowiadając oczywicie na końcu sprawiedliwy sąd: Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku [Obj 22,12].
Rozumiem, że w zakazie palenia wyrażona została troska o tych, którzy nie palą. Coś mi się jednak zdaje, że surowe zakazy nie przerobią Polaków na lepszych ludzi, a może nawet jeszcze bardziej skłócą ich między sobą...
Jedno wiem na pewno: w Królestwie Bożym nie ma żadnego zakazu palenia w miejscach publicznych. Dlaczego? Bo jego obywatelom nie przychodzi do głowy, by palić nawet we własnym mieszkaniu. Dlatego wyglądam czasów pełnego objawienia się Królestwa Bożego, gdy nikt nikomu niczego nie będzie zakazywał i nakazywał.
12 listopada, 2010
Rekordziści pilnie potrzebni
12 listopada to Światowy Dzień Bicia Rekordów [ang. Guinness World Records Day]. Ustanowienie go miało na celu podkreślenie przyjemności i emocji z bicia rekordów oraz stworzenie dla kolejnych osób lub grup z całego świata okazji do tego, aby mogli wziąć udział w tej zabawie i stać się autorami kolejnych rekordów. Dzień GWR miał także uczcić wydany w 2005 roku 100 milionowy egzemplarz księgi Guinness World Records.
Któż nie słyszał o najrozmaitszych rekordach Guinnessa? Niemal każdego dnia ktoś stara się zaimponować całemu światu ustanawiając jakiś nowy rekord lub bijąc rekord wcześniej już ustanowiony. Oto garść przykładów tegorocznych: Największa czekolada, najszersze usta, największa dynia, największy kieliszek do wina, rekord gry na pianinie itd.
Czy to nie zdumiewające, że ludzie potrafią tak bardzo mobilizować się i poświęcać, aby zaistnieć publicznie i choć przez chwilę być obiektem zainteresowania massmediów? Przecież wpisanie się do Księgi Rekordów Guinnessa w większości przypadków wiąże się z nie lada wysiłkiem. Krakowskie pobicie rekordu Włochów w przygotowaniu największej pizzy to m.in. cztery tony mąki, 1500 litrów sosu pomidorowego i 1600 kg mozzarelli. Trzeba było nie tylko zdobyć te produkty, ale także właściwie je przetworzyć. Nawet wyhodowanie najdłuższego na świecie, 170 cm ogórka wymagało systematycznego podlewania i rzucania na niego końskiego łajna.
Co popycha ludzi do bicia rekordów? Próżność serca? Chęć zwrócenia na siebie uwagi? Nadmiar wolnego czasu i pieniędzy? Motywacje są oczywiście bardzo różne, ale nowych rekordów nigdy nie zabraknie, ponieważ ludzie po prostu lubią się ścigać i konkurować.
A chrześcijanie? Czy również stają do rywalizacji? Czy noszą w sercu pragnienie pobicia jakiegoś rekordu? Bicie rekordów nadających się do GWR raczej pozostawmy ludziom duchowo przynależących do świata. My mamy zaszczyt prezentowania rekordów o całkiem innym charakterze.
Biblia zachęca: Wyprzedzajcie się wzajemnie w okazywaniu szacunku [Rz 12,10]. Jeśli ktoś chce być pierwszy, niechaj stanie się ze wszystkich ostatnim i sługą wszystkich [Mk 9,35]. Przestrzegając przed zamiłowaniem do pieniędzy, wskazuje właściwą drogę: Ale ty, człowiecze Boży, unikaj tego, a zabiegaj o sprawiedliwość, pobożność, wiarę, miłość, cierpliwość, łagodność [1Tm 6,11].
Po rozmowie z Jezusem apostoł Piotr zrozumiał, że może ustanowić nowy rekord świata: Ile razy mam odpuścić bratu memu, jeżeli przeciwko mnie zgrzeszy? Czy aż do siedmiu razy? Mówi mu Jezus: Nie powiadam ci: do siedmiu razy, lecz do siedemdziesięciu siedmiu razy [Mt 18,21–22].
W świadectwie jednego z biblijnych rekordzistów czytamy: więcej pracowałem, częściej byłem w więzieniach, nad miarę byłem chłostany, często znajdowałem się w niebezpieczeństwie śmierci. Od Żydów otrzymałem pięć razy po czterdzieści uderzeń bez jednego, trzy razy byłem chłostany, raz ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem w głębinie morskiej. [...] W trudzie i znoju, często w niedosypianiu, w głodzie i pragnieniu, często w postach, w zimie i nagości. Pomijając te sprawy zewnętrzne, pozostaje codzienne nachodzenie mnie, troska o wszystkie zbory [2Ko 11,23–28].
Oto rekordy, które interesują prawdziwych chrześcijan: Przodować w wierności, posłuszeństwie, pokorze, poświeceniu, cierpieniu, dawaniu, cierpliwym oczekiwaniu itd. Czy nie zechciałbyś zostać Bożym rekordzistą w którejś z tych dziedzin, choćby w obrębie własnej rodziny?
Wprawdzie z takimi osiągnięciami nie wpiszą nas do Księgi Rekordów Guinnesa, ale z całą pewnością nasz rekord zostanie odnotowany w niebie.
09 listopada, 2010
Czy wkalkulowałem w swój życiorys noce kryształowe?
Dziś Międzynarodowy Dzień przeciwko Faszyzmowi i Antysemityzmowi, upamiętniający tzw. Noc Kryształową – czyli pogrom Żydów w hitlerowskich Niemczech w nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku. Nazwa wzięła się z tego, że ulice niemieckich miast zostały wręcz zasypane odłamkami szkła i kryształów ze zniszczonych żydowskich mieszkań i sklepów.
Tej strasznej nocy w całych Niemczech doszło do niebywałego pogromu ludności żydowskiej. W efekcie zamordowano 91 Żydów, spalono lub uszkodzono kilkaset synagog, zniszczono ponad 7 tysięcy sklepów, zdemolowano wiele domów mieszkalnych i zbezczeszczono prawie wszystkie żydowskie cmentarze.
Wspomnienie tej potworności rodzi we mnie smutną refleksję na temat poczucia bezpieczeństwa w ogóle. Wystarczy, że ze swoimi przekonaniami i sympatiami znajdziesz się nie po tej stronie "co trzeba", a już twój los nikogo tu nie obchodzi. Wystarczy, że z racji swego pochodzenia, poglądów lub wiary jesteś człowiekiem w jakiś sposób społecznie odrzuconym, a już nie masz na kogo liczyć. Możesz dzwonić, wołać o pomoc, powoływać się na obowiązujące prawo, a i tak nikt nie kiwnie palcem, żeby cię poratować.
Tamtej nocy niemiecka Policja Państwowa nie zrobiła nic, by zatrzymać skandalicznie bezprawne zachowania Niemców w stosunku do Żydów. Jak na ironię, skupiła się na ochronie prześladowców, bowiem władze wydały instrukcję, że działania antyżydowskie należy podejmować tak, by nie narazić na szwank życia i własności ludności niemieckiej.
Ktoś może pomyśli, że tego rodzaju pogwałcenie zasad bezpieczeństwa i sprawiedliwości społecznej dzisiaj się już nie może wydarzyć. Tymczasem w świetle Biblii widać, że lud Boży na tym świecie zawsze powinien się liczyć z nadejściem jakiegoś ucisku i próby.
Pierwsi chrześcijanie doznali szyderstw i biczowania, a nadto więzów i więzienia; byli kamienowani, paleni, przerzynani piłą, zabijani mieczem, błąkali się w owczych i kozich skórach, wyzuci ze wszystkiego, uciskani, poniewierani; ci, których świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi [Hbr 11,36-38]. Na jakiej podstawie współcześni wyznawcy Chrystusa mieliby spodziewać się ze strony świata lepszego traktowania?
Pan Jezus powiedział: Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi [Jn 15,19]. Scharakteryzował też czasy ostateczne w następujący sposób: Wtedy bowiem nastanie wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd, i nie będzie. A gdyby nie były skrócone owe dni, nie ocalałaby żadna istota, lecz ze względu na wybranych będą skrócone owe dni [Mt 24,21–22].
Abstrahując więc od kwestii antysemityzmu, każdy chrześcijanin wie z Biblii, że na tym świecie nie może liczyć na przychylność i ochronę. Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat [Jn 16,33]. Nie od dziś wiadomo, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego [Dz 14,22].
Prawdziwy chrześcijanin swoje bezpieczeństwo upatruje nie w poszukiwaniu tego, jak uniknąć prześladowania, lecz w tym, jak zacieśnić swoje relacje z Panem Jezusem i jak ich nie zaniedbać w tym świecie. Ponieważ zachowałeś nakaz mój, by przy mnie wytrwać, przeto i Ja zachowam cię w godzinie próby, jaka przyjdzie na cały świat, by doświadczyć mieszkańców ziemi [Obj 3,10].
Ten, kto ma serce rozmiłowane w Jezusie i jest nastawiony na rychłe odejście stąd do Niebiańskiej Ojczyzny, tego żadne prześladowania i pogromy nie złamią. Lecz co zrobią chrześcijanie, którym fałszywi nauczyciele i prorocy od lat sączą do duszy ewangelię sukcesu?
Tej strasznej nocy w całych Niemczech doszło do niebywałego pogromu ludności żydowskiej. W efekcie zamordowano 91 Żydów, spalono lub uszkodzono kilkaset synagog, zniszczono ponad 7 tysięcy sklepów, zdemolowano wiele domów mieszkalnych i zbezczeszczono prawie wszystkie żydowskie cmentarze.
Wspomnienie tej potworności rodzi we mnie smutną refleksję na temat poczucia bezpieczeństwa w ogóle. Wystarczy, że ze swoimi przekonaniami i sympatiami znajdziesz się nie po tej stronie "co trzeba", a już twój los nikogo tu nie obchodzi. Wystarczy, że z racji swego pochodzenia, poglądów lub wiary jesteś człowiekiem w jakiś sposób społecznie odrzuconym, a już nie masz na kogo liczyć. Możesz dzwonić, wołać o pomoc, powoływać się na obowiązujące prawo, a i tak nikt nie kiwnie palcem, żeby cię poratować.
Tamtej nocy niemiecka Policja Państwowa nie zrobiła nic, by zatrzymać skandalicznie bezprawne zachowania Niemców w stosunku do Żydów. Jak na ironię, skupiła się na ochronie prześladowców, bowiem władze wydały instrukcję, że działania antyżydowskie należy podejmować tak, by nie narazić na szwank życia i własności ludności niemieckiej.
Ktoś może pomyśli, że tego rodzaju pogwałcenie zasad bezpieczeństwa i sprawiedliwości społecznej dzisiaj się już nie może wydarzyć. Tymczasem w świetle Biblii widać, że lud Boży na tym świecie zawsze powinien się liczyć z nadejściem jakiegoś ucisku i próby.
Pierwsi chrześcijanie doznali szyderstw i biczowania, a nadto więzów i więzienia; byli kamienowani, paleni, przerzynani piłą, zabijani mieczem, błąkali się w owczych i kozich skórach, wyzuci ze wszystkiego, uciskani, poniewierani; ci, których świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi [Hbr 11,36-38]. Na jakiej podstawie współcześni wyznawcy Chrystusa mieliby spodziewać się ze strony świata lepszego traktowania?
Pan Jezus powiedział: Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi [Jn 15,19]. Scharakteryzował też czasy ostateczne w następujący sposób: Wtedy bowiem nastanie wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd, i nie będzie. A gdyby nie były skrócone owe dni, nie ocalałaby żadna istota, lecz ze względu na wybranych będą skrócone owe dni [Mt 24,21–22].
Abstrahując więc od kwestii antysemityzmu, każdy chrześcijanin wie z Biblii, że na tym świecie nie może liczyć na przychylność i ochronę. Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat [Jn 16,33]. Nie od dziś wiadomo, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego [Dz 14,22].
Prawdziwy chrześcijanin swoje bezpieczeństwo upatruje nie w poszukiwaniu tego, jak uniknąć prześladowania, lecz w tym, jak zacieśnić swoje relacje z Panem Jezusem i jak ich nie zaniedbać w tym świecie. Ponieważ zachowałeś nakaz mój, by przy mnie wytrwać, przeto i Ja zachowam cię w godzinie próby, jaka przyjdzie na cały świat, by doświadczyć mieszkańców ziemi [Obj 3,10].
Ten, kto ma serce rozmiłowane w Jezusie i jest nastawiony na rychłe odejście stąd do Niebiańskiej Ojczyzny, tego żadne prześladowania i pogromy nie złamią. Lecz co zrobią chrześcijanie, którym fałszywi nauczyciele i prorocy od lat sączą do duszy ewangelię sukcesu?
06 listopada, 2010
Warto być znanym z użyteczności
Dziś Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Eksploatacji Środowiska Naturalnego podczas Wojen i Konfliktów Zbrojnych, proklamowany przez ONZ w 2001 roku.
Ogłaszając taki dzień, Zgromadzenie Ogólne miało na celu zwrócenie uwagi na fakt, że szkody wyrządzane zasobom naturalnym podczas konfliktów zbrojnych odbijają się szerokim echem w całym środowisku naturalnym. Niszczą nie tylko samo pole walki, ale niosą za sobą długotrwałe, negatywne skutki również dla terenów bezpośrednio nie objętych działaniami wojennymi.
W bitewnym ferworze zazwyczaj w ogóle nie myśli się o takich sprawach. Szkody w przyrodzie, niszczenie budowanych przez lata ekosystemów – te sprawy wydają się być absolutnie drugorzędne. Liczy się zwycięstwo! Wszystko jest mu przyporządkowywane. Zdaniem ONZ każda władza prowadząc działania zbrojne powinna mieć świadomość zniszczeń, które mogą się obrócić przeciwko niej samej.
A Biblia? Czy napotykamy w niej na tego rodzaju zagadnienia? Oczywiście, że tak. Oto przykład: Jeżeli będziesz oblegał jakieś miasto przez długi czas, walcząc przeciwko niemu, aby je zdobyć, nie niszcz jego drzew podnosząc na nie siekierę, bo z nich możesz się żywić; nie wycinaj ich więc, bo czyż drzewo polne jest człowiekiem, aby miało być przez ciebie oblegane? Tylko drzewo, które znasz jako drzewo nie wydające owocu, możesz zniszczyć, ściąć i budować z niego narzędzia oblężnicze przeciwko miastu, które wszczęło z tobą wojnę, aż padnie [5Mo 20,19–20].
Biblia wzywa do mądrego i odpowiedzialnego postępowania z przyrodą w trakcie działań wojennych. Zaleca kierowanie się użytecznością drzew, a nie jedynie ich walorami estetycznymi. Koniecznie należy oszczędzić drzewa owocujące. W działaniach wojennych można posłużyć się jedynie takimi, które nie przynoszą owocu.
Owocujące drzewa są dobre dla wszystkich. Są apolityczne. Nie dzieli się ich na sojusznicze i wrogie. Każdy żołnierz, czy z lewa, czy z prawa, może skorzystać z ich owoców i zazwyczaj tak robi. Prawdziwy chrześcijanin jest w swoim środowisku, jak drzewo owocowe w pośrodku pola bitwy. Nie miesza się do żadnej walki. I za komuny, i w czasach III Rzeczypospolitej, jest po prostu użyteczny dla ludzi.
Oto kapitalna myśl: Jeżeli będę znany z użyteczności, to obojętnie jakie czasy nastaną i pod jakimi rządami przyjdzie mi dożywać moich dni, niczym biblijny prorok Daniel, zostanę oszczędzony, abym nadal mógł przynosić pożytek.
Ogłaszając taki dzień, Zgromadzenie Ogólne miało na celu zwrócenie uwagi na fakt, że szkody wyrządzane zasobom naturalnym podczas konfliktów zbrojnych odbijają się szerokim echem w całym środowisku naturalnym. Niszczą nie tylko samo pole walki, ale niosą za sobą długotrwałe, negatywne skutki również dla terenów bezpośrednio nie objętych działaniami wojennymi.
W bitewnym ferworze zazwyczaj w ogóle nie myśli się o takich sprawach. Szkody w przyrodzie, niszczenie budowanych przez lata ekosystemów – te sprawy wydają się być absolutnie drugorzędne. Liczy się zwycięstwo! Wszystko jest mu przyporządkowywane. Zdaniem ONZ każda władza prowadząc działania zbrojne powinna mieć świadomość zniszczeń, które mogą się obrócić przeciwko niej samej.
A Biblia? Czy napotykamy w niej na tego rodzaju zagadnienia? Oczywiście, że tak. Oto przykład: Jeżeli będziesz oblegał jakieś miasto przez długi czas, walcząc przeciwko niemu, aby je zdobyć, nie niszcz jego drzew podnosząc na nie siekierę, bo z nich możesz się żywić; nie wycinaj ich więc, bo czyż drzewo polne jest człowiekiem, aby miało być przez ciebie oblegane? Tylko drzewo, które znasz jako drzewo nie wydające owocu, możesz zniszczyć, ściąć i budować z niego narzędzia oblężnicze przeciwko miastu, które wszczęło z tobą wojnę, aż padnie [5Mo 20,19–20].
Biblia wzywa do mądrego i odpowiedzialnego postępowania z przyrodą w trakcie działań wojennych. Zaleca kierowanie się użytecznością drzew, a nie jedynie ich walorami estetycznymi. Koniecznie należy oszczędzić drzewa owocujące. W działaniach wojennych można posłużyć się jedynie takimi, które nie przynoszą owocu.
Owocujące drzewa są dobre dla wszystkich. Są apolityczne. Nie dzieli się ich na sojusznicze i wrogie. Każdy żołnierz, czy z lewa, czy z prawa, może skorzystać z ich owoców i zazwyczaj tak robi. Prawdziwy chrześcijanin jest w swoim środowisku, jak drzewo owocowe w pośrodku pola bitwy. Nie miesza się do żadnej walki. I za komuny, i w czasach III Rzeczypospolitej, jest po prostu użyteczny dla ludzi.
Oto kapitalna myśl: Jeżeli będę znany z użyteczności, to obojętnie jakie czasy nastaną i pod jakimi rządami przyjdzie mi dożywać moich dni, niczym biblijny prorok Daniel, zostanę oszczędzony, abym nadal mógł przynosić pożytek.
05 listopada, 2010
Dlaczego chcę iść do nieba?
Dwa dni temu głosiłem Słowo Boże na pogrzebie w Wejherowie. Na nowo zacząłem się zastanawiać, dlaczego po śmierci chciałbym znaleźć się w niebie? Dlaczego wzdycham pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba [2Ko 5,2]?
Czy tylko dlatego, że nie chciałbym trafić do piekła? Czy może dlatego, że tutaj jest mi źle? Bo jestem zmęczony i chciałbym już sobie odpocząć? A może pociąga mnie po prostu niezwykłość nieba i panująca tam radość?
Zaniepokoiłem się, że ktoś obserwując mnie i słuchając, mógłby tak sobie pomyśleć. Przecież chcę znaleźć się w niebie przede wszystkim dlatego, że tam spotkam się z moim umiłowanym Zbawicielem, Panem Jezusem Chrystusem! On poszedł przygotować w niebie miejsce dla wszystkich swoich wyznawców. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,3].
Kto naprawdę kocha, ten chce być blisko. Wiemy, że dopóki przebywamy w ciele, jesteśmy oddaleni od Pana; gdyż w wierze, a nie w oglądaniu pielgrzymujemy. Jesteśmy więc pełni ufności i wolelibyśmy raczej wyjść z ciała i zamieszkać u Pana [2Ko 5,6–8]. Separacja, zatracenie wieczne, oddalenie od oblicza Pana i od mocy chwały jego [2Ts 1,9] byłoby największym nieszczęściem dla człowieka rozmiłowanego w Panu Jezusie.
Wspaniałość nieba polega głównie na tym, że wreszcie ujrzymy Go takim, jakim jest [1Jn 3,2] i tak zawsze z Panem będziemy [1Ts 4,17].
Ten powód pójścia do nieba pragnę w sobie pielęgnować i rozwijać.
Czy tylko dlatego, że nie chciałbym trafić do piekła? Czy może dlatego, że tutaj jest mi źle? Bo jestem zmęczony i chciałbym już sobie odpocząć? A może pociąga mnie po prostu niezwykłość nieba i panująca tam radość?
Zaniepokoiłem się, że ktoś obserwując mnie i słuchając, mógłby tak sobie pomyśleć. Przecież chcę znaleźć się w niebie przede wszystkim dlatego, że tam spotkam się z moim umiłowanym Zbawicielem, Panem Jezusem Chrystusem! On poszedł przygotować w niebie miejsce dla wszystkich swoich wyznawców. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,3].
Kto naprawdę kocha, ten chce być blisko. Wiemy, że dopóki przebywamy w ciele, jesteśmy oddaleni od Pana; gdyż w wierze, a nie w oglądaniu pielgrzymujemy. Jesteśmy więc pełni ufności i wolelibyśmy raczej wyjść z ciała i zamieszkać u Pana [2Ko 5,6–8]. Separacja, zatracenie wieczne, oddalenie od oblicza Pana i od mocy chwały jego [2Ts 1,9] byłoby największym nieszczęściem dla człowieka rozmiłowanego w Panu Jezusie.
Wspaniałość nieba polega głównie na tym, że wreszcie ujrzymy Go takim, jakim jest [1Jn 3,2] i tak zawsze z Panem będziemy [1Ts 4,17].
Ten powód pójścia do nieba pragnę w sobie pielęgnować i rozwijać.
04 listopada, 2010
Oto ci, którzy trzęsą światem!
Amerykański dwutygodnik biznesowy, Forbes przedstawił wczoraj 68. najpotężniejszych ludzi na ziemi. Znaleźli się na niej osobistości, które na różne sposoby kształtują świat według swojej woli. Są to głowy państw, przywódcy duchowi, przedsiębiorcy, a nawet ludzie wyjęci spod prawa.
Próbując zdefiniować władzę, redaktorzy Forbes'a wzięli najpierw pod uwagę to, na jak wiele osób dany człowiek ma wpływ? Następnie, czy w porównaniu z równymi sobie ma znaczące zasoby finansowe? Po trzecie, czy jest potężny w więcej niż jednej sferze? I wreszcie, czy jego władza ma charakter aktywny? Tak powstała lista aktualnie najpotężniejszych ludzi świata.
Oto pierwsza dziesiątka: (1) Prezydent Chin, Hu Jintao, (2) Prezydent USA, Barack Obama, (3) król Arabii Saudyjskiej, Abdullah bin Abdul Aziz al-Saud, (4) Premier Rosji, Vladimir Putin, (5) Papież Benedykt XVI, (6) Kanclerz Niemiec, Angela Merkel, (7) Premier Wielkiej Brytanii, David Cameron, (8) Szef Systemu Rezerw Federalnych USA, Ben Bernanke, (9) Prezydent Indii, Sonia Gandhi, (10) Twórca Microsoftu, Bill Gates.
Jak ta lista Forbes'a wygląda w świetle Biblii? Kto czyta Pismo Święte, ten wie, że władza na ziemi zależy od Boga. Gdy Piłat nieskromnie rzucił Jezusowi w twarz następujące słowa: Nie wiesz, że mam władzę wypuścić cię i mam władzę ukrzyżować cię? Odpowiedział Jezus: Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci to nie było dane z góry [Jn 19,10–11].
Podobnie ma się sprawa z popularnością. Gdy ludzie przyszli do Jana Chrzciciela i zaczęli go podburzać przeciwko Jezusowi zyskującemu coraz większe wpływy, Jan, odpowiadając, rzekł: Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z nieba [Jn 3,27]. Nie należy się więc złościć, że ktoś ma od nas większe możliwości oddziaływania. Zakres i poziom wpływów danego człowieka na ziemi ostatecznie zależy od Boga.
Słowo Boże objaśnia, że Najwyższy ma moc nad królestwem ludzkim; daje je, komu chce, może nad nim ustanowić najuniżeńszego z ludzi [Dn 4,14] a zmartwychwstały Jezus Chrystus powiedział: Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi [Mt 28,18]. Dziś nie każdy jeszcze o tym wie, ale zbliża się dzień, gdy stanie się to powszechnie wiadome.
Patrząc na listę najpotężniejszych ludzi na świecie i jak najbardziej uznając ich wielkość, chciałoby się jedynie im powiedzieć: Nie podnoście głów przeciwko niebu, Nie mówcie zuchwale przeciwko Bogu! Bo nie ze wschodu, ani z zachodu, ani z pustyni, ani z gór przychodzi sąd, lecz Bóg jest sędzią, tego poniża, tamtego wywyższa [Ps 75,6–8].
Próbując zdefiniować władzę, redaktorzy Forbes'a wzięli najpierw pod uwagę to, na jak wiele osób dany człowiek ma wpływ? Następnie, czy w porównaniu z równymi sobie ma znaczące zasoby finansowe? Po trzecie, czy jest potężny w więcej niż jednej sferze? I wreszcie, czy jego władza ma charakter aktywny? Tak powstała lista aktualnie najpotężniejszych ludzi świata.
Oto pierwsza dziesiątka: (1) Prezydent Chin, Hu Jintao, (2) Prezydent USA, Barack Obama, (3) król Arabii Saudyjskiej, Abdullah bin Abdul Aziz al-Saud, (4) Premier Rosji, Vladimir Putin, (5) Papież Benedykt XVI, (6) Kanclerz Niemiec, Angela Merkel, (7) Premier Wielkiej Brytanii, David Cameron, (8) Szef Systemu Rezerw Federalnych USA, Ben Bernanke, (9) Prezydent Indii, Sonia Gandhi, (10) Twórca Microsoftu, Bill Gates.
Jak ta lista Forbes'a wygląda w świetle Biblii? Kto czyta Pismo Święte, ten wie, że władza na ziemi zależy od Boga. Gdy Piłat nieskromnie rzucił Jezusowi w twarz następujące słowa: Nie wiesz, że mam władzę wypuścić cię i mam władzę ukrzyżować cię? Odpowiedział Jezus: Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci to nie było dane z góry [Jn 19,10–11].
Podobnie ma się sprawa z popularnością. Gdy ludzie przyszli do Jana Chrzciciela i zaczęli go podburzać przeciwko Jezusowi zyskującemu coraz większe wpływy, Jan, odpowiadając, rzekł: Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z nieba [Jn 3,27]. Nie należy się więc złościć, że ktoś ma od nas większe możliwości oddziaływania. Zakres i poziom wpływów danego człowieka na ziemi ostatecznie zależy od Boga.
Słowo Boże objaśnia, że Najwyższy ma moc nad królestwem ludzkim; daje je, komu chce, może nad nim ustanowić najuniżeńszego z ludzi [Dn 4,14] a zmartwychwstały Jezus Chrystus powiedział: Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi [Mt 28,18]. Dziś nie każdy jeszcze o tym wie, ale zbliża się dzień, gdy stanie się to powszechnie wiadome.
Patrząc na listę najpotężniejszych ludzi na świecie i jak najbardziej uznając ich wielkość, chciałoby się jedynie im powiedzieć: Nie podnoście głów przeciwko niebu, Nie mówcie zuchwale przeciwko Bogu! Bo nie ze wschodu, ani z zachodu, ani z pustyni, ani z gór przychodzi sąd, lecz Bóg jest sędzią, tego poniża, tamtego wywyższa [Ps 75,6–8].
02 listopada, 2010
Kogo dziś wspominam?
Zgodnie z polską tradycją 2. listopada to dzień pamięci o zmarłych. Pomijając kwestię modlitwy za nich w celu skrócenia ich mąk czyśćcowych, co jest niezgodne z nauką Pisma Świętego, uważam, że samo wspominanie życia i osiągnięć ludzi minionych pokoleń jest jak najbardziej słuszne i potrzebne.
Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich [Hbr 13,7]. Posłuszny temu wezwaniu myślę więc dzisiaj o ludziach, których nie ma już na tym świecie, a którzy uczyli mnie Chrystusa i w związku z tym odegrali w moim życiu ważną rolę.
Po pierwsze, chcę dziś wspomnieć śp. Józefa Wołoszczuka z Hniszowa nad Bugiem, przełożonego zboru, w którym stawiałem pierwsze kroki w wierze. Był to prostolinijny rolnik szczerze wierzący w Pana Jezusa i oddany sprawie Bożej. Pozostał w mojej pamięci, jako troskliwy duszpasterz, którego bardzo obchodził los innych ludzi. Jego cicha życzliwość, gościnność i zainteresowanie drugim człowiekiem przyświeca mi i motywuje mnie do dzisiaj.
Koniecznie muszę wspomnieć też dzisiaj człowieka, którego przywołuję dość często w moich rozmowach i kazaniach. Myślę o śp. pastorze Sergiuszu Waszkiewiczu z Gdańska. Ten człowiek stał się dla mnie wzorem duchowej równowagi, kaznodziejstwa, poczucia humoru, troski o zdrową naukę i odwagi w prezentowaniu biblijnego stanowiska. Pozostanie moim niedoścignionym przykładem błyskotliwego umysłu i życiowej mądrości, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych.
Przywołuję też na pamięć Jana Brózdę z Puław Górnych k. Rymanowa. Na początku lat osiemdziesiątych, gdy rozpocząłem pracę duszpasterską w Krośnie, pomimo sporej różnicy wieku między nami, stał się moim serdecznym przyjacielem. Przez lata świecił mi przykładem gorliwości w głoszeniu ewangelii, użyczał samochodu, wspierał mnie na rozmaite sposoby. Nigdy nie zapomnę tego niezwykłego człowieka.
Żyje we mnie pamięć o wielu innych wspaniałych ludziach. Wymieniłem trzech braci, którzy zanim odeszli, w rozmaitej formie głosili mi Słowo Boże. Dobrze zakończyli swój bieg. Do końca wytrwali w wierze i w służbie. Bogu niech będą dzięki za ich przykładne życie.
A Ty? Kogo dziś chciałbyś wspomnieć?
Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich [Hbr 13,7]. Posłuszny temu wezwaniu myślę więc dzisiaj o ludziach, których nie ma już na tym świecie, a którzy uczyli mnie Chrystusa i w związku z tym odegrali w moim życiu ważną rolę.
Po pierwsze, chcę dziś wspomnieć śp. Józefa Wołoszczuka z Hniszowa nad Bugiem, przełożonego zboru, w którym stawiałem pierwsze kroki w wierze. Był to prostolinijny rolnik szczerze wierzący w Pana Jezusa i oddany sprawie Bożej. Pozostał w mojej pamięci, jako troskliwy duszpasterz, którego bardzo obchodził los innych ludzi. Jego cicha życzliwość, gościnność i zainteresowanie drugim człowiekiem przyświeca mi i motywuje mnie do dzisiaj.
Koniecznie muszę wspomnieć też dzisiaj człowieka, którego przywołuję dość często w moich rozmowach i kazaniach. Myślę o śp. pastorze Sergiuszu Waszkiewiczu z Gdańska. Ten człowiek stał się dla mnie wzorem duchowej równowagi, kaznodziejstwa, poczucia humoru, troski o zdrową naukę i odwagi w prezentowaniu biblijnego stanowiska. Pozostanie moim niedoścignionym przykładem błyskotliwego umysłu i życiowej mądrości, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych.
Przywołuję też na pamięć Jana Brózdę z Puław Górnych k. Rymanowa. Na początku lat osiemdziesiątych, gdy rozpocząłem pracę duszpasterską w Krośnie, pomimo sporej różnicy wieku między nami, stał się moim serdecznym przyjacielem. Przez lata świecił mi przykładem gorliwości w głoszeniu ewangelii, użyczał samochodu, wspierał mnie na rozmaite sposoby. Nigdy nie zapomnę tego niezwykłego człowieka.
Żyje we mnie pamięć o wielu innych wspaniałych ludziach. Wymieniłem trzech braci, którzy zanim odeszli, w rozmaitej formie głosili mi Słowo Boże. Dobrze zakończyli swój bieg. Do końca wytrwali w wierze i w służbie. Bogu niech będą dzięki za ich przykładne życie.
A Ty? Kogo dziś chciałbyś wspomnieć?
01 listopada, 2010
A co z moim odejściem?
W takim dniu jak dzisiaj nie sposób nie pomyśleć o własnej śmierci. Postanowione jest ludziom raz umrzeć [Hbr 9,27]. Nie mam złudzeń, że w szybkim tempie zbliża się chwila i mojego odejścia z tego świata.
Cała moja aktywność życiowa ma charakter doczesny i przejściowy. Któregoś dnia ostatni raz przytulę żonę, stanę za kazalnicą, usiądę w fotelu, włączę laptop i wstawię ostatni post na blogu...
Wszystko zostanie nagle przerwane. Ktoś wejdzie do mojego gabinetu, zacznie przeglądać szuflady mojego biurka i zawartość dysków w moim komputerze. Jeżeli tylko będzie się mu chciało, to będzie mógł poznać takie szczegóły, które teraz, gdy jeszcze żyję, są raczej dla niego niedostępne.
Jednakże spora część z tego, czym jestem obstawiony i co na co dzień tworzę, nikogo nie będzie interesować. Trafi do jakiegoś worka lub pojemnika, poleży może jakiś czas, a potem trafi na śmietnik.
Czy jestem smutny z tego powodu? Czy ogarnia mnie żal, że wkrótce tak się to moje życie zakończy? Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny. Dlatego też w tym doczesnym wzdychamy, pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba [2Ko 5,1–2].
Powyższe słowa Pisma Świętego wskazują mi, że należałoby się martwić raczej wówczas, gdyby mój ziemski namiot zbyt długo rozpaść się nie chciał. Prawdziwy uczeń Jezusa, jeśli już w ogóle wzdycha, to nie dlatego, że trzeba umierać, ale raczej dlatego, że czym prędzej chciałby się spotkać z Panem Jezusem. Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej [Flp 1,23].
Syn Boży powiedział do wierzących: W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; [...] Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,2–3].
Zanim nastąpi powtórne, widzialne przyjście Jezusa Chrystusa na ziemię, każdego dnia – zgodnie z zapowiedzią – Pan wciąż na nowo przychodzi po kolejne osoby. Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? [Łk 18,8].
Niechby – gdy przyjdzie po mnie – zobaczył człowieka od dawna już rozmiłowanego w Jego przyjściu i nastawionego na odejście stąd bez żadnego żalu.
Cała moja aktywność życiowa ma charakter doczesny i przejściowy. Któregoś dnia ostatni raz przytulę żonę, stanę za kazalnicą, usiądę w fotelu, włączę laptop i wstawię ostatni post na blogu...
Wszystko zostanie nagle przerwane. Ktoś wejdzie do mojego gabinetu, zacznie przeglądać szuflady mojego biurka i zawartość dysków w moim komputerze. Jeżeli tylko będzie się mu chciało, to będzie mógł poznać takie szczegóły, które teraz, gdy jeszcze żyję, są raczej dla niego niedostępne.
Jednakże spora część z tego, czym jestem obstawiony i co na co dzień tworzę, nikogo nie będzie interesować. Trafi do jakiegoś worka lub pojemnika, poleży może jakiś czas, a potem trafi na śmietnik.
Czy jestem smutny z tego powodu? Czy ogarnia mnie żal, że wkrótce tak się to moje życie zakończy? Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny. Dlatego też w tym doczesnym wzdychamy, pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba [2Ko 5,1–2].
Powyższe słowa Pisma Świętego wskazują mi, że należałoby się martwić raczej wówczas, gdyby mój ziemski namiot zbyt długo rozpaść się nie chciał. Prawdziwy uczeń Jezusa, jeśli już w ogóle wzdycha, to nie dlatego, że trzeba umierać, ale raczej dlatego, że czym prędzej chciałby się spotkać z Panem Jezusem. Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej [Flp 1,23].
Syn Boży powiedział do wierzących: W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; [...] Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,2–3].
Zanim nastąpi powtórne, widzialne przyjście Jezusa Chrystusa na ziemię, każdego dnia – zgodnie z zapowiedzią – Pan wciąż na nowo przychodzi po kolejne osoby. Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? [Łk 18,8].
Niechby – gdy przyjdzie po mnie – zobaczył człowieka od dawna już rozmiłowanego w Jego przyjściu i nastawionego na odejście stąd bez żadnego żalu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)