Największą potrzebą człowieka ubrudzonego jest prysznic. W takim stanie nie próbujemy pomagać innym ludziom, nie szukamy towarzystwa, rozrywki czy wiedzy. Najpierw musimy się umyć.
Chrześcijanin zanieczyszczony grzechem pilnie potrzebuje oczyszczenia. Jeżeli dał przystęp złemu i ma obciążone sumienie, to absolutnie nie powinien nad tym przechodzić do porządku dziennego. Trzeba mu czym prędzej ukorzyć się przed Bogiem. Trzeba z wiarą i w imię tego, że w Jezusie Chrystusie odpuszczono mu wszystkie grzechy, przeprosić za niezgodne z naturą dziecka Bożego zachowanie. Osobowy związek z Panem Jezusem w zaistniałej sytuacji domaga się szczerej modlitwy. Przemilczanie sprawy nie oczyści i nie naprawi relacji z Bogiem.
Zbliża się koniec roku. Świadomi naszych słabości i upadków nie udawajmy, że wszystko jest w porządku. Ciężaru starych grzechów nie wnośmy w Nowy Rok. Jako dzieci Boże przeprośmy naszego Pana, zgłośmy Mu pragnienie, że chcemy dalej się uświęcać, prośmy Go o wsparcie, a na pewno dostąpimy duchowej odnowy.
Są ludzie, którzy w ostatnim dniu roku, niezależnie od tego jak marnie wygląda ich codzienność, idą na imprezę i robią dobrą minę do złej gry. Przykrywanie duchowej nędzy chwilową wesołością niczego jednak nie zmieni. Ażeby w Nowym Roku nie było tak samo źle, jak w Starym, potrzebna jest gruntowna odnowa duchowa. Na szczęście ta opcja wciąż jest dostępna. Oto stoję u drzwi! Pukam. - mówi Jezus.
Wszystkich, którym trzeba się opamiętać, wyprostować swoją drogę, pojednać się z Bogiem albo odnowić swoje postanowienie naśladowania Jezusa Chrystusa - serdecznie zachęcam: Uniżmy się, urońmy łzy pokuty i czym prędzej naprawmy społeczność z naszym umiłowanym Zbawicielem i Panem! Zaprośmy Go, dając Mu znowu pierwszeństwo w naszym życiu.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
29 grudnia, 2017
23 grudnia, 2017
Życzenia świąteczne 2017
Syn Boży powiedział: Ja przyszedłem na świat jako światło, aby nikt, kto we Mnie wierzy, nie pozostał w ciemności [J 12,46]. Zakomunikował też swoich uczniom: Jak Mnie posłał Ojciec, tak i was posyłam [J20,21] i na nich przeniósł Swoje posłannictwo: Wy jesteście światłem świata. […] Tak niech i wasze światło świeci wobec wszystkich. Niech ludzie zobaczą wasze szlachetne czyny i wielbią waszego Ojca w niebie [Mt 5,14-16].
Moje tegoroczne życzenia świąteczne mocno wiążą się z nałożonym na nas zadaniem bycia światłem w otaczającym nas świecie. Chcę zainspirować nas wszystkich pragnieniem, abyśmy – ku czci naszego Pana, Jezusa Chrystusa – tak jak On, dobrze świecili w duchowych mrokach świata.
Każdemu z nas, kto już jest chrześcijaninem, życzę abyśmy mocniej zapalając się dla Jezusa, nabierali zdolności do świecenia jaśniej niż dotychczas. Życzę nam kierownictwa Ducha Świętego, byśmy – nie krytykując duchowych ciemności panujących wśród naszych drogich Rodaków – dostrzegali w tym mroku daną nam sposobność do sprawdzania się jako światło świata. Życzę, abyśmy wszędzie tym światłem byli. Mamy przed sobą wielkie zadanie i z radością je pełnijmy!
Wszystkim zaś moim Znajomym, którzy jeszcze naśladowcami Jezusa Chrystusa nie są, życzę, abyście któregoś dnia za sprawą Ducha Świętego i Pisma Świętego również doznali olśnienia. Życzę wam kontaktu z kimś, kto - sam oświecony przez zamieszkującego w nim Syna Bożego - stanie się światłem przewodnim na drodze Waszego poznania Boga. Ośmielam się mieć marzenie, żeby i mnie dane było choć troszkę tych duchowych lumenów Wam dostarczyć. Niech się stanie światło!
Moje tegoroczne życzenia świąteczne mocno wiążą się z nałożonym na nas zadaniem bycia światłem w otaczającym nas świecie. Chcę zainspirować nas wszystkich pragnieniem, abyśmy – ku czci naszego Pana, Jezusa Chrystusa – tak jak On, dobrze świecili w duchowych mrokach świata.
Każdemu z nas, kto już jest chrześcijaninem, życzę abyśmy mocniej zapalając się dla Jezusa, nabierali zdolności do świecenia jaśniej niż dotychczas. Życzę nam kierownictwa Ducha Świętego, byśmy – nie krytykując duchowych ciemności panujących wśród naszych drogich Rodaków – dostrzegali w tym mroku daną nam sposobność do sprawdzania się jako światło świata. Życzę, abyśmy wszędzie tym światłem byli. Mamy przed sobą wielkie zadanie i z radością je pełnijmy!
Wszystkim zaś moim Znajomym, którzy jeszcze naśladowcami Jezusa Chrystusa nie są, życzę, abyście któregoś dnia za sprawą Ducha Świętego i Pisma Świętego również doznali olśnienia. Życzę wam kontaktu z kimś, kto - sam oświecony przez zamieszkującego w nim Syna Bożego - stanie się światłem przewodnim na drodze Waszego poznania Boga. Ośmielam się mieć marzenie, żeby i mnie dane było choć troszkę tych duchowych lumenów Wam dostarczyć. Niech się stanie światło!
14 grudnia, 2017
Świętować?
W szerokim kręgu wpływów kultury chrześcijańskiej, grudzień wiąże się ze świętami upamiętniającymi narodzenie Jezusa Chrystusa, zwanymi potocznie Bożym Narodzeniem. Dla chrześcijan, czyli naśladowców Chrystusa, dzień 25 grudnia jest więc dniem uroczystym i wyjątkowym. Bo jeśli nawet ktoś nie przykłada żadnej wagi do dnia swoich własnych urodzin, to przecież z wdzięcznością w sercu pamięta i chętnie wspomina dzień narodzin Zbawiciela świata, naszego ukochanego Pana, a zarazem najlepszego Przyjaciela - Jezusa Chrystusa.
Mamy przynajmniej dwa powody, dla których z radością oczekujemy na ten dzień i godnie przeżywamy grudniowe święto.
Po pierwsze, niezależnie od tego, kiedy to dokładnie się stało, jest to kolejna rocznica narodzin Chrystusa, naszego Zbawiciela i Pana. Fakt, że Go kochamy, respektujemy i uwielbiamy czyni ten dzień corocznego wspominania Jego pierwszego przyjścia na ten świat, dniem świątecznym. Nikt, kto choć trochę pojął tajemnicę i rangę wcielenia Syna Bożego, nie będzie miał poczucia przesady w świętowaniu tego cudownego zdarzenia.
Po drugie, jest to dla nas dzień sympatyczny i radosny, bowiem tego dnia, przynajmniej teoretycznie, zdecydowana większość obywateli schrystianizowanego świata, mniej lub bardziej świadomie, składa hołd naszemu Zbawicielowi, Jezusowi Chrystusowi. Już to, że ludzie wymieniają imię naszego Pana, że tej nocy czytają i słuchają fragmentów Pisma Świętego o Jego narodzeniu, a nawet śpiewają o tym pieśni (kolędy), powinno być przez nas przyjmowane z zadowoleniem. Nawet jeżeli ich poziom zrozumienia tego, co tak naprawdę świętują jest, naszym zdaniem, bardzo niski, a stopień emocjonalnego zaangażowania i skupienia na samym Chrystusie, co najmniej niewystarczający - to przecież miło nam jest, że mówią o Jezusie, że, ogólnie rzecz biorąc, Chrystus Pan staje się tego dnia centralną postacią w polskich domach. My, Jego uczniowie, cieszymy się z tego, chociaż nie ulegamy złudzeniu, że tym samym Chrystus staje się naprawdę ich Panem i Zbawicielem.
To przyjemnie patrzeć jak ludzie, którzy na co dzień nie mają z Jezusem zbyt wiele wspólnego, tego dnia poświęcają Mu część swojej uwagi, mobilizują się, by pójść do kościoła, oglądają jakiś film o Nim, a nawet, choć czasem niezdarnie, próbują się włączyć w śpiewanie kolęd... Ta satysfakcja w sercu prawdziwego chrześcijanina jest przedsmakiem uczucia, które przepełni nas w owym wielkim Dniu, gdy nasz Pan w widzialny sposób powróci tu w wielkiej chwale i który będzie końcowym aktem Bożego scenariusza zdarzeń. Scenariusza zmierzającego ku temu, aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi, i pod ziemią, i aby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca (Flp 2,10-11). Cóż to będzie za uczucie widzieć, jak wszyscy, nawet najwięksi przeciwnicy Chrystusa, tego dnia upadną i złożą Mu hołd, a usta największych nawet naśmiewców wyznają, że Jezus jest Panem.
W jakimś niewielkim stopniu i w pewnym sensie już dzisiaj, podczas Świąt Narodzenia Pańskiego, możemy obserwować, jak ludzie tego świata, właściwe nie wiadomo dlaczego, zatrzymują się w swym biegu, by złożyć hołd Panu! Czy coś takiego może wzbudzać w nas niesmak? Przecież, gdy ktoś dobrze wspomina bliską nam osobę, przypomina sobie o jej urodzinach, zadaje sobie trudu, by wysłać jej kartkę z życzeniami - to jesteśmy z tego zadowoleni i zwykle nie dopytujemy się o szczerość i głębię jego intencji. Kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych, podczas zaprzysiężenia kładzie rękę na Biblii, to niezależnie od tego kim jest i co wtedy myśli, nam, ludziom kochającym Słowo Boże, robi się w tym momencie przyjemnie.
Krótko mówiąc, jako ludzie wierzący w Jezusa Chrystusa, cieszymy się, że tak szeroko świętowany jest dzień urodzin naszego Zbawiciela. Niech ludzie nadal przypominają sobie o narodzeniu Chrystusa! Niech mówią i śpiewają o Jezusie, choćby "malusieńkim"! Jest szansa, że za którymś razem pojawi się w nich głębsza refleksja i zapragną poznać Go bliżej, tak jak i my tego kiedyś zapragnęliśmy, często po latach powierzchownej religijności.
SZCZEGÓLNA ROLA LUDZI WIERZĄCYCH
Okres świąt Narodzenia Pańskiego jest dla nas, uczniów Chrystusa, dobrą okazją do przybliżenia naszym najbliższym osoby Zbawiciela. Powiedziałbym nawet, że mamy obowiązek wykorzystać tę szansę, którą dają świąteczne dni i najbardziej nawet zapracowani krewni, dzięki Jezusowi, mają trochę wolnego czasu.
Oczywiście, można przegadać ten czas starając się wykazać duchową powierzchowność społeczeństwa, komercjalizację świąt i niepotrzebne skupianie się na ich zewnętrznych symbolach. Można narzekać i być zdegustowanym okresem świątecznym. Ale dobrze by było, gdyby każdy z nas postawił sobie pytanie, do czego taka postawa prowadzi?
Przecież ten sam czas można wykorzystać lepiej, podkreślając dobrodziejstwa Wcielenia Syna Bożego. Można poprzez osobisty, głęboki i promienny sposób przeżywania świątecznych dni, rozbudzać w krewnych i znajomych właściwą postawę i uczyć ich właściwego stosunku do narodzonego Zbawiciela.
NEGATYWNE ZJAWISKA
Biorąc pod uwagę wszystko to, co napisałem wyżej, mógłby ktoś pomyśleć, że byłoby najlepiej gdybyśmy zupełnie przymknęli oczy na te wszystkie negatywne zjawiska w społeczeństwie, które nasilają się w okresie świąt Narodzenia Pańskiego. Otóż wcale tak nie myślę i nie chcę wywołać takiego odczucia.
Jak najbardziej powinniśmy zauważać i umiejętnie piętnować to, co zaprzecza istocie tych świąt. Smuci nas między innymi:
DLACZEGO 25 GRUDNIA?
Dobrze jest wiedzieć, że to chrześcijańskie święto na pamiątkę narodzenia Chrystusa, najpierw obchodzono w dniu 6 stycznia. Dopiero w IV wieku przeniesiono je na dzień 25 grudnia, czyli na okres zimowego przesilenia Słońca. U podstaw tej decyzji leży zamiłowanie chrześcijan pierwszych wieków do symboliki i ustanawianie chrześcijańskich symboli niezależnie od tego, co konkretne rzeczy czy zjawiska znaczyły w okresie pogaństwa. I tak przyjęto że Słońce, któremu poganie oddawali cześć boską, jest symbolem Chrystusa, Światłości świata. Zgodnie z biblijnym objawieniem, Chrystus jako prawdziwa Światłość, pokonał ciemność. Zrozumiałe więc, że według tej symboliki, przy nieznajomości dokładnej daty narodzin Chrystusa, najbardziej na symboliczną datę przyjścia Syna Bożego na ten świat "pogrążony w mrokach", nadawał się 25. dzień grudnia, czyli ten, w którym Słońce "zwycięża" i zaczyna coraz dłużej świecić nad ziemią. Takie porządkowanie symboliki jest z chrześcijańskiego punktu widzenia jak najbardziej uprawnione i nie powinniśmy poddawać się uprzedzeniom z powodu pogańskiego chaosu wartości i znaczeń. Cokolwiek Słońce znaczyło w czasach pogańskich, zapalił je Bóg, aby rządziło dniem"(Rdz 1,16) i w tym znaczeniu bardzo trafnie symbolizuje ono Chrystusa.
CHOINKA
Gdy wypełnia mieszkanie przyjemnym zapachem podkreślającym podniosły charakter świąt, w naszych sercach rodzi się obawa, czy stawiając ją w naszym domu, nie uczestniczymy przypadkiem w jakimś pogańskim kulcie.
Zanim odpowiemy na to pytanie, zobaczmy, co pod hasłem "choinka" można przeczytać w "Słowniku Mitów i Tradycji Kultury", Władysława Kopalińskiego.
"Choinka. Wigilijne drzewko, ustawiane i przystrajane świeczkami, łańcuchami, zabawkami, błyszczącymi nićmi, szklanym śniegiem w czasie świąt Bożego Narodzenia albo Nowego Roku.
Późny obyczaj niemiecki, oparty może na Biblii, Iz 60,13: "Chwała Libanu do ciebie przyjdzie, jodła i bukszpan, i sosna społem, aby przyozdobić miejsce świętości mojej", spotykany w pierwszej połowie XIX wieku w Polsce u ewangelickich mieszczan pochodzenia niemieckiego. Zwyczaj rozpowszechnił się w Europie i Ameryce Północnej w okresie mody na rzeczy niemieckie po ślubie brytyjskiej królowej Wiktorii w 1840 roku z niemieckim księciem Albertem Sachsen-Coburg-Gotha, a w XX wieku również w świecie niechrześcijańskim, np. w Japonii".
Dla pełniejszego obrazu musimy też zadać w tym miejscu pytanie o symbolikę choinki. W Słowniku Symboli, wydanym przez Wiedzę Powszechną w 1990 roku czytamy: "(...). Zimozielone drzewa, wieńce i girlandy służyły starożytnym Egipcjanom i Żydom jako symbole wiecznego życia. Jako pozostałość po pogańskim kulcie Drzew Życia przetrwał u schrystianizowanych Skandynawów obyczaj ozdabiania domu i stodoły na Nowy Rok zimozielonymi gałęziami dla odstraszania złych duchów oraz obyczaj stawiania przed domem drzewka dla ptaków na czas świąt Bożego Narodzenia albo, jak to się przyjęło najpierw w Niemczech, stawiania wówczas u progu lub wewnątrz domu - choinki".
W Małym Słowniku Liturgicznym Ruperta Bergera czytamy zaś, że choinka "(...) symbolizuje drzewo życia pośrodku raju, do którego Chrystus otworzył nam ponownie dostęp".
Zofia Kossak omawiając polskie zwyczaje świąteczne pisze o choince: "Drzewko, śliczna ozdoba świąt Bożego Narodzenia, szczyci się starą, jak kutia, tradycją. Pochodzi od aryjskiego "drzewa życia", którego ślady w sztuce lub obyczajowości znajdziemy wszędzie, dokąd dotarli Ariowie. (...) Niegdyś w polskich chatach w czasie Godów zawieszano u pułapu świetlicy ścięty czubek jodły lub świerku, wierzchołkiem ku dołowi, ustrojony tradycyjnie w wydmuszki jaj (jajo - symbol życia), piernikowe figurki (ślad zastępczych ofiar ludzi i zwierząt), jabłka znamionujące zdrowie i "światy" z opłatków. Ten prototyp "drzewka" zwano "jodłką" (...). W XIX wieku burżuazja polska została oczarowana "choinką" niemiecką. Nowe drzewko pochodziło z tego samego źródła co dawne, lecz stało prosto, miast bujać się u pułapu; na gałązkach płonęły świeczki i połyskiwały kolorowe szklane bańki. Stosunkowo szybko "choinka" przeszła z salonów do chat, wypierając ubogą krewniaczkę "jodłkę".
Spróbujmy podsumować i wyciągnąć wnioski, które być może będą komuś pomocne w określeniu jego własnego poglądu na tę kwestię.
Jest sprawą oczywistą, że w pogańskim świecie istniał kult drzew. Niemniej jednak, także w Biblii bardzo często czytamy o różnych drzewach, przy czym ich symbolika nie ma bynajmniej metryki pogańskiej. Ślady kultu drzew w historii religii rasy aryjskiej w Europie nie muszą więc automatycznie dyskredytować choinki i jej symboliki. Nie może jej też dyskredytować to, że dotarła do nas z Niemiec. Należy pamiętać, że kult drzew brał się głównie z przesądów ludowych, iż drzewa mają duszę tak jak człowiek, albo, że zamieszkują w nich dusze zmarłych ludzi. Choinka w swej symbolice w żadnym stopniu nie nawiązuje do tych pogańskich wierzeń.
Z drugiej strony należy pamiętać, że w prawidłowo rozumianej symbolice chrześcijańskiej, duchowa rzeczywistość istnieje niezależnie od występowania symbolu. Symbol co najwyżej uwydatnia i obrazuje tę duchową rzeczywistość. W tym sensie postawienie w domu choinki w święta Narodzenia Chrystusa Pana, lub jej brak, w żadnym stopniu nie decyduje o rzeczywistym stosunku domowników do samego Chrystusa. Duchowość nie jest zależna od symboli zewnętrznych. Nie karmi się nimi, nie potrzebuje ich stymulacji. Niemniej jednak nie ucieka od nich i nie czuje się przez nie zagrożona. Nie boi się, że zawieszony w kaplicy krzyż, albo nalepiona na samochodzie "ryba", staną się przedmiotem bałwochwalczego kultu. Są jedynie znakiem, symbolem stojącej za nimi duchowej rzeczywistości. Rzeczywistości która jest od zewnętrznych symboli absolutnie niezależna. Tak jak nalepiona na samochodzie "rybka" nie przesądza o tym, kim jest jego kierowca, tak też postawiona w mieszkaniu choinka, nie decyduje o właściwym stosunku do osoby Jezusa Chrystusa.
Poza tym należy tu nadmienić, że symbolu ryby używano również w pogaństwie. Jednak w chrześcijaństwie ryba ma swoją własną, niezależną, symboliczną wymowę i zawsze ją mieć będzie. Nie ma dla nas znaczenia to, że była przedmiotem pogańskiego kultu np. w Egipcie i Syrii i dla wielu pogańskich ludów symbolizowała szczęście, zdrowie i życie.
WNIOSKI KOŃCOWE
Z naszych dotychczasowych rozważań wynika konkluzja, że z teologicznego punktu widzenia nie ma podstaw do posądzania o udział w pogańskim kulcie tych chrześcijan, którzy w święta przyozdabiają swoje mieszkanie choinką.
Tak jak nie ma sensu rezygnować z posługiwania się w chrześcijaństwie symbolem "ryby" tylko dlatego, że ryba była kiedyś czczona, składana w ofierze i miała podobną symbolikę w pogańskich kultach, tak też nie zachodzi duchowa konieczność odrzucania choinki, tylko dlatego, że jej znaczenie jako symbolu w chrześcijaństwie zbiega się z aryjskim symbolem "drzewa życia", i że można doszukać się w niej jakiegoś dalekiego związku z pogańskim kultem drzew.
Choinka od wieków ma w chrześcijaństwie swoją własną, odrębną symbolikę i z duchowego punktu widzenia nie stanowi zagrożenia dla czystości naszej wiary w Jezusa.
Dojrzała postawa chrześcijanina w tym względzie polega na pozostawieniu sprawy posługiwania się symbolami osobistej ocenie i decyzji każdego z nas. Nie należy nakazywać używania jakiegoś symbolu ani też go zakazywać. Nikt z nas nie ma obowiązku zawieszania krzyża w swoim mieszkaniu, ale jak najbardziej może to zrobić, gdy jego zdaniem jest to słuszne i ważne.
Nie wolno też oceniać ludzi w oparciu o to, czy posługują się jakimś symbolem, czy też nie. Zawsze dobrze jest jednak mieć na uwadze to, czy nasze postępowanie kogoś nie zgorszy.
Szczególnie okres świąt upamiętniających narodzenie naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, powinien wiązać się z wzajemną życzliwością, radosną troską o duchowy rozwój i przyjęciem budującej postawy jedności i miłości.
Marian Biernacki
Mamy przynajmniej dwa powody, dla których z radością oczekujemy na ten dzień i godnie przeżywamy grudniowe święto.
Po pierwsze, niezależnie od tego, kiedy to dokładnie się stało, jest to kolejna rocznica narodzin Chrystusa, naszego Zbawiciela i Pana. Fakt, że Go kochamy, respektujemy i uwielbiamy czyni ten dzień corocznego wspominania Jego pierwszego przyjścia na ten świat, dniem świątecznym. Nikt, kto choć trochę pojął tajemnicę i rangę wcielenia Syna Bożego, nie będzie miał poczucia przesady w świętowaniu tego cudownego zdarzenia.
Po drugie, jest to dla nas dzień sympatyczny i radosny, bowiem tego dnia, przynajmniej teoretycznie, zdecydowana większość obywateli schrystianizowanego świata, mniej lub bardziej świadomie, składa hołd naszemu Zbawicielowi, Jezusowi Chrystusowi. Już to, że ludzie wymieniają imię naszego Pana, że tej nocy czytają i słuchają fragmentów Pisma Świętego o Jego narodzeniu, a nawet śpiewają o tym pieśni (kolędy), powinno być przez nas przyjmowane z zadowoleniem. Nawet jeżeli ich poziom zrozumienia tego, co tak naprawdę świętują jest, naszym zdaniem, bardzo niski, a stopień emocjonalnego zaangażowania i skupienia na samym Chrystusie, co najmniej niewystarczający - to przecież miło nam jest, że mówią o Jezusie, że, ogólnie rzecz biorąc, Chrystus Pan staje się tego dnia centralną postacią w polskich domach. My, Jego uczniowie, cieszymy się z tego, chociaż nie ulegamy złudzeniu, że tym samym Chrystus staje się naprawdę ich Panem i Zbawicielem.
To przyjemnie patrzeć jak ludzie, którzy na co dzień nie mają z Jezusem zbyt wiele wspólnego, tego dnia poświęcają Mu część swojej uwagi, mobilizują się, by pójść do kościoła, oglądają jakiś film o Nim, a nawet, choć czasem niezdarnie, próbują się włączyć w śpiewanie kolęd... Ta satysfakcja w sercu prawdziwego chrześcijanina jest przedsmakiem uczucia, które przepełni nas w owym wielkim Dniu, gdy nasz Pan w widzialny sposób powróci tu w wielkiej chwale i który będzie końcowym aktem Bożego scenariusza zdarzeń. Scenariusza zmierzającego ku temu, aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi, i pod ziemią, i aby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca (Flp 2,10-11). Cóż to będzie za uczucie widzieć, jak wszyscy, nawet najwięksi przeciwnicy Chrystusa, tego dnia upadną i złożą Mu hołd, a usta największych nawet naśmiewców wyznają, że Jezus jest Panem.
W jakimś niewielkim stopniu i w pewnym sensie już dzisiaj, podczas Świąt Narodzenia Pańskiego, możemy obserwować, jak ludzie tego świata, właściwe nie wiadomo dlaczego, zatrzymują się w swym biegu, by złożyć hołd Panu! Czy coś takiego może wzbudzać w nas niesmak? Przecież, gdy ktoś dobrze wspomina bliską nam osobę, przypomina sobie o jej urodzinach, zadaje sobie trudu, by wysłać jej kartkę z życzeniami - to jesteśmy z tego zadowoleni i zwykle nie dopytujemy się o szczerość i głębię jego intencji. Kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych, podczas zaprzysiężenia kładzie rękę na Biblii, to niezależnie od tego kim jest i co wtedy myśli, nam, ludziom kochającym Słowo Boże, robi się w tym momencie przyjemnie.
Krótko mówiąc, jako ludzie wierzący w Jezusa Chrystusa, cieszymy się, że tak szeroko świętowany jest dzień urodzin naszego Zbawiciela. Niech ludzie nadal przypominają sobie o narodzeniu Chrystusa! Niech mówią i śpiewają o Jezusie, choćby "malusieńkim"! Jest szansa, że za którymś razem pojawi się w nich głębsza refleksja i zapragną poznać Go bliżej, tak jak i my tego kiedyś zapragnęliśmy, często po latach powierzchownej religijności.
SZCZEGÓLNA ROLA LUDZI WIERZĄCYCH
Okres świąt Narodzenia Pańskiego jest dla nas, uczniów Chrystusa, dobrą okazją do przybliżenia naszym najbliższym osoby Zbawiciela. Powiedziałbym nawet, że mamy obowiązek wykorzystać tę szansę, którą dają świąteczne dni i najbardziej nawet zapracowani krewni, dzięki Jezusowi, mają trochę wolnego czasu.
Oczywiście, można przegadać ten czas starając się wykazać duchową powierzchowność społeczeństwa, komercjalizację świąt i niepotrzebne skupianie się na ich zewnętrznych symbolach. Można narzekać i być zdegustowanym okresem świątecznym. Ale dobrze by było, gdyby każdy z nas postawił sobie pytanie, do czego taka postawa prowadzi?
Przecież ten sam czas można wykorzystać lepiej, podkreślając dobrodziejstwa Wcielenia Syna Bożego. Można poprzez osobisty, głęboki i promienny sposób przeżywania świątecznych dni, rozbudzać w krewnych i znajomych właściwą postawę i uczyć ich właściwego stosunku do narodzonego Zbawiciela.
NEGATYWNE ZJAWISKA
Biorąc pod uwagę wszystko to, co napisałem wyżej, mógłby ktoś pomyśleć, że byłoby najlepiej gdybyśmy zupełnie przymknęli oczy na te wszystkie negatywne zjawiska w społeczeństwie, które nasilają się w okresie świąt Narodzenia Pańskiego. Otóż wcale tak nie myślę i nie chcę wywołać takiego odczucia.
Jak najbardziej powinniśmy zauważać i umiejętnie piętnować to, co zaprzecza istocie tych świąt. Smuci nas między innymi:
- Przesadne zainteresowane jedzeniem i piciem w świątecznym okresie. Wielu ludzi dopuszcza się w tym czasie grzechu obżarstwa.
- Nasycenie, zwłaszcza okresu Wigilii, szeregiem ludowych przesądów i zabobonów oraz zajmowanie się wróżbami, co według Pisma jest obrzydliwością w oczach Boga.
- Narastająca z roku na rok, wszechogarniająca komercjalizacja. Pytanie, ile uda mi się zarobić na tych świętach, albo jak dużo będę musiał na nie wydać - to dla bardzo wielu ludzi najważniejsza myśl grudnia.
- Mała uwaga poświęcona najważniejszej osobie tych świąt - czyli Jezusowi Chrystusowi. Dla wielu tzw. nowoczesnych ludzi, święta kojarzą się już tylko z prezentami, choinką i dobrą wyżerką w rodzinnym gronie.
DLACZEGO 25 GRUDNIA?
Dobrze jest wiedzieć, że to chrześcijańskie święto na pamiątkę narodzenia Chrystusa, najpierw obchodzono w dniu 6 stycznia. Dopiero w IV wieku przeniesiono je na dzień 25 grudnia, czyli na okres zimowego przesilenia Słońca. U podstaw tej decyzji leży zamiłowanie chrześcijan pierwszych wieków do symboliki i ustanawianie chrześcijańskich symboli niezależnie od tego, co konkretne rzeczy czy zjawiska znaczyły w okresie pogaństwa. I tak przyjęto że Słońce, któremu poganie oddawali cześć boską, jest symbolem Chrystusa, Światłości świata. Zgodnie z biblijnym objawieniem, Chrystus jako prawdziwa Światłość, pokonał ciemność. Zrozumiałe więc, że według tej symboliki, przy nieznajomości dokładnej daty narodzin Chrystusa, najbardziej na symboliczną datę przyjścia Syna Bożego na ten świat "pogrążony w mrokach", nadawał się 25. dzień grudnia, czyli ten, w którym Słońce "zwycięża" i zaczyna coraz dłużej świecić nad ziemią. Takie porządkowanie symboliki jest z chrześcijańskiego punktu widzenia jak najbardziej uprawnione i nie powinniśmy poddawać się uprzedzeniom z powodu pogańskiego chaosu wartości i znaczeń. Cokolwiek Słońce znaczyło w czasach pogańskich, zapalił je Bóg, aby rządziło dniem"(Rdz 1,16) i w tym znaczeniu bardzo trafnie symbolizuje ono Chrystusa.
CHOINKA
Gdy wypełnia mieszkanie przyjemnym zapachem podkreślającym podniosły charakter świąt, w naszych sercach rodzi się obawa, czy stawiając ją w naszym domu, nie uczestniczymy przypadkiem w jakimś pogańskim kulcie.
Zanim odpowiemy na to pytanie, zobaczmy, co pod hasłem "choinka" można przeczytać w "Słowniku Mitów i Tradycji Kultury", Władysława Kopalińskiego.
"Choinka. Wigilijne drzewko, ustawiane i przystrajane świeczkami, łańcuchami, zabawkami, błyszczącymi nićmi, szklanym śniegiem w czasie świąt Bożego Narodzenia albo Nowego Roku.
Późny obyczaj niemiecki, oparty może na Biblii, Iz 60,13: "Chwała Libanu do ciebie przyjdzie, jodła i bukszpan, i sosna społem, aby przyozdobić miejsce świętości mojej", spotykany w pierwszej połowie XIX wieku w Polsce u ewangelickich mieszczan pochodzenia niemieckiego. Zwyczaj rozpowszechnił się w Europie i Ameryce Północnej w okresie mody na rzeczy niemieckie po ślubie brytyjskiej królowej Wiktorii w 1840 roku z niemieckim księciem Albertem Sachsen-Coburg-Gotha, a w XX wieku również w świecie niechrześcijańskim, np. w Japonii".
Dla pełniejszego obrazu musimy też zadać w tym miejscu pytanie o symbolikę choinki. W Słowniku Symboli, wydanym przez Wiedzę Powszechną w 1990 roku czytamy: "(...). Zimozielone drzewa, wieńce i girlandy służyły starożytnym Egipcjanom i Żydom jako symbole wiecznego życia. Jako pozostałość po pogańskim kulcie Drzew Życia przetrwał u schrystianizowanych Skandynawów obyczaj ozdabiania domu i stodoły na Nowy Rok zimozielonymi gałęziami dla odstraszania złych duchów oraz obyczaj stawiania przed domem drzewka dla ptaków na czas świąt Bożego Narodzenia albo, jak to się przyjęło najpierw w Niemczech, stawiania wówczas u progu lub wewnątrz domu - choinki".
W Małym Słowniku Liturgicznym Ruperta Bergera czytamy zaś, że choinka "(...) symbolizuje drzewo życia pośrodku raju, do którego Chrystus otworzył nam ponownie dostęp".
Zofia Kossak omawiając polskie zwyczaje świąteczne pisze o choince: "Drzewko, śliczna ozdoba świąt Bożego Narodzenia, szczyci się starą, jak kutia, tradycją. Pochodzi od aryjskiego "drzewa życia", którego ślady w sztuce lub obyczajowości znajdziemy wszędzie, dokąd dotarli Ariowie. (...) Niegdyś w polskich chatach w czasie Godów zawieszano u pułapu świetlicy ścięty czubek jodły lub świerku, wierzchołkiem ku dołowi, ustrojony tradycyjnie w wydmuszki jaj (jajo - symbol życia), piernikowe figurki (ślad zastępczych ofiar ludzi i zwierząt), jabłka znamionujące zdrowie i "światy" z opłatków. Ten prototyp "drzewka" zwano "jodłką" (...). W XIX wieku burżuazja polska została oczarowana "choinką" niemiecką. Nowe drzewko pochodziło z tego samego źródła co dawne, lecz stało prosto, miast bujać się u pułapu; na gałązkach płonęły świeczki i połyskiwały kolorowe szklane bańki. Stosunkowo szybko "choinka" przeszła z salonów do chat, wypierając ubogą krewniaczkę "jodłkę".
Spróbujmy podsumować i wyciągnąć wnioski, które być może będą komuś pomocne w określeniu jego własnego poglądu na tę kwestię.
Jest sprawą oczywistą, że w pogańskim świecie istniał kult drzew. Niemniej jednak, także w Biblii bardzo często czytamy o różnych drzewach, przy czym ich symbolika nie ma bynajmniej metryki pogańskiej. Ślady kultu drzew w historii religii rasy aryjskiej w Europie nie muszą więc automatycznie dyskredytować choinki i jej symboliki. Nie może jej też dyskredytować to, że dotarła do nas z Niemiec. Należy pamiętać, że kult drzew brał się głównie z przesądów ludowych, iż drzewa mają duszę tak jak człowiek, albo, że zamieszkują w nich dusze zmarłych ludzi. Choinka w swej symbolice w żadnym stopniu nie nawiązuje do tych pogańskich wierzeń.
Z drugiej strony należy pamiętać, że w prawidłowo rozumianej symbolice chrześcijańskiej, duchowa rzeczywistość istnieje niezależnie od występowania symbolu. Symbol co najwyżej uwydatnia i obrazuje tę duchową rzeczywistość. W tym sensie postawienie w domu choinki w święta Narodzenia Chrystusa Pana, lub jej brak, w żadnym stopniu nie decyduje o rzeczywistym stosunku domowników do samego Chrystusa. Duchowość nie jest zależna od symboli zewnętrznych. Nie karmi się nimi, nie potrzebuje ich stymulacji. Niemniej jednak nie ucieka od nich i nie czuje się przez nie zagrożona. Nie boi się, że zawieszony w kaplicy krzyż, albo nalepiona na samochodzie "ryba", staną się przedmiotem bałwochwalczego kultu. Są jedynie znakiem, symbolem stojącej za nimi duchowej rzeczywistości. Rzeczywistości która jest od zewnętrznych symboli absolutnie niezależna. Tak jak nalepiona na samochodzie "rybka" nie przesądza o tym, kim jest jego kierowca, tak też postawiona w mieszkaniu choinka, nie decyduje o właściwym stosunku do osoby Jezusa Chrystusa.
Poza tym należy tu nadmienić, że symbolu ryby używano również w pogaństwie. Jednak w chrześcijaństwie ryba ma swoją własną, niezależną, symboliczną wymowę i zawsze ją mieć będzie. Nie ma dla nas znaczenia to, że była przedmiotem pogańskiego kultu np. w Egipcie i Syrii i dla wielu pogańskich ludów symbolizowała szczęście, zdrowie i życie.
WNIOSKI KOŃCOWE
Z naszych dotychczasowych rozważań wynika konkluzja, że z teologicznego punktu widzenia nie ma podstaw do posądzania o udział w pogańskim kulcie tych chrześcijan, którzy w święta przyozdabiają swoje mieszkanie choinką.
Tak jak nie ma sensu rezygnować z posługiwania się w chrześcijaństwie symbolem "ryby" tylko dlatego, że ryba była kiedyś czczona, składana w ofierze i miała podobną symbolikę w pogańskich kultach, tak też nie zachodzi duchowa konieczność odrzucania choinki, tylko dlatego, że jej znaczenie jako symbolu w chrześcijaństwie zbiega się z aryjskim symbolem "drzewa życia", i że można doszukać się w niej jakiegoś dalekiego związku z pogańskim kultem drzew.
Choinka od wieków ma w chrześcijaństwie swoją własną, odrębną symbolikę i z duchowego punktu widzenia nie stanowi zagrożenia dla czystości naszej wiary w Jezusa.
Dojrzała postawa chrześcijanina w tym względzie polega na pozostawieniu sprawy posługiwania się symbolami osobistej ocenie i decyzji każdego z nas. Nie należy nakazywać używania jakiegoś symbolu ani też go zakazywać. Nikt z nas nie ma obowiązku zawieszania krzyża w swoim mieszkaniu, ale jak najbardziej może to zrobić, gdy jego zdaniem jest to słuszne i ważne.
Nie wolno też oceniać ludzi w oparciu o to, czy posługują się jakimś symbolem, czy też nie. Zawsze dobrze jest jednak mieć na uwadze to, czy nasze postępowanie kogoś nie zgorszy.
Szczególnie okres świąt upamiętniających narodzenie naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, powinien wiązać się z wzajemną życzliwością, radosną troską o duchowy rozwój i przyjęciem budującej postawy jedności i miłości.
Marian Biernacki
12 grudnia, 2017
Oswajanie Boga?
Spotkanie istot o znacznie różniących się naturach dla obydwu stron staje się niecodziennym przeżyciem. Odczułem to kiedyś na własnej skórze, gdy na Olszynce zawitał do nas młody koziołek sarny. Nieświadomy ogrodzenia kościelnej posesji wszedł przez szeroko otwartą bramę i szybko poczuł się u nas nieswojo. My również, widząc biegające po podwórzu dzikie zwierzę, nie potrafiliśmy usiedzieć spokojnie. Sytuacja domagała się niezwłocznego podjęcia kroków w celu rozwiązania zaistniałego napięcia.
Proszę wszakże zauważyć, że z im bardziej przeciwną sobie naturą mamy do czynienia, tym więcej zdaje się ona nas interesować i pociągać. Pomijając tak ekstremalne przeżycia jak afrykańskie safari czy podwodny świat raf koralowych, chęć spotkania nawet rodzimego, dzikiego zwierzaka pcha nas do głębokiego lasu i podnosi nam adrenalinę. Drży nam serce, a jednak zapuszczamy się w knieję licząc na wrażenia, których siedząc w domu uświadczyć nie sposób.
Atrakcyjność kontaktu z tak odmienną naturą w niejednym człowieku owocuje pomysłem, by spróbować ją oswoić. Nie przeprowadzać się bynajmniej samemu gdzieś w głąb puszczy, aby tam obcować z dziką przyrodą, lecz raczej jakieś stworzenie z tamtego świata przenieść do siebie, ażeby uatrakcyjniało nam życie, wzbudzając podziw i zazdrość wśród znajomych. Ponieważ takie pomysły zazwyczaj kończą się niepowodzeniem, niejeden dom musi zadowolić się jedynie wypchanym lisem, jastrzębiem albo jakimś ryjem dzika zawieszonym na ścianie. Dwie przeciwne sobie, żywe natury, zamieszkać ze sobą nie mogą.
Rozmyślam dziś o społeczności człowieka z Bogiem. Od chwili upadku Adama i wygnania go z Edenu, grzeszna natura człowieka całkowicie ją uniemożliwiła. Święty Bóg i naturalny człowiek to dwa zupełnie różne, przeciwne sobie światy. Czy można je połączyć? Bóg się nie zmienia. Człowiek w swej naturze musi się zmienić i dopasować do Boga. Możliwe to jest tylko i wyłącznie poprzez śmierć starej natury, nowe narodzenie, poprzez duchowe odrodzenie człowieka. Pojednanie z Bogiem wiąże się także z koniecznością uprzedniego odpuszczenia grzechów, usprawiedliwienia i przywrócenia człowiekowi daru żywota wiecznego.
Taką możliwość stworzył nam Syn Boży, Chrystus Jezus. Jego Boska moc obdarzyła nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności. Otrzymujemy to dzięki poznaniu Tego, który nas powołał w swojej własnej chwale i wspaniałości. Dzięki nim darowane nam zostały drogocenne, największe obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury, jako ci, którzy nie ulegli zepsuciu, do którego na tym świecie doprowadzają żądze [2Pt 1,3-4]. I uwaga! Nie ma tu mowy o żadnym obopólnym dopasowywaniu się natur. Bądźcie święci jak On - do czegokolwiek przyłożycie rękę. Czytamy przecież: Bądźcie święci, gdyż Ja jestem święty [1Pt 1,15b-16].
Nie od dziś wiadomo, że ludzie czują pociąg do tego, co pozazmysłowe i transcendentne. Świadczy to o naszej potrzebie Boga. Problem w tym, że większość z nas - owszem - chciałaby społeczności z Bogiem, wszakże bez tracenia czegokolwiek ze swojego dotychczasowego życia. Chcąc zachować swój sposób myślenia, ułudę własnej niezależności, swoje przyzwyczajenia, namiętności a także swoje tradycje religijne, niektórzy chrześcijanie coraz częściej zabierają się za dopasowywania Boga do siebie. Próbują oswoić Boga na własny użytek. Pokrętną teologią i stylem bycia powoli urabiają w świadomości chrześcijan Boga na swój obraz i wyobrażenie.
Biblia uczy, że z racji Jego natury, Bogu ze strony człowieka należy się najwyższy respekt. Wszyscy ludzie żyjący w społeczności z Bogiem, także pierwsi chrześcijanie, cechowali się bojaźnią Bożą. Tak ma być, nasz Bóg bowiem jest ogniem, który może strawić wszystko [Hbr 12,29]. Tymczasem wielu dzisiejszych przywódców chrześcijańskich na oczach swoich słuchaczy maluje obraz Boga coraz bardziej "ludzkiego". Ba, zdają się już mieć "boga - swojaka", który na tyle dał się oswoić, że wcale nie trzeba się Go bać. W takim też duchu organizują i prowadzą życie lokalnego kościoła. Wszystko jest dozwolone i mile widziane; luzackie zachowanie, spotkania, w których trudno już dostrzec cechy nabożeństwa, dowolny, luźny ubiór, dostępna dla wszystkich Wieczerza Pańska, na bieżąco dopasowywane do ludzkich gustów muzyka, kazania itd. A to wszystko w imię służby Bożej i coraz lepszej społeczności z Najwyższym.
Kontakt z Bogiem wymaga od nas postaw i zachowania, które znacznie odbiegają od naszych naturalnych odruchów i upodobań. Skąd w ogóle pomysł, że z Bogiem można obcować jak z kumplem, na pełnym luzie?! Skoro spotkanie z głową państwa wymaga trzymania się określonego protokołu, to o ileż bardziej powinniśmy mieć to na uwadze zwracając się do Boga i przystępując do pelnienia służby Bożej. Dla przykładu kilka słów o ubiorze. Pełniący służbę w świątyni kapłani nie mogli tego robić w codziennych ubraniach. Mieli Mu służyć ubrani zgodnie z Jego wolą [zob. 2Mo 28]. Oddajcie Panu pokłon w świętej szacie! Drżyj przed Nim cała ziemio! [Ps 96,9]. Przywracany do służby Bożej arcykapłan Jozue nie mógł pozostać w swoim stroju. Rozkazem Boga został przebrany w odświętne szaty [zob. Za 3,3-7]. Oddawajmy cześć Bogu tak, jak Mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią [Hbr 12,28].
Boga nie można oswoić. W ogóle już sama taka myśl, a co mówić działanie, musi spotkać się ze świętym sprzeciwem. Wszystkie atrybuty Boga, w miarę, jak zaczynamy je poznawać, prowadzą nas tylko w jedną stronę: Podejdźcie! Pokłońmy się, oddajmy Mu hołd! Uklęknijmy przed PANEM, naszym Stwórcą [Ps 95,6]. Tylko martwego boga można sobie ustawić po swojemu i czcić zgodnie z własnym upodobaniem. Odwiecznie Żyjącemu służymy zgodnie z Jego wolą, objawioną w Piśmie Świętym i nie inaczej!
Syn Boży w ludzkim ciele w żaden sposób nie dał się ludziom oswoić. Nie zaczął się zachowywać jak oni. Nie dał się urobić nikomu! Od wszystkich za to zażądał opamiętania, radykalnej zmiany życia i wstępowania w Jego ślady. Kto chciał być z Nim, musiał narodzić się na nowo z wody i z Ducha. Tak jest i dzisiaj. Nic się nie zmieniło. Chwała Jezusowi!
Proszę wszakże zauważyć, że z im bardziej przeciwną sobie naturą mamy do czynienia, tym więcej zdaje się ona nas interesować i pociągać. Pomijając tak ekstremalne przeżycia jak afrykańskie safari czy podwodny świat raf koralowych, chęć spotkania nawet rodzimego, dzikiego zwierzaka pcha nas do głębokiego lasu i podnosi nam adrenalinę. Drży nam serce, a jednak zapuszczamy się w knieję licząc na wrażenia, których siedząc w domu uświadczyć nie sposób.
Atrakcyjność kontaktu z tak odmienną naturą w niejednym człowieku owocuje pomysłem, by spróbować ją oswoić. Nie przeprowadzać się bynajmniej samemu gdzieś w głąb puszczy, aby tam obcować z dziką przyrodą, lecz raczej jakieś stworzenie z tamtego świata przenieść do siebie, ażeby uatrakcyjniało nam życie, wzbudzając podziw i zazdrość wśród znajomych. Ponieważ takie pomysły zazwyczaj kończą się niepowodzeniem, niejeden dom musi zadowolić się jedynie wypchanym lisem, jastrzębiem albo jakimś ryjem dzika zawieszonym na ścianie. Dwie przeciwne sobie, żywe natury, zamieszkać ze sobą nie mogą.
Rozmyślam dziś o społeczności człowieka z Bogiem. Od chwili upadku Adama i wygnania go z Edenu, grzeszna natura człowieka całkowicie ją uniemożliwiła. Święty Bóg i naturalny człowiek to dwa zupełnie różne, przeciwne sobie światy. Czy można je połączyć? Bóg się nie zmienia. Człowiek w swej naturze musi się zmienić i dopasować do Boga. Możliwe to jest tylko i wyłącznie poprzez śmierć starej natury, nowe narodzenie, poprzez duchowe odrodzenie człowieka. Pojednanie z Bogiem wiąże się także z koniecznością uprzedniego odpuszczenia grzechów, usprawiedliwienia i przywrócenia człowiekowi daru żywota wiecznego.
Taką możliwość stworzył nam Syn Boży, Chrystus Jezus. Jego Boska moc obdarzyła nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności. Otrzymujemy to dzięki poznaniu Tego, który nas powołał w swojej własnej chwale i wspaniałości. Dzięki nim darowane nam zostały drogocenne, największe obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury, jako ci, którzy nie ulegli zepsuciu, do którego na tym świecie doprowadzają żądze [2Pt 1,3-4]. I uwaga! Nie ma tu mowy o żadnym obopólnym dopasowywaniu się natur. Bądźcie święci jak On - do czegokolwiek przyłożycie rękę. Czytamy przecież: Bądźcie święci, gdyż Ja jestem święty [1Pt 1,15b-16].
Nie od dziś wiadomo, że ludzie czują pociąg do tego, co pozazmysłowe i transcendentne. Świadczy to o naszej potrzebie Boga. Problem w tym, że większość z nas - owszem - chciałaby społeczności z Bogiem, wszakże bez tracenia czegokolwiek ze swojego dotychczasowego życia. Chcąc zachować swój sposób myślenia, ułudę własnej niezależności, swoje przyzwyczajenia, namiętności a także swoje tradycje religijne, niektórzy chrześcijanie coraz częściej zabierają się za dopasowywania Boga do siebie. Próbują oswoić Boga na własny użytek. Pokrętną teologią i stylem bycia powoli urabiają w świadomości chrześcijan Boga na swój obraz i wyobrażenie.
Biblia uczy, że z racji Jego natury, Bogu ze strony człowieka należy się najwyższy respekt. Wszyscy ludzie żyjący w społeczności z Bogiem, także pierwsi chrześcijanie, cechowali się bojaźnią Bożą. Tak ma być, nasz Bóg bowiem jest ogniem, który może strawić wszystko [Hbr 12,29]. Tymczasem wielu dzisiejszych przywódców chrześcijańskich na oczach swoich słuchaczy maluje obraz Boga coraz bardziej "ludzkiego". Ba, zdają się już mieć "boga - swojaka", który na tyle dał się oswoić, że wcale nie trzeba się Go bać. W takim też duchu organizują i prowadzą życie lokalnego kościoła. Wszystko jest dozwolone i mile widziane; luzackie zachowanie, spotkania, w których trudno już dostrzec cechy nabożeństwa, dowolny, luźny ubiór, dostępna dla wszystkich Wieczerza Pańska, na bieżąco dopasowywane do ludzkich gustów muzyka, kazania itd. A to wszystko w imię służby Bożej i coraz lepszej społeczności z Najwyższym.
Kontakt z Bogiem wymaga od nas postaw i zachowania, które znacznie odbiegają od naszych naturalnych odruchów i upodobań. Skąd w ogóle pomysł, że z Bogiem można obcować jak z kumplem, na pełnym luzie?! Skoro spotkanie z głową państwa wymaga trzymania się określonego protokołu, to o ileż bardziej powinniśmy mieć to na uwadze zwracając się do Boga i przystępując do pelnienia służby Bożej. Dla przykładu kilka słów o ubiorze. Pełniący służbę w świątyni kapłani nie mogli tego robić w codziennych ubraniach. Mieli Mu służyć ubrani zgodnie z Jego wolą [zob. 2Mo 28]. Oddajcie Panu pokłon w świętej szacie! Drżyj przed Nim cała ziemio! [Ps 96,9]. Przywracany do służby Bożej arcykapłan Jozue nie mógł pozostać w swoim stroju. Rozkazem Boga został przebrany w odświętne szaty [zob. Za 3,3-7]. Oddawajmy cześć Bogu tak, jak Mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią [Hbr 12,28].
Boga nie można oswoić. W ogóle już sama taka myśl, a co mówić działanie, musi spotkać się ze świętym sprzeciwem. Wszystkie atrybuty Boga, w miarę, jak zaczynamy je poznawać, prowadzą nas tylko w jedną stronę: Podejdźcie! Pokłońmy się, oddajmy Mu hołd! Uklęknijmy przed PANEM, naszym Stwórcą [Ps 95,6]. Tylko martwego boga można sobie ustawić po swojemu i czcić zgodnie z własnym upodobaniem. Odwiecznie Żyjącemu służymy zgodnie z Jego wolą, objawioną w Piśmie Świętym i nie inaczej!
Syn Boży w ludzkim ciele w żaden sposób nie dał się ludziom oswoić. Nie zaczął się zachowywać jak oni. Nie dał się urobić nikomu! Od wszystkich za to zażądał opamiętania, radykalnej zmiany życia i wstępowania w Jego ślady. Kto chciał być z Nim, musiał narodzić się na nowo z wody i z Ducha. Tak jest i dzisiaj. Nic się nie zmieniło. Chwała Jezusowi!
10 grudnia, 2017
Jak możesz wpływać na rozwój swojego miasta?
Poranne czytanie Biblii objawia mi dzisiaj sposób, jak mogę wpływać na rozwój mojego miasta. Pomimo tego, że jestem apolitycznym, mało znaczącym, zwyczajnym mieszkańcem Gdańska, to jednak mogę mieć istotny udział w jego pomyślności. Dzięki błogosławieństwu prawych miasto się rozwija, ale wypowiedzi bezbożnych mogą je zburzyć [Prz 11,11]. Innymi słowy, Biblia uczy, że dzięki błogosławieństwu, którego źródłem są prawi ludzie, dzięki błogosławieństwu, które spływa na nich, miasto, którego są mieszkańcami, bardzo zyskuje.
Moja prawość bierze się z tego, że przez wiarę w moim sercu zamieszkał Jezus Chrystus. Jestem tylko na tyle człowiekiem prawym, na ile przejawiam Jego charakter, na ile myślę, mówię i postępuję jak Jezus. Sam z natury takim człowiekiem absolutnie nie jestem. On mnie usprawiedliwił i przemienia w człowieka zdolnego prowadzić nowe życie wg Ducha, a nie wg naturalnych zmysłów.
Tak więc, aby przyczyniać sie do rozkwitu swojego miasta nie trzeba brylować na jego salonach, być człowiekiem bogatym i mieć w nim władzę. Wystarczy na co dzień dbać o prawość własnego życia. Gdy Bóg widzi w mieście ludzi prawych, błogosławi temu miastu. Oni są solą miejsca, w którym mieszkają, tajemnicą jego sukcesów.
Pragnę w biblijny sposób, bez rozgłosu, codziennym posłuszeństwem Słowu Bożemu, cichą, uczciwą pracą, przykładać rękę do dalszego rozwoju Gdańska. Boże, błogosław nasz Gdańsk!
A jak się ma twoje miasto?
Moja prawość bierze się z tego, że przez wiarę w moim sercu zamieszkał Jezus Chrystus. Jestem tylko na tyle człowiekiem prawym, na ile przejawiam Jego charakter, na ile myślę, mówię i postępuję jak Jezus. Sam z natury takim człowiekiem absolutnie nie jestem. On mnie usprawiedliwił i przemienia w człowieka zdolnego prowadzić nowe życie wg Ducha, a nie wg naturalnych zmysłów.
Tak więc, aby przyczyniać sie do rozkwitu swojego miasta nie trzeba brylować na jego salonach, być człowiekiem bogatym i mieć w nim władzę. Wystarczy na co dzień dbać o prawość własnego życia. Gdy Bóg widzi w mieście ludzi prawych, błogosławi temu miastu. Oni są solą miejsca, w którym mieszkają, tajemnicą jego sukcesów.
Pragnę w biblijny sposób, bez rozgłosu, codziennym posłuszeństwem Słowu Bożemu, cichą, uczciwą pracą, przykładać rękę do dalszego rozwoju Gdańska. Boże, błogosław nasz Gdańsk!
A jak się ma twoje miasto?
05 grudnia, 2017
Nie przestawaj czekać!
Każdy z nas na coś czeka. Różnej rangi są cele naszych oczekiwań, lecz bywa, że nawet w drobnych sprawach towarzyszą nam w tym silne emocje i rozterki. Wbrew pozorom czekanie proste nie jest. Dlatego dzisiaj właśnie o czekaniu porozmawiamy, a ściślej o tym, ażeby czekania nie zaprzestawać!
Za kanwę naszego rozważania niech posłuży nam sytuacja w Judei z przełomu VII i VI wieku przed Chrystusem, tuż przed najazdem i deportacją wielu jej obywateli do Babilonu. Dla ludzi bogobojnych były to czasy wielkiego dyskomfortu z powodu grzechów Judy i zerwanej więzi z Bogiem. Rządy sprawowali wówczas niesprawiedliwi i bezbożni królowie, co nieuchronnie prowadziło do moralnego upadku całego narodu.
Jednym z proroków Bożych, któremu przyszło się zmierzyć z tą sytuacją był prorok Habakuk. Ten sługa Boży wielce tęsknił za naprawieniem relacji z Bogiem. Największą wartością dla człowieka wierzącego jest przecież pokój z Bogiem! Wyczekujący na dobrą zmianę Habakuk miał świadomość, że pojednanie z Bogiem nie nastąpi bezboleśnie. Grzechy same przecież nie odchodzą. Dobrze znane w Judzie Prawo Boże mówiło, że karą za grzech jest śmierć! Ażeby cieszyć się z oczyszczenia i pojednania z Bogiem, trzeba było ponieść konsekwencje nieposłuszeństwa wobec Niego. Dlaczego?
Rozwińmy ten temat. Otóż Bóg nie jest obojętny. Wszelki przejaw bezbożności i niesprawiedliwości ludzi, którzy nieprawością tłumią prawdę, spotyka się z gniewem nieba [Rz 1,18]. Gniew Boży z powodu grzechu Judy musiał znaleźć ujście w celu naprawienia relacji. We wzburzeniu kroczysz po ziemi, w gniewie depczesz narody. Wyruszyłeś dla zbawienia Twojego ludu, dla zbawienia swojego pomazańca, zmiażdżyłeś szczyt domu bezbożnego, obnażyłeś fundament aż do skały [Hb 3,12-13]. Narzędziem sądu mieli być najeźdźcy – Chaldejczycy – co zapowiadało straszny czas, szereg przykrości i nieszczęść [zob. 2Krl 24 i 25]. Jednakże spoza tego nieszczęścia już przebłyskiwała Habakukowi radość z naprawionych relacji z Bogiem.
Dla osiągnięcia tego celu warto było nie tylko nie unikać sądu Bożego, ale nawet go z utęsknieniem wyczekiwać. Prorok Habakuk dobrze to wiedział i rozumiał. PANIE, usłyszałem Twą wieść! Przeraziło mnie, o PANIE, Twoje dzieło! Wzbudź je z biegiem lat, z biegiem czasu spraw jego poznanie, a we wzburzeniu pamiętaj o miłosierdziu! [Hb 3,2]. Ponieważ to wyczekiwanie wiązało się z atmosferą napięcia w narodzie i zrozumiałym prawdopodobieństwem sporej huśtawki nastrojów, Bóg skierował pod adresem proroka następujący apel: Zapisz to widzenie wyraźnie na tablicach, tak by ten, kto czyta, mógł to czynić bez trudu. Gdyż widzenie wciąż czeka na czas oznaczony, lecz wypełni się przy końcu – nie zawiedzie. Choćby się spóźniało, nie przestawaj czekać, gdyż spełni się na pewno i niezwłocznie [Hab. 2,2-3]. Bóg zapewnił, że czekający na moralne uzdrowienie Judy ludzie, jak najbardziej mają na co czekać i na pewno doczekają się radosnych dni. Chodziło o to, ażeby w tym czekaniu wytrwali.
Prorok Boży tak bardzo nastawił się na zbawienne skutki zbliżającego się sądu Bożego, że jego serce wypełniła radość w Panu. Pomimo szeregu nieuchronnych przykrości cieszył się nadchodzącym oczyszczeniem i naprawieniem relacji z Bogiem. Choćby nie zakwitły figowce, winorośl straciła swój plon, zabrakło na drzewach oliwek i nadziei na chleb z plonów pól; choć w zagrodach wybito by owce, obory opustoszałyby z krów, ja jednak będę radował się w PANU, cieszył Bogiem mojego zbawienia [Hb 3,17-18]. Zbliżający się sąd Boży oznaczał dla Habakuka wejście na duchowe wyżyny.
Czasem słyszymy, że ktoś na coś czekał i się nie doczekał. Na przykład, nie żyjąca od października 2014 roku gdyńska aktorka Anna Przybylska mówiła tuż przed śmiercią: – Chciałabym jeszcze trochę pożyć, chciałabym doczekać się wiosny. Czekała na wiosnę, lecz się jej nie doczekała. To oczywista i wielka przykrość, lecz całkowicie niezależna od osoby czekającej. Nie o takim czekaniu tu mowa.
Rozmawiamy teraz o sytuacji, gdy słusznie na coś czekaliśmy, lecz w pewnym momencie się zniecierpliwiliśmy i odstąpiliśmy od dalszego czekania. Ach, gdybyśmy wytrzymali jeszcze troszkę i nie zaprzestali czekać, to byśmy się doczekali. Czekałem kiedyś na autobus. Minęła rozkładowa godzina przyjazdu, a on nie nadjeżdżał. Czekałem, czekałem, aż w końcu nie wytrzymałem i odszedłem z przystanku, by przy wylocie z miasteczka łapać tzw. "okazję". Po przejściu kilkuset metrów zobaczyłem, jak upragniony autobus zatrzymuje się na przystanku, lecz mnie już tam nie było… Do dzisiaj pamiętam przykrość żalu mieszającego się ze złością na samego siebie, który wówczas ścisnął mi serce.
Pomyślmy o odczuwanym przez grzesznika ciężarze z powodu grzechu i życia z dala od Boga. Zazwyczaj towarzyszy temu niepokój, smutek, rozdrażnienie, jakieś próby zagłuszenia sumienia albo pogłębiająca się obojętność i depresja. Świadczy to o potrzebie pojednania się grzesznika z Bogiem. Lecz z kary za grzech nie można się ot tak, po prostu wywinąć; otrzepać ręce i jakby nigdy nic zacząć sobie nowe życie. Ktoś zawsze musi wypić kielich gniewu Bożego z powodu popełnionego grzechu.
Na szczęście dla każdego grzesznika jest nam zwiastowana dobra nowina o Jezusie Chrystusie. Głosi ona, że Syn Boży przyszedł na świat w ludzkim ciele i wziął na siebie Boży gniew z powodu popełnionych przez nas grzechów. Bóg bowiem tak bardzo ukochał świat, że dał swego Jedynego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Bóg nie posłał swego Syna na świat, aby wydał On na świat wyrok, lecz aby świat został przez Niego zbawiony [J 3,16-17].
Ale uwaga! Przez sam fakt śmierci Jezusa na krzyżu automatycznie nie następuje dla każdego człowieka pojednanie z Bogiem, zbawienie od grzechu i nie przychodzi radość zbawienia. Grzesznik, jeśli chce pokoju z Bogiem, musi osobiście uwierzyć w Jezusa Chrystusa. Jak to odbywa się w praktyce? Otóż gdy człowiek zostanie nawiedzony przez Ducha Świętego, gdy usłyszy ewangelię i ją przyjmie, wówczas zaczyna się w nim wspaniały proces zbawienia. Rodzi się wiara w Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego. Następuje nowe narodzenie z wody i z Ducha. Grzesznik zostaje zbawiony od mocy grzechu i praktycznie odwraca się od niego. Otrzymuje nowy system wartości i zaczyna o wszystkim myśleć w nowy sposób. Efektem tej wielkiej zmiany jest radość zbawienia! Radość w Panu i pokój z Bogiem!Usprawiedliwieni zatem na podstawie wiary, mamy pokój z Bogiem. Stało się to dzięki naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi. Przez Niego uzyskaliśmy dostęp, za sprawą wiary, do tej łaski, w której niewzruszenie stoimy i chlubimy się nadzieją chwały Boga [Rz 5,1-2].
Ale, ale! Jest to długotrwały proces. Wszystko odbywa się w Bożym czasie i wymaga od nas cierpliwości w czekaniu. Zewlekanie z siebie starego człowieka, którego gubią zwodnicze żądze, jest bolesne i potrafi trwać wiele lat. Uświęcenie, bez którego nikt nie ujrzy Pana, nie następuje w jeden sezon, zwłaszcza, gdy uwikłaliśmy się w szereg złych nawyków, nałogów i grzesznych przyzwyczajeń, które nie chcą dać za wygraną. To wszystko trwa.., musi trwać, aby wraz z rozwojem duchowym, zgodnie z Bożym planem zbawienia, serce chrześcijanina przepełnił trwały pokój Boży i radość w Panu.
Niektórzy nie mają ochoty czekać. Wielu współczesnych chrześcijan próbuje bez jakiegokolwiek czekania mieć wszystko w pełni i od razu! Chcą mieć od razu pełnię zbawienia od grzechu. Gdy jej nie mają – to wymyślają sobie naukę, która pozwala im akceptować szereg grzechów, jako nic nie znaczących dla ich zbawienia. Chcą mieć od razu odpowiedź na modlitwę. Ponieważ Bóg nie zawsze od razu odpowiada -wmawiają sobie, że im już odpowiedział. Chcą być od razu dojrzałymi w wierze, a skoro tak nie jest – to udają dorosłych. Chcą mieć od razu pełnię radości w Panu, a jeśli tak nie jest – to przynajmniej tak sobie w niedzielę śpiewają.
W poczuciu takiego rozmijania się z rzeczywistością łatwo też - niestety - o zniecierpliwienie i rezygnację. Znam sporo takich osób, które nie chciały czekać i odeszły z drogi wiary stwierdzając, że "to nie działa", albo że "najwidoczniej to nie jest dla mnie". Wielka szkoda, że niektórzy z nas nie wytrzymują próby czasu i nie chcą zaczekać na obiecane w Biblii rezultaty wiary. Tym większa szkoda i przykrość, bo często spełnienie jest już bardzo blisko.
Stąd dzisiejsze wezwanie Słowa Bożego, by nie przestawać czekać! Zadawanie śmierci temu, co w członkach ziemskie – mam na myśli rozwiązłość, nieczystość, zmysłowość, złe pragnienia i zachłanność równoznaczną z bałwochwalstwem [Kol 3,5] w swoim czasie z pewnością zaowocuje pełną wolnością od tych grzechów. Nie należy rezygnować, ani tym bardziej wmawiać sobie, że tę wolność już mamy, skoro jeszcze jej w naszym życiu nie widać. Dobrze jest czekać w milczeniu na ratunek PANA [Tr 3,26]. Ukształtowanie Chrystusa Jezusa w nas - to najważniejszy cel, na który - chociaż będzie boleć - z radością czekamy!
Wezwanie, by nie przestawać czekać, jak najbardziej należy stosować także do innych, nawet i przyziemnych sytuacji i spraw. Mam tu na uwadze, na przykład, zakochanie z wzajemnością i założenie rodziny. Jeśli modlisz się o to i czekasz na błogosławieństwo Boże w tej sferze, to nie zniechęcaj się upływem czasu. Nie zmieniaj poglądów, nie wyrzekaj się swych pragnień tylko dlatego, że tak długo już czekasz. Nie wybierając – broń Boże – drogi na skróty, nie przestawaj czekać na swą wielką miłość.
Aktywnie wyczekuj też nawrócenia twoich bliskich. Nie zniechęcaj się ich aktualnym brakiem zainteresowania wstąpieniem w ślady Jezusa. Nie przestawaj modlić się o nich i mówić im o Jezusie. Także nadal pielęgnuj w sobie marzenia o udziale w pracy dla Pana. Bóg ma dla ciebie wiele zadań na rzecz Królestwa Bożego. Ważne, żebyś nie powoływał się do nich sam, lecz czekał na Boże powołanie. Pracuj nad osobistym rozwojem, przygotowuj się do służby, módl się i nie przestawaj wyglądać chwili, gdy On cię wezwie i wskaże zadanie do wykonania. Na początku może wydawać ci się ono mało znaczące, lecz jeśli okażesz się wierny w małym, Bóg zacznie powierzać ci rzeczy większe.
Tytułowe wezwanie niezwykle ważne jest również przy chrzcie w Duchu Świętym i korzystaniu z darów duchowych. Bywa, że ktoś pragnący napełnienia Duchem Świętym, gdy modlitwa nie przynosi pożądanego skutku, po jakimś czasie wymięka i przestaje zabiegać o dar Ducha Świętego. Nic bardziej błędnego. Nie oddalajcie się z Jerozolimy, ale oczekujcie obietnicy Ojca, o której słyszeliście ode Mnie [Dz 1,4] – powiedział Pan swoim uczniom i oni posłusznie czekali. I ty, gdy się modlisz o napełnienie Duchem Świętym, nie przestawaj czekać! Bądźcie wytrwali w modlitwie [Kol 4,2].
Ludzie miewają różne cele oczekiwań; realne i nierealne, zgodne z wolą Bożą, ale też samolubne i grzeszne. Należy to rozróżnić i prawidłowo ocenić charakter swoich oczekiwań. Jeżeli Biblia jasno stwierdza, że poza Jezusem nie ma w nikim innym zbawienia, gdyż nie dano nam ludziom żadnego innego imienia pod niebem, w którym moglibyśmy być zbawieni [Dz 4,12], to beznadziejne byłoby oczekiwanie zbawienia w jakiś inny sposób. Lepiej czym prędzej zaprzestać czekania na to, co jest niezgodne z wolą Bożą. Gdy bowiem przeciwnik Boży zauważy, że mocno na coś takiego się nastawiliśmy, podejdzie nas chytrze i podstawi nam jakąś "fałszywkę", abyśmy na domiar złego myśleli, że otrzymaliśmy Bożą odpowiedź na nasze modlitwy.
W niektórych z kolei sprawach trzeba wziąć się w garść, a nie czekać, że – na przykład - rektor przyniesie ci do domu dyplom ukończenia studiów. Trzeba po prostu zabrać się za naukę i chodzić na uczelnię. Nie ma co czekać też, że będziesz się rozwijać godzinami przesiadując przed telewizorem, albo że jesienią będziesz miał co zbierać, gdy nic nie siejesz wiosną. Czekanie w takich przypadkach na nic nam się nie przyda.
Gdy jednak zacząłeś czekać na Pana – i wiesz, że tak trzeba - to w imię Boże wołam: Nie przestawaj czekać! Czekanie na Boga w życiu chrześcijanina nie jest żadnym lenistwem, założeniem rąk ani bezradnością. Czekanie na Boga nie jest unikaniem wysiłku. Jest prostolinijnym, dobitnym wyrażeniem zaufania do naszego Zbawiciela i Pana, że On interesuje się naszym losem i w stosownym czasie przyjdzie nam w sukurs. Czekanie na Boga oznacza, że chcemy działać tylko na Boży głos. Jest utrzymywaniem się w gotowości do wykonania każdego nowego polecenia, gdy tylko Bóg je nam wyda. Czekanie na Boga jest zdolnością, by nie robić niczego, zanim nie usłyszy się Jego polecenia.
Jeśli wierzysz w Jezusa Chrystusa – to wszystko w Twoim życiu ma swój czas. Tak rozumiał to Dawid, bo śpiewał przed Panem: Wyznaczasz mi marszrutę i spoczynek [Ps 139,3]. Bogu podobają się ludzie, którzy na Niego czekają. Nie przestawaj więc czekać!
Tutaj do posłuchania oryginalne kazanie w wersji audio :)
Za kanwę naszego rozważania niech posłuży nam sytuacja w Judei z przełomu VII i VI wieku przed Chrystusem, tuż przed najazdem i deportacją wielu jej obywateli do Babilonu. Dla ludzi bogobojnych były to czasy wielkiego dyskomfortu z powodu grzechów Judy i zerwanej więzi z Bogiem. Rządy sprawowali wówczas niesprawiedliwi i bezbożni królowie, co nieuchronnie prowadziło do moralnego upadku całego narodu.
Jednym z proroków Bożych, któremu przyszło się zmierzyć z tą sytuacją był prorok Habakuk. Ten sługa Boży wielce tęsknił za naprawieniem relacji z Bogiem. Największą wartością dla człowieka wierzącego jest przecież pokój z Bogiem! Wyczekujący na dobrą zmianę Habakuk miał świadomość, że pojednanie z Bogiem nie nastąpi bezboleśnie. Grzechy same przecież nie odchodzą. Dobrze znane w Judzie Prawo Boże mówiło, że karą za grzech jest śmierć! Ażeby cieszyć się z oczyszczenia i pojednania z Bogiem, trzeba było ponieść konsekwencje nieposłuszeństwa wobec Niego. Dlaczego?
Rozwińmy ten temat. Otóż Bóg nie jest obojętny. Wszelki przejaw bezbożności i niesprawiedliwości ludzi, którzy nieprawością tłumią prawdę, spotyka się z gniewem nieba [Rz 1,18]. Gniew Boży z powodu grzechu Judy musiał znaleźć ujście w celu naprawienia relacji. We wzburzeniu kroczysz po ziemi, w gniewie depczesz narody. Wyruszyłeś dla zbawienia Twojego ludu, dla zbawienia swojego pomazańca, zmiażdżyłeś szczyt domu bezbożnego, obnażyłeś fundament aż do skały [Hb 3,12-13]. Narzędziem sądu mieli być najeźdźcy – Chaldejczycy – co zapowiadało straszny czas, szereg przykrości i nieszczęść [zob. 2Krl 24 i 25]. Jednakże spoza tego nieszczęścia już przebłyskiwała Habakukowi radość z naprawionych relacji z Bogiem.
Dla osiągnięcia tego celu warto było nie tylko nie unikać sądu Bożego, ale nawet go z utęsknieniem wyczekiwać. Prorok Habakuk dobrze to wiedział i rozumiał. PANIE, usłyszałem Twą wieść! Przeraziło mnie, o PANIE, Twoje dzieło! Wzbudź je z biegiem lat, z biegiem czasu spraw jego poznanie, a we wzburzeniu pamiętaj o miłosierdziu! [Hb 3,2]. Ponieważ to wyczekiwanie wiązało się z atmosferą napięcia w narodzie i zrozumiałym prawdopodobieństwem sporej huśtawki nastrojów, Bóg skierował pod adresem proroka następujący apel: Zapisz to widzenie wyraźnie na tablicach, tak by ten, kto czyta, mógł to czynić bez trudu. Gdyż widzenie wciąż czeka na czas oznaczony, lecz wypełni się przy końcu – nie zawiedzie. Choćby się spóźniało, nie przestawaj czekać, gdyż spełni się na pewno i niezwłocznie [Hab. 2,2-3]. Bóg zapewnił, że czekający na moralne uzdrowienie Judy ludzie, jak najbardziej mają na co czekać i na pewno doczekają się radosnych dni. Chodziło o to, ażeby w tym czekaniu wytrwali.
Prorok Boży tak bardzo nastawił się na zbawienne skutki zbliżającego się sądu Bożego, że jego serce wypełniła radość w Panu. Pomimo szeregu nieuchronnych przykrości cieszył się nadchodzącym oczyszczeniem i naprawieniem relacji z Bogiem. Choćby nie zakwitły figowce, winorośl straciła swój plon, zabrakło na drzewach oliwek i nadziei na chleb z plonów pól; choć w zagrodach wybito by owce, obory opustoszałyby z krów, ja jednak będę radował się w PANU, cieszył Bogiem mojego zbawienia [Hb 3,17-18]. Zbliżający się sąd Boży oznaczał dla Habakuka wejście na duchowe wyżyny.
Czasem słyszymy, że ktoś na coś czekał i się nie doczekał. Na przykład, nie żyjąca od października 2014 roku gdyńska aktorka Anna Przybylska mówiła tuż przed śmiercią: – Chciałabym jeszcze trochę pożyć, chciałabym doczekać się wiosny. Czekała na wiosnę, lecz się jej nie doczekała. To oczywista i wielka przykrość, lecz całkowicie niezależna od osoby czekającej. Nie o takim czekaniu tu mowa.
Rozmawiamy teraz o sytuacji, gdy słusznie na coś czekaliśmy, lecz w pewnym momencie się zniecierpliwiliśmy i odstąpiliśmy od dalszego czekania. Ach, gdybyśmy wytrzymali jeszcze troszkę i nie zaprzestali czekać, to byśmy się doczekali. Czekałem kiedyś na autobus. Minęła rozkładowa godzina przyjazdu, a on nie nadjeżdżał. Czekałem, czekałem, aż w końcu nie wytrzymałem i odszedłem z przystanku, by przy wylocie z miasteczka łapać tzw. "okazję". Po przejściu kilkuset metrów zobaczyłem, jak upragniony autobus zatrzymuje się na przystanku, lecz mnie już tam nie było… Do dzisiaj pamiętam przykrość żalu mieszającego się ze złością na samego siebie, który wówczas ścisnął mi serce.
Pomyślmy o odczuwanym przez grzesznika ciężarze z powodu grzechu i życia z dala od Boga. Zazwyczaj towarzyszy temu niepokój, smutek, rozdrażnienie, jakieś próby zagłuszenia sumienia albo pogłębiająca się obojętność i depresja. Świadczy to o potrzebie pojednania się grzesznika z Bogiem. Lecz z kary za grzech nie można się ot tak, po prostu wywinąć; otrzepać ręce i jakby nigdy nic zacząć sobie nowe życie. Ktoś zawsze musi wypić kielich gniewu Bożego z powodu popełnionego grzechu.
Na szczęście dla każdego grzesznika jest nam zwiastowana dobra nowina o Jezusie Chrystusie. Głosi ona, że Syn Boży przyszedł na świat w ludzkim ciele i wziął na siebie Boży gniew z powodu popełnionych przez nas grzechów. Bóg bowiem tak bardzo ukochał świat, że dał swego Jedynego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Bóg nie posłał swego Syna na świat, aby wydał On na świat wyrok, lecz aby świat został przez Niego zbawiony [J 3,16-17].
Ale uwaga! Przez sam fakt śmierci Jezusa na krzyżu automatycznie nie następuje dla każdego człowieka pojednanie z Bogiem, zbawienie od grzechu i nie przychodzi radość zbawienia. Grzesznik, jeśli chce pokoju z Bogiem, musi osobiście uwierzyć w Jezusa Chrystusa. Jak to odbywa się w praktyce? Otóż gdy człowiek zostanie nawiedzony przez Ducha Świętego, gdy usłyszy ewangelię i ją przyjmie, wówczas zaczyna się w nim wspaniały proces zbawienia. Rodzi się wiara w Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego. Następuje nowe narodzenie z wody i z Ducha. Grzesznik zostaje zbawiony od mocy grzechu i praktycznie odwraca się od niego. Otrzymuje nowy system wartości i zaczyna o wszystkim myśleć w nowy sposób. Efektem tej wielkiej zmiany jest radość zbawienia! Radość w Panu i pokój z Bogiem!Usprawiedliwieni zatem na podstawie wiary, mamy pokój z Bogiem. Stało się to dzięki naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi. Przez Niego uzyskaliśmy dostęp, za sprawą wiary, do tej łaski, w której niewzruszenie stoimy i chlubimy się nadzieją chwały Boga [Rz 5,1-2].
Ale, ale! Jest to długotrwały proces. Wszystko odbywa się w Bożym czasie i wymaga od nas cierpliwości w czekaniu. Zewlekanie z siebie starego człowieka, którego gubią zwodnicze żądze, jest bolesne i potrafi trwać wiele lat. Uświęcenie, bez którego nikt nie ujrzy Pana, nie następuje w jeden sezon, zwłaszcza, gdy uwikłaliśmy się w szereg złych nawyków, nałogów i grzesznych przyzwyczajeń, które nie chcą dać za wygraną. To wszystko trwa.., musi trwać, aby wraz z rozwojem duchowym, zgodnie z Bożym planem zbawienia, serce chrześcijanina przepełnił trwały pokój Boży i radość w Panu.
Niektórzy nie mają ochoty czekać. Wielu współczesnych chrześcijan próbuje bez jakiegokolwiek czekania mieć wszystko w pełni i od razu! Chcą mieć od razu pełnię zbawienia od grzechu. Gdy jej nie mają – to wymyślają sobie naukę, która pozwala im akceptować szereg grzechów, jako nic nie znaczących dla ich zbawienia. Chcą mieć od razu odpowiedź na modlitwę. Ponieważ Bóg nie zawsze od razu odpowiada -wmawiają sobie, że im już odpowiedział. Chcą być od razu dojrzałymi w wierze, a skoro tak nie jest – to udają dorosłych. Chcą mieć od razu pełnię radości w Panu, a jeśli tak nie jest – to przynajmniej tak sobie w niedzielę śpiewają.
W poczuciu takiego rozmijania się z rzeczywistością łatwo też - niestety - o zniecierpliwienie i rezygnację. Znam sporo takich osób, które nie chciały czekać i odeszły z drogi wiary stwierdzając, że "to nie działa", albo że "najwidoczniej to nie jest dla mnie". Wielka szkoda, że niektórzy z nas nie wytrzymują próby czasu i nie chcą zaczekać na obiecane w Biblii rezultaty wiary. Tym większa szkoda i przykrość, bo często spełnienie jest już bardzo blisko.
Stąd dzisiejsze wezwanie Słowa Bożego, by nie przestawać czekać! Zadawanie śmierci temu, co w członkach ziemskie – mam na myśli rozwiązłość, nieczystość, zmysłowość, złe pragnienia i zachłanność równoznaczną z bałwochwalstwem [Kol 3,5] w swoim czasie z pewnością zaowocuje pełną wolnością od tych grzechów. Nie należy rezygnować, ani tym bardziej wmawiać sobie, że tę wolność już mamy, skoro jeszcze jej w naszym życiu nie widać. Dobrze jest czekać w milczeniu na ratunek PANA [Tr 3,26]. Ukształtowanie Chrystusa Jezusa w nas - to najważniejszy cel, na który - chociaż będzie boleć - z radością czekamy!
Wezwanie, by nie przestawać czekać, jak najbardziej należy stosować także do innych, nawet i przyziemnych sytuacji i spraw. Mam tu na uwadze, na przykład, zakochanie z wzajemnością i założenie rodziny. Jeśli modlisz się o to i czekasz na błogosławieństwo Boże w tej sferze, to nie zniechęcaj się upływem czasu. Nie zmieniaj poglądów, nie wyrzekaj się swych pragnień tylko dlatego, że tak długo już czekasz. Nie wybierając – broń Boże – drogi na skróty, nie przestawaj czekać na swą wielką miłość.
Aktywnie wyczekuj też nawrócenia twoich bliskich. Nie zniechęcaj się ich aktualnym brakiem zainteresowania wstąpieniem w ślady Jezusa. Nie przestawaj modlić się o nich i mówić im o Jezusie. Także nadal pielęgnuj w sobie marzenia o udziale w pracy dla Pana. Bóg ma dla ciebie wiele zadań na rzecz Królestwa Bożego. Ważne, żebyś nie powoływał się do nich sam, lecz czekał na Boże powołanie. Pracuj nad osobistym rozwojem, przygotowuj się do służby, módl się i nie przestawaj wyglądać chwili, gdy On cię wezwie i wskaże zadanie do wykonania. Na początku może wydawać ci się ono mało znaczące, lecz jeśli okażesz się wierny w małym, Bóg zacznie powierzać ci rzeczy większe.
Tytułowe wezwanie niezwykle ważne jest również przy chrzcie w Duchu Świętym i korzystaniu z darów duchowych. Bywa, że ktoś pragnący napełnienia Duchem Świętym, gdy modlitwa nie przynosi pożądanego skutku, po jakimś czasie wymięka i przestaje zabiegać o dar Ducha Świętego. Nic bardziej błędnego. Nie oddalajcie się z Jerozolimy, ale oczekujcie obietnicy Ojca, o której słyszeliście ode Mnie [Dz 1,4] – powiedział Pan swoim uczniom i oni posłusznie czekali. I ty, gdy się modlisz o napełnienie Duchem Świętym, nie przestawaj czekać! Bądźcie wytrwali w modlitwie [Kol 4,2].
Ludzie miewają różne cele oczekiwań; realne i nierealne, zgodne z wolą Bożą, ale też samolubne i grzeszne. Należy to rozróżnić i prawidłowo ocenić charakter swoich oczekiwań. Jeżeli Biblia jasno stwierdza, że poza Jezusem nie ma w nikim innym zbawienia, gdyż nie dano nam ludziom żadnego innego imienia pod niebem, w którym moglibyśmy być zbawieni [Dz 4,12], to beznadziejne byłoby oczekiwanie zbawienia w jakiś inny sposób. Lepiej czym prędzej zaprzestać czekania na to, co jest niezgodne z wolą Bożą. Gdy bowiem przeciwnik Boży zauważy, że mocno na coś takiego się nastawiliśmy, podejdzie nas chytrze i podstawi nam jakąś "fałszywkę", abyśmy na domiar złego myśleli, że otrzymaliśmy Bożą odpowiedź na nasze modlitwy.
W niektórych z kolei sprawach trzeba wziąć się w garść, a nie czekać, że – na przykład - rektor przyniesie ci do domu dyplom ukończenia studiów. Trzeba po prostu zabrać się za naukę i chodzić na uczelnię. Nie ma co czekać też, że będziesz się rozwijać godzinami przesiadując przed telewizorem, albo że jesienią będziesz miał co zbierać, gdy nic nie siejesz wiosną. Czekanie w takich przypadkach na nic nam się nie przyda.
Gdy jednak zacząłeś czekać na Pana – i wiesz, że tak trzeba - to w imię Boże wołam: Nie przestawaj czekać! Czekanie na Boga w życiu chrześcijanina nie jest żadnym lenistwem, założeniem rąk ani bezradnością. Czekanie na Boga nie jest unikaniem wysiłku. Jest prostolinijnym, dobitnym wyrażeniem zaufania do naszego Zbawiciela i Pana, że On interesuje się naszym losem i w stosownym czasie przyjdzie nam w sukurs. Czekanie na Boga oznacza, że chcemy działać tylko na Boży głos. Jest utrzymywaniem się w gotowości do wykonania każdego nowego polecenia, gdy tylko Bóg je nam wyda. Czekanie na Boga jest zdolnością, by nie robić niczego, zanim nie usłyszy się Jego polecenia.
Jeśli wierzysz w Jezusa Chrystusa – to wszystko w Twoim życiu ma swój czas. Tak rozumiał to Dawid, bo śpiewał przed Panem: Wyznaczasz mi marszrutę i spoczynek [Ps 139,3]. Bogu podobają się ludzie, którzy na Niego czekają. Nie przestawaj więc czekać!
Tutaj do posłuchania oryginalne kazanie w wersji audio :)
04 grudnia, 2017
Dlaczego serce mi rośnie albo ściska?
Naród - to zbiorowisko bardzo różnych, czasem o przeciwległych postawach, ludzi. Mamy niestety w polskim społeczeństwie antysemitów. Mieliśmy na szczęście również "Żegotę" tj. Radę Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu RP na Kraj. Dziś rocznica jej oficjalnego powołania w 1942 roku. Dzięki wsparciu Żegoty Polacy pod koniec II Wojny Światowej uratowali od śmierci tysiące Żydów. Jesteśmy z nich dumni. Cześć ich pamięci.
Mamy i w środowisku Kościoła bardzo różnych ludzi. Są osoby naprawdę narodzone na nowo, poddane kierownictwu Ducha Świętego, ale i ludzie duchowo nieodrodzeni, kierujący się naturalnymi zmysłami. Mamy ludzi oddanych zborowi Pańskiemu, podczas gdy wszyscy inni krzątają się wokół własnych spraw, nie spraw Chrystusa Jezusa [Flp 2,21], dbają wyłącznie o swoją własną skórę i próbują w Kościele zrobić osobistą karierę. Na szczęście wielu chrześcijan żyje zgodnie z nauką apostolską, która głosi: Miłość rozpoznaliśmy po tym, że On oddał za nas swoje życie. My też powinniśmy oddawać życie za braci [1J 3,16]. Jedni z pewnością przynoszą Chrystusowi Panu chwałę, drudzy raczej ujmę, bo z ich powodu, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu [Rz 2,24].
Kto w czasie wojny był Polakiem? Zarówno ten, kto wówczas ratował Żydów jak i ten, kto żerował na ich nieszczęściu. Dzisiaj również mamy w narodzie skrajnie różne podejście do "narodu wybranego" a przecież nikomu nie można polskości odmówić. A w Kościele? Kto jest chrześcijaninem? I ten duchowy, i ten cielesny, wyznaje wiarę w Boga i wzywa imienia Chrystusa. Pan powiedział: Niech rosną razem. Poczekajmy do żniw. Wtedy powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw kąkol, powiążcie go w snopy i spalcie. Pszenicę natomiast przenieście do mego spichlerza [Mt 13,30].
Nie moją sprawą jest rozsądzać, kto jest, a kto nie jest prawdziwym Polakiem. Mogę jedynie powiedzieć, że gdy myślę o "Żegocie", to jakoś serce mi rośnie. Gdy przyglądam się postawom braci i sióstr w Chrystusie, bywa podobnie. A co dzieje się z sercami ludzi obserwujących moje postępowanie? Serce im rośnie, czy ściska?
Mamy i w środowisku Kościoła bardzo różnych ludzi. Są osoby naprawdę narodzone na nowo, poddane kierownictwu Ducha Świętego, ale i ludzie duchowo nieodrodzeni, kierujący się naturalnymi zmysłami. Mamy ludzi oddanych zborowi Pańskiemu, podczas gdy wszyscy inni krzątają się wokół własnych spraw, nie spraw Chrystusa Jezusa [Flp 2,21], dbają wyłącznie o swoją własną skórę i próbują w Kościele zrobić osobistą karierę. Na szczęście wielu chrześcijan żyje zgodnie z nauką apostolską, która głosi: Miłość rozpoznaliśmy po tym, że On oddał za nas swoje życie. My też powinniśmy oddawać życie za braci [1J 3,16]. Jedni z pewnością przynoszą Chrystusowi Panu chwałę, drudzy raczej ujmę, bo z ich powodu, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu [Rz 2,24].
Kto w czasie wojny był Polakiem? Zarówno ten, kto wówczas ratował Żydów jak i ten, kto żerował na ich nieszczęściu. Dzisiaj również mamy w narodzie skrajnie różne podejście do "narodu wybranego" a przecież nikomu nie można polskości odmówić. A w Kościele? Kto jest chrześcijaninem? I ten duchowy, i ten cielesny, wyznaje wiarę w Boga i wzywa imienia Chrystusa. Pan powiedział: Niech rosną razem. Poczekajmy do żniw. Wtedy powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw kąkol, powiążcie go w snopy i spalcie. Pszenicę natomiast przenieście do mego spichlerza [Mt 13,30].
Nie moją sprawą jest rozsądzać, kto jest, a kto nie jest prawdziwym Polakiem. Mogę jedynie powiedzieć, że gdy myślę o "Żegocie", to jakoś serce mi rośnie. Gdy przyglądam się postawom braci i sióstr w Chrystusie, bywa podobnie. A co dzieje się z sercami ludzi obserwujących moje postępowanie? Serce im rośnie, czy ściska?
Subskrybuj:
Posty (Atom)