W tych dniach, jak nigdy wcześniej, brzmią mi w głowie słowa Jezusa: A gdy pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem [J 14,3]. Czy jestem na to gotowy?
Na tę okoliczność odświeżam trzy filmy, które w czasach mojej posługi w Gorzowie Wielkopolskim otrzymałem na kasetach VHS od przyjaciela z Niemiec. Przetłumaczyliśmy je na język polski w profesjonalnym studiu tłumaczeń. Trzeba przyznać, że dla wielu z nas stały się one przyczynkiem do uporządkowania relacji z Jezusem i utrzymywania się w gotowości na Jego powrót. Dokładnie te 'oryginały' polskiej wersji, teraz już w formacie cyfrowym, zamieściłem ostatnio na kanale Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE, na YouTube.
1. Złodziej w Nocy (tytuł oryg. A Thief in the Night) prod. Mark IV Pictures, 1972, 69 min
2. Odległy Grzmot (tytuł oryg. A Distant Thunder) prod. Mark IV Pictures, 1978, 79 min
3. Wizja Bestii (tytuł oryg. Image of the Beast) prod. Mark IV Pictures 1980, 94 min.
Chociaż, jak widać, najnowszy z tych filmów ma już 40 lat, to jednak ich przesłanie wciąż pozostaje aktualne. Objawienie św. Jana, najpóźniej napisana księga Biblii, ma już około 1925 lat, a jednak jest bardziej aktualna niż dzisiejsze wydanie gazety, bo mówi o tym, co wciąż jest przed nami. Biblia jednoznacznie i wielokrotnie zapowiada nagły powrót Syna Bożego, Jezusa Chrystusa na ziemię.
W obliczu tego, co nieuchronnie się zbliża, nie ośmielam się wymądrzać ani niczego uszczegółowiać. Nie przejdą mi też przez usta żadne słowa pocieszania i uspokajania, że wszystko znowu na tym świecie będzie dobrze. Z całą mocą natomiast przywołuję natchnione słowa Pisma Świętego:
Przede wszystkim wiedzcie, że w dniach ostatecznych pojawią się szydercy, zainteresowani zaspokajaniem własnych zachcianek. Będą oni drwić: No i co z obietnicą Jego przyjścia?! Jakoś, odkąd zasnęli ojcowie, wszystko trwa tak, jak od początku stworzenia.
Ludzie ci jednak nie chcą wziąć pod uwagę dawnych dziejów ziemi oraz nieba. Otóż ziemia powstała na Słowo Boga z wody i przez wodę. Przez nie ówczesny świat - zalany wodą - zginął. Za sprawą tego samego Słowa teraźniejsze niebo i ziemia zachowane są dla ognia, który pochłonie je w dniu sądu i zagłady bezbożnych ludzi.
To jedno, kochani, miejcie na uwadze: U Pana jeden dzień jest jak tysiąc lat i tysiąc lat jak jeden dzień. Pan nie zwleka z dotrzymaniem obietnicy, choć niektórzy uważają, że zwleka. Tymczasem On po prostu okazuje cierpliwość względem was. On nie chce, aby ktoś zginął. Przeciwnie, chce, aby wszyscy się opamiętali.
Dzień Pana nadejdzie jak złodziej. Wtedy niebo z trzaskiem przeminie, podstawy świata stopnieją w ogniu, ziemia odpowie za swoje działania i człowiek zda sprawę ze swoich dokonań.
Skoro w taki sposób to wszystko ma ulec zniszczeniu, to jak święcie i pobożnie wy sami powinniście postępować na co dzień? Mówię do was, oczekujących, a nawet pragnących przyśpieszyć nastanie dnia Bożego, w którym niebo zginie w ogniu i żar stopi podstawy świata. Bo przecież oczekujemy - zgodnie z obietnicą - nowego nieba i nowej ziemi, w których na stałe zamieszka sprawiedliwość.
Dlatego, kochani, w oczekiwaniu tych wydarzeń postarajcie się, aby On mógł was zastać pełnych pokoju, niesplamionych i nienagannych. Cierpliwość naszego Pana uważajcie za zbawienie [2Pt 3,3-15].
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
15 kwietnia, 2020
10 kwietnia, 2020
Zwróć się ku Nadchodzącemu!
W jakim punkcie na osi naszego ziemskiego życia się znajdujemy? Czy mamy jeszcze dużo czasu? Czy możemy zwlekać? Odkładać ważne sprawy na potem? Zazwyczaj tak robimy, ale są sytuacje, że koniecznie trzeba rozpoznać wagę danej chwili i natychmiast podjąć decyzję. Coś takiego zdarzyło się pewnej kobiecie mieszkającej w biblijnym mieście Jerycho.
Potem Jozue, syn Nuna, wysłał z Szitim, potajemnie, dwóch zwiadowców: Idźcie — polecił im — i obejrzyjcie tę ziemię oraz Jerycho. Zwiadowcy ruszyli w drogę i przybyli do domu pewnej kobiety. Miała ona na imię Rachab, a trudniła się nierządem. U niej zatrzymali się na noc. Królowi Jerycha doniesiono jednak: Na tę noc przyszli tu na przeszpiegi jacyś mężczyźni z Izraela. Król Jerycha wysłał zatem do Rachab gońców z poleceniem: Wyprowadź tych mężczyzn, którzy przyszli do ciebie, do twojego domu. Przybyli oni na przeszpiegi do tej ziemi.
Rachab jednak ukryła obu mężczyzn i powiedziała: Tak, przyszli do mnie mężczyźni, o których mówicie. Nie wiedziałam, skąd są. Jednak z nastaniem ciemności, gdy miano zamknąć bramę miasta, mężczyźni ci wyszli. Nie wiem, dokąd się udali. Ruszajcie za nimi czym prędzej, na pewno ich dogonicie. Sama zaś zaprowadziła ich na dach i ukryła pod łodygami lnu, które tam rozłożyła. Gońcy zatem ruszyli za zwiadowcami w pogoń drogą prowadzącą do brodów Jordanu, a zaraz po ich wyjściu bramy miasta zamknięto.
Tymczasem do zwiadowców, zanim ułożyli się do snu, wyszła na dach Rachab i powiedziała: Wiem, że PAN wydał wam tę ziemię, dlatego że padł na nas strach przed wami. Na wieść o was mieszkańcy tej ziemi truchleją. Słyszeliśmy bowiem, że gdy wychodziliście z Egiptu, PAN wysuszył przed wami wodę Morza Czerwonego. Wiemy też, co uczyniliście dwóm królom amoryckim po tamtej stronie Jordanu, Sychonowi i Ogowi, których obłożyliście klątwą. Gdy o tym usłyszeliśmy, struchlały nasze serca i straciliśmy całą odwagę do walki z wami, ponieważ PAN, wasz Bóg, jest Bogiem na niebie, w górze, i na ziemi, w dole. Ale ponieważ okazałam wam łaskę, przysięgnijcie mi, proszę, na PANA, że wy też okażecie łaskę domowi mojego ojca. Potwierdźcie mi też jakimś znakiem, że pozostawicie przy życiu mojego ojca i matkę, moich braci i siostry, i wszystkich, którzy do nich należą — że ocalicie nas od śmierci.
Zwiadowcy przyrzekli jej to: Ręczymy za was naszym życiem — jeśli nas nie zdradzicie. Gdy więc PAN wyda nam tę ziemię, to dochowamy ci wierności i okażemy ci łaskę. Po tych słowach Rachab spuściła ich na sznurze przez okno, gdyż jej dom wbudowany był w mur miasta; tam właśnie, w murze miasta, mieszkała. Poradziła im też: Idźcie najpierw w góry, aby nie natknęli się na was gońcy. Ukrywajcie się tam przez trzy dni, dopóki gońcy nie wrócą, a potem ruszajcie w drogę.
Zwiadowcy powiedzieli do niej jeszcze: Ustalmy, że w ten sposób spełnimy przysięgę, którą nas związałaś. Otóż, gdy wejdziemy do tej ziemi, to przywiążesz do okna, z którego nas spuściłaś, tę wstęgę ze szkarłatnej nici. Swoich bliskich: ojca, matkę, braci — całą rodzinę ojca — zbierzesz u siebie w domu. Każdy, kto wyjdzie na zewnątrz poza drzwi twojego domu, sam sobie będzie winien, że przelano jego krew, my będziemy czyści. Jeśli jednak ktoś skrzywdzi kogokolwiek z zebranych w twoim domu, za to my odpowiemy. Ponadto, jeśli nas zdradzisz, to będziemy wolni od przysięgi, którą nas związałaś. Niech będzie, jak mówicie — zgodziła się Rachab. Po czym wyprawiła ich i poszli. Ona zaś przywiązała do okna szkarłatną wstęgę [Jz 2,1-21].
Jerycho to prawdopodobnie najstarsze, zamieszkałe miasto świata. Znajduje się około 270 metrów poniżej poziomu morza i jest najniżej położoną miejscowością na świecie. W czasach Jozuego było obwarowane grubym, 3,5 metrowym murem i zajmowało około 2,5 hektara powierzchni. Pomimo wszystkich cech zapewniających "pokój i bezpieczeństwo" jego mieszkańcom, Jerycho zawiodło. Dlaczego? Bo Bóg postanowił położyć kres temu miastu. Z powodu niegodziwości tych narodów PAN, twój Bóg, wypędza je przed tobą…[5Mo 9,5] – obwieścił Mojżesz. Właśnie dlatego tak świetnie obwarowane miasto okazało się miejscem niepewnym.
A czy dzisiejszy świat jest pewnym miejscem? Może i niektórzy z nas tak o świecie myślą, lecz w Biblii czytamy: Gdy będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy – niczym bóle na rodzącą kobietę – przyjdzie na nich nagła zguba i nie umkną [1Tm 5,3]. Zjednoczony i obwarowany rozmaitymi sojuszami świat okazuje się jednak kruchy. Dobrze to nam ilustruje obecna epidemia koronawirusa. Wystarczyło zaledwie parę tygodni i wszystko się w nim chwieje.
Ludzie w Jerycho mieli świadomość, że ich świat się kończył. Wiem, że PAN wydał wam tę ziemię, dlatego że padł na nas strach przed wami – wyznała Rachab. Gdy o tym usłyszeliśmy, struchlały nasze serca i straciliśmy całą odwagę do walki z wami. Wszystkich ogarnął paraliżujący strach. Czy obawa mieszkańców Jerycha rzeczywiście była uzasadniona? Biblia mówi, że Jerycho było szczelnie zamknięte z powodu synów Izraela, nikt z niego nie wychodził i nikt do niego nie wchodził [Jz 6,1]. Chociaż wszyscy w nim, podobnie jak dzisiaj, siedzieli w domu, to jednak nie byli bezpieczni. Nad Kanaanem wisiał bowiem sąd Boży. Sam Bóg zajął się upadkiem Jerycha i nic nie mogło tego powstrzymać. Izraelici, jako wykonawcy wyroku Bożego, działali według ustalonego przez Boga scenariusza. Siedmiu kapłanów zadęło w siedem trąb, a siódmego dnia zrobili tak siedem razy! I jak czytamy: Przez wiarę runęły mury Jerycha, okrążane przez siedem dni [Hbr 11,30].
Zanim to nastąpiło, ludzie się bali. Dzisiejszy świat też ogarnęła pandemia strachu. Pełno w nas obaw o własne życie, o bliskich, o ekonomię, o przyszłość itd. Wielu tak mówi i się lęka, że zbliża się koniec świata. Tak jest. Nadchodzi sąd Boży! Pan bowiem idzie sądzić ziemię! On będzie sądził świat sprawiedliwie i ludy zgodnie z tym, co słuszne [Ps 98,9]. Niech zadrżą ludy! [Ps 99,1] – przeczytałem wczoraj w Biblii. Koronawirus to zaledwie delikatny przedsmak okropności, z jakimi musi się liczyć obecny świat. Nadciąga susza i wynikający z niej głód. Siedem trąb z ósmego rozdziału Księgi Objawienia staną się taką samą rzeczywistością, jak trąbienie siedmiu trąb pod murami Jerycho. Kolejne plagi sądu Bożego ogarną wszystkich mieszkańców ziemi. Chyba, że ktoś w porę się zreflektuje i sercem zwróci się ku Nadchodzącemu!
Za przykład takiej osoby służy nam Rachab, która w porę i z wiarą opowiedziała się po stronie ludu Bożego. Przez wiarę nie zginęła nierządnica Rachab wraz z nieposłusznymi, bo przyjęła przyjaźnie wywiadowców [Hbr 11,31]. Rachab odwróciła się sercem od tego, w czym była. Czy przyszło jej to łatwo? Była przecież osadzona w realiach tamtego społeczeństwa. Winna była jakąś lojalność wobec miejscowej władzy. Miała z pewnością jakieś plany życiowe i konkretne prace domowe do wykonania, bo na przykład na dachu suszyła łodygi lnu. A jednak nie bacząc na to wszystko, ta kobieta zwróciła się ku temu, co nadchodziło! Postanowiła zawrzeć z Izraelitami swoisty układ. Ale ponieważ okazałam wam łaskę, przysięgnijcie mi, proszę, na PANA, że wy też okażecie łaskę domowi mojego ojca. Potwierdźcie mi też jakimś znakiem, że pozostawicie przy życiu mojego ojca i matkę, moich braci i siostry, i wszystkich, którzy do nich należą — że ocalicie nas od śmierci [Jz 2,12-13]. I otrzymała znak gwarantujący jej bezpieczeństwo na czas upadku Jerycha. Była nim szkarłatna wstęga. Ta sama, po której zwiadowcy bezpiecznie opuścili jej mieszkanie. Historyk żydowski Flawiusz napisał nawet, że były to czerwone płachty.
Zwróćmy uwagę na to, że Rachab od razu oznakowała swój dom tym czerwonym sznurem. Ona rzekła: Jak powiedzieliście, tak będzie. Wypuściła ich tedy, a oni poszli. Ona zaś przywiązała czerwony sznur do okna [Jz 2,21]. Był on świadectwem jej wiary. Użyjmy wyobraźni. Czerwona wstęga powiewająca przy jej oknie mogła intrygować sąsiadów i znajomych. A dlaczego? A w jakim celu? A co to znaczy? Rachab mogła być z powodu tego oznakowania posądzana o niestworzone rzeczy. Ale ona już nie dbała o to, co powiedzą ludzie z Jerycha. Przez wiarę przestawiła się z teraźniejszości na przyszłość! Dodajmy, że Rachab nie była ideałem. Była mieszkanką najstarszego miasta i miała do czynienia z najstarszym zawodem świata. Bez zająknięcia potrafiła kłamać i w swoich poczynaniach raczej nie była bezinteresowna. "Coś za coś" – taką chyba dewizą kierowała się w życiu. Widząc, co się święci, czym prędzej obrała jednak właściwy kurs i wcale już tego nie zamierzała ukrywać.
Biblia mówi, że wiara Rachab została połączona z konkretnymi czynami. Dzięki temu przeżyła. Dzięki wierze Rachab, prostytutka, nie zginęła razem z niewiernymi [Hbr 11,31]. W podobny sposób i Rahab, nierządnica, czyż nie z uczynków została usprawiedliwiona, gdy przyjęła posłów i wypuściła ich inną drogą? [Jk 2,25]. Mało tego, Rachab została uratowana razem ze swoimi najbliższymi. Nierządnicę Rachab, dom jej ojca i wszystko, co należało do niej, Jozue zachował przy życiu. Mieszka ona w Izraelu do dnia dzisiejszego [Jz 6,25]. Jak długo ten czerwony sznur wisiał przy oknie Rachab, zanim spełnił swą funkcję? W międzyczasie Izrael przeprawił się przez Jordan. Powstał obóz w Gilgal. Obrzezano wszystkich mężczyzn. Ustała manna i Izraelici przeszli na odżywianie się plonami Kanaanu. Trochę to więc jeszcze trwało. Niemniej o mieszkańcach Kanaanu czytamy, że struchlało ich serce i stracili całą odwagę wobec synów Izraela [Jz 5,1], a na tym tle powiewała szkarłatna wstęga wiary Rachab.
Spójrzmy teraz, co Biblia mówi o przyszłości całego świata. Niebo i ziemia przeminą… [Mt 24,35]. Przemija bowiem kształt tego świata [1Ko 7,31]. Ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną [2Pt 3,10]. Świat przemija wraz z pożądliwością swoją, ale kto pełni wolę Boża trwa na wieki [1J 2,17]. Słuszny więc jest strach przed nadchodzącym gniewem i sądem Bożym. Bliski jest wielki dzień Pana, bliski i bardzo szybko nadchodzi. Słuchaj! Dzień Pana jest gorzki! Wtedy nawet i bohater będzie krzyczał. Dzień ów jest dniem gniewu, dniem ucisku i utrapienia, dniem huku i hałasu, dniem ciemności i mroku, dniem obłoków i gęstych chmur, dniem trąby i okrzyku wojennego przeciwko miastom obronnym i przeciwko basztom wysokim.
Wtedy ześlę strach na ludzi, tak iż chodzić będą jak ślepi, gdyż zgrzeszyli przeciwko Panu. Ich krew będzie rozbryzgana niby proch, a ich wnętrzności rozrzucone niby błoto. Ani ich srebro, ani ich złoto nie będzie mogło ich wyratować w dniu gniewu Pana, bo ogień gniewu Pana pochłonie całą ziemię. Doprawdy, koniec straszną zagładę zgotuje wszystkim mieszkańcom ziemi [Sof 1,14-18].
Biblia wyraźnie zapowiada powtórne przyjście Jezusa Chrystusa. Chrystus Pan nadchodzi, by zachować tych, którzy w Niego uwierzyli i jednocześnie osądzić bezbożny świat. Ten świat się kończy. Dlatego w porę trzeba nam skierować się ku pewnej przyszłości. Ratujcie się spośród tego pokolenia przeklętego [Dz 2,40]. – wzywa Słowo Boże. Uratować się można tylko przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Do Niego należy przyszłość! Trzeba czym prędzej wejść w przymierze z Nim, dzięki któremu jesteśmy usprawiedliwieni i pojednani z Bogiem. Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [J 3,36]. Czy to co mówimy, jest zrozumiałe?
Znakiem Nowego Przymierza jest krew Jezusa Chrystusa, jako Baranka Bożego. Ona zmywa grzechy i usprawiedliwia nas w oczach Bożych. A krew ta będzie dla was znakiem na domach, gdzie będziecie. Gdy ujrzę krew, ominę was, i nie dotknie was zgubna plaga, gdy uderzę ziemię egipską [2Mo 12,13] – zapowiedział Bóg Izraelitom w Egipcie. Trzeba osobiście uwierzyć w skuteczność krwi Jezusa i tę wiarę wyznać przed światem. Nieważne, jak wiele złego zrobiliśmy. Nieważne, jak bardzo jesteśmy lubiani w społeczeństwie. Nieważne jakie szanse na przeżycie dają nam ludzie. Przestańmy liczyć na ten świat i zwiążmy się z Jezusem Chrystusem. Całym sercem zwróćmy się ku Nadchodzącemu! Ukryjmy się w miejscu oznakowanym krwią Baranka Bożego.
Jest tylko jeden pewny sposób na życie wieczne! Jak Izraelici w Egipcie – aby przeżyć przejście anioła śmierci – musieli oznakować swoje domostwa krwią baranka paschalnego. Jak Rachab, aby przeżyć, musiała oznakować swój dom szkarłatną wstęgą. Tak i my oznakujmy siebie i swój dom krwią Jezusa! W ten sposób wyznajmy Panu, że już do Niego należymy. A światu zaśpiewajmy prosto w oczy: Z marnością swoją odstąp świecie. Już twoją służbę rzucam dziś. Mnie Jezus krwią swą kupił przecie. O, ja chcę, o, ja chcę za Nim iść.
Potem Jozue, syn Nuna, wysłał z Szitim, potajemnie, dwóch zwiadowców: Idźcie — polecił im — i obejrzyjcie tę ziemię oraz Jerycho. Zwiadowcy ruszyli w drogę i przybyli do domu pewnej kobiety. Miała ona na imię Rachab, a trudniła się nierządem. U niej zatrzymali się na noc. Królowi Jerycha doniesiono jednak: Na tę noc przyszli tu na przeszpiegi jacyś mężczyźni z Izraela. Król Jerycha wysłał zatem do Rachab gońców z poleceniem: Wyprowadź tych mężczyzn, którzy przyszli do ciebie, do twojego domu. Przybyli oni na przeszpiegi do tej ziemi.
Rachab jednak ukryła obu mężczyzn i powiedziała: Tak, przyszli do mnie mężczyźni, o których mówicie. Nie wiedziałam, skąd są. Jednak z nastaniem ciemności, gdy miano zamknąć bramę miasta, mężczyźni ci wyszli. Nie wiem, dokąd się udali. Ruszajcie za nimi czym prędzej, na pewno ich dogonicie. Sama zaś zaprowadziła ich na dach i ukryła pod łodygami lnu, które tam rozłożyła. Gońcy zatem ruszyli za zwiadowcami w pogoń drogą prowadzącą do brodów Jordanu, a zaraz po ich wyjściu bramy miasta zamknięto.
Tymczasem do zwiadowców, zanim ułożyli się do snu, wyszła na dach Rachab i powiedziała: Wiem, że PAN wydał wam tę ziemię, dlatego że padł na nas strach przed wami. Na wieść o was mieszkańcy tej ziemi truchleją. Słyszeliśmy bowiem, że gdy wychodziliście z Egiptu, PAN wysuszył przed wami wodę Morza Czerwonego. Wiemy też, co uczyniliście dwóm królom amoryckim po tamtej stronie Jordanu, Sychonowi i Ogowi, których obłożyliście klątwą. Gdy o tym usłyszeliśmy, struchlały nasze serca i straciliśmy całą odwagę do walki z wami, ponieważ PAN, wasz Bóg, jest Bogiem na niebie, w górze, i na ziemi, w dole. Ale ponieważ okazałam wam łaskę, przysięgnijcie mi, proszę, na PANA, że wy też okażecie łaskę domowi mojego ojca. Potwierdźcie mi też jakimś znakiem, że pozostawicie przy życiu mojego ojca i matkę, moich braci i siostry, i wszystkich, którzy do nich należą — że ocalicie nas od śmierci.
Zwiadowcy przyrzekli jej to: Ręczymy za was naszym życiem — jeśli nas nie zdradzicie. Gdy więc PAN wyda nam tę ziemię, to dochowamy ci wierności i okażemy ci łaskę. Po tych słowach Rachab spuściła ich na sznurze przez okno, gdyż jej dom wbudowany był w mur miasta; tam właśnie, w murze miasta, mieszkała. Poradziła im też: Idźcie najpierw w góry, aby nie natknęli się na was gońcy. Ukrywajcie się tam przez trzy dni, dopóki gońcy nie wrócą, a potem ruszajcie w drogę.
Zwiadowcy powiedzieli do niej jeszcze: Ustalmy, że w ten sposób spełnimy przysięgę, którą nas związałaś. Otóż, gdy wejdziemy do tej ziemi, to przywiążesz do okna, z którego nas spuściłaś, tę wstęgę ze szkarłatnej nici. Swoich bliskich: ojca, matkę, braci — całą rodzinę ojca — zbierzesz u siebie w domu. Każdy, kto wyjdzie na zewnątrz poza drzwi twojego domu, sam sobie będzie winien, że przelano jego krew, my będziemy czyści. Jeśli jednak ktoś skrzywdzi kogokolwiek z zebranych w twoim domu, za to my odpowiemy. Ponadto, jeśli nas zdradzisz, to będziemy wolni od przysięgi, którą nas związałaś. Niech będzie, jak mówicie — zgodziła się Rachab. Po czym wyprawiła ich i poszli. Ona zaś przywiązała do okna szkarłatną wstęgę [Jz 2,1-21].
Jerycho to prawdopodobnie najstarsze, zamieszkałe miasto świata. Znajduje się około 270 metrów poniżej poziomu morza i jest najniżej położoną miejscowością na świecie. W czasach Jozuego było obwarowane grubym, 3,5 metrowym murem i zajmowało około 2,5 hektara powierzchni. Pomimo wszystkich cech zapewniających "pokój i bezpieczeństwo" jego mieszkańcom, Jerycho zawiodło. Dlaczego? Bo Bóg postanowił położyć kres temu miastu. Z powodu niegodziwości tych narodów PAN, twój Bóg, wypędza je przed tobą…[5Mo 9,5] – obwieścił Mojżesz. Właśnie dlatego tak świetnie obwarowane miasto okazało się miejscem niepewnym.
A czy dzisiejszy świat jest pewnym miejscem? Może i niektórzy z nas tak o świecie myślą, lecz w Biblii czytamy: Gdy będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy – niczym bóle na rodzącą kobietę – przyjdzie na nich nagła zguba i nie umkną [1Tm 5,3]. Zjednoczony i obwarowany rozmaitymi sojuszami świat okazuje się jednak kruchy. Dobrze to nam ilustruje obecna epidemia koronawirusa. Wystarczyło zaledwie parę tygodni i wszystko się w nim chwieje.
Ludzie w Jerycho mieli świadomość, że ich świat się kończył. Wiem, że PAN wydał wam tę ziemię, dlatego że padł na nas strach przed wami – wyznała Rachab. Gdy o tym usłyszeliśmy, struchlały nasze serca i straciliśmy całą odwagę do walki z wami. Wszystkich ogarnął paraliżujący strach. Czy obawa mieszkańców Jerycha rzeczywiście była uzasadniona? Biblia mówi, że Jerycho było szczelnie zamknięte z powodu synów Izraela, nikt z niego nie wychodził i nikt do niego nie wchodził [Jz 6,1]. Chociaż wszyscy w nim, podobnie jak dzisiaj, siedzieli w domu, to jednak nie byli bezpieczni. Nad Kanaanem wisiał bowiem sąd Boży. Sam Bóg zajął się upadkiem Jerycha i nic nie mogło tego powstrzymać. Izraelici, jako wykonawcy wyroku Bożego, działali według ustalonego przez Boga scenariusza. Siedmiu kapłanów zadęło w siedem trąb, a siódmego dnia zrobili tak siedem razy! I jak czytamy: Przez wiarę runęły mury Jerycha, okrążane przez siedem dni [Hbr 11,30].
Zanim to nastąpiło, ludzie się bali. Dzisiejszy świat też ogarnęła pandemia strachu. Pełno w nas obaw o własne życie, o bliskich, o ekonomię, o przyszłość itd. Wielu tak mówi i się lęka, że zbliża się koniec świata. Tak jest. Nadchodzi sąd Boży! Pan bowiem idzie sądzić ziemię! On będzie sądził świat sprawiedliwie i ludy zgodnie z tym, co słuszne [Ps 98,9]. Niech zadrżą ludy! [Ps 99,1] – przeczytałem wczoraj w Biblii. Koronawirus to zaledwie delikatny przedsmak okropności, z jakimi musi się liczyć obecny świat. Nadciąga susza i wynikający z niej głód. Siedem trąb z ósmego rozdziału Księgi Objawienia staną się taką samą rzeczywistością, jak trąbienie siedmiu trąb pod murami Jerycho. Kolejne plagi sądu Bożego ogarną wszystkich mieszkańców ziemi. Chyba, że ktoś w porę się zreflektuje i sercem zwróci się ku Nadchodzącemu!
Za przykład takiej osoby służy nam Rachab, która w porę i z wiarą opowiedziała się po stronie ludu Bożego. Przez wiarę nie zginęła nierządnica Rachab wraz z nieposłusznymi, bo przyjęła przyjaźnie wywiadowców [Hbr 11,31]. Rachab odwróciła się sercem od tego, w czym była. Czy przyszło jej to łatwo? Była przecież osadzona w realiach tamtego społeczeństwa. Winna była jakąś lojalność wobec miejscowej władzy. Miała z pewnością jakieś plany życiowe i konkretne prace domowe do wykonania, bo na przykład na dachu suszyła łodygi lnu. A jednak nie bacząc na to wszystko, ta kobieta zwróciła się ku temu, co nadchodziło! Postanowiła zawrzeć z Izraelitami swoisty układ. Ale ponieważ okazałam wam łaskę, przysięgnijcie mi, proszę, na PANA, że wy też okażecie łaskę domowi mojego ojca. Potwierdźcie mi też jakimś znakiem, że pozostawicie przy życiu mojego ojca i matkę, moich braci i siostry, i wszystkich, którzy do nich należą — że ocalicie nas od śmierci [Jz 2,12-13]. I otrzymała znak gwarantujący jej bezpieczeństwo na czas upadku Jerycha. Była nim szkarłatna wstęga. Ta sama, po której zwiadowcy bezpiecznie opuścili jej mieszkanie. Historyk żydowski Flawiusz napisał nawet, że były to czerwone płachty.
Zwróćmy uwagę na to, że Rachab od razu oznakowała swój dom tym czerwonym sznurem. Ona rzekła: Jak powiedzieliście, tak będzie. Wypuściła ich tedy, a oni poszli. Ona zaś przywiązała czerwony sznur do okna [Jz 2,21]. Był on świadectwem jej wiary. Użyjmy wyobraźni. Czerwona wstęga powiewająca przy jej oknie mogła intrygować sąsiadów i znajomych. A dlaczego? A w jakim celu? A co to znaczy? Rachab mogła być z powodu tego oznakowania posądzana o niestworzone rzeczy. Ale ona już nie dbała o to, co powiedzą ludzie z Jerycha. Przez wiarę przestawiła się z teraźniejszości na przyszłość! Dodajmy, że Rachab nie była ideałem. Była mieszkanką najstarszego miasta i miała do czynienia z najstarszym zawodem świata. Bez zająknięcia potrafiła kłamać i w swoich poczynaniach raczej nie była bezinteresowna. "Coś za coś" – taką chyba dewizą kierowała się w życiu. Widząc, co się święci, czym prędzej obrała jednak właściwy kurs i wcale już tego nie zamierzała ukrywać.
Biblia mówi, że wiara Rachab została połączona z konkretnymi czynami. Dzięki temu przeżyła. Dzięki wierze Rachab, prostytutka, nie zginęła razem z niewiernymi [Hbr 11,31]. W podobny sposób i Rahab, nierządnica, czyż nie z uczynków została usprawiedliwiona, gdy przyjęła posłów i wypuściła ich inną drogą? [Jk 2,25]. Mało tego, Rachab została uratowana razem ze swoimi najbliższymi. Nierządnicę Rachab, dom jej ojca i wszystko, co należało do niej, Jozue zachował przy życiu. Mieszka ona w Izraelu do dnia dzisiejszego [Jz 6,25]. Jak długo ten czerwony sznur wisiał przy oknie Rachab, zanim spełnił swą funkcję? W międzyczasie Izrael przeprawił się przez Jordan. Powstał obóz w Gilgal. Obrzezano wszystkich mężczyzn. Ustała manna i Izraelici przeszli na odżywianie się plonami Kanaanu. Trochę to więc jeszcze trwało. Niemniej o mieszkańcach Kanaanu czytamy, że struchlało ich serce i stracili całą odwagę wobec synów Izraela [Jz 5,1], a na tym tle powiewała szkarłatna wstęga wiary Rachab.
Spójrzmy teraz, co Biblia mówi o przyszłości całego świata. Niebo i ziemia przeminą… [Mt 24,35]. Przemija bowiem kształt tego świata [1Ko 7,31]. Ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną [2Pt 3,10]. Świat przemija wraz z pożądliwością swoją, ale kto pełni wolę Boża trwa na wieki [1J 2,17]. Słuszny więc jest strach przed nadchodzącym gniewem i sądem Bożym. Bliski jest wielki dzień Pana, bliski i bardzo szybko nadchodzi. Słuchaj! Dzień Pana jest gorzki! Wtedy nawet i bohater będzie krzyczał. Dzień ów jest dniem gniewu, dniem ucisku i utrapienia, dniem huku i hałasu, dniem ciemności i mroku, dniem obłoków i gęstych chmur, dniem trąby i okrzyku wojennego przeciwko miastom obronnym i przeciwko basztom wysokim.
Wtedy ześlę strach na ludzi, tak iż chodzić będą jak ślepi, gdyż zgrzeszyli przeciwko Panu. Ich krew będzie rozbryzgana niby proch, a ich wnętrzności rozrzucone niby błoto. Ani ich srebro, ani ich złoto nie będzie mogło ich wyratować w dniu gniewu Pana, bo ogień gniewu Pana pochłonie całą ziemię. Doprawdy, koniec straszną zagładę zgotuje wszystkim mieszkańcom ziemi [Sof 1,14-18].
Biblia wyraźnie zapowiada powtórne przyjście Jezusa Chrystusa. Chrystus Pan nadchodzi, by zachować tych, którzy w Niego uwierzyli i jednocześnie osądzić bezbożny świat. Ten świat się kończy. Dlatego w porę trzeba nam skierować się ku pewnej przyszłości. Ratujcie się spośród tego pokolenia przeklętego [Dz 2,40]. – wzywa Słowo Boże. Uratować się można tylko przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Do Niego należy przyszłość! Trzeba czym prędzej wejść w przymierze z Nim, dzięki któremu jesteśmy usprawiedliwieni i pojednani z Bogiem. Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [J 3,36]. Czy to co mówimy, jest zrozumiałe?
Znakiem Nowego Przymierza jest krew Jezusa Chrystusa, jako Baranka Bożego. Ona zmywa grzechy i usprawiedliwia nas w oczach Bożych. A krew ta będzie dla was znakiem na domach, gdzie będziecie. Gdy ujrzę krew, ominę was, i nie dotknie was zgubna plaga, gdy uderzę ziemię egipską [2Mo 12,13] – zapowiedział Bóg Izraelitom w Egipcie. Trzeba osobiście uwierzyć w skuteczność krwi Jezusa i tę wiarę wyznać przed światem. Nieważne, jak wiele złego zrobiliśmy. Nieważne, jak bardzo jesteśmy lubiani w społeczeństwie. Nieważne jakie szanse na przeżycie dają nam ludzie. Przestańmy liczyć na ten świat i zwiążmy się z Jezusem Chrystusem. Całym sercem zwróćmy się ku Nadchodzącemu! Ukryjmy się w miejscu oznakowanym krwią Baranka Bożego.
Jest tylko jeden pewny sposób na życie wieczne! Jak Izraelici w Egipcie – aby przeżyć przejście anioła śmierci – musieli oznakować swoje domostwa krwią baranka paschalnego. Jak Rachab, aby przeżyć, musiała oznakować swój dom szkarłatną wstęgą. Tak i my oznakujmy siebie i swój dom krwią Jezusa! W ten sposób wyznajmy Panu, że już do Niego należymy. A światu zaśpiewajmy prosto w oczy: Z marnością swoją odstąp świecie. Już twoją służbę rzucam dziś. Mnie Jezus krwią swą kupił przecie. O, ja chcę, o, ja chcę za Nim iść.
04 kwietnia, 2020
Próba odosobnienia
Codziennie ostatnio słyszymy, że potrzebujemy testów, że za mało się ich przeprowadza. Najlepiej, żeby można było zrobić je każdemu, bo powinniśmy wiedzieć, kto jest zdrowy, a kto nie...
W sferze życia duchowego również potrzebne są różne testy. Trzeba sprawdzać stan zdrowia naszej duszy. Niektóre z tych badań możemy przeprowadzić sami, inne zaś robią nam ludzie albo sam Bóg. Poddawajcie samych siebie próbie: Czy trwacie w wierze? Doświadczajcie siebie: Czy dostrzegacie u siebie to, że Jezus Chrystus jest w was? Jeśli nie, to może rzeczywiście nie przeszliście próby [2Ko 13,5].
Zdaje się to oczywiste, że powszechnie w tych dniach zostaliśmy poddani próbie zwanej odosobnieniem. To dobrze dla nas, czy źle? Biblia mówi, że jak najbardziej jest to dla nas dobre. Drodzy bracia, za najwyższą radość uważajcie te chwile, gdy jesteście poddawani przeróżnym próbom [Jk 1,2]. Szczęśliwy człowiek, który przechodzi przez próbę, bo gdy zostanie wypróbowany, otrzyma wieniec życia, który Bóg obiecał tym, którzy Go kochają [Jk 1,12].
Co nam daje test odosobnienia? Na jakie pytania taka próba już dziś odpowiada i jaki będzie jej wynik końcowy? Po pierwsze, odosobnienie ujawnia nasz rzeczywisty związek z Jezusem Chrystusem. Czy naprawdę Go kochamy i radujemy się z przebywania z Nim sam na sam? Co nas z Panem Jezusem łączy? Coś osobistego, czy może jesteśmy przy Bogu tylko poprzez relacje z Jego ludźmi, bez których od razu czujemy się samotni i nieszczęśliwi? Zilustrujmy to relacją małżeńską. Są małżonkowie, którzy zdają się dość dobrze funkcjonować w swoim związku gdy są w towarzystwie innych osób. Gdy natomiast ze swoim współmałżonkiem zostają sam na sam, zaczynają czuć się jakoś nieswojo. Dzwonią więc szybko po kogoś, zapraszają do siebie albo się do kogoś wpraszają, aby tylko nie być sam na sam z żoną lub mężem. Abstrahując tu od zalecanej przez Biblię gościnności, można by stwierdzić, że tacy małżonkowie nie mają ze sobą zdrowej i bliskiej relacji.
Weźmy za przykład bohaterów biblijnych. Święci z czasów zarówno Starego jak i Nowego Przymierza oddzielali się od ludzi, aby być sam na sam z Bogiem. Mojżesz, Dawid, prawdziwi prorocy Pana, Jan Chrzciciel - wszyscy często przebywali w odosobnieniu i w tym czasie doznawali duchowego oświecenia. Otrzymywali Słowo od Pana, nabierali jasności co do woli Bożej, a nade wszystko, cieszyli się społecznością z Bogiem. Można wręcz powiedzieć, że bez tego odosobnienia nie byliby w stanie pełnić służby Bożej. Najdobitniejszym przykładem świeci nam w tym sam Jezus. Nasz Pan miał zwyczaj usuwania się gdzieś na ubocze, aby być sam na sam z Ojcem [zob. Mt 14,23; J 6,15].
Jedną z podstawowych form trwania w osobistej relacji z Bogiem jest modlitwa. Jaka? Publiczna? Owszem, czasem trzeba pomodlić się też na oczach innych. Bywało, że i Jezus tak zrobił. Ale z zasady nie powinniśmy modlić się w Internecie, do kamery, żeby wszyscy nas w trakcie modlitwy oglądali. Również gdy się modlisz, nie bądź jak obłudnicy. Ci bowiem lubią się modlić w synagogach i na rogach głównych ulic, aby się pokazać ludziom. Zapewniam was, odbierają swą całą zapłatę. Ty natomiast, gdy pragniesz się modlić, wybierz zaciszne miejsce, zamknij za sobą drzwi i módl się do swego Ojca, który jest w ukryciu, a twój Ojciec, który widzi również to, co ukryte, odpłaci tobie [Mt 6,5-6].
Czas odosobnienia to bardzo ważna próba. Możemy się przekonać na ile rzeczywiście wystarczy nam sam Chrystus, jak to nieraz pięknie śpiewaliśmy w zgromadzeniu. Poprzez swoje zachowanie w odosobnieniu mówimy Panu Jezusowi znacznie więcej o sobie, niż poprzez kwiecistą modlitwę na nabożeństwie. Po miesiącach, a może i latach euforycznych zachwytów publicznych, możemy wreszcie się przekonać, czy stoimy na własnych nogach. Teraz się okaże, czy aby nie żyliśmy jedynie jakąś wiarą zbiorową. Czy nie radowaliśmy się radością swego pastora i przyjaciół ze zboru, bez których wszystko to zaczyna w nas teraz wygasać. To jest test, który pokaże na ile potrafimy trwać przy Panu bez żadnego "onlajna" i scenicznego "łorszipu", a tylko z Biblią w czterech ścianach.
Po drugie, dzięki próbie odosobnienia zobaczymy, na ile rzeczywiście jesteśmy związani ze swoim zborem. Czy ciągnie nas do naszych rodzimych braci, którzy od lat karmią nas Słowem Bożym, czy jak pies spuszczony z łańcucha biegamy "w te i we wte" po Internecie, łapiąc gdzie popadnie różne kąski z nieznanych bliżej stołów? Czy przywódcy naszego zboru mogą być spokojni o nasze poczucie odpowiedzialności za zbór, czy już powinni zacząć przypominać nam numer zborowego rachunku bankowego? Czy po wznowieniu nabożeństw natychmiast i czym prędzej powrócimy do swego domu duchowego, czy może zakosztowawszy w międzyczasie obcych smaczków, zaczniemy włóczyć się po okolicznych barach i klubach duchowych?
Parę dni temu rozmawiałem z człowiekiem, który niespodziewanie trafił do więzienia. Zaskoczył mnie, bo powiedział o swojej żonie, że samotna może i trochę poczeka na niego, może i odwiedzi go parę razy, ale nie wytrwa w ich związku. Poszuka sobie kogoś innego. Smutne przypuszczenie, prawda? Jakimi członkami zboru my się okażemy w odosobnieniu? Jak przejdziemy ten niespodziewany test? Czy umocnimy się w naszym przywiązaniu do społeczności świętych, czy - nie daj Boże - rozluźni się nasz związek ze zborem? Niektórzy i przed tą próbą potrafili opuszczać wspólne zgromadzenia, lekceważąc Słowo Boże, które mówi: Nie opuszczajmy przy tym wspólnych spotkań, co jest u niektórych w zwyczaju [Hbr 10,25].
Apostoł Piotr po cudownym uwolnieniu z więzienia od razu poszedł tam, gdzie gromadził się zbór. Bardzo ciągnęło go do społeczności świętych. Niechby takie pragnienie Pan zobaczył i w nas. I niech to stanie się jasne czym prędzej, bo może to odosobnienie już będzie trwać aż do pochwycenia Kościoła. Możliwe, że najbliższe pełne zgromadzenie ludu Bożego nastąpi już na obłokach. Stęsknieni za braćmi i siostrami, a jednocześnie w pogłębionej osobistej więzi z naszym Panem, Jezusem Chrystusem, odlecimy na niebiańskie nabożeństwo, aby razem wielbić Boga i karmić się Słowem Bożym. To będzie świadczyć, że dobrze przeszliśmy przez próbę odosobnienia.
Co do większości braci i sióstr w Chrystusie, dotychczasowych uczestników nabożeństw, jestem spokojny. Nie potrzeba ich "doładowywać" ciągłym telefonowaniem do nich, urządzaniem z nimi videospotkań ani organizowaniem im nabożeństw "on-line". Ta próba to dla nich błogosławieństwo, bo mają doskonały czas, by się sprawdzić. Dlaczego moje serce drży, gdy myślę o niektórych..?
W sferze życia duchowego również potrzebne są różne testy. Trzeba sprawdzać stan zdrowia naszej duszy. Niektóre z tych badań możemy przeprowadzić sami, inne zaś robią nam ludzie albo sam Bóg. Poddawajcie samych siebie próbie: Czy trwacie w wierze? Doświadczajcie siebie: Czy dostrzegacie u siebie to, że Jezus Chrystus jest w was? Jeśli nie, to może rzeczywiście nie przeszliście próby [2Ko 13,5].
Zdaje się to oczywiste, że powszechnie w tych dniach zostaliśmy poddani próbie zwanej odosobnieniem. To dobrze dla nas, czy źle? Biblia mówi, że jak najbardziej jest to dla nas dobre. Drodzy bracia, za najwyższą radość uważajcie te chwile, gdy jesteście poddawani przeróżnym próbom [Jk 1,2]. Szczęśliwy człowiek, który przechodzi przez próbę, bo gdy zostanie wypróbowany, otrzyma wieniec życia, który Bóg obiecał tym, którzy Go kochają [Jk 1,12].
Co nam daje test odosobnienia? Na jakie pytania taka próba już dziś odpowiada i jaki będzie jej wynik końcowy? Po pierwsze, odosobnienie ujawnia nasz rzeczywisty związek z Jezusem Chrystusem. Czy naprawdę Go kochamy i radujemy się z przebywania z Nim sam na sam? Co nas z Panem Jezusem łączy? Coś osobistego, czy może jesteśmy przy Bogu tylko poprzez relacje z Jego ludźmi, bez których od razu czujemy się samotni i nieszczęśliwi? Zilustrujmy to relacją małżeńską. Są małżonkowie, którzy zdają się dość dobrze funkcjonować w swoim związku gdy są w towarzystwie innych osób. Gdy natomiast ze swoim współmałżonkiem zostają sam na sam, zaczynają czuć się jakoś nieswojo. Dzwonią więc szybko po kogoś, zapraszają do siebie albo się do kogoś wpraszają, aby tylko nie być sam na sam z żoną lub mężem. Abstrahując tu od zalecanej przez Biblię gościnności, można by stwierdzić, że tacy małżonkowie nie mają ze sobą zdrowej i bliskiej relacji.
Weźmy za przykład bohaterów biblijnych. Święci z czasów zarówno Starego jak i Nowego Przymierza oddzielali się od ludzi, aby być sam na sam z Bogiem. Mojżesz, Dawid, prawdziwi prorocy Pana, Jan Chrzciciel - wszyscy często przebywali w odosobnieniu i w tym czasie doznawali duchowego oświecenia. Otrzymywali Słowo od Pana, nabierali jasności co do woli Bożej, a nade wszystko, cieszyli się społecznością z Bogiem. Można wręcz powiedzieć, że bez tego odosobnienia nie byliby w stanie pełnić służby Bożej. Najdobitniejszym przykładem świeci nam w tym sam Jezus. Nasz Pan miał zwyczaj usuwania się gdzieś na ubocze, aby być sam na sam z Ojcem [zob. Mt 14,23; J 6,15].
Jedną z podstawowych form trwania w osobistej relacji z Bogiem jest modlitwa. Jaka? Publiczna? Owszem, czasem trzeba pomodlić się też na oczach innych. Bywało, że i Jezus tak zrobił. Ale z zasady nie powinniśmy modlić się w Internecie, do kamery, żeby wszyscy nas w trakcie modlitwy oglądali. Również gdy się modlisz, nie bądź jak obłudnicy. Ci bowiem lubią się modlić w synagogach i na rogach głównych ulic, aby się pokazać ludziom. Zapewniam was, odbierają swą całą zapłatę. Ty natomiast, gdy pragniesz się modlić, wybierz zaciszne miejsce, zamknij za sobą drzwi i módl się do swego Ojca, który jest w ukryciu, a twój Ojciec, który widzi również to, co ukryte, odpłaci tobie [Mt 6,5-6].
Czas odosobnienia to bardzo ważna próba. Możemy się przekonać na ile rzeczywiście wystarczy nam sam Chrystus, jak to nieraz pięknie śpiewaliśmy w zgromadzeniu. Poprzez swoje zachowanie w odosobnieniu mówimy Panu Jezusowi znacznie więcej o sobie, niż poprzez kwiecistą modlitwę na nabożeństwie. Po miesiącach, a może i latach euforycznych zachwytów publicznych, możemy wreszcie się przekonać, czy stoimy na własnych nogach. Teraz się okaże, czy aby nie żyliśmy jedynie jakąś wiarą zbiorową. Czy nie radowaliśmy się radością swego pastora i przyjaciół ze zboru, bez których wszystko to zaczyna w nas teraz wygasać. To jest test, który pokaże na ile potrafimy trwać przy Panu bez żadnego "onlajna" i scenicznego "łorszipu", a tylko z Biblią w czterech ścianach.
Po drugie, dzięki próbie odosobnienia zobaczymy, na ile rzeczywiście jesteśmy związani ze swoim zborem. Czy ciągnie nas do naszych rodzimych braci, którzy od lat karmią nas Słowem Bożym, czy jak pies spuszczony z łańcucha biegamy "w te i we wte" po Internecie, łapiąc gdzie popadnie różne kąski z nieznanych bliżej stołów? Czy przywódcy naszego zboru mogą być spokojni o nasze poczucie odpowiedzialności za zbór, czy już powinni zacząć przypominać nam numer zborowego rachunku bankowego? Czy po wznowieniu nabożeństw natychmiast i czym prędzej powrócimy do swego domu duchowego, czy może zakosztowawszy w międzyczasie obcych smaczków, zaczniemy włóczyć się po okolicznych barach i klubach duchowych?
Parę dni temu rozmawiałem z człowiekiem, który niespodziewanie trafił do więzienia. Zaskoczył mnie, bo powiedział o swojej żonie, że samotna może i trochę poczeka na niego, może i odwiedzi go parę razy, ale nie wytrwa w ich związku. Poszuka sobie kogoś innego. Smutne przypuszczenie, prawda? Jakimi członkami zboru my się okażemy w odosobnieniu? Jak przejdziemy ten niespodziewany test? Czy umocnimy się w naszym przywiązaniu do społeczności świętych, czy - nie daj Boże - rozluźni się nasz związek ze zborem? Niektórzy i przed tą próbą potrafili opuszczać wspólne zgromadzenia, lekceważąc Słowo Boże, które mówi: Nie opuszczajmy przy tym wspólnych spotkań, co jest u niektórych w zwyczaju [Hbr 10,25].
Apostoł Piotr po cudownym uwolnieniu z więzienia od razu poszedł tam, gdzie gromadził się zbór. Bardzo ciągnęło go do społeczności świętych. Niechby takie pragnienie Pan zobaczył i w nas. I niech to stanie się jasne czym prędzej, bo może to odosobnienie już będzie trwać aż do pochwycenia Kościoła. Możliwe, że najbliższe pełne zgromadzenie ludu Bożego nastąpi już na obłokach. Stęsknieni za braćmi i siostrami, a jednocześnie w pogłębionej osobistej więzi z naszym Panem, Jezusem Chrystusem, odlecimy na niebiańskie nabożeństwo, aby razem wielbić Boga i karmić się Słowem Bożym. To będzie świadczyć, że dobrze przeszliśmy przez próbę odosobnienia.
Co do większości braci i sióstr w Chrystusie, dotychczasowych uczestników nabożeństw, jestem spokojny. Nie potrzeba ich "doładowywać" ciągłym telefonowaniem do nich, urządzaniem z nimi videospotkań ani organizowaniem im nabożeństw "on-line". Ta próba to dla nich błogosławieństwo, bo mają doskonały czas, by się sprawdzić. Dlaczego moje serce drży, gdy myślę o niektórych..?
03 kwietnia, 2020
Bez Abrahama czeka cię bankructwo
Świat, na który postawił Lot wkrótce musiał się skończyć, ponieważ wszelki przejaw bezbożności i niesprawiedliwości ludzi, którzy nieprawością tłumią prawdę, spotyka się z gniewem nieba [Rz 1,18]. Natomiast Abraham z wiarą mógł marzyć o przyszłości swoich domowników zaludniających ziemię, którą przemierzał. Miał od Boga obietnicę niekończącego się błogosławieństwa. Abraham w tym rozważaniu uosabia Chrystusa Pana i Jego zbór. Lot obrazuje każdego z nas, gdy flirtujemy ze światem, a czasem nawet zupełnie opuszczamy społeczność świętych, by żyć po swojemu.
Niedługo po tym, jak Abraham uratował Lota, a ten z powrotem zamieszkał w Sodomie, nadszedł czas ostatecznego wylania gniewu Bożego na to miasto. Bóg posłał aniołów, aby zniszczyli Sodomę i Gomorę oraz całą tamtejszą okolicę. Lot znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Biblia mówi, że Abraham wstawił się wtedy za Lotem i wyjednał mu u Boga ocalenie. Gdy Bóg niszczył miasta tego okręgu, wspomniał na Abrahama. Kiedy kładł kres miastom, w których mieszkał Lot, jego samego uchronił od zagłady [1Mo 19,29].
Lot w czasie zagłady Sodomy wprawdzie przeżył, ale poza tym wszystko stracił. Przepadł cały dorobek jego życia. Zaręczone córki Lota nie doczekały się nawet ślubu ze swoimi narzeczonymi, bo oni, lekceważąc możliwość ratunku, zginęli w Sodomie. Niedługo potem obydwie z kazirodczych stosunków z ojcem urodziły synów, którymi też nie można było się pochwalić. Wspomnijcie żonę Lota [Łk 17,32] - poradził nam Jezus, bo ta z kolei z powodu nieposłuszeństwa Bogu zamieniła się w słup soli. Tymczasem trwający w wierze i posłuszeństwie Bogu Abraham wraz ze swoją żoną i całym domem cieszyli się spełnionymi obietnicami Bożymi.
Biblia mówi: Nie kochajcie świata ani tego, co go napędza. Kto darzy miłością świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo to wszystko, co steruje światem: żądze ciała, żądze oczu oraz pycha życia, nie pochodzi od Ojca. To należy do świata. Świat natomiast przemija, a wraz z nim jego żądze. Ten zaś, kto pełni wolę Boga, trwa na wieki [1J 2,15-17]. Biblijny zbór jest ustanowionym przez Boga miejscem duchowej obróbki, wzrostu i testowania nas, czy naprawdę staliśmy się podobni do Jezusa. A tak, sądzeni przez Pana, jesteśmy karceni, aby wraz ze światem nie doznać potępienia [1Ko 11,32]. Odchodząc od zboru zrywamy ten zbawienny proces. Jesteśmy jak głupi student, który przed sesją porzucił studia i cieszy się, że nie musi jak inni martwić się o egzaminy.
Opuszczając Abrahama ani sam Lot, ani jego żona i dzieci, nie zbudowali sobie trwałego szczęścia. Lot stał się materialnym i moralnym bankrutem. A ty? Myślisz, że z tobą będzie inaczej? Opuszczając drogę Pańską, lekceważąc to, co obiecałeś Bogu przyjmując chrzest, gardząc społecznością zboru Chrystusowego narażasz się na ostateczne i całkowite fiasko. Dlatego prosimy: Czym prędzej wracaj! Wracaj do społeczności z Bogiem i Jego ludem. Wszystkich, którzy odeszli od społeczności zboru Pańskiego w miejsce Chrystusa błagamy; Pojednajcie się z Bogiem [2Ko 5,20].
Niedługo po tym, jak Abraham uratował Lota, a ten z powrotem zamieszkał w Sodomie, nadszedł czas ostatecznego wylania gniewu Bożego na to miasto. Bóg posłał aniołów, aby zniszczyli Sodomę i Gomorę oraz całą tamtejszą okolicę. Lot znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Biblia mówi, że Abraham wstawił się wtedy za Lotem i wyjednał mu u Boga ocalenie. Gdy Bóg niszczył miasta tego okręgu, wspomniał na Abrahama. Kiedy kładł kres miastom, w których mieszkał Lot, jego samego uchronił od zagłady [1Mo 19,29].
Lot w czasie zagłady Sodomy wprawdzie przeżył, ale poza tym wszystko stracił. Przepadł cały dorobek jego życia. Zaręczone córki Lota nie doczekały się nawet ślubu ze swoimi narzeczonymi, bo oni, lekceważąc możliwość ratunku, zginęli w Sodomie. Niedługo potem obydwie z kazirodczych stosunków z ojcem urodziły synów, którymi też nie można było się pochwalić. Wspomnijcie żonę Lota [Łk 17,32] - poradził nam Jezus, bo ta z kolei z powodu nieposłuszeństwa Bogu zamieniła się w słup soli. Tymczasem trwający w wierze i posłuszeństwie Bogu Abraham wraz ze swoją żoną i całym domem cieszyli się spełnionymi obietnicami Bożymi.
Biblia mówi: Nie kochajcie świata ani tego, co go napędza. Kto darzy miłością świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo to wszystko, co steruje światem: żądze ciała, żądze oczu oraz pycha życia, nie pochodzi od Ojca. To należy do świata. Świat natomiast przemija, a wraz z nim jego żądze. Ten zaś, kto pełni wolę Boga, trwa na wieki [1J 2,15-17]. Biblijny zbór jest ustanowionym przez Boga miejscem duchowej obróbki, wzrostu i testowania nas, czy naprawdę staliśmy się podobni do Jezusa. A tak, sądzeni przez Pana, jesteśmy karceni, aby wraz ze światem nie doznać potępienia [1Ko 11,32]. Odchodząc od zboru zrywamy ten zbawienny proces. Jesteśmy jak głupi student, który przed sesją porzucił studia i cieszy się, że nie musi jak inni martwić się o egzaminy.
Opuszczając Abrahama ani sam Lot, ani jego żona i dzieci, nie zbudowali sobie trwałego szczęścia. Lot stał się materialnym i moralnym bankrutem. A ty? Myślisz, że z tobą będzie inaczej? Opuszczając drogę Pańską, lekceważąc to, co obiecałeś Bogu przyjmując chrzest, gardząc społecznością zboru Chrystusowego narażasz się na ostateczne i całkowite fiasko. Dlatego prosimy: Czym prędzej wracaj! Wracaj do społeczności z Bogiem i Jego ludem. Wszystkich, którzy odeszli od społeczności zboru Pańskiego w miejsce Chrystusa błagamy; Pojednajcie się z Bogiem [2Ko 5,20].
02 kwietnia, 2020
Wciąż możesz na Abrahama liczyć
W towarzystwie bezbożnych trudno jest zbudować trwałą pomyślność. Rzeczywiście stawiasz ich na śliskim gruncie, strącasz w szczęki potrzasku; jedna chwila i ich stan może budzić grozę, mogą dojść do kresu, zginąć w przerażeniu... [Ps 73,18-20]. Tak właśnie, w jednej chwili, zawaliło się szczęście Lota w Sodomie. Krucha jest też pomyślność chrześcijanina nawiązującego przyjaźń ze światem za cenę odejścia od społeczności ludu Bożego. Nie można ot, tak, odwrócić się od Boga, wzgardzić Jego zborem, a następnie żyć sobie długo i szczęśliwie. Od czterech dekad obserwuję to zjawisko. Każdy Lot opuszczający wspólnotę Abrahama naraża się na poważne tarapaty i ostateczne fiasko.
Co zrobił Abraham, gdy usłyszał o nieszczęściu Lota? Na wieść o uprowadzeniu brata Abram uzbroił trzystu osiemnastu służących, mężczyzn wypróbowanych, urodzonych w jego domu, i ruszył w pościg aż po Dan. Tam pod osłoną nocy podzielił swój zastęp między siebie i służących - i uderzył na najeźdźców. Odniósł nad nimi zwycięstwo i ścigał ich aż po Chobę, leżącą na północ od Damaszku. W ten sposób odzyskał zagrabione dobra. Uratował też swego brata Lota wraz z jego dobytkiem, kobietami i pozostałymi ludźmi [1Mo 14,14-16]. Abraham miłował Lota. Wiedział, że w oddaleniu od Boga daleko nie zajdzie. Spodziewając się poniekąd takich wieści o Locie, bezzwłocznie zebrał siły i popędził mu na ratunek.
Również dzisiejszy Abraham dobrze wie, że człowiek opuszczający zbór naraża się na utratę błogosławieństwa Bożego i w każdej chwili może potrzebować pomocy. Jako współczesny Lot, po opuszczeniu zboru, wiedz, że gdy do braci i sióstr w Chrystusie dotrze wiadomość o twoich problemach, nie odwrócą się do ciebie plecami. Wprost przeciwnie, w miarę możliwości czym prędzej wyruszą, by podać ci rękę. Mało tego, nawet w okresie twoich świeckich sukcesów wciąż będą cię wspominać w modlitwie i jak Abraham o Lota, wstawiać się za tobą, by cię ratować od nadciągającego na świat sądu Bożego.
Lot po uratowaniu go przez Abrahama miał dogodną możliwość powrotu do społeczności wierzących i bogobojnych ludzi. Mógł odwrócić się od Sodomy, która okazała się dla niego zawodnym towarzystwem i nie zapewniła mu bezpieczeństwa. Mógł poprosić Abrahama o ponowne przyjęcie go w swoje szeregi. Niestety, nie zrobił tego. Aż trudno w to uwierzyć, ale Lot powrócił do grzesznego miasta. Czy przez to jego stryj stracił do niego serce? O, nie! Niedługo potem wymodlił dla niego kolejny ratunek.
Taki ma być dzisiejszy zbór dla wszystkich swoich pogubionych członków. Jakkolwiek daleko poszli w świat, niech wiedzą, że w zborze nigdy nie zabraknie dla nich serca.
01 kwietnia, 2020
Czy dobrze ci z dala od Abrahama?
Czy Lot oddzielając się od Abrahama przestał wierzyć w Boga? Czy od razu poczuł się z tym źle? Czy tracąc osobisty kontakt z ludźmi wiary zdawał sobie sprawę, jak poważny popełnia błąd? Nie sądzę. Przecież wybrał sobie optymalne miejsce do życia. Lot podniósł oczy i przyjrzał się obszarom nad Jordanem. […] Cały ten okręg, aż po Soar, był dobrze nawodniony, niczym ogród PANA, niczym ziemia egipska [1Mo 13,10]. Lot wreszcie poczuł się w pełni wolny. Nie odczuwał już ciężaru spojrzeń Abrahama ani nie czuł jego oddechu na plecach. Mógł podejmować każdą decyzję bez pytania go o zgodę.
Możliwe, że na początku starał się kultywować wiarę w Boga, tak jak robił to wcześniej, za czasów wspólnego wędrowania z Abrahamem. Jednak z upływem czasu coraz łatwiej przychodziło mu z takiej pobożności rezygnować. Lot trzymał się miast nadjordańskich i rozbijał namioty aż po Sodomę, miasto, którego mieszkańcy byli bardzo zepsuci i grzeszni w stosunku do PANA [1Mo 13,12-13]. Otworzył się na nowe kontakty. Zaczął przyjmować zaproszenia na tamtejsze salony. Niedługo potem - niewykluczone, że z zamiarem pozytywnego wpływu na Sodomę - Lot siedział w bramie Sodomy [1Mo 19,1], a to może oznaczać, że stał się jednym z radnych owego miasta. Krótko mówiąc, Lot na tyle dał się wchłonąć Sodomie, że w końcu się do niej całkiem przeprowadził.
Oczywiście, w Sodomie raziło go sporo rzeczy. Biblia kreśli nam przecież obraz sprawiedliwego Lota, udręczonego rozwiązłym postępowaniem nieprawych [2Pt 2,7]. Wciąż nie był dostatecznie obeznany z tamtejszymi obyczajami, bo gdy mężczyźni z Sodomy wywołali Lota i zapytali: Gdzie są ci mężczyźni, którzy przeszli do ciebie wieczorem? Wyprowadź ich do nas. Chcemy zabawić się z nimi [1Mo 19,5], Lot powiedział: Bracia, proszę was, nie czyńcie im żadnej krzywdy! Posłuchajcie, mam dwie córki. Są jeszcze dziewicami. Mogę je do was wyprowadzić. Zróbcie z nimi, co chcecie, ale nie czyńcie krzywdy moim gościom, gdyż weszli pod cień mego dachu [1Mo 19,7-8]. Lot był w Sodomie jak owa wrona z bajki Iwana Kryłowa, "co od swoich się odbiła, a z pawiami się nie zżyła".
Przypomnijmy, że w tych rozważaniach wchodzimy w skórę Lota, natomiast Abraham ze swoim obozem uosabia nam lokalną wspólnotę Kościoła. Lot przestał kontaktować się z Abrahamem, jak niejeden dzisiejszy chrześcijanin nie uczęszcza już na nabożeństwa. Odejście od zboru być może uwalnia od niepokojących sumienie spotkań z braćmi i siostrami, ale co potem?
Opuszczając zbór, wcześniej czy później dasz się wchłonąć światu. Początkowo może i będzie ci się to podobało, ale - jeżeli naprawdę poznałeś smak życia w Duchu Świętym - po jakimś czasie obudzisz się z ręką w nocniku. Człowiek prawdziwie wierzący w Boga nie będzie szczęśliwy w otoczeniu bezbożnych, choćby uzyskał wśród nich najlepsze notowania i wysokie stanowisko, gdyż Biblia mówi: Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą niegodziwych, nie stoi na drodze grzeszników i nie zasiada w gronie szyderców; lecz ma upodobanie w prawie PANA i nad Jego prawem rozmyśla we dnie i w nocy [Ps 1,1-2]. Chrześcijanin nie przywiązuje się do tego świata. W głębi duszy jest pielgrzymem zdążającym do Królestwa Bożego.
Z dala od Abrahama Lot był coraz bliżej i bliżej Sodomy, aż w końcu w niej zamieszkał. Podobnie ty, z dala od zboru coraz łatwiej będziesz grzeszyć. Z coraz mniejszymi wyrzutami sumienia zaprzestaniesz czytania Biblii i modlitwy, a zaczniesz karmić swą duszę przysmakami ludzi niewierzących. Prawdopodobnie na początku omami cię poczucie wolności od rygorów zalecanych i praktykowanych w zborze. Rzucisz się w wir nowych aktywności. Może odniesiesz sukcesy zawodowe, bo społeczność z Bogiem i udział w życiu kościoła trochę ukształtowała już twój charakter. Niewykluczone, że docenią cię w świecie, a może nawet zaproponują ci jakąś ważną funkcję w społeczeństwie. Ale to wszystko pozory szczęścia. W głębi duszy będziesz czuć się źle.
Mało tego, twój świat zbudowany poza społecznością z Bogiem i zborem w każdej chwili może się zawalić. Jeśli Bóg pozwoli, przyjrzymy się temu jutro.
Możliwe, że na początku starał się kultywować wiarę w Boga, tak jak robił to wcześniej, za czasów wspólnego wędrowania z Abrahamem. Jednak z upływem czasu coraz łatwiej przychodziło mu z takiej pobożności rezygnować. Lot trzymał się miast nadjordańskich i rozbijał namioty aż po Sodomę, miasto, którego mieszkańcy byli bardzo zepsuci i grzeszni w stosunku do PANA [1Mo 13,12-13]. Otworzył się na nowe kontakty. Zaczął przyjmować zaproszenia na tamtejsze salony. Niedługo potem - niewykluczone, że z zamiarem pozytywnego wpływu na Sodomę - Lot siedział w bramie Sodomy [1Mo 19,1], a to może oznaczać, że stał się jednym z radnych owego miasta. Krótko mówiąc, Lot na tyle dał się wchłonąć Sodomie, że w końcu się do niej całkiem przeprowadził.
Oczywiście, w Sodomie raziło go sporo rzeczy. Biblia kreśli nam przecież obraz sprawiedliwego Lota, udręczonego rozwiązłym postępowaniem nieprawych [2Pt 2,7]. Wciąż nie był dostatecznie obeznany z tamtejszymi obyczajami, bo gdy mężczyźni z Sodomy wywołali Lota i zapytali: Gdzie są ci mężczyźni, którzy przeszli do ciebie wieczorem? Wyprowadź ich do nas. Chcemy zabawić się z nimi [1Mo 19,5], Lot powiedział: Bracia, proszę was, nie czyńcie im żadnej krzywdy! Posłuchajcie, mam dwie córki. Są jeszcze dziewicami. Mogę je do was wyprowadzić. Zróbcie z nimi, co chcecie, ale nie czyńcie krzywdy moim gościom, gdyż weszli pod cień mego dachu [1Mo 19,7-8]. Lot był w Sodomie jak owa wrona z bajki Iwana Kryłowa, "co od swoich się odbiła, a z pawiami się nie zżyła".
Przypomnijmy, że w tych rozważaniach wchodzimy w skórę Lota, natomiast Abraham ze swoim obozem uosabia nam lokalną wspólnotę Kościoła. Lot przestał kontaktować się z Abrahamem, jak niejeden dzisiejszy chrześcijanin nie uczęszcza już na nabożeństwa. Odejście od zboru być może uwalnia od niepokojących sumienie spotkań z braćmi i siostrami, ale co potem?
Opuszczając zbór, wcześniej czy później dasz się wchłonąć światu. Początkowo może i będzie ci się to podobało, ale - jeżeli naprawdę poznałeś smak życia w Duchu Świętym - po jakimś czasie obudzisz się z ręką w nocniku. Człowiek prawdziwie wierzący w Boga nie będzie szczęśliwy w otoczeniu bezbożnych, choćby uzyskał wśród nich najlepsze notowania i wysokie stanowisko, gdyż Biblia mówi: Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą niegodziwych, nie stoi na drodze grzeszników i nie zasiada w gronie szyderców; lecz ma upodobanie w prawie PANA i nad Jego prawem rozmyśla we dnie i w nocy [Ps 1,1-2]. Chrześcijanin nie przywiązuje się do tego świata. W głębi duszy jest pielgrzymem zdążającym do Królestwa Bożego.
Z dala od Abrahama Lot był coraz bliżej i bliżej Sodomy, aż w końcu w niej zamieszkał. Podobnie ty, z dala od zboru coraz łatwiej będziesz grzeszyć. Z coraz mniejszymi wyrzutami sumienia zaprzestaniesz czytania Biblii i modlitwy, a zaczniesz karmić swą duszę przysmakami ludzi niewierzących. Prawdopodobnie na początku omami cię poczucie wolności od rygorów zalecanych i praktykowanych w zborze. Rzucisz się w wir nowych aktywności. Może odniesiesz sukcesy zawodowe, bo społeczność z Bogiem i udział w życiu kościoła trochę ukształtowała już twój charakter. Niewykluczone, że docenią cię w świecie, a może nawet zaproponują ci jakąś ważną funkcję w społeczeństwie. Ale to wszystko pozory szczęścia. W głębi duszy będziesz czuć się źle.
Mało tego, twój świat zbudowany poza społecznością z Bogiem i zborem w każdej chwili może się zawalić. Jeśli Bóg pozwoli, przyjrzymy się temu jutro.
Subskrybuj:
Posty (Atom)