31 października to Święto Reformacji. Upamiętnia ono moment ogłoszenia przez Marcina Lutra w dniu 31 października 1517 roku w Wittenberdze 95 tez wyrażających krytykę ówczesnego Kościoła Rzymskokatolickiego. Odbiło się to wielkim echem niemal w całej Europie i zaowocowało przemianami, które objęły dużą część Kościoła powszechnego.
Jednak ostatni dzień października to nie tylko wspomnienie Reformacji. Jest to faktycznie dość dziwna pora. Część współczesnych chrześcijan organizuje akademie i nabożeństwa okolicznościowe, wspominając Reformację. W tym samym czasie większość skupia się na grobach. Obładowani zniczami i chryzantemami, tłoczą się u bram cmentarzy, by zgodnie z niebiblijną tradycją rzymskokatolicką modlić się za zmarłych. Jeszcze inna część, głównie przedstawiciele młodszego pokolenia, przebierają się i zabawiają na imprezach Halloween, wywołując duchy i strasząc się nawzajem.
Wszyscy twierdzą, że są chrześcijanami. Robią jednak to, co się im podoba i co sami uważają za słuszne. Czy to możliwe, aby chrześcijaństwo stało się aż tak rozciągliwe i opcjonalne? Przypomnijmy, że być chrześcijaninem to znaczy naśladować Chrystusa; być Chrystusowcem, mieć myśli Chrystusowe, wstępować w ślady Chrystusa!
Zabawa Halloween to obrzydliwość w oczach Bożych, ponieważ Biblia naucza: Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna czy swoją córkę przez ogień, ani wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych; gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni [5Mo 18,10–12].
Modlitwy za zmarłych to nic innego, jak w imię tradycji rzekomo chrześcijańskiej, ignorowanie Pisma Świętego, co można nazwać unieważnianiem Słowa Bożego dla nauki swojej [Mk 7,13]. Świętowanie Reformacji zaś bez osobistego przeżycia nowego narodzenia i dogłębnej reformy duchowej własnego życia, to pusta forma bez treści, co wcale nie mniej zasmuca Boga...
Jak więc osobiście przeżywam ostatni dzień października? Reformuję, czy tylko wspominam Reformację? Modlę się za zmarłych, czy sam umieram dla grzechu? Zabawiam się ze złymi duchami, czy toczę przeciwko nim bój duchowy?
W 31. dniu października, być może bardziej niż w pozostałych dniach roku, pokazuję swemu otoczeniu, kim naprawdę jestem.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
31 października, 2010
28 października, 2010
W górę serca!
28 października to rocznica odsłonięcia w 1886 roku jednego z najbardziej rozpoznawalnych na świecie symboli – Statui Wolności w Nowym Jorku. Ten monumentalny obiekt [wysokość wraz z cokołem – 93 m, waga – 229 ton, obwód w "talii" – 11 m] wzniesiono w latach 1884–1886 jako dar narodu francuskiego ku upamiętnieniu przymierza obu narodów w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.
Inspirowana obrazem "Wolność wiodąca lud na barykady" Statua Wolności opromieniającej świat (ang. Liberty Enlightening the Word), jako symbol wolności Nowego Jorku i całych Stanów Zjednoczonych, wysyła z Wyspy Wolności przy ujściu rzeki Hudson skierowane do całego świata przesłanie, że warto i należy walczyć o wolność, nawet jeżeli wydaje się ona niemożliwa do osiągnięcia.
Nadająca ton amerykańskiej demokracji wielka potrzeba wolności może zobrazować pragnienie każdej ludzkiej duszy. Biblia dobitnie poucza, że największe zniewolenie człowieka bierze się nie z panowania jednych ludzi nad drugimi, lecz z zależności każdego człowieka od grzechu, gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej [Rz 3,23].
Jezus im odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu. [...] Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie [Jn 8,34–36]. Nikt nie został stworzony po to, by żyć w zniewoleniu. Bóg stworzył i przeznaczył człowieka do życia w wolności, więc Syn Boży przyszedł, by nas wyzwolić. Bo wy do wolności powołani zostaliście, bracia [Gal 5,13].
Chociaż więc wciąż miewamy problemy z grzechem, to jednak bardzo ważne jest, abyśmy nigdy nie zwątpili w możliwość całkowitej odmiany. Gdy bowiem byliście sługami grzechu, byliście dalecy od sprawiedliwości. Jakiż więc mieliście wtedy pożytek? Taki, którego się teraz wstydzicie, a końcem tego jest śmierć. Teraz zaś, wyzwoleni od grzechu, a oddani w służbę Bogu, macie pożytek w poświęceniu, a za cel żywot wieczny [Rz 6,20–22].
Tak jak monumentalna Statua Wolności głosi całemu światu, że żaden naród nie musi tkwić w niewoli, że koniecznie powinien sięgać po swoją wolność i z niej korzystać, tak też Pismo Święte oświeca ludzkie dusze i przekonuje, że żaden grzesznik nie musi trwać w zniewoleniu, że powinien wytrwale dążyć do wolności od grzechu!
Nieprawda, że każdy alkoholik na zawsze już musi pozostać alkoholikiem. To nieprawda, że w ludzkim losie na ziemi nic się nie da zmienić. Słowo Boże wskazuje na Jezusa Chrystusa, który zbawi lud swój od grzechów jego [Mt 1,21] i każdego wzywa ku chwalebnej wolności dzieci Bożych [Rz 8,21].
Tak więc - w górę serca! Nawet w chwilach upadku niech wciąż nam pachnie wolność od grzechu.
Inspirowana obrazem "Wolność wiodąca lud na barykady" Statua Wolności opromieniającej świat (ang. Liberty Enlightening the Word), jako symbol wolności Nowego Jorku i całych Stanów Zjednoczonych, wysyła z Wyspy Wolności przy ujściu rzeki Hudson skierowane do całego świata przesłanie, że warto i należy walczyć o wolność, nawet jeżeli wydaje się ona niemożliwa do osiągnięcia.
Nadająca ton amerykańskiej demokracji wielka potrzeba wolności może zobrazować pragnienie każdej ludzkiej duszy. Biblia dobitnie poucza, że największe zniewolenie człowieka bierze się nie z panowania jednych ludzi nad drugimi, lecz z zależności każdego człowieka od grzechu, gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej [Rz 3,23].
Jezus im odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu. [...] Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie [Jn 8,34–36]. Nikt nie został stworzony po to, by żyć w zniewoleniu. Bóg stworzył i przeznaczył człowieka do życia w wolności, więc Syn Boży przyszedł, by nas wyzwolić. Bo wy do wolności powołani zostaliście, bracia [Gal 5,13].
Chociaż więc wciąż miewamy problemy z grzechem, to jednak bardzo ważne jest, abyśmy nigdy nie zwątpili w możliwość całkowitej odmiany. Gdy bowiem byliście sługami grzechu, byliście dalecy od sprawiedliwości. Jakiż więc mieliście wtedy pożytek? Taki, którego się teraz wstydzicie, a końcem tego jest śmierć. Teraz zaś, wyzwoleni od grzechu, a oddani w służbę Bogu, macie pożytek w poświęceniu, a za cel żywot wieczny [Rz 6,20–22].
Tak jak monumentalna Statua Wolności głosi całemu światu, że żaden naród nie musi tkwić w niewoli, że koniecznie powinien sięgać po swoją wolność i z niej korzystać, tak też Pismo Święte oświeca ludzkie dusze i przekonuje, że żaden grzesznik nie musi trwać w zniewoleniu, że powinien wytrwale dążyć do wolności od grzechu!
Nieprawda, że każdy alkoholik na zawsze już musi pozostać alkoholikiem. To nieprawda, że w ludzkim losie na ziemi nic się nie da zmienić. Słowo Boże wskazuje na Jezusa Chrystusa, który zbawi lud swój od grzechów jego [Mt 1,21] i każdego wzywa ku chwalebnej wolności dzieci Bożych [Rz 8,21].
Tak więc - w górę serca! Nawet w chwilach upadku niech wciąż nam pachnie wolność od grzechu.
27 października, 2010
Czy Bóg utajni zapis filmowy niektórych moich czynów?
Dziś Światowy Dzień Dziedzictwa Audiowizualnego ustanowiony przez UNESCO w 1980 roku. Dzięki tej inicjatywnie dzień 27 października stał się świętem wszystkich miłośników dawnej sztuki filmowej, zarówno fabularnej jak i dokumentalnej. Mają oni okazję do zapoznania się z wcześniejszymi sposobami zapisu obrazu, zmieniającymi się formami narracji oraz środków wyrazu, od czasów czarnobiałego kina niemego, aż do współczesności.
Tego dnia wiele zbiorów filmowych otwiera nieco szerzej swoje podwoje i urządza pokazy rozmaitych archiwalnych 'perełek'. Nawiasem mówiąc, największym archiwum filmowym na świecie jest niemieckie Filmarchiv, założone w 1950 roku. Jego zbiory dokumentują ponad 100 lat historii filmu w postaci 146 tys. filmów dokumentalnych i fabularnych. Najstarszy przechowywany tam zapis filmowy pochodzi z 1895 roku.
Archiwa filmowe to wielka kopalnia wiedzy o ludzkiej przeszłości. Już nawet podręczne wideoarchiwum rodzinne uzmysławia, jak wiele informacji o nas można przechować. Mogę na przykład włączyć dziś nagranie sprzed dwudziestu kilku lat i zobaczyć jak wówczas wyglądałem, co mówiłem i jak się zachowywałem.
Skoro ludzie potrafią przechować tak wiele informacji i dowodów swojej działalności sprzed lat, to tym bardziej Bóg dysponuje archiwum, gdzie są przechowane zapisy wszystkich naszych czynów. Z Biblii wiadomo, że zbliża się dzień, gdy na podstawie tych zbiorów Bóg osądzi każdego człowieka.
I widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach [Obj 20,12].
Nie wszystkie nasze czyny i stojące za nimi motywacje są publicznie znane, ale wszystkie z pewnością znajdują się w Bożym archiwum. Są ludzie, których grzechy są jawne i bywają osądzone wcześniej niż oni sami; ale są też tacy, których grzechy dopiero później się ujawniają. Podobnie jest i z dobrymi uczynkami: są jawne, ale i te, z którymi rzecz ma się inaczej, ukryte pozostać nie mogą [1Tm 5,24–25].
Wysłuchaj końcowej nauki całości: Bój się Boga i przestrzegaj jego przykazań, bo to jest obowiązek każdego człowieka. Bóg bowiem odbędzie sąd nad każdym czynem, nad każdą rzeczą tajną - czy dobrą, czy złą [Kzn 12,13–14].
W Światowym Dniu Dziedzictwa Audiowizualnego myślę o tym, jakie dziedzictwo obrazów pozostawiam po sobie w pamięci osób, które się ze mną zetknęły, a przede wszystkim, co gromadzi się tam - na mojej osobistej półce archiwum w niebie? Czy każdy z tych plików chętnie odtworzyłbym w obecności moich bliskich? Czy z przyjemnością oglądałbym je razem z całą moją wspólnotą kościelną?
Tego, co już zapisane nie mogę cofnąć. Mogę jednak skorzystać z łaski Bożej, ażeby te zapisy – jeżeli znajdzie się na nich znak krwi Pana Jezusa Chrystusa z adnotacją: A grzechów ich i ich nieprawości nie wspomnę więcej [Hbr 10,17] – nigdy nie zostały ujawnione.
I dzięki Bogu mogę dzisiaj zadbać o to, aby na moją półkę w niebiańskim "Filmarchiv" nie trafiały kolejne kompromitujące mnie materiały.
Tego dnia wiele zbiorów filmowych otwiera nieco szerzej swoje podwoje i urządza pokazy rozmaitych archiwalnych 'perełek'. Nawiasem mówiąc, największym archiwum filmowym na świecie jest niemieckie Filmarchiv, założone w 1950 roku. Jego zbiory dokumentują ponad 100 lat historii filmu w postaci 146 tys. filmów dokumentalnych i fabularnych. Najstarszy przechowywany tam zapis filmowy pochodzi z 1895 roku.
Archiwa filmowe to wielka kopalnia wiedzy o ludzkiej przeszłości. Już nawet podręczne wideoarchiwum rodzinne uzmysławia, jak wiele informacji o nas można przechować. Mogę na przykład włączyć dziś nagranie sprzed dwudziestu kilku lat i zobaczyć jak wówczas wyglądałem, co mówiłem i jak się zachowywałem.
Skoro ludzie potrafią przechować tak wiele informacji i dowodów swojej działalności sprzed lat, to tym bardziej Bóg dysponuje archiwum, gdzie są przechowane zapisy wszystkich naszych czynów. Z Biblii wiadomo, że zbliża się dzień, gdy na podstawie tych zbiorów Bóg osądzi każdego człowieka.
I widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach [Obj 20,12].
Nie wszystkie nasze czyny i stojące za nimi motywacje są publicznie znane, ale wszystkie z pewnością znajdują się w Bożym archiwum. Są ludzie, których grzechy są jawne i bywają osądzone wcześniej niż oni sami; ale są też tacy, których grzechy dopiero później się ujawniają. Podobnie jest i z dobrymi uczynkami: są jawne, ale i te, z którymi rzecz ma się inaczej, ukryte pozostać nie mogą [1Tm 5,24–25].
Wysłuchaj końcowej nauki całości: Bój się Boga i przestrzegaj jego przykazań, bo to jest obowiązek każdego człowieka. Bóg bowiem odbędzie sąd nad każdym czynem, nad każdą rzeczą tajną - czy dobrą, czy złą [Kzn 12,13–14].
W Światowym Dniu Dziedzictwa Audiowizualnego myślę o tym, jakie dziedzictwo obrazów pozostawiam po sobie w pamięci osób, które się ze mną zetknęły, a przede wszystkim, co gromadzi się tam - na mojej osobistej półce archiwum w niebie? Czy każdy z tych plików chętnie odtworzyłbym w obecności moich bliskich? Czy z przyjemnością oglądałbym je razem z całą moją wspólnotą kościelną?
Tego, co już zapisane nie mogę cofnąć. Mogę jednak skorzystać z łaski Bożej, ażeby te zapisy – jeżeli znajdzie się na nich znak krwi Pana Jezusa Chrystusa z adnotacją: A grzechów ich i ich nieprawości nie wspomnę więcej [Hbr 10,17] – nigdy nie zostały ujawnione.
I dzięki Bogu mogę dzisiaj zadbać o to, aby na moją półkę w niebiańskim "Filmarchiv" nie trafiały kolejne kompromitujące mnie materiały.
26 października, 2010
Kto nie lubi życzeń?
Dobiega końca jeden z najmilszych dla mnie dni w roku. 26 października przekonuję się, że mam nie tylko wrogów i ludzi mi niechętnych, ale wciąż na nowo utwierdzam się w przekonaniu, że mam też wielu przyjaciół, którzy z różnych stron posyłają mi życzenia urodzinowe. Serdecznie Wam wszystkim dziękuję!
Lubię wsłuchiwać się w kierowane do mnie życzenia. To wielki zaszczyt, gdy ktoś o mnie życzliwie pomyśli i zrobi wysiłek, by tę serdeczność ubrać w słowa. Ze wzruszeniem i wdzięcznością odbieram każdy taki gest.
Lektura Biblii przekonuje, że serca wierzących ludzi zawsze były pełne życzliwości. A czego chrześcijanie okresu wczesnego Kościoła wzajemnie sobie życzyli? Przede wszystkim zdrowia? Dużo pieniędzy? Sukcesu w interesach?
Życzenia chrześcijańskie zasadniczo miały charakter duchowy ale było w nich też miejsce na zwykłą doczesność. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie z wami wszystkimi [2Ts 3,18]. Umiłowany! Modlę się o to, aby ci się we wszystkim dobrze powodziło i abyś był zdrów tak, jak dobrze się ma dusza twoja [3Jn 1,2]. Tak, bracie, życz mi, abym się tobą uradował w Panu; pokrzep me serce w Chrystusie [Flm 1,20].
Zauważmy też, że ostatnie słowa Biblii to nic innego, jak właśnie natchnione przez Ducha Świętego życzenia: Łaska Pana Jezusa niech będzie z wszystkimi. Amen [Obj 22,21]. Taka jest wola Boża względem wierzących. Bóg dobrze myśli o nas, posyła nam dobre Słowo i współdziała we wszystkim ku dobremu, bo nas miłuje.
Jestem szczęśliwy, że tego rodzaju serdeczność dotarła dziś także do mnie.
Lubię wsłuchiwać się w kierowane do mnie życzenia. To wielki zaszczyt, gdy ktoś o mnie życzliwie pomyśli i zrobi wysiłek, by tę serdeczność ubrać w słowa. Ze wzruszeniem i wdzięcznością odbieram każdy taki gest.
Lektura Biblii przekonuje, że serca wierzących ludzi zawsze były pełne życzliwości. A czego chrześcijanie okresu wczesnego Kościoła wzajemnie sobie życzyli? Przede wszystkim zdrowia? Dużo pieniędzy? Sukcesu w interesach?
Życzenia chrześcijańskie zasadniczo miały charakter duchowy ale było w nich też miejsce na zwykłą doczesność. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie z wami wszystkimi [2Ts 3,18]. Umiłowany! Modlę się o to, aby ci się we wszystkim dobrze powodziło i abyś był zdrów tak, jak dobrze się ma dusza twoja [3Jn 1,2]. Tak, bracie, życz mi, abym się tobą uradował w Panu; pokrzep me serce w Chrystusie [Flm 1,20].
Zauważmy też, że ostatnie słowa Biblii to nic innego, jak właśnie natchnione przez Ducha Świętego życzenia: Łaska Pana Jezusa niech będzie z wszystkimi. Amen [Obj 22,21]. Taka jest wola Boża względem wierzących. Bóg dobrze myśli o nas, posyła nam dobre Słowo i współdziała we wszystkim ku dobremu, bo nas miłuje.
Jestem szczęśliwy, że tego rodzaju serdeczność dotarła dziś także do mnie.
23 października, 2010
Nowoczesne bożki
Kilka dni temu przeczytałem w Gazecie interesujący artykuł Janusza Urbanowicza pt. "Jest niedziela, przekażcie sobie markę pokoju". Ponieważ dzień 23 października zbiega się z datą wejścia w 2001 roku na rynek iPoda, pozwolę sobie przywołać kilka tamtych myśli.
Wspomniany artykuł porusza kwestię przywiązywania się ludzi do określonej marki z intensywnością i oddaniem, wcześniej właściwym kultowi bóstwa, które czcili. Dziś znaki firm i produktów bardzo ekspansywnie wchodzą w rolę symboli religijnych. Dawniej było przede wszystkim ważne to, jakiego jesteśmy wyznania religijnego, teraz coraz częściej chcemy być rozpoznawani po tym, jakiego używamy laptopa i telefonu.
Weźmy dla przykładu firmę Apple i jej cudowne produkty. Naukowcy z uniwersytetów Duke i Texas A & M przeprowadzili rozmaite badania społeczne, z których wynikła m.in. matematycznie wykrywalna korelacja, że im więcej w danej aglomeracji Apple Store'ów, tym mniej kościołów.
Zrobiono na przykład taki eksperyment, że po ustaleniu przekonań religijnych badanych ludzi, wysłano ich na wirtualne zakupy produktów codziennego użytku. Okazało się, że ludzie głębiej wierzący ignorowali markowe akcesoria, natomiast pozostali szukali tego, co podkreślałoby ich wyjątkową osobowość i stanowiło dla nich kolejny element tzw. lansu.
Z badań wspomnianych naukowców wynikło też, że Apple używa języka religii do opisu swoich produktów, a konferencje prasowe firmy przypominają festyny religijne. Gdy dodać do tego symbol wyraźnie kojarzący się z Biblią oraz zręczne tworzenie w umysłach klientów przekonania, że żyjąc i pracując pod jego znakiem staną się lepszymi ludźmi – to mamy niemal wszystkie cechy nowej religii.
No, cóż? Nie od dziś dostrzegamy tę smutną tendencję, że galerie handlowe przyciągają w niedzielę tłumy "wiernych", a kościoły zaczynają świecić pustkami.
Niechże więc znowu przemówi natchniony apostoł: Bądźcie naśladowcami moimi, bracia, i patrzcie na tych, którzy postępują według wzoru, jaki w nas macie. Wielu bowiem z tych, o których często wam mówiłem, a teraz także z płaczem mówię, postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego; końcem ich jest zatracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwałą to, co jest ich hańbą, myślą bowiem o rzeczach ziemskich [Flp 3,17–19].
Prawdziwy chrześcijanin nie ma czasu ani pieniędzy na markowe gadżety i lans. Nie przywiązuje do takich spraw zbytniej uwagi. A ci, którzy kupują, jakby nic nie posiadali; a ci, którzy używają tego świata, jakby go nie używali; przemija bowiem kształt tego świata [1Ko 7,30-31]. Pamięta o wezwaniu: Nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych [Rz 12,16]. O tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi [Kol 3,2].
Taki rodzaj myślenia w wolnych chwilach i z nadwyżką w portfelu prowadzi go więc do ludzi w potrzebie, a nie do świątyni współczesnych bożków.
Wspomniany artykuł porusza kwestię przywiązywania się ludzi do określonej marki z intensywnością i oddaniem, wcześniej właściwym kultowi bóstwa, które czcili. Dziś znaki firm i produktów bardzo ekspansywnie wchodzą w rolę symboli religijnych. Dawniej było przede wszystkim ważne to, jakiego jesteśmy wyznania religijnego, teraz coraz częściej chcemy być rozpoznawani po tym, jakiego używamy laptopa i telefonu.
Weźmy dla przykładu firmę Apple i jej cudowne produkty. Naukowcy z uniwersytetów Duke i Texas A & M przeprowadzili rozmaite badania społeczne, z których wynikła m.in. matematycznie wykrywalna korelacja, że im więcej w danej aglomeracji Apple Store'ów, tym mniej kościołów.
Zrobiono na przykład taki eksperyment, że po ustaleniu przekonań religijnych badanych ludzi, wysłano ich na wirtualne zakupy produktów codziennego użytku. Okazało się, że ludzie głębiej wierzący ignorowali markowe akcesoria, natomiast pozostali szukali tego, co podkreślałoby ich wyjątkową osobowość i stanowiło dla nich kolejny element tzw. lansu.
Z badań wspomnianych naukowców wynikło też, że Apple używa języka religii do opisu swoich produktów, a konferencje prasowe firmy przypominają festyny religijne. Gdy dodać do tego symbol wyraźnie kojarzący się z Biblią oraz zręczne tworzenie w umysłach klientów przekonania, że żyjąc i pracując pod jego znakiem staną się lepszymi ludźmi – to mamy niemal wszystkie cechy nowej religii.
No, cóż? Nie od dziś dostrzegamy tę smutną tendencję, że galerie handlowe przyciągają w niedzielę tłumy "wiernych", a kościoły zaczynają świecić pustkami.
Niechże więc znowu przemówi natchniony apostoł: Bądźcie naśladowcami moimi, bracia, i patrzcie na tych, którzy postępują według wzoru, jaki w nas macie. Wielu bowiem z tych, o których często wam mówiłem, a teraz także z płaczem mówię, postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego; końcem ich jest zatracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwałą to, co jest ich hańbą, myślą bowiem o rzeczach ziemskich [Flp 3,17–19].
Prawdziwy chrześcijanin nie ma czasu ani pieniędzy na markowe gadżety i lans. Nie przywiązuje do takich spraw zbytniej uwagi. A ci, którzy kupują, jakby nic nie posiadali; a ci, którzy używają tego świata, jakby go nie używali; przemija bowiem kształt tego świata [1Ko 7,30-31]. Pamięta o wezwaniu: Nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych [Rz 12,16]. O tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi [Kol 3,2].
Taki rodzaj myślenia w wolnych chwilach i z nadwyżką w portfelu prowadzi go więc do ludzi w potrzebie, a nie do świątyni współczesnych bożków.
22 października, 2010
Czy wielkie rozczarowanie już nikomu nie grozi?
W dniu 22 października warto wspomnieć wielkie rozczarowanie, jakiego w XIX wieku doznało tysiące wierzących, którzy pod przewodnictwem niejakiego Williama Millera, byłego kapitana Armii Stanów Zjednoczonych, farmera i baptystycznego pastora zarazem, dokładnie tego dnia w 1844 roku wyczekiwali na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa na Ziemię.
Miller uważał, że na podstawie Księgi Daniela [Dn 8,14] można ustalić datę ponownego przyjścia Jezusa Chrystusa i sądu ostatecznego. Dokonał takich obliczeń i zaczął ogłaszać rychłą Paruzję. Wkrótce ruch zwolenników Millera osiągnął ponad sto tysięcy wyznawców. Ludzie posprzedawali farmy, porzucili pracę i całą uwagę skupili na zbliżającym się dniu 22 października 1844 roku.
Brak oczekiwanego pojawienia się Mesjasza w tym dniu nazwano wielkim rozczarowaniem. Wiele tysięcy zwolenników Millera odeszło od niego. Część poszła jednak w zaparte i aby z tego zamieszania jakość wyjść z twarzą, dokonała reinterpretacji ustaleń swojego przywódcy. W świetle ich nowych rewelacji faktycznie chodziło nie o przyjście Chrystusa na Ziemię, a o Jego wejście do miejsca najświętszego niebiańskiej świątyni oraz rozpoczęcie drugiej fazy Jego pośrednictwa w celu ostatecznego oczyszczenia zbawionych z grzechu, zanim powróci On na Ziemię.
Z jednej strony, jest mi przykro z powodu uczucia zawodu, którego doznało wielu szczerych i poczciwych wierzących tamtego okresu. Z drugiej jednak strony dziwię się, a nawet oburzam, że najwidoczniej musieli oni zaniedbać osobistą lekturę Słowa Bożego, skoro tak łatwo dali się zbałamucić.
Co się zaś tyczy przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i spotkania naszego z nim, prosimy was, bracia, abyście nie tak szybko dali się zbałamucić i nastraszyć, czy to przez jakieś wyrocznie, czy przez mowę, czy przez list, rzekomo przez nas pisany, jakoby już nastał dzień Pański. Niechaj was nikt w żaden sposób nie zwodzi; bo nie nastanie pierwej, zanim nie przyjdzie odstępstwo i nie objawi się człowiek niegodziwości, syn zatracenia, przeciwnik, który wynosi się ponad wszystko, co się zwie Bogiem lub jest przedmiotem boskiej czci, a nawet zasiądzie w świątyni Bożej, podając się za Boga. Czy nie pamiętacie, że jeszcze będąc u was, o tym wam mówiłem? [2Ts 2,1–5].
W związku z tym myślę dziś znowu o odpowiedzialności przywódców duchowych. Oni to bowiem czuwają nad duszami waszymi i zdadzą z tego sprawę [Hbr 13,17] - poucza Słowo Boże wzywając do okazywania im posłuszeństwa. Czy jednak winniśmy okazywać ślepe zaufanie do wszystkiego, co usłyszymy z kazalnicy? William Miller najwyraźniej robił na ludziach wrażenie człowieka duchowego i dobrze poinformowanego. A jednak okazał się zwodzicielem.
A dzisiaj? Czyż nie zdarza się nam natknąć na podobnych kaznodziejów i przywódców, którzy z absolutną pewnością wygłaszają swoje twierdzenia? Iluż poczciwych chrześcijan doznało z tego tytułu rozmaitych rozczarowań? Jakież rozterki mogą wywołać w ludzkich duszach np. nauczyciele ruchu wiary, obwieszczający nadejście rozmaitych błogosławieństw, zwłaszcza materialnych, które nigdy się nie ziszczą?
Także autor tego bloga rozczarował już niejednego swoimi poglądami ;). Nie traci jednak nadziei, że jego Czytelnicy nie ulegną powierzchownym odczuciom lub tendencyjnym komentarzom i zadadzą sobie trud, by osobiście sprawdzić jak się rzeczy mają w świetle Biblii, a następnie spokojnie przeanalizują zaprezentowane tu myśli.
Jak uchronić się przed wielkim rozczarowaniem? Słowo Boże zadaje pytanie: Czy może ślepy ślepego prowadzić? Czy obaj nie wpadną do dołu? [Łk 6,39]. Brak dobrego widzenia może wystąpić po obydwu stronach kazalnicy, albowiem wszyscy dopuszczamy sie wielu uchybień [Jk 3,2]. Dlatego trzeba również uważać nawet na najbardziej uznanych mówców, że o krasomówcach, którzy przez piękne a pochlebne słowa zwodzą serca prostaczków [Rz 16,18] już nie wspomnę. Nikomu po prostu nie należy zbyt pochopnie dawać wiary.
Na szczęście każdy dziś może sam osobiście sprawdzić w Biblii, jak naprawdę się rzeczy mają. Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim [Ps 119,105].
Miller uważał, że na podstawie Księgi Daniela [Dn 8,14] można ustalić datę ponownego przyjścia Jezusa Chrystusa i sądu ostatecznego. Dokonał takich obliczeń i zaczął ogłaszać rychłą Paruzję. Wkrótce ruch zwolenników Millera osiągnął ponad sto tysięcy wyznawców. Ludzie posprzedawali farmy, porzucili pracę i całą uwagę skupili na zbliżającym się dniu 22 października 1844 roku.
Brak oczekiwanego pojawienia się Mesjasza w tym dniu nazwano wielkim rozczarowaniem. Wiele tysięcy zwolenników Millera odeszło od niego. Część poszła jednak w zaparte i aby z tego zamieszania jakość wyjść z twarzą, dokonała reinterpretacji ustaleń swojego przywódcy. W świetle ich nowych rewelacji faktycznie chodziło nie o przyjście Chrystusa na Ziemię, a o Jego wejście do miejsca najświętszego niebiańskiej świątyni oraz rozpoczęcie drugiej fazy Jego pośrednictwa w celu ostatecznego oczyszczenia zbawionych z grzechu, zanim powróci On na Ziemię.
Z jednej strony, jest mi przykro z powodu uczucia zawodu, którego doznało wielu szczerych i poczciwych wierzących tamtego okresu. Z drugiej jednak strony dziwię się, a nawet oburzam, że najwidoczniej musieli oni zaniedbać osobistą lekturę Słowa Bożego, skoro tak łatwo dali się zbałamucić.
Co się zaś tyczy przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i spotkania naszego z nim, prosimy was, bracia, abyście nie tak szybko dali się zbałamucić i nastraszyć, czy to przez jakieś wyrocznie, czy przez mowę, czy przez list, rzekomo przez nas pisany, jakoby już nastał dzień Pański. Niechaj was nikt w żaden sposób nie zwodzi; bo nie nastanie pierwej, zanim nie przyjdzie odstępstwo i nie objawi się człowiek niegodziwości, syn zatracenia, przeciwnik, który wynosi się ponad wszystko, co się zwie Bogiem lub jest przedmiotem boskiej czci, a nawet zasiądzie w świątyni Bożej, podając się za Boga. Czy nie pamiętacie, że jeszcze będąc u was, o tym wam mówiłem? [2Ts 2,1–5].
W związku z tym myślę dziś znowu o odpowiedzialności przywódców duchowych. Oni to bowiem czuwają nad duszami waszymi i zdadzą z tego sprawę [Hbr 13,17] - poucza Słowo Boże wzywając do okazywania im posłuszeństwa. Czy jednak winniśmy okazywać ślepe zaufanie do wszystkiego, co usłyszymy z kazalnicy? William Miller najwyraźniej robił na ludziach wrażenie człowieka duchowego i dobrze poinformowanego. A jednak okazał się zwodzicielem.
A dzisiaj? Czyż nie zdarza się nam natknąć na podobnych kaznodziejów i przywódców, którzy z absolutną pewnością wygłaszają swoje twierdzenia? Iluż poczciwych chrześcijan doznało z tego tytułu rozmaitych rozczarowań? Jakież rozterki mogą wywołać w ludzkich duszach np. nauczyciele ruchu wiary, obwieszczający nadejście rozmaitych błogosławieństw, zwłaszcza materialnych, które nigdy się nie ziszczą?
Także autor tego bloga rozczarował już niejednego swoimi poglądami ;). Nie traci jednak nadziei, że jego Czytelnicy nie ulegną powierzchownym odczuciom lub tendencyjnym komentarzom i zadadzą sobie trud, by osobiście sprawdzić jak się rzeczy mają w świetle Biblii, a następnie spokojnie przeanalizują zaprezentowane tu myśli.
Jak uchronić się przed wielkim rozczarowaniem? Słowo Boże zadaje pytanie: Czy może ślepy ślepego prowadzić? Czy obaj nie wpadną do dołu? [Łk 6,39]. Brak dobrego widzenia może wystąpić po obydwu stronach kazalnicy, albowiem wszyscy dopuszczamy sie wielu uchybień [Jk 3,2]. Dlatego trzeba również uważać nawet na najbardziej uznanych mówców, że o krasomówcach, którzy przez piękne a pochlebne słowa zwodzą serca prostaczków [Rz 16,18] już nie wspomnę. Nikomu po prostu nie należy zbyt pochopnie dawać wiary.
Na szczęście każdy dziś może sam osobiście sprawdzić w Biblii, jak naprawdę się rzeczy mają. Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim [Ps 119,105].
19 października, 2010
Przecedzanie komara
Zaostrza się kolejny etap publicznej dyskusji o wzbudzaniu potomstwa metodą in vitro. Na przeciwległych jej biegunach nieliczne grono osób, dla których niemal wszystko jest tu oczywiste, podczas gdy pośrodku mamy mnóstwo ludzi zdezorientowanych i niepewnych swego stanowiska.
Koronnym argumentem przeciwników metody in vitro jest jej uboczny, ale nieodłączny skutek uśmiercania embrionów odrzuconych po wyselekcjonowaniu tego jednego, uznanego za najlepszy. Zwolennicy in vitro zaś podkreślają wartość rodzącego się w ten sposób życia i szansę rodziców na upragnione potomstwo.
Wszyscy wiedzą, że celem in vitro nie jest zabijanie. Kto skupia się na tym, że przy tej metodzie dochodzi do uśmiercania zarodków powinien pamiętać, że życie i śmierć splatają się ustawicznie w rozmaitych konfiguracjach i są od siebie uzależnione. Nowe życie powstaje i rodzi się z procesu umierania.
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje [Jn 12,24]. Czy jest w nas jakiś żal, że ziarno musi umrzeć, ażeby pojawiło się nowe życie i zwielokrotniony owoc?
Ta prawidłowość ma swoje odniesienie do duchowej sfery życia. Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni? Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili [Rz 6,3–4]. Nie ma życia bez śmierci.
Metody in vitro nie wymyślono po to, żeby zabijać, a jedynie po to, żeby wzbudzać życie! Nic dziwnego, że w tym procesie napotykamy na zagadnienie śmierci. Nie ma tu jednak absolutnie mowy o takim uśmiercaniu, które w świetle Biblii łamałoby prawa Dekalogu i zasługiwałoby na karę.
Obserwując rażącą drobiazgowość w niektórych kwestiach i daleko idącą pobłażliwość w sprawach dużo poważniejszych, Jezus powiedział kiedyś do duchowych przywódców narodu: Ślepi przewodnicy! Przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda [Mt 23,24]. Mam wrażenie, że dziś znowu tak mówi...
Koronnym argumentem przeciwników metody in vitro jest jej uboczny, ale nieodłączny skutek uśmiercania embrionów odrzuconych po wyselekcjonowaniu tego jednego, uznanego za najlepszy. Zwolennicy in vitro zaś podkreślają wartość rodzącego się w ten sposób życia i szansę rodziców na upragnione potomstwo.
Wszyscy wiedzą, że celem in vitro nie jest zabijanie. Kto skupia się na tym, że przy tej metodzie dochodzi do uśmiercania zarodków powinien pamiętać, że życie i śmierć splatają się ustawicznie w rozmaitych konfiguracjach i są od siebie uzależnione. Nowe życie powstaje i rodzi się z procesu umierania.
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje [Jn 12,24]. Czy jest w nas jakiś żal, że ziarno musi umrzeć, ażeby pojawiło się nowe życie i zwielokrotniony owoc?
Ta prawidłowość ma swoje odniesienie do duchowej sfery życia. Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni? Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili [Rz 6,3–4]. Nie ma życia bez śmierci.
Metody in vitro nie wymyślono po to, żeby zabijać, a jedynie po to, żeby wzbudzać życie! Nic dziwnego, że w tym procesie napotykamy na zagadnienie śmierci. Nie ma tu jednak absolutnie mowy o takim uśmiercaniu, które w świetle Biblii łamałoby prawa Dekalogu i zasługiwałoby na karę.
Obserwując rażącą drobiazgowość w niektórych kwestiach i daleko idącą pobłażliwość w sprawach dużo poważniejszych, Jezus powiedział kiedyś do duchowych przywódców narodu: Ślepi przewodnicy! Przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda [Mt 23,24]. Mam wrażenie, że dziś znowu tak mówi...
18 października, 2010
Pora pośmiać się z samego siebie
No cóż? Facetowi w moim wieku osiemnasty dzień października ze swoją tematyką, w tych latach staje się bardzo bliski. Jest to bowiem Światowy Dzień Menopauzy i Andropauzy ustanowiony przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) i Międzynarodowe Towarzystwo Menopauzy (IMS), a jego celem jest zwrócenie uwagi na problemy oraz sposoby radzenia sobie z objawami i następstwami zmian zachodzących w organizmie około 50 roku życia.
Nieznana mi wcześniej, jak na razie zabawna ociężałość fizyczna, coraz częstsza pewność, że nie należy biec, bo i tak nie zdążę – to chyba pierwsze objawy wieku średniego. Jest to czas przełomu i rozmaitych zmian w organizmie.
Zaczynam wreszcie rozumieć takie fragmenty Słowa Bożego, jak: O tym mamy wiele do powiedzenia, lecz trudno wam to wyłożyć, skoro staliście się ociężałymi... [Hbr 5,11], albo: Dlatego opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie... [Hbr 12,12].
W świetle Biblii widać też jednak, że Bóg na szczęście pozostaje Panem nawet w kwestiach menopauzy i andropauzy. Dla przykładu, zapowiedział poczęcie i narodziny Izaaka, mimo że Abraham i Sara byli starzy, w podeszłym wieku. Ustało zaś już u Sary to, co zwykle bywa u kobiet. Toteż roześmiała się Sara sama do siebie, mówiąc: Teraz, gdy się zestarzałam, mam tej rozkoszy zażywać! I pan mój jest stary! [1Mo 18,11–12].
Powyższy obraz może być ilustracją prawdy o możliwościach zachowania nieustannej świeżości duchowej w życiu ludzi wierzących. Zasadzeni w domu Pańskim wyrastają w dziedzińcach Boga naszego. Jeszcze w starości przynoszą owoc, są w pełni sił i świeżości [Ps 92,14-15]. Fizycznie starzeje się każdy, lecz są ludzie, którzy dzięki trwaniu w społeczności z Bogiem, duchem pozostaną zawsze młodzi!
Menopauza i andropauza nieuchronnie się pojawia. Nie wszyscy jednakowo ten etap przechodzą, wszyscy jednak powinni się liczyć z tym, że jest to naturalny proces biologiczny i lepiej go świadomie powitać i przeżyć, niż przed nim uciekać i go lekceważyć. Ja mam zamiar przynajmniej trochę pośmiać się z samego siebie.
Czy dodaje mi otuchy fakt, że nie jestem w tym osamotniony? W Polsce blisko 6 milionów kobiet i 5 milionów mężczyzn to osoby po 50 roku życia. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia do 2030 roku na świecie będzie 1,2 miliarda kobiet i 1 miliard mężczyzn po 50 roku życia, a każdego roku szybko nas przybywa.
Byłoby dobrze, gdyby z wiekiem wszyscy przynajmniej także mądrzeli. Z autopsji wiem jednak, że nie jest to tak nieuchronne, jak sama andropauza... J
Nieznana mi wcześniej, jak na razie zabawna ociężałość fizyczna, coraz częstsza pewność, że nie należy biec, bo i tak nie zdążę – to chyba pierwsze objawy wieku średniego. Jest to czas przełomu i rozmaitych zmian w organizmie.
Zaczynam wreszcie rozumieć takie fragmenty Słowa Bożego, jak: O tym mamy wiele do powiedzenia, lecz trudno wam to wyłożyć, skoro staliście się ociężałymi... [Hbr 5,11], albo: Dlatego opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie... [Hbr 12,12].
W świetle Biblii widać też jednak, że Bóg na szczęście pozostaje Panem nawet w kwestiach menopauzy i andropauzy. Dla przykładu, zapowiedział poczęcie i narodziny Izaaka, mimo że Abraham i Sara byli starzy, w podeszłym wieku. Ustało zaś już u Sary to, co zwykle bywa u kobiet. Toteż roześmiała się Sara sama do siebie, mówiąc: Teraz, gdy się zestarzałam, mam tej rozkoszy zażywać! I pan mój jest stary! [1Mo 18,11–12].
Powyższy obraz może być ilustracją prawdy o możliwościach zachowania nieustannej świeżości duchowej w życiu ludzi wierzących. Zasadzeni w domu Pańskim wyrastają w dziedzińcach Boga naszego. Jeszcze w starości przynoszą owoc, są w pełni sił i świeżości [Ps 92,14-15]. Fizycznie starzeje się każdy, lecz są ludzie, którzy dzięki trwaniu w społeczności z Bogiem, duchem pozostaną zawsze młodzi!
Menopauza i andropauza nieuchronnie się pojawia. Nie wszyscy jednakowo ten etap przechodzą, wszyscy jednak powinni się liczyć z tym, że jest to naturalny proces biologiczny i lepiej go świadomie powitać i przeżyć, niż przed nim uciekać i go lekceważyć. Ja mam zamiar przynajmniej trochę pośmiać się z samego siebie.
Czy dodaje mi otuchy fakt, że nie jestem w tym osamotniony? W Polsce blisko 6 milionów kobiet i 5 milionów mężczyzn to osoby po 50 roku życia. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia do 2030 roku na świecie będzie 1,2 miliarda kobiet i 1 miliard mężczyzn po 50 roku życia, a każdego roku szybko nas przybywa.
Byłoby dobrze, gdyby z wiekiem wszyscy przynajmniej także mądrzeli. Z autopsji wiem jednak, że nie jest to tak nieuchronne, jak sama andropauza... J
16 października, 2010
Dzień rozbudzonej nadziei
Pamiętam ten dzień, jakby działo się to wczoraj. 16 października 1978 roku siedziałem w stołówce Szkoły Biblijnej w Warszawie, gdy wszedł nasz nauczyciel i obwieścił, że w Watykanie dokonano właśnie wyboru nowego papieża. Został nim polski kardynał – Karol Wojtyła.
Wybór tego wspaniałego i światłego Polaka na zwierzchnika Kościoła Rzymskokatolickiego rozbudził we mnie, słuchaczu pierwszego roku Szkoły Biblijnej, ogromne nadzieje. Dwa tygodnie wcześniej pozostawiłem przecież wszystkie swoje wcześniejsze obowiązki i pasję, aby całkowicie oddać się studiowaniu i głoszeniu Słowa Bożego.
Wypełnione ideałami serce zapulsowało nadzieją! Papież Polak przybliży ludziom Prawdę! Przecież to człowiek, który zna Biblię – pomyślałem. Wkrótce katolicy na całym świecie usłyszą, jak wielkim uchybieniem w stosunku do nauki Pisma Świętego jest kult świętych, zwłaszcza kult maryjny, modlitwa za zmarłych, nauka o czyśćcu, czczenie figur i obrazów itd.
Naprawdę się spodziewałem niejako nowej Reformacji. Tymczasem Jan Paweł II okazał się człowiekiem dalekim od Biblii. Jako wyjątkowy czciciel Maryi kilkakrotnie zadedykował jej cały swój pontyfikat, koronował jej obrazy, powierzał pod jej opiekę całe narody, w tym naród polski, ustanawiał kolejnych świętych, zachęcał, by ludzie się do nich modlili itd.
Pamiętam, jak bardzo to przeżyłem, gdy papież Polak powierzył pod opiekę Maryi cały ruch Odnowy w Duchu Świętym. Niemniej smutno mi było czytać Dominus Iesus o jedynozbawczej roli Kościoła Rzymskokatolickiego, patrzeć na jego wspólną modlitwę z wszystkimi religiami w Asyżu, całowanie Koranu, potem słuchać, że wszystkie drogi prowadzą do Boga i zbawienia, podczas gdy Biblia stwierdza, że poza Jezusem Chrystusem nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni [Dz 4,12].
Z roku na rok moje marzenia obracały się w pył. Tym bardziej było mi smutno, że mało kto dostrzegał to subtelne zwiedzenie i pociąganie tłumów ku coraz większemu nieposłuszeństwu Słowu Bożemu. Nawet przywódcy wspólnot ewangelicznych zdawali się jakby tego faktu nie dostrzegać i jeden po drugim chylili papieżowi czoła.
W końcu, w Watykanie złożono wniosek o beatyfikację a polski Parlament uchwałą z dnia 27 lipca 2005 roku ustanowił dzień 16 października Dniem Papieża Jana Pawła II. W uchwale sejmowej można przeczytać: W hołdzie największemu autorytetowi XX wieku, człowiekowi, który sięgając do źródeł chrześcijaństwa uczył nas solidarności, odwagi i pokory.
Niewątpliwie, Jan Paweł II był człowiekiem wielkiego formatu. Był idealnym papieżem katolickim, zręcznym politykiem, ulubieńcem tłumów, polskim patriotą itd. Nie był jednak człowiekiem Słowa Bożego. Nie naprowadził ludzi na drogę zbawienia, nie odwrócił się od bałwanów do Boga, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu [1Ts 1,9].
Ostatecznie sam stał się bożkiem. Dziś wielu ludzi na świecie, pozostając w duchowych mrokach, modli się do niego nie zdając sobie sprawy z tego, że ich modlitwy są absolutnie bezprzedmiotowe, ponieważ Jan Paweł II nie jest w stanie już nikogo wysłuchać ani też cokolwiek zmienić na ziemi lub w niebie.
Dlaczego Bóg nie posłużył się człowiekiem o tak wielkich możliwościach wywierania wpływu, a zleca zadanie głoszenia Słowa Bożego ludziom, których prawie nikt nie chce słuchać? Może ktoś wie, dlaczego?
Wybór tego wspaniałego i światłego Polaka na zwierzchnika Kościoła Rzymskokatolickiego rozbudził we mnie, słuchaczu pierwszego roku Szkoły Biblijnej, ogromne nadzieje. Dwa tygodnie wcześniej pozostawiłem przecież wszystkie swoje wcześniejsze obowiązki i pasję, aby całkowicie oddać się studiowaniu i głoszeniu Słowa Bożego.
Wypełnione ideałami serce zapulsowało nadzieją! Papież Polak przybliży ludziom Prawdę! Przecież to człowiek, który zna Biblię – pomyślałem. Wkrótce katolicy na całym świecie usłyszą, jak wielkim uchybieniem w stosunku do nauki Pisma Świętego jest kult świętych, zwłaszcza kult maryjny, modlitwa za zmarłych, nauka o czyśćcu, czczenie figur i obrazów itd.
Naprawdę się spodziewałem niejako nowej Reformacji. Tymczasem Jan Paweł II okazał się człowiekiem dalekim od Biblii. Jako wyjątkowy czciciel Maryi kilkakrotnie zadedykował jej cały swój pontyfikat, koronował jej obrazy, powierzał pod jej opiekę całe narody, w tym naród polski, ustanawiał kolejnych świętych, zachęcał, by ludzie się do nich modlili itd.
Pamiętam, jak bardzo to przeżyłem, gdy papież Polak powierzył pod opiekę Maryi cały ruch Odnowy w Duchu Świętym. Niemniej smutno mi było czytać Dominus Iesus o jedynozbawczej roli Kościoła Rzymskokatolickiego, patrzeć na jego wspólną modlitwę z wszystkimi religiami w Asyżu, całowanie Koranu, potem słuchać, że wszystkie drogi prowadzą do Boga i zbawienia, podczas gdy Biblia stwierdza, że poza Jezusem Chrystusem nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni [Dz 4,12].
Z roku na rok moje marzenia obracały się w pył. Tym bardziej było mi smutno, że mało kto dostrzegał to subtelne zwiedzenie i pociąganie tłumów ku coraz większemu nieposłuszeństwu Słowu Bożemu. Nawet przywódcy wspólnot ewangelicznych zdawali się jakby tego faktu nie dostrzegać i jeden po drugim chylili papieżowi czoła.
W końcu, w Watykanie złożono wniosek o beatyfikację a polski Parlament uchwałą z dnia 27 lipca 2005 roku ustanowił dzień 16 października Dniem Papieża Jana Pawła II. W uchwale sejmowej można przeczytać: W hołdzie największemu autorytetowi XX wieku, człowiekowi, który sięgając do źródeł chrześcijaństwa uczył nas solidarności, odwagi i pokory.
Niewątpliwie, Jan Paweł II był człowiekiem wielkiego formatu. Był idealnym papieżem katolickim, zręcznym politykiem, ulubieńcem tłumów, polskim patriotą itd. Nie był jednak człowiekiem Słowa Bożego. Nie naprowadził ludzi na drogę zbawienia, nie odwrócił się od bałwanów do Boga, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu [1Ts 1,9].
Ostatecznie sam stał się bożkiem. Dziś wielu ludzi na świecie, pozostając w duchowych mrokach, modli się do niego nie zdając sobie sprawy z tego, że ich modlitwy są absolutnie bezprzedmiotowe, ponieważ Jan Paweł II nie jest w stanie już nikogo wysłuchać ani też cokolwiek zmienić na ziemi lub w niebie.
Dlaczego Bóg nie posłużył się człowiekiem o tak wielkich możliwościach wywierania wpływu, a zleca zadanie głoszenia Słowa Bożego ludziom, których prawie nikt nie chce słuchać? Może ktoś wie, dlaczego?
15 października, 2010
Utracone, czy raczej ponad wszelką wątpliwość już zbawione?!
Każdego roku w Polsce 40 tysięcy kobiet przeżywa poronienie, 2 tysiące dzieci rodzi się martwych, a kolejne 5 tysięcy nie dożywa swoich osiemnastych urodzin z powodu chorób i wypadków.
Sześć lat temu z inicjatywy Organizacji Rodziców po Stracie oraz Rodziców Dzieci Chorych – "Dlaczego" 15 dzień października ustanowiono Dniem Dziecka Utraconego. Sporo wcześniej ustanowiono go także w Stanach Zjednoczonych pod nazwą Pregnancy and Infant Loss Remembrance Day.
Poronienie samoistne oraz martwe narodziny traktowane są w świadomości społecznej jako zabieg medyczny. Tymczasem strata upragnionego dziecka, poronienie, martwy poród, śmierć tuż po narodzeniu, są traumatycznym przeżyciem dla rodziców. Dlatego hasłem tegorocznych obchodów jest apel skierowany do personelu medycznego – „Proszę, pomóż mi pożegnać się z dzieckiem”.
Zachodzi potrzeba uwrażliwienia społeczeństwa na problemy, z jakimi borykają się rodzice po stracie dziecka. Amerykanie zakładają różowo-błękitne wstążeczki, składają kwiaty w kościołach, szpitalach i na cmentarzach, wyrażając w ten sposób solidarność z osieroconymi rodzicami. Mam nadzieję, że i Polacy z roku na rok będą bardziej czuli na tę sprawę.
Rzeczywiście, śmierć dziecka w łonie matki, to ogromna przykrość dla rodziców. W świetle Biblii można jednak spojrzeć dalej niż normalnie się patrzy i w tym bólu dostrzec łaskę Bożą.
Wiadomo, że dzięki zastępczej śmierci Jezusa Chrystusa jako Baranka Bożego, który złożył ofiarę za grzech świata, przeznaczeniem wszystkich niemowląt jest Królestwo Boże. Pozwólcie dziatkom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im, albowiem takich jest Królestwo Boże [Mk 10,14]. Z Biblii wynika, że na mocy ofiary Chrystusa gładzącej grzech świata, każde dzieciątko dostępuje zbawienia.
Nie zawsze więc jest tak, że normalne narodziny oznaczają Boże błogosławieństwo, a utrata dziecka jego brak. Ileż matek i ojców płacze widząc, co robią ich narodzone i wyrośnięte dzieci. Ileż dzieci po tym jak narodzą się i urosną odrzuca dar zbawienia i odchodzi od Boga.
Patrząc z tego punktu widzenia dostrzegamy, że ta sprawa nie wygląda już tak jednoznacznie. Syn Człowieczy wprawdzie odchodzi, jak o nim napisano, ale biada owemu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Lepiej by było, gdyby się nie narodził ów człowiek [Mk 14,21]. Kto się urodził i żyje, może popełnić czyny, które na zawsze pozbawią go żywota wiecznego.
Inną kwestią jest też los człowieka na ziemi. Czasem życie staje się udręką nie do zniesienia. Przeklęty dzień, w którym się urodziłem; dzień, w którym mnie porodziła moja matka, niech nie będzie błogosławiony! Przeklęty mąż, który przyniósł mojemu ojcu radosną wieść: Urodził ci się chłopiec - i tym go bardzo ucieszył. Niech z tym dniem będzie jak z miastem, które Pan bezlitośnie zburzył! Niech słyszy krzyk z rana, a wrzawę wojenną w samo południe! Za to, że nie uśmiercił mnie w łonie, aby mi moja matka stała się grobem, a jej łono wiecznie brzemienne. Po cóż to wyszedłem z łona matki, aby doznać tylko znoju i udręki i swoje dni trawić w hańbie! [Jr 20,14–18].
Kilka dni temu wstrząsnęła mną wiadomość, że córeczka bliskiego memu sercu czarnoskórego lekarza z Warszawy wyjechała z mamą w odwiedziny do Nigerii i tam utopiła się wstudni. Straszna przykrość. Zabrakło mi słów. Lecz oto z ust jej taty, prawdziwego chrześcijanina, usłyszałem mniej więcej takie słowa: Wiem, że Bóg jest wielki. Trzeba Mu i za to podziękować, bo On wie, co robi. Biblijny Hiob dodaje: Pan dał, Pan wziął, niech będzie imię Pańskie błogosławione [Jb 1,21].
W Dniu Dziecka Utraconego utożsamiam się z bólem rodziców, których ta przykrość dotknęła i jednocześnie zachęcam do ufności. Bóg wie lepiej, co akurat dla naszego dziecka jest najlepsze.
Sześć lat temu z inicjatywy Organizacji Rodziców po Stracie oraz Rodziców Dzieci Chorych – "Dlaczego" 15 dzień października ustanowiono Dniem Dziecka Utraconego. Sporo wcześniej ustanowiono go także w Stanach Zjednoczonych pod nazwą Pregnancy and Infant Loss Remembrance Day.
Poronienie samoistne oraz martwe narodziny traktowane są w świadomości społecznej jako zabieg medyczny. Tymczasem strata upragnionego dziecka, poronienie, martwy poród, śmierć tuż po narodzeniu, są traumatycznym przeżyciem dla rodziców. Dlatego hasłem tegorocznych obchodów jest apel skierowany do personelu medycznego – „Proszę, pomóż mi pożegnać się z dzieckiem”.
Zachodzi potrzeba uwrażliwienia społeczeństwa na problemy, z jakimi borykają się rodzice po stracie dziecka. Amerykanie zakładają różowo-błękitne wstążeczki, składają kwiaty w kościołach, szpitalach i na cmentarzach, wyrażając w ten sposób solidarność z osieroconymi rodzicami. Mam nadzieję, że i Polacy z roku na rok będą bardziej czuli na tę sprawę.
Rzeczywiście, śmierć dziecka w łonie matki, to ogromna przykrość dla rodziców. W świetle Biblii można jednak spojrzeć dalej niż normalnie się patrzy i w tym bólu dostrzec łaskę Bożą.
Wiadomo, że dzięki zastępczej śmierci Jezusa Chrystusa jako Baranka Bożego, który złożył ofiarę za grzech świata, przeznaczeniem wszystkich niemowląt jest Królestwo Boże. Pozwólcie dziatkom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im, albowiem takich jest Królestwo Boże [Mk 10,14]. Z Biblii wynika, że na mocy ofiary Chrystusa gładzącej grzech świata, każde dzieciątko dostępuje zbawienia.
Nie zawsze więc jest tak, że normalne narodziny oznaczają Boże błogosławieństwo, a utrata dziecka jego brak. Ileż matek i ojców płacze widząc, co robią ich narodzone i wyrośnięte dzieci. Ileż dzieci po tym jak narodzą się i urosną odrzuca dar zbawienia i odchodzi od Boga.
Patrząc z tego punktu widzenia dostrzegamy, że ta sprawa nie wygląda już tak jednoznacznie. Syn Człowieczy wprawdzie odchodzi, jak o nim napisano, ale biada owemu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Lepiej by było, gdyby się nie narodził ów człowiek [Mk 14,21]. Kto się urodził i żyje, może popełnić czyny, które na zawsze pozbawią go żywota wiecznego.
Inną kwestią jest też los człowieka na ziemi. Czasem życie staje się udręką nie do zniesienia. Przeklęty dzień, w którym się urodziłem; dzień, w którym mnie porodziła moja matka, niech nie będzie błogosławiony! Przeklęty mąż, który przyniósł mojemu ojcu radosną wieść: Urodził ci się chłopiec - i tym go bardzo ucieszył. Niech z tym dniem będzie jak z miastem, które Pan bezlitośnie zburzył! Niech słyszy krzyk z rana, a wrzawę wojenną w samo południe! Za to, że nie uśmiercił mnie w łonie, aby mi moja matka stała się grobem, a jej łono wiecznie brzemienne. Po cóż to wyszedłem z łona matki, aby doznać tylko znoju i udręki i swoje dni trawić w hańbie! [Jr 20,14–18].
Kilka dni temu wstrząsnęła mną wiadomość, że córeczka bliskiego memu sercu czarnoskórego lekarza z Warszawy wyjechała z mamą w odwiedziny do Nigerii i tam utopiła się wstudni. Straszna przykrość. Zabrakło mi słów. Lecz oto z ust jej taty, prawdziwego chrześcijanina, usłyszałem mniej więcej takie słowa: Wiem, że Bóg jest wielki. Trzeba Mu i za to podziękować, bo On wie, co robi. Biblijny Hiob dodaje: Pan dał, Pan wziął, niech będzie imię Pańskie błogosławione [Jb 1,21].
W Dniu Dziecka Utraconego utożsamiam się z bólem rodziców, których ta przykrość dotknęła i jednocześnie zachęcam do ufności. Bóg wie lepiej, co akurat dla naszego dziecka jest najlepsze.
14 października, 2010
Normalizacja skazana na fiasko
Mamy dziś dziwny dzień zachwytu nad procesem ujednolicania na świecie wszystkiego, co tylko możliwe, a mianowicie Światowy Dzień Normalizacji (ang. World Standards Day).
Trzy międzynarodowe organizacje normalizacyjne ISO, IEC i ITU przekształcają naszą wydajność, efektywność, ekonomiczność, jakość, ekologiczność, bezpieczeństwo, wiarygodność, kompatybilność, interoperacyjność itp., nadając im ściśle określoną charakterystykę wytwarzania i dostarczania wyrobów oraz usług, a nawet ich utylizacji.
Ten światowy system normalizacji ma oczywiście pozytywną stronę. Wiadomo, że wyroby i usługi muszą być transportowane, dostarczane, przekazywane lub w inny sposób wymieniane pomiędzy producentami, dostawcami i klientami na całym świecie. Wymaga to różnego rodzaju połączeń i tzw. interfejsów.
Normy międzynarodowe harmonizują te połączenia i ułatwiają wymianę. Z przyjemnością zauważamy, że rury, złączki, urządzenia do transportu, palety, kontenery, przełączniki, kable, osprzęt i oprogramowanie komputerowe itd., – stopniowo stają się takie same na całym świecie.
Światowy system normalizacji łączy rynki umożliwiając krajom rozwijającym się dostęp do nowoczesnych technologii know-how, zwiększanie własnych możliwości eksportowych oraz konkurencyjność. Oprócz korzyści technicznych i ekonomicznych, jakie przynoszą normy międzynarodowe, uczestnictwo w ich opracowywaniu wzmacnia więzi międzyludzkie. Oto tysiące kobiet i mężczyzn o odmiennych przekonaniach politycznych i religijnych, o różnym pochodzeniu narodowym i kulturowym, działają wspólnie w ramach ISO, IEC i ITU.
Jednym słowem, normy dostarczają rozwiązań, wykonują zadania, łączą ludzi. Normy scalają świat!
W Światowym Dniu Normalizacji nie ulegam jednak powszechnej euforii i zastanawiam się dlaczego już na początku Biblii, gdy wydawało się, że ludzkość bardzo dobrze się komunikuje i współdziała, Bóg tak drastycznie wystąpił przeciwko tej normalizacji?
I rzekł Pan: Oto jeden lud i wszyscy mają jeden język, a to dopiero początek ich dzieła. Teraz już dla nich nic nie będzie niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Przeto zstąpmy tam i pomieszajmy ich język, aby nikt nie rozumiał języka drugiego! I rozproszył ich Pan stamtąd po całej ziemi, i przestali budować miasto [1Mo 11,6–8].
Czyżby, ot tak sobie, Bóg nie chciał, żeby wszystkie ogórki na całym świecie były tak samo zakrzywione? A może On nie chce, żebyśmy stali się niewolnikami ujednoliconego systemu? Może nawet kryje się za tym jakiś konkretny plan dotyczący losów i końca świata?
Jeśliby królestwo samo w sobie było rozdwojone, to takie królestwo nie może się ostać. A jeśliby dom sam w sobie był rozdwojony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. I jeśliby szatan powstał przeciwko sobie samemu i był rozdwojony, nie może się ostać, albowiem to jest jego koniec [Mk 3,24–26].
Światowy system normalizacji zdaje się wskazywać na inną, niż zapowiedziana w Biblii, przyszłość świata. Dlatego dziwnie mi jakoś pachnie...
Trzy międzynarodowe organizacje normalizacyjne ISO, IEC i ITU przekształcają naszą wydajność, efektywność, ekonomiczność, jakość, ekologiczność, bezpieczeństwo, wiarygodność, kompatybilność, interoperacyjność itp., nadając im ściśle określoną charakterystykę wytwarzania i dostarczania wyrobów oraz usług, a nawet ich utylizacji.
Ten światowy system normalizacji ma oczywiście pozytywną stronę. Wiadomo, że wyroby i usługi muszą być transportowane, dostarczane, przekazywane lub w inny sposób wymieniane pomiędzy producentami, dostawcami i klientami na całym świecie. Wymaga to różnego rodzaju połączeń i tzw. interfejsów.
Normy międzynarodowe harmonizują te połączenia i ułatwiają wymianę. Z przyjemnością zauważamy, że rury, złączki, urządzenia do transportu, palety, kontenery, przełączniki, kable, osprzęt i oprogramowanie komputerowe itd., – stopniowo stają się takie same na całym świecie.
Światowy system normalizacji łączy rynki umożliwiając krajom rozwijającym się dostęp do nowoczesnych technologii know-how, zwiększanie własnych możliwości eksportowych oraz konkurencyjność. Oprócz korzyści technicznych i ekonomicznych, jakie przynoszą normy międzynarodowe, uczestnictwo w ich opracowywaniu wzmacnia więzi międzyludzkie. Oto tysiące kobiet i mężczyzn o odmiennych przekonaniach politycznych i religijnych, o różnym pochodzeniu narodowym i kulturowym, działają wspólnie w ramach ISO, IEC i ITU.
Jednym słowem, normy dostarczają rozwiązań, wykonują zadania, łączą ludzi. Normy scalają świat!
W Światowym Dniu Normalizacji nie ulegam jednak powszechnej euforii i zastanawiam się dlaczego już na początku Biblii, gdy wydawało się, że ludzkość bardzo dobrze się komunikuje i współdziała, Bóg tak drastycznie wystąpił przeciwko tej normalizacji?
I rzekł Pan: Oto jeden lud i wszyscy mają jeden język, a to dopiero początek ich dzieła. Teraz już dla nich nic nie będzie niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Przeto zstąpmy tam i pomieszajmy ich język, aby nikt nie rozumiał języka drugiego! I rozproszył ich Pan stamtąd po całej ziemi, i przestali budować miasto [1Mo 11,6–8].
Czyżby, ot tak sobie, Bóg nie chciał, żeby wszystkie ogórki na całym świecie były tak samo zakrzywione? A może On nie chce, żebyśmy stali się niewolnikami ujednoliconego systemu? Może nawet kryje się za tym jakiś konkretny plan dotyczący losów i końca świata?
Jeśliby królestwo samo w sobie było rozdwojone, to takie królestwo nie może się ostać. A jeśliby dom sam w sobie był rozdwojony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. I jeśliby szatan powstał przeciwko sobie samemu i był rozdwojony, nie może się ostać, albowiem to jest jego koniec [Mk 3,24–26].
Światowy system normalizacji zdaje się wskazywać na inną, niż zapowiedziana w Biblii, przyszłość świata. Dlatego dziwnie mi jakoś pachnie...
13 października, 2010
Niechby wzrosła liczba biorców!
W dniu 13 października w Polsce szczególnie mówi się o osobach, które oddały swój szpik, by ratować chorych na białaczkę i inne choroby krwi. Jest to Dzień Dawcy Szpiku.
Przeszczep szpiku może uratować życie w wielu groźnych chorobach nowotworowych. Jest ostatnim etapem leczenia chorych z nowotworami układu krwiotwórczego. Pozwala całkowicie pozbyć się komórek rakowych z organizmu. Przeszczepem szpiku leczy się również wrodzone choroby krwi.
Dawców szpiku jest wciąż za mało z powodu słabej świadomości społecznej w tym względzie. Stąd wielka potrzeba akcji informacyjnych. W ich wyniku liczba chętnych do oddania szpiku szybko narasta. Tak na przykład stało się ostatnio, gdy Doda zaapelowała o szpik dla jej narzeczonego. Do sierpnia w Polsce było 108 tysięcy potencjalnych dawców szpiku, a w ciągu miesiąca rejestr ten powiększył się o 25 tysięcy osób.
Każdego roku białaczka zabiera życie tysiącom Polaków. Dobrze więc się dzieje, że przynajmniej od czasu do czasu w naszym społeczeństwie przybliża się ten problem i pokazuje odważnych ludzi, którzy oddali szpik i komórki krwiotwórcze po to, by dać chorym szansę na powrót do zdrowia.
Nie mogę zapomnieć, że jako człowiek wierzący w Pana Jezusa Chrystusa mam ustawicznie jeszcze inne zadanie. Otóż każdego dnia w Polsce umiera mniej więcej tysiąc osób i – jeżeli wcześniej nie narodziło się na nowo z wody i z Ducha – z powodu grzechu trafia na wieczne potępienie.
Żaden z ludzi nie może ich przed tym przeznaczeniem uchronić. Przecież brata żadnym sposobem nie wykupi człowiek ani też nie da Bogu za niego okupu, bo okup za duszę jest zbyt drogi i nie wystarczy nigdy, by mógł żyć dalej na zawsze i nie oglądał grobu [Ps 49,8–10]. Żadne modlitwy za dusze zmarłych tu nie pomogą.
Jest jeden jedyny sposób na to, żeby uniknąć potępienia i żyć wiecznie. Koniecznie trzeba uwierzyć w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa i zgodnie z Biblią z Jego rąk przyjąć dar życia wiecznego. Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [Jn 3,36].
Niestety, w polskim społeczeństwie, pomimo całej naszej religijności, prawda o zbawieniu nie jest popularna ani oczywista. Ponieważ nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni [Dz 4,12], Polacy gardłowo potrzebują więc wielkiej akcji informacyjnej o Jezusie - wielkim i jedynym Dawcy Życia!
Każdego dnia chodzę więc z tą myślą, jakby tu powiadomić kolejną osobę o danej nam jedynej możliwości życia wiecznego. Nie mogę wciąż zajmować się tylko czubkiem własnego nosa. Syn Boży zostawił nawet chwałę nieba i przyszedł, by nas ratować.
Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my winniśmy życie oddawać za braci [1Jn 3,16]. Rozumie się, że to nasze oddawanie życie za braci - to poświęcenie się, aby przybliżyć im Jezusa Zbawiciela, bo żadnego innego Dawcy Życia nie ma i być nie może.
Przeszczep szpiku może uratować życie w wielu groźnych chorobach nowotworowych. Jest ostatnim etapem leczenia chorych z nowotworami układu krwiotwórczego. Pozwala całkowicie pozbyć się komórek rakowych z organizmu. Przeszczepem szpiku leczy się również wrodzone choroby krwi.
Dawców szpiku jest wciąż za mało z powodu słabej świadomości społecznej w tym względzie. Stąd wielka potrzeba akcji informacyjnych. W ich wyniku liczba chętnych do oddania szpiku szybko narasta. Tak na przykład stało się ostatnio, gdy Doda zaapelowała o szpik dla jej narzeczonego. Do sierpnia w Polsce było 108 tysięcy potencjalnych dawców szpiku, a w ciągu miesiąca rejestr ten powiększył się o 25 tysięcy osób.
Każdego roku białaczka zabiera życie tysiącom Polaków. Dobrze więc się dzieje, że przynajmniej od czasu do czasu w naszym społeczeństwie przybliża się ten problem i pokazuje odważnych ludzi, którzy oddali szpik i komórki krwiotwórcze po to, by dać chorym szansę na powrót do zdrowia.
Nie mogę zapomnieć, że jako człowiek wierzący w Pana Jezusa Chrystusa mam ustawicznie jeszcze inne zadanie. Otóż każdego dnia w Polsce umiera mniej więcej tysiąc osób i – jeżeli wcześniej nie narodziło się na nowo z wody i z Ducha – z powodu grzechu trafia na wieczne potępienie.
Żaden z ludzi nie może ich przed tym przeznaczeniem uchronić. Przecież brata żadnym sposobem nie wykupi człowiek ani też nie da Bogu za niego okupu, bo okup za duszę jest zbyt drogi i nie wystarczy nigdy, by mógł żyć dalej na zawsze i nie oglądał grobu [Ps 49,8–10]. Żadne modlitwy za dusze zmarłych tu nie pomogą.
Jest jeden jedyny sposób na to, żeby uniknąć potępienia i żyć wiecznie. Koniecznie trzeba uwierzyć w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa i zgodnie z Biblią z Jego rąk przyjąć dar życia wiecznego. Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [Jn 3,36].
Niestety, w polskim społeczeństwie, pomimo całej naszej religijności, prawda o zbawieniu nie jest popularna ani oczywista. Ponieważ nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni [Dz 4,12], Polacy gardłowo potrzebują więc wielkiej akcji informacyjnej o Jezusie - wielkim i jedynym Dawcy Życia!
Każdego dnia chodzę więc z tą myślą, jakby tu powiadomić kolejną osobę o danej nam jedynej możliwości życia wiecznego. Nie mogę wciąż zajmować się tylko czubkiem własnego nosa. Syn Boży zostawił nawet chwałę nieba i przyszedł, by nas ratować.
Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my winniśmy życie oddawać za braci [1Jn 3,16]. Rozumie się, że to nasze oddawanie życie za braci - to poświęcenie się, aby przybliżyć im Jezusa Zbawiciela, bo żadnego innego Dawcy Życia nie ma i być nie może.
12 października, 2010
Kapsuła ratunkowa
Uwaga świata skupia się w tych dniach na akcji wydobycia na powierzchnię 33 górników uwięzionych od 5 sierpnia 2010 roku w kopalni miedzi i złota San Jose w Chile po zawaleniu się podziemnego korytarza na głębokości 700 metrów.
Najpierw gigantyczna wiertarka sprowadzona z Australii, począwszy od 31 sierpnia, metr po metrze, wywierciła szyb ratunkowy o długości 702 metrów i średnicy 66 cm, dzięki któremu można będzie dotrzeć do nieszczęśników. W międzyczasie poczyniono też wiele innych przygotowań i tak oto zbliżyła się godzina "0" całego przedsięwzięcia.
Sama akcja wydobywania górników rozpocznie się dziś w nocy. Ratowani górnicy będą umieszczani w specjalnie zaprojektowanej kapsule o średnicy 53 centymetrów i długości około 180 centymetrów, wyposażonej w tlen, światła LED, system łączności i właz awaryjny w podłodze na wypadek, gdyby kapsuła się zaklinowała.
Pustą kapsułą będą zjeżdżali kolejni ratownicy, ażeby wymieniać się przy pracy na dole i udzielać wsparcia psychicznego tym, którzy wciąż będą czekać na swoją kolej. Gdyby bowiem zostawić ich samych, to mogliby wpaść w panikę. Ratownicy mają im towarzyszyć przez cały czas, aż ostatni nieszczęśnik znajdzie się na powierzchni.
Przed terenem kopalni znajduje się pole namiotowe nazwane "Obozem nadziei", na którym mieszkają najbliżsi górników i od ponad dwóch miesięcy wyczekują na moment, gdy zobaczą swoich mężów, ojców i synów. W sobotę można było tam też naliczyć już 130 ekip telewizyjnych i dziennikarskich z całego świata.
Położenie uwięzionych górników i plan ratunkowy kojarzy mi się z wołaniem biblijnego Jeremiasza: Wzywałem twojego imienia, Panie, z głębokiego dołu. Wysłuchałeś mojego głosu: Nie zamykaj swojego ucha na wołanie i błaganie moje! Zbliżyłeś się do mnie, gdy cię wzywałem. Mówiłeś: Nie bój się! Ty, Panie, prowadziłeś moją sprawę, wybawiłeś moje życie [Treny 3,55–58].
Mam też nadzieję na szczęśliwy finał akcji, jak to możemy przeczytać w świadectwie Dawida: Tęsknie oczekiwałem Pana: Skłonił się ku mnie i wysłuchał wołania mojego. Wyciągnął mnie z dołu zagłady, z błota grzązkiego. Postawił na skale nogi moje. Umocnił kroki moje. Włożył w usta moje pieśń nową, pieśń pochwalną dla Boga naszego [Ps 40,2–4].
Jestem pod wielkim wrażeniem całej tej akcji ratunkowej w Chile. Jej rozmiar, koszty i ogromna determinacja ratowników bardzo dodała mi w tych dniach otuchy, bowiem w Gdańsku od połowy sierpnia również i my trudzimy się nad przygotowaniem swego rodzaju kapsuły ratunkowej do wydobywania ludzi na powierzchnię.
W bliskim sąsiedztwie Galerii Bałtyckiej, przy Alei Grunwaldzkiej 131 na tzw. "wysepce" w Gdańsku Wrzeszczu, z niegdysiejszego sklepiku ogrodniczego i znajdującej się pod nim piwnicy tworzymy siedzibę Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Będzie to lokal o łącznej powierzchni użytkowej około 100 metrów, który będzie nam służył jako miejsce kontaktu z ludźmi w rozmaitych potrzebach i udzielania im pomocy.
Nasza "kapsuła ratunkowa" będzie składała się z biura, małej kawiarenki, czytelni i niewielkiej salki spotkań. Pragniemy, aby to było naprawdę przyjazne i przyjemne miejsce. Jesteśmy mniej więcej w połowie remontu, ale już modlimy się o pierwszych ludzi potrzebujących "wydobycia na powierzchnię".
Przed nami jeszcze wiele starań organizacyjnych, a potem codzienny trud i przygoda prowadzonych akcji. Ilu ratowników będzie chętnych do zjeżdżania na dół? Ilu poświęci swój czas, talenty i środki, by udzielać duchowej i materialnej pomocy ludziom w potrzebie? Jak wiele osób uda się nam uratować zapoznając ich ze Zbawicielem?
Serdecznie zapraszam do "obozu nadziei". Proszę, wspomnij nas w modlitwie...
Najpierw gigantyczna wiertarka sprowadzona z Australii, począwszy od 31 sierpnia, metr po metrze, wywierciła szyb ratunkowy o długości 702 metrów i średnicy 66 cm, dzięki któremu można będzie dotrzeć do nieszczęśników. W międzyczasie poczyniono też wiele innych przygotowań i tak oto zbliżyła się godzina "0" całego przedsięwzięcia.
Sama akcja wydobywania górników rozpocznie się dziś w nocy. Ratowani górnicy będą umieszczani w specjalnie zaprojektowanej kapsule o średnicy 53 centymetrów i długości około 180 centymetrów, wyposażonej w tlen, światła LED, system łączności i właz awaryjny w podłodze na wypadek, gdyby kapsuła się zaklinowała.
Pustą kapsułą będą zjeżdżali kolejni ratownicy, ażeby wymieniać się przy pracy na dole i udzielać wsparcia psychicznego tym, którzy wciąż będą czekać na swoją kolej. Gdyby bowiem zostawić ich samych, to mogliby wpaść w panikę. Ratownicy mają im towarzyszyć przez cały czas, aż ostatni nieszczęśnik znajdzie się na powierzchni.
Przed terenem kopalni znajduje się pole namiotowe nazwane "Obozem nadziei", na którym mieszkają najbliżsi górników i od ponad dwóch miesięcy wyczekują na moment, gdy zobaczą swoich mężów, ojców i synów. W sobotę można było tam też naliczyć już 130 ekip telewizyjnych i dziennikarskich z całego świata.
Położenie uwięzionych górników i plan ratunkowy kojarzy mi się z wołaniem biblijnego Jeremiasza: Wzywałem twojego imienia, Panie, z głębokiego dołu. Wysłuchałeś mojego głosu: Nie zamykaj swojego ucha na wołanie i błaganie moje! Zbliżyłeś się do mnie, gdy cię wzywałem. Mówiłeś: Nie bój się! Ty, Panie, prowadziłeś moją sprawę, wybawiłeś moje życie [Treny 3,55–58].
Mam też nadzieję na szczęśliwy finał akcji, jak to możemy przeczytać w świadectwie Dawida: Tęsknie oczekiwałem Pana: Skłonił się ku mnie i wysłuchał wołania mojego. Wyciągnął mnie z dołu zagłady, z błota grzązkiego. Postawił na skale nogi moje. Umocnił kroki moje. Włożył w usta moje pieśń nową, pieśń pochwalną dla Boga naszego [Ps 40,2–4].
Jestem pod wielkim wrażeniem całej tej akcji ratunkowej w Chile. Jej rozmiar, koszty i ogromna determinacja ratowników bardzo dodała mi w tych dniach otuchy, bowiem w Gdańsku od połowy sierpnia również i my trudzimy się nad przygotowaniem swego rodzaju kapsuły ratunkowej do wydobywania ludzi na powierzchnię.
W bliskim sąsiedztwie Galerii Bałtyckiej, przy Alei Grunwaldzkiej 131 na tzw. "wysepce" w Gdańsku Wrzeszczu, z niegdysiejszego sklepiku ogrodniczego i znajdującej się pod nim piwnicy tworzymy siedzibę Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Będzie to lokal o łącznej powierzchni użytkowej około 100 metrów, który będzie nam służył jako miejsce kontaktu z ludźmi w rozmaitych potrzebach i udzielania im pomocy.
Nasza "kapsuła ratunkowa" będzie składała się z biura, małej kawiarenki, czytelni i niewielkiej salki spotkań. Pragniemy, aby to było naprawdę przyjazne i przyjemne miejsce. Jesteśmy mniej więcej w połowie remontu, ale już modlimy się o pierwszych ludzi potrzebujących "wydobycia na powierzchnię".
Przed nami jeszcze wiele starań organizacyjnych, a potem codzienny trud i przygoda prowadzonych akcji. Ilu ratowników będzie chętnych do zjeżdżania na dół? Ilu poświęci swój czas, talenty i środki, by udzielać duchowej i materialnej pomocy ludziom w potrzebie? Jak wiele osób uda się nam uratować zapoznając ich ze Zbawicielem?
Serdecznie zapraszam do "obozu nadziei". Proszę, wspomnij nas w modlitwie...
11 października, 2010
Ujawniajmy swoje związki!
11 października środowiska LGBT (z ang. Lesbians, Gays, Bisexuals, Transgenders) zachęcają się wzajemnie do ujawnienia swoich preferencji seksualnych. Dzień taki ustanowiono w celu upamiętnienia marszu półmilionowej rzeszy osób LGBT w Waszyngtonie w 1987 roku, domagających się zrównania ich praw. W USA jest to National Coming Out Day, natomiast w Polsce w ubiegłym roku nadano mu nazwę Dnia Wychodzenia z Szafy.
Gdy myślę o tej akcji ludzi z kręgów LGBT to przypomina mi się biblijna opinia o mieszkańcach Jeruzalemu, którzy w swojej grzeszności doszli do takiego stanu, gdy przestali mieć jakiekolwiek skrupuły. Czy się wstydzą, że popełnili obrzydliwość? Oni nie potrafią się wstydzić, nie umieją także się rumienić [Jr 6,15].
Jawność i brak wstydu w popełnianiu grzechu nie jest rzeczą nową. Na przykład w czasie wędrówki Izraela po pustyni niejaki Zymri, syn naczelnika jednego z rodów, dopuścił się jawnego nierządu: A oto przyszedł pewien mąż z synów izraelskich i przyprowadził do swoich braci Midianitkę na oczach Mojżesza i na oczach całego zboru synów izraelskich, ci zaś płakali u wejścia do Namiotu Zgromadzenia [4Mo 25,6].
W Liście Judy czytamy o ludziach, będących zakałą na [...] ucztach miłości, w których bez obawy biorą udział i tuczą siebie samych [Jd 1,12]. W Liście do Rzymian natomiast dowiadujemy się o grzesznikach, którzy nie tylko sami dopuszczają się bezbożności, ale jeszcze pochwalają tych, którzy to czynią [Rz 1,32].
Bezwstyd to kolejna faza życia w grzechu. Grzesząc najpierw się wstydzimy i ukrywamy, potem stajemy się coraz bardziej odważni, aż w końcu zaczynamy się ze swym grzechem obnosić.
Niechby ten pęd do ujawniania orientacji seksualnej LGBT dał jednak trochę do myślenia chrześcijanom. Skoro oni zaczynają wychodzić z szafy, to ileż bardziej my powinniśmy ujawniać wokoło nasz związek z Panem Jezusem!?
Powiadam wam: Każdy, kto mnie wyzna przed ludźmi, tego i Syn Człowieczy wyzna przed aniołami Bożymi. Kto zaś zaprze się mnie przed ludźmi, tego i Ja się zaprę przed aniołami Bożymi [Łk 12,8–9].
Problem nieujawnionej w otoczeniu przynależności do Jezusa znany jest już z kart ewangelii. Uosoabia go Józef z Arymatii, który był potajemnie uczniem Jezusa, z bojaźni przed Żydami [Jn 19,38] albo - wielu członków Rady, którzy uwierzyli w Jezusa jako Mesjasza, ale gwoli faryzeuszów nie wyznawali swej wiary, żeby nie zostali wyłączeni z synagogi; umiłowali bowiem bardziej chwałę ludzką niż chwałę Bożą [Jn 12,42-43].
Apostoł Paweł nigdy nie wstydził się ewangelii Chrystusowej. Do takiej samej postawy wezwał młodego ucznia, Tymoteusza: Nie wstydź się więc świadectwa o Panu naszym, ani mnie, więźnia jego, ale cierp wespół ze mną dla ewangelii, wsparty mocą Boga [2Tm 1,8].
Jeśli ktoś miałby się czegoś wstydzić, to na pewno nie uczniowie Jezusa swojej bliskości z Mistrzem i Zbawicielem. Nasze związki z Panem Jezusem to nasza największa chluba.
Najwyższa pora wyjść z szafy!
Gdy myślę o tej akcji ludzi z kręgów LGBT to przypomina mi się biblijna opinia o mieszkańcach Jeruzalemu, którzy w swojej grzeszności doszli do takiego stanu, gdy przestali mieć jakiekolwiek skrupuły. Czy się wstydzą, że popełnili obrzydliwość? Oni nie potrafią się wstydzić, nie umieją także się rumienić [Jr 6,15].
Jawność i brak wstydu w popełnianiu grzechu nie jest rzeczą nową. Na przykład w czasie wędrówki Izraela po pustyni niejaki Zymri, syn naczelnika jednego z rodów, dopuścił się jawnego nierządu: A oto przyszedł pewien mąż z synów izraelskich i przyprowadził do swoich braci Midianitkę na oczach Mojżesza i na oczach całego zboru synów izraelskich, ci zaś płakali u wejścia do Namiotu Zgromadzenia [4Mo 25,6].
W Liście Judy czytamy o ludziach, będących zakałą na [...] ucztach miłości, w których bez obawy biorą udział i tuczą siebie samych [Jd 1,12]. W Liście do Rzymian natomiast dowiadujemy się o grzesznikach, którzy nie tylko sami dopuszczają się bezbożności, ale jeszcze pochwalają tych, którzy to czynią [Rz 1,32].
Bezwstyd to kolejna faza życia w grzechu. Grzesząc najpierw się wstydzimy i ukrywamy, potem stajemy się coraz bardziej odważni, aż w końcu zaczynamy się ze swym grzechem obnosić.
Niechby ten pęd do ujawniania orientacji seksualnej LGBT dał jednak trochę do myślenia chrześcijanom. Skoro oni zaczynają wychodzić z szafy, to ileż bardziej my powinniśmy ujawniać wokoło nasz związek z Panem Jezusem!?
Powiadam wam: Każdy, kto mnie wyzna przed ludźmi, tego i Syn Człowieczy wyzna przed aniołami Bożymi. Kto zaś zaprze się mnie przed ludźmi, tego i Ja się zaprę przed aniołami Bożymi [Łk 12,8–9].
Problem nieujawnionej w otoczeniu przynależności do Jezusa znany jest już z kart ewangelii. Uosoabia go Józef z Arymatii, który był potajemnie uczniem Jezusa, z bojaźni przed Żydami [Jn 19,38] albo - wielu członków Rady, którzy uwierzyli w Jezusa jako Mesjasza, ale gwoli faryzeuszów nie wyznawali swej wiary, żeby nie zostali wyłączeni z synagogi; umiłowali bowiem bardziej chwałę ludzką niż chwałę Bożą [Jn 12,42-43].
Apostoł Paweł nigdy nie wstydził się ewangelii Chrystusowej. Do takiej samej postawy wezwał młodego ucznia, Tymoteusza: Nie wstydź się więc świadectwa o Panu naszym, ani mnie, więźnia jego, ale cierp wespół ze mną dla ewangelii, wsparty mocą Boga [2Tm 1,8].
Jeśli ktoś miałby się czegoś wstydzić, to na pewno nie uczniowie Jezusa swojej bliskości z Mistrzem i Zbawicielem. Nasze związki z Panem Jezusem to nasza największa chluba.
Najwyższa pora wyjść z szafy!
09 października, 2010
Dlaczego się aż tak nie zachwycam?
Od kilku tygodni środowiska ewangeliczne fascynują się cyklem czwartkowych reportaży telewizyjnych pt. "Byłem gangsterem". W kolejnych odcinkach poznajemy ludzi, którzy niegdyś byli przestępcami, a teraz wierzą w Jezusa.
Obejrzałem kilka tych dwudziestopięciominutowych programów. Każdy nakręcony wg tego samego klucza: Najpierw, blisko dwadzieścia minut opowiadania o przestępczej przeszłości bohatera, a potem wzmianka o jego nawróceniu i o tym, co teraz robi.
Jakkolwiek wiadomo, że całe niebo się raduje, gdy nawraca się jeden grzesznik, to mam tu na ziemi refleksję, która bynajmniej tej radości nie przeczy: Jak to jest, że ludzie, którzy przez kawał swojego życia krzywdzili innych, rabowali, byli brutalni nawet wobec najbliższych itd., teraz z tego tytułu mają jeszcze uwagę mediów i zachwyt tłumów, podczas gdy ludzie uczciwi i prawi nikogo specjalnie nie interesują?
Dlaczego ludzie, którzy korzystali z wszystkiego, co chcieli nie plamiąc się pracą, a swoje zachcianki finansowali kradzieżą i odbieraniem zarobku osobom pracowitym, od razu po nawróceniu mają stawać się "gwiazdami", podczas gdy chrześcijanie przez dziesięciolecia ciężko pracujący, za niewielką pensję utrzymujący rodzinę i dzielący się z biednymi, pozostają niezauważeni?
Wiem, że moje pytania mogą kojarzyć się komuś z postawą starszego syna z podobieństwa o synu marnotrawnym. Ten zaś odrzekł ojcu: Oto tyle lat służę ci i nigdy nie przestąpiłem rozkazu twego, a mnie nigdy nie dałeś nawet koźlęcia, bym się mógł zabawić z przyjaciółmi mymi. Gdy zaś ten syn twój, który roztrwonił majętność twoją z nierządnicami, przyszedł, kazałeś dla niego zabić tuczne cielę. Wtedy on rzekł do niego: Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje jest twoim. Należało zaś weselić się i radować, że ten brat twój był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się [Łk 15,29–32].
Uważny czytelnik Biblii wie jednak, że nie poruszam tej samej struny, co starszy syn. Chciałbym jedynie zestawić świadectwa owych byłych tzw. gangsterów z nawróceniem ludzi, którzy wiele osiągnęli mozolną pracą, codziennym treningiem, samozaparciem, twórczą inwencją, a któregoś dnia nawrócili się do Boga dedykując Jezusowi wszystkie owoce swego życia. Czyż nie powinniśmy się i nimi bardziej zainteresować?
Czyż byli przestępcy po nawróceniu nie powinni być powścigliwsi w opowiadaniu o swojej przeszłości? Poczciwy lud chrześcijański się zachwyca, ale czy to przynosi chwałę naprawdę Bogu? Czasem myślę sobie, czy to epatowanie przestępczą przeszłością nie jest przypadkiem nową formą dawnego cwaniactwa?
Obejrzałem kilka tych dwudziestopięciominutowych programów. Każdy nakręcony wg tego samego klucza: Najpierw, blisko dwadzieścia minut opowiadania o przestępczej przeszłości bohatera, a potem wzmianka o jego nawróceniu i o tym, co teraz robi.
Jakkolwiek wiadomo, że całe niebo się raduje, gdy nawraca się jeden grzesznik, to mam tu na ziemi refleksję, która bynajmniej tej radości nie przeczy: Jak to jest, że ludzie, którzy przez kawał swojego życia krzywdzili innych, rabowali, byli brutalni nawet wobec najbliższych itd., teraz z tego tytułu mają jeszcze uwagę mediów i zachwyt tłumów, podczas gdy ludzie uczciwi i prawi nikogo specjalnie nie interesują?
Dlaczego ludzie, którzy korzystali z wszystkiego, co chcieli nie plamiąc się pracą, a swoje zachcianki finansowali kradzieżą i odbieraniem zarobku osobom pracowitym, od razu po nawróceniu mają stawać się "gwiazdami", podczas gdy chrześcijanie przez dziesięciolecia ciężko pracujący, za niewielką pensję utrzymujący rodzinę i dzielący się z biednymi, pozostają niezauważeni?
Wiem, że moje pytania mogą kojarzyć się komuś z postawą starszego syna z podobieństwa o synu marnotrawnym. Ten zaś odrzekł ojcu: Oto tyle lat służę ci i nigdy nie przestąpiłem rozkazu twego, a mnie nigdy nie dałeś nawet koźlęcia, bym się mógł zabawić z przyjaciółmi mymi. Gdy zaś ten syn twój, który roztrwonił majętność twoją z nierządnicami, przyszedł, kazałeś dla niego zabić tuczne cielę. Wtedy on rzekł do niego: Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko moje jest twoim. Należało zaś weselić się i radować, że ten brat twój był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się [Łk 15,29–32].
Uważny czytelnik Biblii wie jednak, że nie poruszam tej samej struny, co starszy syn. Chciałbym jedynie zestawić świadectwa owych byłych tzw. gangsterów z nawróceniem ludzi, którzy wiele osiągnęli mozolną pracą, codziennym treningiem, samozaparciem, twórczą inwencją, a któregoś dnia nawrócili się do Boga dedykując Jezusowi wszystkie owoce swego życia. Czyż nie powinniśmy się i nimi bardziej zainteresować?
Czyż byli przestępcy po nawróceniu nie powinni być powścigliwsi w opowiadaniu o swojej przeszłości? Poczciwy lud chrześcijański się zachwyca, ale czy to przynosi chwałę naprawdę Bogu? Czasem myślę sobie, czy to epatowanie przestępczą przeszłością nie jest przypadkiem nową formą dawnego cwaniactwa?
08 października, 2010
Paragraf z ludzką twarzą
Tak się złożyło, że w ostatnich miesiącach bardzo dużo chodzę po urzędach jako pełnomocnik załatwiając rozmaite sprawy administracyjne i prawne. Nie wdając się w szczegóły, zauważyłem sporą zmianę na lepsze. W większości miejsc odczuwa się większą życzliwość urzędników. Obsługa jest sprawniejsza i ma bardziej ludzkiej oblicze. Brawo.
Wspominam o tym nie bez kozery, bowiem dziś mamy Dzień Sympatycznego Prawnika. Otóż wśród dziesiątek spraw, kilka miałem do załatwienia w biurze notarialnym. Po dwóch spalonych próbach kontaktowych wybrałem się w końcu do Pani notariusz, z którą kiedyś przed laty załatwiałem już jakieś formalności.
Ten kontakt od pierwszej chwili okazał się bardzo sympatyczny. Pani Notariusz, kobieta już dojrzała, okazała się być osobą wyjątkowo życzliwą i pomocną, pomimo tego, że potrzebowałem jej kilkakrotnego działania także poza biurem notarialnym. Gotowość, profesjonalność, żadnych problemów i samorzutne obniżanie kosztów czynności prawnych! Dzięki niej mój rekonesans po rozmaitych instytucjach i urzędach zaowocował pozytywną refleksją, że zmiany na lepsze są możliwe. Jestem zbudowany.
Myślę, że w Dniu Sympatycznego Prawnika śmiało mógłbym dać ją za wzór do naśladowania dla wszystkich młodych adeptów tej ważnej profesji. W razie czego chętnie służę gdańskim adresem biura sympatycznej Pani notariusz ;)
Jeśli chodzi o znawców prawa, to już w czasach biblijnych byli, i dobrzy, i źli. O niektórych z nich Jezus nie miał dobrego słowa: I wam, zakonoznawcy, biada, bo obciążacie ludzi brzemionami nie do uniesienia, a sami ani jednym palcem swoim nie dotykacie tych brzemion [Łk 11,46]. Biada wam, zakonoznawcy, że pochwyciliście klucz poznania; sami nie weszliście, a tym, którzy chcieliby wejść, zabroniliście [Łk 11,52]. Tego rodzaju opinia o prawnikach żydowskich nikogo specjalnie nie dziwi: religijni, chłodni w kontakcie, przerażająco formalni...
Wszakże byli i tacy zakonoznawcy jak np. Zenas, o którego apostoł Paweł wręcz się dopraszał i zabiegał o stworzenie mu jak najdogodniejszych warunków bytowych. Wypraw śpiesznie w drogę Zenasa, zakonoznawcę, i Apollosa i dołóż starań, aby im niczego nie brakowało [Tt 3,13]. Myślę, że Zenas miał po prostu ludzką twarz i bardzo przypadł do serca apostołowi narodów.
To prawda. Bywa, że kontakt z jednym człowiekiem ma charakter wyłącznie formalny, sprowadza się do niezbędnego minimum a potem wcale już nie obchodzi nas jego los, podczas gdy zetknięcie się z drugim owocuje sympatyczną znajomością na całe lata, a nawet przyjaźnią.
Jakie wrażenie zostaje w ludziach po spotkaniu ze mną? Wszak prawdziwy chrześcijanin z definicji ma być sympatyczny ustawicznie.
Wspominam o tym nie bez kozery, bowiem dziś mamy Dzień Sympatycznego Prawnika. Otóż wśród dziesiątek spraw, kilka miałem do załatwienia w biurze notarialnym. Po dwóch spalonych próbach kontaktowych wybrałem się w końcu do Pani notariusz, z którą kiedyś przed laty załatwiałem już jakieś formalności.
Ten kontakt od pierwszej chwili okazał się bardzo sympatyczny. Pani Notariusz, kobieta już dojrzała, okazała się być osobą wyjątkowo życzliwą i pomocną, pomimo tego, że potrzebowałem jej kilkakrotnego działania także poza biurem notarialnym. Gotowość, profesjonalność, żadnych problemów i samorzutne obniżanie kosztów czynności prawnych! Dzięki niej mój rekonesans po rozmaitych instytucjach i urzędach zaowocował pozytywną refleksją, że zmiany na lepsze są możliwe. Jestem zbudowany.
Myślę, że w Dniu Sympatycznego Prawnika śmiało mógłbym dać ją za wzór do naśladowania dla wszystkich młodych adeptów tej ważnej profesji. W razie czego chętnie służę gdańskim adresem biura sympatycznej Pani notariusz ;)
Jeśli chodzi o znawców prawa, to już w czasach biblijnych byli, i dobrzy, i źli. O niektórych z nich Jezus nie miał dobrego słowa: I wam, zakonoznawcy, biada, bo obciążacie ludzi brzemionami nie do uniesienia, a sami ani jednym palcem swoim nie dotykacie tych brzemion [Łk 11,46]. Biada wam, zakonoznawcy, że pochwyciliście klucz poznania; sami nie weszliście, a tym, którzy chcieliby wejść, zabroniliście [Łk 11,52]. Tego rodzaju opinia o prawnikach żydowskich nikogo specjalnie nie dziwi: religijni, chłodni w kontakcie, przerażająco formalni...
Wszakże byli i tacy zakonoznawcy jak np. Zenas, o którego apostoł Paweł wręcz się dopraszał i zabiegał o stworzenie mu jak najdogodniejszych warunków bytowych. Wypraw śpiesznie w drogę Zenasa, zakonoznawcę, i Apollosa i dołóż starań, aby im niczego nie brakowało [Tt 3,13]. Myślę, że Zenas miał po prostu ludzką twarz i bardzo przypadł do serca apostołowi narodów.
To prawda. Bywa, że kontakt z jednym człowiekiem ma charakter wyłącznie formalny, sprowadza się do niezbędnego minimum a potem wcale już nie obchodzi nas jego los, podczas gdy zetknięcie się z drugim owocuje sympatyczną znajomością na całe lata, a nawet przyjaźnią.
Jakie wrażenie zostaje w ludziach po spotkaniu ze mną? Wszak prawdziwy chrześcijanin z definicji ma być sympatyczny ustawicznie.
07 października, 2010
Dlaczego nie kuszą mnie dopalacze?
W kraju aż huczy od komentarzy o wojnie wydanej przez polski rząd sprzedawcom dopalaczy. W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że naprawdę chodzi o dobro młodych ludzi, a podjęte działania sanepidu i policji zaowocują wytępieniem zła.
Nic jednak bardziej błędnego. Jeszcze nikomu siłą nie udało się wytępić z ludzkich serc złych pragnień i skłonności do złego. Dla przykładu, trzynaście lat prohibicji w Stanach Zjednoczonych zaowocowało rozkwitem przestępczości zorganizowanej i zwiększeniem spożycia alkoholu. Problem nie tylko nie zniknął, ale wręcz się pogłębił.
Bóg, po tym, jak próbował odwrócić ludzi od grzechu tępiąc go potopem i innymi drastycznymi środkami, zapowiedział, że zajmie się tym problemem od wewnętrznej strony, zmieniając ludzkie serca: I pokropię was czystą wodą, i będziecie czyści od wszystkich waszych nieczystości i od wszystkich waszych bałwanów oczyszczę was. I dam wam serce nowe, i ducha nowego dam do waszego wnętrza, i usunę z waszego ciała serce kamienne, a dam wam serce mięsiste. Mojego ducha dam do waszego wnętrza i uczynię, że będziecie postępować według moich przykazań, moich praw będziecie przestrzegać i wykonywać je [Ez 36,25-27].
Obawiam się, że kosztowna i pokazowa forma walki naszego rządu z dystrybucją dopalaczy, nie przyniesie żadnych oczekiwanych efektów. Czyż nie jest tak, że im głośniej krzyczymy komuś: Nie wolno! – tym bardziej ludzie zakazanym owocem się interesują? Lecz grzech przez przykazanie otrzymał bodziec i wzbudził we mnie wszelką pożądliwość [Rz 7,8]. Dopiero cud nowego narodzenia wyłącza w nas pragnienie grzechu i uwalnia od jego zgubnej mocy.
Z Biblii wynika też, że Bóg dawał ludziom możliwość wyboru, którą drogą pójdą przez życie: Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię. Położyłem dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz przeto życie, abyś żył, ty i twoje potomstwo, miłując Pana, Boga twego, słuchając jego głosu i lgnąc do niego, gdyż w tym jest twoje życie i przedłużenie twoich dni [5Mo 30,19–20].
Chociaż było wiadomo, że będzie dla nich najlepiej trzymać się Jahwe, to jednak natchniony przez Boga Jozue przemówił: A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć: czy bogom, którym służyli wasi ojcowie, gdy byli za Rzeką, czy też bogom amorejskim, w których ziemi teraz mieszkacie. Lecz ja i dom mój służyć będziemy Panu [Joz 24,15].
Nie inaczej ta sprawa wygląda w świetle nauki apostolskiej. Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić [1Ko 6,12]. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje [1Ko 10,23]. Jak najbardziej, mógłbym popełniać grzech, lecz uwolniony od mocy grzechu, przez wiarę w Chrystusa mam zdolność dokonywania właściwych wyborów!
Przed prawdziwym chrześcijaninem, choćby nastolatkiem, nie trzeba plombować sklepów z dopalaczami. Dlaczego? Bo nawet do nich nie wchodzą. Mają po prostu odrodzone serca i pielęgnują w sobie pragnienie podobania się Bogu. Marzy mi się widok sklepu pełnego dopalaczy, lecz bez żadnego klienta zainteresowanego ich zakupem. Jak coś takiego osiągnąć?
Czy paragrafem i pałką można doprowadzić do tego, żeby ustał handel dopalaczami? Nawet gdyby po części się to udało, to co wtedy z wywalczoną przed laty wolnością do tego, żeby każdy Polak miał prawo żyć tak, jak uważa dla siebie za stosowne? Najwyraźniej wciąż jest coś nie tak z tą naszą wolnością.
Biblia nigdzie nie pochwala grzechu, mało tego, bardzo wyraźnie go piętnuje! Lecz jednocześnie pozwala ludziom żyć tak, jak chcą. Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca. Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku [Obj 22,11–12].
Niech mi ktoś nie pomyśli, że jestem za dopalaczami. Zastanawiam się tylko nad skutecznym wyeliminowaniem ich z użycia...
Nic jednak bardziej błędnego. Jeszcze nikomu siłą nie udało się wytępić z ludzkich serc złych pragnień i skłonności do złego. Dla przykładu, trzynaście lat prohibicji w Stanach Zjednoczonych zaowocowało rozkwitem przestępczości zorganizowanej i zwiększeniem spożycia alkoholu. Problem nie tylko nie zniknął, ale wręcz się pogłębił.
Bóg, po tym, jak próbował odwrócić ludzi od grzechu tępiąc go potopem i innymi drastycznymi środkami, zapowiedział, że zajmie się tym problemem od wewnętrznej strony, zmieniając ludzkie serca: I pokropię was czystą wodą, i będziecie czyści od wszystkich waszych nieczystości i od wszystkich waszych bałwanów oczyszczę was. I dam wam serce nowe, i ducha nowego dam do waszego wnętrza, i usunę z waszego ciała serce kamienne, a dam wam serce mięsiste. Mojego ducha dam do waszego wnętrza i uczynię, że będziecie postępować według moich przykazań, moich praw będziecie przestrzegać i wykonywać je [Ez 36,25-27].
Obawiam się, że kosztowna i pokazowa forma walki naszego rządu z dystrybucją dopalaczy, nie przyniesie żadnych oczekiwanych efektów. Czyż nie jest tak, że im głośniej krzyczymy komuś: Nie wolno! – tym bardziej ludzie zakazanym owocem się interesują? Lecz grzech przez przykazanie otrzymał bodziec i wzbudził we mnie wszelką pożądliwość [Rz 7,8]. Dopiero cud nowego narodzenia wyłącza w nas pragnienie grzechu i uwalnia od jego zgubnej mocy.
Z Biblii wynika też, że Bóg dawał ludziom możliwość wyboru, którą drogą pójdą przez życie: Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię. Położyłem dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz przeto życie, abyś żył, ty i twoje potomstwo, miłując Pana, Boga twego, słuchając jego głosu i lgnąc do niego, gdyż w tym jest twoje życie i przedłużenie twoich dni [5Mo 30,19–20].
Chociaż było wiadomo, że będzie dla nich najlepiej trzymać się Jahwe, to jednak natchniony przez Boga Jozue przemówił: A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć: czy bogom, którym służyli wasi ojcowie, gdy byli za Rzeką, czy też bogom amorejskim, w których ziemi teraz mieszkacie. Lecz ja i dom mój służyć będziemy Panu [Joz 24,15].
Nie inaczej ta sprawa wygląda w świetle nauki apostolskiej. Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić [1Ko 6,12]. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje [1Ko 10,23]. Jak najbardziej, mógłbym popełniać grzech, lecz uwolniony od mocy grzechu, przez wiarę w Chrystusa mam zdolność dokonywania właściwych wyborów!
Przed prawdziwym chrześcijaninem, choćby nastolatkiem, nie trzeba plombować sklepów z dopalaczami. Dlaczego? Bo nawet do nich nie wchodzą. Mają po prostu odrodzone serca i pielęgnują w sobie pragnienie podobania się Bogu. Marzy mi się widok sklepu pełnego dopalaczy, lecz bez żadnego klienta zainteresowanego ich zakupem. Jak coś takiego osiągnąć?
Czy paragrafem i pałką można doprowadzić do tego, żeby ustał handel dopalaczami? Nawet gdyby po części się to udało, to co wtedy z wywalczoną przed laty wolnością do tego, żeby każdy Polak miał prawo żyć tak, jak uważa dla siebie za stosowne? Najwyraźniej wciąż jest coś nie tak z tą naszą wolnością.
Biblia nigdzie nie pochwala grzechu, mało tego, bardzo wyraźnie go piętnuje! Lecz jednocześnie pozwala ludziom żyć tak, jak chcą. Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca. Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku [Obj 22,11–12].
Niech mi ktoś nie pomyśli, że jestem za dopalaczami. Zastanawiam się tylko nad skutecznym wyeliminowaniem ich z użycia...
05 października, 2010
Uwaga! Pierwszy nauczyciel!
Na pamiątkę podpisania w 1966 roku „Rekomendacji w sprawie statusu nauczyciela”, dzień 5 października proklamowany został jako Światowy Dzień Nauczyciela (ang. World Teacher's Day). Obchodzony pod patronatem UNESCO ma służyć podkreślaniu wiodącej roli nauczyciela w procesach edukacyjnych na wszystkich poziomach nauczania.
Chociaż w Polsce za święto nauczyciela uważa się raczej Dzień Edukacji Narodowej, przypadający na 14. października, to jednak chcę wykorzystać dzisiejszą okazję, by zwrócić uwagę na kapitalne znaczenie nauczycieli, którzy jako pierwsi pojawiają się w życiu ucznia.
Przypomnijmy najpierw, że bycie nauczycielem – to poważna sprawa. Z powodu wynikającej z niej odpowiedzialności, Biblia przestrzega przed lekkomyślnością na tym polu. Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok. Dopuszczamy się bowiem wszyscy wielu uchybień [Jk 3,1–2].
Gdy myli się uczeń, może liczyć na swojego nauczyciela. Gorzej, gdy nauczyciel zaczyna błądzić. Jaki los czeka wówczas jego uczniów? Czy może ślepy ślepego prowadzić? Czy obaj nie wpadną do dołu? [Łk 6,39].
Nauczyciel, zwłaszcza ten pierwszy, odgrywa w życiu ucznia ogromnie ważną rolę. Chce, czy nie chce, staje się autorytetem. Formuje i zabarwia sposób myślenia ucznia. Zarówno ten z pierwszej klasy podstawówki, instruktor jazdy, czy też pierwszy nauczyciel na drodze wiary – wszyscy są garncarzami lepiącymi naczynia, po których będzie można ich rozpoznać nawet wiele lat później, choćby na krańcach świata.
Widać to bardzo wyraźnie w apostolskich słowach nauczyciela skierowanych do ucznia: Lecz ty poszedłeś za moją nauką, za moim sposobem życia, za moimi dążnościami, za moją wiarą, wyrozumiałością, miłością, cierpliwością, za moimi prześladowaniami, cierpieniami, które mnie spotkały w Antiochii, w Ikonium, w Listrze [...]. Ludzie zaś źli i oszuści coraz bardziej brnąć będą w zło, błądząc sami i drugich w błąd wprowadzając. Ale ty trwaj w tym, czegoś się nauczył i czego pewny jesteś, wiedząc, od kogoś się tego nauczył [2Tm 3,10–14].
Jakość i kierunek naszego życia w dużym stopniu zależy od tego, jakich nauczycieli mieliśmy na początku. To więc mówię i zaklinam na Pana, abyście już więcej nie postępowali, jak poganie postępują w próżności umysłu swego, mający przyćmiony umysł i dalecy od życia Bożego przez nieświadomość, która jest w nich, przez zatwardziałość serca ich, mając umysł przytępiony, oddali się rozpuście dopuszczając się wszelkiej nieczystości z chciwością. Ale wy nie tak nauczyliście się Chrystusa [Ef 4,17-20].
Nasza pierwsza społeczność chrześcijańska, pierwsze książki, płyty CD z kazaniami, towarzysze pierwszych rozmów i modlitw – to nauczyciele przesądzający o tym, jak nauczymy się Chrystusa.
Bądźmy ostrożni i staranni w ich doborze.
Chociaż w Polsce za święto nauczyciela uważa się raczej Dzień Edukacji Narodowej, przypadający na 14. października, to jednak chcę wykorzystać dzisiejszą okazję, by zwrócić uwagę na kapitalne znaczenie nauczycieli, którzy jako pierwsi pojawiają się w życiu ucznia.
Przypomnijmy najpierw, że bycie nauczycielem – to poważna sprawa. Z powodu wynikającej z niej odpowiedzialności, Biblia przestrzega przed lekkomyślnością na tym polu. Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok. Dopuszczamy się bowiem wszyscy wielu uchybień [Jk 3,1–2].
Gdy myli się uczeń, może liczyć na swojego nauczyciela. Gorzej, gdy nauczyciel zaczyna błądzić. Jaki los czeka wówczas jego uczniów? Czy może ślepy ślepego prowadzić? Czy obaj nie wpadną do dołu? [Łk 6,39].
Nauczyciel, zwłaszcza ten pierwszy, odgrywa w życiu ucznia ogromnie ważną rolę. Chce, czy nie chce, staje się autorytetem. Formuje i zabarwia sposób myślenia ucznia. Zarówno ten z pierwszej klasy podstawówki, instruktor jazdy, czy też pierwszy nauczyciel na drodze wiary – wszyscy są garncarzami lepiącymi naczynia, po których będzie można ich rozpoznać nawet wiele lat później, choćby na krańcach świata.
Widać to bardzo wyraźnie w apostolskich słowach nauczyciela skierowanych do ucznia: Lecz ty poszedłeś za moją nauką, za moim sposobem życia, za moimi dążnościami, za moją wiarą, wyrozumiałością, miłością, cierpliwością, za moimi prześladowaniami, cierpieniami, które mnie spotkały w Antiochii, w Ikonium, w Listrze [...]. Ludzie zaś źli i oszuści coraz bardziej brnąć będą w zło, błądząc sami i drugich w błąd wprowadzając. Ale ty trwaj w tym, czegoś się nauczył i czego pewny jesteś, wiedząc, od kogoś się tego nauczył [2Tm 3,10–14].
Jakość i kierunek naszego życia w dużym stopniu zależy od tego, jakich nauczycieli mieliśmy na początku. To więc mówię i zaklinam na Pana, abyście już więcej nie postępowali, jak poganie postępują w próżności umysłu swego, mający przyćmiony umysł i dalecy od życia Bożego przez nieświadomość, która jest w nich, przez zatwardziałość serca ich, mając umysł przytępiony, oddali się rozpuście dopuszczając się wszelkiej nieczystości z chciwością. Ale wy nie tak nauczyliście się Chrystusa [Ef 4,17-20].
Nasza pierwsza społeczność chrześcijańska, pierwsze książki, płyty CD z kazaniami, towarzysze pierwszych rozmów i modlitw – to nauczyciele przesądzający o tym, jak nauczymy się Chrystusa.
Bądźmy ostrożni i staranni w ich doborze.
02 października, 2010
Mimo wszystko smacznego!
Dziś Światowy Dzień Zwierząt Hodowlanych. Jego pomysłodawcy alarmują, że w samych polskich rzeźniach zabija się rocznie ok. 470 milionów zwierząt, a na całym świecie prawie 50 miliardów. Ich zdaniem najwyraźniej należałoby całkowicie tego zaprzestać.
W Światowej Deklaracji Praw Zwierząt uchwalonej przez UNESCO w październiku1978 roku w Paryżu czytamy: "Wszystkie zwierzęta rodzą się równe wobec życia i mają te same prawa do istnienia. Każde zwierzę ma prawo do poszanowania. Człowiek, jako gatunek zwierzęcy, nie może rościć sobie prawa do tępienia innych zwierząt ani do ich niehumanitarnego wyzyskiwania. Ma natomiast obowiązek wykorzystania całej swej wiedzy dla dobra zwierząt. Każde zwierzę ma prawo oczekiwać od człowieka poszanowania, opieki i ochrony".
Mahatma Gandhi (1869-1948), indyjski polityk i moralista, pionier wegetarianizmu, notabene urodzony 2 października, powiedział, że "wielkość narodu i jego postęp moralny można poznać po tym, w jaki sposób obchodzi się on ze swymi zwierzętami". Czyżby Indie pełne świętych krów miały być tu wzorem do naśladowania? ;)
Pismo Święte raczej nie podziela powyższych poglądów. W kwestii uboju zwierząt absolutnie nie robi żadnej sprawy. Zwierzęta – jak to zauważyliśmy już wczoraj – zostały stworzone między innymi po to, by człowiek mógł spożywać ich mięso. Miały też służyć wielu innym celom człowieka. Między innymi jego pojednaniu z Bogiem.
Na okoliczność poświęcenia świątyni w Jerozolimie Salomon złożył jako ofiarę pojednania Panu dwadzieścia dwa tysiące sztuk bydła i sto dwadzieścia tysięcy owiec; w ten sposób poświęcili przybytek Pański król i wszyscy synowie izraelscy [1Kr 8,63]. Potem każdego dnia składano tam w ofierze mnóstwo baranów, kozłów i gołębi.
Gdyby Bóg podzielał poglądy autorów wspomnianej Deklaracji Praw Zwierząt, z pewnością nie moglibyśmy przeczytać w Biblii: A gdy Salomon zakończył modlitwę, spadł ogień z niebios i strawił ofiarę całopalną i ofiary rzeźne, a chwała Pańska wypełniła świątynię. I nie mogli kapłani wejść do świątyni Pańskiej, gdyż chwała Pańska wypełniła świątynię Pańską [2Kn 7,1–2]. Bóg najwyraźniej nie był zdegustowany ilością zwierząt złożonych w ofierze. Wprost przeciwnie.
Mało tego. Spożywanie mięsa towarzyszyło chwilom radosnym w życiu wielu postaci biblijnych i było wyrazem ich gościnności. Gdy Bóg nawiedził Abrahama w postaci trzech mężów, pośpieszył Abraham do namiotu, do Sary, i rzekł: Rozczyń szybko trzy miary wybornej mąki i zrób placki! Potem pobiegł Abraham do bydła, wziął młode, delikatne i dobre cielę i dał je słudze, który śpiesznie je przyrządził. Wziął także masło, mleko i cielę, które przyrządził, i postawił przed nimi. Sam stanął przy nich pod drzewem, a oni jedli [1Mo 18,6-8].
Radości ojca z powrotu syna marnotrawnego bynajmniej nie wyrażono przyrządzeniem jarskiego dania. Ojciec zaś rzekł do sług swoich: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie też pierścień na jego rękę i sandały na nogi, i przyprowadźcie tuczne cielę, zabijcie je, a jedzmy i weselmy się, dlatego, że ten syn mój był umarły, a ożył, zginął, a odnalazł się. I zaczęli się weselić [Łk 15,22-24].
Oczywiście, w świetle Biblii widać, że zwierzęta należy hodować z należytą troską. Stawiając zarzuty złym przywódcom duchowym Izraela, Bóg posłużył się obrazem źle prowadzonej hodowli. Mleko wy zjadacie, w wełnę wy się ubieracie, tuczne zarzynacie, lecz owiec nie pasiecie. Słabej nie wzmacnialiście, chorej nie leczyliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zbłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie szukaliście, a nawet silną rządziliście gwałtem i surowo. Tak rozproszyły się moje owce, gdyż nie było pasterza i były żerem dla wszelkiego zwierzęcia polnego [Ez 34,3–5].
Jezus przyrównał siebie do pasterza dobrze troszczącego się o owoce. Ja jestem dobry pasterz. Dobry pasterz życie swoje kładzie za owce [Jn 10,11]. Z pewnością Bogu nie podoba się złe traktowanie zwierząt, jak to czasem z przykrością możemy zaobserwować. Kto hoduje zwierzęta, ten powienien zadbać o ich dobre warunki bytowe, kiedy zaś przyjdzie czas uboju, dokonać tego sprawnie i bezboleśnie.
Tak więc w Dniu Zwierząt Hodowlanych apeluję o humanitarne ich traktowanie ale jednocześnie wszystkim smakoszom mięska życzę smacznego :)
W Światowej Deklaracji Praw Zwierząt uchwalonej przez UNESCO w październiku1978 roku w Paryżu czytamy: "Wszystkie zwierzęta rodzą się równe wobec życia i mają te same prawa do istnienia. Każde zwierzę ma prawo do poszanowania. Człowiek, jako gatunek zwierzęcy, nie może rościć sobie prawa do tępienia innych zwierząt ani do ich niehumanitarnego wyzyskiwania. Ma natomiast obowiązek wykorzystania całej swej wiedzy dla dobra zwierząt. Każde zwierzę ma prawo oczekiwać od człowieka poszanowania, opieki i ochrony".
Mahatma Gandhi (1869-1948), indyjski polityk i moralista, pionier wegetarianizmu, notabene urodzony 2 października, powiedział, że "wielkość narodu i jego postęp moralny można poznać po tym, w jaki sposób obchodzi się on ze swymi zwierzętami". Czyżby Indie pełne świętych krów miały być tu wzorem do naśladowania? ;)
Pismo Święte raczej nie podziela powyższych poglądów. W kwestii uboju zwierząt absolutnie nie robi żadnej sprawy. Zwierzęta – jak to zauważyliśmy już wczoraj – zostały stworzone między innymi po to, by człowiek mógł spożywać ich mięso. Miały też służyć wielu innym celom człowieka. Między innymi jego pojednaniu z Bogiem.
Na okoliczność poświęcenia świątyni w Jerozolimie Salomon złożył jako ofiarę pojednania Panu dwadzieścia dwa tysiące sztuk bydła i sto dwadzieścia tysięcy owiec; w ten sposób poświęcili przybytek Pański król i wszyscy synowie izraelscy [1Kr 8,63]. Potem każdego dnia składano tam w ofierze mnóstwo baranów, kozłów i gołębi.
Gdyby Bóg podzielał poglądy autorów wspomnianej Deklaracji Praw Zwierząt, z pewnością nie moglibyśmy przeczytać w Biblii: A gdy Salomon zakończył modlitwę, spadł ogień z niebios i strawił ofiarę całopalną i ofiary rzeźne, a chwała Pańska wypełniła świątynię. I nie mogli kapłani wejść do świątyni Pańskiej, gdyż chwała Pańska wypełniła świątynię Pańską [2Kn 7,1–2]. Bóg najwyraźniej nie był zdegustowany ilością zwierząt złożonych w ofierze. Wprost przeciwnie.
Mało tego. Spożywanie mięsa towarzyszyło chwilom radosnym w życiu wielu postaci biblijnych i było wyrazem ich gościnności. Gdy Bóg nawiedził Abrahama w postaci trzech mężów, pośpieszył Abraham do namiotu, do Sary, i rzekł: Rozczyń szybko trzy miary wybornej mąki i zrób placki! Potem pobiegł Abraham do bydła, wziął młode, delikatne i dobre cielę i dał je słudze, który śpiesznie je przyrządził. Wziął także masło, mleko i cielę, które przyrządził, i postawił przed nimi. Sam stanął przy nich pod drzewem, a oni jedli [1Mo 18,6-8].
Radości ojca z powrotu syna marnotrawnego bynajmniej nie wyrażono przyrządzeniem jarskiego dania. Ojciec zaś rzekł do sług swoich: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie też pierścień na jego rękę i sandały na nogi, i przyprowadźcie tuczne cielę, zabijcie je, a jedzmy i weselmy się, dlatego, że ten syn mój był umarły, a ożył, zginął, a odnalazł się. I zaczęli się weselić [Łk 15,22-24].
Oczywiście, w świetle Biblii widać, że zwierzęta należy hodować z należytą troską. Stawiając zarzuty złym przywódcom duchowym Izraela, Bóg posłużył się obrazem źle prowadzonej hodowli. Mleko wy zjadacie, w wełnę wy się ubieracie, tuczne zarzynacie, lecz owiec nie pasiecie. Słabej nie wzmacnialiście, chorej nie leczyliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zbłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie szukaliście, a nawet silną rządziliście gwałtem i surowo. Tak rozproszyły się moje owce, gdyż nie było pasterza i były żerem dla wszelkiego zwierzęcia polnego [Ez 34,3–5].
Jezus przyrównał siebie do pasterza dobrze troszczącego się o owoce. Ja jestem dobry pasterz. Dobry pasterz życie swoje kładzie za owce [Jn 10,11]. Z pewnością Bogu nie podoba się złe traktowanie zwierząt, jak to czasem z przykrością możemy zaobserwować. Kto hoduje zwierzęta, ten powienien zadbać o ich dobre warunki bytowe, kiedy zaś przyjdzie czas uboju, dokonać tego sprawnie i bezboleśnie.
Tak więc w Dniu Zwierząt Hodowlanych apeluję o humanitarne ich traktowanie ale jednocześnie wszystkim smakoszom mięska życzę smacznego :)
01 października, 2010
Dobrze jest nie jeść mięsa?
Dziś Światowy Dzień Wegetarianizmu [ang. World Vegetarian Day] - święto obchodzone corocznie 1 października, ustanowione 22 listopada 1977 roku przez Międzynarodową Unię Wegetariańską.
Celem tego dnia jest promocja odżywiania z wyeliminowaniem z codziennej diety oraz w ogóle z życia, produktów pochodzenia zwierzęcego. Chodzi nie tylko o podkreślanie rzekomo zdrowotnych korzyści płynących z wegetariańskiego stylu życia ale również o ochronę zwierząt przed rzeźnią, ograniczanie zanieczyszczeń płynących z farm zwierzęcych i temu podobne rewelacje.
Idea wegetarianizmu nie znajduje oparcia w Biblii. Już w pierwszych jej rozdziałach Bóg tak oto objawił swoją wolę dla człowieka w tym względzie: Wszystko, co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm; tak jak zielone jarzyny, daję wam wszystko. Lecz nie będziecie jedli mięsa z duszą jego, to jest z krwią jego [1Mo 9,3–4].
Izraelici otrzymali nawet szczegółową instrukcję odnośnie rodzajów spożywanego mięsa: Takie zwierzęta możecie jeść spośród wszelkich zwierząt, jakie są na ziemi: Każde spośród bydła, które ma rozdzielone kopyto i rozszczepioną racicę i przeżuwa pokarm, możecie jeść [3Mo 11,2–3]. Została ona podsumowana w następujących sposób: To jest prawo, dotyczące bydła i ptactwa, i wszelkich istot żyjących, które roją się w wodzie, i wszelkiego, co żywe pełza po ziemi, abyście rozróżniali między tym, co nieczyste, a tym, co czyste, oraz między zwierzętami, które się spożywa, a zwierzętami, których jeść nie wolno [3Mo 11,46–47].
Mięso od zawsze stanowiło więc ważny składnik ludzkiej diety. Nawet szczególnie poświeceni Bogu kapłani, posługujący w Przybytku przy składaniu zwierząt na ofiarę, mieli stały przydział mięsa z tych ofiar pochodzącego.
Nie inaczej ta sprawa wygląda w świetle Nowego Testamentu. Wszystko, co się sprzedaje w jatkach, jedzcie, o nic nie pytając dla spokoju sumienia; albowiem Pańska jest ziemia i to, co ją wypełnia [1Ko 10,25–26]. Oczywiste, że wciąż obowiązują nas określone zasady w tym względzie.
Apostołowie napisali do wszystkich zborów poganochrześcijańskich: Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, by nie nakładać na was żadnego innego ciężaru oprócz następujących rzeczy niezbędnych: Wstrzymywać się od mięsa ofiarowanego bałwanom, od krwi, od tego, co zadławione, i od nierządu; jeśli się tych rzeczy wystrzegać będziecie, dobrze uczynicie. Bywajcie zdrowi [Dz 15,28–29].
Owszem, od zawsze jeden wierzy, że może jeść wszystko, słaby zaś jarzynę jada [Rz 14,2]. Dlatego czasem, z uwagi na sumienie bliźniego, trzeba z czegoś zrezygnować, bo Pismo naucza, że dobrze jest nie jeść mięsa i nie pić wina ani nic takiego, co by twego brata przyprawiło o upadek [Rz 14,21]. Gdybym znalazł się w środowisku ludzi w ogóle nie jedzących mięsa, to na ten czas raczej powinienem się dostosować i nie wprowadzać między nich niepokoju moimi upodobaniami kulinarnymi.
Ważne jednak, żeby jeden nie narzucał drugiemu tego, co Słowo Boże pozostawia do rozstrzygania zgodnie z własnym przekonaniem i wolnym wyborem każdego człowieka.
Celem tego dnia jest promocja odżywiania z wyeliminowaniem z codziennej diety oraz w ogóle z życia, produktów pochodzenia zwierzęcego. Chodzi nie tylko o podkreślanie rzekomo zdrowotnych korzyści płynących z wegetariańskiego stylu życia ale również o ochronę zwierząt przed rzeźnią, ograniczanie zanieczyszczeń płynących z farm zwierzęcych i temu podobne rewelacje.
Idea wegetarianizmu nie znajduje oparcia w Biblii. Już w pierwszych jej rozdziałach Bóg tak oto objawił swoją wolę dla człowieka w tym względzie: Wszystko, co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm; tak jak zielone jarzyny, daję wam wszystko. Lecz nie będziecie jedli mięsa z duszą jego, to jest z krwią jego [1Mo 9,3–4].
Izraelici otrzymali nawet szczegółową instrukcję odnośnie rodzajów spożywanego mięsa: Takie zwierzęta możecie jeść spośród wszelkich zwierząt, jakie są na ziemi: Każde spośród bydła, które ma rozdzielone kopyto i rozszczepioną racicę i przeżuwa pokarm, możecie jeść [3Mo 11,2–3]. Została ona podsumowana w następujących sposób: To jest prawo, dotyczące bydła i ptactwa, i wszelkich istot żyjących, które roją się w wodzie, i wszelkiego, co żywe pełza po ziemi, abyście rozróżniali między tym, co nieczyste, a tym, co czyste, oraz między zwierzętami, które się spożywa, a zwierzętami, których jeść nie wolno [3Mo 11,46–47].
Mięso od zawsze stanowiło więc ważny składnik ludzkiej diety. Nawet szczególnie poświeceni Bogu kapłani, posługujący w Przybytku przy składaniu zwierząt na ofiarę, mieli stały przydział mięsa z tych ofiar pochodzącego.
Nie inaczej ta sprawa wygląda w świetle Nowego Testamentu. Wszystko, co się sprzedaje w jatkach, jedzcie, o nic nie pytając dla spokoju sumienia; albowiem Pańska jest ziemia i to, co ją wypełnia [1Ko 10,25–26]. Oczywiste, że wciąż obowiązują nas określone zasady w tym względzie.
Apostołowie napisali do wszystkich zborów poganochrześcijańskich: Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, by nie nakładać na was żadnego innego ciężaru oprócz następujących rzeczy niezbędnych: Wstrzymywać się od mięsa ofiarowanego bałwanom, od krwi, od tego, co zadławione, i od nierządu; jeśli się tych rzeczy wystrzegać będziecie, dobrze uczynicie. Bywajcie zdrowi [Dz 15,28–29].
Owszem, od zawsze jeden wierzy, że może jeść wszystko, słaby zaś jarzynę jada [Rz 14,2]. Dlatego czasem, z uwagi na sumienie bliźniego, trzeba z czegoś zrezygnować, bo Pismo naucza, że dobrze jest nie jeść mięsa i nie pić wina ani nic takiego, co by twego brata przyprawiło o upadek [Rz 14,21]. Gdybym znalazł się w środowisku ludzi w ogóle nie jedzących mięsa, to na ten czas raczej powinienem się dostosować i nie wprowadzać między nich niepokoju moimi upodobaniami kulinarnymi.
Ważne jednak, żeby jeden nie narzucał drugiemu tego, co Słowo Boże pozostawia do rozstrzygania zgodnie z własnym przekonaniem i wolnym wyborem każdego człowieka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)