|
Trasa naszej wyprawy w rodzinne strony |
Mijającego lata, razem z Adamem, starszym ode mnie o dwa lata bratem,
zapragnęliśmy odwiedzić na motorach miejsce naszego dzieciństwa w gminie Wola
Uhruska na Lubelszczyźnie. Plan był taki, że bez pośpiechu pojedziemy lokalnymi
drogami aby delektować się przyjemnością jazdy na motocyklu i nacieszyć oczy
malowniczymi krajobrazami. Po noclegu u naszego przyjaciela z młodości, pastora
Ryszarda z Hniszowa nad Bugiem, mieliśmy zamiar następnego dnia pojeździć po bliskiej
nam sprzed pięćdziesięciu lat okolicy, odwiedzając kilka osób oraz grób naszego
ojca w Rudzie Hucie. Wieczorem planowaliśmy na naszej "ojcowiźnie" we
wsi Piaski, w miejscu nieistniejącego już siedliska, rozbić namiot i - jak za
chłopięcych lat - siedząc przy ognisku popatrzeć w te same gwiazdy i
powspominać sobie kilkanaście lat tam niegdyś przeżytych.
Wyjechaliśmy rankiem, 10 sierpnia 2023 roku. Zgodnie z
planem pojechaliśmy przez Tczew, Gniew, Kwidzyn, Gardeję, Konojady, Brodnicę,
Rypin, Sierpc, Płock, Dobrzyków, Iłów, Sochaczew, Błonie, Płochocin, aby z
kilkoma przystankami dotrzeć do Piaseczna, gdzie w zaprzyjaźnionym serwisie
motocyklowym Moto-Motion zrobiono uzgodniony wcześniej przegląd mojej Yamahy
XJ6. Po parogodzinnej przerwie, jadąc dalej przez Górę Kalwarii, Magnuszew,
Kozienice, Gniewoszów, Puławy i Kurów, wjechaliśmy na drogę ekspresową S17 w kierunku
Lublina. Według planu mieliśmy nią jechać tylko do miejscowości Garbów i znowu
zjechać na drogi lokalne. Ponieważ zbliżał się wieczór, do głowy przyszła mi
myśl, aby zostać już na tej trasie, wprawdzie bardzo ruchliwej, ale za to umożliwiającej szybszy dojazd do celu. Po chwili bicia się z takimi myślami otrząsnąłem się jednak z tego
pomysłu, pragnąc do końca trzymać się przyjętej zasady podróżowania lokalnymi
drogami. Tak więc zjechaliśmy z 'ekspresówki' i jadąc przez Niemce, Łęczną,
Cyców, zbliżaliśmy się do Sawina. Wjeżdżając do wsi Kozia Góra zwolniliśmy
bardzo przed dość ostrym zakrętem w prawo.
|
Miejsce udaru Adama |
Nagle w prawym lusterku zobaczyłem, że Adam nie skręcił.
Pojechał prosto i przewrócił się na prawą stronę w trawę na lewym poboczu
szosy. Zawróciłem i podbiegłem do niego. Podniósł się jeszcze na kolana,
postawiliśmy jego motor i chciał przypiąć prawy kufer, który w trakcie
upadku odpiął się od motocykla. Wtedy zdałem sobie sprawę, że mój brat nie
mówi, a tylko coś bełkoce. Osunąwszy się na ziemię, chwycił się lewą ręką ramy
motocykla i próbował wstać. Prosiłem, żeby się położył, że coś złego się z nim
dzieje i nie powinien się wysilać. On jednak z wszystkich sił walczył, żeby się
podnieść, tak jakby myślał, że jeśli się położy, to już nie wstanie. Wtedy
nadjechało jakieś auto i dwoje ludzi ruszyło nam z pomocą. Nadbiegający mężczyzna
okazał się rehabilitantem, który od razu stwierdził, że 'na dwieście procent' mój
brat ma udar. Dokładnie o godz. 19:56 zadzwoniłem pod nr 112 po pomoc, a pan Patryk
zaczął fachowo zajmować się Adamem.
Chociaż najpierw przyjechała policja, potem straż pożarna, a
dopiero na końcu najbardziej wyczekiwana przeze mnie karetka pogotowia, to i
tak wszystko odbyło się na tyle sprawnie, że już o godzinie 20:58 zadzwoniła do
mnie lekarka z oddalonego o 22 km szpitala w Chełmie, aby wypytać mnie o różne
szczegóły dotyczące Adama, który od razu znalazł się tam na izbie intensywnej opieki
oddziału udarowego. Rankiem dowiedziałem się, że doznał udaru krwiotocznego
mózgu z utratą mowy i niedowładem całej prawej strony. Bardzo poruszające dla
mnie było to, że lekarka już w pierwszych słowach naszej rozmowy stwierdziła: Całe
szczęście, że nie jechaliście jakąś autostradą czy ruchliwą drogą, bo wtedy to
dopiero byłaby ogromna tragedia i to nie tylko dla was. Natychmiast myślami
wróciłem do tej chwili na S17, gdy z trudem odparłem myśl o pozostaniu na
trasie szybkiego ruchu i dzięki temu, mimo zbliżającego się wieczoru, zjechaliśmy na lokalną
szosę. Kolejny już raz - tym razem bardzo dobitnie - przekonałem się, że dobrze
jest słuchać wewnętrznego głosu, za pomocą którego Duch Święty przemawia do
wierzącego człowieka i go prowadzi. O mały włos nie dałem się zwieść całkiem
racjonalnej przecież myśli, żeby pozostać wśród pędzących aut i dzięki temu bardzo
szybko popędzić do celu.
Po przesłuchaniu policyjnym, dwukrotnych oględzinach
motocykla Adama na szosie i przetransportowaniu go na lawecie do garażu
pastora Ryszarda, tej nocy nie za bardzo mogłem zasnąć. Przede wszystkim wciąż przeżywałem
tę dramatyczną walkę Adama o to, ażeby się nie poddać i nie położyć. Zaczęła ciążyć
mi też myśl, że może jestem winny tej tragedii, że może ta wyprawa była dla mojego
brata zbyt wielkim wysiłkiem, że gdybyśmy pozostali w domach, to może Adam w
ogóle nie doznałby tego udaru. Uspokoiłem się dopiero wówczas, gdy
przeczytałem, że zgodnie z medycznymi źródłami pęknięcie naczynia
krwionośnego podczas udaru krwotocznego mózgu następuje niezależnie od wysiłku
organizmu. Udar krwotoczny mózgu to wynaczynienie krwi bezpośrednio do mózgu,
które powstaje w wyniku pęknięcia zmienionego miażdżycowo naczynia
wewnątrzmózgowego lub tętniaka. W wyniku tego powstaje krwiak śródmózgowy,
który rozpiera i uciska mózg, prowadząc do wystąpienia objawów neurologicznych.
Dałem więc odpór oskarżającym mnie myślom. Skupiłem się na tym, co praktycznie
w tej nowej sytuacji należało robić. Ba, zaczęło pocieszać mnie to, że Adam
ostatnie godziny przed udarem spędził jadąc na swoim motorku BMW F 700GS, czując
woń pól i lasów, tym samym spełniając marzenie o wspólnej wyprawie w rodzinne
strony.
Dwa wnioski cisną mi się do mojej chrześcijańskiej głowy,
gdy myślę o opisanych powyżej przeżyciach. Po pierwsze, ażeby
trzymać się wytyczonej nam i obranej przez nas drogi. Chodzi mi tu głównie o
drogę wiary, o naśladowanie Jezusa Chrystusa. Czasem nachodzą nas myśli, żeby dać
sobie spokój z prostolinijnym posłuszeństwem ewangelii Chrystusowej i swoje chrześcijaństwo
zmodyfikować, dostosowując się do zmian zachodzących w świecie. Trwanie w nauce
apostolskiej wydaje się być dzisiaj dużym i wstydliwym już nieco anachronizmem.
Miewamy liczne pokusy, by sobie coś ułatwić, ulepszyć i
przyspieszyć. Niejedna droga wydaje się człowiekowi prosta, w końcu jednak
okazuje się drogą do zguby [Prz 14,12]. Ja jestem droga, prawda i życie [Jn
14,6] - powiedział Jezus, a Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki
[Hbr 13,8]. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie
ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna [2Jn 1,9].
Po drugie, z odświeżoną świadomością dochodzę do wniosku, że
dobrze jest nasłuchiwać wewnętrznego głosu Ducha Świętego i okazywać Mu
posłuszeństwo. Czasem mogą nam w tym przeszkodzić chwilowe odczucia i rozbudzone
emocje. Przeszkodą może też być włączenie racjonalnego myślenia lub chęć
spodobania się innym ludziom. Jeżeli w takich chwilach nie zabraknie nam
duchowej uważności, to Duch Święty szybko odezwie się do nas, podpowie co
zrobić i wspomoże nasz powrót na drogę pełnienia woli Bożej. Tak przynajmniej
było przed udarem Adama. Jeżeli to naczynko krwionośne w jego mózgu miało pęknąć
właśnie w tej godzinie, to chyba nie wymyśliłbym miejsca lepszego i bardziej do
tego bezpiecznego, niż ten zakręt przy wjeździe do Koziej Góry. Wielokrotnie wcześniej
zdarzyło mi się zlekceważyć podobny, wewnętrzny impuls do wykonania określonej
czynności, a potem tego żałowałem. Tym razem - dzięki okazanej mi łasce Bożej -
postąpiłem jak należy.
Adam opuścił już oddział udarowy szpitala w Chełmie i został
przewieziony na rehabilitację neurologiczną do Wojewódzkiego Szpitala Rehabilitacyjnego w Górowie Iławeckim. Miałem
w związku z tym kolejne przeżycia i mam nowe wnioski ale - być może - opiszę je w następnym świadectwie.