Trasa naszej wyprawy w rodzinne strony |
Wyjechaliśmy rankiem, 10 sierpnia 2023 roku. Zgodnie z planem pojechaliśmy przez Tczew, Gniew, Kwidzyn, Gardeję, Konojady, Brodnicę, Rypin, Sierpc, Płock, Dobrzyków, Iłów, Sochaczew, Błonie, Płochocin, aby z kilkoma przystankami dotrzeć do Piaseczna, gdzie w zaprzyjaźnionym serwisie motocyklowym Moto-Motion zrobiono uzgodniony wcześniej przegląd mojej Yamahy XJ6. Po parogodzinnej przerwie, jadąc dalej przez Górę Kalwarii, Magnuszew, Kozienice, Gniewoszów, Puławy i Kurów, wjechaliśmy na drogę ekspresową S17 w kierunku Lublina. Według planu mieliśmy nią jechać tylko do miejscowości Garbów i znowu zjechać na drogi lokalne. Ponieważ zbliżał się wieczór, do głowy przyszła mi myśl, aby zostać już na tej trasie, wprawdzie bardzo ruchliwej, ale za to umożliwiającej szybszy dojazd do celu. Po chwili bicia się z takimi myślami otrząsnąłem się jednak z tego pomysłu, pragnąc do końca trzymać się przyjętej zasady podróżowania lokalnymi drogami. Tak więc zjechaliśmy z 'ekspresówki' i jadąc przez Niemce, Łęczną, Cyców, zbliżaliśmy się do Sawina. Wjeżdżając do wsi Kozia Góra zwolniliśmy bardzo przed dość ostrym zakrętem w prawo.
Miejsce udaru Adama |
Chociaż najpierw przyjechała policja, potem straż pożarna, a dopiero na końcu najbardziej wyczekiwana przeze mnie karetka pogotowia, to i tak wszystko odbyło się na tyle sprawnie, że już o godzinie 20:58 zadzwoniła do mnie lekarka z oddalonego o 22 km szpitala w Chełmie, aby wypytać mnie o różne szczegóły dotyczące Adama, który od razu znalazł się tam na izbie intensywnej opieki oddziału udarowego. Rankiem dowiedziałem się, że doznał udaru krwiotocznego mózgu z utratą mowy i niedowładem całej prawej strony. Bardzo poruszające dla mnie było to, że lekarka już w pierwszych słowach naszej rozmowy stwierdziła: Całe szczęście, że nie jechaliście jakąś autostradą czy ruchliwą drogą, bo wtedy to dopiero byłaby ogromna tragedia i to nie tylko dla was. Natychmiast myślami wróciłem do tej chwili na S17, gdy z trudem odparłem myśl o pozostaniu na trasie szybkiego ruchu i dzięki temu, mimo zbliżającego się wieczoru, zjechaliśmy na lokalną szosę. Kolejny już raz - tym razem bardzo dobitnie - przekonałem się, że dobrze jest słuchać wewnętrznego głosu, za pomocą którego Duch Święty przemawia do wierzącego człowieka i go prowadzi. O mały włos nie dałem się zwieść całkiem racjonalnej przecież myśli, żeby pozostać wśród pędzących aut i dzięki temu bardzo szybko popędzić do celu.
Po przesłuchaniu policyjnym, dwukrotnych oględzinach motocykla Adama na szosie i przetransportowaniu go na lawecie do garażu pastora Ryszarda, tej nocy nie za bardzo mogłem zasnąć. Przede wszystkim wciąż przeżywałem tę dramatyczną walkę Adama o to, ażeby się nie poddać i nie położyć. Zaczęła ciążyć mi też myśl, że może jestem winny tej tragedii, że może ta wyprawa była dla mojego brata zbyt wielkim wysiłkiem, że gdybyśmy pozostali w domach, to może Adam w ogóle nie doznałby tego udaru. Uspokoiłem się dopiero wówczas, gdy przeczytałem, że zgodnie z medycznymi źródłami pęknięcie naczynia krwionośnego podczas udaru krwotocznego mózgu następuje niezależnie od wysiłku organizmu. Udar krwotoczny mózgu to wynaczynienie krwi bezpośrednio do mózgu, które powstaje w wyniku pęknięcia zmienionego miażdżycowo naczynia wewnątrzmózgowego lub tętniaka. W wyniku tego powstaje krwiak śródmózgowy, który rozpiera i uciska mózg, prowadząc do wystąpienia objawów neurologicznych. Dałem więc odpór oskarżającym mnie myślom. Skupiłem się na tym, co praktycznie w tej nowej sytuacji należało robić. Ba, zaczęło pocieszać mnie to, że Adam ostatnie godziny przed udarem spędził jadąc na swoim motorku BMW F 700GS, czując woń pól i lasów, tym samym spełniając marzenie o wspólnej wyprawie w rodzinne strony.
Dwa wnioski cisną mi się do mojej chrześcijańskiej głowy, gdy myślę o opisanych powyżej przeżyciach. Po pierwsze, ażeby trzymać się wytyczonej nam i obranej przez nas drogi. Chodzi mi tu głównie o drogę wiary, o naśladowanie Jezusa Chrystusa. Czasem nachodzą nas myśli, żeby dać sobie spokój z prostolinijnym posłuszeństwem ewangelii Chrystusowej i swoje chrześcijaństwo zmodyfikować, dostosowując się do zmian zachodzących w świecie. Trwanie w nauce apostolskiej wydaje się być dzisiaj dużym i wstydliwym już nieco anachronizmem. Miewamy liczne pokusy, by sobie coś ułatwić, ulepszyć i przyspieszyć. Niejedna droga wydaje się człowiekowi prosta, w końcu jednak okazuje się drogą do zguby [Prz 14,12]. Ja jestem droga, prawda i życie [Jn 14,6] - powiedział Jezus, a Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna [2Jn 1,9].
Po drugie, z odświeżoną świadomością dochodzę do wniosku, że dobrze jest nasłuchiwać wewnętrznego głosu Ducha Świętego i okazywać Mu posłuszeństwo. Czasem mogą nam w tym przeszkodzić chwilowe odczucia i rozbudzone emocje. Przeszkodą może też być włączenie racjonalnego myślenia lub chęć spodobania się innym ludziom. Jeżeli w takich chwilach nie zabraknie nam duchowej uważności, to Duch Święty szybko odezwie się do nas, podpowie co zrobić i wspomoże nasz powrót na drogę pełnienia woli Bożej. Tak przynajmniej było przed udarem Adama. Jeżeli to naczynko krwionośne w jego mózgu miało pęknąć właśnie w tej godzinie, to chyba nie wymyśliłbym miejsca lepszego i bardziej do tego bezpiecznego, niż ten zakręt przy wjeździe do Koziej Góry. Wielokrotnie wcześniej zdarzyło mi się zlekceważyć podobny, wewnętrzny impuls do wykonania określonej czynności, a potem tego żałowałem. Tym razem - dzięki okazanej mi łasce Bożej - postąpiłem jak należy.
Adam opuścił już oddział udarowy szpitala w Chełmie i został przewieziony na rehabilitację neurologiczną do Wojewódzkiego Szpitala Rehabilitacyjnego w Górowie Iławeckim. Miałem w związku z tym kolejne przeżycia i mam nowe wnioski ale - być może - opiszę je w następnym świadectwie.
Wartościowe wnioski. Piękne jest też to, że rodzeni bracia są tego samego Ducha, co nieczęsto się zdarza.
OdpowiedzUsuń