19 lutego, 2025

Czy w ogóle należało to zaczynać?

Jezus Chrystus wypowiedział kiedyś bardzo pouczające słowa o roztropnym postępowaniu w obliczu zbliżającego się zagrożenia wojną. Albo, który król, wyruszając na wojnę z drugim królem, nie siądzie najpierw i nie naradzi się, czy będzie w stanie w dziesięć tysięcy zmierzyć się z tym, który z dwudziestoma tysiącami wyrusza przeciwko niemu? Jeśli zaś nie, to gdy tamten jeszcze jest daleko, wysyła poselstwo i zapytuje o warunki pokoju [Łk 14,31-32]. Innymi słowy, dla dobra narodu lepiej jest przyjąć warunki silniejszego, aniżeli narażać swój kraj na wojenną pożogę, a tysiące ludzi na niechybną śmierć. 

 Dzisiaj ktoś ważny głośno powiedział to, o czym pisałem trzy lata temu. W świetle Biblii widziałem bowiem to bardzo wyraźnie, że to Bóg - z wiadomych dla Niego powodów - czasem wysyła jeden naród przeciwko drugiemu narodowi. To On na określony czas zmienia granice wpływów władców tego świata, bo nie ma władzy, jak tylko od Boga, a te które są, przez Boga są ustanowione [Rz 13,1]. On zmienia czasy i pory, On utrąca królów i ustanawia królów, udziela mądrości mądrym, a rozumnym rozumu [Dn 2,21]. Ludzie wierzący w Boga rozumieją, że Boże postanowienia i sądy górują nad decyzjami polityków i władców świata. Jeśli Bóg postanowił na jakiś czas upokorzyć określone państwo, to z pewnością osiągnie swój cel. Nie ma sensu przeciwko woli Bożej stawać okoniem i do upadłego walczyć o swoje. Raczej czym prędzej powinniśmy podporządkowywać się rozstrzygnięciom Najwyższego. Leży to wręcz w naszym interesie, o czym pisałem 26 lutego 2022 roku. Nawet jeśli cały świat twierdzi co innego, lepiej posłuchać Słowa Bożego. Zwykli, uczciwi ludzie - w odróżnieniu od "polityków" - pod każdą flagą potrafią żyć, pracować, wychowywać dzieci i oddawać chwałę Bogu. Czasem - jak to ktoś inny ważny powiedział - trzeba mieć odwagę, by wywiesić białą flagę i pozwolić ludziom żyć.

Pismo Święte dobitnie świadczy, że żaden władca nie pójdzie dalej, niż Bóg mu na to pozwoli i żaden się nie zatrzyma, jeżeli Bóg nakazuje mu dalszą ekspansję. Faraon nie był w stanie zatrzymać Izraelitów w Egipcie, ponieważ Bóg ujął się za nimi i postanowił ich uwolnić. Żaden z narodów zamieszkujących Kanaan nie był w stanie utrzymać swojej ziemi, gdyż Bóg - z powodu ich niegodziwości - postanowił ich stamtąd wyplenić, a ich ziemię obiecał dać Izraelowi. Wiem, że takie myślenie oburza ludzi niewierzących. Nawet wielu dzisiejszych chrześcijan ma na ten temat przeciwne zdanie. "Co to za Bóg, który daje ziemię jednemu narodowi, zabierając ją innemu?" - usłyszałem przed laty w Hanowerze z ust zbuntowanej przeciwko Bogu pewnej córki pastora. Nie mam złudzeń, że biblijny punkt widzenia będzie coraz bardziej oburzał. Także liberalne chrześcijaństwo prędzej dokona reinterpretacji Słowa Bożego nadając mu nowego znaczenia, aniżeli zgodzi się z jego oryginalnym przesłaniem.

Jestem szczęściarzem, bo uwierzyłem Pismu Świętemu, a nie jest tak, jakoby miało zawieść Słowo Boże [Rz 9,6]. Dzięki temu mogę i mam odwagę w świetle Biblii oceniać otaczającą mnie rzeczywistość. Nic mi do polityki tego świata. Ona kieruje się własną logiką i nie pyta Boga o zdanie. Nie zabiegam więc o zrozumienie i poparcie ludzi niewierzących ani też chrześcijańskich liberałów. Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go [Łk 11,28]. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą [Mk 13,31] - powiedział Chrystus Pan. 

Powinnością chrześcijan wobec ludzi, którzy znaleźli się na celowniku sądów Bożych, jest okazywanie miłosierdzia i głoszenie im ewangelii. Trzeba przy tym uważać, aby Bogu - sprawującemu władzę nad narodami i pojedynczymi osobami - przez niezrozumienie Jego woli, jak to ujęła Job D. Grash w jednym z rozważań jej MOZAIKI - nie plątać się pod nogami.

18 lutego, 2025

Co siódmy dzień...

Biblia mówi, że Bóg przez sześć dni stwarzał świat, a siódmego dnia odpoczął od swoich dzieł. W związku z tym "co siódmy rok, co siódmy dzień" ustanowił zasadą dla swojego ludu. Przez sześć lat obsiewać będziesz ziemię swoją i zbierać jej plony, w siódmym zaś zostawisz ją odłogiem i nie uprawisz jej, niech pożywią się z niej ubodzy twego ludu, a tym, co pozostanie po nich, niech pożywią się zwierzęta polne; tak też postąpisz z twoją winnicą i z twoim ogrodem oliwnym. Sześć dni wykonywać będziesz swoje prace, ale dnia siódmego będziesz świętował, aby wypoczął twój wół i twój osioł i aby wytchnął syn twojej niewolnicy i przychodzeń [2Mo 23,10-12].

Posłuszeństwo Słowu Bożemu w tej sprawie dotyczy więc trzymania się cyklu - "co siódmy dzień". Sześć dni pracy i zajmowania się swoimi sprawami, a siódmy dzień ma być dniem całkowitego odpoczynku, poświęcony PANU. Istotą zaś tego przykazania nie jest samo odliczanie dni i celowanie w wybrany dzień tygodnia, a bliska, osobista społeczność z Synem Bożym, Jezusem Chrystusem. On bowiem jest ustawodawcą i panem rzeczywistego szabatu tj. odpocznienia. Pójdźcie do mnie wszyscy, którzyście spracowani i obciążeni, a Ja wam sprawię odpocznienie [Mt 11,28 BG]. Bez wiary w Niego człowiek nie może cieszyć się prawdziwym odpocznieniem, choćby przestrzegał wszystkich szabatowych przepisów Starego Przymierza. 

O siódmym dniu bowiem powiedział gdzieś tak: I odpoczął Bóg dnia siódmego od wszystkich dzieł swoich. A na tym miejscu znowu: Nie wejdą do odpocznienia mego. Skoro więc jest tak, że niektórzy do niego wejdą, a ci, którym najpierw była zwiastowana dobra nowina, z powodu nieposłuszeństwa nie weszli, przeto znowu wyznacza pewien dzień, dzisiaj, mówiąc przez Dawida po tak długim czasie, jak to przedtem zostało powiedziane: Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych. Gdyby bowiem Jozue wprowadził ich był do odpocznienia, nie mówiłby Bóg później o innym dniu. A tak pozostaje jeszcze odpocznienie dla ludu Bożego; kto bowiem wszedł do odpocznienia Jego, ten sam odpoczął od dzieł swoich, jak Bóg od swoich [Hbr 4,4-10].

Cała Biblia skupia naszą uwagę na osobie Syna Bożego. Prawdziwym i wspaniałym odpocznieniem dla apostołów Jezusa Chrystusa i wszystkich chrześcijan stało się Zmartwychwstanie Pańskie, które miało miejsce w pierwszym dniu po szabacie. A po sabacie, o świcie pierwszego dnia tygodnia, przyszła Maria Magdalena i druga Maria, aby obejrzeć grób. I oto powstało wielkie trzęsienie ziemi, albowiem anioł Pański zstąpił z nieba i przystąpiwszy odwalił kamień i usiadł na nim. A oblicze jego było jak błyskawica, a jego szata biała jak śnieg. A strażnicy zadrżeli przed nim ze strachu i stali się jak nieżywi. Wtedy anioł odezwał się i rzekł do niewiast: Wy się nie bójcie; wiem bowiem, że szukacie Jezusa ukrzyżowanego. Nie ma go tu, bo wstał z martwych, jak powiedział [Mt 28,1-6]. Dzieło odkupienia win i wyzwolenia z niewoli grzechu stało się faktem. Jako Arcykapłan wszystkich wierzących w Niego, zmartwychwstały Jezus wstąpił z przebłagalną ofiarą swojej krwi do niebiańskiej świątyni.

Dla ludu Bożego Nowego Przymierza dzień zmartwychwstania Jezusa Chrystusa od razu stał się dniem Pańskim i nową porą cotygodniowych zgromadzeń. A gdy nastał wieczór owego pierwszego dnia po sabacie i drzwi były zamknięte tam, gdzie uczniowie z bojaźni przed Żydami byli zebrani, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! [Jn 20,19]. A pierwszego dnia po sabacie, gdy się zebraliśmy na łamanie chleba, Paweł, który miał odjechać nazajutrz, przemawiał do nich i przeciągnął mowę aż do północy [Dz 20,7]. Tym właśnie odróżniają się chrześcijanie od Żydów, że dla uczczenia faktu Zmartwychwstania, naszym "co siódmym dniem" odpoczynku i zgromadzeń stała się niedziela. Nawiasem mówiąc np. w języku ros. niedziela to "воскресенье", to znaczy - zmartwychwstanie.

Ważnym argumentem dla chrześcijan zmagających się z naciskami środowisk judaizujących, niech będzie i to, że na tzw. soborze w Jerozolimie, gdy apostołowie Jezusa Chrystusa i starsi Kościoła pod kierownictwem Ducha Świętego rozstrzygali, co ze Starego Przymierza - poza prawem moralnym Dekalogu - należy praktykować w chrześcijaństwie, o szabacie w ogóle nie wspomniano. Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, by nie nakładać na was żadnego innego ciężaru oprócz następujących rzeczy niezbędnych: Wstrzymywać się od mięsa ofiarowanego bałwanom, od krwi; od tego, co zdławione, i od nierządu; jeśli się tych rzeczy wystrzegać będziecie, dobrze uczynicie. Bywajcie zdrowi [Dz 15,28-29]. 

Co siódmy dzień - to niekoniecznie wciąż musi być sobota. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa wyznaczyło nowy porządek rzeczy. Do zobaczenia więc w niedzielę, w pierwszym dniu po szabacie... 

14 lutego, 2025

Dlaczego doktryna jest aż tak ważna?

Większość dzisiejszych chrześcijan nie dba o prawowierność nauki. Nawet sporo pastorów i kaznodziejów przestało się nią przejmować. Priorytetem stały się dobre relacje i przyjazna atmosfera wzajemnych kontaktów. Chcesz mieć racje, czy relacje? - mawiają ludzie, przedkładając miłą zgodę ponad zgodność swych poglądów z Biblią. Tym samym deprecjonują, a nawet nieco wyśmiewają braci zatroskanych o biblijną poprawność nauczania w Kościele. Duch liberalizmu poprowadził wielu do reinterpretacji ewangelii Chrystusowej. Niektórzy własne nauczanie jawnie już stawiają ponad naukę apostołów Jezusa Chrystusa. Półki księgarń i strony serwisów chrześcijańskich wypełniły się mieszaniną prawdy z fałszem. Tymczasem nauka Jezusa Chrystusa i Jego apostołów jest prosta i zrozumiała. Gdyby ludzie czytali Biblię, a nie karmili się ludzkimi wywodami, trwaliby w nauce apostolskiej, we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach [Dz 2,41]. Nie byłoby potrzeby prowadzenia nieustannej polemiki w obronie wiary, bo nie byłoby ludzi wykrzywiających prostą drogę Pańską [zob. Dz 13,10].

Podstawowym powodem, dla którego bezdyskusyjnie winniśmy trzymać się Pisma Świętego, jest stanowisko samego Jezusa Chrystusa. I dziwili się Żydzi, i mówili: Skąd ta jego uczoność, skoro się nie uczył? Na to odpowiedział im Jezus, mówiąc: Nauka moja nie jest moją, lecz tego, który mnie posłał. Jeśli kto chce pełnić wolę Jego, ten pozna, czy ta nauka jest z Boga, czy też Ja sam mówię od siebie. Kto od siebie samego mówi, ten szuka własnej chwały; ale kto szuka chwały tego, który go posłał, ten jest szczery i nie ma w nim nieprawości [Jn 7,15-18]. Jezus jako Syn Człowieczy ściśle trzymał się Słowa Bożego. Bo Ja nie z siebie samego mówiłem, ale Ojciec, który mnie posłał, On mi rozkazał, co mam powiedzieć i co mam mówić. I wiem, że przykazanie jego jest żywotem wiecznym. Przeto, co Ja wam mówię, mówię tak, jak mi powiedział Ojciec [Jn 12,49-50].

Doktryna, tj. nauka chrześcijańska jest bardzo ważna, bo stanowi fundament i treść zbawczej wiary. Jesteśmy zbawieni nie dlatego, żeśmy sobie wymyśli sposób na życie wieczne, ale dlatego, że Bóg obdarował nas nim w Chrystusie Jezusie i nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni [Dz 4,12]. Ta pewność bierze się z posłuszeństwa i zawierzenia Słowu Bożemu. Wiara tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe [Rz 10,17]. Apostołowie Jezusa Chrystusa otrzymali zadanie głoszenia Słowa Bożego wszystkim narodom, żeby je przywieść do posłuszeństwa wiary [Rz 16,26], albowiem cokolwiek nie jest z wiary, grzechem jest [Rz 14,23 BG]. Lecz Bogu niech będą dzięki, że wy, którzy byliście sługami grzechu, przyjęliście ze szczerego serca zarys tej nauki, której zostaliście przekazani [Rz 6,17]. Wszyscy prawdziwi chrześcijanie są zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, którego kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus, na którym cała budowa mocno spojona rośnie w przybytek święty w Panu [Ef 2,20-21].

Ewangelia Chrystusowa musi być bardzo ważna, skoro ludzie zmieniający jej wydźwięk lub zawartość, narażają się na sąd Boży. Dziwię się, że tak prędko dajecie się odwieść od tego, który was powołał w łasce Chrystusowej do innej ewangelii, chociaż innej nie ma; są tylko pewni ludzie, którzy was niepokoją i chcą przekręcić ewangelię Chrystusową. Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty! Jak powiedzieliśmy przedtem, tak i teraz znowu mówię: Jeśli wam ktoś zwiastuje ewangelię odmienną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty! [Ga 1,6-9]. Wykraczanie poza granice nauki apostolskiej oznacza wręcz utratę społeczności z Bogiem. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie [2Jn 1,9-10].

Biblia mówi, że doktryna chrześcijańska ma być nienaruszalna. Żaden pastor, kaznodzieja czy nauczyciel Słowa Bożego, nie ma prawa interpretować Pisma Świętego po swojemu. To, że ktoś miał sen, albo że jakaś "odkrywcza" myśl przyszła mu do głowy, nie upoważnia go do nowego podejścia do nauki apostolskiej i głoszenia nowatorskich poglądów. Przede wszystkim to wiedzcie, że wszelkie proroctwo Pisma nie podlega dowolnemu wykładowi. Albowiem proroctwo nie przychodziło nigdy z woli ludzkiej, lecz wypowiadali je ludzie Boży, natchnieni Duchem Świętym [2Pt 1,20-21]. Dlatego troską apostołów Jezusa Chrystusa było należyte formowanie nowo nawróconych chrześcijan. Dzieci moje, znowu w boleści was rodzę, dopóki Chrystus nie będzie ukształtowany w was [Ga 4,19]. Brak ukształtowania poglądów wg myśli Chrystusowej grozi niebezpieczeństwem rozmijania się z naukami apostolskimi, bo są w nich pewne rzeczy niezrozumiałe, które, podobnie jak i inne pisma, ludzie niewykształceni i niezbyt umocnieni przekręcają ku swej własnej zgubie [2Pt 3,16]. 

Trzymanie się zdrowej nauki jest ważne, skoro szatan tak bardzo stara się ją zanieczyszczać posługując się fałszywymi apostołami, pracownikami zdradliwymi, którzy tylko przybierają postać apostołów Chrystusowych. I nic dziwnego; wszak i szatan przybiera postać anioła światłości [2Ko 11,13-14]. Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie [Kol 2,8]. Skąd ludziom przyszłoby do głowy, - bo przecież nie z samego czytania Biblii - że np. każda choroba jest od diabła, że trzeba wizualizować własne sukcesy, sprowadzać obecność Bożą, albo że chrześcijanie powinni dążyć do przejmowania wpływów w kluczowych sferach funkcjonowania społeczeństw? Bylibyśmy dalecy od takich pomysłów, gdyby nie nauczyciele spod znaku "Słowa Wiary" lub Reformacji Nowoapostoskiej (ang. New Apostolic Reformation NAR). To z powodu kogoś takiego, kto inaczej naucza i nie trzyma się zbawiennych słów Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz nauki zgodnej z prawdziwą pobożnością [1Tm 6,3] jest tyle dezorientacji, rozbieżności poglądów i rozdarcia w środowisku ewangelicznego chrześcijaństwa.

Napatrzyłem się już i nasłuchałem ludzi, którzy co sezon głoszą co innego. Kilka lat temu znany nauczyciel ruchu wiary nagle konwertował na rzymski katolicyzm. Niektórzy pastorzy już parę razy przepraszali za propagowanie doktryny dobrobytu, a dzisiaj znowu ją głoszą. Ludzie spod znaku "Polska dla Jezusa", dawni liderzy tzw. "ruchu wstawienników", od lat ogłaszają swe wpływy na kraj, a jedyne, co widać, to ich coraz większą współpracę z kościołem katolickim i przyjaźń ze światem. Są tacy, którzy swego czasu  podróżowali po namaszczenie do Toronto, do Pensacoli, do Lakeland i do innych miejsc, ogłaszając po powrocie kolejne przebudzenia w Polsce. Było sporo emocji, wzniosłych haseł i zapowiedzi cudownych uzdrowień. Żyję tu i widzę, co z tego naprawdę miało miejsce. Chrystus Pan wskazuje na wartość trwania w Słowie Bożym. Jeżeli wytrwacie w Słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie [Jn 8,31]. To nie znaki i cuda, a nauczanie Słowa Bożego umacnia nas w wierze.

Jednym słowem, nie ma w tym ani cienia przesady, że trwanie w zdrowej nauce chrześcijańskiej jest naprawdę ważne! Dopóki nie przyjdę, pilnuj czytania, napominania, nauki. (…) Pilnuj siebie samego i nauki, trwaj w tym, bo to czyniąc, i samego siebie zbawisz, i tych, którzy cię słuchają [1Tm 4,13-16]. 

Czytajmy Biblię. Codziennie rozważajmy Słowo Boże i żyjmy zgodnie z Pismem Świętym.

12 lutego, 2025

Wystarczy podobieństwo do Jezusa

Statystyczny chrześcijanin ewangeliczny żyje pod presją. Oczekuje się od niego, a nawet wymaga rozmaitej aktywności: Wolontariatu przy obsłudze imprez. Udziału w coraz to nowych konferencjach, szkoleniach i akcjach. Hojnej ofiarności. Aplauzu. Dyspozycyjności. Zaangażowania w walkę duchową. Wiary w przebudzenie. Werbowania nowych osób do służby. Kreatywności itd. Dzisiejsi przywódcy kościelni, podobnie jak w czasach Jezusa, potrafią być bardzo wymagający. Bo wiążą brzemiona ciężkie i nieznośne, i kładą je na ramiona ludzkie, lecz palcem swoim nie chcą ich ruszyć. A wszystkie uczynki swoje czynią, aby byli widziani od ludzi, i rozszerzają bramy swoje, i rozpuszczają podołki płaszczów swoich. Nadto miłują pierwsze miejsca na wieczerzach, i pierwsze stołki w bóżnicach. I pozdrawiania na rynkach, i aby je nazywali ludzie: Mistrzu, mistrzu! Ale wy nie nazywajcie się mistrzami; albowiem jeden jest mistrz wasz, Chrystus; ale wy jesteście wszyscy braćmi [Mt 23,4-8. BG].

Stąd moja propozycja, aby wsłuchać się w następujące słowa Chrystusa Pana: Nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad swego pana; Wystarczy uczniowi, aby był jak jego mistrz, a sługa jak jego pan [Mt 10,24-25]. Nie masz ucznia nad mistrza, ale należycie będzie przygotowany każdy, gdy będzie jak jego mistrz [Łk 6,40]. Powszechnie wiadomo, że naszym Mistrzem jest Jezus Chrystus. Jednakowoż ważną rolę w życiu chrześcijan odgrywają też osoby, które głosiły nam ewangelię. Słusznie okazujemy  im wdzięczność i szacunek, bo przecież przyprowadziły nas do Boga. Szacunek ten wyrażamy m.in. poprzez wzorowanie się na tych osobach i naśladowanie ich sposobu życia. Taki stosunek miał młody Tymoteusz do apostoła Pawła. Lecz ty poszedłeś za moją nauką, za moim sposobem życia, za moimi dążnościami, za moją wiarą, wyrozumiałością, miłością, cierpliwością, za moimi prześladowaniami, cierpieniami, które mnie spotkały… [2Tm 3,10-11]. Święty Paweł był dla innych chrześcijan dobrym nauczycielem. Ale ty trwaj w tym, czegoś się nauczył i czego pewny jesteś, wiedząc, od kogoś się tego nauczył [2Tm 3,14].

Niestety, nie każdy z naszych pierwszych nauczycieli chrześcijańskich powinien stawać się naszym wzorcem. Bywa, że poddajemy się wpływom osób, które urokiem osobistym lub siłą słownej perswazji zaczynają zwodzić nas na duchowe manowce. Piszę to, nie aby was zawstydzić, lecz aby was napomnieć, jako moje dzieci umiłowane. Bo choćbyście mieli dziesięć tysięcy nauczycieli w Chrystusie, to jednak ojców macie niewielu; wszak ja was zrodziłem przez ewangelię w Chrystusie Jezusie. Proszę was tedy, bądźcie naśladowcami moimi [1Ko 4,14-16]. Apostoł Paweł czuł się odpowiedzialny za prawowierność osób, które przyprowadził do Chrystusa. Zasmucało go i dziwiło, gdy jego duchowe dzieci łatwo ulegały obcym wpływom. Dziwię się, że tak prędko dajecie się odwieść od tego, który was powołał w łasce Chrystusowej do innej ewangelii, chociaż innej nie ma; są tylko pewni ludzie, którzy was niepokoją i chcą przekręcić ewangelię Chrystusową [Ga 1,6-7].

W tym rozważaniu chcę się zmierzyć z obciążającym nas poglądem, że w chrześcijaństwie chodzi o ciągłe parcie do przodu, o wciąż nowe przełomy duchowe, o stawianie sobie nowych celów i przekraczanie granic samego siebie. Nieraz słyszę, jak namawiający nas do tego ludzie opierają swoje apele o słowa Jezusa: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie; bo Ja idę do Ojca [Jn 14,12]. Wyjaśnijmy, co kryje się za powyższą zapowiedzią czynienia rzeczy większych. Wg samego Jezusa miało tak być dlatego, że On poszedł do Ojca. Przywołajmy w tym celu inne słowa Chrystusa Pana: Lecz Ja wam mówię prawdę: Lepiej dla was, żebym Ja odszedł. Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę go do was. A On, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, i o sprawiedliwości, i o sądzie [Jn 16,7-8]. Teraz Duch Święty napełnia wszystkich prawdziwych chrześcijan rozsianych na całym świecie i poprzez nich doprowadza do pokuty znacznie więcej ludzi, niż za czasów, gdy Jezus chodził po ziemi. Wg Pulitzer Center, założonej w 2006 roku amerykańskiej organizacji medialnej,  aktualnie każdego dnia 35 tysięcy ludzi na świecie doświadcza nowego narodzenia z Ducha Świętego. Nie chodzi więc o to, że mamy się starać o dokonywanie większych cudów od tych, które czynił Jezus. Większe rzeczy dzieją się za sprawą Ducha Świętego, którego Pan posłał na świat. Naszą powinnością jest po prostu naśladowanie Jezusa. On jest dla nas niedoścignionym wzorem, który zarazem nie przytłacza nas sobą i nie obciąża. Powiedział: Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie [Mt 11,29-30].

Przyjrzyjmy się zatem, jak wyraża się nasze podobieństwo do Jezusa. Po pierwsze, następuje ono poprzez duchowe odrodzenie, tj. narodzenie się z wody i z Ducha. Czyż nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć Jego zostaliśmy ochrzczeni? Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z Nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili. Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo Jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo Jego zmartwychwstania [Rz 6,3-5]. Upodobniamy się do Jezusa w Jego śmierci i w Jego zmartwychwstaniu. On umarł za nasze grzechy, aby zdjąć z nas karę wiecznego potępienia. My poprzez opamiętanie umieramy dla grzechu! A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami [Ga 5,24]. On zmartwychwstał, aby nas pojednać z Bogiem. Kto wierzy w Niego, powstaje z martwych i prowadzi nowe życie. Żeby poznać Go, i doznać mocy zmartwychwstania Jego, i uczestniczyć w cierpieniach Jego, stając się podobnym do Niego w Jego śmierci, aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania [Flp 3,10-11]. Na tym polega nasze zasadnicze podobieństwo do Jezusa.

Po drugie, podobieństwo do Jezusa wyraża się pielęgnowaniem osobistej społeczności z Bogiem. On trzymał się tego, co słyszał od Ojca. Nic nie czynię sam z siebie, lecz tak mówię, jak mnie mój Ojciec nauczył. A Ten, który mnie posłał, jest ze mną; nie zostawił mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba [Jn 8,28-29]. Poświęcał też wiele czasu na modlitwę. I stało się w tych dniach, że wyszedł na górę, aby się modlić, i spędził noc na modlitwie do Boga [Łk 6,12]. Tak praktykowaną więź z Bogiem zalecił również nam. A gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy, gdyż oni lubią modlić się, stojąc w synagogach i na rogach ulic, aby pokazać się ludziom; zaprawdę powiadam wam: Otrzymali zapłatę swoją. Ale ty, gdy się modlisz, wejdź do komory swojej, a zamknąwszy drzwi za sobą, módl się do Ojca swego, który jest w ukryciu, a Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odpłaci tobie. A modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie; albowiem oni mniemają, że dla swej wielomówności będą wysłuchani [Mt 6,5-7].

Po trzecie, nasze podobieństwo do Jezusa uwidocznia się poprzez miłowanie Boga i bliźniego. Wie o tym każdy czytelnik Biblii. Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej [5Mo 6,5]. Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem; abyście się i wy wzajemnie miłowali [Jn 13,34], …albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. A to przykazanie mamy od Niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego [1Jn 4,20-21].

Po czwarte, podobieństwo do Jezusa wyraża się normalną otwartością na kontakty z ludźmi. A trzeciego dnia było wesele w Kanie Galilejskiej i była tam matka Jezusa. Zaproszono też Jezusa wraz z jego uczniami na to wesele [Jn 2,1-2]. Jezus nie stronił od spotkań z różnymi osobami. A kiedy potem siedział przy stole w domu jego, siedziało z Jezusem i jego uczniami wielu celników i grzeszników, bo wielu ich było, którzy chodzili za Nim [Mk 2,15]. Swego czasu wprosił się do domu Zacheusza. Czytamy też, że podczas wieczerzy paschalnej jeden z Jego uczniów, którego Jezus miłował, siedział przy stole przytulony do Jezusa [Jn 13,23].

Podobieństwo do Jezusa polega też na przykładnym życiu codziennym i trwaniu w lokalnej wspólnocie wierzących. I poszedł z nimi, i przyszedł do Nazaretu, i był im uległy. (…) Jezusowi zaś przybywało mądrości i wzrostu oraz łaski u Boga i u ludzi [Łk 2,51-52]. Taki był Jezus w wieku kilkunastu lat. Wyrobił w sobie też zwyczaj, by w dniu Pańskim brać udziału w zgromadzeniu ludu Bożego. I przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował, i wszedł według zwyczaju swego w dzień sabatu do synagogi, i powstał, aby czytać [Łk 4,16].

Po szóste, nasze podobieństwo do Jezusa uwidocznia się wówczas, gdy w swoim otoczeniu głosimy ewangelię. Odtąd począł Jezus kazać i mówić: Upamiętajcie się, przybliżyło się bowiem Królestwo Niebios [Mt 4,17]. I stało się potem, że chodził po miastach i wioskach, zwiastując dobrą nowinę o Królestwie Bożym, a dwunastu z Nim [Łk 8,1]. I wreszcie, po siódme, podobieństwo do Jezusa polega na trzymaniu się obranego celu. On był świadomy tego, po co znalazł się na ziemi. Konsekwentnie więc, dzień po dniu pełnił wolę Ojca, zmierzając do chwili ofiarowania się za nasze grzechy. Dlatego Ojciec miłuje mnie, iż Ja kładę życie swoje, aby je znowu wziąć. Nikt mi go nie odbiera, ale Ja kładę je z własnej woli [Jn 10,17-18]. Teraz dusza moja jest zatrwożona, i cóż powiem? Ojcze, wybaw mnie teraz od tej godziny? Przecież dlatego przyszedłem na tę godzinę [Jn 12,27].

Jak wynika z omówionej wyżej charakterystyki życia Jezusa, podobieństwo do Niego nie polega na stawianiu sobie niebotycznych wymagań. Upodobniamy się do Jezusa poprzez narodzenie się z wody i z Ducha, pielęgnowanie osobistej społeczności z Bogiem trwając w Słowie Bożym i modlitwie oraz poprzez udział w życiu lokalnej wspólnoty Kościoła. Przy tym mamy na uwadze pełnienie codziennych obowiązków w domu, szkole i w pracy. Takie jest normalne życie naśladowcy Jezusa Chrystusa. Nie dajmy sobie wkręcać, że chrześcijaństwo wymaga stawiania sobie ciągle nowych wyzwań, życia na poziomie nadnaturalnym i wykazywania się duchowymi sukcesami. Panie, nie wywyższa się serce moje i nie wynoszą się oczy moje; Ani nie chodzi mi o rzeczy zbyt wielkie i zbyt cudowne dla mnie. Zaiste, uciszyłem i uspokoiłem mą duszę; Jak dziecię odstawione od piersi u swej matki, tak we mnie spokojna jest dusza moja [Ps 131,1-2].

Boży plan i przeznaczenie dla każdego z nas jest zdumiewająco proste. A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia Jego są powołani. Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna Jego… [Rz 8,28-29]. Nie musimy ulegać naciskom ze strony ludzi. Nie każdym zaproszeniem należy się przejmować. Niekoniecznie trzeba brać udział we wszystkich eventach i konferencjach. Nie jesteśmy zobowiązani do spełniania ludzkich oczekiwań. Wystarczy nam podobieństwo do Jezusa! Nie masz ucznia nad mistrza, ale należycie będzie przygotowany każdy, gdy będzie jak jego mistrz [Łk 6,40]. Amen.

04 lutego, 2025

Niezapomniane ale przebaczone!

Czy po dokonaniu przestępstwa można spać spokojnie? Na złodzieju czapka gore - głosi stare porzekadło. Innymi słowy, człowiek o nieczystym sumieniu nie potrafi ukryć lęku przed zdemaskowaniem i w ten sposób tym bardziej ściąga na siebie podejrzenia. Jest przeklęty, bo wciąż musi ukrywać, udawać i uciekać. Człowiek, który się splamił krwią ludzi niewinnych będzie musiał uciekać aż do swego grobu i nikt nie będzie w stanie go zatrzymać [Prz 28,17]. Wprawdzie każdego roku w Polsce tysiące dochodzeń umarza się z powodu niewykrycia sprawców, lecz przestępcy dobrze wiedzą, że umorzenie wcale nie oznacza zakończenia problemów. W każdym województwie działają bowiem policyjne jednostki Archiwum X, które odgrzebują stare sprawy. Nawet po kilkudziesięciu latach potrafią wytropić i skazać winnego. Corocznie w zainteresowaniu owych policjantów jest kilkaset niewyjaśnionych wcześniej przestępstw.

W tych dniach czytam Księgę Rodzaju. Dziesięciu synom patriarchy Jakuba, którzy sprzedali swego brata Józefa, udawało się tuszować ich podły czyn do czasu, gdy poszli po żywność do Egiptu. Tam się okazało, jak wiele obaw i wyrzutów sumienia ich obciąża. Wszystkich ogarnął lęk. Drżąc, pytali siebie nawzajem: Dlaczego Bóg nam to czyni? [1Mo 42,28]. Wiedzieli, co mają za uszami. Wyczuwali, że nadchodzi nieuchronna chwila ujawnienia całej prawdy. Nie mieli prawa spodziewać się niczego dobrego. Józef po mistrzowsku poprowadził ich do pokuty, początkowo niczego im nie ułatwiając. Wprost przeciwnie, celowo pognębił ich trochę, aby odczuli dyskomfort grzechu. Dopiero za drugim razem dał się im poznać, jednocześnie okazując braciom wielką wspaniałomyślność. Jakże dramatyczna a zarazem szczęśliwa i piękna była to dla nich chwila!

Każdy z nas nosi w sobie rozmaite tajemnice oraz ciężar przeszłych myśli i czynów. Niektóre z nich bardzo nam ciążą, bo wyjątkowo źle o nas świadczą. Potrzebujemy oczyszczenia. Do faktycznego opamiętania nie dochodzi jednak łatwo i bezboleśnie. Bywa, że Bóg pozwala grzechowi hańbić nas całymi latami, abyśmy nabrali do grzechu szczerej niechęci. Ty wysłuchujesz modlitwy, do ciebie przychodzi wszelki człowiek z wyznaniem grzechów. Gdy zbytnio ciążą nam występki nasze, Ty je przebaczasz [Ps 65,3-4]. Biblijny król Dawid też nie od razu był gotowy do prawdziwej pokuty. Dopiero wówczas, gdy prorok Natan obudził w nim sumienie, zawołał do Boga: Obmyj mnie zupełnie z mej winy i oczyść mnie z mego grzechu! Gdyż jestem świadom swych przestępstw, mój grzech mam wciąż przed oczami [Ps 51,2-3]. Dla Boga liczy się szczerość nawrócenia grzesznika.  Grzech mój wyznałem Tobie i winy mojej nie ukryłem. Rzekłem: Wyznam występki moje Panu; wtedy Ty odpuściłeś winę grzechu mego [Ps 32,5].

W ciągu wielu lat służby duszpasterskiej napatrzyłem się na setki nieprawdziwych aktów opamiętania. Myślę, że czasem do tej powierzchowności przyczyniają się sami chrześcijanie, skracając grzesznikom czas pokuty, uspakajając ich rozedrgane od żalu serca i oczekując od nich radości, podczas gdy jeszcze nie zdążyli całej swej skruchy należycie wypłakać. Taka posługa podczas duchowych narodzin sprawia, że ludzie ani nie mają prawdziwej wolności od grzechu, ani nie cieszą się pełnią radości zbawienia. Na szczęście bywam świadkiem wielu prawdziwych nawróceń. Błogosławiony ten, któremu odpuszczono występek, którego grzech został zakryty! Błogosławiony człowiek, któremu Pan nie poczytuje winy, a w duchu jego nie ma obłudy! [Ps 32,1-2]. Ależ to jest radość! Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości [1Jn 1,9]. Krew Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu. 

Nigdy nie zapomnę moich grzechów. Bóg wszakże obiecał mi ich nie pamiętać, bo wyznałem je Bogu i dzięki ofierze Jezusa Chrystusa zostałem z nich usprawiedliwiony. Sprawa zamknięta na zawsze! Jestem czysty, wolny i szczęśliwy. A Ty?

Nie pamiętaj mych przestępstw i grzechów młodości, niech łaska przyświeca Twej pamięci o mnie, proszę o to ze względu na Twą dobroć, PANIE [Ps 25,7].

01 lutego, 2025

Moje spotkanie z Jakubem Kamińskim

Osiem lat temu, gdy dotarła do mnie wiadomość, że młodziutki ewangelista z Gołdapi z wielką pasją głosi ewangelię, postanowiłem przyjrzeć mu się bliżej. Pojechałem na umówione z nim spotkanie i po uzgodnieniu kilku szczegółów zaprosiłem go do posługi w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku. Poza zorganizowaniem ewangelizacji przyświecały mi dwa dodatkowe cele. Po pierwsze, ludziom z naszego Zboru, którzy słyszeli już o Jakubie Kamińskim, chciałem stworzyć możliwość spotkania się z nim i posłuchania go tutaj na miejscu, we własnym Zborze. A po drugie, obserwując, że ów młody ewangelista związuje się ze środowiskami Reformacji Nowoapostolskiej - wieszczącej zmierzch kościołów instytucjonalnych i rozkwit niezależnych kościołów pod przywództwem nowych apostołów i proroków - pomyślałem, że może podczas niedzielnego obiadu na Olszynce, uda mi się zawrócić go z tej drogi i pozyskać do służby na rzecz zdrowej ewangelii. Przecież w Polsce wciąż jest bardzo dużo biblijnych zborów, którym przydałoby się wsparcie ze strony ewangelisty, z pasją głoszącego zdrową ewangelię. Mogłem żywić taką nadzieję, bowiem podczas spotkania w Gołdapi Jakub powiedział, że jego celem nie jest zakładanie nowego kościoła, a służenie kościołom istniejącym.

W dniu 24 czerwca 2017 roku z różnych stron Polski najechało się do naszego Zboru sporo wielbicieli Jakuba Kamińskiego, co z pewnością miało wpływ na przebieg spotkania. Zrobiło się głośno i bardzo - jak na nasz Zbór - nienaturalnie. Nie inaczej było w niedzielę 25 czerwca. Ewangelista częściowo uszanował zgłoszony przeze mnie już w Gołdapi warunek, że jego żona, która w ich nomenklaturze też jest pastorem, nie będzie wśród nas wygłaszać kazania. Wystąpiła wprawdzie z krótkim apelem, ale główne przesłanie - już wtedy ze sporą dozą wątków finansowych - rzeczywiście miał Jakub. Część ludzi była poruszona. Ktoś stwierdził, że było to dla naszego Zboru bardzo rozciągające. Niektórzy wyrażali zachwyt, lecz raczej nie Jezusem Chrystusem, a bardziej samym Jakubem. Przekonałem się o tym następnego dnia, gdy kilka osób przyjechało na zapowiedziane spotkanie po-ewangelizacyjne. Gdy usłyszeli, że Jakuba już nie ma, natychmiast odjechali, nie zainteresowani rozmową o naśladowaniu Jezusa ze zwykłym pastorem.

Nadszedł czas niedzielnego obiadu. Moja żona i synowa przygotowały posiłek i zasiedliśmy do stołu. Po wymianie rozmaitych wrażeń, przy poobiedniej kawie miałem wreszcie możliwość otwartej rozmowy na wspomniany wcześniej temat. Niestety, szybko stało się jasne, że Jakub nie przyjechał słuchać moich rad i próśb. Zrobiło mi się przykro, bo nawet nie postarał się choć trochę wsłuchać w moje słowa. Nie był też zainteresowany historią, jak Bóg nas prowadził w ostatnich latach. Chyba trochę rozczarowany brakiem naszego aplauzu, popędził dalej w swoim kierunku... Tak skończył się mój kontakt z Jakubem Kamińskim. Moja próba włączenia go w służbę ewangelii Chrystusowej spełzła na niczym. Do dzisiaj jest mi smutno, bo bardzo chciałem, żeby ten młody, zapalony kaznodzieja, służył Słowu Bożemu, a nie wytwarzaniu „produktu kościelno-podobnego”, oferowanego ludziom za coraz to odważniejsze kwoty.

Ponad czterdzieści lat służę Bogu w Kościele Zielonoświątkowym. Traktuję to jako zaszczyt, że mogę to robić w ramach klasycznego ruchu zielonoświątkowego, nauczając Słowa Bożego i w ten sposób dbając o duchowe dziedzictwo, pozostawione nam przez naszych ojców w wierze. Wiem, że do mojej wspólnoty kościelnej przenikają coraz to nowe trendy i nauki, tu i ówdzie zyskując sobie gorliwych zwolenników. Reformacja Nowoapostolska, której niegdyś, w ślad za amerykańską denominacją Zborów Bożych (ang. Assemblies of God) potrafiliśmy się przeciwstawić, teraz już swobodnie infiltruje nasze zbory, wyławiając dla swoich celów wielu gorliwych i aktywnych chrześcijan. Niedobrze się dzieje, że w Kościele Zielonoświątkowym nie mamy już Komisji Doktrynalnej, która stałaby na straży zdrowej nauki obowiązującej w naszym środowisku. Uleganie urokom błyskotliwych postaci spod znaku Reformacji Nowoapostolskiej i uwierzytelnianie ich poprzez organizowanie wspólnych eventów, skutkuje coraz mniejszą troską o wierność Słowu Bożemu. 

Już dzisiaj zbory Kościoła Zielonoświątkowego - np. pod względem nauczania i charakteru praktykowanej pobożności - do tego stopnia różnią się między sobą, że grozi to utratą wewnętrznej spójności, a nawet i naszej wspólnej tożsamości. Wykorzystując właściwą nam otwartość duchową, duch piewców Reformacji Nowoapostolskiej zwodzi nas w stronę ich chrześcijaństwa konferencyjnego, ze szkodą dla organicznej działalności lokalnych zborów Kościoła. Rzeczony Jakub Kamiński w tym procesie odegrał już całkiem pokaźną rolę.

Na koniec, czy w zborach biblijnych kościołów w Polsce naprawdę brakuje jakiejkolwiek refleksji, że corocznie ogłaszane na konferencjach przełomy duchowe jakoś wcale nie mają miejsca? Że szkoły, do których werbuje się naszych członków, przynoszą profity duchowe i materialne oraz tworzą przyszłe kadry przede wszystkim dla ludzi, którym - jak żerującej na drzewie jemiole - tylko na tyle zależy na nas, na ile mogą ciągnąć z nas odżywcze soki?