Żyjemy w czasach mody na przeróżne platformy. Domyślam się, że mają one stanowić świadectwo otwartości i rozległych horyzontów ich twórców. Umożliwiają równoczesną prezentację odmiennych poglądów i koncepcji, stwarzając przy tym wrażenie jedności.
Chociaż prawda jest taka, że każdy pozostaje sobą i dba o swój interes, to jednak obecność na danej platformie pozwala uniknąć zarzutów o izolowanie się i sekciarstwo. Czy jednak robienie miejsca dla wszystkich, udzielanie każdemu poparcia i łączenie w jedno dwóch różnych strumieni można zaliczyć do postaw zgodnych z Pismem Świętym?
Bóg organizując życie swego narodu w Ziemi Obiecanej udzielił następującej instrukcji: Jam jest Pan! Będziecie przestrzegać ustaw moich. Nie będziesz twego bydła parzył z odrębnym gatunkiem. Twego pola nie będziesz obsiewał dwojakim gatunkiem ziarna i nie wdziewaj na siebie szaty zrobionej z dwóch rodzajów przędzy [3Mo 19,19].
Jednym słowem, z jakiegoś powodu, którego tutaj nie będziemy wyjaśniać, Bóg nie chciał aby Jego ludzie mieszali ze sobą to, co z natury rzeczy jest różne i od siebie odmienne.
W świetle Biblii zdolność rozumienia tych różnic nie jest tylko sztuką dla sztuki. Pozwala zachować porządek Bożego stworzenia, a w zastosowaniu do wartości niewymiernych, na przykład, zabezpiecza prawdę przed jej zafałszowywaniem.
Dziś w łączeniu ze sobą odmiennych wartości nie tylko nie widzi się żadnego problemu, ale w wielu środowiskach uznaje to wręcz za cnotę. Jednakże Biblia niezmiennie nakazuje trzymanie się praktyki odróżniania jednego od drugiego. A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe [Rz 12,2].
Tak też modlił się apostoł Paweł w trosce o stan duchowy Filipian: I o to modlę się, aby miłość wasza coraz bardziej obfitowała w poznanie i wszelkie doznanie, abyście umieli odróżniać to, co słuszne, od tego, co niesłuszne, abyście byli czyści i bez nagany na dzień Chrystusowy [Flp 1,9–10].
Chrześcijanie nie tylko sami powinni wiedzieć, co jest dobre i słuszne, ale są zobowiązani też i dla innych oświecać drogę w tych sprawach, przynajmniej nie wysyłając im sprzecznych sygnałów. Przecież wystarczy przez chwilę posłuchać śp. Dawida Wilkersona, aby odkryć, że raczej nie życzyłby sobie, aby umieszczać go w jednej ramce i polecać wespół z Joyce Meyer.
Jeżeli chcemy mieć duchowe prawo do wypowiadania się w sprawach wiary, to jesteśmy zobowiązani aż do końca dbać o utrzymanie wyraźnych granic pomiędzy tym, co prawdziwe a tym, co fałszywe. Nie można jednocześnie popierać i jednego, i drugiego.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
28 czerwca, 2011
27 czerwca, 2011
Nie wszystko w sieci jest zdrową rybą
Dziś Światowy Dzień Rybołówstwa. Został on ustanowiony i wyznaczony na 27 czerwca przez Światową Konferencję ds. Rybołówstwa w celu propagowania świadomości, że z powodu ograniczonych zasobów wód na całym świecie zachodzi pilna potrzeba mądrzejszej eksploatacji światowych łowisk. W przeciwnym razie nie będziemy mieli co łowić w przyszłości.
Sytuacja nie wygląda dobrze. Trzy czwarte łowisk na świecie zostało przesadnie przetrzebione. Stu dwudziestu z dwustu najpopularniejszych gatunków ryb grozi wyginięcie. Nawet w Europie z powodu zbyt dużej ilości statków rybackich, na większości łowisk odławia się zdecydowanie za dużo ryb. Zachodzi przeba bardziej przemyślanej i zrównoważonej gospodarki tymi zasobami.
Gdy myślę dziś o łowieniu ryb i pustych łowiskach, to przypomina mi się niezwykła historia ewangeliczna. Pewnego dnia Jezus pojawił się nad brzegiem jeziora Galilejskiego i poprosił Piotra o umożliwienie mu przemawiania do tłumów z jego łodzi. A gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wyjedź na głębię i zarzućcie sieci swoje na połów. A odpowiadając Szymon, rzekł: Mistrzu, całą noc ciężko pracując, nic nie złowiliśmy; ale na Słowo twoje zarzucę sieci. A gdy to uczynili, zagarnęli wielkie mnóstwo ryb, tak iż się sieci rwały. Skinęli więc na towarzyszy w drugiej łodzi, aby im przyszli z pomocą, i przybyli, i napełnili obie łodzie, tak iż się zanurzały [Łk 5,4–7]. Nie trzeba było naturalnymi metodami odbudowywać łowiska w Galilei. Na słowo Jezusa w jednej chwili zaroiło się ono od ryb!
W innych sprawach też tak nieraz bywa, że chociaż sytuacja wgląda źle i nie rokuje żadnej nadziei, nagle następuje jakaś tajemnicza zmiana okoliczności. Niemożliwe staje się możliwym! Oczywiście, jak najbardziej należy naturalnymi metodami dążyć do poprawy sytuacji, lecz tam, gdzie wierzy się w Jezusa Chrystusa, zawsze też można spodziewać się cudu.
Z łowieniem ryb zawsze tak było, że obok rybackiego kunsztu, najzwyczajniej w świecie potrzebna też jest i odrobina szczęścia. Żaden rozsądny rybak ruszając na połów nie może być pewny tego, co złowi. Raczej pokornie przyjmuje prawdę o zależności powodzenia swoich łowów od rozmaitych czynników, na które nie ma wpływu.
Przy okazji tego niezwykłego połowu Szymon Piotr usłyszał z ust Jezusa: Nie bój się, od tej pory ludzi łowić będziesz [Łk 5,10]. To wprawdzie całkiem inna kategoria łowienia, jednak i tu - chociaż łowisko wydaje się być opustoszałe - rybak ludzkich dusz w każdej chwili może przeżyć radość, widząc jak zaludnia się ono zgłodniałymi duszami, łaknącymi Słowa Bożego. Tym bardziej, że całkowicie zależy to od łaski Bożej, bo - jak powiedział Jezus - nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który mnie posłał [Jn 6,44]. Na szczęście Bóg chce zbawienia grzeszników.
Pełna sieć to przyjemne uczucie. Jednak nie wszystko w sieci jest zdrową rybą. Rzecz przecież nie w tym, żeby jak najwięcej nałowić czegokolwiek, lecz żeby złowić ryby dobre. Trzeba je więc następnie oddzielić od tego, co złowione przypadkowo i co bezużyteczne, a to już nie jest takie miłe zajęcie...
Sytuacja nie wygląda dobrze. Trzy czwarte łowisk na świecie zostało przesadnie przetrzebione. Stu dwudziestu z dwustu najpopularniejszych gatunków ryb grozi wyginięcie. Nawet w Europie z powodu zbyt dużej ilości statków rybackich, na większości łowisk odławia się zdecydowanie za dużo ryb. Zachodzi przeba bardziej przemyślanej i zrównoważonej gospodarki tymi zasobami.
Gdy myślę dziś o łowieniu ryb i pustych łowiskach, to przypomina mi się niezwykła historia ewangeliczna. Pewnego dnia Jezus pojawił się nad brzegiem jeziora Galilejskiego i poprosił Piotra o umożliwienie mu przemawiania do tłumów z jego łodzi. A gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wyjedź na głębię i zarzućcie sieci swoje na połów. A odpowiadając Szymon, rzekł: Mistrzu, całą noc ciężko pracując, nic nie złowiliśmy; ale na Słowo twoje zarzucę sieci. A gdy to uczynili, zagarnęli wielkie mnóstwo ryb, tak iż się sieci rwały. Skinęli więc na towarzyszy w drugiej łodzi, aby im przyszli z pomocą, i przybyli, i napełnili obie łodzie, tak iż się zanurzały [Łk 5,4–7]. Nie trzeba było naturalnymi metodami odbudowywać łowiska w Galilei. Na słowo Jezusa w jednej chwili zaroiło się ono od ryb!
W innych sprawach też tak nieraz bywa, że chociaż sytuacja wgląda źle i nie rokuje żadnej nadziei, nagle następuje jakaś tajemnicza zmiana okoliczności. Niemożliwe staje się możliwym! Oczywiście, jak najbardziej należy naturalnymi metodami dążyć do poprawy sytuacji, lecz tam, gdzie wierzy się w Jezusa Chrystusa, zawsze też można spodziewać się cudu.
Z łowieniem ryb zawsze tak było, że obok rybackiego kunsztu, najzwyczajniej w świecie potrzebna też jest i odrobina szczęścia. Żaden rozsądny rybak ruszając na połów nie może być pewny tego, co złowi. Raczej pokornie przyjmuje prawdę o zależności powodzenia swoich łowów od rozmaitych czynników, na które nie ma wpływu.
Przy okazji tego niezwykłego połowu Szymon Piotr usłyszał z ust Jezusa: Nie bój się, od tej pory ludzi łowić będziesz [Łk 5,10]. To wprawdzie całkiem inna kategoria łowienia, jednak i tu - chociaż łowisko wydaje się być opustoszałe - rybak ludzkich dusz w każdej chwili może przeżyć radość, widząc jak zaludnia się ono zgłodniałymi duszami, łaknącymi Słowa Bożego. Tym bardziej, że całkowicie zależy to od łaski Bożej, bo - jak powiedział Jezus - nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który mnie posłał [Jn 6,44]. Na szczęście Bóg chce zbawienia grzeszników.
Pełna sieć to przyjemne uczucie. Jednak nie wszystko w sieci jest zdrową rybą. Rzecz przecież nie w tym, żeby jak najwięcej nałowić czegokolwiek, lecz żeby złowić ryby dobre. Trzeba je więc następnie oddzielić od tego, co złowione przypadkowo i co bezużyteczne, a to już nie jest takie miłe zajęcie...
21 czerwca, 2011
Kto nie śpiewa podczas nabożeństwa?
Ponieważ dziś na całym świecie obchodzone jest Święto Muzyki, chcę napisać kilka słów o muzyce i śpiewie podczas spotkań i nabożeństw chrześcijańskich.
Najwyraźniej w oczach i uszach Bożych miłe jest, gdy wierzący w Niego ludzie ku wzajemnemu zbudowaniu grają i śpiewają Bogu na chwałę. Inaczej nie mielibyśmy w Biblii tak wielu zachęt do grania i śpiewania. Oto niektóre z nich:
Dziękujcie Panu na cytrze! Grajcie mu na dziesięciostrunnej harfie! Śpiewajcie mu pieśń nową, grajcie pięknie z okrzykiem radosnym! [Ps 33,2–3]. Weselcie się, cieszcie się i grajcie! Grajcie Panu na cytrze i głośno śpiewajcie! Na trąbach i głośnych rogach, grajcie przed Królem, Panem! [Ps 98,4–6]. Śpiewajcie mu, grajcie mu, opowiadajcie o wszystkich cudach jego! [Ps 105,2].
W związku z tym życzeniem i upodobaniem Boga za czasów króla Dawida cały Izrael był bardzo rozśpiewany. Według zasady, że przykład idzie z góry, wielu Izraelitów wzorując się na swoim królu tworzyło muzykę i śpiewało wysławiając Boga. O świątyni z setkami muzyków i śpiewaków codziennie pełniących swą służbę już nie wspomnę. Dzięki temu pieśni Syjonu stały się sławne w całym ówczesnym świecie.
Gdy więc dla ludu Bożego nadszedł czas wygania do Babilonii, tamtejsi mieszkańcy spodziewali się po Judejczykach, że ubogacą ich życie swoją muzyką. Lecz im jakoś nie było do śpiewu ;) Nad rzekami Babilonu - tam siedzieliśmy i płakaliśmy na wspomnienie Syjonu. Na wierzbach w tamtej krainie zawiesiliśmy lutnie nasze, bo tam żądali od nas słów pieśni ci, którzy nas wzięli w niewolę, a ciemięzcy nasi - radości: Śpiewajcie nam jakąś pieśń Syjonu! Jakże mamy śpiewać pieśń Pana na obcej ziemi? [Ps 137,1–4].
Nieraz w różnych zborach obserwuję zgromadzonych ludzi, jak się zachowują podczas wspólnego śpiewania pieśni. Otóż pomimo dobrej służby muzycznej wielu z nich nie śpiewa. Dlaczego? Przyszli przecież na nabożeństwo ku chwale Pana Jezusa Chrystusa. Zbór stara się uwielbić Boga zgodnie ze Słowem Bożym również poprzez muzykę i śpiew, a oni milczą?
Może są po prostu na obcej ziemi? Może w sensie duchowym są na terenach Babilonu i dlatego w ich duszach nie ma pieśni Syjonu? Do późna w nocy oglądali telewizję, uczyli się lub pracowali. Myślami są gdzieś daleko, ich serca lgną do świata, a tu oczekuje się od nich zaangażowania we wspólne śpiewanie na chwałę Bogu! Jakże mają śpiewać pieśń Pana na "obcej ziemi"?
Oczywiście, wyśpiewywanie treści oderwanych od rzeczywistości życia nie sprawia Bogu przyjemności. Usuń ode mnie wrzask twoich pieśni! I nie chcę słyszeć brzęku twoich harf. Niech raczej prawo tryska jak woda, a sprawiedliwość jak potok nie wysychający! [Am 5,23–24]. Grane i śpiewane piosenki powinny się pokrywać z praktyką codziennego życia.
Proszę jednak zauważyć, że muzyka i śpiew potrafią odmieniać serca i myśli. Biblia wzywa nas do grania i śpiewania dla Boga także i dlatego, że może to prawidłowo ukierunkowywać i nastrajać nasze życie. A gdy duch zły od Boga opadał Saula, Dawid brał harfę i grał na niej, i przychodziła na Saula ulga, i było mu lepiej, a duch zły odstępował od niego [1Sm 16,23]. Natchniona pieśń niejednego podniosła na duchu.
Ludzie niewierzący chcąc poprawić sobie nastrój i odpędzić złe myśli sięgają po coś mocniejszego. Chrześcijanie mają inny sposób: I nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha, rozmawiając z sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu [Ef 5,18-19].
A co z trudnymi chwilami doświadczeń i prześladowań? Komu wtedy chciałoby się śpiewać? W świetle Biblii widać, że wiara w zbawienie stanowi tak silny motyw w życiu prawdziwego chrześcijanina, że nic nie jest w stanie odebrać mu radości. Weselcie się z tego, mimo że teraz na krótko, gdy trzeba, zasmuceni bywacie różnorodnymi doświadczeniami [1Pt 1,6]. A skoro mamy się weselić, to też i śpiewać. Weseli się kto? Niech śpiewa pieśni [Jk 5,13].
Stary hymn chrześcijański radzi: Gdy droga zbyt trudną wydaje ci się, to z śpiewem za Panem idź w ślad. Szatana to złości, gdy wiary brzmi pieśń, lecz Jezus nasz słucha jej rad. I w refrenie: Najlepiej iść z śpiewem przez świat, Alleluja!... Trzecia zwrotka przywołuje biblijną opowieść o wierzących, którzy śpiewali nawet w więzieniu. Gdy przyszłoby ci do więzienia iść bram, niech wiara twa wyjdzie na jaw. Pamiętaj jak z Pawłem i Sylą Bóg sam, wielmożnych dokonał tam spraw... [Śpiewnik Pielgrzyma Nr 516]. Nie inaczej było z idącymi do boju żołnierzami. Mieli śpiewać, bo to podnosi na duchu.
Jeśli więc nawet ktoś przychodzi na nabożeństwo w złym nastroju, a otoczy go muzyka i gorliwy śpiew siedzących obok chrześcijan, jeśli do tego sam otworzy usta i serdecznie przyłączy się do wspólnego śpiewania, już nie będzie się czuł, jak na obcej ziemi. Złe emocje ustąpią Duchowi Świętemu!
Niech w chrześcijańskich zborach każdej niedzieli – jak w Święto Muzyki – pełno będzie muzyki i śpiewu! Niech każdy chrześcijanin, nie tylko służba muzyczna, śpiewa Panu na chwałę, budując jednocześnie współuczestników zgromadzenia.
Swego czasu śpiewaliśmy pieśń: Gdy zdejmę swą harfę, co na wierzbie tkwi, zaśpiewam Panu zwycięstwa hymn! On zniszczył mą przeszłość, swe życie mi dał! Mój smutek gdzieś znikł, Pan chwałę swą zlał i wolność w Nim mam! Alleluja!
Najwyraźniej w oczach i uszach Bożych miłe jest, gdy wierzący w Niego ludzie ku wzajemnemu zbudowaniu grają i śpiewają Bogu na chwałę. Inaczej nie mielibyśmy w Biblii tak wielu zachęt do grania i śpiewania. Oto niektóre z nich:
Dziękujcie Panu na cytrze! Grajcie mu na dziesięciostrunnej harfie! Śpiewajcie mu pieśń nową, grajcie pięknie z okrzykiem radosnym! [Ps 33,2–3]. Weselcie się, cieszcie się i grajcie! Grajcie Panu na cytrze i głośno śpiewajcie! Na trąbach i głośnych rogach, grajcie przed Królem, Panem! [Ps 98,4–6]. Śpiewajcie mu, grajcie mu, opowiadajcie o wszystkich cudach jego! [Ps 105,2].
W związku z tym życzeniem i upodobaniem Boga za czasów króla Dawida cały Izrael był bardzo rozśpiewany. Według zasady, że przykład idzie z góry, wielu Izraelitów wzorując się na swoim królu tworzyło muzykę i śpiewało wysławiając Boga. O świątyni z setkami muzyków i śpiewaków codziennie pełniących swą służbę już nie wspomnę. Dzięki temu pieśni Syjonu stały się sławne w całym ówczesnym świecie.
Gdy więc dla ludu Bożego nadszedł czas wygania do Babilonii, tamtejsi mieszkańcy spodziewali się po Judejczykach, że ubogacą ich życie swoją muzyką. Lecz im jakoś nie było do śpiewu ;) Nad rzekami Babilonu - tam siedzieliśmy i płakaliśmy na wspomnienie Syjonu. Na wierzbach w tamtej krainie zawiesiliśmy lutnie nasze, bo tam żądali od nas słów pieśni ci, którzy nas wzięli w niewolę, a ciemięzcy nasi - radości: Śpiewajcie nam jakąś pieśń Syjonu! Jakże mamy śpiewać pieśń Pana na obcej ziemi? [Ps 137,1–4].
Nieraz w różnych zborach obserwuję zgromadzonych ludzi, jak się zachowują podczas wspólnego śpiewania pieśni. Otóż pomimo dobrej służby muzycznej wielu z nich nie śpiewa. Dlaczego? Przyszli przecież na nabożeństwo ku chwale Pana Jezusa Chrystusa. Zbór stara się uwielbić Boga zgodnie ze Słowem Bożym również poprzez muzykę i śpiew, a oni milczą?
Może są po prostu na obcej ziemi? Może w sensie duchowym są na terenach Babilonu i dlatego w ich duszach nie ma pieśni Syjonu? Do późna w nocy oglądali telewizję, uczyli się lub pracowali. Myślami są gdzieś daleko, ich serca lgną do świata, a tu oczekuje się od nich zaangażowania we wspólne śpiewanie na chwałę Bogu! Jakże mają śpiewać pieśń Pana na "obcej ziemi"?
Oczywiście, wyśpiewywanie treści oderwanych od rzeczywistości życia nie sprawia Bogu przyjemności. Usuń ode mnie wrzask twoich pieśni! I nie chcę słyszeć brzęku twoich harf. Niech raczej prawo tryska jak woda, a sprawiedliwość jak potok nie wysychający! [Am 5,23–24]. Grane i śpiewane piosenki powinny się pokrywać z praktyką codziennego życia.
Proszę jednak zauważyć, że muzyka i śpiew potrafią odmieniać serca i myśli. Biblia wzywa nas do grania i śpiewania dla Boga także i dlatego, że może to prawidłowo ukierunkowywać i nastrajać nasze życie. A gdy duch zły od Boga opadał Saula, Dawid brał harfę i grał na niej, i przychodziła na Saula ulga, i było mu lepiej, a duch zły odstępował od niego [1Sm 16,23]. Natchniona pieśń niejednego podniosła na duchu.
Ludzie niewierzący chcąc poprawić sobie nastrój i odpędzić złe myśli sięgają po coś mocniejszego. Chrześcijanie mają inny sposób: I nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha, rozmawiając z sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu [Ef 5,18-19].
A co z trudnymi chwilami doświadczeń i prześladowań? Komu wtedy chciałoby się śpiewać? W świetle Biblii widać, że wiara w zbawienie stanowi tak silny motyw w życiu prawdziwego chrześcijanina, że nic nie jest w stanie odebrać mu radości. Weselcie się z tego, mimo że teraz na krótko, gdy trzeba, zasmuceni bywacie różnorodnymi doświadczeniami [1Pt 1,6]. A skoro mamy się weselić, to też i śpiewać. Weseli się kto? Niech śpiewa pieśni [Jk 5,13].
Stary hymn chrześcijański radzi: Gdy droga zbyt trudną wydaje ci się, to z śpiewem za Panem idź w ślad. Szatana to złości, gdy wiary brzmi pieśń, lecz Jezus nasz słucha jej rad. I w refrenie: Najlepiej iść z śpiewem przez świat, Alleluja!... Trzecia zwrotka przywołuje biblijną opowieść o wierzących, którzy śpiewali nawet w więzieniu. Gdy przyszłoby ci do więzienia iść bram, niech wiara twa wyjdzie na jaw. Pamiętaj jak z Pawłem i Sylą Bóg sam, wielmożnych dokonał tam spraw... [Śpiewnik Pielgrzyma Nr 516]. Nie inaczej było z idącymi do boju żołnierzami. Mieli śpiewać, bo to podnosi na duchu.
Jeśli więc nawet ktoś przychodzi na nabożeństwo w złym nastroju, a otoczy go muzyka i gorliwy śpiew siedzących obok chrześcijan, jeśli do tego sam otworzy usta i serdecznie przyłączy się do wspólnego śpiewania, już nie będzie się czuł, jak na obcej ziemi. Złe emocje ustąpią Duchowi Świętemu!
Niech w chrześcijańskich zborach każdej niedzieli – jak w Święto Muzyki – pełno będzie muzyki i śpiewu! Niech każdy chrześcijanin, nie tylko służba muzyczna, śpiewa Panu na chwałę, budując jednocześnie współuczestników zgromadzenia.
Swego czasu śpiewaliśmy pieśń: Gdy zdejmę swą harfę, co na wierzbie tkwi, zaśpiewam Panu zwycięstwa hymn! On zniszczył mą przeszłość, swe życie mi dał! Mój smutek gdzieś znikł, Pan chwałę swą zlał i wolność w Nim mam! Alleluja!
20 czerwca, 2011
Zanim ktoś stanie pod moimi drzwiami
Dziś Światowy Dzień Uchodźcy (ang. World Refugee Day), obchodzony na świecie 20 czerwca, w rocznicę uchwalenia w 1951 roku Konwencji na temat Statusu Uchodźców. Święto zostało ustanowione przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w grudniu 2000 roku (rezolucja 55/76) w celu podkreślenia potrzeb uchodźców na całym świecie oraz upamiętnienia ich odwagi i siły.
Ostatnie wydarzenia w krajach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu dobitnie pokazują, że problem uchodźctwa na świecie daleki jest od rozwiązania. W każdej chwili jakiś kolejny naród może zostać zmuszony do szukania ratunku poza swoimi granicami, stawiając inny naród przed koniecznością udzielenia mu pomocy.
Przez samą tylko włoską wysepkę Lampedusa od początku roku 2011 roku przewinęło się ponad 40 tys. uchodźców z Libii, Tunezji i Syrii. 10 tysięcy uciekinierów z Syrii czeka na pomoc w stawianych naprędce miasteczkach namiotowych w Turcji [na zdjęciu]. W krajach, które same borykają się z licznymi problemami społecznymi napływ tysięcy uchodźców stanowi nie lada wyzwanie.
Pismo Święte wzywa: Jeżeli zubożeje twój brat i podupadnie, to ty go wspomożesz na równi z obcym przybyszem czy tubylcem, aby mógł żyć obok ciebie [3Mo 25,35]. Nie czyń krzywdy najemnikowi, biedakowi i ubogiemu z twoich braci albo z obcych przybyszów, którzy są w twojej ziemi, w twoich bramach [...]. Pamiętaj też, że byłeś niewolnikiem w Egipcie, a odkupił cię stamtąd Pan, Bóg twój; dlatego Ja nakazuję ci, abyś to czynił [5Mo 24,14 i 18].
Biblia wręcz nakazuje konkretne, życzliwe podejście do uchodźców. Udziel rady, rozstrzygnij, spraw, by twój cień był w biały dzień ciemny jak noc, ukryj wygnańców, nie zdradź uchodźcy! Wygnańcy moabscy niech znajdą u ciebie gościnę, bądź im ochroną przed niszczycielem [Iz 16,3–4]. Nie wdając się w szczegóły kontekstu, z powyższych słów rozumiemy, że wierzącemu człowiekowi nie wolno odwracać się od ludzi w tarapatach.
Polska leży wprawdzie z dala od miejsc dzisiejszych wojen i konfliktów i wydaje się, że nie grozi nam żadna poważniejsza fala uciekinierów, którzy szukaliby tu schronienia. W świetle Biblii widać jednak, że na tę sprawę można i należy spojrzeć też w odniesieniu do pojedynczego człowieka, do każdego bliźniego w potrzebie. Czy znajdzie on u mnie to, czego rozpaczliwie szuka?
W Światowym Dniu Uchodźcy, jako bezpieczny mieszkaniec stawiam siebie w obliczu niewygodnych pytań o gotowość do praktycznego okazywania pomocy. Jak zachowałbym się, gdyby pod moimi drzwiami stanął człowiek szukający schronienia? Wpuszczę go do siebie, czy będę starał się gdzieś go odesłać? Potrzeba mi rostrzygnąć tę kwestię zawczasu, abym w krytycznej chwili nie zasmucił Boga.
Upodobanie w oczach Jezusa zyskujemy nie poprzez to, że pięknie coś się powie, ale że podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz [Iz 58,7].
Ostatnie wydarzenia w krajach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu dobitnie pokazują, że problem uchodźctwa na świecie daleki jest od rozwiązania. W każdej chwili jakiś kolejny naród może zostać zmuszony do szukania ratunku poza swoimi granicami, stawiając inny naród przed koniecznością udzielenia mu pomocy.
Przez samą tylko włoską wysepkę Lampedusa od początku roku 2011 roku przewinęło się ponad 40 tys. uchodźców z Libii, Tunezji i Syrii. 10 tysięcy uciekinierów z Syrii czeka na pomoc w stawianych naprędce miasteczkach namiotowych w Turcji [na zdjęciu]. W krajach, które same borykają się z licznymi problemami społecznymi napływ tysięcy uchodźców stanowi nie lada wyzwanie.
Pismo Święte wzywa: Jeżeli zubożeje twój brat i podupadnie, to ty go wspomożesz na równi z obcym przybyszem czy tubylcem, aby mógł żyć obok ciebie [3Mo 25,35]. Nie czyń krzywdy najemnikowi, biedakowi i ubogiemu z twoich braci albo z obcych przybyszów, którzy są w twojej ziemi, w twoich bramach [...]. Pamiętaj też, że byłeś niewolnikiem w Egipcie, a odkupił cię stamtąd Pan, Bóg twój; dlatego Ja nakazuję ci, abyś to czynił [5Mo 24,14 i 18].
Biblia wręcz nakazuje konkretne, życzliwe podejście do uchodźców. Udziel rady, rozstrzygnij, spraw, by twój cień był w biały dzień ciemny jak noc, ukryj wygnańców, nie zdradź uchodźcy! Wygnańcy moabscy niech znajdą u ciebie gościnę, bądź im ochroną przed niszczycielem [Iz 16,3–4]. Nie wdając się w szczegóły kontekstu, z powyższych słów rozumiemy, że wierzącemu człowiekowi nie wolno odwracać się od ludzi w tarapatach.
Polska leży wprawdzie z dala od miejsc dzisiejszych wojen i konfliktów i wydaje się, że nie grozi nam żadna poważniejsza fala uciekinierów, którzy szukaliby tu schronienia. W świetle Biblii widać jednak, że na tę sprawę można i należy spojrzeć też w odniesieniu do pojedynczego człowieka, do każdego bliźniego w potrzebie. Czy znajdzie on u mnie to, czego rozpaczliwie szuka?
W Światowym Dniu Uchodźcy, jako bezpieczny mieszkaniec stawiam siebie w obliczu niewygodnych pytań o gotowość do praktycznego okazywania pomocy. Jak zachowałbym się, gdyby pod moimi drzwiami stanął człowiek szukający schronienia? Wpuszczę go do siebie, czy będę starał się gdzieś go odesłać? Potrzeba mi rostrzygnąć tę kwestię zawczasu, abym w krytycznej chwili nie zasmucił Boga.
Upodobanie w oczach Jezusa zyskujemy nie poprzez to, że pięknie coś się powie, ale że podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz [Iz 58,7].
16 czerwca, 2011
Kosmiczna kariera
Dziś rocznica startu pierwszej kobiety w kosmos. Zdarzyło się to radzieckiej kosmonautce, Walentinie Tiereszkowej. 16 czerwca 1963 roku na statku kosmicznym Wostok 6 rozpoczęła prawie trzydobowy lot, w czasie którego 48 razy okrążyła Ziemię. Kolejna kobieta, również Rosjanka, poleciała w kosmos dopiero 19 lat później.
Przed swym wyczynem Tiereszkowa pracowała w fabryce opon i w przędzalni bawełny. W lutym 1962 roku została wybrana jako kandydatka na kosmonautkę i skierowana na szkolenie dla kosmonautów. To całkowicie zmieniło jej życie i pozycję społeczną.
Po powrocie z kosmosu została uhonorowana tytułem Bohatera Związku Radzieckiego i licznymi orderami za zasługi. Podjęła studia w Akademii Sił Lotniczych uzyskując tytuł inżyniera kosmonauty. W cztery lata po swej podróży kosmicznej została wybrana do Rady Najwyższej ZSRR. Obroniła pracę doktorską i zajmowała rozmaite eksponowane stanowiska państwowe aż do emerytury, na którą przeszła w 1997 roku w randze generała lotnictwa.
Jeden lot, a jakież zmiany! Wcześniej mało komu znana kobieta stała się sławna nie tylko w samym Związku Radzieckim, ale i na całym świecie. Teraz wszyscy chcieli ją wybierać i mieć w swoim gronie.
Czego faktycznie Walentina Tiereszkowa dokonała? Wymyśliła statek kosmiczny? Wpadła na pomysł podboju kosmosu? Dokonała jakiegoś istotnego dla ludzkości odkrycia? Raczej nic z tych rzeczy! Wsiadła do statku Wostok i poleciała w podróż od początku do samego końca ściśle już przez kogoś innego zaplanowaną. To wszystko.
Pół żartem, pół serio mówiąc, poza udziałem w szkoleniu przygotowawczym do lotu, cały osobisty koszt kosmicznej przejażdżki pierwszej kobiety po orbicie – to stłuczony nos z powodu trudności z wypięciem się ze spadochronu podczas lądowania. A jednak dzień 16 czerwca to dla Pani Tiereszkowej początek naprawdę "odlotowej" kariery.
Cieszy mnie ten obraz. Dość dobrze ilustruje on to, co i mnie się przytrafiło, tyle, że w sferze duchowej. Przed założeniem świata zostałem wybrany przez Boga i przeznaczony do życia wiecznego. Kiedyś byłem bez nadziei i bez Boga na świecie, ale któregoś dnia moje przeznaczenie zaczęło się spełniać. Akt prostej wiary w Jezusa Chrystusa całkowicie odmienił mój los!
Bez żadnych osobistych zasług i osiągnięć przez wiarę zostałem umieszczony w Chrystusie, który – jak rakieta – poniósł mnie w górę i posadził w okręgach niebieskich. Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście - i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie [Ef 2,4–7].
Moja przygoda życia z Bogiem nigdy się nie skończy. Walentina Tiereszkowa podczas obchodów swoich 70. urodzin w rezydencji Władimira Putina oświadczyła, że chce umrzeć na Marsie. Jednorazowy lot w kosmos tak ją rozbudził, że wciąż zdaje się myśleć o nowej przygodzie. Choć życzę jej jak najlepiej, to jednak obawiam się, że umrze na ziemi.
Do wierzących natomiast Jezus powiedział: Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki [Jn 11,25–26]. Ponadto Biblia zapowiada, że porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem [1Ts 4,17].
To co najlepsze wciąż przede mną. Któregoś dnia Jezus powróci i zabierze mnie na obłoki... do Siebie. To dopiero jest naprawdę kosmiczna kariera!
Przed swym wyczynem Tiereszkowa pracowała w fabryce opon i w przędzalni bawełny. W lutym 1962 roku została wybrana jako kandydatka na kosmonautkę i skierowana na szkolenie dla kosmonautów. To całkowicie zmieniło jej życie i pozycję społeczną.
Po powrocie z kosmosu została uhonorowana tytułem Bohatera Związku Radzieckiego i licznymi orderami za zasługi. Podjęła studia w Akademii Sił Lotniczych uzyskując tytuł inżyniera kosmonauty. W cztery lata po swej podróży kosmicznej została wybrana do Rady Najwyższej ZSRR. Obroniła pracę doktorską i zajmowała rozmaite eksponowane stanowiska państwowe aż do emerytury, na którą przeszła w 1997 roku w randze generała lotnictwa.
Jeden lot, a jakież zmiany! Wcześniej mało komu znana kobieta stała się sławna nie tylko w samym Związku Radzieckim, ale i na całym świecie. Teraz wszyscy chcieli ją wybierać i mieć w swoim gronie.
Czego faktycznie Walentina Tiereszkowa dokonała? Wymyśliła statek kosmiczny? Wpadła na pomysł podboju kosmosu? Dokonała jakiegoś istotnego dla ludzkości odkrycia? Raczej nic z tych rzeczy! Wsiadła do statku Wostok i poleciała w podróż od początku do samego końca ściśle już przez kogoś innego zaplanowaną. To wszystko.
Pół żartem, pół serio mówiąc, poza udziałem w szkoleniu przygotowawczym do lotu, cały osobisty koszt kosmicznej przejażdżki pierwszej kobiety po orbicie – to stłuczony nos z powodu trudności z wypięciem się ze spadochronu podczas lądowania. A jednak dzień 16 czerwca to dla Pani Tiereszkowej początek naprawdę "odlotowej" kariery.
Cieszy mnie ten obraz. Dość dobrze ilustruje on to, co i mnie się przytrafiło, tyle, że w sferze duchowej. Przed założeniem świata zostałem wybrany przez Boga i przeznaczony do życia wiecznego. Kiedyś byłem bez nadziei i bez Boga na świecie, ale któregoś dnia moje przeznaczenie zaczęło się spełniać. Akt prostej wiary w Jezusa Chrystusa całkowicie odmienił mój los!
Bez żadnych osobistych zasług i osiągnięć przez wiarę zostałem umieszczony w Chrystusie, który – jak rakieta – poniósł mnie w górę i posadził w okręgach niebieskich. Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście - i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie [Ef 2,4–7].
Moja przygoda życia z Bogiem nigdy się nie skończy. Walentina Tiereszkowa podczas obchodów swoich 70. urodzin w rezydencji Władimira Putina oświadczyła, że chce umrzeć na Marsie. Jednorazowy lot w kosmos tak ją rozbudził, że wciąż zdaje się myśleć o nowej przygodzie. Choć życzę jej jak najlepiej, to jednak obawiam się, że umrze na ziemi.
Do wierzących natomiast Jezus powiedział: Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki [Jn 11,25–26]. Ponadto Biblia zapowiada, że porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem [1Ts 4,17].
To co najlepsze wciąż przede mną. Któregoś dnia Jezus powróci i zabierze mnie na obłoki... do Siebie. To dopiero jest naprawdę kosmiczna kariera!
15 czerwca, 2011
Nie każdy pies jest zły
Psy pełnią w życiu człowieka wielorakie funkcje. Zwyczajnie mu towarzyszą, ale też pomagają w pracy, bronią, tropią przestępców, wspomagają w poszukiwaniu ofiar nieszczęść. Od kilku dekad wykorzystuje się je także w zajęciach terapeutycznych, zwanych dogo lub kynoterapią.
Dogoterapia najbardziej sprawdza się w pracy z dziećmi autystycznymi, z porażeniem mózgowym, z chorobami centralnego układu nerwowego i niedowładem kończyn. Odpowiednio wychowane i przeszkolone psy wspomagają rozwój emocjonalny i motoryczny chorych dzieci, mają pozytywny wpływ na ich komunikatywność i uczą je zachowań społecznych.
Kontakt z psem otwiera dziecko na otaczający je świat. Rehabilitacja przestaje być nudna, monotonna i męcząca, a i efekty dogoterapii, w porównaniu z innymi metodami terapeutycznymi są bardzo zadowalające.
Pisze dziś o tej niezwykłej roli psów, bo 15 czerwca w naszym kraju obchodzony jest Ogólnopolski Dzień Dogoterapii. Z definicji jest to metoda wzmacniająca efektywność rozwoju osobowości, edukacji i rehabilitacji, w której motywatorem jest odpowiednio wyselekcjonowany i wyszkolony pies, prowadzona przez wykwalifikowanego kynoterapeutę.
Biblia niewiele mówi o psach. Były one jednak zwierzętami znanymi w społeczeństwie izraelskim, bowiem powiedzenie: Jak pies wraca do tego, co zwymiotował, tak głupiec powtarza swoje głupstwa [Prz 26,11] świadczy o powszechnej znajomości psiej natury.
Nie można jednak powiedzieć, żeby Izraelici odnosili się do psów z jakimś szczególnym sentymentem. Ogólnie rzecz biorąc psy z racji szczekania i gryzienia nigdzie nie cieszą się zbyt dobrą opinią. W potocznym odczuciu są raczej zwierzętami o niższej wartości. Gdyż żywy pies jest lepszy niż martwy lew [Kzn 9,4].
Co innego, gdy pies zostanie odpowiednio przeszkolony do wykonywania określonych i pożądanych zadań. Wtedy jego wartość bardzo wzrasta, a w niektórych okolicznościach staje się wręcz bezcenna.
A czyż z ludźmi nie jest podobnie? Nieraz tak bywa, że człowiek przez lata nie cieszący się dobrą opinią, szkodliwy, znienawidzony i nienawidzący – przeżywa wielką odmianę i staje się wielce pożyteczny dla swego otoczenia.
Kimś takim stał się apostoł Paweł w środowisku pierwszych chrześcijan. Na początku, jak zły pies, był postrachem w ich gronie. Panie, słyszałem od wielu o tym mężu, ile złego wyrządził świętym twoim w Jerozolimie [Dz 9,13] – wzbraniał się Ananiasz przed spotkaniem z Saulem. Jednakże spotkanie z Jezusem na drodze do Damaszku całkowicie go odmieniło. Ta prawda powoli zaczęła do nich docierać. A osobiście byłem nieznany zborom Chrystusowym w Judei. A tylko niektórzy słyszeli, że ten, który niegdyś nas prześladował, teraz szerzy wiarę, którą dawniej zwalczał, i wysławiali Boga za mnie [Ga 1,22–24].
W Dniu Dogoterapii mam więc następującą refleksję. Podobnie jak ten sam pies może jednego ugryźć i obszczekać, a drugiemu okazać się bardzo pomocnym, tak też bywa i z niejednym człowiekiem. Pierwszy będzie miał więc o nim złe zdanie, a drugi - wręcz przeciwnie, bardzo dobre!
Człowiek pogryziony przez psa będzie od niego stronił i przed nim przestrzegał. I słusznie. Strzeżcie się psów [Flp 3,2] - wzywa Słowo Boże. Korzystające z dobrodziejstw dogoterapii chore dziecko będzie natomiast z tęsknotą wyczekiwać na kolejne spotkanie ze swym czworonożnym bohaterem. Jednym słowem, z racji krańcowo różnych doświadczeń trudno w tym temacie o zgodność stanowisk.
Słuchając więc ludzkich opinii w różnych kwestiach bądźmy roztropni. Nie każdy pies jest zły, zwłaszcza że niektóre oceny - pamiętajmy - powstają w umysłach alergików ;)
Dogoterapia najbardziej sprawdza się w pracy z dziećmi autystycznymi, z porażeniem mózgowym, z chorobami centralnego układu nerwowego i niedowładem kończyn. Odpowiednio wychowane i przeszkolone psy wspomagają rozwój emocjonalny i motoryczny chorych dzieci, mają pozytywny wpływ na ich komunikatywność i uczą je zachowań społecznych.
Kontakt z psem otwiera dziecko na otaczający je świat. Rehabilitacja przestaje być nudna, monotonna i męcząca, a i efekty dogoterapii, w porównaniu z innymi metodami terapeutycznymi są bardzo zadowalające.
Pisze dziś o tej niezwykłej roli psów, bo 15 czerwca w naszym kraju obchodzony jest Ogólnopolski Dzień Dogoterapii. Z definicji jest to metoda wzmacniająca efektywność rozwoju osobowości, edukacji i rehabilitacji, w której motywatorem jest odpowiednio wyselekcjonowany i wyszkolony pies, prowadzona przez wykwalifikowanego kynoterapeutę.
Biblia niewiele mówi o psach. Były one jednak zwierzętami znanymi w społeczeństwie izraelskim, bowiem powiedzenie: Jak pies wraca do tego, co zwymiotował, tak głupiec powtarza swoje głupstwa [Prz 26,11] świadczy o powszechnej znajomości psiej natury.
Nie można jednak powiedzieć, żeby Izraelici odnosili się do psów z jakimś szczególnym sentymentem. Ogólnie rzecz biorąc psy z racji szczekania i gryzienia nigdzie nie cieszą się zbyt dobrą opinią. W potocznym odczuciu są raczej zwierzętami o niższej wartości. Gdyż żywy pies jest lepszy niż martwy lew [Kzn 9,4].
Co innego, gdy pies zostanie odpowiednio przeszkolony do wykonywania określonych i pożądanych zadań. Wtedy jego wartość bardzo wzrasta, a w niektórych okolicznościach staje się wręcz bezcenna.
A czyż z ludźmi nie jest podobnie? Nieraz tak bywa, że człowiek przez lata nie cieszący się dobrą opinią, szkodliwy, znienawidzony i nienawidzący – przeżywa wielką odmianę i staje się wielce pożyteczny dla swego otoczenia.
Kimś takim stał się apostoł Paweł w środowisku pierwszych chrześcijan. Na początku, jak zły pies, był postrachem w ich gronie. Panie, słyszałem od wielu o tym mężu, ile złego wyrządził świętym twoim w Jerozolimie [Dz 9,13] – wzbraniał się Ananiasz przed spotkaniem z Saulem. Jednakże spotkanie z Jezusem na drodze do Damaszku całkowicie go odmieniło. Ta prawda powoli zaczęła do nich docierać. A osobiście byłem nieznany zborom Chrystusowym w Judei. A tylko niektórzy słyszeli, że ten, który niegdyś nas prześladował, teraz szerzy wiarę, którą dawniej zwalczał, i wysławiali Boga za mnie [Ga 1,22–24].
W Dniu Dogoterapii mam więc następującą refleksję. Podobnie jak ten sam pies może jednego ugryźć i obszczekać, a drugiemu okazać się bardzo pomocnym, tak też bywa i z niejednym człowiekiem. Pierwszy będzie miał więc o nim złe zdanie, a drugi - wręcz przeciwnie, bardzo dobre!
Człowiek pogryziony przez psa będzie od niego stronił i przed nim przestrzegał. I słusznie. Strzeżcie się psów [Flp 3,2] - wzywa Słowo Boże. Korzystające z dobrodziejstw dogoterapii chore dziecko będzie natomiast z tęsknotą wyczekiwać na kolejne spotkanie ze swym czworonożnym bohaterem. Jednym słowem, z racji krańcowo różnych doświadczeń trudno w tym temacie o zgodność stanowisk.
Słuchając więc ludzkich opinii w różnych kwestiach bądźmy roztropni. Nie każdy pies jest zły, zwłaszcza że niektóre oceny - pamiętajmy - powstają w umysłach alergików ;)
14 czerwca, 2011
Dwa różne obrazy sukcesu
Obraz pierwszy: Na początku – trudne dzieciństwo, molestowanie ze strony ojca, bieda, niskie poczucie własnej wartości, ogólne niepowodzenie. Życiowy zwrot – zmiana myślenia, pozytywne nastawienie, wykluwanie dobrej przyszłości poprzez codzienne wielokrotne jej ogłaszanie, wiara, aktywność, wytrwałość. Rezultat – sukces, popularność, życie w luksusie, sedes za trzydzieści tysięcy dolarów, tysiące słuchaczy i nabywców tej budującej historii, oferowanej na wszelkie możliwe sposoby.
Obraz drugi: Na początku – narodziny w stajni, żłób zamiast kołyski, zagrożenie, nocna ucieczka przed zabójcami, tułaczka, ubogie życie i ciężka praca w miasteczku o złej sławie, opinia poczciwego cieśli. Życiowy zwrot – chrzest w wodzie, napełnienie Duchem Świętym, codzienne posłuszeństwo Ojcu, pomaganie ludziom, wzywanie ich do pokuty, nauczanie o Królestwie Bożym. Rezultat – odrzucenie przez bliskich, niechęć ze strony przywódców, wdzięczność nielicznych, oskarżenia o niestworzone rzeczy, zaliczenie do przestępców, potworne cierpienie, haniebna śmierć.
Oto dwa różne obrazy sukcesu. Pierwszy, zaprezentowany w tę sobotę w Sali Kongresowej przykład sukcesu bardzo odpowiada mojemu staremu sposobowi myślenia, bo polega na zmianie życia ze złego na dobre, a przynajmniej na jego radykalnej poprawie. Drugi przykład według tego samego sposobu myślenia trudno w ogóle nazywać jakimkolwiek sukcesem, bo wiąże się z całkowitym zaparciem się samego siebie i oddaniem życia.
A jednak pociąga mnie i przekonuje obraz drugi, nie pierwszy. Dlaczego? Bo narodziłem się na nowo i o tym, co w górze, myślę, nie o tym, co na ziemi. Obowiązuje mnie wzorzec życia nakreślony przez Jezusa, choćby nawet sam anioł z nieba proponował mi jakieś inne podejście do ziemskiej pielgrzymki.
W wyniku życiowego zwrotu dziwnie zmienił się mój pogląd na sukces. Zasadniczo interesuje mnie zmartwychwstanie [... udział w pierwszym zmartwychwstaniu - Obj 20,6], wniebowstąpienie [... porwani będziemy w obłokach, w powietrze, na spotkanie Pana - 1Ts 4,17] i żywot wieczny [... a za cel żywot wieczny - Rz 6,22].
Słyszałem, że tych dwóch rodzajów sukcesu nie da się połączyć. Wzajemnie się wykluczają...
Obraz drugi: Na początku – narodziny w stajni, żłób zamiast kołyski, zagrożenie, nocna ucieczka przed zabójcami, tułaczka, ubogie życie i ciężka praca w miasteczku o złej sławie, opinia poczciwego cieśli. Życiowy zwrot – chrzest w wodzie, napełnienie Duchem Świętym, codzienne posłuszeństwo Ojcu, pomaganie ludziom, wzywanie ich do pokuty, nauczanie o Królestwie Bożym. Rezultat – odrzucenie przez bliskich, niechęć ze strony przywódców, wdzięczność nielicznych, oskarżenia o niestworzone rzeczy, zaliczenie do przestępców, potworne cierpienie, haniebna śmierć.
Oto dwa różne obrazy sukcesu. Pierwszy, zaprezentowany w tę sobotę w Sali Kongresowej przykład sukcesu bardzo odpowiada mojemu staremu sposobowi myślenia, bo polega na zmianie życia ze złego na dobre, a przynajmniej na jego radykalnej poprawie. Drugi przykład według tego samego sposobu myślenia trudno w ogóle nazywać jakimkolwiek sukcesem, bo wiąże się z całkowitym zaparciem się samego siebie i oddaniem życia.
A jednak pociąga mnie i przekonuje obraz drugi, nie pierwszy. Dlaczego? Bo narodziłem się na nowo i o tym, co w górze, myślę, nie o tym, co na ziemi. Obowiązuje mnie wzorzec życia nakreślony przez Jezusa, choćby nawet sam anioł z nieba proponował mi jakieś inne podejście do ziemskiej pielgrzymki.
W wyniku życiowego zwrotu dziwnie zmienił się mój pogląd na sukces. Zasadniczo interesuje mnie zmartwychwstanie [... udział w pierwszym zmartwychwstaniu - Obj 20,6], wniebowstąpienie [... porwani będziemy w obłokach, w powietrze, na spotkanie Pana - 1Ts 4,17] i żywot wieczny [... a za cel żywot wieczny - Rz 6,22].
Słyszałem, że tych dwóch rodzajów sukcesu nie da się połączyć. Wzajemnie się wykluczają...
13 czerwca, 2011
Każdy zbór ma swego żandarma ;)
Mamy dziś w Polsce święto Żandarmerii Wojskowej, święto państwowe na mocy ustawy z sierpnia 2001 roku. Żandarmeria Wojskowa (ŻW) to wyodrębniona i wyspecjalizowana służba Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej. Stoi ona na straży przestrzegania dyscypliny wojskowej. Zapobiega popełnianiu przestępstw przez żołnierzy zarówno na terenach jednostek wojskowych jak też w miejscach publicznych.
Data obchodów nie jest przypadkowa, bowiem 13 czerwca wpisał się w historię polskiej żandarmerii powołaniem w 1831 roku "Służby Polowej". Sto lat później Minister Spraw Wojskowych Polski przedwojennej zatwierdził dzień 13 czerwca jako datę święta żandarmerii. Po latach wojny i PRL–u, 1 września 1990 roku Żandarmeria Wojskowa została reaktywowana, a jej święto – decyzją Ministra Obrony Narodowej – ponownie ustalone na dzień 13 czerwca.
Żołnierz – wzór dyscypliny, godności, odwagi i prawości, a jednak potrzebuje żandarma. Dlaczego? Ponieważ w chwilach słabości może zachować się niestosownie do noszonego przez siebie munduru. Wtedy zachodzi pilna konieczność skorygowania jego zachowania. Któż by to zrobił, gdyby w siłach zbrojnych nie było tej specjalnej służby?
Nie inaczej jest z chrześcijanami. Każdy ma Pismo Święte i kierownictwo Ducha Świętego. Nikt nie może wykręcać się niewiedzą. Jednak czasem może zaistnieć taka sytuacja, że potrzebny jest brat w Chrystusie, który spełni wobec nas rolę "żandarma".
Oto biblijny przykład: A gdy przyszedł Kefas do Antiochii, przeciwstawiłem mu się otwarcie, bo też okazał się winnym. Zanim bowiem przyszli niektórzy od Jakuba, jadał razem z poganami; a gdy przyszli, usunął się i odłączył z obawy przed tymi, którzy byli obrzezani. A wraz z nim obłudnie postąpili również pozostali Żydzi, tak że i Barnaba dał się wciągnąć w ich obłudę. Ale gdy spostrzegłem, że nie postępują zgodnie z prawdą ewangelii, powiedziałem do Kefasa wobec wszystkich: Jeśli ty, będąc Żydem, po pogańsku żyjesz, a nie po żydowsku, czemuż zmuszasz pogan żyć po żydowsku? [Ga 2,11–14].
Piotr był jednym z filarów wczesnego Kościoła. Trzeba było nie lada odwagi, aby go napomnieć. Jednak Paweł został nagle pobudzony przez Ducha i zwrócił mu uwagę. Nosił taki sam "chrześcijański mundur" i wiedział, że zaobserwowanej nieprawidłowości nie można zbyć milczeniem. Chodziło przecież o dobro ewangelii.
W każdej wspólnocie potrzebne są osoby troszczące się o ład duchowy. Jakkolwiek niemiłe są chwile napomnienia, to jednak dzięki nim utrzymujemy się na właściwym kursie. Dziękujmy Bogu za ludzi, którzy nas napominają. Najwidoczniej samemu Bogu musi na nas zależeć, skoro pobudza niektóre osoby z naszego otoczenia, aby przyglądały się naszemu życiu i reagowały, gdy zaczynamy schodzić z właściwej drogi.
Zastanawiam się, jak na dłużą metę wyglądałoby świadectwo wspólnoty chrześcijańskiej, gdyby zabrakło w niej choćby jednego "żandarma", powołanego przez Boga do pilnowania w zborze biblijnego porządku?
Data obchodów nie jest przypadkowa, bowiem 13 czerwca wpisał się w historię polskiej żandarmerii powołaniem w 1831 roku "Służby Polowej". Sto lat później Minister Spraw Wojskowych Polski przedwojennej zatwierdził dzień 13 czerwca jako datę święta żandarmerii. Po latach wojny i PRL–u, 1 września 1990 roku Żandarmeria Wojskowa została reaktywowana, a jej święto – decyzją Ministra Obrony Narodowej – ponownie ustalone na dzień 13 czerwca.
Żołnierz – wzór dyscypliny, godności, odwagi i prawości, a jednak potrzebuje żandarma. Dlaczego? Ponieważ w chwilach słabości może zachować się niestosownie do noszonego przez siebie munduru. Wtedy zachodzi pilna konieczność skorygowania jego zachowania. Któż by to zrobił, gdyby w siłach zbrojnych nie było tej specjalnej służby?
Nie inaczej jest z chrześcijanami. Każdy ma Pismo Święte i kierownictwo Ducha Świętego. Nikt nie może wykręcać się niewiedzą. Jednak czasem może zaistnieć taka sytuacja, że potrzebny jest brat w Chrystusie, który spełni wobec nas rolę "żandarma".
Oto biblijny przykład: A gdy przyszedł Kefas do Antiochii, przeciwstawiłem mu się otwarcie, bo też okazał się winnym. Zanim bowiem przyszli niektórzy od Jakuba, jadał razem z poganami; a gdy przyszli, usunął się i odłączył z obawy przed tymi, którzy byli obrzezani. A wraz z nim obłudnie postąpili również pozostali Żydzi, tak że i Barnaba dał się wciągnąć w ich obłudę. Ale gdy spostrzegłem, że nie postępują zgodnie z prawdą ewangelii, powiedziałem do Kefasa wobec wszystkich: Jeśli ty, będąc Żydem, po pogańsku żyjesz, a nie po żydowsku, czemuż zmuszasz pogan żyć po żydowsku? [Ga 2,11–14].
Piotr był jednym z filarów wczesnego Kościoła. Trzeba było nie lada odwagi, aby go napomnieć. Jednak Paweł został nagle pobudzony przez Ducha i zwrócił mu uwagę. Nosił taki sam "chrześcijański mundur" i wiedział, że zaobserwowanej nieprawidłowości nie można zbyć milczeniem. Chodziło przecież o dobro ewangelii.
W każdej wspólnocie potrzebne są osoby troszczące się o ład duchowy. Jakkolwiek niemiłe są chwile napomnienia, to jednak dzięki nim utrzymujemy się na właściwym kursie. Dziękujmy Bogu za ludzi, którzy nas napominają. Najwidoczniej samemu Bogu musi na nas zależeć, skoro pobudza niektóre osoby z naszego otoczenia, aby przyglądały się naszemu życiu i reagowały, gdy zaczynamy schodzić z właściwej drogi.
Zastanawiam się, jak na dłużą metę wyglądałoby świadectwo wspólnoty chrześcijańskiej, gdyby zabrakło w niej choćby jednego "żandarma", powołanego przez Boga do pilnowania w zborze biblijnego porządku?
12 czerwca, 2011
Napełniajcie się Duchem
Dziś Święto Zesłania Ducha Świętego, w Polsce zwane Zielonymi Świątkami. Jest wspomnieniem niezwykłego wydarzenia, jakie miało miejsce w Jerozolimie, w trakcie żydowskiej Pięćdziesiątnicy, dziesięć dni po wniebowstąpieniu Jezusa.
Grupa około 120 osób zebranych w "sali na piętrze", przekonanych już o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, znalazła się nagle pod wpływem niezwykłego przeżycia. A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu. I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli. I ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał [Dz 2,2–4].
Było to zapowiedziane wcześniej, pierwsze wylanie Ducha Świętego na grono uczniów Jezusa. W wyniku napełnienia Duchem Świętym ludzie bojaźliwi i skłonni do wątpliwości, stali się odważni i mocni w wierze. Byli gotowi do składania świadectwa o Jezusie Chrystusie. Tak narodził się Kościół. Nie ma prawdziwego Kościoła Jezusa Chrystusa bez rzeczywistej obecności Ducha Świętego.
Nie inaczej jest i dzisiaj. Wielu dzisiejszych chrześcijan wydaje się obrazować stan uczniów Jezusa sprzed Pięćdziesiątnicy. Deklarują się jako wierzący w Jezusa Chrystusa, ale wcale się tak nie zachowują. Krępują się mówić o Nim otwarcie. Wciąż nachodzą ich wątpliwości, co do słuszności drogi, którą obrali. Wszystko się zmienia, gdy napełni ich Duch Święty...
Naprawdę niezwykła przemiana dokonuje się w człowieku, w wyniku napełnienia Duchem Świętym. Dlatego Słowo Boże wzywa: ... ale bądźcie pełni Ducha [Ef 5,18], a w przekładzie Biblii Tysiąclecia – napełniajcie się Duchem.
Jak poznać stan napełnienia Duchem Świętym chrześcijanina? Wystarczy przyjrzeć się jego zachowaniu i trochę go posłuchać. Jakie ma zainteresowania i o czym lubi rozmawiać? Jakie cele stawia sobie w życiu? Jak reaguje na zagrożenie? Jak często wspomina o Jezusie?
W Święto Zesłania Ducha Świętego zaglądam do własnej duszy i pytam: Czy jestem pełen Ducha? A ty?
Grupa około 120 osób zebranych w "sali na piętrze", przekonanych już o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, znalazła się nagle pod wpływem niezwykłego przeżycia. A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu. I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli. I ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał [Dz 2,2–4].
Było to zapowiedziane wcześniej, pierwsze wylanie Ducha Świętego na grono uczniów Jezusa. W wyniku napełnienia Duchem Świętym ludzie bojaźliwi i skłonni do wątpliwości, stali się odważni i mocni w wierze. Byli gotowi do składania świadectwa o Jezusie Chrystusie. Tak narodził się Kościół. Nie ma prawdziwego Kościoła Jezusa Chrystusa bez rzeczywistej obecności Ducha Świętego.
Nie inaczej jest i dzisiaj. Wielu dzisiejszych chrześcijan wydaje się obrazować stan uczniów Jezusa sprzed Pięćdziesiątnicy. Deklarują się jako wierzący w Jezusa Chrystusa, ale wcale się tak nie zachowują. Krępują się mówić o Nim otwarcie. Wciąż nachodzą ich wątpliwości, co do słuszności drogi, którą obrali. Wszystko się zmienia, gdy napełni ich Duch Święty...
Naprawdę niezwykła przemiana dokonuje się w człowieku, w wyniku napełnienia Duchem Świętym. Dlatego Słowo Boże wzywa: ... ale bądźcie pełni Ducha [Ef 5,18], a w przekładzie Biblii Tysiąclecia – napełniajcie się Duchem.
Jak poznać stan napełnienia Duchem Świętym chrześcijanina? Wystarczy przyjrzeć się jego zachowaniu i trochę go posłuchać. Jakie ma zainteresowania i o czym lubi rozmawiać? Jakie cele stawia sobie w życiu? Jak reaguje na zagrożenie? Jak często wspomina o Jezusie?
W Święto Zesłania Ducha Świętego zaglądam do własnej duszy i pytam: Czy jestem pełen Ducha? A ty?
10 czerwca, 2011
Cieszmy się z naszego wybrania!
Dziś intensywnie rozmyślam o ślubie. Nie o swoim oczywiście, chociaż niewątpliwie robię to także w kontekście moich osobistych doświadczeń w tym względzie. Od świtu krążę myślami wokół tego tematu, bowiem jutro – jeśli Bóg pozwoli – mam modlić się z dwojgiem młodych ludzi o ich wspólną drogę życia i poprowadzić ich w składaniu przysięgi małżeńskiej.
Michał i Agnieszka. Zaczyna mnie pochłaniać fenomen wyboru. Jak to się dzieje, że spośród dziesiątek, setek dziewcząt wybrał właśnie ją? Jakże wiele to dla niej znaczy! Do dzisiaj chodziła w dżinsach i wygląda jak inne dziewczyny, ale już jutro nastąpi jej swoista metamorfoza. Zajaśnieje jak zorza poranna, piękna jak księżyc, promienna jak słońce.
Nie chodził z napisem na piersiach: "Szukam żony". Poznał ją jakby przypadkiem, przy okazji, z pasją oddając się swoim zainteresowaniom. Nie miał pojęcia, że napotka przy tym na dziewczynę, która go uszczęśliwi.
Nie wiem jeszcze dokładnie, co im jutro powiem z kazalnicy, ale już wiem na jaki tekst Pisma Świętego będzie moje kazanie:
Jest sześćdziesiąt królowych i osiemdziesiąt nałożnic, a panien bez liku, lecz jedna jest tylko moja gołąbka, bez skazy, jedynaczka swojej matki, wybranka swojej rodzicielki. Widziały ją dziewczęta i nazwały błogosławioną, królowe i nałożnice wysławiały ją, mówiąc: Kimże jest ta, która jaśnieje jak zorza poranna, piękna jak księżyc, promienna jak słońce, groźna jak hufce waleczne? Zstąpiłem do ogrodu orzechowego, aby zobaczyć młode pędy w dolinie, aby zobaczyć, jak kwitnie szczep winny, jak pączkują drzewa granatu. Nie miałem pojęcia, że tam była córka mojego ludu, która mnie uszczęśliwiła [PnP 6,8–12].
Salomon natchniony Duchem Bożym w powyższych słowach opowiada o swojej wyjątkowej wybrance. Opisuje reakcję otoczenia na jej widok i podkreśla okoliczności, jak doszło do jej wyboru. Jest szczęśliwy i ona jest szczęśliwa.
To dobra, natchniona ilustracja. Opisuje okoliczności, jak Izrael stał się narodem wybranym. Obrazuje też nasze chrześcijańskie wybranie do życia z Jezusem. Wśród milionów ludzi byliśmy jak prosta Sulamitka wpośród kilkudziesięciu królowych. A Syn Boży wybrał właśnie nas. Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem [Jn 15,16].
Biblia wyjawia, że Bóg wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nienaganni przed obliczem jego; w miłości przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chrystusa [Ef 1,4–5]. Spotkało nas wyjątkowe, całkowicie niezasłużone szczęście. Byliśmy nikim, a teraz jesteśmy domownikami Boga! Za sprawą Jego wybrania należymy do Kościoła – Oblubienicy Chrystusa Pana.
To prawdziwy powód do radości. Radujcie się [...] z tego, iż imiona wasze w niebie są zapisane [Łk 10,20]. Zachęcam więc do częstego wyrażania wdzięczności Bogu za nasze wybranie. Jak w dobrym związku małżeńskim radość ze wzajemnego wyboru nie ustaje, tak my wciąż cieszmy się z tego, że Pan Jezus nas wybrał, abyśmy z Nim byli.
Niech codziennie rano nasza miłość jaśnieje dla Niego, jak zorza poranna. A gdy wokoło zaczyna się ściemniać, bądźmy odbiciem Jego miłości, jak księżyc - im jest ciemniej - tym piękniejsze stanowi odbicie Słońca.
Michał i Agnieszka. Zaczyna mnie pochłaniać fenomen wyboru. Jak to się dzieje, że spośród dziesiątek, setek dziewcząt wybrał właśnie ją? Jakże wiele to dla niej znaczy! Do dzisiaj chodziła w dżinsach i wygląda jak inne dziewczyny, ale już jutro nastąpi jej swoista metamorfoza. Zajaśnieje jak zorza poranna, piękna jak księżyc, promienna jak słońce.
Nie chodził z napisem na piersiach: "Szukam żony". Poznał ją jakby przypadkiem, przy okazji, z pasją oddając się swoim zainteresowaniom. Nie miał pojęcia, że napotka przy tym na dziewczynę, która go uszczęśliwi.
Nie wiem jeszcze dokładnie, co im jutro powiem z kazalnicy, ale już wiem na jaki tekst Pisma Świętego będzie moje kazanie:
Jest sześćdziesiąt królowych i osiemdziesiąt nałożnic, a panien bez liku, lecz jedna jest tylko moja gołąbka, bez skazy, jedynaczka swojej matki, wybranka swojej rodzicielki. Widziały ją dziewczęta i nazwały błogosławioną, królowe i nałożnice wysławiały ją, mówiąc: Kimże jest ta, która jaśnieje jak zorza poranna, piękna jak księżyc, promienna jak słońce, groźna jak hufce waleczne? Zstąpiłem do ogrodu orzechowego, aby zobaczyć młode pędy w dolinie, aby zobaczyć, jak kwitnie szczep winny, jak pączkują drzewa granatu. Nie miałem pojęcia, że tam była córka mojego ludu, która mnie uszczęśliwiła [PnP 6,8–12].
Salomon natchniony Duchem Bożym w powyższych słowach opowiada o swojej wyjątkowej wybrance. Opisuje reakcję otoczenia na jej widok i podkreśla okoliczności, jak doszło do jej wyboru. Jest szczęśliwy i ona jest szczęśliwa.
To dobra, natchniona ilustracja. Opisuje okoliczności, jak Izrael stał się narodem wybranym. Obrazuje też nasze chrześcijańskie wybranie do życia z Jezusem. Wśród milionów ludzi byliśmy jak prosta Sulamitka wpośród kilkudziesięciu królowych. A Syn Boży wybrał właśnie nas. Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem [Jn 15,16].
Biblia wyjawia, że Bóg wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nienaganni przed obliczem jego; w miłości przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chrystusa [Ef 1,4–5]. Spotkało nas wyjątkowe, całkowicie niezasłużone szczęście. Byliśmy nikim, a teraz jesteśmy domownikami Boga! Za sprawą Jego wybrania należymy do Kościoła – Oblubienicy Chrystusa Pana.
To prawdziwy powód do radości. Radujcie się [...] z tego, iż imiona wasze w niebie są zapisane [Łk 10,20]. Zachęcam więc do częstego wyrażania wdzięczności Bogu za nasze wybranie. Jak w dobrym związku małżeńskim radość ze wzajemnego wyboru nie ustaje, tak my wciąż cieszmy się z tego, że Pan Jezus nas wybrał, abyśmy z Nim byli.
Niech codziennie rano nasza miłość jaśnieje dla Niego, jak zorza poranna. A gdy wokoło zaczyna się ściemniać, bądźmy odbiciem Jego miłości, jak księżyc - im jest ciemniej - tym piękniejsze stanowi odbicie Słońca.
09 czerwca, 2011
Ktoś usunął część danych z mojego archiwum ;)
Dziś Międzynarodowy Dzień Archiwów upamiętniający rocznicę utworzenia w Paryżu w 1950 roku Międzynarodowej Rady Archiwów (ICA). 9 czerwca w Polsce to Dzień Pracowników Archiwów i Bibliotek.
Z definicji, archiwum służy do gromadzenia, przechowywania i udostępniania dokumentów i akt nie mających już wartości użytkowej. Jego zasoby mają po prostu dawać świadectwo prawdy o przeszłości i służyć osobom tej prawdy poszukującym.
Archiwizacja ma jednak swoje dobre i złe strony. Wszystko zależy tu od tego, co przez lata było obiektem jej zainteresowania i kto dane archiwum tworzył. Można bowiem zgromadzić dokumenty podkreślające dobre strony danej instytucji lub człowieka, z pominięciem złych i można zrobić też odwrotnie.
Idea archiwizowania wydarzeń nie była obca już w czasach biblijnych. Archiwum królewskie w Izraelu powstało za rządów Salomona, a wiec za czasów największej świetności i jedności Izraela: Co zaś dotyczy pozostałych spraw Salomona i tego, co zdziałał, oraz jego mądrości, wszystko to zapisane jest w Księdze Dziejów Salomona [1Kr 11,41].
Potem, po podziale na państwo północne tzn. izraelskie ze stolicą w Samarii i na judzkie ze stolicą w Jerozolimie, zaczęto prowadzić odrębne archiwa. W Izraelu: Pozostałe zaś sprawy Jeroboama, jakie prowadził wojny i jak panował, te zapisane są w Księdze Dziejów Królów Izraelskich [1Kr 14,19]. Oraz w Judzie: Pozostałe zaś sprawy Hiskiasza i cała jego potęga, i to, że zbudował zbiornik na wodę i wodociąg i że doprowadził wodę do miasta, zapisane jest w Księdze Dziejów Królów Judzkich [2Kr 20,20].
Biblia wskazuje, że także Bóg prowadzi swoiste archiwum. Zapisuje np. przeżycia i cierpienia ludzi wierzących: Tyś policzył dni mojej tułaczki, zebrałeś łzy moje w bukłak swój. Czyż nie są zapisane w księdze twojej? [Ps 56,9]. Liczył na to Hiob poddany wielkiej próbie: O, oby były zapisane moje słowa, oby były utrwalone w księdze, żelaznym rylcem i ołowiem wykute w skale na zawsze [Jb 19,23–24].
Bóg archiwizuje także dane świadczące o dobrych uczynkach świętych: I usłyszałem głos z nieba mówiący: Napisz: Błogosławieni są odtąd umarli, którzy w Panu umierają. Zaprawdę, mówi Duch, odpoczną po pracach swoich; uczynki ich bowiem idą za nimi [Obj 14,13].
Nawet lokalny zbór powinien przechowywać w pamięci postawy i zachowanie swoich członków, ażeby po latach wiedzieć, jak należy w stosunku do nich postępować. Na listę wdów może być wciągnięta niewiasta licząca lat co najmniej sześćdziesiąt i raz tylko zamężna, mająca dobre imię z powodu szlachetnych uczynków: że dzieci wychowała, że gościny udzielała, że świętym nogi umywała, że prześladowanych wspomagała, że wszelkie dobre uczynki gorliwie pełniła [1Tm 5,9–10].
W przypadku człowieka usprawiedliwionego i pojednanego z Bogiem przez wiarę w Jezusa Chrystusa, jeśli do końca wytrwa w wierze, zapamiętane mu będzie wyłącznie to, co dobre. Kto narodził się na nowo, ten nie ma już żadnej "czarnej teczki". I was, którzy umarliście w grzechach i w nieobrzezanym ciele waszym, wespół z nim ożywił, odpuściwszy nam wszystkie grzechy; wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami, i usunął go, przybiwszy go do krzyża [Kol 2,13–14]. Jezus usunął wszystkie obciążające go informacje. Ma czysto w papierach! Oczywiście stało się to nie na zasadzie jakiejś machlojki, lecz dzięki temu, że Syn Boży poniósł pełną karę za grzechy wierzącego.
Inaczej jest natomiast z ludźmi bezbożnymi. Kto odrzuca Boga powinien liczyć się z tym, że w niebiańskim archiwum prowadzona jest ścisła dokumentacja całego jego codziennego życia, co stanie się podstawą sądu ostatecznego. Biblia ostrzega: Ty jednak przez zatwardziałość swoją i nieskruszone serce gromadzisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego [Rz 2,5-6].
Swego czasu przyszła pora zaglądania do teczek w Instytucie Pamięci Narodowej, nadejdzie też czas otwarcia Bożych archiwów. I widziałem wielki, biały tron i tego, który na nim siedzi, przed którego obliczem pierzchła ziemia i niebo, i miejsca dla nich nie było. I widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach [Obj 20,11–12].
Jako chrześcijanin w Międzynarodowym Dniu Archiwów dziękuję Bogu za to, że On nie prowadzi rejestru moich błędów, upadków i przewinień, bo krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu [1Jn 1,7]. Jestem bardzo zbudowany zaś tym, że Jezus mówi: Znam uczynki twoje i trud, i wytrwałość twoją, i wiem, że nie możesz ścierpieć złych, i że doświadczyłeś tych, którzy podają się za apostołów, a nimi nie są, i stwierdziłeś, że są kłamcami. Masz też wytrwałość i cierpiałeś dla imienia mego, a nie ustałeś [Obj 2,2–3].
Trud i starania ludzi wierzących są archiwizowane i nie pójdą na marne!
Z definicji, archiwum służy do gromadzenia, przechowywania i udostępniania dokumentów i akt nie mających już wartości użytkowej. Jego zasoby mają po prostu dawać świadectwo prawdy o przeszłości i służyć osobom tej prawdy poszukującym.
Archiwizacja ma jednak swoje dobre i złe strony. Wszystko zależy tu od tego, co przez lata było obiektem jej zainteresowania i kto dane archiwum tworzył. Można bowiem zgromadzić dokumenty podkreślające dobre strony danej instytucji lub człowieka, z pominięciem złych i można zrobić też odwrotnie.
Idea archiwizowania wydarzeń nie była obca już w czasach biblijnych. Archiwum królewskie w Izraelu powstało za rządów Salomona, a wiec za czasów największej świetności i jedności Izraela: Co zaś dotyczy pozostałych spraw Salomona i tego, co zdziałał, oraz jego mądrości, wszystko to zapisane jest w Księdze Dziejów Salomona [1Kr 11,41].
Potem, po podziale na państwo północne tzn. izraelskie ze stolicą w Samarii i na judzkie ze stolicą w Jerozolimie, zaczęto prowadzić odrębne archiwa. W Izraelu: Pozostałe zaś sprawy Jeroboama, jakie prowadził wojny i jak panował, te zapisane są w Księdze Dziejów Królów Izraelskich [1Kr 14,19]. Oraz w Judzie: Pozostałe zaś sprawy Hiskiasza i cała jego potęga, i to, że zbudował zbiornik na wodę i wodociąg i że doprowadził wodę do miasta, zapisane jest w Księdze Dziejów Królów Judzkich [2Kr 20,20].
Biblia wskazuje, że także Bóg prowadzi swoiste archiwum. Zapisuje np. przeżycia i cierpienia ludzi wierzących: Tyś policzył dni mojej tułaczki, zebrałeś łzy moje w bukłak swój. Czyż nie są zapisane w księdze twojej? [Ps 56,9]. Liczył na to Hiob poddany wielkiej próbie: O, oby były zapisane moje słowa, oby były utrwalone w księdze, żelaznym rylcem i ołowiem wykute w skale na zawsze [Jb 19,23–24].
Bóg archiwizuje także dane świadczące o dobrych uczynkach świętych: I usłyszałem głos z nieba mówiący: Napisz: Błogosławieni są odtąd umarli, którzy w Panu umierają. Zaprawdę, mówi Duch, odpoczną po pracach swoich; uczynki ich bowiem idą za nimi [Obj 14,13].
Nawet lokalny zbór powinien przechowywać w pamięci postawy i zachowanie swoich członków, ażeby po latach wiedzieć, jak należy w stosunku do nich postępować. Na listę wdów może być wciągnięta niewiasta licząca lat co najmniej sześćdziesiąt i raz tylko zamężna, mająca dobre imię z powodu szlachetnych uczynków: że dzieci wychowała, że gościny udzielała, że świętym nogi umywała, że prześladowanych wspomagała, że wszelkie dobre uczynki gorliwie pełniła [1Tm 5,9–10].
W przypadku człowieka usprawiedliwionego i pojednanego z Bogiem przez wiarę w Jezusa Chrystusa, jeśli do końca wytrwa w wierze, zapamiętane mu będzie wyłącznie to, co dobre. Kto narodził się na nowo, ten nie ma już żadnej "czarnej teczki". I was, którzy umarliście w grzechach i w nieobrzezanym ciele waszym, wespół z nim ożywił, odpuściwszy nam wszystkie grzechy; wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami, i usunął go, przybiwszy go do krzyża [Kol 2,13–14]. Jezus usunął wszystkie obciążające go informacje. Ma czysto w papierach! Oczywiście stało się to nie na zasadzie jakiejś machlojki, lecz dzięki temu, że Syn Boży poniósł pełną karę za grzechy wierzącego.
Inaczej jest natomiast z ludźmi bezbożnymi. Kto odrzuca Boga powinien liczyć się z tym, że w niebiańskim archiwum prowadzona jest ścisła dokumentacja całego jego codziennego życia, co stanie się podstawą sądu ostatecznego. Biblia ostrzega: Ty jednak przez zatwardziałość swoją i nieskruszone serce gromadzisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego [Rz 2,5-6].
Swego czasu przyszła pora zaglądania do teczek w Instytucie Pamięci Narodowej, nadejdzie też czas otwarcia Bożych archiwów. I widziałem wielki, biały tron i tego, który na nim siedzi, przed którego obliczem pierzchła ziemia i niebo, i miejsca dla nich nie było. I widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach [Obj 20,11–12].
Jako chrześcijanin w Międzynarodowym Dniu Archiwów dziękuję Bogu za to, że On nie prowadzi rejestru moich błędów, upadków i przewinień, bo krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu [1Jn 1,7]. Jestem bardzo zbudowany zaś tym, że Jezus mówi: Znam uczynki twoje i trud, i wytrwałość twoją, i wiem, że nie możesz ścierpieć złych, i że doświadczyłeś tych, którzy podają się za apostołów, a nimi nie są, i stwierdziłeś, że są kłamcami. Masz też wytrwałość i cierpiałeś dla imienia mego, a nie ustałeś [Obj 2,2–3].
Trud i starania ludzi wierzących są archiwizowane i nie pójdą na marne!
08 czerwca, 2011
Wdzięczność za most codziennego użytku
Kto mieszka na wyspie, ten zna wartość mostu łączącego ją ze stałym lądem. Mój dom w Gdańsku jest właśnie posadowiony na wyspie. Z miastem łączy ją do niedawna jedyny most na Martwej Wiśle w Gdańsku, a mianowicie Most Siennicki.
Most ten stanowi dla mnie podstawową możliwość kontaktu ze światem. Codziennie korzystam z niego kilkakrotnie i zazwyczaj nie myślę o tym, jak wielkie ma on dla mnie znaczenie.
Dziś jednak rocznica otwarcia "mojego" mostu. 8 czerwca 1912 roku, w miejsce odwiecznej przeprawy promowej przez Martwą Wisłę, oddano do użytku wspaniały – jak na tamte czasy – most zwodzony, pozwalający na swobodną komunikację w obydwu kierunkach. Mało tego, w 1927 roku po Moście Siennickim poprowadzono linię tramwajową do plaży na Stogach.
Oczywiście, w czasie II Wojny Światowej most został poważnie uszkodzony. Jednak już w 1947 roku znowu był do użytku, teraz już jako most stały, bez zwodzonych przęseł. Dla mnie Most Siennicki nabrał znaczenia w 1974 roku, kiedy to codziennie zacząłem po nim jeździć do szkoły.
Gdy dziś jechałem do pracy, na Moście Siennickim naszła mnie refleksja, jakże często nie doceniamy tego, z czego korzystamy całymi latami, a bez czego nasze życie byłoby jednak bardzo utrudnione. Można by powiedzieć: Ot, zwykły most, nic szczególnego. A jednak niezwykle potrzebny! Dało się to wyraźnie odczuć, gdy swego czasu most zamknięto na czas remontu.
Bóg obdarzył mnie wieloma dobrodziejstwami codziennego użytku. Niektóre z nich zostały poprzedzone moimi staraniami i pracą. Jednakże większość z nich otrzymałem zupełnie gratis. Nie napracowałem się przy nich, a jednak na co dzień mogę z nich korzystać. Tak między innymi jest z Mostem Siennickim. Sto lat temu ktoś pomyślał, żeby go zbudować, a ja mogę dziś po nim jeździć.
Kiedyś Bóg, osadzając synów Izraela w Ziemi Obiecanej, powiedział: Dałem wam ziemię, nad którą się nie mozoliliście, miasta, których nie budowaliście, a jednak w nich zamieszkaliście, jecie zaś z winnic i drzew oliwnych, których nie sadziliście. Oddajcie tedy Panu zbożną cześć i służcie mu szczerze i wiernie [Joz 24,13–14].
W świetle tej myśli biblijnej nie pozostaje mi dziś nic innego, jak tylko podziękować: Ojcze, dziękuję Ci za Most Siennicki. I służyć Bogu szczerze i wiernie.
Most ten stanowi dla mnie podstawową możliwość kontaktu ze światem. Codziennie korzystam z niego kilkakrotnie i zazwyczaj nie myślę o tym, jak wielkie ma on dla mnie znaczenie.
Dziś jednak rocznica otwarcia "mojego" mostu. 8 czerwca 1912 roku, w miejsce odwiecznej przeprawy promowej przez Martwą Wisłę, oddano do użytku wspaniały – jak na tamte czasy – most zwodzony, pozwalający na swobodną komunikację w obydwu kierunkach. Mało tego, w 1927 roku po Moście Siennickim poprowadzono linię tramwajową do plaży na Stogach.
Oczywiście, w czasie II Wojny Światowej most został poważnie uszkodzony. Jednak już w 1947 roku znowu był do użytku, teraz już jako most stały, bez zwodzonych przęseł. Dla mnie Most Siennicki nabrał znaczenia w 1974 roku, kiedy to codziennie zacząłem po nim jeździć do szkoły.
Gdy dziś jechałem do pracy, na Moście Siennickim naszła mnie refleksja, jakże często nie doceniamy tego, z czego korzystamy całymi latami, a bez czego nasze życie byłoby jednak bardzo utrudnione. Można by powiedzieć: Ot, zwykły most, nic szczególnego. A jednak niezwykle potrzebny! Dało się to wyraźnie odczuć, gdy swego czasu most zamknięto na czas remontu.
Bóg obdarzył mnie wieloma dobrodziejstwami codziennego użytku. Niektóre z nich zostały poprzedzone moimi staraniami i pracą. Jednakże większość z nich otrzymałem zupełnie gratis. Nie napracowałem się przy nich, a jednak na co dzień mogę z nich korzystać. Tak między innymi jest z Mostem Siennickim. Sto lat temu ktoś pomyślał, żeby go zbudować, a ja mogę dziś po nim jeździć.
Kiedyś Bóg, osadzając synów Izraela w Ziemi Obiecanej, powiedział: Dałem wam ziemię, nad którą się nie mozoliliście, miasta, których nie budowaliście, a jednak w nich zamieszkaliście, jecie zaś z winnic i drzew oliwnych, których nie sadziliście. Oddajcie tedy Panu zbożną cześć i służcie mu szczerze i wiernie [Joz 24,13–14].
W świetle tej myśli biblijnej nie pozostaje mi dziś nic innego, jak tylko podziękować: Ojcze, dziękuję Ci za Most Siennicki. I służyć Bogu szczerze i wiernie.
07 czerwca, 2011
Lady Gaga contra Jezus?
Dzisiejsze media donoszą, że dzięki zaangażowaniu ambasadora USA we Włoszech na rzymską Europride, czyli planowaną na najbliższą sobotę paradę środowisk LGBT, przybędzie królowa światowego popu – Lady Gaga. Wystąpi ona na bezpłatnym koncercie pod gołym niebem i wygłosi przemówienie na temat praw mniejszości seksualnych.
Wysoki urzędnik administracji rządowej USA, ambasador David Thorne, postarał się więc o to, by ludzie spod znaku tęczowej flagi we Włoszech otrzymali silną dawkę zachęty i poczuli się naprawdę dumni z tego, kim są. Taki niewątpliwie będzie bowiem wydźwięk udziału Lady Gagi w najbliższej paradzie gejów, lesbijek, biseksualistów i transseksualistów, zwłaszcza że tego dnia na rzymskim Circus Maximus zaśpiewa ona tytułowy utwór z jej najnowszego albumu „Born this way”, który jest hymnem na cześć odmienności.
Słowa tego hymnu można uznać za swego rodzaju synonim nowego paradygmatu zdobywającego umysły młodych ludzi na całym świecie. Jego istotą jest całkowita akceptacja samego siebie, takim jakim się jest. Królowa popu - jak śpiewa - w dzieciństwie od własnej matki usłyszała, że nie ma nic złego w kochaniu tego kim jest: On stworzył Cię idealną, kochanie, więc trzymaj swoją głowę, a zajdziesz wysoko. Nie chowaj się w żalu, tylko kochaj siebie i swoje położenie.
Dlatego też w refrenie Lady Gaga wyśpiewuje: Jestem piękna na swój sposób, ponieważ Bóg nie popełnia błędów. Jestem na dobrej drodze, kochanie. Taka się urodziłam! Ooo... tutaj nie ma innej drogi, kochanie. Taka się urodziłam!
Nieważne czy jesteś rozbity, czy zawsze królujesz. Jesteś czarny, biały, beżowy czy Latynos. Jesteś Libańczykiem, czy jesteś orientalny... Raduj się i kochaj siebie dzisiaj, ponieważ, kochanie, taki się urodziłeś!
Ażeby wszystko było już całkiem jasne, pod koniec piosenki dodaje: Nieważne czy gejem, heterykiem lub bi. Nieważne czy lesbijskie, transwestyczne życie. Jestem na dobrej drodze, kochanie. Urodziłam się, by przetrwać! Ooo, tutaj nie ma innej drogi, kochanie. Taka się urodziłam. Jestem na dobrej drodze, kochanie. Taka się urodziłam. Kochanie, taka się urodziłam, hey!
Jakże tego rodzaju "przesłanie" może się nie spodobać? Przecież dzięki niemu życie zamienia się w jedną wielką i beztroską imprezę. Komuż chce się pracować nad sobą, doskonalić charakter, stawiać wymagania i narzucać sobie dyscyplinę? Może i miałoby to jeszcze jakiś sens, gdyby uznać, że moje życie wymaga korekty, ale skoro On stworzył mnie idealnie, wobec tego nie ma nic złego w kochaniu tego, kim się jest...
W takim kierunku podąża cały świat. Czytałem ostatnio, że nawet w stosunkowo konserwatywnym społeczeństwie amerykańskim następują zdumiewająco szybkie zmiany w ocenie cudzołóstwa, rozwodów, homoseksualizmu itd. Już teraz większość Amerykanów - nawet jeśli jeszcze tego nie popiera - to z badań wynika, że na pewno nie ma nic przeciwko temu.
Jak wobec tego w dzisiejszych uszach brzmią słowa Jezusa: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie [Łk 9,23]?
Kto zainspirowany i rozochocony hymnem "Born this way" zechce trzymać się apostolskiego sposobu na dobre życie: Bo kto chce być zadowolony z życia i oglądać dni dobre, ten niech powstrzyma język swój od złego, a wargi swoje od mowy zdradliwej. Niech się odwróci od złego, a czyni dobre, niech szuka pokoju i dąży do niego [1Pt 3,10–11]?
Lady Gaga w swoim przeboju ogłasza pełne zadowolenie z tego, jakimi się urodziliśmy i jacy jesteśmy. Nic nie trzeba zmieniać. Jezus natomiast powiedział: Musicie się na nowo narodzić [Jn 3,7], a więc wg Niego nasze naturalne narodziny są obciążone błędem grzechu i potrzebujemy radykalnych zmian w naszym życiu.
Jakie są szanse, że biblijne wezwanie do opamiętania z grzechów znajdzie w tych czasach jeszcze jakiś poważniejszy posłuch, skoro nawet w środowiskach chrześcijańskich duch wspomnianego hymnu ma coraz więcej zwolenników? Kto trzeźwo ocenia rzeczywistość, ten wie, że jest to tendencja nie do odwrócenia.
Czy należy walczyć z tym sposobem myślenia? Czy starczy nam sił, by stawiać mu czoła? Czy nie prościej byłoby się dopasować i żyć zgodnie z duchem czasu, jak to już wielu zrobiło..?
Wysoki urzędnik administracji rządowej USA, ambasador David Thorne, postarał się więc o to, by ludzie spod znaku tęczowej flagi we Włoszech otrzymali silną dawkę zachęty i poczuli się naprawdę dumni z tego, kim są. Taki niewątpliwie będzie bowiem wydźwięk udziału Lady Gagi w najbliższej paradzie gejów, lesbijek, biseksualistów i transseksualistów, zwłaszcza że tego dnia na rzymskim Circus Maximus zaśpiewa ona tytułowy utwór z jej najnowszego albumu „Born this way”, który jest hymnem na cześć odmienności.
Słowa tego hymnu można uznać za swego rodzaju synonim nowego paradygmatu zdobywającego umysły młodych ludzi na całym świecie. Jego istotą jest całkowita akceptacja samego siebie, takim jakim się jest. Królowa popu - jak śpiewa - w dzieciństwie od własnej matki usłyszała, że nie ma nic złego w kochaniu tego kim jest: On stworzył Cię idealną, kochanie, więc trzymaj swoją głowę, a zajdziesz wysoko. Nie chowaj się w żalu, tylko kochaj siebie i swoje położenie.
Dlatego też w refrenie Lady Gaga wyśpiewuje: Jestem piękna na swój sposób, ponieważ Bóg nie popełnia błędów. Jestem na dobrej drodze, kochanie. Taka się urodziłam! Ooo... tutaj nie ma innej drogi, kochanie. Taka się urodziłam!
Nieważne czy jesteś rozbity, czy zawsze królujesz. Jesteś czarny, biały, beżowy czy Latynos. Jesteś Libańczykiem, czy jesteś orientalny... Raduj się i kochaj siebie dzisiaj, ponieważ, kochanie, taki się urodziłeś!
Ażeby wszystko było już całkiem jasne, pod koniec piosenki dodaje: Nieważne czy gejem, heterykiem lub bi. Nieważne czy lesbijskie, transwestyczne życie. Jestem na dobrej drodze, kochanie. Urodziłam się, by przetrwać! Ooo, tutaj nie ma innej drogi, kochanie. Taka się urodziłam. Jestem na dobrej drodze, kochanie. Taka się urodziłam. Kochanie, taka się urodziłam, hey!
Jakże tego rodzaju "przesłanie" może się nie spodobać? Przecież dzięki niemu życie zamienia się w jedną wielką i beztroską imprezę. Komuż chce się pracować nad sobą, doskonalić charakter, stawiać wymagania i narzucać sobie dyscyplinę? Może i miałoby to jeszcze jakiś sens, gdyby uznać, że moje życie wymaga korekty, ale skoro On stworzył mnie idealnie, wobec tego nie ma nic złego w kochaniu tego, kim się jest...
W takim kierunku podąża cały świat. Czytałem ostatnio, że nawet w stosunkowo konserwatywnym społeczeństwie amerykańskim następują zdumiewająco szybkie zmiany w ocenie cudzołóstwa, rozwodów, homoseksualizmu itd. Już teraz większość Amerykanów - nawet jeśli jeszcze tego nie popiera - to z badań wynika, że na pewno nie ma nic przeciwko temu.
Jak wobec tego w dzisiejszych uszach brzmią słowa Jezusa: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie [Łk 9,23]?
Kto zainspirowany i rozochocony hymnem "Born this way" zechce trzymać się apostolskiego sposobu na dobre życie: Bo kto chce być zadowolony z życia i oglądać dni dobre, ten niech powstrzyma język swój od złego, a wargi swoje od mowy zdradliwej. Niech się odwróci od złego, a czyni dobre, niech szuka pokoju i dąży do niego [1Pt 3,10–11]?
Lady Gaga w swoim przeboju ogłasza pełne zadowolenie z tego, jakimi się urodziliśmy i jacy jesteśmy. Nic nie trzeba zmieniać. Jezus natomiast powiedział: Musicie się na nowo narodzić [Jn 3,7], a więc wg Niego nasze naturalne narodziny są obciążone błędem grzechu i potrzebujemy radykalnych zmian w naszym życiu.
Jakie są szanse, że biblijne wezwanie do opamiętania z grzechów znajdzie w tych czasach jeszcze jakiś poważniejszy posłuch, skoro nawet w środowiskach chrześcijańskich duch wspomnianego hymnu ma coraz więcej zwolenników? Kto trzeźwo ocenia rzeczywistość, ten wie, że jest to tendencja nie do odwrócenia.
Czy należy walczyć z tym sposobem myślenia? Czy starczy nam sił, by stawiać mu czoła? Czy nie prościej byłoby się dopasować i żyć zgodnie z duchem czasu, jak to już wielu zrobiło..?
06 czerwca, 2011
D–Day chrześcijanina
Dziś rocznica lądowania aliantów w Normandii, największej operacji desantowej w historii wojen. Chodziło o przerzucenie drogą powietrzną 24 tysięcy spadochroniarzy i 160 tysięcy żołnierzy drogą morską w celu utworzenia w północnej Francji drugiego frontu walki z Trzecią Rzeszą i ostatecznego wyzwolenia Europy spod jej okupacji.
Inwazji dokonali głównie Amerykanie, Brytyjczycy i Kanadyjczycy. Desant został poprzedzony silnym bombardowaniem plaż Normandii przy wsparciu brytyjskiej i amerykańskiej floty, ostrzeliwującej niemieckie umocnienia na brzegu.
Operacja została przeprowadzona we wtorek 6 czerwca 1944 roku pod dowództwem gen. Eisenhowera. Dzień rozpoczęcia operacji otrzymał wymowną nazwę D-Day, co w nomenklaturze aliantów oznaczało nienazwany dzień, w którym rozpoczyna się lub ma się rozpocząć dana operacja.
Spróbujmy sobie wyobrazić całą tę sytuację z punktu widzenia zwyczajnego Normandczyka, od dłuższego czasu żyjącego pod hitlerowską okupacją. Jeszcze 5 czerwca otaczało go wielu nieprzyjaciół w niemieckich mundurach. Gdy jednak rankiem 6 czerwca wyszedł z domu, wszędzie mógł widzieć setki, tysiące przyjaznych aliantów! W jedną noc miejsce zniewolenia przerodziło się w przestrzeń wolności, bo dosłownie z nieba spadła tam cała chmara wybawicieli.
Przypomina mi się biblijna historia z życia proroka Elizeusza, gdy jego sługa Gehazi, przerażony ogromem otaczających ich nieprzyjaciół usłyszał: Nie bój się, bo więcej jest tych, którzy są z nami, niż tych, którzy są z nimi. Elizeusz modlił się tymi słowy: Panie, otwórz jego oczy, aby przejrzał. I otworzył Pan oczy sługi, i przejrzał, a oto góra pełna była koni i wozów ognistych wokół Elizeusza [2Kr 6,16–17]. Jeszcze godzinę wcześniej Gehazi widział jedynie groźnych nieprzyjaciół. Gdy Bóg otworzył jego oczy, mógł się uspokoić, bo nagle zobaczył mnóstwo wojsk anielskich. To był ich D–Day! Bóg nie zostawił Elizeusza na pastwę losu.
Każdy chrześcijanin doświadcza w swoim życiu czegoś podobnego. Bywa, że przez jakiś czas jest w niebezpieczeństwie, nękany przez nieprzyjaciela. Lecz każdemu z nas Bóg przychodzi z pomocą! Miejsce wcześniejszej porażki i niewoli staje się nagle frontem zwycięskiej walki i przepędzenia nieprzyjaciela na cztery wiatry!
Wy z Boga jesteście, dzieci, i wy ich zwyciężyliście, gdyż Ten, który jest w was, większy jest, aniżeli ten, który jest na świecie [1Jn 4,4]. Bóg myśli o nas. Ma w swoich planach dla każdego stosowny – choć wciąż ukryty – plan ratunkowy. Choćbyśmy przez lata samotnie cierpieli przykrości ze strony licznych wrogów, któregoś dnia przyjdzie wybawienie i zaroi się wokół nas od przyjaciół.
Lądowanie aliantów w Normandii stanowi dobrą ilustrację spełnienia się nadziei chrześcijanina na Boży ratunek. Pomimo tego, że wszystko nie wiem jak się pali i jak wali wokoło nas, albo że panuje złowroga cisza, możemy spokojnie i ufnie czekać na swój D–Day! Bóg nie ujawnia nam wcześniej jego szczegółów ale na pewno któregoś dnia przyjdzie i rozprawi się z naszym nieprzyjacielem.
Inwazji dokonali głównie Amerykanie, Brytyjczycy i Kanadyjczycy. Desant został poprzedzony silnym bombardowaniem plaż Normandii przy wsparciu brytyjskiej i amerykańskiej floty, ostrzeliwującej niemieckie umocnienia na brzegu.
Operacja została przeprowadzona we wtorek 6 czerwca 1944 roku pod dowództwem gen. Eisenhowera. Dzień rozpoczęcia operacji otrzymał wymowną nazwę D-Day, co w nomenklaturze aliantów oznaczało nienazwany dzień, w którym rozpoczyna się lub ma się rozpocząć dana operacja.
Spróbujmy sobie wyobrazić całą tę sytuację z punktu widzenia zwyczajnego Normandczyka, od dłuższego czasu żyjącego pod hitlerowską okupacją. Jeszcze 5 czerwca otaczało go wielu nieprzyjaciół w niemieckich mundurach. Gdy jednak rankiem 6 czerwca wyszedł z domu, wszędzie mógł widzieć setki, tysiące przyjaznych aliantów! W jedną noc miejsce zniewolenia przerodziło się w przestrzeń wolności, bo dosłownie z nieba spadła tam cała chmara wybawicieli.
Przypomina mi się biblijna historia z życia proroka Elizeusza, gdy jego sługa Gehazi, przerażony ogromem otaczających ich nieprzyjaciół usłyszał: Nie bój się, bo więcej jest tych, którzy są z nami, niż tych, którzy są z nimi. Elizeusz modlił się tymi słowy: Panie, otwórz jego oczy, aby przejrzał. I otworzył Pan oczy sługi, i przejrzał, a oto góra pełna była koni i wozów ognistych wokół Elizeusza [2Kr 6,16–17]. Jeszcze godzinę wcześniej Gehazi widział jedynie groźnych nieprzyjaciół. Gdy Bóg otworzył jego oczy, mógł się uspokoić, bo nagle zobaczył mnóstwo wojsk anielskich. To był ich D–Day! Bóg nie zostawił Elizeusza na pastwę losu.
Każdy chrześcijanin doświadcza w swoim życiu czegoś podobnego. Bywa, że przez jakiś czas jest w niebezpieczeństwie, nękany przez nieprzyjaciela. Lecz każdemu z nas Bóg przychodzi z pomocą! Miejsce wcześniejszej porażki i niewoli staje się nagle frontem zwycięskiej walki i przepędzenia nieprzyjaciela na cztery wiatry!
Wy z Boga jesteście, dzieci, i wy ich zwyciężyliście, gdyż Ten, który jest w was, większy jest, aniżeli ten, który jest na świecie [1Jn 4,4]. Bóg myśli o nas. Ma w swoich planach dla każdego stosowny – choć wciąż ukryty – plan ratunkowy. Choćbyśmy przez lata samotnie cierpieli przykrości ze strony licznych wrogów, któregoś dnia przyjdzie wybawienie i zaroi się wokół nas od przyjaciół.
Lądowanie aliantów w Normandii stanowi dobrą ilustrację spełnienia się nadziei chrześcijanina na Boży ratunek. Pomimo tego, że wszystko nie wiem jak się pali i jak wali wokoło nas, albo że panuje złowroga cisza, możemy spokojnie i ufnie czekać na swój D–Day! Bóg nie ujawnia nam wcześniej jego szczegółów ale na pewno któregoś dnia przyjdzie i rozprawi się z naszym nieprzyjacielem.
05 czerwca, 2011
Oni też pełnią wolę Bożą!
W ponad stu krajach na świecie obchodzony jest dzisiaj Światowy Dzień Środowiska (ang. World Environment Day - WED). Obchody przypadają w rocznicę inauguracji Konferencji Narodów Zjednoczonych na temat Środowiska Człowieka w Sztokholmie w 1972 roku, która powołała do życia Program Narodów Zjednoczonych ds. Ochrony Środowiska (UNEP).
Konferencja w Sztokholmie zgromadziła tysiące osób zaniepokojonych negatywnymi zmianami zachodzącymi w środowisku. Dyskutowano o zgodności rozwoju cywilizacji z rozwojem ekologicznym otaczającego świata. Programem Środowiskowym Organizacji Narodów Zjednoczonych objęto pięć kluczowym spraw: zdrowie a środowisko, ekosystemy lądowe, środowisko a rozwój, oceany oraz klęski naturalne.
W celu corocznego przypomnienia głównych haseł konferencji Zgromadzenie Ogólne NZ ogłosiło dzień 5 czerwca Światowym Dniem Środowiska (rezolucja nr 2994 z 15 grudnia 1972 roku). Ma to służyć pogłębianiu na całym świecie świadomości na temat potrzeby ochrony i poprawy stanu środowiska naturalnego.
Odpowiedzialność człowieka za środowisko naturalne, jak najbardziej znajduje swoje uzasadnienie w świetle Biblii i z niej jednoznacznie wynika.
Potem rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas i niech panuje nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad bydłem, i nad całą ziemią, i nad wszelkim płazem pełzającym po ziemi. I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich. I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi! [1Mo 1,26–28].
Jednym słowem, uczestnicy sztokholmskiej konferencji - czy byli tego świadomi, czy nie - przejawiając troskę o mądre i odpowiedzialne funkcjonowanie w środowisku naturalnym, wykazali posłuszeństwo Słowu Bożemu i zadziałali zgodnie z wolą Bożą.
Nie inaczej jest dzisiaj z tysiącami osób realizujących Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Niezależnie od tego, czy wierzą w Boga, czy nie – chcący, czy niechcący - ale działają zgodnie z oryginalnym zamysłem Stwórcy Wszechświata. A to ci, numer ;)
Konferencja w Sztokholmie zgromadziła tysiące osób zaniepokojonych negatywnymi zmianami zachodzącymi w środowisku. Dyskutowano o zgodności rozwoju cywilizacji z rozwojem ekologicznym otaczającego świata. Programem Środowiskowym Organizacji Narodów Zjednoczonych objęto pięć kluczowym spraw: zdrowie a środowisko, ekosystemy lądowe, środowisko a rozwój, oceany oraz klęski naturalne.
W celu corocznego przypomnienia głównych haseł konferencji Zgromadzenie Ogólne NZ ogłosiło dzień 5 czerwca Światowym Dniem Środowiska (rezolucja nr 2994 z 15 grudnia 1972 roku). Ma to służyć pogłębianiu na całym świecie świadomości na temat potrzeby ochrony i poprawy stanu środowiska naturalnego.
Odpowiedzialność człowieka za środowisko naturalne, jak najbardziej znajduje swoje uzasadnienie w świetle Biblii i z niej jednoznacznie wynika.
Potem rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas i niech panuje nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad bydłem, i nad całą ziemią, i nad wszelkim płazem pełzającym po ziemi. I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich. I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi! [1Mo 1,26–28].
Jednym słowem, uczestnicy sztokholmskiej konferencji - czy byli tego świadomi, czy nie - przejawiając troskę o mądre i odpowiedzialne funkcjonowanie w środowisku naturalnym, wykazali posłuszeństwo Słowu Bożemu i zadziałali zgodnie z wolą Bożą.
Nie inaczej jest dzisiaj z tysiącami osób realizujących Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Niezależnie od tego, czy wierzą w Boga, czy nie – chcący, czy niechcący - ale działają zgodnie z oryginalnym zamysłem Stwórcy Wszechświata. A to ci, numer ;)
03 czerwca, 2011
Bądźmy mądrzy po tej szkodzie!
Dzień 3 czerwca – to jeden z najbardziej przykrych i tragicznych dni w historii narodu polskiego. Tego bowiem dnia w 1652 roku rozpoczął się mord na około ośmiu tysiącach polskich jeńców po bitwie pod Batohem.
Wspomniana bitwa pomiędzy wojskami polskimi a wojskami kozacko–tatarskimi miała miejsce 1–2 czerwca 1652 roku na uroczysku Batoh w pobliżu wsi Czetwertynówka, na dzisiejszej Ukrainie. Zakończyła się klęską wojsk polskich.
Nie tyle tragiczna okazała się jednak sama przegrana w bitwie, co jej następstwa. Otóż zaraz po bitwie, w ciągu dwóch kolejnych dni wymordowano tam większość polskich jeńców. Byli to w dużym procencie żołnierze pochodzący z bogatej szlachty, a także starzy, zaprawieni w bojach, doborowi rycerze. Z tego też względu Batoh czasem bywa nazywany "sarmackim Katyniem".
Tak oto ówczesna armia polska utraciła większość doświadczonych dowódców i weteranów, co miało przykre konsekwencje na przyszłość, zwłaszcza w obliczu nadciągającego potopu szwedzkiego.
Jak to się stało, że słynący z męstwa i wspaniałej sprawności bojowej polscy żołnierze okazali się tak łatwym łupem dla wrogów? Otóż tragiczny los tysięcy polskich żołnierzy, owszem, poprzedzony został błędnymi i sprzecznymi decyzjami dowódców polskiej armii, lecz przede wszystkim, panującym w jej szeregach buntem i wewnętrznymi kłótniami.
Brak zaufania do głównodowodzącego hetmana Kalinowskiego, poważne zaległości w wypłatach żołnierskiego żołdu, otwarty bunt części chorągwi, działania dowódców niższego szczebla pod wpływem urażonych ambicji, a nawet bratobójcze walki wewnętrzne – to wszystko uczyniło polskie wojsko mało skutecznym i możliwym do pokonania. Kozacy i Tatarzy skwapliwie to wykorzystali.
Jakie to miało znaczenie, kto z polskich żołnierzy wcześniej miał rację, a kto jej nie miał, skoro wszystkich jednakowo, jednego po drugim, 3 czerwca zaczęto poddawać egezkucji?
Wspominając dziś tragiczny i bardzo smutny finał bitwy pod Batohem, warto przyjąć do serca płynącą z niego przestrogę. Kto staje oko w oko z nieprzyjacielem, ten powinien zadbać o jedność we własnych szeregach. Brak zaufania, bunt, kłótnia, niesubordynacja - na tyle osłabiają każdą armię i każdą ludzką wspólnotę, że nie jest ona zdolna stawić czoła żadnemu wrogowi zewnętrznemu.
Jezus powiedział: Każde królestwo, rozdwojone samo w sobie, pustoszeje, i żadne miasto czy dom, rozdwojony sam w sobie, nie ostoi się [Mt 12,25]. Kto z prawdziwych chrześcijan pojmuje, jaka jest nasza sytuacja na świecie i jaki bój w rzeczywistości tu toczymy, ten niech dołoży wszelkich starań, abyśmy trwali w duchowej jedności.
A proszę was, bracia, w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście wszyscy byli jednomyślni i aby nie było między wami rozłamów, lecz abyście byli zespoleni jednością myśli i jednością zdania [1Ko 1,10]. Chodzi nie tylko o przyjemną atmosferę wewnętrzną, ale również o skuteczność w duchowej walce!
Sarmackiego Katynia można było uniknąć. Zgubił nas tam brak zgody. Bądźmy świadomi, że historia lubi się powtarzać. Chrońmy własną rodzinę i wspólnotę kościelną. Zadbajmy o to, by były one silne i w każdej chwili zdolne do boju. A przeciwników jest wielu [1Ko 16,9].
Wspomniana bitwa pomiędzy wojskami polskimi a wojskami kozacko–tatarskimi miała miejsce 1–2 czerwca 1652 roku na uroczysku Batoh w pobliżu wsi Czetwertynówka, na dzisiejszej Ukrainie. Zakończyła się klęską wojsk polskich.
Nie tyle tragiczna okazała się jednak sama przegrana w bitwie, co jej następstwa. Otóż zaraz po bitwie, w ciągu dwóch kolejnych dni wymordowano tam większość polskich jeńców. Byli to w dużym procencie żołnierze pochodzący z bogatej szlachty, a także starzy, zaprawieni w bojach, doborowi rycerze. Z tego też względu Batoh czasem bywa nazywany "sarmackim Katyniem".
Tak oto ówczesna armia polska utraciła większość doświadczonych dowódców i weteranów, co miało przykre konsekwencje na przyszłość, zwłaszcza w obliczu nadciągającego potopu szwedzkiego.
Jak to się stało, że słynący z męstwa i wspaniałej sprawności bojowej polscy żołnierze okazali się tak łatwym łupem dla wrogów? Otóż tragiczny los tysięcy polskich żołnierzy, owszem, poprzedzony został błędnymi i sprzecznymi decyzjami dowódców polskiej armii, lecz przede wszystkim, panującym w jej szeregach buntem i wewnętrznymi kłótniami.
Brak zaufania do głównodowodzącego hetmana Kalinowskiego, poważne zaległości w wypłatach żołnierskiego żołdu, otwarty bunt części chorągwi, działania dowódców niższego szczebla pod wpływem urażonych ambicji, a nawet bratobójcze walki wewnętrzne – to wszystko uczyniło polskie wojsko mało skutecznym i możliwym do pokonania. Kozacy i Tatarzy skwapliwie to wykorzystali.
Jakie to miało znaczenie, kto z polskich żołnierzy wcześniej miał rację, a kto jej nie miał, skoro wszystkich jednakowo, jednego po drugim, 3 czerwca zaczęto poddawać egezkucji?
Wspominając dziś tragiczny i bardzo smutny finał bitwy pod Batohem, warto przyjąć do serca płynącą z niego przestrogę. Kto staje oko w oko z nieprzyjacielem, ten powinien zadbać o jedność we własnych szeregach. Brak zaufania, bunt, kłótnia, niesubordynacja - na tyle osłabiają każdą armię i każdą ludzką wspólnotę, że nie jest ona zdolna stawić czoła żadnemu wrogowi zewnętrznemu.
Jezus powiedział: Każde królestwo, rozdwojone samo w sobie, pustoszeje, i żadne miasto czy dom, rozdwojony sam w sobie, nie ostoi się [Mt 12,25]. Kto z prawdziwych chrześcijan pojmuje, jaka jest nasza sytuacja na świecie i jaki bój w rzeczywistości tu toczymy, ten niech dołoży wszelkich starań, abyśmy trwali w duchowej jedności.
A proszę was, bracia, w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście wszyscy byli jednomyślni i aby nie było między wami rozłamów, lecz abyście byli zespoleni jednością myśli i jednością zdania [1Ko 1,10]. Chodzi nie tylko o przyjemną atmosferę wewnętrzną, ale również o skuteczność w duchowej walce!
Sarmackiego Katynia można było uniknąć. Zgubił nas tam brak zgody. Bądźmy świadomi, że historia lubi się powtarzać. Chrońmy własną rodzinę i wspólnotę kościelną. Zadbajmy o to, by były one silne i w każdej chwili zdolne do boju. A przeciwników jest wielu [1Ko 16,9].
01 czerwca, 2011
Czyżby czas żniwa?
Siedemdziesiąt lat temu, 1 czerwca 1941 roku w Bagdadzie, dzisiejszej stolicy Iraku, doszło do straszliwej zbrodni przeciwko Żydom, zwanej "zapomnianym pogromem Holokaustu". Ów pogrom, z arabska zwany Farhud, urządzono w żydowskie Święto Tygodni (Shavuot), w czasie destabilizacji kraju po upadku pronazistowskiego rządu Rashid Ali al-Gaylani'ego.
Pozbawieni legalnej władzy naziści, wykorzystując panujące w Bagdadzie tymczasowe bezkrólewie, zaatakowali istniejącą w tym mieście od 2600 lat społeczność żydowską. Zanim nadciągnęły oddziały armii brytyjskiej i transjordańskiej w celu przywrócenia w mieście porządku, 175 Żydów zostało zabitych (masowy ich grób na zdjęciu) a około 1000 okaleczonych. Zniszczono 900 żydowskich domów i odebrano im siłą wiele ich posiadłości.
Bagdadzki Farhud można nazwać początkiem końca społeczności żydowskiej w Iraku. W jego następstwie ponad sto dwadzieścia tysięcy Żydów wyemigrowało z Iraku, głównie do Izraela, co stanowiło niemal całą ich populację w tym kraju.
Przypomnienie irackiej zbrodni na Żydach daje wiele do myślenia w kontekście tego, co aktualnie dzieje się Bagdadzie. Dzisiejsza codzienna niepewność losu wychodzących na ulicę Irakijczyków jest jakby reminiscencją przeżyć bagdadzkich Żydów sprzed siedemdziesięciu lat.
Pismo przestrzega przed antysemityzmem. Nie wkraczaj do bramy mojego ludu w dniu jego klęski; nie paś i ty oczu widokiem jego nieszczęścia w dniu jego klęski! I nie wyciągaj ręki po jego mienie w dniu jego klęski! Nie stój na rozstaju dróg, aby zabijać jego uchodźców! I nie wydawaj jego zbiegów w dniu niedoli!Gdyż bliski jest dzień Pana na wszystkie narody. Jak postępowałeś, tak postąpią z tobą. Odpłata za twoje postępki spadnie na twoją głowę [Ab 1,13-15].
W świetle Biblii zawsze było wiadomo, że nie można bez konsekwencji podnosić ręki na naród wybrany przez Boga. Jak wynika z proroctwa Zachariasza, jednym z następstw antyżydowskich wystąpień danego narodu są jego późniejsze podziały i niepokoje wewnętrzne. Gdyż tak mówi Pan Zastępów, którego chwała mnie posłała, o narodach, które was złupiły, że kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka. Oto ja podniosę rękę przeciwko nim i staną się łupem własnych niewolników, i poznacie, że posłał mnie Pan Zastępów [Za 2,12–13].
Nie inaczej jest ze stosunkiem do duchowego Izraela, czyli prawdziwego Kościoła Jezusa Chrystusa. Gdyż sprawiedliwa to rzecz u Boga odpłacić uciskiem tym, którzy was uciskają, a wam, uciskanym, dać odpocznienie wespół z nami, gdy się objawi Pan Jezus z nieba ze zwiastunami mocy swojej, w ogniu płomienistym, wymierzając karę tym, którzy nie znają Boga, oraz tym, którzy nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa [2Ts 1,6-8]. Kto atakuje i krzywdzi uczniów Jezusa, powinien się liczyć z tym, że któregoś dnia i dla niego nastanie czas żniwa.
Wiem, że ta moja refleksja wielu ludziom się nie spodoba. Biblia jednak wyraźnie stwierdza: Nie błądźcie, Bóg się nie da z siebie naśmiewać; albowiem co człowiek sieje, to i żąć będzie [Ga 6,7].
Pozbawieni legalnej władzy naziści, wykorzystując panujące w Bagdadzie tymczasowe bezkrólewie, zaatakowali istniejącą w tym mieście od 2600 lat społeczność żydowską. Zanim nadciągnęły oddziały armii brytyjskiej i transjordańskiej w celu przywrócenia w mieście porządku, 175 Żydów zostało zabitych (masowy ich grób na zdjęciu) a około 1000 okaleczonych. Zniszczono 900 żydowskich domów i odebrano im siłą wiele ich posiadłości.
Bagdadzki Farhud można nazwać początkiem końca społeczności żydowskiej w Iraku. W jego następstwie ponad sto dwadzieścia tysięcy Żydów wyemigrowało z Iraku, głównie do Izraela, co stanowiło niemal całą ich populację w tym kraju.
Przypomnienie irackiej zbrodni na Żydach daje wiele do myślenia w kontekście tego, co aktualnie dzieje się Bagdadzie. Dzisiejsza codzienna niepewność losu wychodzących na ulicę Irakijczyków jest jakby reminiscencją przeżyć bagdadzkich Żydów sprzed siedemdziesięciu lat.
Pismo przestrzega przed antysemityzmem. Nie wkraczaj do bramy mojego ludu w dniu jego klęski; nie paś i ty oczu widokiem jego nieszczęścia w dniu jego klęski! I nie wyciągaj ręki po jego mienie w dniu jego klęski! Nie stój na rozstaju dróg, aby zabijać jego uchodźców! I nie wydawaj jego zbiegów w dniu niedoli!Gdyż bliski jest dzień Pana na wszystkie narody. Jak postępowałeś, tak postąpią z tobą. Odpłata za twoje postępki spadnie na twoją głowę [Ab 1,13-15].
W świetle Biblii zawsze było wiadomo, że nie można bez konsekwencji podnosić ręki na naród wybrany przez Boga. Jak wynika z proroctwa Zachariasza, jednym z następstw antyżydowskich wystąpień danego narodu są jego późniejsze podziały i niepokoje wewnętrzne. Gdyż tak mówi Pan Zastępów, którego chwała mnie posłała, o narodach, które was złupiły, że kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka. Oto ja podniosę rękę przeciwko nim i staną się łupem własnych niewolników, i poznacie, że posłał mnie Pan Zastępów [Za 2,12–13].
Nie inaczej jest ze stosunkiem do duchowego Izraela, czyli prawdziwego Kościoła Jezusa Chrystusa. Gdyż sprawiedliwa to rzecz u Boga odpłacić uciskiem tym, którzy was uciskają, a wam, uciskanym, dać odpocznienie wespół z nami, gdy się objawi Pan Jezus z nieba ze zwiastunami mocy swojej, w ogniu płomienistym, wymierzając karę tym, którzy nie znają Boga, oraz tym, którzy nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa [2Ts 1,6-8]. Kto atakuje i krzywdzi uczniów Jezusa, powinien się liczyć z tym, że któregoś dnia i dla niego nastanie czas żniwa.
Wiem, że ta moja refleksja wielu ludziom się nie spodoba. Biblia jednak wyraźnie stwierdza: Nie błądźcie, Bóg się nie da z siebie naśmiewać; albowiem co człowiek sieje, to i żąć będzie [Ga 6,7].
Subskrybuj:
Posty (Atom)