W tych dniach rozmyślam o służeniu innym. Nie żebym z natury był urodzonym sługą, lecz dlatego, że należę do Pana Jezusa. A kto do Niego należy i pojmuje, Kim On jest, ten nie może o sobie myśleć inaczej, jak tylko w ten sposób, że jest sługą Chrystusa Pana. I nie ma w tym ani cienia przykrości. Być w służbie u takiego Pana - to prawdziwy zaszczyt.
Fakt bycia sługą Bożym nadaje blasku i wartości także naszym relacjom z ludźmi, choćby nawet w potocznym odbiorze wyglądały one na mało szczęśliwe. Słudzy, bądźcie posłuszni we wszystkim ziemskim panom, służąc nie tylko pozornie, aby się przypodobać ludziom, lecz w szczerości serca, jako ci, którzy się boją Pana. Cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie jako dla Pana, a nie dla ludzi, wiedząc, że od Pana otrzymacie jako zapłatę dziedzictwo, gdyż Chrystusowi Panu służycie [Kol 3,22-24]. Pomagając i usługując ludziom, chrześcijanin w istocie cały czas służy Panu Jezusowi.
Kończący się dziś rok 2014 był w moim życiu wypełniony służbą. Nie ma w tym nic wyjątkowego, zwłaszcza, że była ona nieudolna i wielce niewystarczająca. Nie czas więc na żadne podsumowania. Pan przecież powiedział: Kto zaś z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie do niego, gdy powróci z pola: Chodź zaraz i zasiądź do stołu? Czy nie powie mu raczej: Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż się najem i napiję, a potem i ty będziesz jadł i pił? Czy dziękuje słudze, że uczynił to, co mu polecono? Tak i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: Sługami nieużytecznymi jesteśmy, bo co winniśmy byli uczynić, uczyniliśmy [Łk 17,7-10]. Gdy o mnie chodzi, to w pełni nie wykonałem nawet tego, co winienem był uczynić. Mam wszakże wspaniałomyślnego Pana, który wybacza mi moje uchybienia i nie wyrzuca mnie ze służby. Rozglądam się więc już za nowymi zadaniami z myślą, aby przynosić Panu więcej chwały niż dotychczas.
Jestem szczęśliwy, że dane mi jest służyć Bogu i codziennie krzątać się wokół spraw mających na celu interes Królestwa Bożego. Cieszę się, że w tej służbie nie jestem osamotniony. Dziękuję Bogu za grono sprawdzonych już i wiernych współpracowników. Dobrze mi razem z nimi wykonywać pracę Bożą. Spodziewam się, że to grono będzie rosnąć, bo Nowy Rok zdaje się zapowiadać jeszcze więcej trudu. Proszę więc o wsparcie w modlitwie i zapraszam do służby.
Mamy wiele do zrobienia. Dla ewangelii, dla siebie nawzajem, dla obcych nam jeszcze ludzi, dla naszego miasta. A wszystko na chwałę Bożą.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
31 grudnia, 2014
25 grudnia, 2014
Dywersja świątecznych rozejmów
Posłuchaj |
Abstrahując dziś od sensowności i celowości I wojny światowej, zwróćmy się do Słowa Bożego, które jednoznacznie mówi, że jest inna wojna. W jej ramach każdego dnia toczy się bój. Sprawdźmy, czy można w tym konflikcie zawrzeć jakiś rozejm na święta?
Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich. Dlatego weźcie całą zbroję Bożą, abyście mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się. Stójcie tedy, opasawszy biodra swoje prawdą, przywdziawszy pancerz sprawiedliwości i obuwszy nogi, by być gotowymi do zwiastowania ewangelii pokoju, a przede wszystkim, weźcie tarczę wiary, którą będziecie mogli zgasić wszystkie ogniste pociski złego; weźcie też przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest Słowo Boże [Ef 6,11-17].
Wszystkim się to podoba, że świętowanie Urodzin Jezusa odbywa się w powszechnie miłej atmosferze. Piękne dekoracje, wigilijne sianko, dobre jedzonko. Choćby chwilowa, ale zgoda, życzenia, podarunki… Taki charakter nadaliśmy wspominaniu narodzin Jezusa. A jak było w rzeczywistości? Na niemowlę Jezus nie czekała kolorowa kołyska otoczona gronem dziadków i rozentuzjazmowanych cioć. Chwile narodzin Jezusa w Betlejem były pełne złowrogiego napięcia. Przymus ze strony okupanta, że nawet ciężarna kobieta musiała odbywać męczącą podróż, żeby się stawić do spisu ludności. Brak noclegu w Betlejem i przyzwoitych warunków do porodu. Zaraz potem zagrożenie ze strony obsesyjnego Heroda. Ucieczka do Egiptu. Rzeź niemowląt w Betlejem. W tym czasie Boży ludzie musieli otrzymywać konkretne instrukcje od Boga i ściśle według nich postępować. Nie można było sobie pozwolić na żadne, choćby chwilowe, zrobienie czegoś po swojemu. Józef miał wiać do Egiptu. Mędrcy mieli wracać inną drogą.
Faktycznie, całe życie i publiczna służba Jezusa przebiegała w niesprzyjających warunkach i wrogości ze strony świata. Nie było czasu i miejsca na żaden rozejm. Nie było kompromisów w dążeniu do celu, ani jednoczenia się z kimkolwiek.
Trzeba nam przyjąć do wiadomości, że trwa konflikt. Toczy się śmiertelny bój o twoją i moją duszę. Przeciwnik przychodzi tylko po to, aby kraść, zarzynać i wytracać. Wspomnianym na początku żołnierzom trudno było odnaleźć się w nowej rzeczywistości, że od 28 lipca 1914 roku stali się częścią ogromnego konfliktu. Biblia objawia, że i my toczymy bój. Nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich [Ef 6,12].
Nie od nas zależy, jak i pomiędzy kim przebiega linia duchowego frontu. Czasem jest to dla nas trudne do zrozumienia i pogodzenia się z tym, ale Pan powiedział: Nie mniemajcie, że przyszedłem, przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego. Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien [Mt 10,34-37]. Biblia jest pod tym względem bardzo jednoznaczna. Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4]. Jak wobec powyższego należy patrzeć na to, że niektórzy chrześcijanie bratają się ze światem?
Postarajmy się zauważyć, że inicjatywa rozejmu i duchowego „zawieszenia broni” rodzi się zazwyczaj oddolnie i w okresie świątecznym. Rozejm bożonarodzeniowy nastąpił bez porozumienia z dowództwem. Żołnierzom nie chciało się potem w ogóle powracać do boju. Drugiego dnia świąt wyżsi oficerowie z obu stron próbowali doprowadzić do zakończenia rozejmu. Mimo że rozejm oficjalnie skończył się o 8:30, przez cały dzień nie podjęto walki. Żołnierze obu armii nie śpieszyli się. Po stronie niemieckiej doszło nawet do krótkotrwałego buntu. W niektórych miejscach rozejm trwał dłużej przeciągając się do 31 grudnia i Nowego Roku. Szkoci utrzymali rozejm aż do 3 stycznia. W celu zakończenia rozejmu użyto snajperów z obu stron, strzelających do tych żołnierzy, którzy wciąż próbowali przechodzić na drugą stronę okopów. Dopiero gdy po niemieckiej stronie front obsadziły inne, świeże oddziały z Prus, wojna potoczyła się dalej.
Przyjaciele! Rozpoczęcie wojny lub jej zakończenie nie leży w kompetencji zwykłych żołnierzy. Toczy się ona w wyniku decyzji politycznych. Nie ma w niej miejsca na żadne oddolne inicjatywy. Obowiązuje wojskowa dyscyplina. A jak jest na polu walki duchowej? Czyja jest to wojna? Kto zadecydował, że trzeba ją rozpocząć?
Na różnych przykładach Biblia uzmysławia nam, że wojna, chociaż zaangażowani są w niej ludzie, wybucha i trwa z nadania Bożego. Przyłóż rękę do sztandaru Pana; wojna jest między Panem a Amalekitami z pokolenia w pokolenie! [2Mo 17,16]. Posłuchajcie uważnie, wszyscy Judejczycy i wy, mieszkańcy Jeruzalemu, i ty, królu Jehoszafacie! Tak mówi do was Pan: Wy się nie bójcie i nie lękajcie tej licznej tłuszczy! Gdyż nie wasza to wojna, ale Boża [2Kn 20,15]. Ludzie Boży mają więc obowiązek prowadzenia walki duchowej, aż wypełni się Boży rozkaz! Nie ma tu miejsca na żadnej oddolne opinie ani inicjatywy zawieszenia broni.
Niestety, czasem chrześcijanie, nie dbając o to, bratają się z bezbożnym światem. Wielu idzie za radą bezbożnych, stoi na drodze grzeszników i zasiada w gronie szyderców [Ps 1,1] Bagatelizując duchowe powody rozdźwięku między religiami, a nawet między wyznaniami chrześcijańskimi – wchodzą w bliskie, pokojowe relacje z ludźmi, którzy głoszą fałszywą ewangelię. Staje się nieważne Słowo Boże: Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie [2Jn 1,10]. Nie inaczej postępują wobec tych, którzy źle się w życiu prowadzą pod względem moralnym lub etycznym. Rozkaz Pana brzmi jasno: Lecz teraz napisałem wam, abyście nie przestawali z tym, który się mieni bratem, a jest wszetecznikiem lub chciwcem, lub bałwochwalcą, lub oszczercą, lub pijakiem, lub grabieżcą, żebyście z takim nawet nie jadali [1Ko 5,11]. Ale niektórzy chrześcijanie wiedzą swoje. Uwaga! Tego rodzaju oddolne inicjatywy stają nieraz „świętą krową” chrześcijańskich społeczności. Strach się im sprzeciwić. Trzeba się na nie zgodzić, bo inaczej ludzie się obrażą i odejdą od zboru.
Dlatego pozwalam sobie tym rozważaniem przypomnieć Boży nakaz założenia zbroi i utrzymywania gotowości bojowej. Żołnierze uczestniczący w tzw. rozejmie bożonarodzeniowym zignorowali rozkazy. Gdy doszło do kontaktu oficerów ustalono, że żołnierze obu stron mają pozostać w swoich okopach. To ustalenie pozostało jednak martwe. Żołnierze przechodzili do siebie nawzajem wymieniając się drobiazgami, zawartością paczek świątecznych i używkami. Jak brzmi rozkaz Boży dla chrześcijan? Dlatego weźcie całą zbroję Bożą, abyście mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się. Stójcie tedy, opasawszy biodra swoje prawdą, przywdziawszy pancerz sprawiedliwości i obuwszy nogi, by być gotowymi do zwiastowania ewangelii pokoju, a przede wszystkim, weźcie tarczę wiary, którą będziecie mogli zgasić wszystkie ogniste pociski złego; weźcie też przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest Słowo Boże [Ef 6,13-17]. Każdego dnia mamy być opasani prawdą. Ubrani w pancerz sprawiedliwości. Mieć nogi do zwiastowania ewangelii. Mamy być ukryci za tarczą wiary. W polu widzenia mieć zbawienie. Zawsze miecz Słowa Bożego trzymać w dłoni.
To zdecydowanie nie pozwala chodzić na kawkę do okopów wroga! Lecz niektórzy chrześcijanie, nie tylko rezygnują z założenia zbroi Bożej na rzecz świątecznych rozejmów. Gotowi są razem się spotykać i bawić! Tak jest, w miejsce duchowej walki pojawia się wspólna rozrywka. W trakcie rozejmu bożonarodzeniowego rozegrano także mecz futbolowy, który zakończony został wynikiem 3:2 dla Niemiec. Grali, aż futbolówka przebiła się na wystającym drucie kolczastym. Cóż za sympatyczne chwile?! – ktoś by powiedział. Fani piłki nożnej do dziś zachwycają się tym wydarzeniem.
Współcześni chrześcijanie są gotowi bawić się razem ze światem! Mówią: Odłóżmy na bok różnice doktrynalne. Niech będzie ekumenicznie. Zagrajmy i zbawmy się razem. jak to się ma do duchowej rzeczywistości? Wyobraźmy sobie, że ktoś zabił nam najbliższą osobą i należy do gangu, którego herszt nienawidzi nas i nas również chce dopaść i pochłonąć. Gramy z kimś takim w piłkę?
Okres świąteczny to sezon na duchowe rozejmy. Odpinamy pas prawdy. Przestajemy ja głosić i przy niej obstawać. Dla tak zwanej miłej zgody zrzucamy buty gotowości do zwiastowania ewangelii.
Odstawiamy tarczę wiary, odkładamy miecz Słowa Bożego. Są przecież święta, więc nie godzi się wykazywać błędów doktrynalnych i niepokoić ich wezwaniami do pokuty. Ciekawe a zarazem intrygujące jest to, że od lat, tuż po świętach mamy w tzw. Tydzień Ekumeniczny. Bóg powiedział: Co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? [2Ko 6,14-16]. A ludzie wychodzą z okopów, obejmują się z duchowymi przeciwnikami, a do tego jeszcze mają przekonanie, że robią coś szlachetnego i wzniosłego, na co wielu innych nie stać, by to zrobić.
Na czym polega zło takich rozejmów, choćby były one tylko chwilowe? Otóż w takich chwilach ludzie zza barykady mogą pomyśleć, że straciliśmy rezon i chęć do dalszej walki, że odstępujemy od naszych ideałów całkowitego oddania Chrystusowi. Obserwatorzy otrzymują mylący sygnał, że jednamy się ze światem. mało tego, nam samym może się takie zawieszenie broni bardzo spodobać. Uznanie, miejsce obok biskupa, akceptacja w gronie bogatych i bezbożnych – na tego rodzaju haczyk złapała się już niejedna chrześcijańska dusza.
Raz jeszcze powróćmy do ilustracji wstępnej. Miasteczko Ypres w Belgii zasłynęło z okresu I wojny światowej nie jako miasto zgody i zawieszenia broni. Jak na ironię, znane jest ono jako miasto wyjątkowo doświadczone i całkowicie zrujnowane. Okolice Ypres były miejscem czterech wielkich bitew. W Jednej z nich, w dniach: 22 kwietnia – 25 maja 1915 roku Niemcy po raz pierwszy użyli chloru, jako bojowego środka trującego. Dwa lata później, właśnie pod Ypres po raz pierwszy na froncie zachodnim użyto gazu musztardowego, od nazwy miasta nazwanego iperytem. Czy nie daje to do myślenia? Tamtejszy rozejm bożonarodzeniowy nie przemienił owej ziemi w bezpieczną i pokojową. Wróg nie przestał być groźny.
Przyjaciele! Przeciwnik, diabeł wykorzystuje okresy świąteczne, podchodzi do nas bliżej, aby potem w sensie duchowym nas potraktować „chlorem i gazem musztardowym”. Rządzący w synach opornych książę tego świata może na jakiś czas przyjąć nawet postać anioła światłości. Stara się uśpić naszą czujność, aby tym bardziej nas potem zaskoczyć i zniszczyć duchowo. Dlatego wzywam: Pozostańmy w zbroi Bożej! Nigdy jej nie zdejmujmy i nie odkładajmy! Kto może niech to zrozumie.
Wersja audio powyższego przesłania
23 grudnia, 2014
Życzenia świąteczne 2014
Umiłowani w Chrystusie Jezusie Bracia i Siostry, Przyjaciele, Czytelnicy, Znajomi, Bliscy i Dalecy! Gdy rozmyślam, czego Wam życzyć na okoliczność tegorocznych Świąt Narodzenia Pańskiego, ciśnie mi się do głowy obraz biblijnego Symeona, który, gdy Józef i Maria wnosili dziecię Jezus do świątyni, by wypełnić przepisy zakonu co do niego, on wziął je na ręce i powiedział: Teraz, Władco, zgodnie z Twoimi słowami, pozwalasz swojemu słudze odejść w pokoju, gdyż moje oczy zobaczyły Twoje zbawienie [Łk 2,29-30]. Jak wiemy, Symeon żył w przekonaniu, że nie może umrzeć, zanim nie ujrzy Zbawiciela. Wyglądał więc, oczekiwał na tę chwilę i w końcu się doczekał.
Każdy z nas nosi w sobie jakieś oczekiwanie. Jedni pragną ulgi pojednania i pokoju z Bogiem, wyzwolenia z mocy grzechu, który nimi zawładnął. Inni wyglądają poprawy relacji i zgody w rodzinie. Ktoś chciałby wyjść wreszcie z długów. Jeszcze inni mają dość tkwienia w martwym punkcie. Odczuwają potrzebę dalszego rozwoju. Pragną zaangażować się w coś dobrego i wreszcie poczuć, że są dla kogoś naprawdę potrzebni. Koniecznie trzeba nam wszystkie te oczekiwania powiązać z osobą Jezusa Chrystusa. On jest Zbawicielem. Symeon cieszący się z Jezusa przy wejściu do świątyni może być synonimem naszej radości w wyniku osobistego spotkania z Panem Jezusem Chrystusem.
Z całego serca życzę więc Wam i sobie, aby każdy z nas, możliwie najszybciej, zobaczył zbawienie w wyczekiwanych i upragnionych sprawach. Życzę, byśmy – podobnie jak Symeon – wkrótce doznali ulgi uwolnienia i spełnienia. Niech Syn Boży, Zbawiciel, przyjdzie i nas zbawi.
Każdy z nas nosi w sobie jakieś oczekiwanie. Jedni pragną ulgi pojednania i pokoju z Bogiem, wyzwolenia z mocy grzechu, który nimi zawładnął. Inni wyglądają poprawy relacji i zgody w rodzinie. Ktoś chciałby wyjść wreszcie z długów. Jeszcze inni mają dość tkwienia w martwym punkcie. Odczuwają potrzebę dalszego rozwoju. Pragną zaangażować się w coś dobrego i wreszcie poczuć, że są dla kogoś naprawdę potrzebni. Koniecznie trzeba nam wszystkie te oczekiwania powiązać z osobą Jezusa Chrystusa. On jest Zbawicielem. Symeon cieszący się z Jezusa przy wejściu do świątyni może być synonimem naszej radości w wyniku osobistego spotkania z Panem Jezusem Chrystusem.
Z całego serca życzę więc Wam i sobie, aby każdy z nas, możliwie najszybciej, zobaczył zbawienie w wyczekiwanych i upragnionych sprawach. Życzę, byśmy – podobnie jak Symeon – wkrótce doznali ulgi uwolnienia i spełnienia. Niech Syn Boży, Zbawiciel, przyjdzie i nas zbawi.
20 grudnia, 2014
Tysięczny wpis
Źródło: Wikipedia |
Internet, czyli ogólnoświatowa sieć komputerowa jest swoistym odzwierciedleniem globalnego społeczeństwa. Tworzą je bardzo różni, dobrzy i źli ludzie. Chrześcijanie są tą częścią ludzkości, która – dopóki Pan trzyma Kościół na ziemi – powinna wywierać pozytywny wpływ na pozostałych ludzi i dzielić się z nimi ewangelią. To wymaga obecności. Napisałem wam w liście, abyście nie przestawali z wszetecznikami; ale nie miałem na myśli wszeteczników tego świata albo chciwców czy grabieżców, czy bałwochwalców, bo inaczej musielibyście wyjść z tego świata [1Ko 5,9-10]. A nie o to przecież chodzi. Nie proszę, abyś ich wziął ze świata, lecz abyś ich zachował od złego. Nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Poświęć ich w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą. Jak mnie posłałeś na świat, tak i ja posłałem ich na świat [Jn 17,15-18]. Trzeba nam żyć w duchowym oddzieleniu, zachowywać zdrowy dystans do tego, co na świecie, nie rozmiłowywać się w sprawach tego świata, lecz wolą Bożą jest, abyśmy byli w nim obecni.
Zachowując więc duchową czystość własnych szeregów trzeba nam umiejętnie używać wszelkich dostępnych w świecie środków, by nieść zgubionym duszom Dobrą Nowinę i ratować je od wiecznego potępienia. Internet jest ku temu wspaniałym narzędziem i cieszę się, że chrześcijanie nie oddali przeciwnikowi tego pola walkowerem.
W rocznicę podłączenia Polski do Internetu apeluję do polskich chrześcijan: Bądźmy obecni i aktywni w cyberprzestrzeni. Wypełniajmy ją Słowem Bożym!
19 grudnia, 2014
Plaga drogowych kapusiów
Panująca od niedawna moda na samochodowe rejestratory jazdy zdawała się mieć tylko same dobre strony. Mając taką kamerkę kierowca w każdej chwili dysponował dowodem, jak było naprawdę. Kto komu zajechał drogę? Czy rzeczywiście przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle? Kto doprowadził do kolizji? Kto uciekł z miejsca wypadku? Jednym słowem, bardzo pożyteczne narzędzie, pozwalające udowodnić własną niewinność, albo pokazać znajomym niezwykłość jakiegoś zdarzenia z podróży. Amen. Na tym powinna się kończyć funkcja rejestratora jazdy.
Niestety, tak już jest, że to co dobre i pożyteczne, może być też użyte do złych celów. Nie inaczej dzieje się też z kamerkami samochodowymi. Otóż coraz częściej się zdarza, że kierowca z włączonym rejestratorem jazdy staje się tropicielem i kapusiem. Bierze sobie za cel innych kierowców, którzy nawet wcale osobiście mu nie zawinili a jedynie popełnili jakieś wykroczenie, nagrywa ich przez jakiś czas, a potem denuncjuje. Mniejsza o to, gdy wyśle swoje nagranie do podrzędnej redakcji, która zrobi z niego chwilową pożywkę dla żądnych sensacji internetowych klikaczy. Gorzej, że coraz częściej Polak Polakowi staje się wilkiem wysyłając takie nagranie na policję. Obrzydliwe.
Najwidoczniej Biblia jest bardziej życiowa i wspaniałomyślna od niejednego z nas, bo mówi: Dopuszczamy się bowiem wszyscy wielu uchybień [Jk 3,2]. Każdemu kierowcy zdarzy się popełnić jakiś błąd na drodze. Jednak człowiek z naturą kapusia nie bierze tego pod uwagę. Rusza w pościg i odnajduje w tym jakąś dziką satysfakcję, gdy uda mu się cudzy błąd nagłośnić. Jego cała chluba, to na kogoś donieść. Co innego ma w naturze człowiek Boży. Chwałą Bożą jest rzecz ukryć [Prz 25,2] – głosi Biblia.
Stąd mój apel: Okazujmy innym kierowcom wyrozumiałość. Raczej posądzajmy ich o dobre intencje lub o zwykły brak umiejętności, aniżeli o świadome wykroczenie na drodze. Owszem, czasem wyraźnie widać, że mamy do czynienia z przestępcą drogowym, lecz na Boga, w każdym, kto trochę inaczej pojechał, nie upatrujmy od razu pijaka lub wariata, którego trzeba ścigać, nagrać i zapodać organom ściągania. Nie wyręczajmy policjantów w ich pracy. Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów [1Pt 4,8].
Proszę, niech pożyteczne urządzenie, jakim jest rejestrator jazdy, nie będzie pożywką do mnożenia się w naszym społeczeństwie kapusiów drogowych.
Niestety, tak już jest, że to co dobre i pożyteczne, może być też użyte do złych celów. Nie inaczej dzieje się też z kamerkami samochodowymi. Otóż coraz częściej się zdarza, że kierowca z włączonym rejestratorem jazdy staje się tropicielem i kapusiem. Bierze sobie za cel innych kierowców, którzy nawet wcale osobiście mu nie zawinili a jedynie popełnili jakieś wykroczenie, nagrywa ich przez jakiś czas, a potem denuncjuje. Mniejsza o to, gdy wyśle swoje nagranie do podrzędnej redakcji, która zrobi z niego chwilową pożywkę dla żądnych sensacji internetowych klikaczy. Gorzej, że coraz częściej Polak Polakowi staje się wilkiem wysyłając takie nagranie na policję. Obrzydliwe.
Najwidoczniej Biblia jest bardziej życiowa i wspaniałomyślna od niejednego z nas, bo mówi: Dopuszczamy się bowiem wszyscy wielu uchybień [Jk 3,2]. Każdemu kierowcy zdarzy się popełnić jakiś błąd na drodze. Jednak człowiek z naturą kapusia nie bierze tego pod uwagę. Rusza w pościg i odnajduje w tym jakąś dziką satysfakcję, gdy uda mu się cudzy błąd nagłośnić. Jego cała chluba, to na kogoś donieść. Co innego ma w naturze człowiek Boży. Chwałą Bożą jest rzecz ukryć [Prz 25,2] – głosi Biblia.
Stąd mój apel: Okazujmy innym kierowcom wyrozumiałość. Raczej posądzajmy ich o dobre intencje lub o zwykły brak umiejętności, aniżeli o świadome wykroczenie na drodze. Owszem, czasem wyraźnie widać, że mamy do czynienia z przestępcą drogowym, lecz na Boga, w każdym, kto trochę inaczej pojechał, nie upatrujmy od razu pijaka lub wariata, którego trzeba ścigać, nagrać i zapodać organom ściągania. Nie wyręczajmy policjantów w ich pracy. Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów [1Pt 4,8].
Proszę, niech pożyteczne urządzenie, jakim jest rejestrator jazdy, nie będzie pożywką do mnożenia się w naszym społeczeństwie kapusiów drogowych.
18 grudnia, 2014
Czyżby byli już tylko sami dobrzy chrześcijanie?
W niektórych środowiskach chrześcijańskich zapanowała ostatnio moda na chwalenie siebie nawzajem. Jeden drugiego podziwia i poleca. Nie, żeby któryś dokonał czegoś heroicznego i wielkiego. Wychwalają w sobie cechy, postawy i czyny, które zasadniczo są normalne dla chrześcijanina. Nie ma przy tym żadnej uwagi lub słowa krytyki. Same superlatywy.
Z pewnością miło jest rozpływać się w pochwałach. Również Biblia ich nie szczędzi dla pobożności i bogobojności ludu Bożego. Można się domyślać, że Jezus Chrystus chwalił czasem swoich uczniów. Jego apostołowie także zauważali akty poświęcenia i dobre zachowanie pierwszych chrześcijan, umiejętnie dając temu wyraz. Powinniśmy zawsze dziękować Bogu za was, bracia. Jest to rzecz słuszna. Wiara wasza bowiem bardzo wzrasta a wzajemna miłość wasza pomnaża się w was wszystkich, tak że i my sami chlubimy się wami w zborach Bożych, waszą wytrwałością i wiarą we wszystkich prześladowaniach waszych i uciskach, jakie znosicie [2Ts 1,3-4].
Czytając Pismo Święte odnosi się wszakże dość silne wrażenie, że póki co, ani sami nie mamy się czym chwalić, ani też za co wychwalać innych ludzi. Nasz Pan, po trzech latach codziennej pracy nad swoimi uczniami, na koniec ukazał się jedenastu uczniom, gdy siedzieli u stołu, i ganił ich niewiarę i zatwardziałość serca, że nie uwierzyli tym, którzy go widzieli zmartwychwskrzeszonego [Mk 16,14]. Apostoł Paweł pisał do świętych z Koryntu: Czego chcecie? Czy mam przyjść do was z rózgą, czy też z miłością i w duchu łagodności? [1Ko 4,21]. Poruszając zaś sprawę nieprawidłowości w ich wspólnych zgromadzeniach, jasno dał do zrozumienia, że pochwał nie ma. A dając to zalecenie, nie pochwalam, że się schodzicie nie ku lepszemu, ale ku gorszemu [1Ko 11,17]. Co mam wam powiedzieć? Czy mam was pochwalić? Nie, za to was nie pochwalam [1Ko 11,22].
Chrześcijanie skupiać się powinni na wychwalaniu Pana Jezusa Chrystusa. Trzeba nam, aby Jego miłość, świętość, łaska, mądrość i wspaniałomyślność stale były w centrum naszej uwagi. Biblia mówi, że pewni ludzie narazili się na Boży sprzeciw, ponieważ zamienili Boga prawdziwego na fałszywego i oddawali cześć, i służyli stworzeniu zamiast Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen [Rz 1,25]. Do zapatrzonych w siebie nawzajem Żydów Pan Jezus powiedział: Jakże możecie wierzyć wy, którzy nawzajem od siebie przyjmujecie chwałę, a nie szukacie chwały pochodzącej od tego, który jedynie jest Bogiem? [Jn 5,44]. Dlatego chrześcijanie z Judei chwalili nie Pawła apostoła, lecz Boga, którego w nim zauważyli. A byłem nieznajomym z twarzy zborom żydowskim, które są w Chrystusie; Lecz tylko byli usłyszeli, iż ten, który prześladował nas niekiedy, teraz opowiada wiarę, którą przedtem burzył. I chwalili Boga ze mnie [Ga 1,22-23 wg Biblii Gdańskiej].
Ludzie są dziś coraz bardziej łasi na pochwały. Rosną kręgi wzajemnej adoracji i mają się coraz lepiej. Poszukiwacze afirmacji, zaniepokojeni porannym spojrzeniem prawdzie w oczy, przez cały dzień szerokim łukiem omijają miejsca, gdzie ta prawda o nich mogłaby wyjść na jaw. Nie chcą przykrości, więc szukają i sami tworzą miejsca, gdzie się wzajemnie honorują, doceniają, podziwiają i wychwalają. Czy takim miejscem może być zbór chrześcijański, gromadzący różnej maści grzeszników będących dopiero w procesie uświęcenia? Czy już czas na pochwały?
Zakończmy pouczeniem Słowa Bożego: Przeto nie sądźcie przed czasem, dopóki nie przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc; a wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga [1Ko 4,5]. Daj Boże, żeby każdy.
Z pewnością miło jest rozpływać się w pochwałach. Również Biblia ich nie szczędzi dla pobożności i bogobojności ludu Bożego. Można się domyślać, że Jezus Chrystus chwalił czasem swoich uczniów. Jego apostołowie także zauważali akty poświęcenia i dobre zachowanie pierwszych chrześcijan, umiejętnie dając temu wyraz. Powinniśmy zawsze dziękować Bogu za was, bracia. Jest to rzecz słuszna. Wiara wasza bowiem bardzo wzrasta a wzajemna miłość wasza pomnaża się w was wszystkich, tak że i my sami chlubimy się wami w zborach Bożych, waszą wytrwałością i wiarą we wszystkich prześladowaniach waszych i uciskach, jakie znosicie [2Ts 1,3-4].
Czytając Pismo Święte odnosi się wszakże dość silne wrażenie, że póki co, ani sami nie mamy się czym chwalić, ani też za co wychwalać innych ludzi. Nasz Pan, po trzech latach codziennej pracy nad swoimi uczniami, na koniec ukazał się jedenastu uczniom, gdy siedzieli u stołu, i ganił ich niewiarę i zatwardziałość serca, że nie uwierzyli tym, którzy go widzieli zmartwychwskrzeszonego [Mk 16,14]. Apostoł Paweł pisał do świętych z Koryntu: Czego chcecie? Czy mam przyjść do was z rózgą, czy też z miłością i w duchu łagodności? [1Ko 4,21]. Poruszając zaś sprawę nieprawidłowości w ich wspólnych zgromadzeniach, jasno dał do zrozumienia, że pochwał nie ma. A dając to zalecenie, nie pochwalam, że się schodzicie nie ku lepszemu, ale ku gorszemu [1Ko 11,17]. Co mam wam powiedzieć? Czy mam was pochwalić? Nie, za to was nie pochwalam [1Ko 11,22].
Chrześcijanie skupiać się powinni na wychwalaniu Pana Jezusa Chrystusa. Trzeba nam, aby Jego miłość, świętość, łaska, mądrość i wspaniałomyślność stale były w centrum naszej uwagi. Biblia mówi, że pewni ludzie narazili się na Boży sprzeciw, ponieważ zamienili Boga prawdziwego na fałszywego i oddawali cześć, i służyli stworzeniu zamiast Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen [Rz 1,25]. Do zapatrzonych w siebie nawzajem Żydów Pan Jezus powiedział: Jakże możecie wierzyć wy, którzy nawzajem od siebie przyjmujecie chwałę, a nie szukacie chwały pochodzącej od tego, który jedynie jest Bogiem? [Jn 5,44]. Dlatego chrześcijanie z Judei chwalili nie Pawła apostoła, lecz Boga, którego w nim zauważyli. A byłem nieznajomym z twarzy zborom żydowskim, które są w Chrystusie; Lecz tylko byli usłyszeli, iż ten, który prześladował nas niekiedy, teraz opowiada wiarę, którą przedtem burzył. I chwalili Boga ze mnie [Ga 1,22-23 wg Biblii Gdańskiej].
Ludzie są dziś coraz bardziej łasi na pochwały. Rosną kręgi wzajemnej adoracji i mają się coraz lepiej. Poszukiwacze afirmacji, zaniepokojeni porannym spojrzeniem prawdzie w oczy, przez cały dzień szerokim łukiem omijają miejsca, gdzie ta prawda o nich mogłaby wyjść na jaw. Nie chcą przykrości, więc szukają i sami tworzą miejsca, gdzie się wzajemnie honorują, doceniają, podziwiają i wychwalają. Czy takim miejscem może być zbór chrześcijański, gromadzący różnej maści grzeszników będących dopiero w procesie uświęcenia? Czy już czas na pochwały?
Zakończmy pouczeniem Słowa Bożego: Przeto nie sądźcie przed czasem, dopóki nie przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc; a wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga [1Ko 4,5]. Daj Boże, żeby każdy.
17 grudnia, 2014
Judaizacja zborów
Wielu Europejczyków bije na alarm! Trwa islamizacja naszych krajów. Jak tak dalej pójdzie, to około 2030 roku Francja będzie już krajem islamskim. Dwadzieścia lat później to samo spotka Niemcy i inne kraje Zachodu. Zapanuje prawo szariatu. W czasach rozmycia granic i wartości, atrakcyjne dla wielu, bo radykalne i wyraziste, lecz w rzeczy samej niemiłosierne i potworne. Ogłoszenie w połowie 2014 roku powstania Państwa Islamskiego mocno wzmacnia proces islamizacji świata. Trzeba w porę przeciwdziałać temu zjawisku, bo jeżeli dalej, w imię źle pojętej tolerancji, będziemy biernie się temu przyglądać, to i nad Wisłą pewnego dnia obudzimy się z ręką w nocniku.
Mnie dzisiaj, jeszcze bardziej od islamizacji, niepokoi proces judaizacji ewangelicznych zborów. Bardziej, bo islamiści mogą nam co najwyżej odebrać fizyczne życie, natomiast przylgnięcie ewangelicznych serc do judaizmu, który odrzucił Jedynego Zbawiciela i Pana, Jezusa Chrystusa, skończy się utratą zbawienia z łaski. Reagując na podobny proces w zborach Galacji, Słowo Boże mówi: O nierozumni Galacjanie! Któż was omamił, was, przed których oczami został wymalowany obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego? [Ga 3,1].
Chrześcijanie mają się zachwycać Synem Bożym, Jezusem Chrystusem . Każdego dnia z całego serca Go miłować, codziennie Go naśladować i z pełnym oddaniem Mu służyć. Galacjanie stopniowo zaczęli jednak zwracać swe serca ku przepisom i obrzędom zakonu. Odkrywali bogactwo zwyczajów żydowskich. Zachwycali się symboliką judaizmu. Zanim apostoł Paweł zdążył zareagować, Galacjanie już myśleli, że aby być zbawionym, trzeba się obrzezać. Oto ja, Paweł, powiadam wam: Jeśli się dacie obrzezać, Chrystus wam nic nie pomoże. A oświadczam raz jeszcze każdemu człowiekowi, który daje się obrzezać, że powinien cały zakon wypełnić. Odłączyliście się od Chrystusa wy, którzy w zakonie szukacie usprawiedliwienia; wypadliście z łaski [Ga 5,2-4].
Obserwuję nasze środowiska ewangeliczne i stwierdzam, że najwyższa pora uderzyć na alarm! W wielu miejscach jeszcze tego zagrożenia nie widać. Na razie mamy jedynie – skądinąd właściwe dla chrześcijan – zainteresowanie kulturą i obyczajami żydowskimi, bo przecież zbawienie pochodzi od Żydów [Jn 4,22]. Więc gdy gdzieś w zborze organizuje się wykład na temat Izraela, to nie ma w tym nic złego. Jeżeli natomiast zbór ewangeliczny zaczyna urządzać spotkania szabatowe, sederowe wieczory paschalne, święta żydowskie itp. – to znaczy, że proces zwiedzenia zmierzającego ku judaizacji ewangelicznych chrześcijan już się zaczął. Są w Polsce zbory, gdzie to zjawisko trwa od lat i wciąż się pogłębia. Obym się mylił, ale niektórzy zaszli w tym tak daleko, że wkrótce bez wahania dadzą się nawet obrzezać.
Owszem, dla lepszego rozumienia Pisma Świętego, dobrze jest studiować historyczne i kulturowe tło ksiąg biblijnych. Lecz nie dajmy się ogłupić. Do rozumienia Biblii potrzeba natchnienia Ducha Świętego, a nie praktykowania żydostwa. Wszystko, co przed poznaniem naszego Pana uznawaliśmy za wartościowe, przestaje być dla nas wiążące, a jeśli znaliśmy Chrystusa według ciała, to teraz już nie znamy. Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe [2Ko 5,16-17]. Pan Jezus Chrystus jest tak wspaniały i tak pociągający, że odrodzonemu z Ducha Świętego sercu szkoda już czasu na ceremonie i obrzędy martwej religii.
Z punktu widzenia wiecznego zbawienia, islamizacja nie jest aż tak straszna. Tragicznie dla wielu ewangelicznych chrześcijan może skończyć się flirtowanie z judaizmem.
15 grudnia, 2014
Jak uwolnić się od złych emocji?
Tuż przed świętami, kiedy to podobno nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem, dyskutujemy w Polsce o zjawisku narastającej w ludziach agresji. Debatę wywołał młody człowiek, który w minioną środę, 10 grudnia 2014 roku, wepchnął pod nadjeżdżający autobus 31 letniego rowerzystę. Tragedia rozegrała się w Pabianicach. Rowerzysta jechał do pracy. Dogoniło go samochodem trzech rozsierdzonych, młodych ludzi. Widząc zbliżający się pojazd, 24 letni pasażer samochodu wyskoczył z auta i silnym uderzeniem w głowę popchnął cyklistę na autobus. Rowerzysta zginął na miejscu, a oprawcy, najwidoczniej usatysfakcjonowani, że dopięli swego, czym prędzej odjechali. Potworne.
Wiadomo, że na drodze można spotkać się z bardzo różnym, często mało życzliwym zachowaniem innych kierowców. Pokazywane w ramach rozpętanej dyskusji filmiki, jak ludzie nawzajem zajeżdżają sobie drogę, udowodniają, że mają szybszy samochód, grożą sobie nawzajem i się biją, unaoczniają ogromny ładunek złych emocji, drzemiący w osobach wyjeżdżających na drogę. Naprawdę niewiele potrzeba, aby ta wrogość eksplodowała. Czasem wystarczy niefortunny, niecelowy manewr, zwykły błąd, który każdemu może się przytrafić, a już na ogonie mamy tropiciela, który chce wyładować na nas nagromadzoną w sobie złość.
Skąd się to w ludziach bierze? Zaczynając od zwykłego niezadowolenia z samego siebie, poprzez trudności w relacjach rodzinnych, kłopoty finansowe, niepowodzenia zawodowe, prowokującą niechęć innych ludzi, a na środkach odurzających i stymulujących złe emocje kończąc, można powiedzieć, że wiele takich złożonych powodów agresji ma jedno podstawowe podłoże. Jest nim owładnięte grzechem, niepojednane z Bogiem serce. Albowiem z wnętrza, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, wszeteczeństwa, kradzieże, morderstwa, cudzołóstwo, chciwość, złość, podstęp, lubieżność, zawiść, bluźnierstwo, pycha, głupota; wszystko to złe pochodzi z wewnątrz i kala człowieka [Mk 7,21-23].
Zrozumieć to można dopiero po przeżyciu duchowego odrodzenia. Dla przykładu, człowiek, o którym czytamy: A Saul, dysząc jeszcze groźbą i chęcią mordu przeciwko uczniom Pańskim [Dz 9,1] napisał później: Bo i my byliśmy niegdyś nierozumni, niesforni, błądzący, poddani pożądliwości i rozmaitym rozkoszom, żyjący w złości i zazdrości, znienawidzeni i nienawidzący siebie nawzajem. Ale gdy się objawiła dobroć i miłość do ludzi Zbawiciela naszego, Boga, zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwości, które spełniliśmy, lecz dla miłosierdzia swego przez kąpiel odrodzenia oraz odnowienie przez Ducha Świętego [Tt 3,3-5]. Saul narodził się na nowo i stał się pełnym miłości apostołem Pawłem.
Owszem, są ludzie z natury łagodni i pokojowo nastawieni. Są ludzie lękliwi, którzy z obawy, żeby od kogoś nie oberwać, nigdy nie podnoszą głosu. Trwająca dyskusja o agresji zdaje się jednak ujawniać prawdę, że nasze społeczeństwo w poważnej mierze owładnięte jest złością i niechęcią. Nie zmieni tego żadna terapia ani poprawa warunków bytowych. Nie wystarczy też pójście do kościoła i przyjęcie sakramentów. Trzeba nam nowego narodzenia. Tylko autentyczna wiara w Jezusa Chrystusa prowadzi do zmiany serca i sprawia, że to serce wypełnia się miłością, przebaczeniem i łagodnością.
Wiadomo, że na drodze można spotkać się z bardzo różnym, często mało życzliwym zachowaniem innych kierowców. Pokazywane w ramach rozpętanej dyskusji filmiki, jak ludzie nawzajem zajeżdżają sobie drogę, udowodniają, że mają szybszy samochód, grożą sobie nawzajem i się biją, unaoczniają ogromny ładunek złych emocji, drzemiący w osobach wyjeżdżających na drogę. Naprawdę niewiele potrzeba, aby ta wrogość eksplodowała. Czasem wystarczy niefortunny, niecelowy manewr, zwykły błąd, który każdemu może się przytrafić, a już na ogonie mamy tropiciela, który chce wyładować na nas nagromadzoną w sobie złość.
Skąd się to w ludziach bierze? Zaczynając od zwykłego niezadowolenia z samego siebie, poprzez trudności w relacjach rodzinnych, kłopoty finansowe, niepowodzenia zawodowe, prowokującą niechęć innych ludzi, a na środkach odurzających i stymulujących złe emocje kończąc, można powiedzieć, że wiele takich złożonych powodów agresji ma jedno podstawowe podłoże. Jest nim owładnięte grzechem, niepojednane z Bogiem serce. Albowiem z wnętrza, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, wszeteczeństwa, kradzieże, morderstwa, cudzołóstwo, chciwość, złość, podstęp, lubieżność, zawiść, bluźnierstwo, pycha, głupota; wszystko to złe pochodzi z wewnątrz i kala człowieka [Mk 7,21-23].
Zrozumieć to można dopiero po przeżyciu duchowego odrodzenia. Dla przykładu, człowiek, o którym czytamy: A Saul, dysząc jeszcze groźbą i chęcią mordu przeciwko uczniom Pańskim [Dz 9,1] napisał później: Bo i my byliśmy niegdyś nierozumni, niesforni, błądzący, poddani pożądliwości i rozmaitym rozkoszom, żyjący w złości i zazdrości, znienawidzeni i nienawidzący siebie nawzajem. Ale gdy się objawiła dobroć i miłość do ludzi Zbawiciela naszego, Boga, zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwości, które spełniliśmy, lecz dla miłosierdzia swego przez kąpiel odrodzenia oraz odnowienie przez Ducha Świętego [Tt 3,3-5]. Saul narodził się na nowo i stał się pełnym miłości apostołem Pawłem.
Owszem, są ludzie z natury łagodni i pokojowo nastawieni. Są ludzie lękliwi, którzy z obawy, żeby od kogoś nie oberwać, nigdy nie podnoszą głosu. Trwająca dyskusja o agresji zdaje się jednak ujawniać prawdę, że nasze społeczeństwo w poważnej mierze owładnięte jest złością i niechęcią. Nie zmieni tego żadna terapia ani poprawa warunków bytowych. Nie wystarczy też pójście do kościoła i przyjęcie sakramentów. Trzeba nam nowego narodzenia. Tylko autentyczna wiara w Jezusa Chrystusa prowadzi do zmiany serca i sprawia, że to serce wypełnia się miłością, przebaczeniem i łagodnością.
12 grudnia, 2014
Uchodźcy z Ukrainy
Wracam dziś do trwającego na Ukrainie konfliktu zbrojnego. W minioną niedzielę gościliśmy w Gdańsku małżeństwo amerykańskich misjonarzy, którzy kawał życia poświęcili pracy socjalnej na Krymie, karmiąc bezdomnych i udzielając im schronienia w zakupionym przez siebie domu. Teraz musieli stamtąd uciekać, bo niechcący znaleźli się na terytorium zaanektowanym przez Rosję, podobnie zresztą jak inny tamtejszy misjonarz amerykański, który od lipca jest z nami w Gdańsku. Lecz nie tylko z ich powodu sprawy ukraińskie stały się nam bliskie. Od czerwca 2014 roku opiekujemy się dwoma rodzinami uchodźców ze wschodniej Ukrainy, udzielając im niezbędnego wsparcia i w możliwy dla nas sposób pomagając im stawiać czoła urzędowym procedurom.
Czynimy tak, ponieważ Biblia mówi: Jeżeli zubożeje twój brat i podupadnie, to ty go wspomożesz na równi z obcym przybyszem czy tubylcem, aby mógł żyć obok ciebie. Nie bierz od niego odsetek ani lichwy, a bój się swojego Boga, aby twój brat mógł żyć obok ciebie [3Mo 25,35-36]. Przychodnia nie uciskaj, sami bowiem wiecie, jak się czuje przychodzień; wszak byliście przychodniami w ziemi egipskiej [2Mo 23,9].
Brat w Chrystusie, któremu siłą odebrano własność i przepędzono go z żoną i dwójką małych dzieci. Siostra w Chrystusie, wdowa z trójką dzieci, która musiała czym prędzej porzucić mieszkanie i uciekać z Mariupola przed panoszącymi się tam separatystami – te przypadki idealnie wpisują się w powyższe fragmenty Pisma Świętego. Nie ma dla wyznawców Jezusa Chrystusa innej drogi, jak tylko taka, że podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz [Iz 58,7].
Z „naszymi” uchodźcami zapoznałem się, gdy byli jeszcze w Ośrodku dla Cudzoziemców w Grupie k. Grudziądza, a ponieważ są zielonoświątkowcami, czyli naszymi braćmi i siostrami w Chrystusie, nie mogłem zbagatelizować ich problemów. Z tym większą więc przyjemnością obserwuję dobrze przebiegający proces ich adaptacji w polskim społeczeństwie. Aktywnie włączają się w życie wspólnoty. Są odpowiedzialni i bardzo użyteczni. Zresztą, jakże mogłoby być inaczej, skoro narodzili się na nowo i codziennie są prowadzeni przez Ducha Świętego.
W świetle powyższego bardzo ucieszył mnie podpis, jaki dzisiaj w Europejskim Centrum Solidarności Prezydent Miasta Gdańska złożył pod listem intencyjnym o współpracy między Gdańskiem a ukraińskim Mariupolem oraz jego oświadczenie, że Polacy nie są biernymi obserwatorami sytuacji na Ukrainie. Okazuje się bowiem, że naszym podaniem ręki wspomnianym rodzinom uchodźców ze wschodniej Ukrainy wpisujemy się już w tę współpracę jako Gdańszczanie. Tym bardziej też spodziewamy się teraz dla nich przyjaznego klimatu w polskich urzędach, umożliwiającego im legalny pobyt w Gdańsku.
Czynimy tak, ponieważ Biblia mówi: Jeżeli zubożeje twój brat i podupadnie, to ty go wspomożesz na równi z obcym przybyszem czy tubylcem, aby mógł żyć obok ciebie. Nie bierz od niego odsetek ani lichwy, a bój się swojego Boga, aby twój brat mógł żyć obok ciebie [3Mo 25,35-36]. Przychodnia nie uciskaj, sami bowiem wiecie, jak się czuje przychodzień; wszak byliście przychodniami w ziemi egipskiej [2Mo 23,9].
Brat w Chrystusie, któremu siłą odebrano własność i przepędzono go z żoną i dwójką małych dzieci. Siostra w Chrystusie, wdowa z trójką dzieci, która musiała czym prędzej porzucić mieszkanie i uciekać z Mariupola przed panoszącymi się tam separatystami – te przypadki idealnie wpisują się w powyższe fragmenty Pisma Świętego. Nie ma dla wyznawców Jezusa Chrystusa innej drogi, jak tylko taka, że podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz [Iz 58,7].
Z „naszymi” uchodźcami zapoznałem się, gdy byli jeszcze w Ośrodku dla Cudzoziemców w Grupie k. Grudziądza, a ponieważ są zielonoświątkowcami, czyli naszymi braćmi i siostrami w Chrystusie, nie mogłem zbagatelizować ich problemów. Z tym większą więc przyjemnością obserwuję dobrze przebiegający proces ich adaptacji w polskim społeczeństwie. Aktywnie włączają się w życie wspólnoty. Są odpowiedzialni i bardzo użyteczni. Zresztą, jakże mogłoby być inaczej, skoro narodzili się na nowo i codziennie są prowadzeni przez Ducha Świętego.
W świetle powyższego bardzo ucieszył mnie podpis, jaki dzisiaj w Europejskim Centrum Solidarności Prezydent Miasta Gdańska złożył pod listem intencyjnym o współpracy między Gdańskiem a ukraińskim Mariupolem oraz jego oświadczenie, że Polacy nie są biernymi obserwatorami sytuacji na Ukrainie. Okazuje się bowiem, że naszym podaniem ręki wspomnianym rodzinom uchodźców ze wschodniej Ukrainy wpisujemy się już w tę współpracę jako Gdańszczanie. Tym bardziej też spodziewamy się teraz dla nich przyjaznego klimatu w polskich urzędach, umożliwiającego im legalny pobyt w Gdańsku.
10 grudnia, 2014
Kryzys bojaźni Bożej
1Pt, 1,17 |
W głowach zasadniczo bojących się Boga ludzi nastąpiła poważna zmiana myślenia. Wcześniej o mały włos doszłoby też do czegoś takiego w sercu Asafa, który w Psalmie 73 opisał własne rozterki na tym polu. Tak jest do dzisiaj. Widok pomyślności ludzi bezbożnych sprowadza niejedną bogobojną duszę nad urwisko zwątpienia. Dlaczego mamy wciąż pod górkę, a oni, lekceważący Boga i Jego Słowo, mają się tak dobrze?
Trudno było przemilczeć tak bolesną przykrość. I bardzo dobrze, że wychowani w bojaźni Bożej ludzie zaczęli rozmawiać. Okazało się bowiem, że Bóg nie puścił mimo uszu tego, co między sobą mówili. Mocne słowa wypowiadacie przeciwko Mnie — mówi JHWH. I mówicie: Co zostało przez nas powiedziane przeciwko Tobie? [Ml 3,13]. Jeszcze chwila i – nieświadomi rzeczy Żydzi - zabrnęliby w ślepy zaułek gorzknienia i buntu przeciwko Bogu. Ujawniając narastające zwątpienie w sens dalszego życia w bojaźni Bożej, zwrócili uwagę Pana i usłyszeli, co On ma w tej sprawie do powiedzenia.
Otóż ludziom bogobojnym Pan przede wszystkim zapewnił ocalenie na końcu drogi. I będą dla Mnie — mówi JHWH Zastępów — na dzień, w którym Ja przygotowuję cenną własność, i oszczędzę ich, jak człowiek oszczędza swojego syna, który mu służy [Ml 3,17]. Bóg zapowiedział też zbliżający się czas ujawnienia zasadniczej różnicy między bezbożnymi a bogobojnymi. Wtedy znowu dostrzeżecie różnicę między sprawiedliwym a bezbożnym, między tym, kto Bogu służy, a tym, kto mu nie służy [Ml 3,18]. Jak wynika z powyższego, Słowo Boże uznaje za fakt, że w pewnym okresie tej różnicy nie widać. Jednak niechybnie dla wszystkich stanie się jasne, że warto żyć w bojaźni Bożej.
W jaki sposób Bóg to pokaże? Bo oto nadchodzi dzień, który spala jak piec. I staną się wszyscy zuchwali i wszyscy czyniący niegodziwość słomą. I spali ich ten nadchodzący dzień — mówi JHWH Zastępów — tak, że nie pozostawi im ani korzenia, ani gałązki [Ml 3,19]. Taki będzie końcowy los bezbożnych. A co z ludźmi bojącymi się Boga? Lecz dla was, bojących się mego imienia, wzejdzie słońce sprawiedliwości z uzdrowieniem na swoich skrzydłach. I będziecie wychodzić i podskakiwać, jak cielęta z obory. I podepczecie bezbożnych, gdyż staną się prochem pod stopami waszych nóg w dniu, który Ja przygotowuję — mówi JHWH Zastępów [Ml 3,20-21].
Podobnie jak Izraelitom na 450 lat przed Chrystusem należało trwać w bojaźni Bożej i respektować Słowo Boże, tak i nam dzisiaj trzeba bardzo uważać, aby niechcący nie wypielęgnować w sobie postaw serca i złych myśli przeciwko Bogu. Wystrzegajmy się krótkowzroczności, która stanowi poważne zagrożenie dla wierzącego. Gdy nie patrzymy dostatecznie daleko, wówczas postawa bojaźni Bożej może stracić dla nas sens. Gdy oceniamy wszystko z punktu widzenia doczesności, wówczas w naszym sercu może zrodzić się w stosunku do Boga złe nastawienie. Mocne słowa wypowiadacie przeciwko Mnie — mówi JHWH. To świadectwo poważnego kryzysu bojaźni Bożej.
Wielu ludzi uległo już duchowi antychrysta i bluźni Bogu. Wielu chrześcijan z coraz większą łatwością wypowiada słowa zwątpienia i niewiary. Nie chcą już dłużej na sto procent żyć dla Pana, ponieważ przestali patrzeć na końcową zapłatę. Kto jeszcze żyw, niech będzie dalekowzroczny! Żyjmy w świetle zbliżającego się końca. Trwajmy w bojaźni Bożej.
09 grudnia, 2014
No to w końcu, jak było?
Dzisiejszy transport generała Kiszczaka z Warszawy do Gdańska
na przymusowe badania lekarskie, które rzekomo przez trzy dni ma przeprowadzać aż
jedenastu specjalistów, domaga się postawienia paru pytań. I wcale nie pytam, na
czyj koszt ów "chory" dziś podróżował? Nie pytam też dlaczego chory pan Kowalski
musi czekać na jednego lekarza trzy miesiące, jeśli nie trzy lata, podczas gdy „zdrowy” generał ma mieć ich do dyspozycji aż
tylu i to przez parę dni? Intryguje mnie dziś zupełnie inna kwestia.
Otóż parę dni temu słyszałem jak ktoś wielce kogoś chwalił za bezkrwawe przeprowadzenie zmian ustrojowych w Polsce. Chwalony prężył pierś, bo najwidoczniej uważał, że to prawda. Dzisiaj natomiast usłyszałem, że generał Kiszczak jest sądzony za udział w zbrodniczej grupie przestępczej, która ma na sumieniu wiele krwawych ofiar z tego samego okresu. No i zbaraniałem. Skoro jednemu daje się medal za bezkrwawy upadek komunizmu, to na mój chłopski rozum wynika z tego, że nie ma kogo sądzić za krwawe ofiary tego przełomu. Jeśli natomiast takie ofiary rzeczywiście były, to należałoby przestać trąbić o majstersztyku bezkrwawego przejścia ustrojowego i - co za tym idzie - zmniejszyć nieco medal chwały dla chwalonych.
Prawdą jest, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To samo zjawisko lub zdarzenie, ta sama rzecz, a jakże odmienna jej ocena. Wszystko zależy od tego, czy ktoś ma być w danej sytuacji pochwalony, czy zganiony. Oto biblijny przykład: Liche to, liche! mówi nabywca; lecz gdy odchodzi, chwali się [Prz 20,14]. Z wiadomych względów deprecjonuje sprzedawcę za rzekomo złą jakość jego towaru. Lecz za moment, z powodu tego samego towaru, udziela sobie pochwał jako jego nabywca. Można zbaranieć. Albo towar jest dobry i sprzedawcy też należy się dobre słowo, albo nabyty przedmiot jest rzeczywiście lichy i nabywca nie ma się czym chwalić.
Relatywizm zawsze ma oczywiście swoje uzasadnienie, lecz Biblia ostrzega: Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemność w światłość, a światłość w ciemność, zamieniają gorycz w słodycz, a słodycz w gorycz [Iz 5,20]. Trzeba ustalić, jaka jest prawda i przy niej obstawać. Albo coś jest dobre, albo złe. Albo były krwawe ofiary, albo odbyło się to w sposób bezkrwawy. Albo jestem synem światłości i postępuję, jak za dnia, albo żyję w ciemności i takie też są owoce mojego życia. Nie mogę kogoś chwalić za coś, za co Bóg człowieka sądzi. A jeśli Bóg go nie sądzi, to dlaczego ja miałbym potępiać?
Otóż parę dni temu słyszałem jak ktoś wielce kogoś chwalił za bezkrwawe przeprowadzenie zmian ustrojowych w Polsce. Chwalony prężył pierś, bo najwidoczniej uważał, że to prawda. Dzisiaj natomiast usłyszałem, że generał Kiszczak jest sądzony za udział w zbrodniczej grupie przestępczej, która ma na sumieniu wiele krwawych ofiar z tego samego okresu. No i zbaraniałem. Skoro jednemu daje się medal za bezkrwawy upadek komunizmu, to na mój chłopski rozum wynika z tego, że nie ma kogo sądzić za krwawe ofiary tego przełomu. Jeśli natomiast takie ofiary rzeczywiście były, to należałoby przestać trąbić o majstersztyku bezkrwawego przejścia ustrojowego i - co za tym idzie - zmniejszyć nieco medal chwały dla chwalonych.
Prawdą jest, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To samo zjawisko lub zdarzenie, ta sama rzecz, a jakże odmienna jej ocena. Wszystko zależy od tego, czy ktoś ma być w danej sytuacji pochwalony, czy zganiony. Oto biblijny przykład: Liche to, liche! mówi nabywca; lecz gdy odchodzi, chwali się [Prz 20,14]. Z wiadomych względów deprecjonuje sprzedawcę za rzekomo złą jakość jego towaru. Lecz za moment, z powodu tego samego towaru, udziela sobie pochwał jako jego nabywca. Można zbaranieć. Albo towar jest dobry i sprzedawcy też należy się dobre słowo, albo nabyty przedmiot jest rzeczywiście lichy i nabywca nie ma się czym chwalić.
Relatywizm zawsze ma oczywiście swoje uzasadnienie, lecz Biblia ostrzega: Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemność w światłość, a światłość w ciemność, zamieniają gorycz w słodycz, a słodycz w gorycz [Iz 5,20]. Trzeba ustalić, jaka jest prawda i przy niej obstawać. Albo coś jest dobre, albo złe. Albo były krwawe ofiary, albo odbyło się to w sposób bezkrwawy. Albo jestem synem światłości i postępuję, jak za dnia, albo żyję w ciemności i takie też są owoce mojego życia. Nie mogę kogoś chwalić za coś, za co Bóg człowieka sądzi. A jeśli Bóg go nie sądzi, to dlaczego ja miałbym potępiać?
06 grudnia, 2014
Stale w pamięci
Jan i Marta Brózdowie, 9.11.2001 |
Sylwetkę Jana Brózdy przybliżyłem wiosną minionego roku w 90. rocznicę jego urodzin. Zainteresowanych odsyłam do tego tekstu. Dzisiaj pragnę jedynie napisać, że w dziesięć lat od chwili, gdy Jan odszedł z tego świata, mnie wciąż chce się jeździć do Puław Górnych, czyli do wioski, gdzie mieszkał. Ciągle pamiętam jego charakterystyczny język, pełen spolszczonych, czeskich słówek. Nie mogę zapomnieć jego niezwykłej serdeczności okazywanej każdemu napotykanemu człowiekowi. Przyłapuję się na tym, że sam używam wielu zasłyszanych u niego określeń.
Nawet w przypadku apostoła Piotra trzeba było specjalnego działania podtrzymującego w ludziach pamięć: Dołożę też starań, abyście także po moim odejściu stale to mieli w pamięci [2Pt 1,15]. Brat Jan ze swoim sposobem bycia został w mojej pamięci bez żadnego o to starania. Z pewnością jest tak i dlatego, że tę samą życzliwość widzę teraz w jego synu, synowej, wnukach i mieszkających po sąsiedzku córce i zięciu, opiekujących się chorą mamą Martą. To wywołuje we mnie odczucie, jakby Jan wciąż był tam na Puławach. Być może podobny rodzaj pamięci miał apostoł Paweł gdy pisał do Tymoteusza: Przywodzę sobie na pamięć nieobłudną wiarę twoją, która była zadomowiona w babce twojej Loidzie i w matce twojej Eunice, a pewien jestem, że i w tobie żyje [2Tm 1,5]. Ja w każdym bądź razie zauważam związek mojej niesłabnącej pamięci o Janie Brózdzie z postawą obserwowaną u jego najbliższych.
Ponownie dziękuję dziś Bogu, że dane mi było przyjaźnić się z tak niezwykłym człowiekiem. A jak ja zostanę zapamiętany? Co będą pisać ludzie o tobie w dziesiątą rocznicę twojej śmierci?
01 grudnia, 2014
O czym mówi długość sprawowania władzy?
Dziś rano obudziliśmy się w Polsce z wynikami drugiej tury wyborów samorządowych. Już wiadomo, kto w nowej kadencji będzie prezydentem, burmistrzem czy wójtem. W moim mieście prezydent sprawuje władzę nieprzerwanie od 1998 roku. Wybranie go na nową kadencję oznacza, że Gdańsk będzie miał tego samego prezydenta przez 20 lat! Czy w świetle Biblii ma to jakieś znaczenie i czy warto w ogóle o tym wspominać?
Biblia, o dziwo, zawiera sporo wzmianek o długości sprawowania władzy. Jedni rządzili bardzo długo. Czterdzieści lat panował Dawid nad Izraelem. W Hebronie panował siedem lat, a Jeruzalemie panował trzydzieści trzy lata [1Kr 2,11]. Albo Azariasz: Miał szesnaście lat, gdy został królem, a panował w Jeruzalemie pięćdziesiąt dwa lata [2Kr 15,2]. Inni zaś panowali zaledwie rok, a nawet kilka dni. Achazjasz miał dwadzieścia dwa lata, gdy objął władzę królewską, a panował jeden rok w Jeruzalemie [2Kr 8,26]. Natomiast Zimri objął władzę królewską w dwudziestym siódmym roku panowania Asy, króla judzkiego, ale panował tylko siedem dni w Tirsie [1Kr 16,15]. Nie było kadencji ani demokratycznych wyborów, a jednak władcy się zmieniali i to z różną częstotliwością.
Według Pisma Świętego wszelka władza pochodzi od Boga. Każdy człowiek niech się poddaje władzom zwierzchnim; bo nie ma władzy, jak tylko od Boga, a te, które są, przez Boga są ustanowione [Rz 13,1]. Niech będzie błogosławione imię Boga od wieków na wieki, albowiem do niego należą mądrość i moc. On zmienia czasy i pory, On utrąca królów i ustanawia królów, udziela mądrości mądrym, a rozumnym rozumu [Dn 2,20-21]. Czyż z tych słów nie wynika, że każdy, i ten, który doszedł wczoraj do władzy (również ten w Słupsku), i ten który ją wczoraj utracił, każdy otrzymał lub stracił władzę z postanowienia Bożego?
A o czym mówi długość sprawowania władzy? Dlaczego jednym Bóg pozwala dłużej trzymać ster społeczeństwa, a drugim co najwyżej jedną kadencję? Z Biblii bynajmniej nie wynika, że dobry rządzi długo, a zły krótko. Czy w niektórych przypadkach Bóg – widząc potencjał możliwości - daje więcej czasu na jego wykorzystanie, czy może – widząc mizerię – dłużej oczekuje na poprawę? Dlaczego w przeszłości Bóg w ogóle dopuścił do władzy takich szaleńców jak Hitler? Czy jest prawdą, że mamy takiego przywódcę, na jakiego aktualnie zasługujemy? Jak długo jeden i ten sam przywódca może dobrze służyć społeczeństwu?
Jedno jest jasne. Skoro opis królów jest w Biblii opatrzony adnotacją o długości sprawowania przez nich władzy, z pewnością oznacza, że musi mieć to jakieś znaczenie. Jakie? Już sama analiza wszystkich tych przypadków może okazać się bardzo interesująca i dać odpowiedź na tytułowe pytanie.
Biblia, o dziwo, zawiera sporo wzmianek o długości sprawowania władzy. Jedni rządzili bardzo długo. Czterdzieści lat panował Dawid nad Izraelem. W Hebronie panował siedem lat, a Jeruzalemie panował trzydzieści trzy lata [1Kr 2,11]. Albo Azariasz: Miał szesnaście lat, gdy został królem, a panował w Jeruzalemie pięćdziesiąt dwa lata [2Kr 15,2]. Inni zaś panowali zaledwie rok, a nawet kilka dni. Achazjasz miał dwadzieścia dwa lata, gdy objął władzę królewską, a panował jeden rok w Jeruzalemie [2Kr 8,26]. Natomiast Zimri objął władzę królewską w dwudziestym siódmym roku panowania Asy, króla judzkiego, ale panował tylko siedem dni w Tirsie [1Kr 16,15]. Nie było kadencji ani demokratycznych wyborów, a jednak władcy się zmieniali i to z różną częstotliwością.
Według Pisma Świętego wszelka władza pochodzi od Boga. Każdy człowiek niech się poddaje władzom zwierzchnim; bo nie ma władzy, jak tylko od Boga, a te, które są, przez Boga są ustanowione [Rz 13,1]. Niech będzie błogosławione imię Boga od wieków na wieki, albowiem do niego należą mądrość i moc. On zmienia czasy i pory, On utrąca królów i ustanawia królów, udziela mądrości mądrym, a rozumnym rozumu [Dn 2,20-21]. Czyż z tych słów nie wynika, że każdy, i ten, który doszedł wczoraj do władzy (również ten w Słupsku), i ten który ją wczoraj utracił, każdy otrzymał lub stracił władzę z postanowienia Bożego?
A o czym mówi długość sprawowania władzy? Dlaczego jednym Bóg pozwala dłużej trzymać ster społeczeństwa, a drugim co najwyżej jedną kadencję? Z Biblii bynajmniej nie wynika, że dobry rządzi długo, a zły krótko. Czy w niektórych przypadkach Bóg – widząc potencjał możliwości - daje więcej czasu na jego wykorzystanie, czy może – widząc mizerię – dłużej oczekuje na poprawę? Dlaczego w przeszłości Bóg w ogóle dopuścił do władzy takich szaleńców jak Hitler? Czy jest prawdą, że mamy takiego przywódcę, na jakiego aktualnie zasługujemy? Jak długo jeden i ten sam przywódca może dobrze służyć społeczeństwu?
Jedno jest jasne. Skoro opis królów jest w Biblii opatrzony adnotacją o długości sprawowania przez nich władzy, z pewnością oznacza, że musi mieć to jakieś znaczenie. Jakie? Już sama analiza wszystkich tych przypadków może okazać się bardzo interesująca i dać odpowiedź na tytułowe pytanie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)