Dziś rocznica „wyzwolenia” Gdańska w 1945 roku. Wyzwolenia w cudzysłowie, bowiem dziś już powszechnie wiadomo, jak naprawdę było. Po wcześniejszym szturmie, 30 marca owego roku wojska sowieckie i polskie z II Frontu Białoruskiego wkroczyły do miasta. Chociaż Niemcy nie zniszczyli „swojego” miasta, to jednak w ruiny zamieniono wówczas około 90% zabytkowego śródmieścia. Połowa tych zniszczeń powstała już po wyjściu Niemców.
Gorzka prawda o „wyzwolicielach” Gdańska z 1945 roku wywołuje dziś we mnie szereg skojarzeń. Dość często zdarza się w życiu, że ktoś lub coś niby pomaga, a jednocześnie szkodzi: Super skuteczne lekarstwo, lecz ze skutkami ubocznymi. Kolorowy świat wrażeń po zażyciu zioła i gasnąca z miesiąca na miesiąc zdolność do samokontroli. Cudowna sesja z „uzdrowicielem”, po której zaczynają się problemy natury wewnętrznej i nie można już spokojnie się wyspać. Wspaniałomyślna pomoc banku i wieloletnia presja dziwnie nie malejącego kredytu. Upojny flirt z piękną kobietą i rozbite życie rodzinne.
Oczekujący na wyzwolenie cywilni mieszkańcy Gdańska mieli prawo spodziewać się ze strony nadciągającej armii wyzwolenia od hitlerowców i upragnionego życia w pokoju. Tymczasem z armią „wyzwolicieli” nad Gdańsk nadciągnęły chmury zniszczeń, gwałtów i rabunków. Owszem, wojska niemieckie zostały wyparte, ale to, co nadeszło było dla wielu Gdańszczan jeszcze gorsze.
W życiu duchowym dość często bywa podobnie. Źle jest komuś w życiu, więc rozgląda się i szuka pomocy duchowej. To, że szuka, to dobrze, lecz powinien uważać, żeby nie wejść z deszczu pod rynnę. Odczuwając bowiem silną potrzebę miłości, zdrowia, akceptacji i temu podobnych wartości, łatwo otwieramy się wewnętrznie i ulegamy złudzeniom. W takim stanie możemy dostać się pod wpływ ludzi, którzy nie dadzą nam tego, co obiecują. Biblia mówi: Ludzie ci, to źródła bez wody i obłoki pędzone przez wicher; czeka ich przeznaczony najciemniejszy mrok. Przemawiając bowiem słowami nadętymi a pustymi, nęcą przez żądze cielesne i rozwiązłość tych, którzy dopiero co wyzwolili się od wpływu pogrążonych w błędzie, obiecując im wolność, chociaż sami są niewolnikami zguby [2Pt 2,17-19].
Do przywódców religijnych Jezus kiedyś powiedział: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że obchodzicie morze i ląd, aby pozyskać jednego współwyznawcę, a gdy nim zostanie, czynicie go synem piekła dwakroć gorszym niż wy sami [Mt 23,15]. Nie każda ewangelizacja warta jest naszego zaangażowania. Nie każda misja chrześcijańska jest głoszeniem Słowa Bożego. Nie każda pomoc pod chrześcijańskim szyldem przynosi naprawdę miłość, radość, wolność i pokój. Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie [Jn 8,36]. Tylko Syn Boży, Jezus Chrystus, wyzwalając z grzechu, wypuszcza ludzką duszę na wolność.
Niech historyczna prawda o skutkach dziwnego "wyzwolenia" Gdańska da nam do myślenia i pomoże otworzyć duchowe oczy.
Bardzo ciekawe i trafne porównanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń