27 lipca, 2009

Dzień Samotnych

Mamy dziś Dzień Samotnych. Z psychologicznego punktu widzenia samotność to negatywnie odczuwany stan emocjonalny człowieka, wynikający najczęściej z braku pozytywnych relacji z innymi osobami. Przeżywać ją można w różnym stopniu w poszczególnych sferach życia i to z bardzo rozmaitych powodów.

Dość powszechnie za samotne uważa się przede wszystkim osoby pozostające poza związkiem małżeńskim, osoby w dużym stopniu społecznie nieprzystosowane oraz osoby z jakiegoś powodu fizycznie oddzielone od ludzi. Jednakże samotności może doświadczać także osoba otoczona wieloma ludźmi. To przecież kwestia subiektywnych odczuć, a nie warunków zewnętrznych.

Człowiek wierzący, chociaż w dużym stopniu z powodu swej wiary bywa izolowany i odtrącany przez świeckie otoczenie, faktycznie samotny nie jest. Choćby był w całym mieście tylko sam jeden wierzący w Jezusa, ma na co dzień bliską społeczność z Ojcem, Synem i Duchem Świętym! Sam Jezus wyraźnie o tym zaświadczył: A Ten, który mnie posłał, jest ze mną; nie zostawił mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się jemu podoba [Jn 8,29].

Kto nie wierzy w żywego Boga, a chrześcijaństwo jest dla niego jedynie zbiorem życiowych reguł i ceremoniałów, z pewnością tego nie pojmie, jak to się dzieje, że człowiek samotnie mieszkający, może nie czuć się osamotniony?  Jednak prawdziwa wiara, to osobowa więź z Bogiem. Ciągle mamy się do Kogo odezwać i Kogo posłuchać. Nie zostawię was sierotami – obiecał Jezus swoim uczniom. Nigdy nie jesteśmy sami! Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata [Mt 28,20].

Oczywiście, chociaż prawdziwy chrześcijanin nie jest samotny, to jednak za takiego w świeckim środowisku może być uważany. Odosobnienie jest częścią ceny bycia uczniem Jezusa w tym świecie. Przesądza o tym duchowy poziom życia i stopień jego trudności. Prosta ilustracja: Tego lata znalazłem się na jednym ze szlaków bieszczadzkich. Niemal bez przerwy otaczała mnie chmara innych piechurów. Gdybym jednak podjął się wejścia na tatrzańskie Rysy, natknięcie się tam na drugiego człowieka byłoby już rzadkością. Im wyżej tym samotniej – jak to ktoś mądry powiedział.

Uczeń Jezusa czuje się czasem osamotniony ale nie jest samotny. Trafnie oddaje tę myśl Słowo Boże: W pierwszej obronie mojej nikogo przy mnie nie było, wszyscy mnie opuścili: niech im to nie będzie policzone; ale Pan stał przy mnie i dodał mi sił... [2Tm 4,16-17].

Podsumowując, 27 lipca to nie jest mój dzień. W Dniu Samotnych rozglądam się jednak wokoło. Chociaż sam jako uczeń Jezusa nie czuję się samotny, powinienem pomyśleć o ludziach, którym samotność być może dokucza. Chcę wyciągnąć do nich rękę. Zadzwonić. Zaprosić ich do siebie albo wprosić się do nich. Czasem trzeba tak niewiele, aby złagodzić komuś przykrość samotności, a przy tym może i zapoznać go Jezusem...

1 komentarz:

  1. Nie przypadkiem mówimy przecież, że chrześcijanin chodzi z Jezusem. Dla mnie osobiście to chodzenie ma wymiar całkowicie realny. Zanim narodziłem się na nowo kiedy byłem sam - często czułem się samotny, dziś mam Towarzysza. Najwierniejszego.

    OdpowiedzUsuń