01 lipca, 2009

Co ma piernik do wiatraka?

Trybunał Konstytucyjny RP odpowie dziś na pytanie, czy włączanie oceny z religii do średniej na świadectwie jest zgodne z Konstytucją. Wprowadzone przez ministra edukacji Romana Giertycha rozporządzenie spotkało się bowiem z krytyką części społeczeństwa i jesienią 2007 roku zostało zaskarżone do TK.

Abstrahując od tego, że nauka religii, wymagana i rozliczana w szkole państwowej na równi z innymi przedmiotami nauczania, kłóci się z zasadą rozdziału kościoła od państwa, w rzeczy samej jest mi wszystko jedno, jak nauka owej religii zostanie potraktowana. Mnie od dawna interesuje, jak do tej sprawy podchodzą ludzie ewangelicznie wierzący i czym w oczach dzieci i rodziców stają się zajęcia nauczania biblijnego w zborach.

Zborowa szkółka niedzielna – to pole ewangelizacji i biblijnej edukacji dzieci należących do zboru. Nauczyciel szkółki niedzielnej jest wobec tego ewangelistą i prorokiem przemawiającym do dzieci z natchnienia Ducha Świętego. W każdym bądź razie kimś takim powinien być, głosząc Słowo Boże za pomocą środków i form dostosowanych do wieku i możliwości percepcyjnych słuchających go dzieci.

Właściwie dobrana treść zwiastowania i nauczania biblijnego skierowana do określonej grupy dzieci zależy od wielu miejscowych czynników i powinna być określana na bieżąco przez powołanego w zborze nauczyciela. Nauczyciel widzi, co dzieje się z jego dziećmi, zastanawia się z modlitwą nad właściwym tematem na niedzielne nauczanie i następnie, zgodnie z odebranymi wskazówkami Ducha Świętego, prowadzi niedzielną lekcję. Może i raczej powinien posiłkować się przy tym dobrym programem nauczania biblijnego. Gdy jednak następuje jakaś nagła zmiana okoliczności, wówczas nauczyciel dostosowuje do tego treść zajęć szkółki niedzielnej. Nie musi sztywno trzymać się jakiegoś obowiązującego programu. Jednym słowem, ma wolność i do duchowych rzeczy przykłada duchową miarę.

Jak jednak utrzymać ten biblijny model głoszenia Słowa Bożego naszym dzieciom z zastosowaniem szkolnego programu nauki religii, zatwierdzanego i egzekwowanego przez świeckich urzędników? Czy to nie wygląda trochę tak, jakby pastorowi zboru tematy jego niedzielnych kazań w danym roku zatwierdzał urzędnik magistratu, a następnie rozliczał go, czy wszystkie owe kazania należycie wygłosił? Co ma piernik do wiatraka? Co mają świeckie urzędy do nauczania biblijnego w zborze?

Niech sobie urządzają naukę religii katolickiej, czy jeszcze jakiejś innej, w szkołach i wystawiają z tego oceny na świadectwach. Chcą? Proszę bardzo. Najwidoczniej mają swoje powody. Jednak niezależnie od tego, co dzisiaj stwierdzi Trybunał Konstytucyjny, jako biblijni chrześcijanie powinniśmy chronić sferę naszego życia duchowego przed wpływem i nadzorem władzy świeckiej.

Oto apostolskie podejście do tematu w sytuacji, gdy władza chciała się wtrącić do tego, czego mają oni nauczać lub czego nie nauczać: I przywoławszy ich, nakazali im, aby w ogóle nie mówili ani nie nauczali w imieniu Jezusa. Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli im i rzekli: Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie; my bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy [Dz 4,18–20].

Wcale apostołom nie poszło z tym tak łatwo. I przywoławszy apostołów, kazali ich wychłostać, zabronili im mówić w imieniu Jezusa i zwolnili ich. A oni odchodzili sprzed oblicza Rady Najwyższej, radując się, że zostali uznani za godnych znosić zniewagę dla imienia jego. Nie przestawali też codziennie w świątyni i po domach nauczać i zwiastować dobrą nowinę o Chrystusie Jezusie [Dz 5,40–42]. Dzięki Bogu za Piotra i Jana! W tych sprawach nie poszli na żaden układ. Nawet pod groźbą surowej kary nie zgodzili się na to, by władza narzucała lub kontrolowała im treść tego, co mają mówić.

Mając więc tak wyraźnie określone stanowisko apostolskie w tych sprawach, dlaczego mielibyśmy teraz sami się prosić o świecki nadzór nad biblijnym nauczaniem? Czyżby chodziło nam o zyskanie opinii 'normalnych' w oczach świata? Przecież nie wierzę, że chodzi o te kilkaset złotych, które wpadną do kieszeni katechety lub do kasy zboru.

Dlaczego wierzącym rodzicom tak bardzo zależy na tym, aby ich dziecko – tak jak inne, nie należące do zboru dzieci – miało na świadectwie ocenę z religii? Czy aby na pewno chodzi tu o złożenie dobrego świadectwa wiary?

PS. Czy to wystawione w jednym z najlepszych LO w kraju świadectwo szkolne jest słabe? Przecież brak na nim oceny z religii ;)

1 komentarz:

  1. Ciekawy artykuł. Można różnie patrzeć na tą sprawę. Też mi się bardzo nie podoba, że niektórzy chrześcijanie chcą pójść na kompromis ze świeckim prawem.

    Może niedługo dojdzie do tego, że zborowi katecheci będą chcieli zastraszyć sankcjami prawnymi krnąbrnych uczniów? Osoba opuszczająca notorycznie ''zborowe lekcje religii'' będzie miała obniżaną ocenę z zachowania lub nie zda do następnej klasy.- Mam nadzieję, że to tylko moja czarna wizja.


    Z drugiej strony, czy źle jest korzystać z pieniędzy, które chce państwo dać na prowadzenie lekcji religii dla zboru? Tutaj już ciężej odpowiedzieć. Jeśli chcą tylko dać, a nie tym samym zmusić do kompromisu to może należało by korzystać z takiego wsparcia?

    OdpowiedzUsuń