Dziś tzw. niedziela palmowa, czyli wspomnienie niezwykłego przybycia Jezusa do Jerozolimy. Jak wiadomo Pan - zgodnie z prorocką zapowiedzią - wjechał do miasta na oślęciu. Witał Go wiwatujący tłum wołając: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim, król Izraela! [Jn 12,13]. Euforia, zachwyt Panem wśród Izraelitów wydawał się być naprawdę wielki. Można było odnieść wrażenie, że już cały świat poszedł za nim [Jn 12,19]. Niestety, kilka dni później okazało się, że jest inaczej...
Każdej niedzieli w tysiącach zgromadzeń chrześcijańskich ma miejsce uwielbianie Pana. W większości przypadków towarzyszy temu wspaniała oprawa muzyczna. Muzycy grają na różnych instrumentach, liderzy uwielbiania dobierają stosowne utwory, najlepsze głosy wspierają zbór w śpiewie. Coraz częściej całość uwielbiania wzmacnia się grą świateł, tańcem i flagowaniem. Naprawdę, popaść można w (samo)zachwyt, tak podniosła i budująca bywa ta część nabożeństwa.
Rzeczywista wartość niedzielnego uwielbiania okazuje się wszakże w ciągu tygodnia. Ile z tego oddania i zachwytu Panem widać w nas w kolejnych dniach? Zobaczmy to na przykładzie uczniów Jezusa, którzy jak najbardziej brali udział w euforycznych wydarzeniach niedzieli palmowej.
Okazało się, że już w środę któryś z nich zamienił relacje z Jezusem na pieniądze. Już w czwartek wieczorem paru z nich przydarzyła się dziwna ociężałość i senność, tak że nawet jednej godziny nie mogli przetrwać z Jezusem w tym, co przeżywał. Już w piątek nad ranem któryś z nich trzykrotnie wyparł się swojego związku z Panem. Nim skończył się tydzień wszyscy Go opuścili i uciekli [Mk 14,50].
A my? Co z niedzielnej postawy zachwytu Panem Jezusem widać w nas w kolejnych dniach tygodnia? Syn Boży godzien jest szczerego, pełnego i stałego oddania. Nie jest żadną sztuką na krótko, pod wpływem pozytywnych emocji, teraz, dzisiaj, wychwalać Jezusa, jak wówczas, w niedzielę palmową.
Pokażmy jutro, że dziś naprawdę uwielbiamy Pana!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz