Zamyślam się dzisiaj nad ciężarem gatunkowym ślubowania, jakie publicznie złożyłem Bogu w niedzielę 18 września 1977 roku przyjmując chrzest poprzez zanurzenie. Wyznałem wówczas swą wiarę w Jezusa Chrystusa i ślubowałem Mu, że będę Go naśladował i żył dla Niego aż do śmierci. Minęło wiele lat, a ślub ten wciąż mnie obowiązuje. Mało tego. Chociaż złożyłem go dobrowolnie, to już jego spełnianie jest moim obowiązkiem. Gdybym zaprzestał naśladowania Jezusa, popełniłbym grzech. Nie jakiś pojedynczy grzech, ale znalazłbym się w stanie ciągłego grzechu. Jedynym sposobem na to, aby ów grzech przestał na mnie ciążyć, byłaby pokuta i powrót do spełniania mojego ślubowania. Czy dobrze myślę?
Oto słowa Pisma Świętego, które mnie rankiem do tych przemyśleń skłoniły: Jeśli złożysz PANU, swemu Bogu, jakiś ślub, nie zwlekaj z jego spełnieniem, gdyż PAN, twój Bóg, z pewnością będzie się tego domagał od ciebie, a na tobie będzie ciążył grzech. Lecz jeśli nie będziesz ślubował, grzech nie będzie na tobie ciążył. To, co wyjdzie z twoich ust, wypełnisz i uczynisz, gdyż dobrowolnie ślubowałeś PANU, swemu Bogu, co powiedziałeś swoimi ustami [5Mo 23,21-23].
Chrzest wiary jest szczególnym wyznaniem i ślubowaniem. Jest dla grzesznika pragnącego zbawienia aktem koniecznym, bo Pismo mówi: Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony [Mk 16,16]. Zbawienie - oczywiście - nie jest dla nikogo obowiązkowe ani przymusowe, ale jeśli ktoś chce być zbawiony, to tylko w ten sposób może rozpocząć nowe życie. Czyż nie wiecie, że my wszyscy, którzy zostaliśmy ochrzczeni w Jezusie Chrystusie, w jego śmierci zostaliśmy ochrzczeni? Zostaliśmy więc pogrzebani z nim przez chrzest w śmierci, aby jak Chrystus został wskrzeszony z martwych na chwałę Ojca, tak żebyśmy i my postępowali w nowości życia. Jeśli bowiem zostaliśmy z nim wszczepieni w podobieństwo jego śmierci, to będziemy też z nim wszczepieni w podobieństwo zmartwychwstania [Rz 6,3-5].
Powstrzymanie się od przyjęcia chrztu uwalniałoby mnie od obowiązku spełniania ślubu, ale trzymałoby mnie z dala od zbawienia. Chciałem pojednać się z Bogiem i otrzymać dar życia wiecznego. Dlatego przyjąłem chrzest i wziąłem na siebie obowiązek dotrzymywania złożonego w akcie chrztu przyrzeczenia.
Kto podpisał umowę z operatorem i za złotówkę wziął nowiutki smartfon, chyba nie dziwi się, że miesiąc po miesiącu trzeba się z tej umowy wywiązywać. Boję się myśleć, co będzie z tymi, którzy ochrzcili się, a od jakiegoś czasu już nie przejmują się spełnianiem swojego ślubowania. Bóg z pewnością będzie się tego domagał od nich...
Będzie się domagał. Taka osoba jest własnością Pana. A Pan jest wierny.
OdpowiedzUsuń