31 maja, 2010

Jak rzucić palenie?

Światowa Organizacja Zdrowia ustanowiła dzień 31 maja Światowym Dniem bez Papierosa (ang. World No Tobacco Day). Chodzi w nim o zwrócenie uwagi na szkodliwość palenia i zachęcenie palaczy do wybrania zdrowego stylu życia, wolnego od dymu tytoniowego.

Każdego roku organizatorzy koncentrują się na innym aspekcie walki z paleniem tytoniu. Dzisiaj podkreśla się zwodniczość reklam tytoniowych, adresowanych do kobiet. Reklamy te kłamliwie łącząc tytoń z pięknem kobiet, próbują wywołać wrażenie, że jest on zdrowy, podczas gdy uzależnienie od nikotyny faktycznie kobiety oszpeca. Reklamy tytoniu nęcą kobiety bałamutnymi hasłami typu "papierosy light", w wyniku czego większość kobiet pali je w złudnym przekonaniu, że "light" oznacza – bezpieczniejszy.

 Nie można oczywiście mówić, że palenie papierosów jest grzechem gorszym od innych. Jest nim jednak, bowiem nie tylko wyrządza szkodę dla zdrowia, ale przede wszystkim zniewala człowieka, a taki stan duszy Biblia wyraźnie łączy z grzechem. Jezus powiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu [...]. Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie [Jn 8,34–36].

Warto też zauważyć, że papieros w ustach, a zwłaszcza biorący się z niego dym, absolutnie nie pasują do naturalnej autonomii człowieka. Mój pastor, śp. Sergiusz Waszkiewicz, mawiał, że gdyby Bóg kształtując człowieka, uwzględnił funkcję palenia papierosów,  to z pewnością stworzyłby go z kominem w głowie.

Nałóg palenia papierosów, jak każde inne uzależnienie, stanowi poważny problem życiowy, ale osobiście znam dziesiątki osób, które zostały uwolnione od niego dosłownie z dnia na dzień. Nastąpiło to w chwili nowego narodzenia. Akt wiary w Jezusa Chrystusa i decyzja nawrócenia się do Niego z całego serca, zaowocowała natychmiastowym uwolnieniem od tego nałogu.

W Światowym Dniu bez Papierosa chcę więc osobom, które borykają się ze swoim nałogiem, wskazać, że jest taki stan duszy, w którym człowiek może powiedzieć: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić [1Ko 6,12].

 Taka zmiana, takie uwolnienie, następuje w chwili nowego narodzenia. Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe [2Ko 5,17]. Rozpoczynając prawdziwe życie z Jezusem, wybierasz najlepszy sposób na całkowitą wolność od papierosa i nie tylko...

28 maja, 2010

Nie ma mocnych

Trzydzieści sześć lat temu, 28 maja 1974 roku miała miejsce premiera filmu "Nie ma mocnych", drugiego [po "Sami swoi" i przed "Kochaj albo rzuć"] z kultowej trylogii o Kargulach i Pawlakach. Dziwne, bo nieświadomy tej zbliżającej się rocznicy, zacząłem ostatnio myśleć o ponownym jej obejrzeniu.

 Zabawnie przedstawiona w tych filmach nasza polska mentalność, skłonność do kłótliwości a zarazem niezwykła zaradność życiowa, nabrała dla mnie w tych dniach świeżych barw. Jestem wśród Polaków w Londynie. Obserwuję, słucham, rozmawiam i się zdumiewam. Jakżeż oni są mi bliscy?! Sami swoi :)

 Chociaż Pawlaka i Kargula łączył wspólny pomysł wydania za mąż Ani, wnuczki Pawlaka, w szczytnym celu pozyskania dla niego dobrego następcy, któremu mógłby przekazać ziemię, to jednak różnica temperamentów i cechujący każdego z nich nieprzeciętny upór, doprowadzały do wielu równie zabawnych, co groźnych w skutkach nieporozumień.

 Nawróceni do Boga ludzie, kimkolwiek byli, mają wspólny cel: Upodabniać się do Jezusa Chrystusa i resztę życia poświęcić na wykonywanie Jego woli. Ten cel możemy skutecznie realizować wyłącznie wtedy, gdy przestaniemy kierować się naszymi naturalnymi zmysłami, a poddamy się kierownictwu Ducha Świętego.

 Niestety, zbyt często – jak to w przypadku Kargula i Pawlaka bywało – w grę wchodzą nasze naturalne skłonności. Bo skoro między wami jest zazdrość i kłótnia, to czyż cieleśni nie jesteście i czy na sposób ludzki nie postępujecie? [1Ko 3,3]. Można mieć naprawdę dobre zamiary i używać nie wiadomo jak wzniosłych słów, ale jeśli starej natury nie poślemy na krzyż, to wszystko i tak nam spali na panewce. Bo gdzie jest zazdrość i kłótliwość, tam niepokój i wszelki zły czyn [Jk 3,16].

 Jeśli więc w Chrystusie jest jakaś zachęta, jakaś pociecha miłości, jakaś wspólnota Ducha, jakieś współczucie i zmiłowanie, dopełnijcie radości mojej i bądźcie jednej myśli, mając tę samą miłość, zgodni, ożywieni jednomyślnością. I nie czyńcie nic z kłótliwości ani przez wzgląd na próżną chwałę, lecz w pokorze uważajcie jedni drugich za wyższych od siebie [Flp 2,1–3].

Po powrocie do domu zamierzam znowu obejrzeć trylogię o Kargulach i Pawlakach. Przede wszystkim jednak, chcę wprowadzać w własne życie tę dzisiejszą refleksję. Pokornie o to się modlę, bo w tych sprawach naprawdę nie ma mocnych.

26 maja, 2010

Ekumenizm Ducha?

W mojej skrzynce pocztowej pojawiło się ostatnio zaproszenie na konferencję "Ekumenizm Ducha", która w najbliższych dniach odbędzie się w Trójmieście, a której mówcą będzie niejaki ks. dr Peter Hocken.

W reklamówce konferencji napisano  m.in.:  Gdy chrześcijanie różnych nurtów chrześcijaństwa widzą w sobie to samo działanie Ducha Bożego, drugorzędne różnice doktrynalne przestają mieć aż takie znaczenie i możliwa jest wspólna praca dla ewangelii.

 [...] Wizyta ks. Petera Hockena jest przede wszystkim kluczowa z tego względu, że Europa musi dziś usłyszeć wyraźnie głos sprawiedliwości, mówiący w obronie godności życia i biblijnej etyki, a także w obronie wiary apostolskiej Nowego Testamentu. W tym celu jest potrzeba, aby chrześcijanie ewangeliczni i katolicy byli w stanie podnosić razem głos i działać w jedności.

 Coraz bardziej widzimy, że Polska staje się w Europie ostoją chrześcijaństwa i wartości biblijnych. Abyśmy dalej jako Polacy wierzący w Jezusa mogli być proroczym znakiem dla Europy, potrzebna jest miedzy nami jedność. Wierzymy, że wizyta ks. Petera w Trójmieście jest Bożym planem.

 
Napisano też, że - ks. dr Peter Hocken jest uznanym teologiem, pracownikiem naukowym, historykiem katolickiej odnowy charyzmatycznej oraz ruchu zielonoświątkowego. Jest wybitnym specjalistą w dziedzinie ekumenii. W obliczu współczesnych globalnych przemian w chrześcijaństwie na całym świecie, ks. dr Peter Hocken prezentuje unikalną wizję, która realnie wpływa na kształtowanie nowych trendów w kościele.

Jak powinienem zareagować na takie zaproszenie? By lepiej się zastanowić, zadaję sobie kilka pomocniczych pytań:

Czy ks. dr Hocken wierzy w jedynozbawczą rolę kościoła rzymskokatolickiego? Najwidoczniej tak, bo skoro nadal jest księdzem, to obowiązują go oficjalne dokumenty tego kościoła, a więc także Deklaracja "Dominus Iesus", która twierdzi, że "istnieje (...) jeden Kościół Chrystusowy, który trwa w Kościele katolickim rządzonym przez Następcę Piotra i przez biskupów w łączności z nim" i że - "tylko wiara katolicka zawiera prawdę absolutną w pełni".

Czy ksiądz Hocken wierzy w istnienie czyśćca i sens modlitwy za zmarłych? Czy wierzy we wstawiennictwo Maryi i świętych katolickich? Czy zgadza się z kultem relikwii, świętych figur i obrazów? Najwyraźniej tak, ponieważ wciąż jest członkiem kościoła, który takie nauki głosi.

Czy podczas uroczystej Mszy Świętej, włączonej w program tej konferencji, kapłan będzie rozdawał wiernym prawdziwe ciało Chrystusa? Tak, bo w czasie mszy w Kościele Rzymskokatolickim, chleb i wino przemienia się w prawdziwe ciało i krew. Msza jest - ofiarą Kościoła składaną Bogu, przez którą udzielane są wiernym zasługi Ofiary Krzyżowej. A więc uczestnicy konferencji, choćby w formie biernej, wezmą udział w akcie bałwochwalstwa.

Biblia przestrzega przed jednością duchową z ludźmi, którzy nie respektują Słowa Bożego. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie. Kto go bowiem pozdrawia, uczestniczy w jego złych uczynkach. [2Jn 1,9–11].

Ostrzega też przed pochopnym jednoczeniem się z każdym duchem, który nas do jedności zaprasza. Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat [1Jn 4,1].

Wreszcie, samo Pismo Święte zadaje pytanie: Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? Myśmy bowiem świątynią Boga żywego, jak powiedział Bóg: Zamieszkam w nich i będę się przechadzał pośród nich, i będę Bogiem ich, a oni będą ludem moim.  I udziela mi wyraźnej wskazówki:  Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego się nie dotykajcie; A ja przyjmę was i będę wam Ojcem, a wy będziecie mi synami i córkami, mówi Pan Wszechmogący [2Ko 6,16-18].

Nie ma potrzeby stawiania kolejnych pytań. Powyższe dostatecznie przekonują mnie, że nie może tu być mowy o żadnej jedności. "Ekumenizm Ducha" – to hasło zwodnicze. Próba sugerowania, że Duch Święty pomija kwestie zdrowej, biblijnej nauki i jednoczy ludzi niezależnie od tego, jak Ewangelię pojmują i jak ją głoszą, to zwiedzenie już samo w sobie.

O polskiej ostoi chrześcijaństwa i wartości biblijnych w Europie pozwolę sobie już raczej nie wspominać.  I powstanie wielu fałszywych proroków, i zwiodą wielu [Mt 24,11].  Jak wielu?

25 maja, 2010

Proszę rodziców o więcej wyobraźni

Każdego roku w naszym kraju mamy do czynienia z zaginięciem około trzech tysięcy dzieci. Nagle tracimy je z oczu, a poszukiwania trwają latami...  Kraje Unii Europejskiej w dniu 25 maja obchodzą Międzynarodowy Dzień Dziecka Zaginionego. Symbolem pamięci o takich dzieciach jest kwiat niezapominajki.

Głównym celem Dnia jest zwrócenie uwagi na problem zaginionych dzieci. Przypominienie o potrzebie działań profilaktycznych. Ilość zaginięć dzieci mogłaby się zmniejszyć, gdyby wzrosła świadomość społeczna i  mądrość życiowa w tym względzie.

Istnieje kilka podstawowych zasad chroniących dziecko przed zaginięciem. Należy do nich między innymi: Nie pozostawianie w domu małego dziecka nawet na chwilę bez opieki, traktowanie podwórka przy domu, zarówno w mieście jak i na wsi, jako miejsca dla dziecka potencjalnie niebezpiecznego, czy też absolutnie ciągły kontakt z dzieckiem w miejscach publicznych, takich jak ruchliwa ulica, centrum handlowe lub impreza masowa.

Zaginięcie dziecka, choćby na chwilę, to dla zdrowych psychicznie rodziców ogromny dramat. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy mojej żony w chwili, gdy wracając do domu po pracy, wykorzystałem moment i dla żartów schowałem jej wózek z naszą córeczką, który na kilkanaście sekund pozostawiła przed klatką schodową. Od razu stało mi się jasne, że nigdy więcej nie powinienem tak żartować.

W Bibli czytamy: Oto dzieci są darem Pana [Ps 127,3]. Tak jest. Dla rodziców są kimś absolutnie wyjątkowym i takimi pozostaną na zawsze. A niewolnik nie pozostaje w domu na zawsze, lecz syn pozostaje na zawsze [Jn 8,35]. Zmieniają się okoliczności, stosunek dzieci do rodziców, następuje usamodzielnienie dzieci, ale serce ojca i matki w stosunku do swoich dzieci, choćby nawet podświadomie, zachowuje wrażliwość, właściwą dla należytego obchodzenia się z darem otrzymanym od kogoś wielkiego.

Myśl o odpowiedzialności za bezpieczeństwo dziecka wspaniale wyraził Jezus w tzw. modlitwie arcykapłańskiej: Dopóki byłem z nimi na świecie, zachowywałem w imieniu twoim tych, których mi dałeś, i strzegłem, i żaden z nich nie zginął, prócz syna zatracenia, by się wypełniło Pismo [Jn 17,12]. Proszę zauważyć, że dla każdego z rodziców jest w tych słowach i dostateczny bodziec motywujący do właściwej troski o bezpieczeństwo dziecka, i zarazem pociecha dla tych, którym zdarzy się nieszczęście jego zaginięcia.

W Dniu Dziecka Zaginionego modlę się nie tylko o to, by ten dramat nie spotkał żadnej ze znanych i bliskich mi rodzin. Świadomość emocjonalnego rozdarcia, jakie następuje w takich chwilach, zarówno w dziecku jak i w rodzicach, każe mi prosić Boga o to, aby już żadne dziecko nigdy nikomu nie zaginęło.

 A co z dziećmi starszymi i już dorosłymi, które celowo 'znikają' z domu, bo ciąży im bliskość domowników? Tu wiele może nam podpowiedzieć przypowieść Jezusa o synu marnotrawnym. Można ją znaleźć w Ewangelii Łukasza 15,11–32.

24 maja, 2010

Seminarium mądrości życiowej

Mamy dziś na naszym kontynencie Europejski Dzień Parków Narodowych, obchodzony w rocznicę utworzenia w dniu 24 maja 1909 roku pierwszego w Europie parku narodowego, tj. Szwedzkiego Parku Narodowego Sarek.

 Park narodowy według polskiego prawa – to odpowiednio duży (powyżej 1000 ha) obszar, chroniący walory przyrodnicze, krajobrazowe i kulturowe. Jednym z głównych celów tworzenia parków narodowych jest chronienie bogactwa przyrody i elementów kultury przed przekształceniem lub zniszczeniem w wyniku działalności ludzkiej. Dziś parki narodowe to już chyba jedyne miejsca, gdzie przyroda żyje jeszcze swoim naturalnym, nie zaburzonym rytmem.

 Obecnie w Europie mamy ponad 250 parków narodowych o łącznym obszarze 12,5 miliona hektarów, co stanowi 1,2% powierzchni kontynentu europejskiego. Najwięcej parków narodowych znajduje się w Finlandii (26), natomiast procentowo największą powierzchnię kraju (ponad 5 % ), zajmują parki narodowe w Norwegii.

 W Polsce mamy obecnie 23 parki narodowe o łącznej powierzchni ponad 314 tys. ha, co stanowi 1% powierzchni kraju. Najstarszym parkiem narodowym w Polsce jest Białowieski Park Narodowy utworzony w 1932 roku jako “Park Narodowy w Białowieży”. Najmłodszym zaś jest utworzony w 2001 roku Park Narodowy Ujście Warty. Największym jest Biebrzański Park Narodowy, a najmniejszym Ojcowski Park Narodowy.

 Kto kocha przyrodę, ten niewątpliwie cieszy się z istnienia parków narodowych. Tysiące hektarów bez ingerencji człowieka – to wspaniałe warunki do obserwacji życia zwierząt i ptaków a także do zachwycania się bogactwem polskiej flory.

 Biblia wielokrotnie posługuje się przyrodniczymi obrazami w celu uplastycznienia udzielanych pouczeń. Cztery stworzenia na ziemi należą do najmniejszych, a są mędrsze niż mędrcy: Mrówki, ludek słaby, a jednak w lecie zbierają swój pokarm, borsuki, ludek bez siły, a w skale buduje swoje mieszkania. Szarańcze nie mają króla, a jednak wszystkie wyruszają w szeregu. Jaszczurka da się schwytać rękoma, a jednak jest w pałacach królewskich [Prz 30,25–28].

 Namawia nas także do pilnego obserwowania przyrody i wyciągania na tej podstawie pożytecznych wniosków: Idź do mrówki, leniwcze, przypatrz się jej postępowaniu, abyś zmądrzał. Nie ma ona wodza ani nadzorcy, ani władcy, a jednak w lecie przygotowuje swój pokarm, w żniwa zgromadza swoją żywność. Leniwcze! Jak długo będziesz leżał, kiedy podniesiesz się ze snu? Jeszcze trochę pospać, trochę podrzemać, jeszcze trochę założyć ręce, aby odpocząć. Tak zaskoczy cię ubóstwo jak zbójca i niedostatek, jak mąż zbrojny. [Prz 6,6–11].

Może więc dla niejednego chrześcijanina, zamiast wyjazdu na kolejną konferencję pełną szumnych haseł i hałaśliwej muzyki, bardziej pouczające byłoby wybranie się do któregoś parku narodowego i spędzenie tam kilku dni na wnikliwej obserwacji przyrody?

Dla zainteresowanych na załączonej mapie lokalizacja ośrodków, gdzie takie seminaria ciągle się odbywają :)

22 maja, 2010

Tego dnia wyjątkowo warto było być w kościele

Równo pięćdziesiąt lat temu, 22 maja 1960 roku w Chile miało miejsce trzęsienie ziemi, którego siła (9,5 stopnia) okazała się największa z dotychczas odnotowanych w historii pomiarów sejsmicznych. Przeszło ono do historii pod nazwą Wielkiego Trzęsienia Chilijskiego lub Trzęsienia w Valdivia.

Wstrząsy tektoniczne wywołały na Pacyfiku 25 metrowe fale tsunami, które nawiedziły południowe Chile, Argentynę, Hawaje, Japonię, Filipiny, Nową Zelandię i dotarły aż do Alaski wyrządzając ogromne szkody materialne.

Mało tego, dwa dni po trzęsieniu ziemi, w Chile nastąpiła erupcja wulkanu Cordón Caulle oraz kilku innych, wyrzucających ogromne ilości lawy i stwarzając dla okolicznych mieszkańców śmiertelne zagrożenie. Było ono tym bardziej groźne, że ludzie wcale nie zdawali sobie z niego sprawy. Po prostu nikt nie mógł ich o tym powiadomić z powodu całkowitego braku łączności.

Okazało się jednak, że lawa wulkaniczna uśmierciła stosunkowo bardzo niewiele osób. Dlaczego? Otóż w chwili wybuchu wulkanów większość ludzi przebywała w kościołach, które, po pierwsze, przetrwały trzęsienie ziemi, gdyż były zbudowane solidniej niż zwykłe domostwa. Przede wszystkim jednak przebywanie w kościele tego dnia okazało się zbawienne, bowiem zgodnie z hiszpańską tradycją, kościoły z reguły były wznoszone na miejscach wyżej położonych. Lawa była groźna dla osób przebywających w niższych partiach terenu. Krótko mówiąc, kto owego feralnego dnia był w kościele, ten na pewno przeżył.

Przywołuję dziś tę ciekawostkę, nie żeby wyprowadzić uproszczony wniosek o zbawiennym skutku uczęszczania do kościoła, choć rzeczywiście, pięćdziesiąt lat temu w Chile jak najbardziej stało się to faktem. W tym incydencie zaintrygowała mnie myśl o zbawiennym skutku znajdowania się na wyższym poziomie i właśnie nią chcę się posłużyć, jako swego rodzaju metaforą.

Gdy na człowieka przychodzą rozmaite nieszczęścia, gdy dopada go jakiś kryzys, to bardzo ważne jest, na jakim poziomie duchowym się on znajduje. Rzecz w tym, żeby myśleć i żyć dostatecznie górnolotnie. A tak, jeśliście wzbudzeni z Chrystusem, tego co w górze szukajcie, gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej; o tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi [Kol 3,1–2].

Niech modli się do ciebie każdy pobożny w czasie niedoli. Gdy wyleją wielkie wody, do niego nie dotrą [Ps 32,6]. Mówiąc obrazowo, nieszczęście przygnębia a nawet niszczy ludzi myślących przyziemnie. Dobija wszystkich małego ducha. Ludziom zaś wielkiego ducha chwile kryzysu nie są w stanie poważnie zagrozić. Niszcząc 'doliniarzy', do nich nawet nie docierają.

Oto przykładowe świadectwo człowieka, który w chwilach niepowodzenia nie załapał doła, ponieważ myślami był na duchowych wyżynach: Zaiste, drzewo figowe nie wydaje owocu, a na winoroślach nie ma gron. Zawodzi drzewo oliwne, a rola nie dostarcza pożywienia. W ogrodzeniu nie ma owiec, a w oborach nie ma bydła. Lecz ja będę radował się w Panu, weselił się w Bogu mojego zbawienia. Wszechmogący Pan jest moją mocą. Sprawia, że moje nogi są chyże jak nogi łań i pozwala mi kroczyć po wyżynach [Hb 3,17–19].

 Jutro rano nie siedzę w domu. Na skali wartości znam zajęcia wznioślejsze, zwłaszcza w niedzielne przedpołudnie. - Jadę do kościoła... :)