30 listopada, 2011

Gdy się wydaje, że już za późno

Dziś o wydarzeniu, jakie miało miejsce na terenie Galilei, w pierwszym roku publicznej działalności Jezusa. Gdy Jezus powrócił łodzią do Kafarnaum, natychmiast zgłosił się do Niego niejaki Jair, przełożony synagogi, z błaganiem o ratunek dla jego umierającej córki. Dwunastoletnia jedynaczka była ich oczkiem w głowie i najwidoczniej cała tamtejsza społeczność synagogalna została postawiona w stan alarmowy z powodu jej agonalnego stanu.

 Jezus ponaglany przez Jaira natychmiast wyruszył w drogę w towarzystwie uczniów i w otoczeniu licznego tłumu, który jednak wcale nie pomagał w szybszym dotarciu do umierającej dziewczynki. Liczyła się każda sekunda, więc próbuję sobie wyobrazić, co działo się w głowie Jaira, gdy cokolwiek spowalniało ich marsz ratunkowy.

 Nagle Jezus się zatrzymał. Przystanął pytając: Kto się dotknął szat moich? [Mk 5,30]. Dziwne zachowanie, jak na wędrówkę w otoczeniu cisnących się zewsząd ludzi. Gdy tak rozglądali się z pytającym wzrokiem, Piotr nie wytrzymał napięcia chwili: Mistrzu, tłumy cisną się do ciebie i tłoczą. Jezus zaś rzekł: Dotknął się mnie ktoś; poczułem bowiem, że moc wyszła ze mnie [Łk 8,45–46].

 Sprawczynią zastoju okazała się kobieta od dwunastu lat cierpiąca na krwotok. Ona także, jak Jair, potrzebowała pomocy i liczyła na Jezusa. Wykorzystała okazję, docisnęła się jakoś do Niego i z wiarą dotknęła się Jego szaty, bo mówiła: Jeśli się dotknę choćby szaty jego, będę uzdrowiona [Mk 5,28].

 Ojciec konającej jedynaczki miał prawo być zniecierpliwiony, a nawet zrezygnowany. Nie dość, że stanęli, zamiast czym prędzej śpieszyć córce na ratunek, to jeszcze Jezus złożył intrygujące oświadczenie, że uszła z Niego moc. Uzdrowiona kobieta mogła się już cieszyć, ale oni przecież nie po znaleźli się na tej drodze. Śpieszyli się do jego domu, a utknęli w pół drogi.

 Jego rozgorączkowana wyobraźnia szybko doczekała się swego. Już nawet nie słuchał uważnie tego, co Jezus mówił do kobiety, bo oto nadeszli domownicy przełożonego synagogi i donieśli: Córka twoja umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela? [Mk 5,35]. Najgorszy scenariusz stał się faktem: Nie zdążyli.

Czy nie wezbrała w nim złość na tę kobietę? Dwanaście lat była chora, czy nie mogła jeszcze chociaż z godzinę poczekać? Czy nie zirytowało go to, że Jezus śpieszący jego córce na pomoc, tak łatwo dał się zdekoncentrować?

 Nie wiadomo, co mogłoby jeszcze wypełnić jego serce po otrzymaniu tej dramatycznej wiadomości, ale Jezus, usłyszawszy, co mówili, rzekł do przełożonego synagogi: Nie bój się, tylko wierz! [Mk 5,36]. Tych kilka słów Jezusa postawiło go znowu na nogi. Chociaż wszystko wskazywało mu na to, że już za późno na uratowanie jego córeczki, pewność Jezusa uspokoiła jego serce.

 I nie były to czcze nadzieje. Dotarli na miejsce i wkrótce – chwała niech będzie Jezusowi Chrystusowi – Jair trzymał w ramionach żywą córeczkę. Zdrową i bardzo głodną.

 Nieraz możemy odnieść takie wrażenie, że Jezus, chociaż obiecał nam pomoc, tej pomocy nam w czas nie udzielił. Bywa, że złe wiadomości - jak czarne chmury słońce - zakrywają nam obraz miłosiernego i wszechmogącego Boga. Ta ewangeliczna historia przekonuje, że mimo wszystko nadal można i należy ufać Chrystusowi Panu.

 To, że będąc w pilnej potrzebie, widzimy Jego moc i łaskę objawiającą się w życiu innych ludzi, a w naszym jej wciąż nie dostrzegamy, wcale nie oznacza, że nasz los nie jest Mu drogi, albo że Bóg zajął się ważniejszymi sprawami.

Rzecz tylko w tym, ażeby zrozumieć, że nikt z ludzi nie może Jezusa ani na jedną godzinę zawłaszczyć dla siebie. On zatrzymuje się przy każdym, kto o Jego pomoc i łaskę zabiega. Przy tym z całą pewnością nie zapomina i o nas.

 Więc nie bój się, tylko Mu wierz!

29 listopada, 2011

Iść w zaparte

Jednym z rozpaczliwych nieco sposobów unikania odpowiedzialności, jest próba wypierania się nawet dość oczywistych faktów. Niektórzy ludzie robią tak niemal od kołyski. Prawie wszystko wskazuje na to, że maczali w czymś palce, a oni mimo to zdecydowanie temu zaprzeczają. A ponieważ robią to bez zmrużenia oka i rumieńca wstydu na twarzy, część ludzi nabiera przekonania, że mówią prawdę.

Pamiętam jak swego czasu były prezydent Gdańska, pełniący swoją funkcję na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, oskarżony o wzięcie łapówki, pokazywał przed kamerą dłonie i z wielkim przekonaniem w głosie mówił: "Te ręce są czyste". Jak było naprawdę? Trwało to, bo trwało, w Polsce chyba nie może być szybciej, ale dziesięć lat później ponad wszelką wątpliwość okazało się, że jego ręce nie były czyste i Franciszek J. poszedł do więzienia.

Przykładów ukrywania prawdy metodą pójścia w zaparte, mamy bez liku. Raz po raz ktoś publicznie twierdzi, że jest w porządku, że nie złamał prawa, że nie naruszył żadnych zasad przyzwoitości, jednym słowem, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a potem się okazuje, że jednak było inaczej. Dlatego w najnowszych 'rozgrywkach' okołosportowych już nawet nie jestem ciekaw, kto kręci(na) prawo i na lewo, a kto nie.

Serce człowieka jest ułomne i potrafi zachować się bardzo przewrotnie. Nawet ktoś o tak szlachetnym sercu, jak apostoł Piotr, któremu jako jednemu z pierwszych dane było poznać Jezusa z Nazaretu, a nawet zostało mu objawione, że Jezus jest Synem Bożym – prawdziwym Mesjaszem, w pewnym momencie poszedł w zaparte i twierdził, że Go w ogóle nie zna. Wbrew oczywistym faktom począł się zaklinać i przysięgać: Nie znam tego człowieka [Mt 26,74].

Jednym z najświeższych przykładów takiej postawy jest zachowanie znanego lidera chrześcijańskiego, któremu zarzuca się wspieranie, a nawet inspirowanie, coraz modniejszej w USA idei chrislamu, czyli zbliżania do siebie wyznawców obydwu religii, o czym niedawno pisałem. W świetle oczywistych faktów, takich np. jak jego zaangażowanie w fundację stawiającą sobie za cel zjednoczenie wszystkich religii, czy też jego czynny udział w konwencie amerykańskich muzułmanów, lider ów twierdzi, że te zarzuty, to czysty nonsens.

Gdy nasze dziecko mówi, że nie podebrało danej zabawki koledze, jakże by się chciało, żeby było to prawdą! Jakże miło byłoby się przekonać o prawdziwości zapewnień koleżanki, że naprawdę nie zdradziła naszego sekretu! Jakże byłoby to budujące, gdyby można było mieć pewność, że jest tak, jak dany brat mówi, że jest. Niestety, zbyt często prawda okazuje się inna.

Można przez jakiś czas iść w zaparte i w ten sposób skutecznie przekonywać do siebie cześć swojego otoczenia. Jednak czy na dłuższą metę coś takiego może się udać? Póki co, można o sobie twierdzić cokolwiek, co jest nam dzisiaj na rękę, by inni tak, a nie inaczej, o nas myśleli. Jednak to nie nasze własne słowa przesądzają o tym, jak jest faktycznie. Albowiem nie ten, kto sam siebie zaleca, jest wypróbowany, ale ten, kogo Pan poleca [2Ko 10,18]. Wcześniej czy później, prawda wychodzi na jaw.

Bardzo zależy mi na tym, ażeby w stosunku do mnie zawsze mogły mieć zastosowanie następujące słowa Biblii: Uradowałem się bowiem bardzo, gdy przyszli bracia i złożyli świadectwo o rzetelności twojej, że ty istotnie żyjesz w prawdzie. Nie ma zaś dla mnie większej radości, jak słyszeć, że dzieci moje żyją w prawdzie [3Jn 1,3–4].

Czy i ty istotnie żyjesz w prawdzie?

Nieco więcej o zaangażowaniu chrześcijan w ideę chrislamu - tutaj.

28 listopada, 2011

Jak w porę wyczuć podstęp?

Jan Hus na Soborze w Konstancji
W dniu dzisiejszym parę zdań o podstępie. Prowokuje mnie do tego wspomnienie haniebnego uwięzienia czeskiego prekursora Reformacji – Jana Husa, do którego doszło 28 listopada 1414 roku w Konstancji.

 Zaproszony na Sobór w Konstancji, Hus ogólnie zdawał sobie sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa. Wiedział, że kwestionowanie przez niego boskiego pochodzenia władzy papieskiej przysporzyło mu licznych wrogów. Zgodził się jednak tam stawić, bowiem Zygmunt Luksemburski, król Węgier i Niemiec, listem żelaznym zagwarantował mu nietykalność.

 Jednakże na polecenie tegoż króla Jan Hus zaraz po dotarciu na miejsce został uwięziony i oskarżony jako heretyk. A co z listem żelaznym? Anulowano go, uznając, że heretykowi nie należą się żadne prawa i dla niepoznaki wyjaśniając, że list taki jest ważny jedynie wobec władzy świeckiej, a nie kościelnej.

 Okazało się, że król Zygmunt od samego początku był w zmowie z hierarchią kościelną, ażeby Husa podstępnie sprowadzić do Konstancji i zrobić z nim porządek. Los Czecha był przesądzony, ponieważ większość uczestników Soboru uważała go za niebezpiecznego heretyka. Zainscenizowany proces okazał się szytą grubymi nićmi fikcją. W jego wyniku, jak wiadomo, 6 lipca 1415 roku spalono Husa na stosie.

 W świetle Biblii to raczej antypapież Jan XXIII i król Zygmunt powinni ponieść śmierć. Jeżeli ktoś zastawia na bliźniego swego zasadzkę, by go podstępnie zabić, to weźmiesz go nawet od ołtarza mojego, by go ukarać śmiercią [2Mo 21,14]. Jednakże od lat w niektórych środowiskach kościelnych nikt na poważnie do Biblii nie zagląda.

Jak widać, nie tylko swego czasu w Jerozolimie zebrali się arcykapłani i starsi ludu w pałacu arcykapłana, którego zwano Kajfasz i naradzali się, aby Jezusa podstępem pojmać i zabić [Mt 26,3–4]. W każdym środowisku można natknąć się na człowieka, który udaje wargami innego, lecz w sercu knuje podstęp; nie wierz mu, choć odzywa się miłym głosem, gdyż siedem obrzydliwości jest w jego sercu [Prz 26,24–25].

 Jest w podstępie coś niepokojącego, wręcz iście diabelskiego, jak u tajemniczego króla z księgi Daniela, o którym jest napisane, że działając podstępnie dzięki mądrości, będzie miał powodzenie; będzie pyszny w sercu i wielu zniszczy niespodzianie [Dn 8,25].

Z zachowania człowieka podstępnego możesz wnioskować, że nic ci nie grozi, że jesteś szanowany, a nawet lubiany przez niego. Tymczasem jednak gardzi on tobą i z zimną krwią wprowadza cię w jakąś zasadzkę. Okropne, ale to prawda. Sam parę razy nie rozpoznałem w porę podstępu i znam jego gorzki smak.

 Prawdziwi chrześcijanie nigdy niczego nie knują. Są szczerzy i czytelni. Nie posługują się żadnymi pochlebstwami, a gdy zauważą coś niezgodnego ze Słowem Bożym, to od razu jasno o tym mówią. Albowiem kazanie nasze nie wywodzi się z błędu ani z nieczystych pobudek i nie kryje w sobie podstępu, lecz jak zostaliśmy przez Boga uznani za godnych, aby nam została powierzona ewangelia, tak mówimy, nie aby się podobać ludziom, lecz Bogu, który bada nasze serca [1Ts 2,3–4].

Skąd możemy wiedzieć, czy przypadkiem nie stajemy się obiektem postępu? Potrzeba tu daru rozpoznawania duchów. Taką zdolność miał Jezus. Nie dał się omamić miłymi słowami: Nauczycielu, wiemy, że dobrze mówisz i nauczasz, i nie masz względu na osobę, lecz zgodnie z prawdą drogi Bożej nauczasz. Czy godzi się nam płacić podatek cesarzowi, czy nie? Lecz On, przejrzawszy ich podstęp, rzekł do nich... [Łk 20,21–23].

 Jan Hus najwidoczniej zagapił się duchowo i podstępu w porę nie rozpoznał. Dał się wrobić, bo zaufał "żelaznym listom" króla. A ty? Czy nie zdarzają ci się podobne błędy położenia ufności w człowieku, tylko dlatego, że posługuje się on gładkim językiem albo posiada silną pozycję społeczną? Niestety, dość często za czymś takim może kryć się jakiś rodzaj podstępu...

Potrzeba nam codziennie chodzić w społeczności z Duchem Świętym, a wtedy człowieka z podstępnym sercem będziemy – jak Jezus – rozpoznawać na kilometr.

27 listopada, 2011

Okazuje się w praniu

Crystal Cathedral Roberta Schullera
17 listopada 2011 trafiła pod młotek
 Nie pierwszy raz ogarnia mnie smutek z powodu duchowego zwiedzenia tysięcy chrześcijan tzw. ewangelią sukcesu. Najkrócej mówiąc polega to na tym, że niektórzy przywódcy chrześcijańscy oczarowują tłumy wiernych jakimś niezwykłym sukcesem, biorącym się z rzekomo objawionej im przez Boga sztuki pozytywnego myślenia i wyznawania, tym samym odwracając ich uwagę od szukania Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości.

 Uzasadniane fragmentami Pisma Świętego idee doktryny dobrobytu dość łatwo przyjmują się w środowisku średnio lub mało zamożnych ludzi, sprowadzając ich chrześcijańskie marzenia do poziomu dóbr materialnych, a ich wiarę wyprowadzając na duchowe manowce. Jedynym rzeczywistym owocem ewangelii sukcesu jest rosnące konto bankowe jej głosicieli, którzy wprawdzie dla niepoznaki tu i ówdzie przeznaczają dla biednych część otrzymywanych ofiar, ale przecież muszą też dbać o budujący image głoszonego przez siebie sukcesu.

 Ponad wszelką wątpliwość tzw. ewangelia sukcesu nie jest drogą wyznaczoną nam przez Jezusa Chrystusa i naukę apostolską. Biblia jednoznacznie odwraca naszą uwagę od dóbr materialnych i nakierowuje na wartości duchowe Królestwa Bożego. A tak, jeśliście wzbudzeni z Chrystusem, tego co w górze szukajcie, gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej; o tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi [Kol 3,1–2].

 Materialny sukces chrześcijańskich propagatorów 'prosperity teaching' nie ma zamocowania w Słowie Bożym. W swej istocie jest przeciwny duchowi ewangelii Chrystusowej, a więc wcześniej czy później jest skazany na fiasko. Czasem następuje to na drodze ujawnienia niemoralności i malwersacji finansowych 'ewangelistów' sukcesu, czy choćby ich skandalicznie wystawnego życia, a czasem wystarczy zwykłe pogorszenie się sytuacji materialnej ich darczyńców.

 Za przykład może posłużyć słynna amerykańska Crystal Cathedral w Garden Grave. Zbudowana z dziesięciu tysięcy szklanych paneli przytwierdzonych silikonem do stalowej konstrukcji, z trzema tysiącami miejsc do siedzenia i imponującymi organami o trzystu dwudziestu głosach jest największym szklanym budynkiem świata.

 Otwarta w 1980 roku, przez ponad trzydzieści lat była chlubą pastora Roberta Schullera i jego Crystal Cathedral Ministries, gdzie przygotowywano popularny program telewizyjny "Godzina Mocy" (Hour of Power) do emisji w ponad 150 krajach świata.

 Już rok temu dziennik Los Angeles Times w artykule pod tytułem "Pęknięty kryształ. Pesymistyczne czasy przebiły optymizm wielebnego Schullera" donosił o bankructwie słynnego megazboru, propagującego pozytywne myślenie, który zgłosił wówczas postępowanie upadłościowe.

 Kilka dni temu, 17 listopada 2011 roku federalny sąd upadłościowy postawił kropkę nad i. Kryształowa Katedra została sprzedana tamtejszej diecezji rzymskokatolickiej za cenę 57,5 milionów dolarów, tj. za kwotę zbliżoną do zadłużenia Crystal Cathedral Ministries.

 Wprawdzie zbór Kryształowa Katedra jeszcze przez najbliższe trzy lata będzie mógł pozostać w swojej dotychczasowej siedzibie, ale już stało się faktem, że ta kolebka ewangelii sukcesu i pozytywnego myślenia w zetknięciu z rzeczywistością trudnych czasów światowego kryzysu rozprysła się jak bańka mydlana. W praniu się okazało, że pozytywne myślenie Roberta Schullera gwarantowało mu sukces tylko w dobrych czasach.

 Rzeczywista służba Boża nie jest uzależniona od pieniędzy. Dlaczego? Bo prawdziwi słudzy Słowa Bożego ani sami nie służą mamonie, ani w nikim ze swoich słuchaczy nie rozbudzają takich pragnień. Oczywiście, Bóg troszczy się o chleb powszedni dla swoich dzieci. Byłem młody i zestarzałem się, a nie widziałem, żeby sprawiedliwy był opuszczony, ani potomków jego żebrzących chleba [Ps 37,25]. Dziecko Boże nie musi się martwić o zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb materialnych, dopóki szuka przede wszystkim Królestwa Bożego [zobacz: Mt 6,33].

 W kwestiach materialnych prawdziwi naśladowcy Jezusa Chrystusa w tej krótkiej doczesnej pielgrzymce trzymają się zasady poprzestawiania na małym. Albowiem niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy. Jeżeli zatem mamy wyżywienie i odzież, poprzestawajmy na tym. A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie [1Tm 6,7–9].

 Uczniom Jezusa nie grozi też żadne bankructwo materialne. Skąd taka pewność? Ponieważ ich życie nie jest wypełnione tęsknotą za bogactwem i doczesnym sukcesem, więc nie rzucają się w wir ryzykownych przedsięwzięć i kredytów. Nie są łasi na pieniądze, nie żyją ponad stan, więc niczego nie zdefraudują ani nie zrobią niczego nieuczciwego, co mogłoby ich w takie tarapaty wprowadzić.

Nasze serca są nakierowane na wartości, które gwarantują nam zgromadzenie skarbu w niebie!

Alert modlitewny!

Jako że dziś Dzień Pański i ludzie wierzący gromadzą się w najróżniejszych miejscach, aby w szczególny sposób razem stanąć przed Bogiem, pozwalam sobie zgłosić sprawę do wspólnej modlitwy.

Otóż mój przyjaciel, Henryk Bijok, pastor zboru w Hażlachu k. Cieszyna, znalazł się w szpitalu. Przeszedł operację tętniaka oraz udar mózgu i nie może się po tej operacji wybudzić.

Tak więc w imieniu jego najbliższych, zboru oraz swoim własnym, apeluję o modlitwę przyczynną w tej sprawie. Stańmy razem przed naszym Panem, Jezusem Chrystusem, i przedłóżmy Mu życie pastora Henryka oraz strapione serce jego żony, synów oraz innych jego bliskich i zboru.

Biblia mówi: Powierz Panu drogę swoją, zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni [Ps 37,5]. Módlmy się razem z wiarą, że nasz Pan ma niczym nieograniczoną moc, mądrość i łaskę, aby w pełni zachować Henryka od złego i obdarzyć tym, co dla niego dobre.

26 listopada, 2011

Kto jest przeciwko karze śmierci?


Społeczeństwo o stosowaniu kary śmierci
 Jak bumerang powraca w naszym kraju temat kary śmierci. Zniesiona i zastąpiona w 1998 roku dożywociem, wciąż wywołuje kontrowersje, bo za jej przywróceniem opowiada się większość społeczeństwa. Według badań CBOS poparcie dla kary śmierci w polskim społeczeństwie w 2004 roku wynosiło aż  77%.

Ponieważ jednak zjednoczona Europa wymaga od państw członkowskich całkowitej rezygnacji z tej formy wymierzania sprawiedliwości przestępcom, powrót do stosowania kary śmierci oznaczałby dla Polski konflikt z prawodawstwem unijnym i wykluczenie z Rady Europy.

Tendencje światowe są jednoznaczne. Pomimo tego, że w niektórych krajach wyroki śmierci wciąż jeszcze są wykonywane, to jednak na całym świecie zasadniczo odchodzi się już od tej kary i z roku na rok coraz więcej państw wykreśla karę ostateczną ze swoich kodeksów prawnych.

 Z Biblii wiadomo, że Bóg, organizując życie Izraela, jako narodu wybranego w ziemi obiecanej i określając prawa, do których mieli się stosować, zobowiązał ich do stosowania kary śmierci w niektórych przypadkach. Oto kilka przykładów:

 Kto uderzy ojca swego albo matkę swoją, poniesie śmierć. Kto porwie człowieka, to czy go sprzedał, czy też znaleziono go jeszcze w jego ręku, poniesie śmierć. Kto złorzeczy ojcu swemu albo matce swojej, poniesie śmierć [2Mo 21,15–17].

 Mężczyzna, który cudzołoży z żoną swego bliźniego, poniesie śmierć, zarówno cudzołożnik jak i cudzołożnica [3Mo 20,10].

 Jeżeli kto zabije człowieka, poniesie śmierć [3Mo 24,17]. Chodzi o świadome i celowe morderstwo. Jeżeli z nienawiści wymierzył komu cios albo w złym zamiarze rzucił czymś na niego, tak iż ten umarł, albo z wrogim nastawieniem uderzył go ręką tak, iż umarł, to ten, który uderzył, poniesie śmierć, bo jest mordercą [4Mo 35,20–21].

 Jeżeli ktoś ma syna upartego i krnąbrnego, który nie słucha ani głosu swojego ojca, ani głosu swojej matki, a choć oni go karcą, on ich nie słucha, to pochwycą go jego ojciec i matka i przyprowadzą do starszych jego miasta, do bramy tej miejscowości, i powiedzą do starszych miasta: Ten nasz syn jest uparty i krnąbrny, nie słucha naszego głosu, żarłok to i pijak. Wtedy wszyscy mężowie tego miasta ukamienują go i poniesie śmierć. Wytępisz zło spośród siebie, a cały Izrael to usłyszy i będzie się bał [5Mo 21,18–21].

 Zabójstwo, porwanie, cudzołóstwo, złe traktowanie rodziców – oto niektóre z przypadków, gdy zgodnie z wolą Bożą należało zastosować karę śmierci, a wszystko po to, aby ludzie stosowali się do przepisów prawa i dzięki temu mieli dobre relacje z Bogiem i z bliźnimi. Oby ich serce było takie, aby się mnie bali i przestrzegali wszystkich moich przykazań po wszystkie dni, aby im i ich synom dobrze się powodziło na wieki [5Mo 5,29].

 Bóg wielokrotnie podkreśla, że Jego celem było i jest dobro człowieka. Dlatego jednoznacznie wzywa do posłuszeństwa, błogosławi bogobojność i ostrzega przed bezbożnością. I będą moim ludem, a Ja będę ich Bogiem. I dam im jedno serce, i wskażę jedną drogę, aby się mnie bali po wszystkie dni dla dobra ich samych i ich dzieci po nich. I zawrę z nimi wieczne przymierze, że się od nich nie odwrócę i nie przestanę im dobrze czynić; a w ich serce włożę bojaźń przede mną, aby ode mnie nie odstąpili [Jr 32,38–40].

 W świetle Biblii kara śmierci doskonale spełnia swoją rolę. Absolutnie nie muszą się jej obawiać ludzie żyjący zgodnie z prawem. Nie podlegają jej również osoby, które niechcący popełniły choćby nawet najcięższe przestępstwo. Kara śmierci jest dobitnym straszakiem dla zdeklarowanych przestępców. Taki powinien być i taki jest jej podstawowy wydźwięk społeczny!

 Człowiek, który wie, że na pewno nie grozi mu śmierć, nie boi się grzeszyć. Dlaczego Bóg powiedział, że zapłatą za grzech jest śmierć? [Rz 6,23]. Ażeby ludzie przestraszyli się i odwrócili się od swoich grzechów. Opamiętajcie się nareszcie i nie grzeszcie [1Ko 15,34].

Skuteczność instrumentu strachu przed konsekwencjami przestępstwa jest wprost proporcjonalna do wysokości zapowiadanej kary. Niewielki mandat za przekroczenie prędkości nie jest w stanie dostatecznie pobudzić kierowcy do zdjęcia nogi z pedału gazu. Tam, gdzie kara jest wysoka, tam kierowcy - o dziwo - gremialnie zwalniają!

 Bojaźń może poniekąd warunkować także prawidłowe postawy chrześcijanina. Tych, którzy grzeszą, strofuj wobec wszystkich, aby też inni się bali. Zaklinam cię przed Bogiem i Chrystusem Jezusem i wybranymi aniołami, abyś się tego trzymał bez zastrzeżeń, nie czyniąc niczego stronniczo [1Tm 5,20–21]. Potrzeba nam niezachwianie trzymać się tej myśli apostolskiej, zwłaszcza że nadeszły czasy, gdy tego rodzaju podejście do sprawy przestało być mile widziane i uważane za słuszne.

 W Królestwie Bożym nie ma i nigdy nie będzie kary śmierci. Dlaczego? Bo nie wejdzie do niego nic nieczystego ani nikt, kto czyni obrzydliwość i kłamie, tylko ci, którzy są zapisani w księdze żywota Baranka [Obj 21,27]. Wciąż oczekujemy, według obietnicy nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość [2Pt 3,13] żyjąc ciągle jeszcze na świecie, a cały świat tkwi w złem [1Jn 5,19].

 Ten świat to rzeczywistość całkiem inna niż Królestwo Niebios. Czy można w nim zrezygnować z kary śmierci bez szkody dla bezpieczeństwa zwykłego człowieka?

Komuś bardzo zależy na całkowitym zniesieniu kary śmierci, pomimo tego, że zdecydowana wiekszość obywateli Europy opowiada się za jej stosowaniem. Czyżby chodziło o to, aby ludzie coraz mniej bali się grzeszyć?