29 czerwca, 2012

Cześć jego pamięci!

Prezb. Sergiusz Waszkiewicz
przed laty
Kliknij na zdjęcie,
by go na moment ożywić
Dziś ważna dla mnie data, bo rocznica śmierci pastora Sergiusza Waszkiewicza. Odszedł 29 czerwca 1996 roku, ostatnie chwile życia w ciele  przeżywając w mieszkaniu na gdańskim Suchaninie, już poza wszelką aktywnością i życiem towarzyskim, otoczony opieką swej żony Heleny.

Pastora Sergiusza poznałem w 1974 roku, a więc 38 lat temu, gdy jako 15 letni chłopiec trafiłem na wieczorne nabożeństwo do gdańskiego zboru, którego był on duszpasterzem. Od razu ujął mnie swym przyjacielskim podejściem i poczuciem humoru. Trzy lata później ochrzcił mnie w wodzie i przez parę kolejnych lat był moim pastorem, a zarazem ważnym wzorem do naśladowania. To ten człowiek zachęcił mnie do posługi Słowa i w 1978 roku "wciągnął" za kazalnicę gdańskiego zboru, pozwalając mi robić na niej pierwsze kroki w kaznodziejstwie :)

Grób śp. pastora Waszkiewicza
Cm. Łostowicki w Gdańsku
kw. 61
 Więcej o śp. Sergiuszu Waszkiewiczu pisałem w 100 rocznicę jego urodzin, przygotowując na tę okoliczność skromną podstronę internetową. Zainteresowanych ponownie zapraszam do kontaktu z tymi materiałami, a może nawet do ich wzbogacenia.

 Dziś, w myśl biblijnego wezwania: Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich [Hbr 13,7], w szesnastą rocznicę śmierci pastora Sergiusza Waszkiewicza, chcę przypomnieć, zwłaszcza ewangelicznie wierzącym Gdańszczanom, że jeszcze nie tak dawno temu ten wspaniały człowiek  żył pośród nas i służył tu Bogu.

Cześć jego pamięci!

28 czerwca, 2012

O chleb, o Boga, czy o co?

Pomnik Ofiar Czerwca 1956  w Poznaniu
Wikipedia
Dziś w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Poznańskiego Czerwca 1956. Ogłosił go Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchwałą z dnia 21 czerwca 2006 roku o następującej treści:

 W 50. rocznicę Poznańskiego Czerwca 1956 Sejm Rzeczypospolitej Polskiej pragnie oddać hołd bohaterom, których odwaga i patriotyzm stały się kamieniem węgielnym późniejszych antykomunistycznych zrywów w Polsce.

 Pięćdziesiąt lat temu wybuchły — w imię walki o wolność, chleb i sprawiedliwość — protesty i strajki robotników Zakładów Cegielskiego i wielu innych miejsc pracy Poznania. Przerodziły się one w zbrojne wystąpienie przeciwko ówczesnej władzy.

 Zryw ten, choć krwawo stłumiony z użyciem wojska i czołgów, przyniósł zwycięstwo moralne, które odbiło się szerokim echem w Polsce i poza Jej granicami. Polacy przechowali w pamięci te wydarzenia, na gruncie których wyrosły nie tylko przemiany października ‘56, ale i Grudzień ‘70, i Sierpień ‘80.

 Dziś w wolnej, niepodległej Polsce winni jesteśmy ludziom Czerwca ‘56 pamięć i wdzięczność. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ogłasza dzień 28 czerwca Narodowym Dniem Pamięci Poznańskiego Czerwca 1956. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej składa hołd tym, którzy mieli odwagę sprzeciwić się złu i walczyć o wolną, niepodległą i sprawiedliwą Polskę. Marszałek Sejmu: M. Jurek.


 Nie miejscu tu, aby pisać o szczegółach wydarzeń z 28 czerwca 1956 roku w Poznaniu. Z grubsza rzecz biorąc, najpierw był poranny strajk w Zakładach Cegielskiego. Potem, pod gmachem Miejskiej Rady Narodowej manifestacja stu tysięcy robotników i mieszkańców Poznania, demonstrujących niezadowolenie i żądających, aby władze cofnęły narzucone normy pracy, obniżyły ceny i podwyższyły płace. Potem, niestety, nastąpił wzrost napięcia i zamieszki uliczne. Do akcji wprowadzono dziesięć tysięcy żołnierzy i kilkaset czołgów. W rezultacie po obydwu stronach zginęło od kul, lub zmarło od odniesionych ran, łącznie 65 osób.

 Nie mam osobistej oceny Poznańskiego Czerwca, bo w 1956 roku nawet nie było mnie na świecie. Mogę wszakże spojrzeć na wspominane dziś wydarzenia w świetle Biblii. Gdy naród izraelski doświadczał uciemiężenia, to zazwyczaj miało to związek, albo z sądem Bożym z powodu ich grzechów, albo miało być dla nich bodźcem do pozytywnych zmian. Siedzieli w ciemności i mroku, związani nędzą i żelazem, ponieważ sprzeciwili się słowom Bożym i pogardzili radą Najwyższego. Serce ich upokorzył trudem; słaniali się, a nikt nie pomógł [Ps 107,10–12].

Bóg ma prawo z każdym narodem postąpić, jak zechce. To pierwsza myśl: On zmienia czasy i pory, On utrąca królów i ustanawia królów [Dn 2,21]. Bo do Pana należy królestwo, On panuje nad narodami [Ps 22,29]. Należy to brać pod uwagę rozmyślając również nad zmiennymi losami Rzeczypospolitej.

 I druga myśl: Wszelkie powstania Żydów zazwyczaj niczym dobrym się nie kończyły, chyba, że nadchodził koniec wyznaczonego im przez Boga sądu, a naród powstawał zainspirowany i prowadzony przez Boga, jak to np. było z zakończeniem niewoli w Egipcie. W innych przypadkach był niepokój, przelew krwi i rozczarowanie, a położenie narodu pozostawało bez zmian. Gdy Bóg im wyznaczył siedemdziesiąt lat niewoli babilońskiej, to mogli sobie organizować powstanie za powstaniem, a i tak dokładnie tyle lat pozostali pod władzą tego mocarstwa.

 Biblia żadnemu narodowi nie zaleca rozwiązywania swoich socjalnych, czy nawet politycznych problemów na drodze buntu i obalania władzy przemocą. Naród powinien zbliżyć się do Boga, ukorzyć się, odwrócić od swoich grzechów i wprowadzić do publicznego obiegu zasady Słowa Bożego. Takiemu narodowi Bóg podaję rękę pomocy i zmienia jego los.

 Gdy naród sam zabiera się za swoje sprawy, to nawet gdy powołuje się na imię Boże, tak naprawdę niewiele się zmienia. Mogą się co najwyżej zmienić barwy partyjne, kierunek przychodzących dyrektyw ze wschodniego na zachodni, nazwiska na szczytach władzy, ale los narodu w jego głównej masie wciąż jest taki sam.

 Świętujemy rocznicę Poznańskiego Czerwca, bo wtedy – w imię walki o wolność, chleb i sprawiedliwość – naszym zdaniem ludzie słusznie wyszli na ulicę i wywołali wielką rozróbę, aby zmienić swój los. A czy dziś, po blisko sześćdziesięciu latach od wydarzeń poznańskich, nadal uważamy, że wysokie normy w pracy, niskie zarobki i wysokie ceny są dostatecznym powodem do ulicznych demonstracji i wywoływania zamieszek? W takim razie miliony Polaków miałoby prawo tak właśnie dziś zrobić.

 No, nie. Przecież czasy się zmieniły. Dzisiejsza władza, składając kwiaty pod pomnikiem w Poznaniu, nie uważa, że brak pieniędzy na bieżące rachunki, wciąż rosnące ceny i wyśrubowane wymagania pracodawców, mogą wystarczająco uzasadniać wszczęcie strajku. Dlaczego? Bo ludzie żyją w tzw. wolnej Polsce?  O co więc chodzi? O rzeczywiste warunki życia Polaków, o Boga dopisanego niedawno na pomniku, czy jedynie o politykę?

 Mam mieszane uczucia. Czym prędzej kieruję więc myśli ku Słowu Bożemu. Biblia zapowiada taki stan rzeczy na świecie: Czwarte królestwo będzie mocne jak żelazo, bo żelazo wszystko kruszy i łamie; i jak żelazo, które kruszy, tak i ono wszystko skruszy i zdruzgocze. A że widziałeś nogi i palce po części z gliny, a po części z żelaza, znaczy, że królestwo będzie rozdzielone, lecz będzie miało coś z trwałości żelaza, jak widziałeś żelazo zmieszane z ziemią gliniastą. A to, że palce u nóg były po części z żelaza, a po części z gliny, znaczy, że królestwo będzie po części mocne, a po części kruche.
 A że widziałeś żelazo zmieszane z gliniastą ziemią, znaczy: zmieszają się z sobą, lecz jeden nie będzie się trzymał drugiego, tak jak żelazo nie może się zmieszać z gliną. Za dni tych królów Bóg niebios stworzy królestwo, które na wieki nie będzie zniszczone, a królestwo to nie przejdzie na inny lud; zniszczy i usunie wszystkie owe królestwa, lecz samo ostoi się na wieki
[Dn 2,40–44].

 Do tego czasu wciąż będziemy mieli powstania i upadki narodów, będą pomniki, rocznice i wspomnienia. Jednakże w dniu Powtórnego Przyjścia Jezusa Chrystusa stracą one jakiekolwiek znaczenie. Oto przychodzi wśród obłoków, i ujrzy go wszelkie oko, a także ci, którzy go przebili, i będą biadać nad nim wszystkie plemiona ziemi. Tak jest! Amen [Obj 1,7]. Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku [Obj 22,12].

Dopiero w powrocie Jezusa Chrystusa i zakończeniu mojej ziemskiej pielgrzymki upatruję zasadniczą zmianę mojego losu. Żadne inne wydarzenia, Poznańskie, Grudniowe czy Sierpniowe niewiele zmieniają. Przyjdź, Panie Jezu!

27 czerwca, 2012

Nowy podatek, czyli - jak wywłaszczyć wdowę?

Z różnych źródeł słychać sygnały, że polski rząd przygotowuje się do wprowadzenia podatku katastralnego. Jest to - obok ściąganego od lat podatku od nieruchomości - dodatkowy podatek nakładany na właścicieli mieszkań, domów i gruntów. Wysokość znanego nam podatku od nieruchomości zależna jest od powierzchni gruntu i budynków. Podatek katastralny zaś obliczany będzie w oparciu o wartość rynkową danej nieruchomości.

 Praktycznie rzecz biorąc, nowy podatek najbardziej uderzy we właścicieli, którzy mają dość drogie nieruchomości, ale nie mają już dostatecznie dużych przychodów. Raczej poradzą sobie z tym podatkiem biznesmeni i ogólnie, ludzie aktywni zawodowo, lecz dla ludzi bez pracy i dla emerytów, wartościowa nieruchomość stanie się ciężarem nie do uniesienia.

 Wyobraźmy sobie wdowę mieszkającą w ładnym domu, wybudowanym za życia męża w dobrej dzielnicy, kiedy to jeszcze obydwoje dobrze zarabiali. Teraz, po śmierci męża, wartość rynkowa ich dawnej inwestycji wzrosła wielokrotnie, natomiast jej przychody stały się o wiele niższe, tak że z trudem wystarcza jej na bieżące opłaty i podatek od nieruchomości. W tej sytuacji nałożenie na naszą wdowę podatku katastralnego od wartości jej domu, okaże się narzędziem państwa do ostatecznego wywłaszczenia jej z tego domu i działki.

 Wprowadzenie podatku katastralnego, lub modyfikacja w tym duchu istniejącego podatku od nieruchomości, oznacza nieszczęście dla wielu ludzi. Biblia odradza władcom nakładania kolejnych podatków. Król umacnia kraj prawem; kto ściąga wiele podatków, niszczy go [Prz 29,4]. Najwidoczniej nasz rząd wcale się tym nie przejmuje. Podatek katastralny, owszem, wzbogaci kasę samorządów, lecz stanie się wielce nieetycznym sposobem pozbawiania, zwłaszcza starszych ludzi, owoców ich dawnej pracy i przedsiębiorczości.

 Wdowy po dobrze sytuowanych mężach, mieszkające póki co we własnych domach, są zazwyczaj obiektem zainteresowania także z innych stron. Przypominają sobie o nich krewni, którym nagle bardzo zaczęła się podobać wdowia nieruchomość. Kręcą się przy nich rozmaite fundacje, łakome ich życiowego dorobku. Ba, Biblia wzmiankuje tu nawet coś o duchownych:  Wystrzegajcie się uczonych w Piśmie, którzy chętnie chodzą w długich szatach i lubią pozdrowienia na rynkach i pierwsze krzesła w synagogach, i pierwsze miejsca na ucztach; którzy pożerają domy wdów i dla pozoru długo się modlą; tych spotka szczególnie surowy wyrok [Mk 12,38–40].

 Na szczęście, żadna wdowa nie musi być zdana na samą siebie! W odróżnieniu od władzy, złych dzieci, wnuków, rozmaitej maści działaczy społecznych i duchownych, Pan strzeże przychodniów, sierotę i wdowę wspomaga [Ps 146,9]. Niechby tylko każda kobieta, zanim zostanie wdową, zechciała związać swój los z Jezusem Chrystusem i żyć zgodnie ze Słowem Bożym.

 Wtedy na pewno będzie mogła liczyć na pomoc, zapowiedzianą już dawno wierzącym w Izraelu: Wtedy przyjdę do was na sąd i rychło wystąpię jako oskarżyciel czarowników, cudzołożników i krzywoprzysięzców, tych, którzy uciskają najemnika, wdowę i sierotę, gnębią obcego przybysza, a mnie się nie boją - mówi Pan Zastępów [Ml 3,5]. Bóg nie da się przekupić przeciwko ubogiemu! Znacznie lepiej jest więc być ubogim, żyjącym w społeczności z Bogiem, aniżeli bogatym, lecz bez Boga na świecie.

 Rząd przez podatek katastralny będzie chciał wywłaszczyć niejedną wdowę. Wierzące wdowy mają na szczęście po swojej stronie Wszechmogącego Boga. Nikt, kto z Nim żyje w Przymierzu, nie nosi w sobie poczucia krzywdy z powodu takich spraw. Dlaczego? Zobacz: List do Hebrajczyków 10,34.

26 czerwca, 2012

Najwyższy stopień specjalizacji

Powszechną praktyką we współczesnym Kościele stało się organizowanie seminariów, szkoleń, warsztatów i konferencji tematycznych w celu lepszego wyspecjalizowania wierzących. Chodzi o to, aby mieli oni zdolność do stawiania czoła określonym trudnościom we własnym życiu, a także, aby mogli nieść skuteczną pomoc dla innych.

 Seminarium dla narzeczonych: Jak zachować czystość przed ślubem? Seminarium dla małżeństw: Jak radzić sobie z problemami w małżeństwie? Konferencja dla biznesmenów: Jak kreować rozwój firmy i mądrze nią zarządzać? Warsztaty dla muzyków: Jak prowadzić uwielbienie w Duchu? Całkiem nieźle i jak najbardziej zasadnie zdają się brzmieć wszystkie te hasła i tematy.

Dziś rano obudziła mnie myśl, że Jezus nie był ani narzeczonym, ani małżonkiem, ani biznesmenem, ani też nie był muzykiem. Czy w takim razie Jezus potrzebowałby doszkolić się w którymś z tego rodzaju szkoleń lub konferencji? Odpowiedź wydaje się prosta: Wystarczy, że Jezus jest Jezusem! Natura, tożsamość i charakter Syna Bożego – to wystarczający a zarazem najwyższy stopień kwalifikacji do tego, aby zająć się każdym tematem i poradzić sobie w każdej sprawie.

 Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Jezus wiedziałby jak należy postępować w narzeczeństwie, chociaż nie chodził z dziewczyną. Bez żadnych szkoleń i konferencji z pewnością byłby od razu bardzo dobrym współmałżonkiem. Gdyby zaś zabrał się za prowadzenie jakiegoś biznesu, to od razu wiedziałby jak kierować ludźmi i swoimi finansami. Skąd taka pewność? Bo od lat znam nieco Jezusa i jeszcze ani razu nie zauważyłem, żeby w czymś sobie nie poradził. On Sam w Sobie jest najwyższą kwalifikacją do wszystkiego!

 Jak więc stawać się lepszym specjalistą w różnych dziedzinach życia i jak szkolić do tego innych wierzących? Jednego potrzeba: Stać się jak Jezus! Biblia objawia następujące wyznanie wierzących: Ale my jesteśmy myśli Chrystusowej [1Ko 2,16]. Kto myśli jak Jezus, ten będzie też jak On postępować. To jest najwyższy stopień specjalizacji do radzenia sobie z problemami w każdej dziedzinie.

Oto dlaczego jeden z pierwszych naśladowców Jezusa napisał w natchnieniu Ducha: Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego [1Ko 2,2].  Taki też kierunek Biblia wyznacza wszystkim ludziom wierzącym: Aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej [Ef 4,13].  Kto jest jak Jezus, ten wie, co i jak robić w każdej roli i w każdych okolicznościach!

A co trzeba zrobić, żeby stać się jak Jezus? W jakimś szkoleniu wziąć udział?  Jak myślisz?

25 czerwca, 2012

Fałszywy blask

Starożytni władcy przykładali wielką wagę do oznak swojej potęgi i dostojeństwa. Dlatego zarówno wyposażenie samego pałacu jak i większość akcesoriów królewskich, używanych do obrzędów religijnych i ceremonii państwowych, wszystko lśniło od szczerego złota.

 Przykładem tego mogą być tarcze i puklerze, służące straży przybocznej króla izraelskiego, podczas jego uroczystych przemarszów. Następnie król Salomon kazał sporządzić dwieście tarcz z kutego złota, na jedną tarczę zaś wychodziło sześćset sykli złota, poza tym trzysta puklerzy z kutego złota, a na jeden puklerz wychodziły trzy miny złota; i złożył je król w Leśnym Domu Libańskim [1Kr 10,16–17]. Lśniące złote tarcze i puklerze podkreślały chwałę króla Salomona, gdy przechodził w asyście swej straży. Nawet miejsce ich przechowywania zostało ściśle określone.

 Czytając dziś rano Biblię natrafiłem na zaskakującą wzmiankę o tych tarczach. W piątym roku panowania Rechabeama najechał na Jeruzalem Szyszak, król egipski i zabrał skarby świątyni Pańskiej i skarby domu królewskiego; wszystko to zabrał. Zabrał też wszystkie złote tarcze, które kazał sporządzić Salomon. Wtedy król Rechabeam kazał sporządzić zamiast nich tarcze miedziane i powierzył je dowódcom straży przybocznej, którzy pilnowali wejścia do domu królewskiego. Ilekroć król wchodził do świątyni Pańskiej, brała je straż przyboczna z sobą, po czym znów przynosiła je z powrotem do wartowni straży przybocznej [1Kr 14,25–28].

 Jak widać, następca Salomona, Rechabeam, wprawdzie nadal miał tarcze do oprawy swoich przemarszów, lecz nie były już one ze szczerego złota. Chociaż z daleka uroczyste przejście króla do świątyni wyglądało jak wcześniej, to jednak z bliska był już w tym widoczny jakiś element podróbki. Ponieważ zaś te tarcze nie były ze złota, więc strażnicy trzymali je pod ręką, w swojej wartowni.

 Myślę o mojej osobistej społeczności z Bogiem i naśladowaniu Pana Jezusa Chrystusa. Ale Ty, Panie, jesteś tarczą moją, chwałą moją, i Ty podnosisz głowę moją [Ps 3,4]. To jest prawdziwa chluba wierzącego, gdy ma taką złotą tarczę! Dusza moja będzie się chlubić Panem [Ps 34,3]. Pan strzec cię będzie od wszelkiego zła, strzec będzie duszy twojej. Pan strzec będzie wyjścia i wejścia twego, teraz i na wieki [Ps 121,7-8].

 A co, gdy przeciwnik któregoś dnia ograbi mnie z tej chluby? Co, gdy z powodu mojego grzechu  stracę  ochronę złotej tarczy? Czy robię wszystko, aby za wszelką cenę odzyskać prawdziwą obecność Bożą w moim życiu? Dużo łatwiej jest postąpić tak, jak Rechabeam. Sporządzić sobie coś zamiast. Wtedy już jednak moim wejściom i wyjściom nie towarzyszy obecność Boża. Może i dla innych z daleka wszystko wygląda tak samo, jak przedtem. Ja jednak wiem, że tarcza, którą się chlubię nie jest ze złota.

O, Boże, zachowaj mnie od fałszywego blasku.

22 czerwca, 2012

Obydwaj stworzeni przez Boga

Miałem dziś spotkanie z bardzo bogatym człowiekiem. Oszołomiony, a może i przytłoczony nieco ogromem jego majątku, rozmawiałem o losach służby, jaką od kilkunastu lat staram się prowadzić w Gdańsku. Wiedziałem, że w jego oczach wyglądam na przegranego. Nawet nie próbowałem poprawiać swego wizerunku. Czymże miałem się mu pochwalić? On, dzięki Bogu – jak podkreślił – ma wszystko, czego dusza zapragnie. A ja?

 Chociaż z pewnością byłoby mi łatwiej, to jednak nie potrafię nad takimi momentami w życiu przechodzić bezrefleksyjnie. Tak było i dzisiaj. O co w tym chodzi? - myślałem. W czym się mylę? Na czym polega mój błąd? Czy moją bezradnością i ubóstwem nie przynoszę ujmy Panu Jezusowi?

 Wróciłem do siebie i zgodnie z przyjętym przeze mnie planem czytania Biblii, natrafiłem na słowa: Bogacz i nędzarz spotykają się; Pan stworzył obydwu [Prz 22,2]. Wow! – pomyślałem. Scena z życia wzięta i to dosłownie sprzed godziny! Rzeczywiście, Biblia jest bardziej aktualna, niż poranna prasa ;)

 Treść pierwszego zdania nie zaskoczyła mnie jakoś szczególnie, maluje bowiem obraz, jakich wiele. Wciąż dochodzi do spotkań między bogatymi i biednymi, spotkań niekoniecznie pożądanych przez tych pierwszych. Niezwykłe stało się dziś dla mnie zdanie drugie. Pan stworzył obydwu.

 W jednej chwili pochmurne dziś nad Gdańskiem niebo przejaśniło się nad moją głową. Bogaty i ubogi spotkali się z sobą; ale Pan jest obydwóch stworzycielem [wg Biblii Gdańskiej]. Mój bogaty rozmówca jest przekonany, że jest dziełem Bożym. Też tak myślę. Dzięki niech będą za to Bogu!

Lecz i ja też jestem dziełem Bożym! Co prawda, innym, niż on, ale czy jest gdzieś napisane, że gorszym? Kto uważnie czyta Biblię, ten wie, że ta natchniona księga nie wyśmiewa się z niczyjej biedy. Bóg ma jakiś powód, że akurat mnie stworzył biednym. Dzięki niech będą Bogu!

 Tak oto Słowo Boże dodało mi dziś otuchy.