29 lipca, 2015

Ta śmierć daje do myślenia

Jan Kulczyk. Foto z Wikipedii
Gdy umiera przeciętny człowiek, większość ludzi nawet na to nie zwraca uwagi. Dziś umarł jednak człowiek, który od wielu lat zajmował pierwsze miejsce na liście najbogatszych Polaków. Mógł kupić  sobie wszystko, czego tylko zapragnął. Stać go było na każde lekarstwo. Mógł się leczyć w najdroższych klinikach. A jednak przeżył  zaledwie 65 lat i – jak każdy inny umierający człowiek - stanął przed Bogiem.

Śmierć Jana Kulczyka zaszokowała dziś wielu ludzi. Jak to możliwe, żeby człowiek takiego formatu nawet nie przekroczył nowego progu wieku emerytalnego? Czy ktoś tu czegoś nie zaniedbał? Czy naprawdę nie można było utrzymać go przy życiu?  Czyż wielkie pieniądze nie potrafią zdziałać cudów? Najwidoczniej nie. Za pieniądze można kupić lekarstwo, ale nie kupi się zdrowia. Opinia publiczna życzyłaby sobie, aby tacy ludzie nigdy nie umierali. Jednakże postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd [Hbr 9,27].

Nagłe odejście z tego świata najbogatszego Polaka daje do myślenia.  Mamy dobitny dowód na to, że nie od nas zależy liczba lat naszego życia na ziemi. Wejdź na szczyt góry Pizga i skieruj swe oczy na zachód, na północ, na południe i na wschód, i obejrzyj to własnymi oczyma, gdyż Jordanu tego nie przekroczysz [5Mo 3,27] – powiedział Bóg do Mojżesza.  Belsazar, król chaldejski pewnego dnia, niespodziewanie przeczytał na ścianie: Bóg policzył dni twojego panowania i doprowadził je do końca. […] jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim [Dn 5,26-27]. Król Hiskiasz usłyszał z ust proroka Bożego: Tak mówi Pan: Uporządkuj swój dom, albowiem umrzesz, a nie będziesz żył [Iz 38,1].

Jak zareagowalibyśmy otrzymawszy komunikat, że właśnie za parę godzin będziemy na zawsze odchodzić z tego świata? Król Belsazar był bardzo przestraszony, a barwa jego twarzy zmieniła się [Dn 5,9]. Hiskiasz zaczął płakać i się modlić. Zupełnie inaczej zachował się za to apostoł Paweł, człowiek narodzony na nowo i żyjący na co dzień w społeczności z Jezusem. Albowiem już niebawem będę złożony w ofierze, a czas rozstania mego z życiem nadszedł. Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego [2Tm 4,6-8].  Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej [Flp 1,23].

Apostoł Paweł był przygotowany na spotkanie z Bogiem i z radością wyglądał tej chwili. Nie wiem, co się stało z Janem Kulczykiem. Na pewno nie poszedł do czyśćca, bo czegoś takiego po prostu nie ma. Poszedł albo do raju, albo do piekła. Nie to jest jednak przedmiotem tego rozważania. Ograniczmy się więc tym razem jedynie do prostego wniosku, że nasz największy biznesmen przeszedł do wieczności, chociaż niekoniecznie chciał iść. Chociaż miał po swojej stronie największych tego świata, to jednak nikt z nich nie był w stanie mu pomóc. Przecież brata żadnym sposobem nie wykupi człowiek ani też nie da Bogu za niego okupu, bo okup za duszę jest zbyt drogi I nie wystarczy nigdy, by mógł żyć dalej na zawsze i nie oglądał grobu [Ps 49,8-10].

Smutno mi, bo nie wiem, co stało się z Janem Kulczykiem z chwilą jego śmierci. Gdyby dobre uczynki zapewniały zbawienie duszy, to on chyba miał ich sporo na swoim koncie. Gdyby jakieś znaczenie miały w tym katolickie odpusty, to można się domyślać, że niejeden polski hierarcha był zainteresowany, aby komuś tak bogatemu osobiście ich udzielić. Na pewno zbawienia nie daje pierwsze miejsce na liście Forbesa. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją? [Mt 16,26]. Smutno mi, bo chociaż Biblia wyraźnie objawia, że sprawa zbawienia, bądź potępienia, człowieka rozstrzyga się za jego życia w ciele, to jednak setki ludzi pod kierownictwem swoich duchownych będą się teraz modlić o duszę Jana Kulczyka.

W świetle Biblii jedno wszakże jest jasne: Aby żyć wiecznie, trzeba z całego serca uwierzyć w Jezusa Chrystusa i w ten sposób dostąpić usprawiedliwienia. Aby w wieczności być z Synem Bożym – Jezusem Chrystusem, trzeba narodzić się na nowo, bo jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego [Jn 3,3]. Z punktu widzenia wiecznego zbawienia, nie ma znaczenia jak ważnym, bogatym i pomocnym człowiekiem był Jan Kulczyk. Ważne, czy narodził się na nowo i codziennie naśladował Jezusa - jedynego Zbawiciela.

A ty? Gdybyś dzisiaj miał umrzeć i stanąć przed Bogiem, to jak myślisz? Gdzie spędzałbyś wieczność? Biblia mówi, że po śmierci można trafić tylko albo do nieba, albo do piekła. Czy nie zechciałbyś o tym pomyśleć?

27 lipca, 2015

Pan zaopatruje!

Od kilku miesięcy wraz z osobami zaangażowanymi w stwarzanie nowego życia pośród ruin zabytkowego Dworu Olszynka  przeżywamy wiele uniesień ducha. Bóg bowiem cudownie podaje nam pomocną dłoń, pobudzając do tego różnych ludzi i nadając rozmaitym sprawom korzystny dla nas bieg.

Mijający poniedziałek dostarczył kolejnych dowodów błogosławieństwa Bożego. Najpierw otrzymaliśmy zgodę na to, aby do nieodpłatnie użyczonego nam żurawia budowlanego nie trzeba było wzywać płatnego operatora. Jeden z naszych ludzi ma odpowiednie uprawnienia i dźwig możemy obsługiwać samodzielnie, co znacznie będzie ułatwiać nam pracę przy budowie. Bardzo budujące dla nas są także ofiary, które dotarły dziś z Kołobrzegu i Puław.

Wyrazem wielkiej wspaniałomyślności naszego Pana, Jezusa Chrystusa w tych dniach jest nade wszystko dzisiejsza, druga już dostawa drewna. Gdy o tym myślę nieodparcie nasuwa mi się biblijna myśl o zaopatrzeniu świątyni. Tak było zarówno przy wznoszeniu świątyni jak i później przy jej odbudowie. Najpierw Salomon dostał list od króla Tyru, w którym przeczytał: A my naścinamy drzew w Libanie, ile tylko potrzebujesz, i dostarczymy ci je tratwami drogą morską do Jafy. Ty zaś sprowadzisz je sobie do Jeruzalemu [2Krn 2,15]. Potem powracającym z niewoli wygnańcom zabierającym się za odbudowę świątyni, zapisano w edykcie króla Cyrusa:  Dom ten ma być odbudowany w miejscu, gdzie składane są ofiary krwawe i ogniowe, według następujących wymiarów: jego wysokość ma wynosić trzydzieści łokci, jego długość sześćdziesiąt łokci, jego szerokość dwadzieścia łokci z trzech warstw kamienia ciosanego, z jednej warstwy drzewa, których koszt pokryje skarb królewski [Ezd 6,3-4].

Podobnie jest z powstającym domem Bożym na Olszynce. Mamy przychylność tego samego - co Salomon i wygnańcy izraelscy - Boga. Ponad sześćdziesiąt metrów sześciennych drewna z Mazur zaopatrzyło budowę sali zgromadzeń Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Nasz Pan wie czego potrzebujemy i w odpowiednim momencie uruchamia swoje kanały zaopatrzenia. I nazwał Abraham to miejsce: Pan zaopatruje. Dlatego mówi się po dziś dzień: Na górze Pana jest zaopatrzenie [1Mo 22,14]. Olszynkę również – podobnie jak Abraham górę Moria – możemy nazwać: Pan zaopatruje!

26 lipca, 2015

Marna pociecha?

Pastor Vinoth Selva z tłumaczką
W tych miesiącach przyszło mi mierzyć się z wieloma zadaniami. Z ponad dwusetletniego, bardzo zniszczonego budynku gospodarczego, robimy salę spotkań Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Urzędy, dokumentacja, materiały, pracownicy, narzędzia, finanse, terminy – logistyka tego wszystkiego nie jest łatwa. Jednak prowadzenie budowy nie jest aż tak trudne. Dużo większą trudnością okazuje się zwołanie ludzi do słuchania Słowa Bożego.

Oto najnowszy przykład. Trwają wakacje. Sobota, godzina osiemnasta, to – wydawać by się mogło - idealna pora na spotkanie ewangelizacyjne. Rozdane zaproszenia, przyjemna pogoda, ewangelista z Niemiec, poruszające świadectwo młodej kobiety o tym, jak Jezus zmienił jej życie, przyjazna atmosfera. Czemuż namiot nie pęka w szwach?!  Zabrakło ludziom dostatecznej zachęty?

Targany tego rodzaju myślami, zostałem dziś rano pocieszony Słowem Bożym. Owszem, w mojej pracy pastorskiej popełniam wiele błędów. Brakuje mi też cech, które w sposób naturalny przyciągałyby ludzi. Daleko mi w tym wszystkim do mojego Mistrza – Jezusa Chrystusa.  Lecz - o dziwo - i Jemu nie poszło z ludźmi tak, jak by się chciało. Oto z ust Dobrego Pasterza, z ust Miłości Prawdziwej – padły słowa: Ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście! [Mt 23,32].

Przykro mi, że wielu moich towarzyszy wiary w czasie spotkania ewangelizacyjnego zajęło się czymś innym. Smutno mi, że tylko nieliczni skorzystali z zaproszenia do posłuchania Słowa Bożego. Nie jestem wszakże zniechęcony. Wręcz przeciwnie, znowu poczułem, że jadę na tym samym wózku, co mój Pan. Czy to marna pociecha?

25 lipca, 2015

21 lipca, 2015

Pentekostalizacja


Obrazek ze strony http://www.odnowa.jezuici.pl/
Od dłuższego już czasu obserwuję zdumiewające zjawisko wprowadzania w kościele katolickim elementów pobożności zielonoświątkowej. Biorące się z nowego narodzenia i napełnienia Duchem Świętym przejawy życia duchowego, takie jak np. radosne śpiewanie pieśni uwielbiających Boga, glosolalia, prorokowanie czy uliczne akcje ewangelizacyjne stają się czymś normalnym  w większości katolickich diecezji. Wygląda to jak  duchowe przebudzenie i tak zresztą przez wielu jest postrzegane…

Trzeba przyznać, że widok bywa niecodzienny. Na przykład, zgromadzenie biskupów modlących się w obcych językach. Falujący tłum księży ubranych w stroje liturgiczne, śpiewających pieśni wcześniej znane tylko zielonoświątkowcom.  Radosna ewangelizacja na promenadzie, prowadzona przez grupę wyraźnie oddanych sprawie katolików, co było domeną wyłącznie środowisk ewangelicznych. Parafialna modlitwa o chorych z wkładaniem rąk i prorokowaniem. Czyż takie sceny nie przekonują nas, że Bóg działa i wśród katolików?  Co jednak powiedzieć na to, że wspomniani księża każdego dnia przez adorację „Przenajświętszego Sakramentu” łamią przykazanie Boże, aby nie oddawać boskiej czci niczemu, co jest materialne? Jaką wartość ma ewangelizacja, która utwierdza ludzi w nauce niezgodnej z Biblią i zachęca do niebiblijnych obrzędów? Czy jakikolwiek cud podczas modlitwy z wkładaniem rąk  może oznaczać, że Bóg przymknął oko  i zaakceptował sprzeczne z Biblią dogmaty?

Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi [Jn 8,31-32] – powiedział Jezus do wierzących Żydów. Obserwowana pentekostalizacja nie sięga istoty sprawy, bo nie doprowadza do poznania prawdy. Jest więc nie tylko bezużyteczna, ale wręcz szkodliwa, bowiem dostarcza wiernym fałszywego przekonania, że znaleźli się na wyższym poziomie wiary. Myślą, że wszystko jest z nimi OK. Nie muszą się nawracać, zmieniać przynależności kościelnej, narażać się na niechęć i prześladowanie ze strony najbliższego otoczenia. W pełni zachowują swoje dotychczasowe życie, a do tego zyskują opinię ludzi ponad przeciętnie uduchowionych.

Zjawisko pentekostalizacji nie wzięło się z niczego. Fakt, że miliony ludzi przechodzi w Ameryce Południowej z katolickich parafii do zborów zielonoświątkowych zmusza do myślenia. Ludziom nie wystarcza udział w niedzielnej mszy. Pragną prawdziwej i głębokiej społeczności z Bogiem. Jak skanalizować te pragnienia wśród wiernych, tak aby chcieli pozostać katolikami? Dać im to, czego im najwyraźniej brakuje. Niech we własnej parafii śpiewają i modlą się jak zielonoświątkowcy. Poczują się wówczas charyzmatykami, a jednocześnie staną się "niezbitym dowodem" na to, że Duch Święty działa i w kościele katolickim. A co z niebiblijną doktryną? Pentekostalizacja zawiera w sobie tak silną magię, że o dogmaty nie wypada już nawet pytać. Przecież dzieją się cuda, działa Duch Święty i ludzie czują się tak wspaniale!

Czym więc pentekostalizacja jest w rzeczy samej? Nie dajmy sobie zamydlić nią oczu? Istotą prawdziwego chrześcijaństwa nie jest to, żeby pośpiewać i pomodlić się w Duchu, poczuć dreszczyk dobrych emocji i doznać czegoś nadnaturalnego. Najważniejsze jest to, aby trwać w nauce apostolskiej, bowiem to ona, a nie późniejsze sobory, wyznacza fundamenty Kościoła. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna [2Jn 1,9]. Pierwsi chrześcijanie trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i modlitwach [Dz 2,42]. W następnych wiekach powoli przeniesiono akcent z Pisma Świętego na Tradycję, wprowadzając wygodne dla kleru przykazania kościelne, obyczaje i dogmaty.

W nawróceniu chodzi o odwrócenie się od bałwanów do Boga, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu [1Ts 1,9], a nie o połączenie jednego z drugim.

18 lipca, 2015

Gdy nie można znaleźć w Biblii ...

W rocznicę ogłoszenia dogmatu o nieomylności papieża