12 lutego, 2013

Chwała Niestrącalnemu!

Widok z Góry Strącenia k. Nazaretu
Byłem dziś z grupą wierzących przyjaciół na Górze Strącenia w pobliżu Nazaretu, miasta dzieciństwa i tzw.  lat ukrytych Jezusa Chrystusa. Jakiś czas po tym, jak rozpoczął swoją publiczną działalność i przeprowadził się do Kafarnaum, Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował [Łk 4,16]. Miejscowi Żydzi, początkowo nawet zaciekawieni przybyciem swojego Krajana, szybko zmienili swój stosunek do Niego. Wystarczyło, że Pan powiedział coś, co źle zabrzmiało w ich przewrażliwionych uszach.

I wszyscy przyświadczali mu, i dziwili słowom łaski, które wychodziły z ust jego, i mówili: Czyż ten nie jest synem Józefa? I rzekł do nich: Zapewne powiecie mi owo przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie. Dokonaj także tutaj, w ojczyźnie swojej, tych wielkich rzeczy, które, jak słyszeliśmy, wydarzyły się w Kafarnaum. I rzekł: Zaprawdę, powiadam wam, iż żaden prorok nie jest uznawany w ojczyźnie swojej. Prawdziwie zaś mówię wam: Wiele było wdów w Izraelu w czasach Eliasza, kiedy niebo było zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak iż był wielki głód na całej ziemi, a do żadnej z nich nie został posłany Eliasz, tylko do wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I było wielu trędowatych w Izraelu za Elizeusza, proroka, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Naaman Syryjczyk. I wszyscy w synagodze, słysząc to, zawrzeli gniewem [Łk 4,22-28].

Jezus wiedział co kryło się za ich potakiwaniem i nie miał zamiaru tego przemilczeć. Trafiła kosa na kamień. Mieszkańcy Nazaretu poczuli się dotknięci do żywego.  I powstawszy wypchnęli go z miasta, i wywiedli go aż na szczyt góry, na której miasto ich było zbudowane, aby go w dół strącić. Lecz On przeszedł przez środek ich i oddalił się [Łk 4,29-30].

Gdy ze szczytu Góry Strącenia patrzyłem w przepaść, przemknęła mi myśl, jakże łatwo nieżyczliwym ludziom czasem udaje się popsuć mi nastrój. Wystarczy, że powiedzą coś przykrego o mnie, a czuję się tak, jakby ktoś mnie zepchnął z wysokiej skały. Dość często też napotykam na innych ludzi, którzy swoim zachowaniem zdradzają głęboki stopień poczucia strącenia. Po niedzielnym nabożeństwie nie zdążysz się z nimi przywitać, a już przez parę tygodni nie mogą się pozbierać.

Jezus nie dał się strącić. Przez jakiś czas pozwolił się wlec Nazarejczykom i to aż na sam szczyt góry, lecz potem stało się coś niezwykłego i dla mnie bardzo symbolicznego. Pan nagle przestał im podlegać. Nie byli w stanie Go zepchnąć. Zwycięsko przeszedł pomiędzy nimi i się oddalił. Taki jest Jezus - mój niedościgniony wzór! Owszem, był czas, że dał się ludziom nawet ukrzyżować. W tej historii objawił się jako Niestrącalny!

Tę niezwykłą cechę zauważa i opisuje Słowo Boże w następujący sposób: Zewsząd uciskani, nie jesteśmy jednak pognębieni, zakłopotani, ale nie zrozpaczeni, prześladowani, ale nie opuszczeni, powaleni, ale nie pokonani [2Ko 4,8-9].

Naśladując Pana Jezusa nieraz jestem narażony na różne przykrości. Niemal każdego dnia ktoś  chciałby mnie zobaczyć znacznie niżej, niż jestem. Zwłaszcza domownicy nie patyczkują się w tych sprawach. Rzecz w tym, abym stawiany przez nich na mojej „górze strącenia” nie dał się pogrążyć złym emocjom i nastrojom. Jak Żydom z Nazaretu nie udało się zepchnąć Jezusa, tak i ja mogę zachować równowagę i pogodę ducha, choćby nie wiem jak bardzo ktoś chciał mnie poniżyć.

Znowu zadziwiłem się dziś nad niezwykłością  Pana Jezusa Chrystusa. Chwała Niestrącalnemu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz