Dziś rocznica znamiennej moim zdaniem decyzji kościoła rzymskokatolickiego w Polsce. 24 września 1928 roku polscy katolicy usunęli z przysięgi ślubnej dla kobiet fragment zobowiązujący je do posłuszeństwa mężowi. Od tego dnia katoliczki w trakcie ślubowania małżeńskiego już nie zobowiązują się do uległości względem mężów.
Ponieważ Biblia wyraźnie wzywa: Żony, bądźcie uległe mężom swoim jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak Chrystus Głową Kościoła, ciała, którego jest Zbawicielem. Ale jak Kościół podlega Chrystusowi, tak i żony mężom swoim we wszystkim [Ga 5,22–24] prawdziwa chrześcijanka, poślubiając chrześcijanina, nie ma problemu z przyrzeczeniem mu uległości. Pismo Święte poucza ją bowiem, że nawet gdy jej mąż jest niewierzący, to również winna mu być uległa. Podobnie wy, żony, bądźcie uległe mężom swoim, aby, jeśli nawet niektórzy nie są posłuszni Słowu, dzięki postępowaniu kobiet, bez słowa zostali pozyskani, ujrzawszy wasze czyste, bogobojne życie [1Pt 3,1–2].
Z powyższego powodu – jak sięgam pamięcią – w ślubowaniu małżeńskim w środowiskach ludzi ewangelicznie wierzących zawarty był ten element woli Bożej dla małżeństw. Ślubuję miłować Cię i szanować, dzielić z Tobą radość i smutek, szczęście i nieszczęście, być wierną i uległą, i nie opuszczać Cię aż do śmierci, a Boga Wszechmogącego proszę o pomoc i błogosławieństwo – mówiła narzeczona. W sercach ludzi wierzących nie budziło to żadnego sprzeciwu.
Co innego, gdy słowa ślubowania uległości trafiały do uszu niewierzących, wyemancypowanych kobiet. Pamiętam oburzenie matki jednej z wierzących dziewczyn z Kwidzyna, której przed laty posługiwałem przy zawieraniu związku małżeńskiego. Nie mogła się z tym pogodzić, że jej córka przyrzekła uległość swojemu mężowi.
Od ponad osiemdziesięciu lat katoliczki w naszym kraju zawierając związek małżeński już się do uległości względem męża nie zobowiązują. Czy to pomaga ich małżeństwom? Statystyki głoszą, że co trzecie małżeństwo w Polsce się rozpada. A jak na tym tle wygląda sytuacja w środowiskach ludzi, którzy mówią o sobie, ze narodzili się na nowo i należą do któregoś z eweangelicznych zborów?
Po pierwsze, przygotowując się niedawno do udzielania ślubu ze zdumieniem odkryłem, że – nawet nie wiem kiedy – i z naszej przysięgi małżeńskiej usunięto wzmiankę o uległości. Niby więc z kilkudziesięcioletnim poślizgiem, ale i na naszym podwórku ten sam co w kościele rzymskokatolickim duch dał znać o sobie. Dlaczego wprowadzono tę zmianę? Ostatnie dwa śluby w naszej wspólnocie zostały więc zawarte już bez przyrzekania uległości mężowi. Czy to właściwy kierunek zmian?
Po drugie, niezależnie od treści składnej przysięgi małżeńskiej, w środowiskach ewangelikalnych już gołym okiem zaczyna być widać, że żony i mężowie coraz mniej przejmują się Pismem Świętym. Można im głosić, przypominać, wzywać mężów do miłowania żon, jak Chrystus umiłował Kościół, a żony do uległości mężom, jak Chrystusowi – a wszystko na nic. Niczym mieszkańcy Jerozolimy zdają się mówić: Nic z tego! Pójdziemy raczej za naszymi zamysłami i każdy z nas kierować się będzie uporem swojego złego serca [Jr 18,12]. Efekty tej postawy zaczynają już być coraz bardziej widoczne.
W rocznicę usunięcia przez katolików wątku o uległości żony względem męża, można by radośnie zakrzyknąć: Nasze kobiety też już nie obiecują uległości! Mnie jednak z jakiegoś powodu jest smutno. Równamy nie do tego szeregu, co trzeba...
W dzisiejszych czasach akurat w Polsce słowa "uległość mężowi" źle się kojarzą - z prostego powodu. W Polsce niestety wielu mężów źle traktuje swoje żony albo nie interesuje się nimi. Alkoholizm, przemoc i inne patologie. Pytanie tylko czy tego typu usuwanie różnych słów rozwiązuje problem. Prawda jest taka, jak zresztą sam Jezus i apostoł Paweł twierdzili - nie każdy po prostu nadaje się do małżeństwa. Szkoda, że nie każdy też o tym pamięta... Wiele tragedii można by uniknąć, gdyby pewne osoby (zwłaszcza w wieku nastu albo nieco ponad nastu lat) przemyślały sobie dwa-trzy razy swoje decyzje na temat wspólnego życia. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzemyślanie decyzji nawet i dziesięć razy przez nienarodzonego na nowo człowieka nic nie da, bo jest on skażony złem i ma kamienne serce (nawet gdy wydaje się ono inne na pierwszy rzut oka). Te słowa "źle się kojarzą" wyłącznie niewierzącym ludziom. Wierząca żona, jak już Pastor napisał, ma być uległa nawet gdy mąż jest niewierzący i ma w co sobie te wszystkie złe rzeczy, o któych pisałaś. Objawia tym swoje poddanie i posłuszeństwo Chrystusowi i świadczy o tym, że jest niezależna od dyktatu świata i postaw buntu, któremu on hołduje.
OdpowiedzUsuń9 lat temu miałem ślub i moja Żona ślubowała mi uległość. Pamiętam reakcje ludzi 'spoza': śmiech, wzburzenie i jakieś tam pewnie inne. Ludziom obruszającym się nie przeszkadzało, że w ich domach, gdzie oczywiście nie ślubowano uległości, bywa, że kobieta jest nikim, że całkiem spora część zaliczyła rozwód, że niektórzy żyją na 'kocią łapę' czy też ciąża była powodem ślubu. Ale ślubowanie uległości to relikt minionej epoki!
OdpowiedzUsuńUsunięcie uległości z formuły ślubowania to takie puszczanie oka do dzisiejszego świata. Żeby się nie narazić, żeby nie wyjść na dziwaków. A może lepiej puszczać oko do tego, którego nazywamy Panem? Z pewnością tak! W innym wypadku za jakiś czas, dłuższy bądź krótszy, już niczego nie trzeba się będzie wstydzić wobec ludzi 'spoza', bo te, przez niektórych niechciane różnice, znikną.
Pozdrawiam!