Mamy dziś po raz pierwszy w Polsce Dzień Weterana Działań poza Granicami Państwa. Tak uchwalił Sejm RP, aby 29 maja każdego roku wyrażać szacunek oraz uznanie państwa i narodu dla polskich weteranów misji wojskowych, prowadzonych na trzech kontynentach od blisko 60 lat.
Wojskowe misje pokojowe polskich żołnierzy zostały zapoczątkowane w 1953 roku pod auspicjami ONZ w Korei. Dziś mają oni ich na koncie ponad siedemdziesiąt, prowadzonych w 38 państwach Azji, Afryki i Europy. W większości są to teraz misje NATO, Unii Europejskiej i doraźnych koalicji międzynarodowych, ale wciąż także misje ONZ.
Żołnierze Wojsk Specjalnych polskich kontyngentów wojskowych stają na co dzień w obliczu niezwykłych wyzwań. Pełnią służbę w trudnych warunkach geograficznych i klimatycznych, w dużym oddaleniu od domu i najbliższych, w kraju o diametralnie odmiennych obyczajach, kulturze i religii, gdzie niebezpieczeństwo czyha w każdej chwili i niemal na każdym miejscu!
Dzień Weterana Działań poza Granicami Państwa to nie tylko okazja do podziękowania im za rzetelną i ofiarną służbę. To także właściwy czas na przypomnienie o obowiązku pochylenia się nad losem tych, którzy w tych misjach ucierpieli. Zbyt często są oni pozostawieni samym sobie.
Powinnością państwa i dowództwa wojskowego jest dołożenie starań, aby każdy z weteranów, zwłaszcza taki, który doznał uszczerbku na zdrowiu, po powrocie do kraju miał tu dostateczną opiekę i na co dzień odczuwał wsparcie tych, którzy go na misję wysłali. Nie wolno dopuścić do tego, aby żołnierz, który z polskim orłem na mundurze gdzieś daleko od Ojczyzny narażał swoje zdrowie i życie, a teraz w kraju nikt o nim nie pamięta.
Z podobnym problemem mamy czasem także do czynienia i w Kościele. Łatwo jest posyłać zdrowego i chętnego do służby młodego misjonarza, aby głosił ewangelię i zakładał nową wspólnotę chrześcijańską na rubieżach kraju czy kontynentu. Nie zawsze jednak czeka go tam sukces. Osamotnienie i niepowodzenie na polu misyjnym może bardzo osłabić nawet najlepszego misjonarza. Wtedy samo poklepanie go po ramieniu zdaje się być kpiną z jego losu.
Oczywiście, misja chrześcijańska korzysta z bezpośredniego wsparcia Wszechmogącego Boga. Sami misjonarze nie muszą się martwić o swój byt. I zwoławszy dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi demonami i moc uzdrawiania chorób. I posłał ich, aby głosili Królestwo Boże i uzdrawiali. I rzekł do nich: Niczego nie zabierajcie na drogę, ani kija, ani torby, ani chleba, ani pieniędzy, ani dwóch szat. A gdy do którego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd wychodźcie. A na tych, którzy was nie przyjmą, wychodząc z tego miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim. Wyszedłszy więc, obchodzili wioski, zwiastując dobrą nowinę i wszędzie uzdrawiając [Łk 9,1–6].
Uczniom wysłanym przez Pana niczego nie brakowało. Dlaczego? Bo sam Jezus był ich protektorem. To ważna wskazówka dla pomysłodawców pracy misyjnej w nowych miejscach. Wysyłając misjonarzy nie tylko powinniśmy należycie ich wyposażyć ale także przemyśleć każdą ewentualność na wypadek, gdyby sprawy przybrały niekorzystny obrót. Lepiej nie zaczynać pracy duchowej w nowym miejscu, niż mieć w jej rezultacie rozczarowanego, zgorzkniałego misjonarza i poczucie fiaska w szeregach wspólnoty, która w to pole misyjne inwestowała.
W Dniu Weterana Działań poza Granicami Państwa byłoby dobrze pomyśleć o losie misjonarzy wciąż pracujących na polach misyjnych, a także przypomnieć sobie o tych, którzy z tych pól jakiś czas temu powrócili.