Wśród zarządzeń, które stale wydajemy dla dobra i pożytku państwa, były też następujące: pragnęliśmy uzdrowić całość organizmu zgodnie z istotą dawnych ustaw i ładu rzymskiego; zmierzaliśmy też do tego, by chrześcijanie, którzy porzucili religię swych przodków, powrócili do rozsądku. Z niewiadomego bowiem powodu owych chrześcijan ogarnął taki upór i takie zawładnęło nimi urojenie, że nie szli za ustawami ludzi starożytnych, lecz według swego uznania i zachcianki sami sobie czynili prawa i w różnych miejscach gromadzili wyznawców. Gdyśmy zaś objawili naszą wolę, by powrócili do wiary przodków, wielu z nich zostało pociągniętych do odpowiedzialności, wielu też poniosło karę, wszelako część największa trwała przy swoich przekonaniach. Doszło też do naszej wiadomości, że są tacy, którzy nie oddają czci bogom, ale też nie dochowują wierności swemu bogu. Spojrzeliśmy na te sprawy poprzez naszą niezmierzoną łagodność, zgodnie z naszym stałym obyczajem okazywania łaski wszystkim ludziom. Osądziliśmy więc, że należy również im objawić wyrozumiałość. Niechże znowu będą chrześcijanami i niech budują swoje miejsca zebrań, pod tym wszakże warunkiem, że niczego nie uczynią przeciw porządkowi. Innym listem wskażemy namiestnikom, jak mają postępować. Tak więc, zgodnie z obecnym naszym zezwoleniem chrześcijanie winni modlić się do swego boga, prosząc o dobro dla nas, dla państwa i dla nich samych, aby państwo trwało niewzruszone, oni zaś żyli bezpiecznie w swych siedzibach (Fragment dzieła Laktancjusza, zaczerpnięty z książki A. Krawczuka pt. "Konstantyn Wielki").
Edykt cesarza Galeriusza wprawdzie nie rozwiązywał kwestii prześladowania chrześcijan całkowicie, ale stanowił punkt zwrotny w polityce stosowanej wobec nich. Jak powszechnie wiadomo, dwa lata później, tj. w 313 roku cesarz Konstantyn Wielki w porozumieniu z cesarzem wschodniej części imperium, Licyniuszem, wydał Edykt Mediolański, który w całym Cesarstwie Rzymskim zaprowadzał wolność wyznania. Odtąd chrześcijanie już bez żadnych przeszkód mogli praktykować swą religię. Zwrócono im budynki i grunty kościelne, a w niedługim czasie hierarchowie kościelni zaczęli mieć wpływ na władzę świecką i pośrednio nawet ją sprawować. Pod koniec IV wieku chrześcijaństwo nabrało wręcz charakteru religii państwowej. Skończyło się praktykowanie biblijnej wiary, a zaczęło się uprawianie polityki.
Jakie są tego skutki? Pełne uznanie Kościoła przez władzę świecką oznacza, że z jedną lub z drugą stroną coś jest nie tak. Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Wspomnijcie na słowo, które do was powiedziałem. Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą [Jn 15,19-20]. Trwający w posłuszeństwie Słowu Bożemu pierwsi chrześcijanie przez dwa i pół wieku doznawali szykan i rozmaitych ucisków ze strony świata. Wszystko zgodnie z zapowiedzią Pana. Na świecie ucisk mieć będziecie [Jn 16,33] ostrzegł Jezus, a apostoł Paweł potwierdził: Tak jest, wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą [2Tm 3,12].
Na początku IV wieku z chrześcijaństwem stało się jednak coś, co zmieniło tę optykę. Chrześcijanie najwidoczniej przestali być kością w gardle tego świata. Światłość świata przestała być już tak intensywna i rażąca, a zwietrzała sól już nie wywoływała w bezbożnym świecie uczucia przykrego pieczenia. Świat nie może was nienawidzieć, lecz mnie nienawidzi, ponieważ Ja świadczę o nim, że czyny jego są złe [Jn 7,7]. Świat zaczął miłować ten nowy rodzaj chrześcijan. Wkrótce udzielił im całkowitego poparcia, a oni z prześladowanych powoli przerodzili się w prześladowców.
Od tamtych czasów prawdziwi chrześcijanie są prześladowani przez chrześcijan zeświecczonych i odstępczych. Na przestrzeni wieków starają się reformować, wzywać do pokuty, wskazywać na fundamenty nauki apostolskiej. Niestety, są za to przez nominalnych chrześcijan odsądzani od czci i wiary i uznawani za heretyków. Popularność i wygodne życie hierarchów kościelnych znieczuliło ich serca. Umiłowali bowiem bardziej chwałę ludzką niż chwałę Bożą [Jn 12,43] i zaniechali bojaźni Bożej.
W rocznicę tolerancyjnego edyktu Galeriusza nie ma się z czego cieszyć. Wiara uznawana i popierana przez władze świeckie i państwowe nie ma i nie może mieć Bożej pieczęci. Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4]. Uznanie w świecie i w Królestwie Bożym wzajemnie się wykluczają. Można mieć albo jedno, albo drugie.
Prawdziwi chrześcijanie oczywiście nie prowokują niewierzących do tego, żeby ich prześladowali, ale też się im nie przymilają, by uniknąć przykrości. Trwają w posłuszeństwie Słowu Bożemu i głoszą światu ewangelię o Jezusie Chrystusie. Gdy z tego powodu spotyka ich w tym świecie odrzucenie i ucisk, zakwitają w wierze, a ich życie nabiera chwalebnego blasku.
Świeckie uznanie i tolerancja to dla Kościoła pocałunek śmierci.
Bracie Marianie! Świeckie uznanie i tolerancja to nie pocałunek śmierci, tylko nowe doświadczenie, z którym kościół powinien sobie poradzić, a jednak z jakiegoś powodu nie radzi!
OdpowiedzUsuńPrzykład: studenckie małżeństwo. W skromnych warunkach, w pokoiku w akademiku przeżywają swoją miłość. Kochają się na zabój.... Czas mija. Praca, z nią powodzenie materialne, dzieci, piękne mieszkanie. Mija 20 lat, a oni, niepostrzeżenie oddalają się od siebie coraz bardziej. Miłość gaśnie. Ile jest podobnych małżeństw?!
Ale czy można powiedzieć, że winę za ochłodzenie ich uczuć ponoszą "dobrobyt", mieszkanie i dzieci? Czy można myśleć, że gdyby całe życie mieszkali w jednym pokoiku i klepali biedę, kochaliby się cały czas tak samo. Zapomnieli pielęgnować miłość i tu jest problem.
Chrześcijanie ewangelikalni też popełnili kilka poważnych zaniedbań.
Osobiście uważam, że miłość małżeństwa najbardziej powinna rozkwitać w warunkach cieplarnianych. Podobnie relacja z Bogiem. Mamy najlepsze możliwości do jej praktykowania: nikt nas nie tępi, Biblię można kupić w kiosku lub ściągnąć z internetu. Czemu w pełni nie wykorzystujemy naszych możliwości? Poszukajmy odpowiedzi w sobie samym.
Niestety porównanie zupełnie nietrafione. "A nie tylko to, chlubimy się też z ucisków, wiedząc, że ucisk wywołuje cierpliwość, a cierpliwość doświadczenie, doświadczenie zaś nadzieję; a nadzieja nie zawodzi, bo miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany." Rzym. 5:3-5
OdpowiedzUsuńDrogi Jarku! W cytacie zawartym w Twoim wpisie podkreśliłbym słowo "też" które ma tu wyjątkowe znaczenie. Obserwuję w świecie chrześcijańskim niczym nie uzasadniony zwyczaj nazywania "doświadczeniem" przeżyć trudnych, bolesnych, ucisków podczas gdy przeżycia odbierane jako pozytywne, miłe, też same w sobie są próbą i doświadczeniem (choćby próba manny). Nasi przodkowie w wierze, żyjący w Rzymie, ZSRR, III Rzeszy, Chinach i wielu innych miejscach byli ( i są) poddawani dramatycznym próbom : głodu, prześladowania i wielu z nich jest w stanie wytrwać. Próby, której poddawane jest nasze pokolenie, również opisanej w poście Brata MB, jak również próby tzw. "dobrobytu" wielu z nas nie zalicza: powielanie świeckich wzorców działania, rozkład relacji i jedynozbawstwo, obowiązujące w niektórych środowiskach to tylko niektóre tego przykłady. Pozdrawiam - nimrod/małpa/interia.pl
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze tylko fragment listu Jakuba 1:2-4 "Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie,
OdpowiedzUsuńWiedząc, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość, Wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali i nienaganni, nie mający żadnych braków."
Bardzo trafny wpis brata Mariana, nic dodać, nic ująć... "Świeckie uznanie i tolerancja to dla Kościoła pocałunek śmierci."
OdpowiedzUsuń