Jan i Marta Brózdowie, 9.11.2001 |
Sylwetkę Jana Brózdy przybliżyłem wiosną minionego roku w 90. rocznicę jego urodzin. Zainteresowanych odsyłam do tego tekstu. Dzisiaj pragnę jedynie napisać, że w dziesięć lat od chwili, gdy Jan odszedł z tego świata, mnie wciąż chce się jeździć do Puław Górnych, czyli do wioski, gdzie mieszkał. Ciągle pamiętam jego charakterystyczny język, pełen spolszczonych, czeskich słówek. Nie mogę zapomnieć jego niezwykłej serdeczności okazywanej każdemu napotykanemu człowiekowi. Przyłapuję się na tym, że sam używam wielu zasłyszanych u niego określeń.
Nawet w przypadku apostoła Piotra trzeba było specjalnego działania podtrzymującego w ludziach pamięć: Dołożę też starań, abyście także po moim odejściu stale to mieli w pamięci [2Pt 1,15]. Brat Jan ze swoim sposobem bycia został w mojej pamięci bez żadnego o to starania. Z pewnością jest tak i dlatego, że tę samą życzliwość widzę teraz w jego synu, synowej, wnukach i mieszkających po sąsiedzku córce i zięciu, opiekujących się chorą mamą Martą. To wywołuje we mnie odczucie, jakby Jan wciąż był tam na Puławach. Być może podobny rodzaj pamięci miał apostoł Paweł gdy pisał do Tymoteusza: Przywodzę sobie na pamięć nieobłudną wiarę twoją, która była zadomowiona w babce twojej Loidzie i w matce twojej Eunice, a pewien jestem, że i w tobie żyje [2Tm 1,5]. Ja w każdym bądź razie zauważam związek mojej niesłabnącej pamięci o Janie Brózdzie z postawą obserwowaną u jego najbliższych.
Ponownie dziękuję dziś Bogu, że dane mi było przyjaźnić się z tak niezwykłym człowiekiem. A jak ja zostanę zapamiętany? Co będą pisać ludzie o tobie w dziesiątą rocznicę twojej śmierci?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz