Aż cztery statuetki Grammy 2015 otrzymał wczoraj w Los Angeles wokalista brytyjski - Sam Smith. Nagranie Roku, Piosenka Roku, Najlepszy Nowy Artysta oraz Najlepszy Wokalny Album Popowy – w tych kategoriach najwyższe uznanie przypadło dwudziestoparoletniemu wykonawcy, który w ubiegłym roku „wyszedł z szafy”. Jak wynika z wczorajszej gali, w najmniejszym stopniu nie zaszkodziła mu ta jawność. Kto wie, czy nawet mu trochę nie pomogła..? Sam przyznał bowiem, że utwory składające się na pierwszy i jak do tej pory jedyny album „In the Lonely Hour” zostały zainspirowane nieszczęśliwą, nieodwzajemnioną miłością do mężczyzny, w którym się zakochał. O dziwo, właśnie ten krążek znalazł się na 1. miejscu brytyjskiej i na 2. miejscu amerykańskiej listy najczęściej kupowanych albumów w 2014 roku. Miłość homoseksualna święci triumfy.
Stało się to już znamienne w szerokim świecie, że nikt nie powinien się niczego wstydzić. Zgodnie z duchem czasów, jeśli ktoś miałby się wstydzić, to raczej niektórzy chrześcijanie, że są tacy zaściankowi i konserwatywni w poglądach. Ludzie nowocześni, rozumiejący obecne czasy, czy się wstydzą, że popełnili obrzydliwość? – pyta Biblia. Oni nie potrafią się wstydzić, nie umieją także się rumienić. Dlatego padną wśród poległych, runą, gdy ich nawiedzę - mówi Pan [Jr 6,14-15]. Najwyraźniej, w odróżnieniu od wielu postępowców, Bóg nie przymknie oka na bezwstydną bezbożność.
Dziś chodzi mi jednak o coś innego. W zwycięskiej piosence „Stay with me” Sam Smith wyśpiewuje dziewczynie, żeby z nim pozostała. Ale po co? Po cóż miałaby zostawać skoro nie kieruje nim miłość i chociaż jest oczywiste, że nic z tego poważniejszego nie będzie. On jednak na swój sposób jej potrzebuje i chce, żeby została. Nie jest to jedynie jakieś tam niepotrzebne zawracanie komuś głowy. Zza czułego pojękiwania artysty zdaje się wyzierać egoizm, zatrzymujący dziewczynę przy sobie bez pytania o to, czy jej taki układ odpowiada? Czy tak bywa tylko w piosenkach? Czy przypadkiem i w codziennym życiu nie zdarza się nam traktować innych ludzi jak przedmiotów, które mają służyć zaspokajaniu naszych potrzeb i przyjemności bez cienia troski o to, co czują oni?
Gdy zachęcamy kogoś do pozostania z nami, to w naszej zachęcie kryć się powinna nasza szczera miłość do tej osoby i przekonanie, że to będzie dla niej dobre. Właśnie z takich powodów Bóg chce trzymać nas przy Sobie. On się nami nie bawi. On nie wzywa nas do bliskości z Sobą dlatego, że ma taki kaprys. Pan zaprasza nas do bliskiej więzi, bo wie, że wówczas przekonamy się, jakie to dla nas cenne i za Asafem będziemy z radością wyznawać: Bo oto ci, którzy oddalają się od ciebie, zginą: Wytracasz wszystkich, którzy nie dochowują ci wierności. Lecz moim szczęściem być blisko Boga [Ps 73,27-28].
Dobrze jest być z ludźmi, których nie trzeba przy sobie zatrzymywać. Kto ma ochotę odejść, nie powinien być zawstydzany i deprecjonowany. Chociaż to przykre, ale nie ma co trzymać przy sobie ludzi, którzy chcieliby odejść. Uczucie to znał apostoł Paweł pisząc: albowiem Demas mnie opuścił, umiłowawszy świat doczesny, i odszedł do Tesaloniki [2Tm 4,10]. Ów pełny Ducha Świętego apostoł narodów nie potrafił zatrzymać przy sobie współpracownika? Może by i potrafił, ale skoro Demas chciał odejść, to sobie poszedł. Nawet sam Pan Jezus nie trzyma nikogo przy sobie na siłę.
„Zostań ze mną” mówmy raczej tylko tym, w oczach których widzimy szczere pragnienie pozostania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz