W tych dniach żyję następującymi słowami Jezusa: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie; bo Ja idę do Ojca [Jn 14,12].
Chociaż na dźwięk tych słów nasze myśli naturalnie biegną ku uzdrowieniom i licznym cudom, dokonywanym przez Jezusa w czasie Jego publicznej służby, to jednak nie one były sednem spraw, którymi Pan żył na ziemi.
Już w wieku dwunastu lat Jezus zapytał: Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mego, Ja być muszę? [Łk 2,49] i bynajmniej nie chodziło wtedy o żadne cuda. Kto czyta ewangelie, ten wie, że Jezus przyszedł na ziemię, aby wykonać Boży plan zbawienia ludzi z ich grzechów. Wzywał więc do pokuty, nauczał o Królestwie Bożym i głosił swoim rodakom ewangelię.
Na krótko przed śmiercią zapowiedział: Amen, amen mówię wam, – wierzący we mnie – dzieła, które ja czynię i on uczyni, i większe od tych uczyni, bo ja do Ojca wyruszam [NT grecko – polski, wyd. interlinearne]. Ponieważ wierzę w Jezusa Chrystusa, powyższe słowa dotyczą mnie osobiście i stanowią dla mnie poważne wyzwanie.
Jest całkiem oczywiste, że wierząc w Jezusa powinienem Go naśladować poprzez dokonywanie tych samych, co On, uczynków. Jednakże myśl o tym, że miałbym czynić rzeczy większe niż Pan, wydaje się brzmieć dość ryzykownie. Przecież nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad swego pana; wystarczy uczniowi, aby był jak jego mistrz, a sługa jak jego pan [Mt 10,24–25].
A jednak Syn Boży powiedział, że ludzie wierzący w Niego będą dokonywać uczynków większych nad te, które On czynił. Cóż to znaczy?
Zastanawiam się dziś nad tym wśród odgłosów coraz częściej wybuchających za oknem petard...
Możesz posłuchać calości tego przesłania tutaj!
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
31 grudnia, 2011
24 grudnia, 2011
Życzenia świąteczne 2011
Drodzy Przjaciele!
Jak pisałem wczoraj, z Biblii wynika, że już przy narodzinach Jezusa w Betlejem było wiadomo, jak trudne będzie Jego ziemskie życie, jaki Jego finał i jakie czeka Go potem uwielbienie. Wiadomo też, że nowe narodzenie, to początek życia Syna Bożego w nas, co określa charakter i cel życia prawdziwych chrześcijan w tym świecie, ale także cudowne przejście do chwały.
Niektórzy chrześcijanie nie pojmują tej prawdy i mają skłonności do życia nie swoim życiem. Są podobni do pewnej niewiasty, która po usłyszeniu przypowieści o bogaczu i Łazarzu, powiedziała, że chciałaby za życia być bogaczem, a po śmierci stać się Łazarzem.
Każdemu narodzonemu na nowo Czytelnikowi życzę więc, aby na podstawie ziemskiego życia Jezusa oraz Jego ostatecznego uwielbienia, mógł w pełni pojąć i dobrym sercem przyjął prawdę o swoim codziennym losie na ziemi i zachować niezachwianą nadzieję na chwalebny finał w Domu Ojca.
Pomoże to nam radośnie i godnie stawiać czoła rozmaitym przeciwnościom, stronić od zwodniczych nauk, które zazwyczaj bardziej wychodzą naprzeciw pożądliwościom ciała, aniżeli wezwaniom Słowa Bożego, a także pozwoli nam zachować pewność, co do chwalebnego zakończenia naszej ziemskiej pielgrzymki. W akcie duchowych narodzin każdego z nas wszystkie te sprawy zostały wyraźnie określone!
Życzę Wam w te święta pogłębienia świadomości błogosławionej prawdy o zrodzeniu z Boga i o wynikających z tych narodzin skutków, a jeśli ktoś z Was jeszcze nie narodził się na nowo, to z całego serca go zachęcam, by zwrócił się do Boga z żarliwą prośbą o ten dar, bo jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego [Jn 3,3].
Ponadto życzę każdemu z Was dobrego odpoczynku, miłych chwil z bliskimi oraz budujących nabożeństw świątecznych.
Jak pisałem wczoraj, z Biblii wynika, że już przy narodzinach Jezusa w Betlejem było wiadomo, jak trudne będzie Jego ziemskie życie, jaki Jego finał i jakie czeka Go potem uwielbienie. Wiadomo też, że nowe narodzenie, to początek życia Syna Bożego w nas, co określa charakter i cel życia prawdziwych chrześcijan w tym świecie, ale także cudowne przejście do chwały.
Niektórzy chrześcijanie nie pojmują tej prawdy i mają skłonności do życia nie swoim życiem. Są podobni do pewnej niewiasty, która po usłyszeniu przypowieści o bogaczu i Łazarzu, powiedziała, że chciałaby za życia być bogaczem, a po śmierci stać się Łazarzem.
Każdemu narodzonemu na nowo Czytelnikowi życzę więc, aby na podstawie ziemskiego życia Jezusa oraz Jego ostatecznego uwielbienia, mógł w pełni pojąć i dobrym sercem przyjął prawdę o swoim codziennym losie na ziemi i zachować niezachwianą nadzieję na chwalebny finał w Domu Ojca.
Pomoże to nam radośnie i godnie stawiać czoła rozmaitym przeciwnościom, stronić od zwodniczych nauk, które zazwyczaj bardziej wychodzą naprzeciw pożądliwościom ciała, aniżeli wezwaniom Słowa Bożego, a także pozwoli nam zachować pewność, co do chwalebnego zakończenia naszej ziemskiej pielgrzymki. W akcie duchowych narodzin każdego z nas wszystkie te sprawy zostały wyraźnie określone!
Życzę Wam w te święta pogłębienia świadomości błogosławionej prawdy o zrodzeniu z Boga i o wynikających z tych narodzin skutków, a jeśli ktoś z Was jeszcze nie narodził się na nowo, to z całego serca go zachęcam, by zwrócił się do Boga z żarliwą prośbą o ten dar, bo jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego [Jn 3,3].
Ponadto życzę każdemu z Was dobrego odpoczynku, miłych chwil z bliskimi oraz budujących nabożeństw świątecznych.
23 grudnia, 2011
Prawda kryjąca się w narodzinach
Moment narodzin mówi o charakterze, przebiegu i przeznaczeniu życia. Trzeba się tylko bliżej zainteresować i wyczuć puls rodzącego się życia. Byłem w życiu świadkiem rozmaitych narodzin. Jakże inaczej należało patrzeć na narodziny królika w klatce czy źrebaka w stajni, aniżeli na przyjście na świat mojego młodszego brata. To przecież całkiem różne kategorie życia i jego przeznaczenia.
W narodzinach Jezusa w Betlejem kryła się prawda o życiu Syna Bożego w ludzkim ciele, o jego niezwykłym przeznaczeniu i czekającej Go chwale. Czy jednak była to prawda powszechnie wiadoma? Nie. Tylko nieliczni mogli być jej świadomi, dzięki danemu im objawieniu.
Marii: I oto poczniesz w łonie, i urodzisz syna, i nadasz mu imię Jezus. Ten będzie wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego [Łk 1,31].
Józefowi: I nadasz mu imię Jezus; albowiem On zbawi lud swój od grzechów jego [Mt 1.21].
Pasterzom: Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem wszystkiego ludu, gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym. A to będzie dla was znakiem: Znajdziecie niemowlątko owinięte w pieluszki i położone w żłobie [Łk 2,10–12].
Również sędziwy Symeon, widząc nowonarodzonego Jezusa w świątyni, prorokował: Oto ten przeznaczony jest, aby przezeń upadło i powstało wielu w Izraelu, i aby był znakiem, któremu się sprzeciwiać będą, i aby były ujawnione myśli wielu serc [Łk 2,34–35].
Pozostali świadkowie narodzin Jezusa nie mieli bladego pojęcia o tym, cóż takiego szczególnego kryło się w tych narodzinach. Przez całe dziesięciolecia myśleli o Jezusie z Nazaretu w czysto naturalnych kategoriach i takie też mieli względem Niego oczekiwania.
Jednakże Syn Boży w ludzkim ciele – czyli prawdziwy Chrystus Pan, od samego początku miał świadomość powodów, dla których przyszedł na ten świat. Ani okoliczności życia, ani ludzkie oczekiwania, nie zmieniły optyki życiowych zapatrywań Jezusa. Konsekwentnie zmierzał On do celu, który został objawiony już przy Jego narodzinach, a nawet o wiele wcześniej.
To jest moja podstawowa refleksja w te święta. Z chwilą, gdy Duch Święty tchnął we mnie wiarę w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, narodziłem się na nowo. W tym niezwykłym akcie duchowego odrodzenia zawarta została cała prawda o moim życiu i moim przeznaczeniu. Określił to sam Bóg, ponieważ – jak to wyraził apostoł Paweł – żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie [Ga 2,20].
Jako człowiek zrodzony z Boga mam w życiu inne kryteria i odmienne cele, aniżeli cały otaczający mnie świat. Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili [Rz 6,4].
Narodziłem się, by teraz żyć życiem Jezusa. Oznacza to, że nieodrodzeni ludzie ani nie mogą być moimi doradcami, ani też nie mogę specjalnie liczyć na zrozumienie z ich strony. Ale gdy się upodobało Bogu, który mię odłączył z żywota matki mojej, i powołał z łaski swojej, aby objawił Syna swego we mnie, abym go opowiadał między poganami, wnetże nie radziłem się ciała i krwi [Ga 1,15–16 wg Biblii Gdańskiej].
Chrześcijanin, który tej wynikającej z nowego narodzenia prawdy o samym sobie nie wyczuwa i nie nosi jej w sercu, wciąż będzie miotał się wewnętrznie, próbując pogodzić swoją duchowość ze standardami świeckiego życia. Będzie się więc w różnych sprawach upodabniał do świata, targany wyrzutami sumienia, że porzuca ideały, wpisane w jego duszę przez Ducha Świętego.
Chrześcijanin, który tej wynikającej z nowego narodzenia prawdy o samym sobie nie wyczuwa i nie nosi jej w sercu, wciąż będzie miotał się wewnętrznie, próbując pogodzić swoją duchowość ze standardami świeckiego życia. Będzie się więc w różnych sprawach upodabniał do świata, targany wyrzutami sumienia, że porzuca ideały, wpisane w jego duszę przez Ducha Świętego.
Prawdę ukrytą w moim duchowym odrodzeniu objawia mi Pismo Święte. Gdy czytam Biblię, to rozumiem, dlaczego tak, a nie inaczej, wygląda moje obecne życie w ciele. Wiem też, do czego zmierzam wierząc w Chrystusa i jaka czeka mnie na końcu tej ziemskiej wędrówki chwała. Wszystko kryje się w nowym narodzeniu i z tego niezwykłego aktu wynika.
A Ty? Czy narodziłeś się już na nowo?
A Ty? Czy narodziłeś się już na nowo?
21 grudnia, 2011
Karp wigilijny z wyrzutami sumienia?
W przeddzień kolacji wigilijnej z tradycyjnym karpiem na stole, chcę dziś poruszyć sprawę, która od lat spędza sen z powiek hodowców i sprzedawców karpi w Polsce. Prawdziwym postrachem dla nich stała się coraz bardziej agresywna akcja w obronie karpia, prowadzona przez rozmaitej maści aktywistów, coraz częściej zwanych eko–terrorystami, którzy już nie tylko urządzają pikiety na ulicach ale także wciągają w swe pomysły poważne instytucje i urzędy państwowe.
Oto treść ich petycji, zawieszonej na internetowej stronie Klubu Gaja, a skierowanej do Głównego Lekarza Weterynarii:
Rokrocznie w grudniu, w Polsce mamy do czynienia z niehumanitarnym traktowaniem ryb podczas ich transportu i sprzedaży w sklepach, hipermarketach, na stoiskach ulicznych. Dotyczy to w szczególności karpi, które są nadmiernie stłoczone, pakowane żywe do worków foliowych, niepotrzebnie ranione i zabijane w obecności najmłodszych. Jest to nieetyczne i łamie zapisy Ustawy o ochronie zwierząt. Pragniemy przypomnieć, że na wniosek Klubu Gaja Sejm uchwalił poprawkę do Ustawy o ochronie zwierząt. Zmieniony art. 2 wyraźnie wskazuje, iż prawo to chroni także ryby, tak jak inne kręgowce. Dlatego też my, niżej podpisani, gorąco apelujemy do Pana o wzmożoną kontrolę transportu żywych ryb i miejsc ich sprzedaży przez podległe Panu jednostki, aby zakończyć zbędne cierpienie tych zwierząt.
Za sprawą podobnych nacisków, spotęgowanych zainteresowaniem mediów, Prokurator Generalny RP skierował przed świętami do podległych mu śledczych m.in. następujące słowa w sprawie ochrony karpia: "Ponieważ ryby są kręgowcami, podlegają ochronie przewidzianej w tej ustawie na równi z innymi zwierzętami kręgowymi". Pan Seremet przypomina, że za znęcanie się nad zwierzętami lub ich niehumanitarne zabijanie grozi do roku więzienia. Jego zdaniem znęcaniem się nad nimi jest m.in. transportowanie żywych ryb w pojemnikach pozbawionych wody, foliowych workach lub koszykach.
Daje on także wytyczne dotyczące zabijania karpi, nawet w domowych warunkach: "Ogłuszania, wykrwawiania lub uśmiercania zwierząt mogą dokonywać jedynie osoby, które ukończyły 18 lat, posiadają wykształcenie co najmniej zasadnicze zawodowe oraz odbyły wymagane prawem szkolenie".
Z takiej aktywności Prokuratora Generalnego zadowolony jest szef Klubu Gaja, który od lat nakręca akcję w obronie karpi: – Dla mnie to jak upadek komunizmu. Cieszę się, że prokurator generalny zwraca uwagę na rzecz dla mnie oczywistą, że prawo powinno być przestrzegane. A prawo za sprawą naszej akcji zostało tak zmienione, iż uznano, że ryby to takie same kręgowce jak inne, że karpie to stworzenia, którym przez lata zadawano bezsensowne cierpienia.
Ciekawe, że walczącym o prawa karpia, żaby, trawy, ślimaka itd. aktywistom z Klubu Gaja i z innych organizacji rzekomo troszczących się o przyrodę, jednocześnie nie przeszkadza na przykład zabijanie nienarodzonych dzieci. Dwoją się też i troją, ażeby spaliny tysięcy tirów nadal raczej truły mieszkańców polskich miasteczek, niż miały wypłoszyć jakąś żabę z jej dotychczasowego siedliska. Jak na ironię, za taką działalność niektórzy otrzymują nawet ordery państwowe.
Co na to Biblia? Mamy w niej wyraźne wskazania, że podmiotem ziemskiego porządku rzeczy jest człowiek, a nie zwierzęta i rośliny. Nie ludzie więc mają się dostosowywać do praw zwierząt, tylko zwierzęta mają służyć ludziom. Oto słowa Stwórcy skierowane do potomków Noego po potopie: Rozradzajcie się i rozmnażajcie, i napełniajcie ziemię. A bojaźń i lęk przed wami niech padnie na wszystkie zwierzęta ziemi i na wszelkie ptactwo niebios, na wszystko, co się rusza na ziemi i na wszystkie ryby morskie; wszystko to oddane jest w ręce wasze. Wszystko, co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm; tak jak zielone jarzyny, daję wam wszystko [1Mo 9,1–3].
Należyte i odpowiedzialne obchodzenie się z przyrodą zależne jest od natury człowieka. Człowiek odrodzony duchowo, żyjący w bliskiej relacji z Jezusem, ma dobrze poukładane w głowie. Troszczy się o całe swoje otoczenie, mając na uwadze przede wszystkim dobro bliźniego, a w dalszej kolejności dobro zwierząt i całego środowiska naturalnego.
Normalny, wierzący w Boga człowiek nie znęca się nad nikim i nad niczym. Zabija karpia i spożywa go, bo taki jest Boży porządek rzeczy. Błogosławi przy tym hodowców, rybaków, sprzedawców i Boga, który dał mu ten pokarm do jedzenia. Kto zaś nie ma kierownictwa Ducha Świętego, ten potrafi bardziej kochać zwierzęta niż ludzi, a do tego żądać takich samych postaw od innych.
Gdy zaś ktoś nie podziela ich chorych poglądów i niesie karpia w koszyku, to najlepiej żeby trafił do więzienia. Przynajmniej na rok. Czy nie będzie tam cierpiał? To już obrońców praw zwierząt znacznie mniej obchodzi...
Oto treść ich petycji, zawieszonej na internetowej stronie Klubu Gaja, a skierowanej do Głównego Lekarza Weterynarii:
Rokrocznie w grudniu, w Polsce mamy do czynienia z niehumanitarnym traktowaniem ryb podczas ich transportu i sprzedaży w sklepach, hipermarketach, na stoiskach ulicznych. Dotyczy to w szczególności karpi, które są nadmiernie stłoczone, pakowane żywe do worków foliowych, niepotrzebnie ranione i zabijane w obecności najmłodszych. Jest to nieetyczne i łamie zapisy Ustawy o ochronie zwierząt. Pragniemy przypomnieć, że na wniosek Klubu Gaja Sejm uchwalił poprawkę do Ustawy o ochronie zwierząt. Zmieniony art. 2 wyraźnie wskazuje, iż prawo to chroni także ryby, tak jak inne kręgowce. Dlatego też my, niżej podpisani, gorąco apelujemy do Pana o wzmożoną kontrolę transportu żywych ryb i miejsc ich sprzedaży przez podległe Panu jednostki, aby zakończyć zbędne cierpienie tych zwierząt.
Za sprawą podobnych nacisków, spotęgowanych zainteresowaniem mediów, Prokurator Generalny RP skierował przed świętami do podległych mu śledczych m.in. następujące słowa w sprawie ochrony karpia: "Ponieważ ryby są kręgowcami, podlegają ochronie przewidzianej w tej ustawie na równi z innymi zwierzętami kręgowymi". Pan Seremet przypomina, że za znęcanie się nad zwierzętami lub ich niehumanitarne zabijanie grozi do roku więzienia. Jego zdaniem znęcaniem się nad nimi jest m.in. transportowanie żywych ryb w pojemnikach pozbawionych wody, foliowych workach lub koszykach.
Daje on także wytyczne dotyczące zabijania karpi, nawet w domowych warunkach: "Ogłuszania, wykrwawiania lub uśmiercania zwierząt mogą dokonywać jedynie osoby, które ukończyły 18 lat, posiadają wykształcenie co najmniej zasadnicze zawodowe oraz odbyły wymagane prawem szkolenie".
Z takiej aktywności Prokuratora Generalnego zadowolony jest szef Klubu Gaja, który od lat nakręca akcję w obronie karpi: – Dla mnie to jak upadek komunizmu. Cieszę się, że prokurator generalny zwraca uwagę na rzecz dla mnie oczywistą, że prawo powinno być przestrzegane. A prawo za sprawą naszej akcji zostało tak zmienione, iż uznano, że ryby to takie same kręgowce jak inne, że karpie to stworzenia, którym przez lata zadawano bezsensowne cierpienia.
Ciekawe, że walczącym o prawa karpia, żaby, trawy, ślimaka itd. aktywistom z Klubu Gaja i z innych organizacji rzekomo troszczących się o przyrodę, jednocześnie nie przeszkadza na przykład zabijanie nienarodzonych dzieci. Dwoją się też i troją, ażeby spaliny tysięcy tirów nadal raczej truły mieszkańców polskich miasteczek, niż miały wypłoszyć jakąś żabę z jej dotychczasowego siedliska. Jak na ironię, za taką działalność niektórzy otrzymują nawet ordery państwowe.
Co na to Biblia? Mamy w niej wyraźne wskazania, że podmiotem ziemskiego porządku rzeczy jest człowiek, a nie zwierzęta i rośliny. Nie ludzie więc mają się dostosowywać do praw zwierząt, tylko zwierzęta mają służyć ludziom. Oto słowa Stwórcy skierowane do potomków Noego po potopie: Rozradzajcie się i rozmnażajcie, i napełniajcie ziemię. A bojaźń i lęk przed wami niech padnie na wszystkie zwierzęta ziemi i na wszelkie ptactwo niebios, na wszystko, co się rusza na ziemi i na wszystkie ryby morskie; wszystko to oddane jest w ręce wasze. Wszystko, co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm; tak jak zielone jarzyny, daję wam wszystko [1Mo 9,1–3].
Należyte i odpowiedzialne obchodzenie się z przyrodą zależne jest od natury człowieka. Człowiek odrodzony duchowo, żyjący w bliskiej relacji z Jezusem, ma dobrze poukładane w głowie. Troszczy się o całe swoje otoczenie, mając na uwadze przede wszystkim dobro bliźniego, a w dalszej kolejności dobro zwierząt i całego środowiska naturalnego.
Normalny, wierzący w Boga człowiek nie znęca się nad nikim i nad niczym. Zabija karpia i spożywa go, bo taki jest Boży porządek rzeczy. Błogosławi przy tym hodowców, rybaków, sprzedawców i Boga, który dał mu ten pokarm do jedzenia. Kto zaś nie ma kierownictwa Ducha Świętego, ten potrafi bardziej kochać zwierzęta niż ludzi, a do tego żądać takich samych postaw od innych.
Gdy zaś ktoś nie podziela ich chorych poglądów i niesie karpia w koszyku, to najlepiej żeby trafił do więzienia. Przynajmniej na rok. Czy nie będzie tam cierpiał? To już obrońców praw zwierząt znacznie mniej obchodzi...
20 grudnia, 2011
Dobrze ulokowane nadzieje
Sobotnia śmierć Kim Dzong Ila, dyktatora Korei Północnej, zaowocowała w mediach niezwykłymi scenami publicznej i zbiorowej rozpaczy jego rodaków. Czy jest to żal szczery, czy – jak sugerują niektórzy – płacz teatralny, jakoś mi trudno obojętnie mu się przyglądać.
Należy pamiętać, że mentalność Koreańczyków znacznie różni się od naszej. Polacy z natury nie są aż tak skłonni do tego, by popadać w zachwyt nad jakimś człowiekiem. Pomijając nieliczne przypadki, nie uprawiają kultu jednostki i bezkrytycznie nie poddają się żadnemu autorytetowi. Koreańczycy za to, jak najbardziej! Moje osobiste, dwutygodniowe obserwacje w Korei Południowej pozwoliły mi zobaczyć to na różnych poziomach życia społecznego. Ojciec, nauczyciel, szef w pracy, pastor – to autorytety, którym bezgranicznie ufa się i poddaje.
Tym bardziej głowie państwa! Komu przyszłoby do głowy, żeby krytykować przywódcę narodu i posądzać go o jakieś złe intencje? Obdarza się go powszechnym szacunkiem. Świadczy o tym nawet treść komunikatu o przyczynach zgonu Kim Dzong Ila z powodu "wielkiego napięcia umysłowego i fizycznego oraz wyczerpania organizmu ciężką pracą dla ojczyzny".
Gdy przed kilkoma laty obserwowałem w Seulu, jakim szacunkiem obdarza się tam przywódców chrześcijańskich, to wtedy od razu pomyślałem, a dziś ta refleksja we mnie odżyła, że bałbym się tak bezgranicznego zaufania i podporządkowywania się moich najbliższych oraz członków wspólnoty. Przecież to dla osoby obdarzanej czcią ogromna odpowiedzialność. A co, jeśli pobłądzi i w złym kierunku poprowadzi bezkrytycznie mu oddanych ludzi?
Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok. Dopuszczamy się bowiem wszyscy wielu uchybień [Jk 3,1–2]. Biblia przestrzega przed poleganiem na jakimkolwiek człowieku kosztem coraz słabszych więzi z Bogiem. Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie, a od Pana odwraca się jego serce! [Jr 17,5].
Słuchając ludzi, nawet tych obdarzanych powszechnym i najwyższym szacunkiem, warto jednak zachować samodzielność w myśleniu i podejmowaniu decyzji. Z drugiej strony, mądrzy przywódcy sami nie zgadzają się na to, żeby dla kogokolwiek stawać się alfą i omegą. Dobrze też, gdy w razie czego mają w pobliżu mądrych doradców, którzy odważnie sprzeciwią się niezdrowym tendencjom.
Cieszę się, że moi najbliżsi mówią mi o swoich wątpliwościach, gdy tylko w moim zachowaniu zauważą coś dla nich niepokojącego. Dziękuję członkom wspólnoty kościelnej, wśród których na co dzień posługuję, że mają dobrą wolę ku temu, aby nieraz się ze z mną nie zgadzać. Ba, także krytyczne uwagi Czytelników tego bloga witam z życzliwością, bo wiem, że nawet najbardziej gorzkie komentarze mogą przynieść mi duchową korzyść.
Wracając do kwestii kultu Kim Dzong Ila, myślę, że żadnemu człowiekowi nie należy tak bezgranicznie, jak Koreańczycy, oddawać się całą duszą. Nie ma bowiem ludzi nieomylnych, a poza tym, przy tak ulokowanych nadziejach, śmierć przywódcy będzie musiała oznaczać dla nas straszną, niepowetowaną stratę.
Najpewniejszym sposobem zabezpieczenia się przed uczuciem pustki i beznadziejności po śmierci, choćby najbardziej ważnych dla nas ludzi, jest żywa wiara w Jezusa Chrystusa. Jeżeli z całej duszy, ze wszystkich sił i myśli rozmiłujemy się Panu Jezusie Chrystusie, to już nie będziemy narażeni na obserwowaną u Koreańczyków rozpacz, bo Jezus Chrystus żyje na wieki wieków!
Należy pamiętać, że mentalność Koreańczyków znacznie różni się od naszej. Polacy z natury nie są aż tak skłonni do tego, by popadać w zachwyt nad jakimś człowiekiem. Pomijając nieliczne przypadki, nie uprawiają kultu jednostki i bezkrytycznie nie poddają się żadnemu autorytetowi. Koreańczycy za to, jak najbardziej! Moje osobiste, dwutygodniowe obserwacje w Korei Południowej pozwoliły mi zobaczyć to na różnych poziomach życia społecznego. Ojciec, nauczyciel, szef w pracy, pastor – to autorytety, którym bezgranicznie ufa się i poddaje.
Tym bardziej głowie państwa! Komu przyszłoby do głowy, żeby krytykować przywódcę narodu i posądzać go o jakieś złe intencje? Obdarza się go powszechnym szacunkiem. Świadczy o tym nawet treść komunikatu o przyczynach zgonu Kim Dzong Ila z powodu "wielkiego napięcia umysłowego i fizycznego oraz wyczerpania organizmu ciężką pracą dla ojczyzny".
Gdy przed kilkoma laty obserwowałem w Seulu, jakim szacunkiem obdarza się tam przywódców chrześcijańskich, to wtedy od razu pomyślałem, a dziś ta refleksja we mnie odżyła, że bałbym się tak bezgranicznego zaufania i podporządkowywania się moich najbliższych oraz członków wspólnoty. Przecież to dla osoby obdarzanej czcią ogromna odpowiedzialność. A co, jeśli pobłądzi i w złym kierunku poprowadzi bezkrytycznie mu oddanych ludzi?
Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok. Dopuszczamy się bowiem wszyscy wielu uchybień [Jk 3,1–2]. Biblia przestrzega przed poleganiem na jakimkolwiek człowieku kosztem coraz słabszych więzi z Bogiem. Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie, a od Pana odwraca się jego serce! [Jr 17,5].
Słuchając ludzi, nawet tych obdarzanych powszechnym i najwyższym szacunkiem, warto jednak zachować samodzielność w myśleniu i podejmowaniu decyzji. Z drugiej strony, mądrzy przywódcy sami nie zgadzają się na to, żeby dla kogokolwiek stawać się alfą i omegą. Dobrze też, gdy w razie czego mają w pobliżu mądrych doradców, którzy odważnie sprzeciwią się niezdrowym tendencjom.
Cieszę się, że moi najbliżsi mówią mi o swoich wątpliwościach, gdy tylko w moim zachowaniu zauważą coś dla nich niepokojącego. Dziękuję członkom wspólnoty kościelnej, wśród których na co dzień posługuję, że mają dobrą wolę ku temu, aby nieraz się ze z mną nie zgadzać. Ba, także krytyczne uwagi Czytelników tego bloga witam z życzliwością, bo wiem, że nawet najbardziej gorzkie komentarze mogą przynieść mi duchową korzyść.
Wracając do kwestii kultu Kim Dzong Ila, myślę, że żadnemu człowiekowi nie należy tak bezgranicznie, jak Koreańczycy, oddawać się całą duszą. Nie ma bowiem ludzi nieomylnych, a poza tym, przy tak ulokowanych nadziejach, śmierć przywódcy będzie musiała oznaczać dla nas straszną, niepowetowaną stratę.
Najpewniejszym sposobem zabezpieczenia się przed uczuciem pustki i beznadziejności po śmierci, choćby najbardziej ważnych dla nas ludzi, jest żywa wiara w Jezusa Chrystusa. Jeżeli z całej duszy, ze wszystkich sił i myśli rozmiłujemy się Panu Jezusie Chrystusie, to już nie będziemy narażeni na obserwowaną u Koreańczyków rozpacz, bo Jezus Chrystus żyje na wieki wieków!
18 grudnia, 2011
Świętować każdy może
Przedświąteczna niedziela, to dogodna pora na przeróżną aktywność wyrażającą przywiązanie Polaków do tzw. Świąt Bożego Narodzenia i odwołującą się do narosłych w związku z tym licznych tradycji. Można nawet powiedzieć, że świętowanie jest dziś w modzie.
Weźmy, na przykład, tylko to, co między innymi miało miejsce dzisiaj w Gdańsku. W większości gdańskich kościołów królowała już tematyka świąteczna, a we wszystkich centrach handlowych od rana do wieczora panował gwar świątecznych zakupów. Po południu na Długim Targu mieliśmy plenerowy koncert "Cała Polska śpiewa kolędy". Maryla Rodowicz, Natalia Kukulska, Patrycja Markowska, Andrzej Piaseczny, Robert Gawliński i inni, śpiewali tradycyjne kolędy polskie. O tej samej porze w Nowym Ratuszu bardziej tradycyjne wykonania kolęd zaprezentowała Capella Gedanensis, zaś o godz. 18:00 w Domu Technika koncert świąteczny zorganizował Kościół Zielonoświątkowy.
Powyższe, i wiele jeszcze innej dzisiejszej aktywności Gdańszczan, było związane ze świętowaniem narodzin Jezusa Chrystusa. Pomyślmy: Bardzo różne środowiska, rozmaity poziom świadomości istoty tych świąt, zróżnicowany stan duchowy wykonawców, niejednakowe motywacje uczestników tych wydarzeń, a przecież wszyscy odwoływali się do tego samego - cudu inkarnacji Syna Bożego.
Z drugiej strony, On – Jezus Chrystus, Zbawiciel i Pan, którego urodziny w tych dniach świętujemy. Jak Syn Boży patrzył na naszą świąteczną aktywność? Czy rzeczywiście wszyscy w sposób uprawniony uczestniczyli w tym świętowaniu? Czy każdy miał wstęp na "przyjęcie urodzinowe" Jezusa Chrystusa, czy tylko niektórzy? Czy mamy wolną rękę w określaniu zawartości merytorycznej i form wspominania Jego narodzin?
Myślę sobie, że w rzadko innej sprawie Polacy uprawiają większą "wolną amerykankę", niż przy świętowaniu urodzin Jezusa Chrystusa. Czy tak można? Czy Panu Jezusowi Chrystusowi jest to miłe? Czy każdy człowiek zabierający się za świętowanie, naprawdę robi to z pozycji osobistej przynależności do Jezusa?
Na moje dzisiejsze rozterki Biblia odpowiada między innymi tak: Wszakże fundament Boży stoi niewzruszony, a ma taką pieczęć na sobie: Zna Pan tych, którzy są jego, i: Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego [2Tm 2,19].
Wielu ludzi może powoływać się na swoją znajomość, a nawet zażyłość z Jezusem, jednakże – jak oddaje to grecko – polski NT – twardy fundament Boga stoi, mając pieczęć tę: "Poznał Pan będących Jego". Czy wszystkich dzisiejszych kolędników Chrystus Pan poznał? Czy nikomu nie powiedział: "Nie znam cię"?
I drugie, fundamentalne stwierdzenie: "Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy wymieniający imię Pana". Kto w tych dniach wymienia imię Pana, a chce być zaliczony do grona Jego wyznawców, ten porzuca nieprawość, jak to jest oddane w Biblii Poznańskiej. Jakąkolwiek przeszłość mają prawdziwi czciciele Jezusa Chrystusa, to ich dzisiejsze życie ma tylko jeden kierunek: Jest ono ustawicznym procesem odwracania się od nieprawości.
Już rozumiem. Świętować każdy może, chociaż, niestety, nie każde świętowanie urodzin Jezusa jest odnotowane i miłe w niebie. Cieszę się, że w tych dniach tak wielu ludzi wspomina Jezusa Chrystusa, jednak najważniejsze dla mnie pytanie brzmi: Jak wypadam w oczach Pana z moim osobistym świętowaniem Jego urodzin?
Weźmy, na przykład, tylko to, co między innymi miało miejsce dzisiaj w Gdańsku. W większości gdańskich kościołów królowała już tematyka świąteczna, a we wszystkich centrach handlowych od rana do wieczora panował gwar świątecznych zakupów. Po południu na Długim Targu mieliśmy plenerowy koncert "Cała Polska śpiewa kolędy". Maryla Rodowicz, Natalia Kukulska, Patrycja Markowska, Andrzej Piaseczny, Robert Gawliński i inni, śpiewali tradycyjne kolędy polskie. O tej samej porze w Nowym Ratuszu bardziej tradycyjne wykonania kolęd zaprezentowała Capella Gedanensis, zaś o godz. 18:00 w Domu Technika koncert świąteczny zorganizował Kościół Zielonoświątkowy.
Powyższe, i wiele jeszcze innej dzisiejszej aktywności Gdańszczan, było związane ze świętowaniem narodzin Jezusa Chrystusa. Pomyślmy: Bardzo różne środowiska, rozmaity poziom świadomości istoty tych świąt, zróżnicowany stan duchowy wykonawców, niejednakowe motywacje uczestników tych wydarzeń, a przecież wszyscy odwoływali się do tego samego - cudu inkarnacji Syna Bożego.
Z drugiej strony, On – Jezus Chrystus, Zbawiciel i Pan, którego urodziny w tych dniach świętujemy. Jak Syn Boży patrzył na naszą świąteczną aktywność? Czy rzeczywiście wszyscy w sposób uprawniony uczestniczyli w tym świętowaniu? Czy każdy miał wstęp na "przyjęcie urodzinowe" Jezusa Chrystusa, czy tylko niektórzy? Czy mamy wolną rękę w określaniu zawartości merytorycznej i form wspominania Jego narodzin?
Myślę sobie, że w rzadko innej sprawie Polacy uprawiają większą "wolną amerykankę", niż przy świętowaniu urodzin Jezusa Chrystusa. Czy tak można? Czy Panu Jezusowi Chrystusowi jest to miłe? Czy każdy człowiek zabierający się za świętowanie, naprawdę robi to z pozycji osobistej przynależności do Jezusa?
Na moje dzisiejsze rozterki Biblia odpowiada między innymi tak: Wszakże fundament Boży stoi niewzruszony, a ma taką pieczęć na sobie: Zna Pan tych, którzy są jego, i: Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego [2Tm 2,19].
Wielu ludzi może powoływać się na swoją znajomość, a nawet zażyłość z Jezusem, jednakże – jak oddaje to grecko – polski NT – twardy fundament Boga stoi, mając pieczęć tę: "Poznał Pan będących Jego". Czy wszystkich dzisiejszych kolędników Chrystus Pan poznał? Czy nikomu nie powiedział: "Nie znam cię"?
I drugie, fundamentalne stwierdzenie: "Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy wymieniający imię Pana". Kto w tych dniach wymienia imię Pana, a chce być zaliczony do grona Jego wyznawców, ten porzuca nieprawość, jak to jest oddane w Biblii Poznańskiej. Jakąkolwiek przeszłość mają prawdziwi czciciele Jezusa Chrystusa, to ich dzisiejsze życie ma tylko jeden kierunek: Jest ono ustawicznym procesem odwracania się od nieprawości.
Już rozumiem. Świętować każdy może, chociaż, niestety, nie każde świętowanie urodzin Jezusa jest odnotowane i miłe w niebie. Cieszę się, że w tych dniach tak wielu ludzi wspomina Jezusa Chrystusa, jednak najważniejsze dla mnie pytanie brzmi: Jak wypadam w oczach Pana z moim osobistym świętowaniem Jego urodzin?
Subskrybuj:
Posty (Atom)