
Ówczesny naczelnik rządu cywilnego Królestwa Polskiego, margrabia Aleksander Wielopolski, zwolennik polityki status quo, widząc co się święci, podjął próbę udaremnienia wybuchu powstania. By sparaliżować powstańcze plany, zarządził w połowie stycznia 1863 roku tzw. brankę, to znaczy niespodziewany pobór do wojska carskiego. W tym celu przygotowane zostały imienne listy, na których znalazło się dwanaście tysięcy osób podejrzanych o przynależność do organizacji patriotycznych.
Branka młodych polskich mężczyzn do wojska rosyjskiego rozpoczęła się w Warszawie w nocy z 14 na 15 stycznia 1863 roku. Mimo że utrzymywano ją w tajemnicy, część młodzieży zdążyła opuścić Warszawę formując pierwsze oddziały powstańcze. W celu zapobieżenia brance na prowincji, czym prędzej proklamowano wybuch powstania. Tak oto branka, która w zamierzeniu miała przeciwdziałać wybuchowi powstania nazwanego później Powstaniem Styczniowym, w rzeczywistości stała się jej katalizatorem.
Idea owej branki nasuwa mi szereg skojarzeń o charakterze duchowym i przeradza się w dość wymowną ilustrację taktyki stosowanej nieraz przez Bożego przeciwnika.
Ludzkie dusze wraz z całym Bożym stworzeniem tęsknią za dniem, gdy będą wyzwolone z niewoli skażenia i wyrywają się ku chwalebnej wolności dzieci Bożych [Rz 8,21]. Duch Święty przekonuje je o grzechu i o możliwości rozpoczęcia nowego życia. Zapoznaje z Synem Bożym, który na to się objawił, aby zniweczyć dzieła diabelskie [1Jn 3,8] i wprowadza w duchową rzeczywistość nadchodzącego Królestwa Bożego.
Słowo Boże rodzi wiarę w Jezusa Chrystusa. Staje się jasne, że w życiu potrzebne są zasadnicze zmiany. Człowiek zaczyna inaczej myśleć. Budzi się do nowego życia!
Wtedy do akcji wkracza duch wspomnianego margrabiego, zwolennika i strażnika polityki status quo. Podejmuje próbę zablokowania tego duchowego powstania metodą branki. Jak to robi? Stara się skanalizować aktywność wszystkich najbardziej zdolnych, pomysłowych i gorliwych zwolenników Królestwa Bożego, wciągając ich i mocno angażując w sprawy tego świata.
Trzeba przyznać, że jest to naprawdę chytrze pomyślane. Niech ci, którzy już bardzo gorliwie zabiegali o sprawy Królestwa Bożego, zostaną niejako zmuszeni do tego, by całymi dniami kręcić się wokół spraw tego świata. Niech skupią się na robieniu kariery, działalności prospołecznej i ogólnie, na poprawianiu świata.
Czy pomysł branki udaje się przeciwnikowi praktycznie wdrożyć, sami osądźmy. Mam dość słaby wzrok, ale nieraz widziałem zapaleńców z wypiekami na twarzach i modlitwą na ustach, całymi nocami snujących marzenia o pracy dla Pana, bardzo łatwo dających się potem ostudzić i wcielić w szeregi świata. Rwali się do służby Bożej, a teraz - zakochani, zapracowani, zaabsorbowani wieloma sprawami - służą carowi.
Na szczęście są i tacy, których próba branki tym bardziej zmobilizowała i wzmocniła duchowo. Ich serca nie odwróciły się od szczerego oddania się Chrystusowi [2Ko 11,3]. Czym prędzej i tym konkretniej powstali, by żyć i umierać dla Boga!
Dodajmy jeszcze, że każdy uczeń Jezusa jest na liście. Wcześniej czy później, przyjdzie więc na niego próba branki. Po niej albo ten świat narzuci mu tempo i styl życia, albo tym bardziej będzie oddany sprawom Królestwa Bożego.
Wbrew intencjom swego pomysłodawcy, branka ostatecznie może nam wyjść na dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz