04 stycznia, 2010

Na dziesięciu tylko jeden?

Dziś kilka słów o frekwencji na nabożeństwach. Ogólne tendencje są takie, że coraz mniej chrześcijan bierze w nich udział. Czytałem, że w minione święta tylko 7% Brytyjczyków poszło do kościoła. We Francji, gdzie 64% mieszkańców uważa się za katolików, tylko 4,5% z nich uczęszcza na mszę.

 Co w tym czasie robią? Wypoczywają, jadą na zakupy, wykonują drobne prace przydomowe itd. Bardzo to zastanawiające, bo przecież pierwsze z rzymskokatolickich przykazań kościelnych wzywa: W niedziele i święta nakazane uczestniczyć we Mszy Świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych. Jednak wyznawcy tradycyjnych kościołów coraz mniej się takimi przykazaniami przejmują.

 A jak jest z tą frekwencją w ewangelicznych społecznościach? Czy aż tak zdecydowanie lepiej? Oto właśnie wykreśliliśmy z naszej wspólnoty siedem osób, które pojawiają się na nabożeństwie tylko od wielkiego dzwonu. Ich udział w życiu Kościoła stał się fikcją. Formalnie do niego przynależeli, ale praktycznie od wielu miesięcy nawet tu nie zajrzeli. Dlaczego?

 Można by zacząć czynić sobie wyrzuty, że nabożeństwa nie są dla nich dostatecznie atrakcyjne. Można podjąć rozmaite próby ponownego przyciągnięcia ich do społeczności. Doświadczenie wskazuje jednak, że nie w tym tkwi przyczyna absencji wielu współczesnych (nie)wiernych w kościele. Oni zwyczajnie przestali bać się Boga i przejmować się Jego Słowem.

 Swego czasu Mojżesz wezwał kilku podległych mu ludzi, aby przyszli w określone miejsce, lecz oni odpowiedzieli: Nie przyjdziemy! [4Mo 16,12]. Prorok Jeremiasz usłyszał z ust Judejczyków: W sprawie, o której mówiłeś do nas w imieniu Pana, nie będziemy ciebie słuchali [Jr 44,16]. Czyżby wspomniani ludzie nie wiedzieli, że Mojżesz reprezentuje Boga? Jak najbardziej wiedzieli też, że Jeremiasz mówił do nich w imieniu Pana, a mimo to zrobili po swojemu.

 W Księdze Sędziów czytamy: W tym czasie nie było króla w Izraelu, każdy robił, co mu się podobało [Sdz 17,6]. Historia lubi zataczać kręgi, a ludzie lubią robić, co im się podoba. Nie chce im się iść na nabożeństwo, więc nie idą, pomimo tego, że Pismo wyraźnie wzywa: I baczmy jedni na drugich w celu pobudzenia się do miłości i dobrych uczynków, nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju [Hbr 10,24–25]. Czy wiara w Jezusa może pozostawać bez związku z udziałem w nabożeństwach?

Spośród dziesięciu uzdrowionych trędowatych, jeden miał w sercu wielką potrzebę, aby znowu przyjść do Jezusa. Pozostali nie znaleźli w sobie dostatecznej do tego chęci. Prawdziwi uczniowie Jezusa Chrystusa to ludzie, którzy ochotnie biorą czynny udział w życiu Kościoła. Nie wyobrażają sobie nawet, że mogliby siedzieć w domu albo czymkolwiek innym się zajmować, podczas gdy gdzieś w pobliżu trwa zgromadzenie ich zboru. Wprost nie mogą się doczekać, kiedy wreszcie będzie następne spotkanie.

 Kto nie wie o czym tu piszę, najwidoczniej nie należy do Kościoła, chociaż być może jest jego formalnym członkiem.

12 komentarzy:

  1. Byłbym ciekawy tego, jak Pastor widzi możliwość zmiany takiej niskiej frekwencji u przedmiotowych ludzi w społecznościach ewangelicznych? Czy jest coś, co duszpasterze mogą aktywnie zrobić, nie czekając na spontaniczne pojawienie się "bojaźni Bożej"?

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. zacytowane przykazanie katolickie wzywa do uczestniczenia we mszy,
    a w centrum Nowe Zycie pierwsze nakaz brzmi: pamietaj,by w niedziele listę obecności w kościele podpisać?
    To ciekawe, iż ap.Paweł dośc wyraźnie precyzował w swoich listach kogo i za co należy wykluczać z koscioła, a XX wieków później za nieuczestnictwo można zostać poza kościołem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Anonimowego: wykreślenie z listy zborowników, nie przekreśla przecież możliwości uczestniczenia w nabożeństwach, ani nie usuwa człowieka z Kościoła. Jest to raczej forma solidnego napomnienia - tak na mój chłopski rozum. Natomiast zalecenia Pawła dotyczą całkowitego odwrócenia się i traktowania jak niewierzącego tego, który trwa w grzechu.
    Moim zdaniem powinno trzymać się jakiś rygor w zborze i popieram tego typu rozwiązania (napewno muszą być one podejmowane w pokorze przed Bogiem i wielką mądrością). Sam Paweł mówi "Tych, którzy grzeszą, strofuj wobec wszystkich, aby też inni się bali" .

    OdpowiedzUsuń
  4. Po raz kolejny widzę typowe podejście do tematu, czyli jeśli ktoś nie przychodzi na wspólne spotkania to znaczy, że z nim dzieje się coś niedobrego. Bywa jednak inaczej. Czasem ktoś opuszcza spotka nie, dlatego że przestał bać się Boga, ale dlatego że zwątpił w system religijny. Czyli że z kościołem jest coś źle. Można winić owce, że się zabłąkała, ale można też winić złego pasterza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeżeli ktoś "zwątpił w system religijny" to znaczy, że tkwił w takim własnie stworzonym przez kogoś czy przez siebie samego systemie i z nim wiązał swe oczekiwania, a nie z Bogiem. W takim przypadku nie miały one szans na spełnienie się. Taki człowiek nigdy nie bał się Boga i to nie w niego zwątpił. Wierzący człowiek przychodzi do zboru by cieszyć się społecznością z braćmi i wspólnie z nimi wychwalać żywego Boga, a nie po to by być częścią jakiegoś systemu. Jeżeli "pasterz" postępuje niewłaściwie to taki wierzący ma odwagę i obowiązek go napomnieć a nie obrażać się, zabierać zabawki i iść do domu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mat. 18: (6) Kto zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębi morza. (7) Biada światu z powodu zgorszeń! Wprawdzie zgorszenia muszą przyjść, lecz biada człowiekowi, przez którego zgorszenie przychodzi. (BW)

    Skoro jest to możliwe w prawdziwym zborze to tym bardziej w każdym innym. Wybielanie pastorów i wmawianie winy owcą źle świadczy o organizacji która tak postępuje. Osądzanie kto się boi Boga a kto nie pozostawmy naszemu Sędziemu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Krzysztof, co masz na myśli, pisząc o "prawdziwym zborze"? Dzięki za wyjaśnienie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Krzysztof ma dużo racji. Swoją drogą - ciekawe jak by zachował się w tej sytuacji EZDRASZ... pozdrawiam B.Z.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hary to jakby nie na temat ale skoro pytasz to odpowiem.
    Jestem pewien że w I wieku mieliśmy do czynienia z prawdziwym zborem czyli z ludźmi których Nasz Pan nazwał pszenicą w przypowieści o ziarnie dobrym i złym

    Mat. 13: (26) A gdy zboże podrosło i wydało owoc, wtedy się pokazał i kąkol. (27) Przyszli więc słudzy gospodarza i powiedzieli mu: Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swojej roli? Skąd więc ma ona kąkol? (28) A on im rzekł: To nieprzyjaciel uczynił. A słudzy mówią do niego: Czy chcesz więc, abyśmy poszli i wybrali go? (29) A on odpowiada: Nie! Abyście czasem wybierając kąkol, nie powyrywali wraz z nim i pszenicy. (30) Pozwólcie obydwom róść razem aż do żniwa. A w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw kąkol i powiążcie go w snopki na spalenie, a pszenicę zwieźcie do mojej stodoły.

    Dziś zgodnie z tą przypowieścią mam więcej niż wątpliwości czy istnieje prawdziwa religia. Gdyż tworzenie takich struktur wymaga sprzeciwienia się poleceniu Pana. Ze Słowa Bożego wynika że prawdziwi słudzy są rozproszeni. Nie było tak w I wieku ale obecnie jest.

    Oczywiście to rodzi pewne problemy gdyż szatan na pewno zorganizował się przeciw tym rozproszonym sługom. Nic więc dziwnego że Pan powiedział w Łuk. 18 (8) Powiadam wam, że szybko weźmie ich w obronę. Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja się tak zastanawiam, czy zbawienie to za mało, żeby zmotywować wierzących do uczestniczenia we wspólnych spotkaniach, wspólnej modlitwy, wspólnego wielbienia Boga i rozważania Słowa Bożego? Cóż więcej potrzeba? Jeśli dla kogoś to za mało, to myślę, że jest to poważny problem danej osoby i że żadne dodatkowe "atrakcje" w zborze tego nie zmienią...

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie Rafał, całkowicie się z Tobą zgadzam. Tacy wierzący, napełnieni Duchem Świetym nie są członkami żadnej organizacji religijnej i nie są wcale rozproszeni. Oni mają osobistą społeczność z Bogiem i zawsze znajdują też społeczność z innymi prawdziwymi uczniami Jezusa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zamiast tak klepać,pomyślcie co zrobić aby na nowo przyciagnąć do zboru ludzi,tych co odeszli i tych co chcą się przyłaczyć.bo jak czytam
    powyższe to stoicie na mieliznie...Szkoda.Jest tyle ludzi szukajacych Boga,chcacych "zakotwiczyć",ale jak przeczytają o wykluczeniach i tp...to po co będa się narażąć...? Moim zdaniem nie wykluczać,nie osądzać !
    Kochani,tu muszę przypomnieć Wam przypowieść o zagubionej owcy,pamiętacie ???
    Punktem wyjścia do opowiedzenia tej przypowieści jest sytuacja ,kiedy Jezus przebywa i spożywa posiłek z celownikami i grzesznikami.
    Oburzaja sie na to faryzeusze,krytykując Jezusa za tak bliski kontakt z osobami nieczystymi.Wówczas Jezusopowiedział im,o zagubionej owcy.
    "Któż,z was,gdy ma sto owiec,a zgubi jedną z nich,nie zostawiadziewiędziesieciu dziewięciu na pustyni,i nie idzie za zagubioną,aż ją znajdzie ?"
    - A nie mówi :"Wykluczmy ją !Odeszła...,jej strata,zresztą była taka jakaś...nie,niepasowała do nas,pamietaci,robiła to tamto,a właściwie to nierobiła nic!Po co mamy ją szukać ?Zresztą.pastor ma jeszcze 99 owiec.Jedna mniej nie robi różnicy...I tu zaczyna się "mielizna"..."

    Właśnie ta jedna,zagubiona owieczka,jest
    najważniejsza,dla dobrego pasteża!
    A gdy ją znajdzie nie osadza jej,jak i dlaczego,ale wyprawia uczte i weseli się z jej powrotu wraz z wszystkimi 99 owcami !

    --- Amen ! ----

    Taki powinien być dobry zbór,do którego ludzie będą lgneli,a jak jest u was...?

    OdpowiedzUsuń