Mamy dziś w Polsce Dzień bez Krawata. Ponieważ w większości przypadków krawat jest obowiązkowym elementem męskiego ubioru, 2 czerwca w niektórych firmach odstępuje się od tej zasady i urządza nieformalne święto, zwalniające pracowników od tego obowiązku.
Wszystko, co robimy z nakazu, dlatego, że ktoś nam to narzucił, że nas zobowiązał, zawsze w jakimś stopniu nam ciąży. Gdy tylko pojawia się możliwość, natychmiast zrzucamy z siebie ten ciężar.
Tak właśnie jest z krawatem. Wielu mężczyzn go nie cierpi, ale ponieważ takie są kanony społeczne, takie wymagania korporacji względem pracowników, więc cóż mają robić? Buntować się? Szkoda premii, a może nawet i w ogóle miejsca pracy ;) Na szczęście ktoś wymyślił jeden dzień luzu, kiedy można poczuć się swobodnie...
Podobnie jak z zakładaniem nielubianego krawata, tak w życiu niektórych chrześcijan bywa ze stosowaniem się do wskazówek Pisma Świętego. Ciążą im przykazania Boże. Chcieliby przynajmniej co jakiś czas sobie od tych powinności odpocząć.
Co innego, gdy ktoś lubi nosić krawat. Wtedy wcale nie wyczekuje momentu, aby jak najszybciej można było go zdjąć. Kto miłuje Boga, wcale nie rozgląda się za możliwością choćby chwilowego odstąpienia od Słowa Bożego. Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe [1Jn 5,3].
Tak więc, jeśli chodzi o mnie, to nawet 2 czerwca z przyjemnością zakładam 'krawat' mojego naśladowania Jezusa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz