Od wczoraj nie przestaję myśleć o tym, jak nieocenioną wartością w dzisiejszych czasach jest stałość chrześcijanina. Tę refleksję wzbudziło we mnie dość nieoczekiwane odkrycie, że w dniu 22 lutego jedna z kobiet z naszego zboru ma właśnie dwudziestą rocznica chrztu wiary. Magdę, bo ją mam na myśli, ochrzciłem w 1997 roku. Jako młoda dziewczyna postanowiła związać swoje życie z Panem Jezusem i została członkiem C. C. NOWE ŻYCIE. Wzruszam się. Lata studiów, kariery zawodowej, odejście od zboru jej przyjaciół, z którymi była i jest emocjonalnie związana, zmiana miejsca zamieszkania, przeniesienie siedziby zboru na Olszynkę - nic z tych rzeczy nie odciągnęło Magdy ani od Boga, ani od zboru. Przez te wszystkie lata pozostaje z nami, zaangażowana, pod wieloma względami bardzo użyteczna w działalności naszej wspólnoty i zawsze gotowa do dobrego dzieła. Takie osoby są naszą chlubą w Chrystusie Panu.
Nie bez kozery dotykam dziś kwestii stałości w życiu i służbie chrześcijanina. Nie trzeba wcale być wnikliwym obserwatorem, by zauważyć niepokojącą zmienność wielu współczesnych chrześcijan. Parę lat temu dziękowali Bogu. Zrobili sporo szumu wokół swego nawrócenia i powołania. Zapowiedzieli wierność i pełne zaangażowanie. Złożyli przyrzeczenia. A dziś..? Jeśli nawet jeszcze formalnie są w zborze, to praktycznie już ich nie ma. Wystarczyło, że się zakochali i pobrali, zmienili pracę czy miejsce zamieszkania - i przepadli. Inni po paru zaledwie latach obecności w zborze stwierdzili, że się już w nim nie budują i dlatego muszą iść i gdzieś indziej szukać dla siebie duchowej strawy.
Najbardziej jednak zdumiewającą przyczyną odejścia niektórych chrześcijan od zboru jest bliżej nieokreślona potrzeba czegoś nowego. Twierdzą, że w dotychczasowej wspólnocie czują się świetnie i nie mają do niej zastrzeżeń, a mimo to od niej odchodzą? Widzą, że zbór jest na właściwym kursie duchowym i jest w nim wiele pracy do wykonania, a go opuszczają, bo zachciało się im czegoś nowego? Przemknęła mi myśl, czy takim ludziom po jakimś czasie nie znudziło by się nawet niebo, gdyby do niego trafili?
Pomimo tego, że żadna społeczność chrześcijańska nie jest na tyle doskonała, żeby nie było już w niej nad czym pracować, to jednak niektórzy chrześcijanie co kilka lat potrzebują spróbować czegoś nowego. Nie przyszłoby im to do głowy, gdyby mieli serce sługi i rozumieli, że życie chrześcijanina to służba, a nie rozrywka. Lecz oni mają w głowie wciąż nowe wyzwania i atrakcje. Nie chcą tkwić w tym samym miejscu i się trudzić. Pragną kolejnych przygód i kontaktu z nowymi ludźmi. Jeśli naprawdę Duch Święty każe im tak zrobić, to posłuszni Mu nie mają innego wyjścia. Jeśli jednak to nie za sprawą Ducha opuszczają zbór i porzucają stanowisko w pracy Pańskiej, to jak się wytłumaczą przed sądem Chrystusowym?
Swego czasu Jezus powiedział do swoich uczniów: Wy zaś jesteście tymi, którzy zostali przy Mnie, gdy przechodziłem przez próby [Łk 22,28]. Inni z rozmaitych powodów odeszli, a oni pozostali. Tacy bracia i siostry, tacy towarzysze wiary i służby - to w dzisiejszych czasach prawdziwy skarb! Dlatego bracia moi, ukochani, bądźcie stali, niewzruszeni, wciąż tryskający poświęceniem w dziele Pana, pewni, że wasz trud nie jest daremny w Panu [1Ko 15,58].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz