Od jakiegoś czasu w różnych krajach na świecie można zauważyć dziwną transformację przepisów prawnych do takiej postaci, by chrześcijaninowi, który wypowie się na temat powszechnych grzechów społecznych, używając choćby tylko samych słów Pisma Świętego, można było postawić zarzut szerzenia nienawiści.
A cóż innego ma zrobić uczeń Jezusa, gdy widzi obłudę, zwiedzenie duchowe, postępującą demoralizację itd..? Czyż ma zaprzestać głoszenia światu Słowa Bożego? Owszem, we współczesnym kaznodziejstwie już pojawił się dość silny nurt, polegający na przekazywaniu ludziom wyłącznie pozytywnego przesłania, ale prawdziwy sługa Słowa nigdy na coś takiego nie pójdzie. Czyż widząc szerzący się grzech ma milczeć tylko dlatego, że piętnowanie go jest dziś politycznie niepoprawne?
Na przykład, w piątkowym wydaniu Rzeczypospolitej można było przeczytać, że znany szkocki działacz gejowski, Jammes Rennie, ulubieniec mediów i szef agendy rządowej zajmującej się promocją homoseksualizmu wśród młodzieży, okazał się pedofilem wykorzystującym synka swoich przyjaciół, którzy wielokrotnie zostawiali go pod jego opieką. Czyż nie jest to dostateczny przyczynek do dyskusji o związku pomiędzy skłonnościami homoseksualnymi a pedofilskimi? Czyż słudzy Słowa Bożego w Wielkiej Brytanii nie powinni jasno wypowiedzieć się tej sprawie? Lecz mało kto ma dziś odwagę głośno poruszać te kwestie. Dlaczego?
Zauważam, że ewangeliczni chrześcijanie rzadko zabierają głos w kontrowersyjnych sprawach. Głoszenie ewangelii ograniczyli do mówienia grzesznikom, że Bóg ich kocha i ma dla nich wspaniały plan. Prawdziwi prorocy, słudzy Słowa Bożego, odważnie głosili przeciwko grzechowi. Wywoływało to nienawiść świata. W najbliższą środę będziemy w gdańskim zborze omawiać postać i kazanie Szczepana z księgi Dziejów Apostolskich. Wiadomo czym zakończyło się jego natchnione przemówienie. Najdobitniej widać to na przykładzie Jezusa Chrystusa. Świat nie może was nienawidzić, lecz mnie nienawidzi, ponieważ Ja świadczę o nim, że czyny jego są złe [Jn 7,7].
W czasie publicznej służby na ziemi Jezus znajdował się pod ciągłym obstrzałem duchowych przeciwników. Na każdym kroku zastawiali na niego rozmaite pułapki, naradzali się, jakby go usidlić słowem [Mt 22,15]. Prowokowali do tego, by wypowiedział słowa, za które mogliby postawić Go przed sądem. W końcu podstawili fałszywych świadków.
Jako chrześcijanin nie mam na tym świecie innej drogi, jak tylko naśladowanie Jezusa, mojego Pana. On zapowiedział: Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą [Jn 15,20]. Będę więc świadczyć światu, że jego uczynki są złe. Będę wzywać ludzi do pokuty, do opamiętania z grzechów! Będę głośno mówił, że można się jeszcze uratować od wiecznego potępienia, ale wyłącznie poprzez nowe narodzenie i nawrócenie się całym sercem do Jezusa Chrystusa!
Duch antychrysta inspiruje dziś ustawodawców do tworzenia takiego prawa, które ma na celu całkowite usidlenie zwiastowania Słowa Bożego w świecie. Sam zionąc nienawiścią, będzie próbował sianie nienawiści zarzucić uczniom Jezusa. Co na to odpowiemy? Bezbożni zastawili na mnie sidło, lecz ja nie odstępuję od ustaw twoich [Ps 119,110]. Niech Bóg da nam w tym mądrość, abyśmy, jak Jezus - dając świadectwo prawdzie - nie dali się złapać w to sidło!
Polecam lekturę http://emaso.com/pl-polish/pl-3-right/pl-3-2-non-swedes.htm
OdpowiedzUsuńTo jest dobre! Od pewnego czasu właśnie budzi się we mnie świadomość, że głoszenie Ewangelii omija temat grzechu. Może brzmi to dziwnie, ale posłuchajcie przeciętnego kazania ewangelizacyjnego, to stwierdzicie to samo. Ale czy to jest jeszcze Ewangelia? Wg mnie nie! Apostołowie modlili się o to, aby mogli z odwagą zwiastować. Po co byłaby im odwaga, skoro mieliby głosić dzisiejsze, tzw. pozytywne przesłanie? Kto by ich nienawidził z tego powodu, kto by się oburzał? Raczej nikt. Piotr głosił, że trzeba się ratować od grzechu (z grzesznego pokolenia), a Paweł mówił, że nadchodzi sąd. Tymczasem dzisiejsza tzw. ewangelia, która koncentruje się na dobrobycie (albo przynajmniej dobrym samopoczuciu) produkuje ludzi, którzy nie widzą nawet tragizmu grzechu, ale mimo to stają się członkami Kościoła. Obiecano im lepsze życie, spełnione i mające sens. Więc oni w to weszli. Albo przyciągnięto ich muzyką albo miłą atmosferą. A co potem? Albo odchodzą ze zboru, albo pozostają w nim i sprawiają problemy. Dlaczego? Bo nigdy nie pokutowali. Nigdy nie uświadomili sobie, że są grzeszni. Nikt im o tym nie mówił. Nawet się ochrzcili, bo tego od nich oczekiwano. Cóż, jedyne lekarstwo, to głoszenie tak jak mówi Słowo, bez upiększania ani zaciemniania śmiertelnej realności grzechu.
OdpowiedzUsuń