Ostatnia sobota listopada w Europie to Dzień Bez Zakupów [ang. Buy Nothing Day]. Został on ustanowiony w USA na początku lat 90. ubiegłego wieku, w celu wyrażenia sprzeciwu wobec zbędnych zakupów i nadmiernej konsumpcji dóbr w krajach rozwiniętych. W Polsce zaczęto o nim mówić w 2003 roku, a ma on polegać przede wszystkim na powstrzymaniu się w tym dniu od robienia zakupów.
Czy to możliwe? Właśnie rusza świąteczny shopping. Z badań społecznych wynika, że w tym roku polska rodzina przeciętnie wyda na święta ok. 1500 zł. Ile z tych zakupionych rzeczy okaże się zbędne? Ilu wydatków można byłoby uniknąć, gdyby tylko towarzyszył nam namysł i zdrowy rozsądek? Problem w tym, że zbyt często kupujemy rzeczy, które wcale nie są nam potrzebne. Jak to zatrzymać? Czy Dzień Bez Zakupów może wywołać w społeczeństwie jakieś otrzeźwienie?
Nie mam zamiaru prawić tu morałów albo radzić, jak odwrócić uwagę od robienia niepotrzebnych zakupów. To zależy przecież od tego, przy czym na co dzień są nasze myśli? Jeśli ktoś ciągle przegląda katalogi, ogląda reklamy, sprawdza promocje, ciągle o tym rozmawia ze znajomymi i włóczy się po centrach handlowych, to zrozumiałe, że będzie kupował rzeczy tak naprawdę mu niepotrzebne.
Abstrahując od tego, że są na ziemi ludzie nadmiernie oszczędni, żeby nie powiedzieć skąpi, którzy z takich właśnie pobudek unikają robienia zakupów, chcę wskazać dziś na chrześcijańską zasadę poprzestawania na małym. Biblia poucza, że pobożność jest wielkim zyskiem, jeżeli jest połączona z poprzestawaniem na małym. Albowiem niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy. Jeżeli zatem mamy wyżywienie i odzież, poprzestawajmy na tym [1Tm 6,6–8].
Prawda jest taka, że do codziennego przeżycia człowiek faktycznie potrzebuje bardzo niewiele. Według Piśma potrzebna nam jest odzież i wyżywienie na dzisiaj. Nie ma co martwić się na zapas, bowiem nie wiadomo, czy jeszcze jutro będziemy czegokolwiek potrzebowali. Być może nawet ubranie i jedzenie już jutro nie będzie nam potrzebne. Jeśli więc trawę polną, która dziś jest, a jutro zostaje wrzucona do pieca, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, o małowierni? Więc i wy nie pytajcie o to, co będziecie jeść i co będziecie pić, i nie martwcie się przedwcześnie. Tego wszystkiego bowiem ludy tego świata szukają; wie zaś Ojciec wasz, że tego potrzebujecie; lecz szukajcie Królestwa jego, a tamto będzie wam dodane [Łk 12,28–31].
Prawdziwy chrześcijanin jest nastawiony na świat wartości duchowych. Żyje nie tym, co by tu nowego kupić i skonsumować, a bardziej tym, jak mógłby lepiej w swoim życiu uczcić Jezusa i jak Go zaprezentować innym ludziom. Dbając o to, wprawdzie nie za bardzo wie, co ile kosztuje i gdzie jest taniej, ale za to dobrze wie, co jest miłe w oczach Bożych. Takim człowiekiem chciałbym pozostać, pomimo szalejącej wokoło konsumpcji.
Od dłuższego już czasu zamyślam się nad tym, ile rzeczy mam w domu, tak naprawdę mi niepotrzebnych? Dlaczego miałyby nadal zagracać mieszkanie? Tylko dlatego, że może kiedyś mi się jeszcze przydadzą? Przecież nie wiem, czy jeszcze jutro będę chodził po ziemi. Bardzo nie chciałbym, aby po moim odejściu do Domu, ludzie znaleźli w moim mieszkaniu mnogość rozmaitych rzeczy. Ostatnio złodzieje przekonali się, że po części już mi się to udało ;)
Mam zamiar konsekwentnie pozbywać się tego, co nie jest mi potrzebne, a tym bardziej, wystrzegać się kupowania rzeczy, bez których zupełnie dobrze mogę się obejść. Także w ten sposób chciałbym podobać się Jezusowi. A może zaczynam popadać w jakąś niezdrową skrajność?
Kolejny dobry artykuł :)
OdpowiedzUsuń