Znany w sporej części lasu szczygieł Kenys miał się całkiem dobrze. Mile widziany przez większość ptaków, swobodnie fruwał po okolicy, zaglądał do różnych gniazd, siadał przy nich i wyśpiewywał swoje trele. Robił to zazwyczaj przy pełnej aprobacie innych mieszkańców lasu.
Od czasu do czasu nawiedzał gniazdo orlika, który - sam daleki od takich zdolności - lubił posłuchać jego śpiewu. Wpadał do sroki pragnącej swoje potomstwo wyposażyć w coś więcej, niż tylko umiejętność skrzeczenia. Z racji swych predyspozycji czuł się też w obowiązku pomagać dudkowi wabić upatrzoną prze niego wybrankę. Nawet mądra sowa, znudzona ciszą swego gniazda, nie miała nic przeciwko świergotliwym wizytom szczygła.
Jednym z mieszkańców lasu był dzięcioł Modsiw. Również on chętnie i wielokrotnie witał Kenysa na gałęzi u wejścia do swojej dziupli. Jednakże któregoś poranku, w czasie roboczej wyprawy na skraj lasu, zauważył szczygła wyfruwającego z gniazda myszołowa, o którym w całym lesie huczało, że padł zarażony jakąś dziwną chorobą. Ta niespodziewana obserwacja zaniepokoiła dzięcioła.
Właśnie rozpoczął się lęg tegorocznego potomstwa. Wiecznie głodne dzięciołki w poprzednich latach nieraz wyciągały dzióbki do przyjacielskiego szczygła. Teraz dzięcioł zaczął to uniemożliwiać. Zabójcza zaraza z gniazda myszołowa z pewnością była na nóżkach Kenysa. Kontakt z nim był więc dla młodych niebezpieczny.
Dzięcioł nie chciał już obecności szczygła w pobliżu. Zdumiona partnerka Modsiwa zachodziła w głowę, dlaczego tak nadweręża dziób, starając się oddziobać gałąź tuż przy wejściu do ich dziupli, na której Kenys wcześniej wielokrotnie przesiadywał. Mało tego, za każdym razem gdy Modsiw odlatywał gdzieś dalej, zasłaniał teraz szyszką wejście do dziupli, uniemożliwiając szczygłowi zbliżenie się do maleństw.
Wśród mieszkańców lasu rozniosła się plotka, że dzięciołowi najwyraźniej pomieszało się w głowie, skoro zaczął odpędzać tak powszechnie lubianego Kenysa. Niejasności w lesie było coraz więcej. Przecież nikt nie widział tego, co podpatrzył Modsiw wspomnianego poranka...
Martwy myszołów szybko gdzieś poszedł w niepamięć. Nawet nie zauważono, że wśród ptaków zapanowała mało znana grypa, której Kenys stał się lokalnym nosicielem.
A dzięcioł Modsiw? Czy zachował się nieodpowiedzialnie, wykazując - zgodnie ze swoją naturą - tak daleko idącą ostrożność?
Biblia poucza: Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie. Kto go bowiem pozdrawia, uczestniczy w jego złych uczynkach [2Jn 1,9–11].
Dziwię się, że tak prędko dajecie się odwieść od tego, który was powołał w łasce Chrystusowej do innej ewangelii, chociaż innej nie ma; są tylko pewni ludzie, którzy was niepokoją i chcą przekręcić ewangelię Chrystusową. Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty! [Ga 1,6–8].
Są sytuacje, gdy staje się nieważne, jak barwnie ptak jest upierzony i jak pięknie potrafi śpiewać. Ważne, gdzie wcześniej przesiadywał, bo może stamtąd - nawet niechcący - przywlec zarazę do naszego gniazda.
Piękne i znaczące imię dzięcioła...
OdpowiedzUsuńDobra analogia do JM.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam