Ostatni dzień października to Światowy Dzień Oszczędzania. Podobno robi to tylko 7 procent Polaków. Inni, albo nie mają takich nawyków i szybko przepuszczają cały swój przychód, albo na tyle z trudem wiążą koniec z końcem, że nie są w stanie odłożyć nawet złotówki. Celem pomysłodawców Dnia Oszczędzania jest popularyzacja idei oszczędnego życia i zachęta do oszczędzania.
Na czym polega typowe oszczędzanie? Według definicji słownikowej oszczędzać to – zbierać, odkładać pieniądze na jakiś cel. Innymi słowy, najpierw należy żyć oszczędnie, zbierać niezbędne środki, a gdy zaoszczędzimy dostatecznie dużo, wówczas możemy realizować swój upragniony cel. Dodajmy, że jakąś formą wymuszonego nieco oszczędzania, choć coraz bardziej powszechną w życiu niektórych osób, jest spłacanie zaciągniętego kredytu.
Ponieważ praktyka pokazuje, że dla większości z nas ani nie jest łatwo zaoszczędzić cokolwiek, ani tym bardziej spłacać pożyczonych pieniędzy, proponuję wszystkim ludziom wierzącym w Jezusa Chrystusa całkiem inne podejście do tematu.
Mam na myśli raczej mało racjonalny, ale za to absolutnie niezwykły, wręcz przygodowy, sposób gromadzenia sobie środków niezbędnych do realizacji wszelkich, zgodnych z wolą Bożą, celów życiowych. Polega on na odejściu od idei priorytetu odkładania na kupkę i przeorientowaniu życia na praktyczne okazywanie pomocy ludziom w potrzebie.
W rezultacie takiego dysponowania na bieżąco posiadanymi środkami materialnymi, wprawdzie nie powiększa się zawartość przysłowiowego kosza, nie rośnie stan naszego konta w ziemskim banku, ale za to rosną nasze notowania w oczach Bożych.
Dzięki temu, gdy chrześcijanin stanie w obliczu jakiejś rzeczywistej potrzeby, może być pewny, że Bóg sięgnie do swoich zasobów, i da mu, ile trzeba. Biblia zapowiada bowiem, że: Kto się lituje nad ubogim, pożycza Panu, a ten mu odpłaci za jego dobrodziejstwo [Prz 19,17].
Jest to bardzo praktyczny i o wiele bardziej pewny sposób zapewnienia sobie niezbędnych środków na zaspokojenie potrzeb w przyszłości. Sprzedajcie majętności swoje, a dawajcie jałmużnę. Uczyńcie sobie sakwy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej nie ma przystępu, ani mól nie niszczy [Łk 12,33].
Warto wziąć tę radę pod uwagę, tym bardziej, że oszczędzanie w typowy sposób nie daje nam gwarancji, że na pewno zdążymy z zaoszczędzonych środków skorzystać. I powiedział im podobieństwo: Pewnemu bogaczowi pole obfity plon przyniosło. I rozważał w sobie: Co mam uczynić, skoro nie mam już gdzie gromadzić plonów moich? I rzekł: Uczynię tak: Zburzę moje stodoły, a większe zbuduję i zgromadzę tam wszystko zboże swoje i dobra swoje. I powiem do duszy swojej: Duszo, masz wiele dóbr złożonych na wiele lat; odpocznij, jedz, pij, wesel się. Ale rzekł mu Bóg: Głupcze, tej nocy zażądają duszy twojej; a to, co przygotowałeś, czyje będzie? Tak będzie z każdym, który skarby gromadzi dla siebie, a nie jest w Bogu bogaty [Łk 12,16–21].
Wdowy z okresu Wczesnego Kościoła praktykowały następujący sposób gromadzenia sobie osczędności na przyszłość: Na listę wdów może być wciągnięta niewiasta licząca lat co najmniej sześćdziesiąt i raz tylko zamężna, mająca dobre imię z powodu szlachetnych uczynków: że dzieci wychowała, że gościny udzielała, że świętym nogi umywała, że prześladowanych wspomagała, że wszelkie dobre uczynki gorliwie pełniła [1Tm 5,9-10]. Dzięki takim "oszczędnościom" wierząca wdowa miała dozgonny wikt i opierunek w swoim zborze.
Lepiej zadbać o to, żeby być w Bogu bogatym, żeby nasze życie obfitowało w czyny posłuszeństwa Bogu. Wtedy Bóg, widząc zaistniałą potrzebę oddanego mu dziecka, w odpowiednim momencie uruchomi środki niezbędne do zaspokojenia tej potrzeby.
Mam na to wiele dowodów. Nawet dzisiaj dostąpiłem czegoś takiego, że koncentrując się wcześniej na służbie Bożej, na niesieniu w imię Chrystusa pomocy ludziom w potrzebie, a nie na typowym ciułaniu, w jednej chwili otrzymałem pełną możliwość zaspokojenia kolejnej mojej potrzeby.
Taki sposób "oszczędzania" odkryłem w Biblii i praktykuję go od lat. W rezultacie wprawdzie nie mam tzw. oszczędności, ale na bieżąco mam wszystko, co jest mi potrzebne do życia i do pobożności.
Mam nadzieję, że zostałem dobrze zrozumiany. Moja propozycja nie wyklucza zwyczajnego odłożenia paru złotych na zakupy przewyższające miesięczne możliwości budżetowe.
Pieniądze i bogactwa to rzecz nabyta, w każdej chwili można wszystko stracić. Ale tego, co mamy w sobie nikt nam nie odbierze :).
OdpowiedzUsuńGorzej jeśli to "coś" nie jest czymś, z czego można być dumnym. Ale to już inna sprawa...
Pozdrawiam.
Kinga z grzybypodeszczu.
Nie wiem czy jest w kalendarzu światowy dzień kredytobiorcy, ale myślę, że warto tę refleksję pastora Mariana uzupełnić o kwestię brania kredytów. Myślę, że obecnie o wiele większym problemem w kościele jest sprawa brania kredytów niż sprawa oszczędzania. Chciałbym podzielić się dwoma wersetami: "Nie bądź wśród tych, którzy dają porękę, ani wśród tych, którzy ręczą za długi, bo jeżeli nie masz czym zapłacić, zabiorą łóżko spod ciebie (Prz 22:26-27) i "Bogacz panuje nad nędzarzem, lecz dłużnik jest sługą wierzyciela (Prz 22:7) Więcej można poczytać na ten temat:http://www.chlebznieba.pl/assets/files/pdf/KREDYTY_W_ZYCIU_CHRZESCIJAN.pdf
OdpowiedzUsuń