Za miłymi i pięknymi słowami nie zawsze stoi taka sama rzeczywistość. Bywa, że stanowią one zwykłą przykrywkę wewnętrznej pustki i niewiary. Jeszcze częściej przyjemnie brzmiąca mowa staje się sposobem na zjednywanie sobie poparcia, a nawet pociągania słuchaczy w niewłaściwym kierunku. Taki scenariusz dla zboru efeskiego zapowiedział św. Paweł w natchnieniu Ducha Świętego: Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą [Dz 20,29-30].
Melodia pociągających słów rozbrzmiewa w różnych sferach i na wielu poziomach życia. W Księdze Przypowieści Salomona znajdujemy obraz nierozumnego młodzieńca, który nieostrożnie dał posłuch miłym słowom nierządnej kobiety. Uwiodła go wielu zwodniczymi słowami; swoją gładką mową usidliła go. Omamiony poszedł tuż za nią jak wół, który idzie na rzeź, jak jeleń, którego spętano powrozem, aż strzała przeszyje mu wątrobę; jak ptak, który leci prosto w sidło, nie przeczuwając, że chodzi o jego życie [Prz 7,21-23]. Młody człowiek nie rozpoznał zagrożenia. Uległ wrażeniu pięknych słów, które nawiasem mówiąc bardzo wpisywały się w naturalne pragnienia jego zmysłów.
Parę dni temu jeden z moich przyjaciół podesłał mi artykuł o trwającej w Wielkiej Brytanii debacie na temat ustawy mającej zalegalizować na Wyspach małżeństwa homoseksualne. Oto jak jeden z konserwatywnych lordów brytyjskich argumentuje swoje poparcie dla tej ustawy. "...Popieram ją, bo wierzę w instytucję małżeństwa, która jest fundamentem społeczeństwa i powinna być otwarta dla wszystkich, bo wierzę w wartość rodziny, bo jestem konserwatystą i szanuję ludzkie swobody, bo jestem chrześcijaninem, bo wierzę, że jesteśmy wszyscy równi w oczach Boga i powinniśmy być równi w prawie stanowionym przez ludzi" [Gazeta Prawna, 5 czerwca 2013]. Aż dreszcze przechodzą mi po plecach, jak dalece można się zapędzić w gładkiej mowie. Jest w niej zręczne odwołanie się do wolności, równości, chrześcijaństwa i samego Boga. I jak tu się przyczepić do takiego miłego faceta? - napisał mój przyjaciel.
Biblia, oczywiście, wzywa nas do używania miłych i dobrych słów. Mowa wasze niech będzie zawsze uprzejma, zaprawiona solą, abyście wiedzieli jak macie odpowiadać każdemu [Kol 4,6]. Gdy jednak ktoś przemawia do nas tak mile, że wszystkim podoba się to, co mówi, lepiej dla nas, żebyśmy wzmogli swą czujność. A proszę was, bracia, abyście się strzegli tych, którzy wzniecają spory i zgorszenia wbrew nauce, którą przyjęliście; unikajcie ich. Tacy bowiem nie służą Panu naszemu, Chrystusowi, ale własnemu brzuchowi, i przez piękne a pochlebne słowa zwodzą serca prostaczków [Rz 16,17-18].
Najlepszym przykładem i niedoścignionym wzorcem właściwej mowy jest Pan Jezus Chrystus. On nie był mówcą złotoustym. Bywały w Jego służbie Słowa i takie chwile, gdy się wyjątkowo nie podobał swoim, nawet najbliższym słuchaczom. Wielu tedy spośród uczniów jego, usłyszawszy to, mówiło: Twarda to mowa, któż jej słuchać może? A Jezus, świadom, że z tego powodu szemrzą uczniowie jego, rzekł im: To was gorszy? Cóż dopiero, gdy ujrzycie Syna Człowieczego, wstępującego tam, gdzie był pierwej? Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem, lecz są pośród was tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem od początku wiedział, którzy są niewierzący i kto go wyda. I mówił: Dlatego powiedziałem wam, że nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli mu to nie jest dane od Ojca. Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło [Jn 6,60-66]. Słowa Jezusa nie były obmierzone na to, żeby się podobać. Ich celem był żywot wieczny.
Pismo Święte wielokrotnie ostrzega przed zwiedzeniem. Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie [Kol 2,8]. Gdy nie trzymamy się blisko Pana Jezusa, wówczas bardzo łatwo przemawiają do nas ludzkie argumenty. Radykalizm biblijnych przykazań zaczyna jakoś źle brzmieć w naszych uszach. Żądni tego, co ucho łechce, powoli odwracamy się od prawdy, a zwracamy się ku baśniom [2Tm 4,3-4].
Bądźmy dojrzali w myśleniu! Miłych słów przyjemnie się słucha, ale nie zawsze służą one naszemu dobru. Czasem usypiają naszą czujność i uspakajają nas w lenistwie i niewierze. W tym sensie lepsza jest jawna nagana, niż nieszczera miłość. Razy przyjaciela są oznaką wierności, pocałunki wroga są zwodnicze [Prz 27,5-6].
Wolę usłyszeć parę słów przykrych i gorzkich, które rzucą mnie na kolana i zmotywują do duchowego wzrostu niż tysiąc słów słodkich i pochlebnych, które jedynie wprawią mnie w niezdrowy błogostan.
Bracie Marianie! Przykre i bolesne słowa mogą tylko przynieś rezultat odwrotny do zamierzonego. Znam kilka języków europejskich i - dziwnym trafem - każdy z nich posiada zasób słów, pozwalający na rzeczowe, spokojne, uprzejme i łagodne przedstawienie nawet najtrudniejszych spraw. Nie chodzi tu o słodycz i pochlebstwa. Niestety, niektórzy chrześcijanie - nie wyłączając pastorów i kaznodziejów - wychodzą z założenia, że pohukiwanie, łajanie i ładowanie do głowy przynosi skutek. A prawda jest taka, że zachowanie opisane powyżej świadczy o braku cierpliwości, nieumiejętności opanowania emocji , braku miłości do ludzi i - być może - intelektualnym i duchowym lenistwie. Po co podejmować wysiłek intelektualny - przygotować, przemyśleć wypowiedź - i duchowy - przemodlić, przestudiować pod kątem Słowa - jeżeli o wiele łatwiej jest huknąć, złajać, nagadać i odejść z przeświadczeniem, że pełni się służbę Bogu.
OdpowiedzUsuńApostołowie, szczególnie Paweł, to dopiero byli niecierpliwi, nieopanowani, okrutni oraz intelektualnie i duchowo leniwi... A tak poważnie, to chyba trochę za duże uogólnienie z tym przeciwstawieniem. Przecież ten, co unika przypodobywania się ludziom nie musi być od razu obłudnikiem, który obraża wszystkich bez powodu. Mamy wskazówki w listach apostołów wskazówki, jak dobrze napominać i równocześnie z miłością zachęcać do poprawy. Mamy też w Nowym Testamencie przykład kościoła, który zaniechał napominania. Czytamy o nim, że byli "ubogaceni we wszystko": znali dobrze Słowo Boże, świadectwo o Jezusie było u nich utrwalone, mieli wszelkie poznanie i nie brakowało im żadnego daru łaski (1.Kor.1:4-7), czyli można by powiedzieć, że to idealny kościół..., ale ludzie w tym kościele swoimi grzechami zawstydzili nawet pogan (1.Kor.5:1). Co ciekawe lekceważyli Pawła za to, że nie umiał dobrze przemawiać (2.Kor.10:10), a sam Paweł próbował im wytłumaczyć, że nadmierne skupienie na tym, żeby mówić tak, jak chciałby to usłyszeć słuchacz, pozbawia ewangelię mocy przekonywania udzielanej przez Ducha Świętego (1.Kor.1:17, 2:1-5, 4:19-20). Problem nie jest taki prosty jak się wydaje. Mówmy jak Słowo Boże i dajmy się prowadzić Duchowi Świętemu, to unikniemy takich wątpliwości.
Usuń