29 lipca, 2012

Gangsterstwo we krwi?

Nie wiem ile osób dostało takiego maila, ale w mojej skrzynce go znalazłem. Mam na myśli tekst zatytułowany "OCHRONA" W DENOMINACJI, który jest kopią czwartego rozdziału jakiejś książki, jakiegoś autora ;).  Ponieważ nadawca maila opatrzył go  klauzulką  lektury weekendowej, posłusznie poświęciłem jej kawałek mojej soboty.

 Nie jestem zaskoczony ani zbulwersowany treścią tych pięciu stron zadrukowanych krytyką kościelnych denominacji. Niczego aż takiego nowego do tematu one nie wnoszą, ani też niewiele wyjaśniają. Zasmuca mnie natomiast fakt związku tych wywodów z ludźmi, którzy z racji swej przeszłości i poruszającego, wyrazistego świadectwa nawrócenia, raczej powinni unikać wikłania się w jakiekolwiek kontrowersje i spory natury wewnątrzkościelnej.

 Mając szerokie możliwości składania świadectwa o nowym życiu z Panem Jezusem, co ważne, potwierdzone osobistym przykładem, zrobiliby lepiej, gdyby jak oka w głowie strzegli dobrej opinii świadka i naśladowcy Jezusa Chrystusa. Bardzo ważne bowiem dla takich ludzi, aby się nie wdawali w spory o słowa, bo to jest bezużyteczne, a tylko słuchaczy do zguby przywodzi [2Tm 2,14]. Przecież chodzi o zwiastowanie dobrej nowiny i zbawienie grzeszników.  Zajmowanie się krytykowaniem takiej, czy innej denominacji, sprawie ewangelii Chrystusowej absolutnie nie pomaga.

 Niestety, nie każdy potrafi się ustrzec tego błędu, zwłaszcza, jeżeli gdzieś w genach ma zapisaną skłonność do burzenia istniejącego porządku rzeczy. Wówczas nieważne, czy ten porządek jest słuszny, czy nie, taki człowiek z pewnością po jakimś czasie przeciwko zaobserwowanej układance wystąpi.

 W środowiskach ewangelicznego chrześcijaństwa przebiega to mniej więcej tak, że ktoś o tego rodzaju cechach osobowościowych najpierw zachwyca się zastaną w zborze rzeczywistością. Jakże inaczej i wspanialej jest tutaj w porównaniu ze znanym mu wcześniej środowiskiem i kościołem! Po pewnym czasie jednak zaczyna zauważać mankamenty zboru i dość szybko przechodzi do krytyki. W końcu wyciąga rewolwer i zaczyna strzelać do tych, których jeszcze wczoraj nie mógł się nachwalić.

 Oto dlaczego zalecam stosowną ostrożność, gdy ktoś obok nas euforycznie zachwyca się kolejnym tzw. "mocnym" świadectwem nawrócenia. Jeżeli jest ono prawdziwe, to - podobnie jak powściągliwość braci zboru jerozolimskiego nie zraziła nowo nawróconego Saula i nie zaprzepaściła jego apostolskiej posługi - tak i nasza ostrożność nie zaszkodzi bohaterom dzisiejszych kampanii chrześcijańskich, festiwali życia  i innych podobnych iventów.

 Dopiero po jakimś czasie okazuje się bowiem, czy dany gwiazdor spotkań ewangelizacyjnych naprawdę jest nowym stworzeniem, czy też wciąż we krwi pozostał mu jakiś rodzaj gangsterki, tyle że uprawianej już nie na ulicy, a w kręgach kościelnych. Biblia mówi, że kto jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem: tare przeminęlo, oto wszystko stało się nowe [2Ko 5,17].

Z tego powodu rozsyłanie wspomnianego maila oraz dziwne zamiłowanie do szokującego nazewnictwa i haseł, nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie niepokoi i zasmuca.

4 komentarze:

  1. Co do oceny tego zjawiska zgadzam się całkowicie. Co do przypadku brata Piotra (bo jak się domyślam o niego chodzi) nie chciałbym uogólniać. Sam zgadzam się z większością jego tez, choć tekst uważam po prostu za zbyteczny (jeżeli chodzi o jego publiczne rozpowszechnianie) by nie powiedzieć gorszący dla ludzi niewierzących. Najważniejsze jest jednak to, że taka tematyka i retoryka nie dominuje absolutnie w tekstach i zachowaniach Piotra. Ja jestem zbudowany tym, co czytam u niego na fb.

    OdpowiedzUsuń
  2. Denominacje,stronnictwa i różnice zawsze były jak kościół kościołem i jest to zjawisko normalne.
    O pierwszych różnicach czytamy już w dziejach i listach apostolskich. Niekiedy było to nawet powodem do zerwania współpracy Dz. 13:13 i 15:38.
    Ludzie mający inne zdanie na tematy tzw. teologiczne i organizacyjne byli jednak "domownikami wiary" i braćmi.
    We współczesnych społecznościach ewangelicznych widzę niepokojące zjawisko. Zamiast czerpać wzorce z różnorodności nowotestamentowego kościoła czerpiemy wzorce z postępowania wielkich wyklinających się nawzajem historycznych kosciołów.
    Nawróciłem się wiele lat temu i pierwsze kroki stawiałem w społeczności która była jedyną ewangeliczną wspólnotą w promieniu najbliższych 50km i nikomu nie przeszkadzało to że ktoś jest bardziej wolnym ktoś bardziej baptystyczny a inny bardziej zielonoświątkowy. Wiele dobrych rzeczy robiliśmy razem mimo różnic w poglądach.
    Do tej pory pozostał we mnie dobry zwyczaj że poznając nowych ludzi interesują mnie przede wszystkim ich relacje z Bogiem a dopiero później, albo nawet wcale - to jaką społeczność reprezentują.
    Często jednak spotykam się z dziwnymi pytaniami na dzień dobry - jakie ugrupowanie reprezentuję. Był zbór w którym budowałem się wiele lat temu i jest obecnie inny zbór w którym wzrastam i buduję się też w społeczności wierzących o różnych poglądach, dla których nie ma najmniejszego znaczenia jaki zbór reprezentuję. Tego typu pytania to często prowokacja do podziału lub pretekst do nawracania już wierzących.
    W obecnym ewangelicznym chrześcijaństwie normalną rzeczą jest to, że ludzie dziś chodzą do zboru baptystów, później do ewangelicznych chrześcijan, później do wolnych, zielonoświątkowców i nie znaczy to wcale że tak szybko zmieniają swoje poglądy i relacje z Bogiem. Szukają zboru gdzie nie tylko będą wzrastać dzięki mocnemu Słowu ale także zboru który ich zaakceptuje i w którym mogliby sami służyć czymś innym.
    Denominacje współczesne nie wynikają więc z jednolitej nauki wewnątrz zboru a najczęściej wynikają z tego czy i jak się w tym zborze wzrasta oraz z tzw. "strefy wpływów" liderów kościelnych.
    Szanuję ludzi, którzy aby mieć dobre relacje z Bogiem muszą swoją wiarę realizować poprzez duże budynki kościelne, ordynowanych biskupów, prezbiterów, pastorów, pełniących obowiązki pastorów, skomplikowane ceremonie i specjalne szaty i naczynia, ale nie ukrywam że nie jest to naśladownictwo kościoła nowotestamentowego a tylko próba wzorowania się na kosciele rzymskim.
    Przeżyłem też lekkie rozgoryczenie gdy kilka osób, którym poświęciłem wiele czasu i modlitwy o nich znalazło Boga ale i znalazło sobie miejsce w innych kościołach niż ja chciałbym ich widzieć. Bardzo szybko jednak przestałem się tym martwić a cieszyłem się że są przede wszystkim Chrystusowi i mimo różnic mam z nimi bardzo dobre relacje.

    Rozumiem jednak autora tego maila. Wiele razy miałem rozterki do jakiej społeczności posłać człowieka, który dopiero co rozpoczął życie z Bogiem. Nieraz już tacy ludzie zdawali mi swoje relacje z pierwszej wizyty "msza w tym kościele odbywała się prawie tak samo jak moim dawnym kościele parafialnym, tylko muzyki było trochę więcej i ksiądz czasem ma a czasem nie ma koloratki". Z tego też powodu za o wiele lepsze miejsce do rozwoju "młodego" chrześcijanina uważam małe grupy wolne od tradycji i dogmatów katolickich a także tradycji i dogmatów poszczególnych denominacji ewangelicznych. W małej grupie takim człowiekiem ktoś się zajmie. W wielkim denominacyjnym kościele człowiek często niewiele różni się od krzesła na którym siedzi. Dobrze że jest ale najważniejsze aby nie zakłócał porządku nabożeństwa i zbyt wielu dociekliwych pytań nie zadawał.
    Przede wszystkim kościół to tętniące życiem Ciało Chrystusa z poszczególnymi różnymi członkami a nie organizacja lub organizacje religijne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałem ten tekst i podobnie jak brat jestem zasmucony. Zasmucony tym bardziej, że tezy zawarte w tej publikacji odpowiadają coraz większej rzeszy dzisiejszych chrześcijan. Być może jest to wynikiem zmian, obserwowanych ogólnie, mam na myśli dążenie do niezależności, niechęc do podporządkowywawania się, pycha, duma i wyniosłość. Nie mam zamiaru pastwić się nad tymi biednymi chrześcijanami. Niech im Pan Bóg błogosławi i niech oświeci oczy ich serc.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chcąc wdawać się w polemikę stwierdzę jedynie, iż dla zwykłej rzetelności i przyzwoitości wypadało by podać tytuł i autora wspomnianej w artykule książki...

    OdpowiedzUsuń