15 lutego 1951 roku miało miejsce absolutnie niecodzienne przesunięcie granic międzypaństwowych, a zdarzyło się to w kraju nad Wisłą! Na mocy podpisanej tego dnia specjalnej umowy, Polska przekazała Związkowi Radzieckiemu 480 km kw. obszaru województwa lubelskiego, a w zamian dostała 480 km kw. ziemi w Bieszczadach.
Oficjalnie podawano, że zamiana terytoriów odbyła się z inicjatywy polskiej i miała przynieść Polsce konkretne korzyści ekonomiczne. A jak było naprawdę? ZSRR przejął ważną strategicznie linię kolejową przebiegającą nad Bugiem i żyzne czarnoziemy dodatkowo kryjące w sobie bogate i łatwo dostępne złoża węgla kamiennego, gdzie po 8 latach zbudowano cztery wielkie kopalnie.
Rzekomo korzystna dla Polski wymiana oznaczała, że po jej stronie znalazły się górzyste i mało żyzne ziemie w Bieszczadach z wyczerpanymi już złożami ropy naftowej. Dziś można mówić otwarcie, że pod przykrywką idei prostowania granicy, faktycznie Sowieci zyskali tzw. kolano Bugu, a Polacy nie mieli innego wyjścia, jak tylko zgodzić się na tak ‘korzystną’ dla nas zamianę.
Abstrahując od kwestii historyczności i sprawiedliwego przebiegu granic z naszymi wschodnimi sąsiadami, podkreślmy, że granice narodów są zazwyczaj okupione wielką pracą i krwawą walką swych wcześniejszych pokoleń. Mało tego, z Biblii wynika, że sam Bóg z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania [Dz 17,26]. Nikt nie powinien łatwo godzić się na żadne 'kuszące' propozycje zmian w tym zakresie.
Bardzo interesujące jest przyjrzeć się, jak precyzyjnie Bóg określał granice poszczególnych plemion Izraela, gdy osiedlał go w Ziemi Obiecanej. Nie mogło być tu mowy o żadnej dowolności ani o samowolnym przesuwaniu tych granic. Owe granice były Bożym postanowieniem na zawsze i nie mogły zależeć od okresowych korzyści którejś ze stron, co wiele nam mówi także o stałości wyznaczanych przez Boga granic duchowych.
Przesuwaniem granicy z 15 lutego 1951 roku dobrze można zilustrować rozmaite zmiany i przesunięcia granic pomiędzy współczesnym Kościołem a światem. Odnoszę wrażenie, że synowie tego świata są przebieglejsi w rodzaju swoim od synów światłości [Łk 16,8]. Niektórym chrześcijanom zbyt łatwo można wmówić, że to tylko prostowanie granicy, i że wyjdzie im to na dobre.
Bardzo celna puenta! Choć mówi o smutnej sprawie. Tak chrześcijanie ulegli chytrości świata. W 1951 r musieliśmy się zgodzić na "korzystne wyprostowanie". Ale dzisiaj nikt nie ma takiej presji nad chrześcijaninem. Sam, z własnej (i nieprzymuszonej) woli zgadza się na zabieranie bogactwa Królestwa Bożego. To wielki dramat. Co gorsza - Pan Bóg na pewno rozliczy każdego za trwonienie Jego majątku.
OdpowiedzUsuńStójmy więc na straży! Podejmijmy bój o wiarę raz swiętym przekazaną.
Pozdrawiam
waldek
Waldek, a o jakim trwonieniu Bożego majątku mówisz? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHarry, „majątek” Królestwa Bożego to „sprawiedliwość, pokój i radość”. Kiedy wchodzimy do Królestwa Bożego (nowe narodzenie) – cały obszar naszego życia należy do Boga. I nie wolno go wymieniać z ZSRR (ze światem)!:)
OdpowiedzUsuńJeśli więc, np. kłócimy się w małżeństwie czy w zborze – wymieniamy sprawiedliwość na niesprawiedliwość. Jeśli gonimy za mamoną, nie mając czasu na nabożeństwa, jeśli przesiadujemy przed TV, gadamy godzinami o byle czym – całe obszary naszego życia, które powinny należeć do Boga, są „oddane” światu. O takim trwonieniu majątku mówiłem, i myślę, że zgodzisz się z tym, iż w życiu chrześcijan jest tego bardzo dużo, o wiele za dużo.
Pozdrawiam
waldek
Komentarze piszą, a czy budujące, czy bulwesujące nie zaznaczają...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marian i czekam na przemyślenia z tych innych ziem...