2 lutego 1971 roku w irańskim kurorcie Ramsar podpisana została tzw. Konwencja Ramsarska (ang. Ramsar Convention on Wetlands). Pełna nazwa tego aktu prawnego brzmi: Konwencja o obszarach wodno-błotnych mających znaczenie międzynarodowe, zwłaszcza jako środowisko życiowe ptactwa wodnego.
W celu upamiętnienia tego faktu, drugi dzień lutego ustanowiono Światowym Dniem Obszarów Wodno-Błotnych [World Wetland Day]. Daje to coroczną okazję do przypominania potrzeby ochrony i utrzymania w niezmienionym stanie obszarów określanych jako "wodno-błotne". Szczególnie chodzi w tym o utrzymanie populacji ptaków wodnych zamieszkujących owe tereny.
Dotyczy to 40 typów obszarów bagien, błot, torfowisk lub zbiorników wodnych. Według danych z października 2009 roku konwencją ramsarską objętych jest 1869 obszarów na całym świecie o łącznej powierzchni ponad 183 mln hektarów. Na terenie Polski mamy 13 takich miejsc przyrody chronionej (łącznie ponad 125 tys. ha), wpisanych na listę konwencji ramsarskiej.
Samą ideę ochrony takich terenów pozostawię bez komentarza. Wydaje mi się, że w większości przypadków i tak pozostają one poza obrębem zainteresowania inwestorów przemysłowych. Robieniu wielkiego szumu medialnego w sprawie ich ochrony przyświeca raczej chęć osiągnięcia dobrych wyników w innej dziedzinie. Jedna z największych na świecie organizacji działających na rzecz ochrony środowiska naturalnego WWF (Word Wildlife Fund) już w samej nazwie ten element zawiera.
Chcę na okoliczność Światowego Dnia Mokradeł wspomnieć o całkiem innej sprawie. Mokradła wg słownika języka polskiego to – grząski, podmokły obszar; grzęzawisko, trzęsawisko, bagno, moczar. Jest to więc miejsce, owszem, przyjazne i miłe dla dzikiego ptactwa, natomiast bardzo niebezpieczne dla ludzi. Niejeden koszmar wydarzył się w ludzkim życiu, niejeden horror został nakręcony po tym, jak ktoś niechcący znalazł się na takim trzęsawisku.
Wszędzie, w każdym ludzkim zbiorowisku, można napotkać też bagno w sensie duchowym. Niebezpieczeństwo, jak to z bagnem bywa, tkwi w tym, że na pierwszy rzut oka, przy pierwszym podejściu, wszystko wygląda bardzo zachęcająco, a nawet bezpiecznie. Jednak po jakimś czasie zaczynamy zdawać sobie sprawę, że coś nas zaczyna wciągać.
Czasem, żeby popaść w jakieś życiowe grzęzawisko, wystarczy zły wpływ pojedynczego człowieka. Zostaniemy gdzieś zaproszeni. Otrzymamy ciekawą propozycję. Skusi nas oferta wspaniałych doznań, a przynajmniej chwilowej odskoczni od szarzyzny życia. Niepozorny początek, a potem życiowy dramat. Nieraz też pochłonąć potrafi nas coś, co samo w sobie nie jest złe, ale na tyle nas wciągnie, że stracimy grunt pod nogami.
Co wtedy robić? Tęsknie oczekiwałem Pana: Skłonił się ku mnie i wysłuchał wołania mojego. Wyciągnął mnie z dołu zagłady, z błota grząskiego. Postawił na skale nogi moje. Umocnił kroki moje [Ps 40,2–3]. Duchowych mokradeł na szczęście Bóg nie ochrania. Gdy zaczynamy wzywać Jego pomocy, to albo wkrótce osuszy bagno, w którym się znaleźliśmy, albo cudownie nas z niego wyciągnie. Każdy bowiem, kto wzywa imienia Pańskiego, zbawiony będzie [Rz 10,13].
Czerpię wiele nadziei z tego, że Jezus, któremu służę potrafi chodzić i po wodzie i po bagnie (w tym: bagnie ludzkiego życia). Mam wrażenie, że Jezus wyposaża nas nawet w duchowe kamizelki ratunkowe z napisem "Dobra Nowina", abyśmy razem z Nim ludzi z tych bagien wyciągali.
OdpowiedzUsuńFakt, idzie się ubrudzić przy tej robocie, może nawet podtopić - ale warto, wystarczy później spojrzeć w oczy takiego błotnego topielca. Dziękuję za dzisiejszą inspirację :).