04 marca, 2010

Popularność

4 marca 1966 roku lider zespołu The Beatles, John Lennon, powiedział w wywiadzie dla brytyjskiej gazety Evening Standard, że grupa The Beatles jest popularniejsza od Chrystusa. Słowa te wywołały powszechne oburzenie. Jak mógł?! Cóż za tupet?!

 Czy jednak Lennon nie miał racji? Popularność to posiadanie uznania wśród szerokiego ogółu; wziętość, rozgłos, powodzenie. Człowiekiem popularnym wobec tego  nazywamy kogoś cieszącego się rozgłosem, cenionego przez ogół, znanego i sławnego.

 Lennon wypowiedział się o tym, co jest popularne w świecie. Czy kimś takim jest tu Jezus Chrystus?

Spójrzmy prawdzie w oczy. Ilu ludzi w Polsce z wypiekami na twarzy rozczytuje się w słowach Jezusa? Ilu rozmawia o Nim przy kawie? Ile poduszek ma okazję poznać senne marzenia o spotkaniu z Jezusem? Ile kolorowych gazet chce zamieścić o Nim jakąś wzmiankę lub ciekawostkę?

Uwagę tłumów przyciąga coś całkiem innego. Wielotysięczną publiczność gromadzą imprezy rozrywkowe, konkursy, zawody sportowe, koncerty, wystawy itd. Dla przykładu, bieg Justyny Kowalczyk w minioną sobotę oglądało ponad osiem milionów Polaków. Pytam: Ilu wpatrywałoby się w ekran, gdyby był tam program o Jezusie?

 Świecka popkultura i Jezus – to dwa różne światy. Jezus Chrystus nigdy nie zabiegał o popularność w potocznym znaczeniu tego słowa. Jezus zaś poznawszy, że zamyślają podejść, porwać go i obwołać królem, uszedł znowu na górę sam jeden [Jn 6,15].

 Odważę się powiedzieć wręcz coś takiego: Popularność w świecie i w Królestwie Bożym wykluczają się wzajemnie. Kto chce być popularny na świecie ryzykuje brak znajomości w niebie. Kto jest dobrze znany w niebie, tutaj płaci cenę niepopularności.

 Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi [Jn 15,19]. Podobnie wyraził się apostoł Paweł napisał o losie sług Bożych: staliśmy się jak śmiecie tego świata, jak omieciny u wszystkich aż dotąd [1Ko 4,13].

Ktoś może oczywiście powiedzieć, że Lennon żył zaledwie czterdzieści lat, a Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8].  Albo, że Biblia na przestrzeni wieków została wydana w większej ilości egezmplarzy niż płyty Beatelsów. Albo, że Jezus ma ponad dwa miliardy formalnych wyznawców na świecie. To prawda. W popularności nie chodzi jednak o wielowiekowość istnienia, a o siłę przyciągania tu i teraz. Jezus miał tłumy tylko w Izraelu i na bardzo krótko. The Beatels miał miliony fanów na wszystkich kontynentach.

Moim zdaniem Lennon miał rację. Grupa The Beatles i wiele następnych, stały się bardziej popularne od Chrystusa na tym świecie. Dlaczego? Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata [Jn 18,36].

Myślę, że Panu Jezusowi nie tyle zależy na popularności w świecie, co na bliskości z każdym, kto w Niego uwierzył. A kto Go naprawdę pokocha, z pewnością będzie czynił Go znanym w swoim środowisku.

1 komentarz:

  1. Ludzie i popularność przemijają pamięć o nich umiera , a wiara chrześcian trwa na wieki i BÓG jest wciąż obecny! DEK

    OdpowiedzUsuń