21 maja, 2010

Różni, a tacy sami!

Kładąc nacisk na potrzebę wzmocnienia potencjału kultury jako środka, który pomaga osiągnąć dobrobyt, zrównoważony rozwój i globalne pokojowe współistnienie, Zgromadzenie Ogólne ustanowiło dzień 21 maja Światowym Dniem Różnorodności Kulturowej - w Trosce o Dialog i Rozwój (rezolucja 57/249) – przeczytałem dziś na oficjalnej stronie warszawskiego ośrodka informacji ONZ.

Główną przesłanką ogłoszenia Dnia Różnorodności Kulturowej jest alarmująca myśl, że wczorajszy świat opierał się na różnicach, a dzisiejszy za bardzo zmierza do unifikacji. Zachodzi potrzeba pogłębienia świadomości, że najsilniejszym spoiwem ludzkości jest jej kulturowa różnorodność. Powinniśmy nie tylko zapewnić możliwości pokojowego współistnienia jednostek i grup reprezentujących różne korzenie kulturowe, ale także chronić to bogactwo różnorodności. Stanowi ono bowiem wielkie dziedzictwo całej ludzkości.

Z jednej strony, gloryfikacja globalizacji, światowego systemu monetarnego, rządu światowego i unifikacja wszystkich przepisów. Na szczęście, z drugiej strony, ważny głos rozsądku, że koniecznie trzeba utrzymać i chronić odrębność i różnorodność poszczególnych narodów i kultur.

Nigdy nie zapomnę, jak w 1985 roku, stojąc w pośrodku ośmiotysięcznego, wielokolorowego tłumu zielonoświątkowców, którzy zjechali się z całego świata do Zurychu, znalazłem się pod niezwykłym wrażeniem jedności w różnorodności. Tak bardzo różni kulturowo, a jednak byliśmy wyraźnie zjednoczeni w jednym Duchu!

Nie było potrzeby, ażeby wszyscy tak samo się zachowywali. Modlitwa i śpiew jednych była pełna ekspresji, podczas gdy inni stali spokojnie w duchowym skupieniu. Falujące barwy strojów afrykańskich rozdzielały nieruchome pastele europejskich garniturów i żakietów. Zachwycałem się atmosferą tamtych dni. Podziwiałem Boga, który stworzył tę chwalebną różnorodność, a jednocześnie w Duchu scalił ją w jedno Ciało Chrystusa.

Unikam miejsc i ludzi, gdzie oczekuje się ode mnie, a nawet to wymusza, że powinienem wyglądać i zachowywać się tak, jak większość. Tylko jeden rodzaj jedności mnie pociąga; taki, który uznaje moją odrębność i nie narzucając mi niczego, jednocześnie do tego stopnia nastraja mnie na tę samą falę, co wszystkich pozostałych, że z przyjemnością tę jedność wyrażam.

 Mam na myśli mniej więcej coś takiego: Potem widziałem, a oto tłum wielki, którego nikt nie mógł zliczyć, z każdego narodu i ze wszystkich plemion, i ludów, i języków, którzy stali przed tronem i przed Barankiem, odzianych w szaty białe, z palmami w swych rękach [Obj 7,9]. Tak bardzo różni, a jednak tacy sami, bo zjednoczeni uwielbianiem Syna Bożego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz