Mamy dziś 11 maja, więc pozwolę sobie sięgnąć równo pięćdziesiąt lat w przeszłość i przywołać z historii, tyle drastyczny, co i pouczający incydent. Myślę o porwaniu Adolfa Eichmanna – niemieckiego funkcjonariusza nazistowskiego, ludobójcy i zbrodniarza wojennego, głównego wykonawcy i koordynatora tzw. Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Żydowskiej.
Wiadomo, że po wojnie, dzięki pomocy niektórych hierarchów rzymskokatolickich, Eichmann zbiegł do Ameryki Południowej. W 1950 roku napisał do żony, dając jej znać, że jest w Argentynie. Następnego roku powitał ją wraz dziećmi na lotnisku w Buenos Aires. W 1959 roku podjął pracę jako mechanik-spawacz w tamtejszej fabryce Mercedes-Benz. Kupił ziemię w dystrykcie Bancalari i z synami zaczął budować dom. W wolnych chwilach oddawał się przyjemności uprawiania przydomowego ogródka. Okolica była słabo zaludniona, co stwarzało nadzieję, że będzie się mógł dobrze zadekować na resztę życia.
Nadszedł jednak 11 maja 1960 roku. Dziś w okolicach Buenos Aires jest 17 stopni Celsjusza i wieje lekki, południwo–wschodni wiatr. Pięćdziesiąt lat temu mogło być całkiem podobnie. Adolf Eichmann wysiadł z autobusu i szedł w stronę swego ustronnego domu. Nagle pojawili się agenci Mosadu i przerwali mu tę życiową sielankę.
Najpierw agenci przetrzymywali Eichmanna w specjalnie przygotowanym miejscu. Skonfrontowali jego numery członkowskie SS oraz partii nazistowskiej i upewnili się, że złapali właściwego człowieka. Gdy samolot wiozący izraelskich dyplomatów był gotowy, przemycili nań odurzonego narkotykami Eichmanna. Wylądowali w Izraelu 22 maja 1960 roku. Prezydent Izraela podał mediom informację o jego aresztowaniu, co wywołało konflikt dyplomatyczny z Argentyną.
Proces rozpoczął się 11 kwietnia 1961 roku. Eichmann został uznany winnym; zbrodni przeciwko ludności żydowskiej, zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko ludzkości oraz przynależności do zbrodniczych organizacji. Skazano go na karę śmierci. O północy z 31 maja na 1 czerwca 1962 roku wyrok wykonano.
Zanim to nastąpiło, prowadzący misję chrześcijańską w Jerozolimie pastor William Hull, zaoferował władzom izraelskim, że jest gotów zająć się duszą Eichmanna. Obrońca od razu oświadczył, że jego klient nie życzy sobie pociechy duchowej. Jeśli już by chciał kogoś widzieć, to tylko Jezuitę. Twierdził, że „Jezuita mógłby go zrozumieć lepiej, niż ktokolwiek inny”.
Mimo to Hull odwiedzał Eichmanna w celi dwanaście razy. Eichmann odmówił czytania Starego Testamentu. Stwierdził, że to nic innego, jak żydowskie opowieści. Powiedział Hullowi, że nie wierzy w piekło. Po paru spotkaniach w celi z próbą rozważania Biblii, skazany napisał list do pastora, że nie chce więcej marnować jego czasu. Stwierdził, że porzucił Kościół z poważnych powodów i dalsze dyskusje byłyby bezpodstawne. Nie okazał żadnej skruchy.
Wracając do dnia 11 maja 1960 roku w okolicach Buenos Aires, zastanawiam się, jak owo porwanie przez agentów Mosadu mógłby odebrać nie znający przeszłości Eichmanna, jakiś jego sąsiad lub przygodny obserwator? Prawdopodobnie z oburzeniem pomyślałby, że źli ludzie napadli na spokojnego człowieka, ojca czworga dzieci, brutalnie przerwali mu sielankę życia rodzinnego i gdzieś powieźli go w złych zamiarach. Trzeba było znać czyny tego zbrodniarza, aby właściwie zrozumieć przyczynę całego zajścia.
Faktycznie ta akcja służb specjalnych Izraela, to jeden z licznych przykładów, że Bóg się nie da z siebie naśmiewać; albowiem co człowiek sieje, to i żąć będzie [Ga 6,7]. Swego czasu tę prawdę na własnej skórze poznał pogański król Adonibezek. Wprawdzie najpierw uciekł, oni zaś gonili go i pochwycili, i obcięli mu kciuki u rąk i nóg. Wtedy rzekł Adonibezek: Siedemdziesięciu królów z obciętymi kciukami u rąk i nóg zbierało okruszyny pod moim stołem; jak ja uczyniłem, tak odpłacił mi Bóg [Sdz 1,6–7]. Znamy przecież tego, który powiedział: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę; oraz: Pan sądzić będzie lud swój. Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego [Hbr 10,30–31].
Kto odrzuca Syna Bożego, ten nie ma żadnej ucieczki przed sądem Bożym. Choćbyś założył swoje gniazdo wysoko jak orzeł, jednak i stamtąd cię strącę - mówi Pan [Jr 49,16]. Najwidoczniej Bóg wypowiedział o Eichmannie podobne słowa: Oto Ja jestem przeciwko tobie, zuchwalcze - mówi Wszechmocny, Pan Zastępów, gdyż nadszedł twój dzień, czas, kiedy cię ukarzę [Jr 50,31] i dlatego nigdzie nie mógł się schować.
Psalmista zapytał: Dokąd ujdę przed duchem twoim? I dokąd przed obliczem twoim ucieknę? [Ps 139,7]. Na szczęście nie muszę i nie chcę ukrywać się przed obliczem Bożym. Bóg przebaczył mi wszystkie moje grzechy. Poprzez wiarę w Syna Bożego zostałem usprawiedliwony i mam pokój z Bogiem. A Ty?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz