Równo dwadzieścia lat temu, 24 maja 1991 roku pobito światowy rekord lotniczego przewozu pasażerskiego. W ramach operacji „Salomon” izraelski Boeing 747-400 linii lotniczych El Al zabrał na pokład 1122 pasażerów. Dodajmy, że normalnie, w wariancie najbardziej ekonomicznym, samolot ten ma 624 miejsca pasażerskie.
Operacja Salomon była tajną akcją wojskową Izraela zorganizowaną w celu ratowania Żydów etiopskich tzw. felaszów, którzy z powodu destabilizacji politycznej w Etiopii znaleźli się w poważnym niebezpieczeństwie. Rząd Izraela postanowił ratować rodaków i przetransportować ich drogą powietrzną do Izraela.
Samoloty Izraelskich Sił Powietrznych C–130 latały bez przerwy tam i z powrotem, wyładowane do granic możliwości. W ciągu zaledwie 36 godzin przewieziono 14 325 osób. W akcji wzięły też udział samoloty cywilne. Jeden z tych lotów wyróżnił się szczególnie, ustanawiając wspomniany rekord.
Gdy myślę dziś o Operacji Salomon, to jakoś rośnie mi serce. Zamieszkujący w Etiopii Fedaszowie, potomkowie Żydów, którzy przed wiekami tam się osiedlili, zwani także Czarnymi Żydami, po wybuchu tamtejszej wojny domowej nie pozostali bez pomocy, zdani na pastwę głodu i krwiożerczych rebeliantów. Państwo Izrael spisało się znakomicie!
Serce rośnie mi także z innego powodu. Piloci wspomnianego Boeinga 747 wiedzieli, ile osób normalnie można wpuścić na pokład. Mogli się uprzeć i w świetle przepisów prawa jak najbardziej byliby czyści. Jednakże nie byli tzw. służbistami. Potrafili wejść w położenie ludzi, którym groziło pozostanie w Etiopii, a znając rzeczywistą moc silników i udźwig swojego samolotu, podali im rękę.
Jakże często upierdliwe trzymanie się przepisów utrudnia, a nawet zaprzepaszcza szanse na skuteczne udzielenie ratunku. Płakać się chce, gdy czasem, w sytuacji wyjątkowej, przyjdzie człowiekowi stanąć oko w oko z panią za biurkiem czy jakimś innym tzw. przedstawicielem prawa, bezdusznie cytującymi mu jakiś przepis i odprawiającymi go z kwitkiem. Oto dlaczego tak często mamy w sercach złe emocje w stosunku do policjantów, celników, strażników miejskich i ogólnie - wszelkiej maści urzędników.
W jednej chwili polubiłem tych dwóch nieznaych mi bliżej izraelskich pilotów, a zarazem wszystkich ratowników biorących udział w Operacji Salomon! Jestem przekonany, że ich postawa spodobała się też samemu Bogu, bo On jest Ratownikiem nr 1! On dla ratowania ludzi z ich grzechów posłał własnego Syna! Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny [Jn 3,16].
Syn Boży w osobie Jezusa z Nazaretu był niezwykłym ratownikiem. Miał wielkie współczucie dla ludzi! Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby szukać i zbawić to, co zginęło [Łk 19,10]. Dobrze wiedział, co należy i co powinien robić, bo kierował nim Duch Święty, a nie martwa litera. Można powiedzieć, że Jezus pomagając ludziom raz po raz łamał rozmaite żydowskie przepisy. Zyskiwał jednak coraz większe upodobanie w oczach Ojca i wśród uratowanych ludzi.
Jeśli ktoś chciałby nazwać decyzję pilotów z Operacji Salomon szaleństwem, to daj Boże, żebyśmy takich szaleńców mieli jak najwięcej. Sam chcę stawać się kimś takim, zwłaszcza w zakresie ratowania ludzkich dusz przed wiecznym potępieniem.
Zachowaj mnie, Boże, przed bezdusznym trzymaniem się litery, choćby nawet miała to być litera samego Pisma Świętego, bo litera zabija, duch zaś ożywia [2Ko 3,6].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz